Rano obudził mnie dziwny dźwięk, jakby krzyk. Tylko czyj to mógł być krzyk? Wstałam więc szybko z łóżka i pobiegłam do pokoju rodziców. Gdy weszłam do środka zobaczyłam Maxa stojącego w łóżeczku ze łzami lecącymi po policzkach. Szybko podbiegłam do niego i wzięłam go w ramiona po czym mocno przytuliłam i zaczęłam kołysać. Zawsze rano to pomagało, a Mały zasypiał i ja również mogłam jeszcze godzinkę poleżeć w łóżku. Niestety tym razem tak nie było. Wzięłam go i wyszliśmy z pokoju, aby rodzice mogli sobie jeszcze pospać i skierowaliśmy się na dół do kuchni. Posadziłam małego w specjalnym dla niego foteliku, po czym zabrałam się za zrobienie nam śniadania.
- Na co masz ochotę Szkrabie? Ach tak wiem, pewnie kaszkę byś zjadł co nie? Dobrze myślę? - Max, aż podskoczył, gdy usłyszał co chcę mu zrobić do jedzenia. Po zrobionej kaszce dla małego i daniu mu jej, siadłam przy wysepce kuchennej i zaczęłam jeść swoje śniadanie, a mianowicie jajecznicę. Gdy oboje skończyliśmy jeść umyłam po nas naczynia i wzięłam małego na ręce, po czym udałam się na górę do mojego pokoju, aby przebrać Maxa i sama również musiałam się ubrać, bo przecież nie będę cały dzień chodzić w pidżamie, a po obiedzie jedziemy do przyjaciółki mamy. Jak ja bardzo chciałabym zostać u dziadków, nie mam ochoty tam jechać. Trudno jakoś przeżyje. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
- Jo?
- Jestem u siebie.
- Co tak wcześnie wstałaś? Ty nigdy nie wstawałaś tak wcześnie rano, coś się musiało stać, bo raczej rannym ptaszkiem to ty nie jesteś.
- Max mnie obudził, był głodny, więc go nakarmiłam, a przy okazji to sama zjadłam śniadanie. Nie jesteś zła, że nie zjadłam z wami i dziadkami? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, że nie jestem zła. - odpowiedziała mama.
- To dobrze. - stwierdziłam z ulgą w głosie.
- A gdzie Max? Wezmę go, a ty spokojnie się ubierz i spakuj porozrzucane po całym pokoju rzeczy, dobrze? - zapytała mama i pokazała palcem na podłogę w moim pokoju.
- Max!? Coś ty zrobił? - aż krzyknęłam, jak to zobaczyłam. Wszystkie, dosłownie wszystkie moje ciuchy leżały naokoło torby, a powinny leżeć w niej. Tak, to mój kochany braciszek bawił się i powyrzucał ciuchy na podłogę. Dobrze, że mama go wzięła, bo nie wiem co by się stało. Od razu wzięłam się do składania i wkładania ubrań do torby. Zajęło mi to dość dużo czasu, bo niektóre rzeczy musiałam szukać nawet pod łóżkiem. Gdy już wszystko było na swoim miejscu, wzięłam kosmetyczkę, ciuchy na przebranie i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic oraz umyłam włosy. Po wyjściu spod prysznica ubrałam się w wybrane wcześniej ciuchy, a mianowicie granatowe spodnie, białą koszulkę, a na to czarną bluzę. Włosy rozczesałam i wysuszyłam, po czym wzięłam lokówkę i zaczęłam robić sobie loki. Jako, że moje włosy są naturalnie proste, to, aby mieć loki to muszę użyć lokówki. Gdy skończyłam z włosami wytuszowałam rzęsy i nałożyłam lekki podkład, bo pogoda nie była dzisiaj zbytnio przyjemna, a ja i tak już wyglądałam strasznie. Po około 30 minutach "robienia się na bóstwo", jak to mówi mój tata, wyszłam z łazienki i udałam się do pokoju. Schowałam kosmetyczkę do torby i udałam się na dół. Schodząc po schodach usłyszałam śmiechy rodziców i dziadków. Pomyślałam, że już wszyscy wstali i jedzą śniadanie. Od razu udałam się do kuchni, wchodząc do pomieszczenia wszystkie głowy zostały skierowane w moją stronę, aż się zaczerwieniłam. Usiadłam koło taty, a ten od razu mnie przytulił do siebie i powiedział na ucho, że pięknie wyglądam. Jeszcze bardziej się zaczerwieniłam, bo nigdy nie słyszałam od mojego taty takich słów skierowanych do mnie, pomyślałam, że musiało się coś stać skoro mi tak powiedział, albo może faktycznie wyglądałam ładnie. Odpowiedziałam mu uśmiechem, na co on również się uśmiechnął. Gdy reszta domowników skończyła jeść śniadanie, ja zaoferowałam się, że pozmywam. Oczywiście jak to moja babcia mi na to nie pozwoliła, ale ja jako,że z natury jestem strasznie uparta, to postawiłam na swoim. Gdy ja zmywałam reszta udała się do salonu i piła w spokoju kawę oraz jadła szarlotkę. Kiedy skończyłam dołączyłam do nich i razem rozmawialiśmy i śmialiśmy się.
***
- To o której wyjeżdżacie? - babcia zapytała mamę, gdy razem przygotowywały obiad.
- Po obiedzie, może nie tak od razu pojedziemy, posiedzimy jeszcze z wami, odpoczniemy i dopiero pojedziemy. - odpowiedziała mama.
- Och to dobrze, bo już myślałam, że szybko mnie opuścicie.
- Ja to bym chciała zostać u was jak najdłużej. - powiedziałam.
- Kochanie, to zostań z nami, dziadek na pewno się ucieszy. - odpowiedziała mi babcia.
- Jo, znowu zaczynasz? - zapytała mama z irytacją w głosie.
- Ale co znowu zaczynam? Po prostu nie chcę tam jechać i tyle. - odpowiedziałam spokojnie. Ale już czułam, że zaraz zacznie się kazanie.
- Nie ma, że nie chcesz, jedziesz i koniec tematu. - mama prawie krzyknęła, aż Max siedzący mi na kolanach podskoczył.
- Dobrze, poświęcę się i pojadę. Zadowolona? - zapytałam poirytowana.
- Bardzo. - odpowiedziała mi już trochę ciszej. Nie mogłam, już wytrzymać w tej kuchni więc wzięłam Małego i poszliśmy do salonu pooglądać bajki. Może się trochę zrelaksuję i zapomnę o tym co mnie czeka.
Po około dwóch godzinach bajek, Max zasnął, a ja siedziałam i patrzyłam w ekran telewizora i myślałam jak to spotkanie będzie wyglądać.
Pamiętam, że kilkanaście lat temu jak miałam może siedem lub osiem lat, przylecieliśmy do babci na wakacje. I wtedy pojechaliśmy odwiedzić panią Jay i jej męża. Dość dobrze wspominam ten okres, bo poznałam wtedy syna państwa Tomlinsonów - Louisa. Miał około 9, 10 lat. Pamiętam, że świetnie się wtedy bawiliśmy, wymyślaliśmy różne, a zarazem dziwne zabawy. Potem jak wróciliśmy do Polski, pisaliśmy do siebie listy, mi oczywiście pomagała w tym mama, bo nie umiałam jeszcze dobrze pisać. Później nasz kontakt się urwał i nie miałam z Louisem żadnego kontaktu, aż do dnia dzisiejszego. Za kilka godzin go zobaczę i tego się najbardziej boję, bo jak on mnie nie pozna? Nie pamięta, jak razem się bawiliśmy i wygłupialiśmy? Wszystko okaże się za kilka godzin i będzie to chwila prawdy.
- Jo nakryjesz do stołu? Bo zaraz jemy. - głos babci wyrwał mnie z zamyślenia
- Co? Ach tak już idę. - uśmiechnęłam się. Śpiącego Maxa położyłam na kanapie i poszłam po talerze oraz sztućce. Nakryłam ładnie do stołu, aż sama siebie zadziwiłam, że tak potrafię. Uśmiechnęłam się pod nosem jak jakiś głupek. Musiało to śmiesznie wyglądać. Stoisz sama na środku salonu i się śmiejesz sama do siebie.
- Co się tak śmiejesz do tego stołu? - zapytał tata wchodząc do salonu. Właśnie, od czasu śniadania go nie widziałam.
- Cieszę się, że udało mi się tak ładnie nakryć. A gdzie ty byłeś, nie widziałam cię kilka dobrych godzin. - zapytałam.
- Byłem z dziadkiem u mechanika, bo coś mu się z samochodem stało.
- Ale wszystko już jest w porządku, tak? - zapytałam z troską w glosie.
- Tak oczywiście, że tak.
- To dobrze. - odetchnęłam z ulgą.
- A co tak ładnie pachnie? - zapytał tata i poszedł do kuchni, a ja za nim, wszyscy byli w kuchni. Dziadek, tylko jak babcia nie patrzyła podjadał sałatkę, a ja gdy to zobaczyłam to zaczęłam się cicho śmiać, a dziadek puścił do mnie oczko. W tym samym momencie, gdy babcia się odwróciła i zauważyła, że się chichram to zapytała.
- Jo, a z czego ty się tak śmiejesz? Mam coś na twarzy?
- Nie, nie masz nic na twarzy, tak po prostu się śmieję - odpowiedziałam.
- Za młodymi nie nadążysz. - powiedziała babcia i przewróciła oczami. - A teraz zapraszam wszystkich do stołu.
Pomogłam babci i mamie pozanosić wszystkie smakołyki na stół. A gdy wracałam do kuchni po dzbanek z kompotem spotkałam mamę.
- Mamuś przepraszam. - powiedziałam i spuściłam głowę w dół.
- Też cię przepraszam, że tak naskoczyłam na ciebie. - odpowiedziała.
- Mamo posłuchaj, to nie o to chodzi, że ja nie chcę tam jechać, bo ja bardzo chcę, ale się boję. - wyjaśniłam.
- Czego się boisz?
- Tego, że Louis mnie nie pozna i mnie może nie pamiętać. - odpowiedziałam prawie ze łzami w oczach.
- Boisz się, że może cię nie pamiętać? To posłuchaj mnie teraz uważnie. Często rozmawiałam z Jay przez telefon i gdy tylko dowiedziała się, że chcemy ją odwiedzić to strasznie się ucieszyła. A gdy kilka dni później do niej dzwoniłam, aby dogadać szczegóły naszego pobytu u nich, to zapytała się czy ty też przyjedziesz. A gdy odpowiedziałam, że przyjedziesz i zapytałam dlaczego o to pyta, to powiedziała mi, że Louis o to poprosił, żeby się mnie spytała. Rozumiesz?
- Tak rozumiem i wow. Nie spodziewałam się tego, że on mnie jeszcze pamięta, ostatni raz widzieliśmy się przecież 11 lat temu.
- No widzisz, on też chce się z Tobą spotkać, nie martw się wszystko będzie dobrze. I mów mi jak coś Ci leży na sercu to od razu coś na to poradzimy. A teraz chodź, bo nam wszystko zjedzą i nic dla nie zostanie. - mama zaśmiała się. Poszłyśmy do salonu. Zauważyłam, że Max się obudził i tata trzymał go na kolanach i razem jedli. Po zjedzonym posiłku standardowo pomogłam babci i mamie posprzątać. Gdy skończyłyśmy dołączyłyśmy do reszty domowników okupujących salon i siadłyśmy na kanapie. Mama wzięła małego na górę w celu przebrania go, bo jak wcześniej powiedziała za jakąś godzinkę będziemy jechać. Ja również poszłam na górę pozbierać resztę swoich rzeczy i znieść torbę na dół. Gdy już wszystkie rzeczy były zapakowane w bagażniku, nadszedł czas pożegnania. Obiecałam dziadkom, że przyjadę do nich jak tylko będę miała chwilę wolnego. A mama zapewniła, że od teraz będziemy się częściej widywać. Tak więc pożegnaliśmy się z dziadkami, mama z babcią oczywiście się popłakały ja również uroniłam kilka łez. Pożegnania zawsze są trudne, a zwłaszcza dla mnie, czasem chciałabym być w kilku miejscach naraz, ale tak się nie da. Po długim pożegnaniu wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Widziałam w tylnej szybie jak rodzice mojej mamy nam machają. Pomyślałam sobie wtedy, że zobaczą mnie wcześniej niż myślą.
A teraz kolejny punkt naszej wycieczki - dom państwa Tomlinson.
- Na co masz ochotę Szkrabie? Ach tak wiem, pewnie kaszkę byś zjadł co nie? Dobrze myślę? - Max, aż podskoczył, gdy usłyszał co chcę mu zrobić do jedzenia. Po zrobionej kaszce dla małego i daniu mu jej, siadłam przy wysepce kuchennej i zaczęłam jeść swoje śniadanie, a mianowicie jajecznicę. Gdy oboje skończyliśmy jeść umyłam po nas naczynia i wzięłam małego na ręce, po czym udałam się na górę do mojego pokoju, aby przebrać Maxa i sama również musiałam się ubrać, bo przecież nie będę cały dzień chodzić w pidżamie, a po obiedzie jedziemy do przyjaciółki mamy. Jak ja bardzo chciałabym zostać u dziadków, nie mam ochoty tam jechać. Trudno jakoś przeżyje. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
- Jo?
- Jestem u siebie.
- Co tak wcześnie wstałaś? Ty nigdy nie wstawałaś tak wcześnie rano, coś się musiało stać, bo raczej rannym ptaszkiem to ty nie jesteś.
- Max mnie obudził, był głodny, więc go nakarmiłam, a przy okazji to sama zjadłam śniadanie. Nie jesteś zła, że nie zjadłam z wami i dziadkami? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, że nie jestem zła. - odpowiedziała mama.
- To dobrze. - stwierdziłam z ulgą w głosie.
- A gdzie Max? Wezmę go, a ty spokojnie się ubierz i spakuj porozrzucane po całym pokoju rzeczy, dobrze? - zapytała mama i pokazała palcem na podłogę w moim pokoju.
- Max!? Coś ty zrobił? - aż krzyknęłam, jak to zobaczyłam. Wszystkie, dosłownie wszystkie moje ciuchy leżały naokoło torby, a powinny leżeć w niej. Tak, to mój kochany braciszek bawił się i powyrzucał ciuchy na podłogę. Dobrze, że mama go wzięła, bo nie wiem co by się stało. Od razu wzięłam się do składania i wkładania ubrań do torby. Zajęło mi to dość dużo czasu, bo niektóre rzeczy musiałam szukać nawet pod łóżkiem. Gdy już wszystko było na swoim miejscu, wzięłam kosmetyczkę, ciuchy na przebranie i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic oraz umyłam włosy. Po wyjściu spod prysznica ubrałam się w wybrane wcześniej ciuchy, a mianowicie granatowe spodnie, białą koszulkę, a na to czarną bluzę. Włosy rozczesałam i wysuszyłam, po czym wzięłam lokówkę i zaczęłam robić sobie loki. Jako, że moje włosy są naturalnie proste, to, aby mieć loki to muszę użyć lokówki. Gdy skończyłam z włosami wytuszowałam rzęsy i nałożyłam lekki podkład, bo pogoda nie była dzisiaj zbytnio przyjemna, a ja i tak już wyglądałam strasznie. Po około 30 minutach "robienia się na bóstwo", jak to mówi mój tata, wyszłam z łazienki i udałam się do pokoju. Schowałam kosmetyczkę do torby i udałam się na dół. Schodząc po schodach usłyszałam śmiechy rodziców i dziadków. Pomyślałam, że już wszyscy wstali i jedzą śniadanie. Od razu udałam się do kuchni, wchodząc do pomieszczenia wszystkie głowy zostały skierowane w moją stronę, aż się zaczerwieniłam. Usiadłam koło taty, a ten od razu mnie przytulił do siebie i powiedział na ucho, że pięknie wyglądam. Jeszcze bardziej się zaczerwieniłam, bo nigdy nie słyszałam od mojego taty takich słów skierowanych do mnie, pomyślałam, że musiało się coś stać skoro mi tak powiedział, albo może faktycznie wyglądałam ładnie. Odpowiedziałam mu uśmiechem, na co on również się uśmiechnął. Gdy reszta domowników skończyła jeść śniadanie, ja zaoferowałam się, że pozmywam. Oczywiście jak to moja babcia mi na to nie pozwoliła, ale ja jako,że z natury jestem strasznie uparta, to postawiłam na swoim. Gdy ja zmywałam reszta udała się do salonu i piła w spokoju kawę oraz jadła szarlotkę. Kiedy skończyłam dołączyłam do nich i razem rozmawialiśmy i śmialiśmy się.
***
- To o której wyjeżdżacie? - babcia zapytała mamę, gdy razem przygotowywały obiad.
- Po obiedzie, może nie tak od razu pojedziemy, posiedzimy jeszcze z wami, odpoczniemy i dopiero pojedziemy. - odpowiedziała mama.
- Och to dobrze, bo już myślałam, że szybko mnie opuścicie.
- Ja to bym chciała zostać u was jak najdłużej. - powiedziałam.
- Kochanie, to zostań z nami, dziadek na pewno się ucieszy. - odpowiedziała mi babcia.
- Jo, znowu zaczynasz? - zapytała mama z irytacją w głosie.
- Ale co znowu zaczynam? Po prostu nie chcę tam jechać i tyle. - odpowiedziałam spokojnie. Ale już czułam, że zaraz zacznie się kazanie.
- Nie ma, że nie chcesz, jedziesz i koniec tematu. - mama prawie krzyknęła, aż Max siedzący mi na kolanach podskoczył.
- Dobrze, poświęcę się i pojadę. Zadowolona? - zapytałam poirytowana.
- Bardzo. - odpowiedziała mi już trochę ciszej. Nie mogłam, już wytrzymać w tej kuchni więc wzięłam Małego i poszliśmy do salonu pooglądać bajki. Może się trochę zrelaksuję i zapomnę o tym co mnie czeka.
Po około dwóch godzinach bajek, Max zasnął, a ja siedziałam i patrzyłam w ekran telewizora i myślałam jak to spotkanie będzie wyglądać.
Pamiętam, że kilkanaście lat temu jak miałam może siedem lub osiem lat, przylecieliśmy do babci na wakacje. I wtedy pojechaliśmy odwiedzić panią Jay i jej męża. Dość dobrze wspominam ten okres, bo poznałam wtedy syna państwa Tomlinsonów - Louisa. Miał około 9, 10 lat. Pamiętam, że świetnie się wtedy bawiliśmy, wymyślaliśmy różne, a zarazem dziwne zabawy. Potem jak wróciliśmy do Polski, pisaliśmy do siebie listy, mi oczywiście pomagała w tym mama, bo nie umiałam jeszcze dobrze pisać. Później nasz kontakt się urwał i nie miałam z Louisem żadnego kontaktu, aż do dnia dzisiejszego. Za kilka godzin go zobaczę i tego się najbardziej boję, bo jak on mnie nie pozna? Nie pamięta, jak razem się bawiliśmy i wygłupialiśmy? Wszystko okaże się za kilka godzin i będzie to chwila prawdy.
- Jo nakryjesz do stołu? Bo zaraz jemy. - głos babci wyrwał mnie z zamyślenia
- Co? Ach tak już idę. - uśmiechnęłam się. Śpiącego Maxa położyłam na kanapie i poszłam po talerze oraz sztućce. Nakryłam ładnie do stołu, aż sama siebie zadziwiłam, że tak potrafię. Uśmiechnęłam się pod nosem jak jakiś głupek. Musiało to śmiesznie wyglądać. Stoisz sama na środku salonu i się śmiejesz sama do siebie.
- Co się tak śmiejesz do tego stołu? - zapytał tata wchodząc do salonu. Właśnie, od czasu śniadania go nie widziałam.
- Cieszę się, że udało mi się tak ładnie nakryć. A gdzie ty byłeś, nie widziałam cię kilka dobrych godzin. - zapytałam.
- Byłem z dziadkiem u mechanika, bo coś mu się z samochodem stało.
- Ale wszystko już jest w porządku, tak? - zapytałam z troską w glosie.
- Tak oczywiście, że tak.
- To dobrze. - odetchnęłam z ulgą.
- A co tak ładnie pachnie? - zapytał tata i poszedł do kuchni, a ja za nim, wszyscy byli w kuchni. Dziadek, tylko jak babcia nie patrzyła podjadał sałatkę, a ja gdy to zobaczyłam to zaczęłam się cicho śmiać, a dziadek puścił do mnie oczko. W tym samym momencie, gdy babcia się odwróciła i zauważyła, że się chichram to zapytała.
- Jo, a z czego ty się tak śmiejesz? Mam coś na twarzy?
- Nie, nie masz nic na twarzy, tak po prostu się śmieję - odpowiedziałam.
- Za młodymi nie nadążysz. - powiedziała babcia i przewróciła oczami. - A teraz zapraszam wszystkich do stołu.
Pomogłam babci i mamie pozanosić wszystkie smakołyki na stół. A gdy wracałam do kuchni po dzbanek z kompotem spotkałam mamę.
- Mamuś przepraszam. - powiedziałam i spuściłam głowę w dół.
- Też cię przepraszam, że tak naskoczyłam na ciebie. - odpowiedziała.
- Mamo posłuchaj, to nie o to chodzi, że ja nie chcę tam jechać, bo ja bardzo chcę, ale się boję. - wyjaśniłam.
- Czego się boisz?
- Tego, że Louis mnie nie pozna i mnie może nie pamiętać. - odpowiedziałam prawie ze łzami w oczach.
- Boisz się, że może cię nie pamiętać? To posłuchaj mnie teraz uważnie. Często rozmawiałam z Jay przez telefon i gdy tylko dowiedziała się, że chcemy ją odwiedzić to strasznie się ucieszyła. A gdy kilka dni później do niej dzwoniłam, aby dogadać szczegóły naszego pobytu u nich, to zapytała się czy ty też przyjedziesz. A gdy odpowiedziałam, że przyjedziesz i zapytałam dlaczego o to pyta, to powiedziała mi, że Louis o to poprosił, żeby się mnie spytała. Rozumiesz?
- Tak rozumiem i wow. Nie spodziewałam się tego, że on mnie jeszcze pamięta, ostatni raz widzieliśmy się przecież 11 lat temu.
- No widzisz, on też chce się z Tobą spotkać, nie martw się wszystko będzie dobrze. I mów mi jak coś Ci leży na sercu to od razu coś na to poradzimy. A teraz chodź, bo nam wszystko zjedzą i nic dla nie zostanie. - mama zaśmiała się. Poszłyśmy do salonu. Zauważyłam, że Max się obudził i tata trzymał go na kolanach i razem jedli. Po zjedzonym posiłku standardowo pomogłam babci i mamie posprzątać. Gdy skończyłyśmy dołączyłyśmy do reszty domowników okupujących salon i siadłyśmy na kanapie. Mama wzięła małego na górę w celu przebrania go, bo jak wcześniej powiedziała za jakąś godzinkę będziemy jechać. Ja również poszłam na górę pozbierać resztę swoich rzeczy i znieść torbę na dół. Gdy już wszystkie rzeczy były zapakowane w bagażniku, nadszedł czas pożegnania. Obiecałam dziadkom, że przyjadę do nich jak tylko będę miała chwilę wolnego. A mama zapewniła, że od teraz będziemy się częściej widywać. Tak więc pożegnaliśmy się z dziadkami, mama z babcią oczywiście się popłakały ja również uroniłam kilka łez. Pożegnania zawsze są trudne, a zwłaszcza dla mnie, czasem chciałabym być w kilku miejscach naraz, ale tak się nie da. Po długim pożegnaniu wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Widziałam w tylnej szybie jak rodzice mojej mamy nam machają. Pomyślałam sobie wtedy, że zobaczą mnie wcześniej niż myślą.
A teraz kolejny punkt naszej wycieczki - dom państwa Tomlinson.
_________________________________________________________________________________
Jest 2 rozdział :) Kto się cieszy? Bo ja bardzo, że udało mi się go wreszcie skończyć :) Namęczyłam się nad nim trochę, tak więc mam nadzieję, że skomentujecie i napiszecie co o nim myślicie oraz dacie mi motywację do pisania kolejnych rozdziałów.
Dziękuję za ponad 200 wyświetleń bloga, jesteście wspaniali :)
Zakochałam się w tym opowiadaniu ♥ czekam na nn ;33
OdpowiedzUsuń