Zdziwiłam się, gdy siedząc i czekając na Louisa, do środka wpadły bliźniaczki z Fizzy na czele. Na początku zastanawiałam się czy to nie jakiś żart, a Louisa nie ma z nimi, ale po chwili pojawił się z Lottie trzymającą go za rękę i chyba ciągnącą do środka.
Jak ja długo czekałam, aby go zobaczyć. Tak bardzo tęskniłam za naszymi rozmowami, za naszymi pocałunkami, a nawet szeptanymi czułymi słówkami na ucho.
Chciałabym, aby to wszystko było jak dawniej, a ja nie musiałabym przejmować się, że już nigdy więcej nie zobaczę chłopaka na oczy.
Podczas naszej krótkiej rozmowy dowiedziałam się, że to nie Louis, a jego mama napisała do mnie smsa. W sumie będę musiała jej podziękować za to co dla nas zrobiła, bo dzięki temu znowu jesteśmy razem.
- Spróbujmy jeszcze raz. - szepnęłam otwierając oczy i obserwując jego reakcję, gdy po raz kolejny chłopak mnie pocałował.
- Co? - zapytał zdumiony.
- Powiedziałam, abyśmy spróbowali. Mi jest ciężko bez ciebie, a tobie ciężko beze mnie. Więc dlaczego mamy się wciąż męczyć i żyć bez siebie? - uśmiechnęłam się lekko.
- Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem słyszalnym w głosie. Kiwnęłam tylko głową szeroko się uśmiechając. Chłopak nie mógł się pohamować i zaczął mnie mocno całować. Jak ja za nim tęskniłam to sobie nikt nie wyobraża. Te wszystkie noce i dnie, w których płakałam. Podczas których nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, a czasem nawet zastanawiałam się czy nie zakończyć tych męczarni jednym ruchem.
Wiem, głupia byłam bo patrząc teraz na to z perspektywy czasu stwierdzam, że nie warto było aż tak bardzo rozpaczać. Chociaż w tamtym czasie wszystko było bezsensu, ale teraz ten czas już się skończył i wszyscy możemy być szczęśliwi. Przynajmniej będziemy się starać, aby tak było.
- Idziemy pojeździć na łyżwach? - zapytała Phoebe podchodząc w naszą stronę i skacząc w miejscu. Widziałam jak radość ją rozpiera. Zdawałam sobie sprawę, że nie naszym widokiem, a tym że zaraz miała założyć łyżwy i sunąć po lodzie.
- Pewnie. Idźcie sobie wybrać łyżwy, a my z Jo zaraz do was dołączymy. - oznajmił Lou, a cała czwórka dziewczynek szczęśliwa pobiegła w stronę kasy.
- Wiesz, że ja nie potrafię jeździć na łyżwach? - zapytał Louis, a ja parsknęłam śmiechem.
- Oczywiście, nie da się tego zapomnieć, jak kilka lat temu twój tata zabrał nas na lodowisko, a ty jeszcze dobrze nie wszedłeś na lód, a już skręciłeś sobie kostkę. Oj Louis tego nie da się zapomnieć. - zaśmiałam się przypominając sobie tą sytuację.
- Nie śmiej się ze mnie. Po prostu poślizgnąłem się, to był wypadek.
- Nie poślizgnąłeś się, tylko wywaliłeś na czarnej gumie przeznaczonej do chodzenia po niej w łyżwach Lou. - sprostowałam.
- Oj no dobra. - odpowiedział śmiejąc się i wywracając oczami.
Podeszliśmy do okienka, gdzie miły, starszy pan wypożyczał wszystkim łyżwy.
- Proszę. - Lou podszedł do mnie wręczając mi łyżwy, a sam z ciężkim westchnięciem usiadł obok mnie i zaczął zakładać swoje.
- Louisku możemy już iść na lodowisko? - zapytała Phoebe, gdy chłopak pochylony był nad swoimi stopami i koncentrował się aby zawiązać mocno sznurki w łyżwach.
- Idźcie, tylko bądźcie ostrożne. - nakazał siostrom, które ucieszone ruszyły w stronę drzwi prowadzących na lód.
- Louisku? - zapytałam, gdy zostaliśmy sami. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- No co? Podoba mi się takie zdrobnienie mojego imienia. - odpowiedział wstając na równe nogi.
- Cóż mi również. - zaśmiałam się też wstając i dołączając do niego. Oddaliśmy buty do szatni, a następnie trzymając się za ręce, a raczej ja podpierając Louisa, weszliśmy na lodowisko. A tam?
Cała masa dzieciaków z rodzicami i młodzieży, śmigająca po lodzie. Każdy uśmiechnięty nawet podczas upadku.
Popatrzyłam na Louisa, a ten miał otwarte oczy z przerażenia.
- Lou? - zapytałam zwracając uwagę chłopaka na mnie. - Boisz się?
- Ja? No co ty? - odpowiedział, ale jego oczy zdradzały wszystko. Bał się, a ja to wiedziałam.
- Boisz się. Widzę to. - stwierdziłam uśmiechając się lekko, a Lou przytaknął.
- No dobra, boję się. - szepnął w moją stronę.
- Wchodzicie? - zapytała Lottie podjeżdżając do nas z ogromnym uśmiechem na ustach i zaczerwienionymi od mrozu policzkami.
- Pewnie. - odpowiedziałam dołączając do niej na lodzie. Odwróciłam się za siebie, a Louis nadal stał w tym samym miejscu i tylko patrzył na moje poczynania.
- Lou, idziesz?- zapytałam i ruchem ręki pokazałam mu, aby wszedł na lód. Chłopak tylko przewrócił oczami, a następnie uczynił znak krzyża i chwilę później podpierając się barierki wszedł na lodowisko.
- Masz dobry początek. - skomentowałam jego jazdę, a raczej trzymanie barierki i udawanie, że potrafi jeździć.
- Przestań. Nie wiem jakim cudem dałem się namówić na założenie łyżew. - powiedział, a ja zaśmiałam się. Tak bardzo mi się go żal zrobiło widząc go takiego, biednego i całego sinego ze strachu i podpierającego barierkę.
- Nie jest tak źle. Tylko jakbyś zostawił tą barierkę i dołączył do mnie, byłoby mi miło. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Przez cały czas powoli jechałam obok niego. Widziałam jak dziewczynki szaleją na środku lodowiska. Jeżdżą trzymając się za ręce i śmiejąc głośno. Chciałabym, aby Louis w końcu odepchnął się do barierki i dotrzymał mi kroku.
- Naprawdę? - zapytał stając nagle w miejscu patrząc na mnie. Skinęłam tylko głową lekko się uśmiechając, a wtedy chłopak odepchnął się rękoma od niej i podjechał do mnie. Złapałam go w ostatnim momencie, można powiedzieć, że uratowałam go od upadku na zimny lód.
Objęłam go jedną ręką w pasie, a on zarzucił swoją na moje ramię.
Pokazałam mu jak ma się poruszać, a po chwili chłopak to załapał i powoli, ale obok siebie sunęliśmy po lodzie.
Co chwila dziewczynki podjeżdżały do nas śmiejąc się i posyłając całusy. Było tak zabawnie i miło zarazem, że nie chciało się w ogóle stamtąd wychodzić.
Gdy nasza zabawa się skończyła zeszliśmy z lodowiska i udaliśmy się do szatni.
- Ale jestem głodna. - powiedziała Daisy łapiąc się za brzuch, który wydał z siebie głośne burknięcie. Wszyscy zaśmialiśmy się z bliźniaczką na czele.
- To co jedziemy na obiad? - zapytał Louis, a jego siostry potaknęły i wyrywając chłopakowi klucze z dłoni pobiegły całą czwórką do samochodu. Lou wzruszył tylko ramionami, jakby chciał powiedzieć: "U nich to normalne", i chwytając mnie za rękę ruszyliśmy za nimi.
- Jedziesz z nami prawda? - zapytał, gdy wyszliśmy na mroźne, grudniowe powietrze. Puściłam jego dłoń i naciągnęłam sobie czapkę na głowę.
- A chcesz, aby jechała? - zapytałam spoglądając na niego, gdy szliśmy w stronę samochodu chłopaka.
- Co to za pytanie? Oczywiście, że chcę. - odpowiedział otwierając mi drzwi od strony pasażera. Myślę, że było to zamierzone przez dziewczynki, aby przednie miejsce było przeznaczone dla mnie.
Cicho dziękując wsiadłam do samochodu i od razu zapięłam sobie pas. Odwróciłam się do tyłu, aby zobaczyć, czy wszystkie dziewczynki już są na miejscu, a te jak na zawołanie uśmiechnęły się do mnie ukazując swoje białe uzębienie. Odwzajemniłam ten jakże słodki gest i powróciłam na swoje miejsce.
Kilka sekund później dołączył do nas Louis, a słowa Lottie powaliły mnie na ziemię.
- Louis, jaki z ciebie gentleman. - skomentowała dziewczyna, a ja wybuchnęłam śmiechem chowając twarz w dłoniach. Katem oka obserwowałam jak na policzki chłopaka wypełza nieproszony rumieniec. Ale nawet tego nie skomentował, odpalił tylko silnik i zapinając pasy wyjechał z parkingu.
Przez całą drogę dziewczynki siedzące z tyłu głośno o czymś rozmawiały. Nie słuchałam ich zbytnio, bo byłam skoncentrowana na przyglądaniu się mojemu przystojnemu chłopakowi. Chłopakowi? Czy my znów jesteśmy razem, a ja mogę tak Louisa nazywać? Chyba wróciliśmy do siebie na dobre, więc myślę że mogę.
Pół godziny później parkowaliśmy na parkingu malutkiej restauracji. Dziewczynki podekscytowane i strasznie głodne szybko wyszły z samochodu i pobiegły w stronę wejścia.
Tym razem sama otworzyłam sobie drzwi i wysiadłam z samochodu, po czym zatrzasnęłam je za sobą.
- Ja chciałem to zrobić. - powiedział Lou podchodząc do mnie ze smutną miną.
- Mogę jeszcze raz wsiąść i będziesz miał okazję. - odpowiedziałam z małym uśmiechem na ustach.
- Nie, nie trzeba. - powiedział podchodzą bliżej mnie. - Chodź tutaj. - dodał przyciągając mnie za biodra w swoją stronę. Objął mnie ramionami w pasie i pochylając się nade mną złożył na moich ustach czuły pocałunek. Tak bardzo brakowało mi jego ust, ich smaku i tego jak trzyma mnie w swoich ramionach.
- O boże Jo! - nagle oderwał się ode mnie ze zdumieniem wymalowanym na twarzy. - Co to było? - zapytał dotykając palcami swoich ust.
- Tęskniłam za tobą. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja też. - powiedział. - Ale jeśli nasze pocałunki mają tak wyglądać po każdej kłótni, to myślę że musimy się częściej kłócić. - dodał z uśmiechem, ale widząc moją minę ten od razu zmalał.
- Nie, błagam. Nigdy więcej. - szepnęłam patrząc na niego. Uśmiechnął się lekko gładząc mój policzek.
- Dobrze. - powiedział pochylając się nade mną i składając na moim czole pocałunek. - A teraz chodźmy, bo moje siostry pewnie umierają z głodu. - dodał, a ja zaśmiałam się widząc jak puszcza do mnie oczko.
Perspektywa Louisa
Weszliśmy do środka małej, ale przytulnej restauracji i od razu znaleźliśmy moje siostry siedzące przy dużym stoliku. Pomogłem Jo ściągnąć kurtkę, po czym odwiesiłem ją na stojący blisko nas wieszak.
Usiedliśmy przy stole, a Jo od razu zabrała się za czytanie menu.
Udawałem, że szukam sobie czegoś do jedzenia, ale tak naprawdę przyglądałem się dziewczynie.
Zarumienione policzki, włosy związane w niechlujnego kucyka, dla mnie wyglądała idealnie. Z resztą jak zawsze. Jo codziennie wygląda perfekcyjnie i pięknie.
Dziewczyna chyba wyczuła na sobie mój ciekawski wzrok i odwróciła głowę w moją stronę. Posłała mi tylko lekki uśmiech i wróciła do przeglądania karty.
Podniosłem wzrok odkładając wcześniej menu przed siebie i przyglądałem się moim czterem młodszym siostrom. Chyba będę musiał im podziękować za to co dla mnie dzisiaj zrobiły. Czegoś takiego w życiu bym się po nich nie spodziewał. Kocham je najmocniej na świecie i nie wiem, co bym bez nich zrobił. Po prostu nie wyobrażam sobie życia bez nich.
- Wybrałyście? - zapytałem, a pięć par oczu spojrzało na mnie. Wszystkie kiwnęły głowami, a ja zawołałem kelnera.
***
- Ale się najadłam, chyba starczy mi na cały tydzień. - oznajmiła Daisy odsuwając od siebie talerz i łapiąc się za brzuch. Uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę, bo wiedziałem jaka była głodna i cieszyłem się, że nie będzie mi już marudzić nad uchem, że chce się jej jeść.
- A deser? - zapytałem z uniesionymi brwiami patrząc na siostrę, która otworzyła szeroko oczy.
- Nie mówisz serio? - zapytała Jo patrząc na mnie z otwartymi oczami. Dopiero teraz zorientowałem się, że wszystkie pięć dziewczyn patrzy na mnie i cóż... nie wie co powiedzieć.
- Serio, serio. Jak obiad to i deser. - odpowiedziałem wstając od stołu, a dziewczyny westchnęły głośno. Chyba nie spodziewały się takiego obrotu sprawy i co najważniejsze deseru po tak sycącym obiedzie.
Kilka minut później wróciłem zadowolony z siebie do stolika.
- Zamówiłem nam wszystkim po dobrym ciastku z lodami. - oznajmiłem zasiadając na swoim miejscu i splatając swoje palce ze sobą na brzuchu.
- Nie za dużo lodów dzisiaj Louisku? - zapytała Jo śmiejąc się cicho.
- Ale śmieszne, serio. - odpowiedziałem przewracając oczami i kręcąc głową.
- Nie gniewaj się. - dziewczyna położyła swoją dłoń na moim kolanie i ścisnęła je, a ja gdy poczułem jej dotyk podskoczyłem aż stół się poruszył. Zaczerwieniłem się przez to, a Jo zaśmiała się. Jędza jedna, wiedziała co robi.
- To dla państwa. - oznajmił kelner podchodząc do naszego stolika i stawiając przed każdym talerz z szarlotką i, o zgrozo, lodami.
- Nie wiem jak ja to zmieszczę. - powiedziała Daisy łapiąc za łyżeczkę i odkrawając kawałek ciacha.
- A mi pójdzie w tyłek. - dodała Fizzy.
- Nie przesadzajcie dziewczyny. Cieszcie się, że możecie spędzić dzień ze starszym bratem, bo nie widzicie go za często. - powiedziałem.
- Bardzo się cieszymy. - odpowiedziała Lottie przewracając oczami. Dziewczyna była mistrzynią sarkazmu i zawsze wiedziała kiedy go użyć.
- Lottie, przestań tak... - nie dokończyłem bo do restauracji weszła jakaś banda nastolatków. Mniej więcej w wieku Jo. Wszyscy pijani, bo gadali o rzeczach bezsensu i ciągle się śmiali.
Rozejrzałem się wokoło czy, aby tylko ja ich zauważyłem ale spostrzegłem że Jo jak i moje siostry również spoglądały w tamtą stronę.
- O boże... - jęknęła Jo i odłożywszy łyżeczkę na stół zakryła twarz rękoma.
- Jo, co jest? - zapytałem chwytając jej dłoń w swoją, czym przyciągnąłem jej uwagę.
- Louis, chodźmy stąd. Błagam. - poprosiła patrząc na mnie ściskając moją dłoń.
- Ale Jo co się dzieje? Mi możesz powiedzieć. - powiedziałem spoglądając na siostry, które teraz były bardziej zainteresowane deserem niż tym co dzieje się wokół nich. Może to i dobrze, bo nie chciałbym aby widziały Jo taką przestraszoną i pełną paniki.
- H..Harry. - wyjąkała tylko, a ja zacząłem rozglądać się dookoła nas i szukając chłopaka.
Wtedy mój wzrok padł na grupkę nastolatków, która narobiła przed chwilą nie potrzebnego hałasu wchodząc do środka restauracji i zwracając na sobie uwagę wszystkich gości.
Zauważyłem go. Siedział między dwoma potężnymi chłopakami i pił piwo. Wiedziałem, że był pijany. Widać to było po jego zaczerwienionych oczach. A w dodatku siedział naprzeciwko mnie, więc miałem idealny widok na niego.
- Czekajcie tutaj na mnie. - powiedziałem wstając od stolika, ale ręka Jo w porę mnie zatrzymała.
- Nie rób tego. Nie daj się ponieść emocjom. - poprosiła patrząc wprost na mnie, ze łzami w oczach. Popatrzyłem na moje przerażone siostry i spanikowaną Jo. Wtedy stwierdziłem, że nie. Że nie podejdę do niego i nie obiję mu tej jego pięknej mordki.
- Dobra. - skapitulowałem. Jo odetchnęła z ulgą widząc jak siadam na swoim poprzednim miejscu.
- Dziękuję. - szepnęła ściskając mocniej moją dłoń. Nie puściła jej dopóki się nie uspokoiłem, a dziewczyna wiedziała że ze mną jest już dobrze. Miała rację nie warto się tym przejmować i dać ponieść się emocjom, które ciągle się we mnie kłębią, ale nie daję ego po sobie poznać. Demaskuję to przez wymuszony uśmiech, przynajmniej tak mogę jakoś uspokoić Jo i pokazać że wszystko jest już dobrze.
Przez cały czas, który spędziliśmy na dokańczaniu deseru obserwowałem grupkę chłopaków, a w szczególności Harry'ego, który był tak zajęty dopijaniem piwa, że nawet nie zauważył że mu się przyglądam.
Ale na nieszczęście w pewnym, najmniej chcianym momencie chłopak popatrzył w naszą stronę, a ja zamarłem. Wcześniej widziałem go tylko z boku, ale teraz gdy zobaczyłem całą jego twarz, która dodatkowo była nieźle posiniaczona pomyślałem że chłopak musiał mocno oderwać. Pod okiem formowało się limo, a warga była cała zakrwawiona, z której nadal sączyła się krew. Powiem jedno: wyglądał okropnie. Ciekawe o co się pobił? O co im poszło? Mam nadzieję, że nie wdał się w bójkę ze swoimi koleżkami, siedzącymi teraz z nim przy jednym stoliku. Chociaż sądząc po ich twarzach, żaden nie miał ani choćby jednego zadrapania.
Nim się otrząsnąłem i zrozumiałem co się dzieje Harry zaczął wstawać i iść w naszą stronę.
Usłyszałem tylko głośne syknięcie Jo z mojej lewej strony i wiedziałem, że będzie ciekawie.
Jak ja długo czekałam, aby go zobaczyć. Tak bardzo tęskniłam za naszymi rozmowami, za naszymi pocałunkami, a nawet szeptanymi czułymi słówkami na ucho.
Chciałabym, aby to wszystko było jak dawniej, a ja nie musiałabym przejmować się, że już nigdy więcej nie zobaczę chłopaka na oczy.
Podczas naszej krótkiej rozmowy dowiedziałam się, że to nie Louis, a jego mama napisała do mnie smsa. W sumie będę musiała jej podziękować za to co dla nas zrobiła, bo dzięki temu znowu jesteśmy razem.
- Spróbujmy jeszcze raz. - szepnęłam otwierając oczy i obserwując jego reakcję, gdy po raz kolejny chłopak mnie pocałował.
- Co? - zapytał zdumiony.
- Powiedziałam, abyśmy spróbowali. Mi jest ciężko bez ciebie, a tobie ciężko beze mnie. Więc dlaczego mamy się wciąż męczyć i żyć bez siebie? - uśmiechnęłam się lekko.
- Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem słyszalnym w głosie. Kiwnęłam tylko głową szeroko się uśmiechając. Chłopak nie mógł się pohamować i zaczął mnie mocno całować. Jak ja za nim tęskniłam to sobie nikt nie wyobraża. Te wszystkie noce i dnie, w których płakałam. Podczas których nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, a czasem nawet zastanawiałam się czy nie zakończyć tych męczarni jednym ruchem.
Wiem, głupia byłam bo patrząc teraz na to z perspektywy czasu stwierdzam, że nie warto było aż tak bardzo rozpaczać. Chociaż w tamtym czasie wszystko było bezsensu, ale teraz ten czas już się skończył i wszyscy możemy być szczęśliwi. Przynajmniej będziemy się starać, aby tak było.
- Idziemy pojeździć na łyżwach? - zapytała Phoebe podchodząc w naszą stronę i skacząc w miejscu. Widziałam jak radość ją rozpiera. Zdawałam sobie sprawę, że nie naszym widokiem, a tym że zaraz miała założyć łyżwy i sunąć po lodzie.
- Pewnie. Idźcie sobie wybrać łyżwy, a my z Jo zaraz do was dołączymy. - oznajmił Lou, a cała czwórka dziewczynek szczęśliwa pobiegła w stronę kasy.
- Wiesz, że ja nie potrafię jeździć na łyżwach? - zapytał Louis, a ja parsknęłam śmiechem.
- Oczywiście, nie da się tego zapomnieć, jak kilka lat temu twój tata zabrał nas na lodowisko, a ty jeszcze dobrze nie wszedłeś na lód, a już skręciłeś sobie kostkę. Oj Louis tego nie da się zapomnieć. - zaśmiałam się przypominając sobie tą sytuację.
- Nie śmiej się ze mnie. Po prostu poślizgnąłem się, to był wypadek.
- Nie poślizgnąłeś się, tylko wywaliłeś na czarnej gumie przeznaczonej do chodzenia po niej w łyżwach Lou. - sprostowałam.
- Oj no dobra. - odpowiedział śmiejąc się i wywracając oczami.
Podeszliśmy do okienka, gdzie miły, starszy pan wypożyczał wszystkim łyżwy.
- Proszę. - Lou podszedł do mnie wręczając mi łyżwy, a sam z ciężkim westchnięciem usiadł obok mnie i zaczął zakładać swoje.
- Louisku możemy już iść na lodowisko? - zapytała Phoebe, gdy chłopak pochylony był nad swoimi stopami i koncentrował się aby zawiązać mocno sznurki w łyżwach.
- Idźcie, tylko bądźcie ostrożne. - nakazał siostrom, które ucieszone ruszyły w stronę drzwi prowadzących na lód.
- Louisku? - zapytałam, gdy zostaliśmy sami. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- No co? Podoba mi się takie zdrobnienie mojego imienia. - odpowiedział wstając na równe nogi.
- Cóż mi również. - zaśmiałam się też wstając i dołączając do niego. Oddaliśmy buty do szatni, a następnie trzymając się za ręce, a raczej ja podpierając Louisa, weszliśmy na lodowisko. A tam?
Cała masa dzieciaków z rodzicami i młodzieży, śmigająca po lodzie. Każdy uśmiechnięty nawet podczas upadku.
Popatrzyłam na Louisa, a ten miał otwarte oczy z przerażenia.
- Lou? - zapytałam zwracając uwagę chłopaka na mnie. - Boisz się?
- Ja? No co ty? - odpowiedział, ale jego oczy zdradzały wszystko. Bał się, a ja to wiedziałam.
- Boisz się. Widzę to. - stwierdziłam uśmiechając się lekko, a Lou przytaknął.
- No dobra, boję się. - szepnął w moją stronę.
- Wchodzicie? - zapytała Lottie podjeżdżając do nas z ogromnym uśmiechem na ustach i zaczerwienionymi od mrozu policzkami.
- Pewnie. - odpowiedziałam dołączając do niej na lodzie. Odwróciłam się za siebie, a Louis nadal stał w tym samym miejscu i tylko patrzył na moje poczynania.
- Lou, idziesz?- zapytałam i ruchem ręki pokazałam mu, aby wszedł na lód. Chłopak tylko przewrócił oczami, a następnie uczynił znak krzyża i chwilę później podpierając się barierki wszedł na lodowisko.
- Masz dobry początek. - skomentowałam jego jazdę, a raczej trzymanie barierki i udawanie, że potrafi jeździć.
- Przestań. Nie wiem jakim cudem dałem się namówić na założenie łyżew. - powiedział, a ja zaśmiałam się. Tak bardzo mi się go żal zrobiło widząc go takiego, biednego i całego sinego ze strachu i podpierającego barierkę.
- Nie jest tak źle. Tylko jakbyś zostawił tą barierkę i dołączył do mnie, byłoby mi miło. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Przez cały czas powoli jechałam obok niego. Widziałam jak dziewczynki szaleją na środku lodowiska. Jeżdżą trzymając się za ręce i śmiejąc głośno. Chciałabym, aby Louis w końcu odepchnął się do barierki i dotrzymał mi kroku.
- Naprawdę? - zapytał stając nagle w miejscu patrząc na mnie. Skinęłam tylko głową lekko się uśmiechając, a wtedy chłopak odepchnął się rękoma od niej i podjechał do mnie. Złapałam go w ostatnim momencie, można powiedzieć, że uratowałam go od upadku na zimny lód.
Objęłam go jedną ręką w pasie, a on zarzucił swoją na moje ramię.
Pokazałam mu jak ma się poruszać, a po chwili chłopak to załapał i powoli, ale obok siebie sunęliśmy po lodzie.
Co chwila dziewczynki podjeżdżały do nas śmiejąc się i posyłając całusy. Było tak zabawnie i miło zarazem, że nie chciało się w ogóle stamtąd wychodzić.
Gdy nasza zabawa się skończyła zeszliśmy z lodowiska i udaliśmy się do szatni.
- Ale jestem głodna. - powiedziała Daisy łapiąc się za brzuch, który wydał z siebie głośne burknięcie. Wszyscy zaśmialiśmy się z bliźniaczką na czele.
- To co jedziemy na obiad? - zapytał Louis, a jego siostry potaknęły i wyrywając chłopakowi klucze z dłoni pobiegły całą czwórką do samochodu. Lou wzruszył tylko ramionami, jakby chciał powiedzieć: "U nich to normalne", i chwytając mnie za rękę ruszyliśmy za nimi.
- Jedziesz z nami prawda? - zapytał, gdy wyszliśmy na mroźne, grudniowe powietrze. Puściłam jego dłoń i naciągnęłam sobie czapkę na głowę.
- A chcesz, aby jechała? - zapytałam spoglądając na niego, gdy szliśmy w stronę samochodu chłopaka.
- Co to za pytanie? Oczywiście, że chcę. - odpowiedział otwierając mi drzwi od strony pasażera. Myślę, że było to zamierzone przez dziewczynki, aby przednie miejsce było przeznaczone dla mnie.
Cicho dziękując wsiadłam do samochodu i od razu zapięłam sobie pas. Odwróciłam się do tyłu, aby zobaczyć, czy wszystkie dziewczynki już są na miejscu, a te jak na zawołanie uśmiechnęły się do mnie ukazując swoje białe uzębienie. Odwzajemniłam ten jakże słodki gest i powróciłam na swoje miejsce.
Kilka sekund później dołączył do nas Louis, a słowa Lottie powaliły mnie na ziemię.
- Louis, jaki z ciebie gentleman. - skomentowała dziewczyna, a ja wybuchnęłam śmiechem chowając twarz w dłoniach. Katem oka obserwowałam jak na policzki chłopaka wypełza nieproszony rumieniec. Ale nawet tego nie skomentował, odpalił tylko silnik i zapinając pasy wyjechał z parkingu.
Przez całą drogę dziewczynki siedzące z tyłu głośno o czymś rozmawiały. Nie słuchałam ich zbytnio, bo byłam skoncentrowana na przyglądaniu się mojemu przystojnemu chłopakowi. Chłopakowi? Czy my znów jesteśmy razem, a ja mogę tak Louisa nazywać? Chyba wróciliśmy do siebie na dobre, więc myślę że mogę.
Pół godziny później parkowaliśmy na parkingu malutkiej restauracji. Dziewczynki podekscytowane i strasznie głodne szybko wyszły z samochodu i pobiegły w stronę wejścia.
Tym razem sama otworzyłam sobie drzwi i wysiadłam z samochodu, po czym zatrzasnęłam je za sobą.
- Ja chciałem to zrobić. - powiedział Lou podchodząc do mnie ze smutną miną.
- Mogę jeszcze raz wsiąść i będziesz miał okazję. - odpowiedziałam z małym uśmiechem na ustach.
- Nie, nie trzeba. - powiedział podchodzą bliżej mnie. - Chodź tutaj. - dodał przyciągając mnie za biodra w swoją stronę. Objął mnie ramionami w pasie i pochylając się nade mną złożył na moich ustach czuły pocałunek. Tak bardzo brakowało mi jego ust, ich smaku i tego jak trzyma mnie w swoich ramionach.
- O boże Jo! - nagle oderwał się ode mnie ze zdumieniem wymalowanym na twarzy. - Co to było? - zapytał dotykając palcami swoich ust.
- Tęskniłam za tobą. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja też. - powiedział. - Ale jeśli nasze pocałunki mają tak wyglądać po każdej kłótni, to myślę że musimy się częściej kłócić. - dodał z uśmiechem, ale widząc moją minę ten od razu zmalał.
- Nie, błagam. Nigdy więcej. - szepnęłam patrząc na niego. Uśmiechnął się lekko gładząc mój policzek.
- Dobrze. - powiedział pochylając się nade mną i składając na moim czole pocałunek. - A teraz chodźmy, bo moje siostry pewnie umierają z głodu. - dodał, a ja zaśmiałam się widząc jak puszcza do mnie oczko.
Perspektywa Louisa
Weszliśmy do środka małej, ale przytulnej restauracji i od razu znaleźliśmy moje siostry siedzące przy dużym stoliku. Pomogłem Jo ściągnąć kurtkę, po czym odwiesiłem ją na stojący blisko nas wieszak.
Usiedliśmy przy stole, a Jo od razu zabrała się za czytanie menu.
Udawałem, że szukam sobie czegoś do jedzenia, ale tak naprawdę przyglądałem się dziewczynie.
Zarumienione policzki, włosy związane w niechlujnego kucyka, dla mnie wyglądała idealnie. Z resztą jak zawsze. Jo codziennie wygląda perfekcyjnie i pięknie.
Dziewczyna chyba wyczuła na sobie mój ciekawski wzrok i odwróciła głowę w moją stronę. Posłała mi tylko lekki uśmiech i wróciła do przeglądania karty.
Podniosłem wzrok odkładając wcześniej menu przed siebie i przyglądałem się moim czterem młodszym siostrom. Chyba będę musiał im podziękować za to co dla mnie dzisiaj zrobiły. Czegoś takiego w życiu bym się po nich nie spodziewał. Kocham je najmocniej na świecie i nie wiem, co bym bez nich zrobił. Po prostu nie wyobrażam sobie życia bez nich.
- Wybrałyście? - zapytałem, a pięć par oczu spojrzało na mnie. Wszystkie kiwnęły głowami, a ja zawołałem kelnera.
***
- Ale się najadłam, chyba starczy mi na cały tydzień. - oznajmiła Daisy odsuwając od siebie talerz i łapiąc się za brzuch. Uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę, bo wiedziałem jaka była głodna i cieszyłem się, że nie będzie mi już marudzić nad uchem, że chce się jej jeść.
- A deser? - zapytałem z uniesionymi brwiami patrząc na siostrę, która otworzyła szeroko oczy.
- Nie mówisz serio? - zapytała Jo patrząc na mnie z otwartymi oczami. Dopiero teraz zorientowałem się, że wszystkie pięć dziewczyn patrzy na mnie i cóż... nie wie co powiedzieć.
- Serio, serio. Jak obiad to i deser. - odpowiedziałem wstając od stołu, a dziewczyny westchnęły głośno. Chyba nie spodziewały się takiego obrotu sprawy i co najważniejsze deseru po tak sycącym obiedzie.
Kilka minut później wróciłem zadowolony z siebie do stolika.
- Zamówiłem nam wszystkim po dobrym ciastku z lodami. - oznajmiłem zasiadając na swoim miejscu i splatając swoje palce ze sobą na brzuchu.
- Nie za dużo lodów dzisiaj Louisku? - zapytała Jo śmiejąc się cicho.
- Ale śmieszne, serio. - odpowiedziałem przewracając oczami i kręcąc głową.
- Nie gniewaj się. - dziewczyna położyła swoją dłoń na moim kolanie i ścisnęła je, a ja gdy poczułem jej dotyk podskoczyłem aż stół się poruszył. Zaczerwieniłem się przez to, a Jo zaśmiała się. Jędza jedna, wiedziała co robi.
- To dla państwa. - oznajmił kelner podchodząc do naszego stolika i stawiając przed każdym talerz z szarlotką i, o zgrozo, lodami.
- Nie wiem jak ja to zmieszczę. - powiedziała Daisy łapiąc za łyżeczkę i odkrawając kawałek ciacha.
- A mi pójdzie w tyłek. - dodała Fizzy.
- Nie przesadzajcie dziewczyny. Cieszcie się, że możecie spędzić dzień ze starszym bratem, bo nie widzicie go za często. - powiedziałem.
- Bardzo się cieszymy. - odpowiedziała Lottie przewracając oczami. Dziewczyna była mistrzynią sarkazmu i zawsze wiedziała kiedy go użyć.
- Lottie, przestań tak... - nie dokończyłem bo do restauracji weszła jakaś banda nastolatków. Mniej więcej w wieku Jo. Wszyscy pijani, bo gadali o rzeczach bezsensu i ciągle się śmiali.
Rozejrzałem się wokoło czy, aby tylko ja ich zauważyłem ale spostrzegłem że Jo jak i moje siostry również spoglądały w tamtą stronę.
- O boże... - jęknęła Jo i odłożywszy łyżeczkę na stół zakryła twarz rękoma.
- Jo, co jest? - zapytałem chwytając jej dłoń w swoją, czym przyciągnąłem jej uwagę.
- Louis, chodźmy stąd. Błagam. - poprosiła patrząc na mnie ściskając moją dłoń.
- Ale Jo co się dzieje? Mi możesz powiedzieć. - powiedziałem spoglądając na siostry, które teraz były bardziej zainteresowane deserem niż tym co dzieje się wokół nich. Może to i dobrze, bo nie chciałbym aby widziały Jo taką przestraszoną i pełną paniki.
- H..Harry. - wyjąkała tylko, a ja zacząłem rozglądać się dookoła nas i szukając chłopaka.
Wtedy mój wzrok padł na grupkę nastolatków, która narobiła przed chwilą nie potrzebnego hałasu wchodząc do środka restauracji i zwracając na sobie uwagę wszystkich gości.
Zauważyłem go. Siedział między dwoma potężnymi chłopakami i pił piwo. Wiedziałem, że był pijany. Widać to było po jego zaczerwienionych oczach. A w dodatku siedział naprzeciwko mnie, więc miałem idealny widok na niego.
- Czekajcie tutaj na mnie. - powiedziałem wstając od stolika, ale ręka Jo w porę mnie zatrzymała.
- Nie rób tego. Nie daj się ponieść emocjom. - poprosiła patrząc wprost na mnie, ze łzami w oczach. Popatrzyłem na moje przerażone siostry i spanikowaną Jo. Wtedy stwierdziłem, że nie. Że nie podejdę do niego i nie obiję mu tej jego pięknej mordki.
- Dobra. - skapitulowałem. Jo odetchnęła z ulgą widząc jak siadam na swoim poprzednim miejscu.
- Dziękuję. - szepnęła ściskając mocniej moją dłoń. Nie puściła jej dopóki się nie uspokoiłem, a dziewczyna wiedziała że ze mną jest już dobrze. Miała rację nie warto się tym przejmować i dać ponieść się emocjom, które ciągle się we mnie kłębią, ale nie daję ego po sobie poznać. Demaskuję to przez wymuszony uśmiech, przynajmniej tak mogę jakoś uspokoić Jo i pokazać że wszystko jest już dobrze.
Przez cały czas, który spędziliśmy na dokańczaniu deseru obserwowałem grupkę chłopaków, a w szczególności Harry'ego, który był tak zajęty dopijaniem piwa, że nawet nie zauważył że mu się przyglądam.
Ale na nieszczęście w pewnym, najmniej chcianym momencie chłopak popatrzył w naszą stronę, a ja zamarłem. Wcześniej widziałem go tylko z boku, ale teraz gdy zobaczyłem całą jego twarz, która dodatkowo była nieźle posiniaczona pomyślałem że chłopak musiał mocno oderwać. Pod okiem formowało się limo, a warga była cała zakrwawiona, z której nadal sączyła się krew. Powiem jedno: wyglądał okropnie. Ciekawe o co się pobił? O co im poszło? Mam nadzieję, że nie wdał się w bójkę ze swoimi koleżkami, siedzącymi teraz z nim przy jednym stoliku. Chociaż sądząc po ich twarzach, żaden nie miał ani choćby jednego zadrapania.
Nim się otrząsnąłem i zrozumiałem co się dzieje Harry zaczął wstawać i iść w naszą stronę.
Usłyszałem tylko głośne syknięcie Jo z mojej lewej strony i wiedziałem, że będzie ciekawie.
_________________________________________________________________________________
Wreszcie go skończyłam.
Nie wiem co mnie naszło, aby wejść dziś na bloga i zacząć pisać.
Ale nagle poczułam ogromną chęć do pisania. A później jakoś mi przeszło, ale tylko na chwilę. Bo weszłam na aska, a tam tyle osób zaczęło mi pisać, że we mnie wierzy i że dam rade go dzisiaj skończyć.
Były też prośby, abym go dziś dodała i tak więc oto jest.
Ze specjalną dedykacją dla tych właśnie osób :)
Ależ się porobiło w tym rozdziale, co nie?
Jak myślicie co zrobi Harry? A przede wszystkim co zrobi nasz Louis? I jak zareaguje Jo?
Piszcie co sądzicie.
Kocham Was i do następnego!
No z nimi to nigdy nie wiadomo. Czego oni nie wymyślą :)
OdpowiedzUsuń@claudialech
Ale akcja :) :) super rozdział :) :) czekam na next :) :)
OdpowiedzUsuńUuuuu będzie się działo :D
OdpowiedzUsuńJuż nie moge sie doczkac ale czemu harry musi byc zly......
OdpowiedzUsuńWspaniały , nieech wszystko bd okeej :DD
OdpowiedzUsuńMam dziwne wrażenie że ją pocałuje Harry xd
OdpowiedzUsuńBędzie się działo! Trudne do przewidzenia, ale myślę, że Harry będzie obrażał czy nawet coś zrobi Jo, Louis zareaguje, walnie przeciwnika, oni się pobiją, będą obaj poturbowani, a na końcu wygra Lou i pojadą do domu. Tak obstawiam :D
OdpowiedzUsuńOla
Jeju tak się cieszę że oni się pogodzili :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tak szybko Harrego, mam nadzieje że nic nie zrobi Jo i Lou ;c Zabiła by go chyba ;cc
Czekam na next <3 życzę weny i czasu ;** /Raisa
Nie mam pojęcia co zrobi Harry! haha ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Niech Harry pocałuje Jo !!!!!
OdpowiedzUsuńa Lou się wścieknie !!!!
Niech będzie bójka BŁAGAM !!!!
OdpowiedzUsuń