Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że w pokoju panuje jasność. Czyli musi być już rano. Sięgnęłam po telefon, leżący na stoliku nocnym, aby sprawdzić która jest godzina. Miałam też taką malutką nadzieję, że może Lou do mnie coś napisał na przykład tak na dzień dobry, ale niestety nic takiego się nie stało. Zegarek wskazywał dziesiątą. Ale sobie pospałam, pomyślałam. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, aby je otworzyć. Stanęłam przy nim chwilę, aby pooddychać świeżym, letnim powietrzem. Jak ja kocham budzić się rano i poczuć to rześkie powietrze otulające moją twarz. Szkoda tylko, że nie ma ze mną Louisa. Dzisiaj cały dzień pewnie będę siedzieć w domu i znając mnie nudzić się jak nie wiem co. Około czternastej pójdę do Dominiki, aby pomóc jej w przygotowaniach, a później wrócę do domu i co będę robić? Lou pewnie się uczy i wejdzie na komputer dopiero wieczorem. Nie mam tutaj nikogo oprócz Domi i babci. A w Anglii mam mamę, tatę, młodego i Louisa. Może to był zły pomysł, aby tu przyjeżdżać ? Nie, nie mogę tak myśleć. To był świetny pomysł, ale może za długi okres czasu, bo jednak dwa miesiące to bardzo długo. Nie widziałam Louisa tydzień, a już za nim tęsknie i nie mogę przestać myśleć co robi lub gdzie jest. Gdy zamykam oczy widzę jego niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie. Nie, jak tak dalej będę myśleć to się popłaczę. Odwróciłam się na pięcie, zamknęłam powieki i otarłam jedną łezkę spływającą po moim policzku. Kiedy otworzyłam oczy myślałam, że się przewrócę. Kąciki moich ust od razu podniosły się ku górze. A co jeśli ja jeszcze śnię? Zaczęłam szczypać się po całym ciele, nawet przecierałam oczy, aby trochę się rozbudzić i zobaczyć czy to faktycznie prawda. I nie myliłam się. On tutaj jest, jest tutaj. Mój kochany i najwspanialszy Louis śpi na kanapie stojącej w kącie pokoju. Wygląda tak niewinnie i słodko. Jest cały mój. Już miałam zacząć krzyczeć z radości, na szczęście powstrzymałam się, nie chciałam go obudzić. Podeszłam bliżej kanapy, usiadłam na podłodze jak najbliżej chłopaka. Nie mogłam oderwać wzroku od jego idealnej twarzy. Nawet jak śpi wygląda pięknie. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym zbliżyłam swoją twarz do jego i już chciałam pocałować go w samiutkie usta, gdy drzwi od mojego pokoju się otworzyły, a ja ujrzałam w nich... Maxa. Nie to nie dzieje się naprawdę. Louis i Max, czy dzisiaj czekają mnie jeszcze jakieś niespodzianki?
- JO!!! - krzyknął młody i rzucił się na mnie, także przewróciłam się na plecy, a on siedział na moim brzuchu.
- Tęskniłem. - powiedział i dał mi buziaka w policzek.
- Ja też. - odezwał się Louis chrapliwym, porannym i można powiedzieć seksownym głosem, a ja automatycznie popatrzyłam w jego stronę i szeroki uśmiech zagościł na moich ustach. Usiadłam, a Maxa posadziłam na moich udach. Lou wstał z łóżka i spuścił swoje nogi aby dotykały podłogi.
- Ja chyba śnię, to się nie dzieje naprawdę, co nie? - powiedziałam.
- Nie, nie śpisz. - odpowiedział spokojnie. Jak on może być taki spokojny, mi się w środku coś dzieje, że nie mogę wytrzymać. Gdyby nie mały na moich kolanach już dawno bym skakała po pokoju ze szczęścia.
- Uszczypnij mnie, bo nie wierzę. - chłopak od razu wykonał moją prośbę, a nawet Max się dołączył, na co ja zaczęłam się śmiać, bo mnie to strasznie łaskotało.
- Dobra chłopaki, wystarczy. Co Wy tutaj robicie? Jak? Kiedy? - zapytałam Louisa, on się tylko do mnie uśmiechnął i usiadł obok mnie na podłodze, także oparł swoje plecy o kanapę, jak ja.
- Przylecieliśmy, bo jak mądrze powiedział twój brat bardzo tęskniliśmy. - odpowiedział i cmoknął mnie w policzek.
- Sami? - zapytałam, bo nie mogłam uwierzyć. Mam nadzieję, że moi rodzice również tutaj są.
- Nie. - powiedział i wskazał palcem w stronę drzwi, w których stali mama i tata. Nawet nie wyobrażacie sobie jakie było moje szczęście, gdy ich zobaczyłam. Przekazałam Maxa Louisowi, a sama wstałam i podbiegłam w stronę rodziców. Najpierw uściskałam tatę i podarowałam mu szybkiego całusa w policzek, a następnie przytuliłam mamę. Oczywiście się przy tym popłakałam, jak to ja, ale to przecież łzy szczęścia.
- Nie wierze, że tu jesteście. Wszyscy. - powiedziałam i stanęłam między rodzicami. A gdzie jest babcia ?Pewnie szykuje dla nas śniadanie, ona się kiedyś wykończy. Szalona kobieta z niej, ale i tak ją kocham.
- Kiedy przylecieliście? - zapytałam, gdy weszliśmy do mojego pokoju.
- Dzisiaj rano. - odpowiedział tata i usiadł na kanapie, a Max wdrapał się na jego kolana. Oni są tak identyczni, jak dwie krople wody. Aż się miło na nich patrzy. Mama usiadła obok nich, a Louis ze mną na łóżku.
- A czyj to był pomysł? - zapytałam ponownie, a Lou złapał mnie za dłoń, położył na swoim kolanie i przykrył swoją o wiele większą niż moja. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, już chciałam go pocałować w usta i poczuć je na swoich, ale zorientowałam się, że przecież nie jesteśmy sami w pokoju, a moi rodzice i brat na nas patrzą.
- Jego. - wszyscy zgodnie wskazali ręką na Maxa. Mały nie wiedział co się wokół niego dzieje, bo zajęty był zabawą samochodzikami.
- No co wy, serio? - mój brat jest normalnie genialny. Taki mały szkrab wymyślił taką niespodziankę i to wszystko dla mnie. Max chyba zorientował się, że wszyscy zgromadzeni w pokoju patrzą na niego i podniósł głowę. Zobaczył, że ja również się mu przyglądam, więc ześlizgnął się z kolan taty i pobiegł w moją stronę. Wdrapał się tym razem na moje kolana i przytulił. Małe rączki przewiesił przez moje ramiona, a ja uściskałam go mocniej.
- Kocham cię. - szepnął wprost do mojego ucha, a mi od razu łezka poleciała po policzku.
- Ja ciebie tez szkrabie. - odpowiedziałam szeptem. Mały odsunął się ode mnie i popatrzył na moją twarz. Swoim małym paluszkiem otarł spływającą łezkę z mojego policzka i powiedział.
- Nie płacz, jestem tutaj dla ciebie. - i ponownie się do mnie przytulił. I jak tu nie kochać takiego brata?
- Kochani chodźcie, śniadanie gotowe. - oznajmiła babcia, gdy weszła do mojego pokoju. - A co to? - zapytała, a Max od razu odsunął się ode mnie i popatrzyła na babcię. - Mnie nie uściskasz? - zwróciła się do małego. Max jak na komendę zszedł z moich kolan i pobiegł w stronę babci. Ta go wzięła na ręce i powiedziała do nas.
- Chodźcie na dół. - i udała się w stronę schodów. Rodzice poszli za nią. Ja już miałam wstawać, gdy Louis pociągnął za rękę w swoją stronę i usadowił na swoich kolanach.
- Cieszę się, że cię widzę. - powiedział i pocałował mnie w samiutkie usta. Jak ja tego pragnęłam, jak ja za tym tęskniłam. Każdej nocy wyobrażałam sobie jak Lou mnie całuje i mówi dobranoc. A teraz mam go przy sobie i siedzę na jego kolanach, czyż życie nie jest piękne?
- Dosyć obściskiwania się. - powiedział tata, a my automatycznie odsunęliśmy się od siebie. Zaczerwieniłam się lekko, bo nigdy jeszcze nie byłam w takiej sytuacji, nigdy tata nie przyłapał mnie na gorącym uczynku. No cóż kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie? Tata wszedł tylko do pokoju, zabrał samochodzik Maxa, po czym wyszedł i tylko powiedział do siebie.
- Ah ta młodzież. - i udał się w stronę schodów. Wstałam z kolan Louisa, wzięłam go za rękę i tak samo jak reszta domowników zeszliśmy na dół. Wchodząc do kuchni zobaczyłam, że wszyscy siedzieli już przy stole, usiedliśmy obok mojej mamy zaczęliśmy jeść śniadanie. Tata karmił Maxa, no przynajmniej próbował, bo mały cały czas odwracał głowę w druga stronę niż łyżka z płatkami, którą trzymał tata. Próbował jeszcze kilka razy, po czym poddał się i powiedział, żeby Max sam jadł i wrócił do swojego śniadania.
- Ja chce żeby Jo mnie pokarmiła. - powiedział mały, a ja od razu podniosłam głowę znad swojego śniadania, gdy tylko usłyszałam swoje imię. Uwielbiam go karmić, a on uwielbia jak ja to robię, więc dlaczego by nie skorzystać z okazji, skoro tego chce. Przecisnęłam się przez kolana Louisa i usiadłam na miejscu mojego taty. Wzięłam łyżeczkę i nabrałam na nią trochę płatków z mlekiem. Skierowałam ją w stronę małego, a ten od razu otworzył swoją buzię. Zaczął rzuć płatki i lekko uśmiechnął się do mnie, ja odwzajemniłam ten gest i pochwaliłam go, że tak ładnie je. Zjadł jeszcze kilka łyżek, po czym oznajmił nam, że jest najedzony i bardzo dziękuje. To dziecko chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Wyjęłam go ze specjalnego krzesełka i postawiłam na podłodze, na której usiadł i zaczął bawić się swoimi samochodzikami. Chyba są nowe, bo wcześniej ich nie widziałam. Ja natomiast już nie chciałam robić zamieszania przy stole i zostałam na miejscu obok mojego taty. Wzięłam tylko talerz i postawiłam przed sobą, po czym zaczęłam jeść. Czułam cały czas na sobie wzrok Louisa, ponieważ siedzieliśmy naprzeciwko siebie. I gdy tylko nasze oczy się spotykały od razu na naszych ustach zagościły uśmiechy.
- Na ile przyjechaliście? - zapytałam mamę, gdy ja zmywałam naczynia, a ona je wycierała.
- Ja, ojciec i Max do jutra. A Louis niech ci sam powie. - odpowiedziała mama, a ja popatrzyłam w stronę stołu, aby zawołać Louisa, ale niestety nikogo tam nie było. Odwróciłam głowę w stronę zlewu i wróciłam do mycia reszty naczyń. Po chwili poczułam czyjeś ręce na mojej talii i odwróciłam głowę w stronę tego osobnika. Wiedziałam kto to, tylko on mnie tak łapał, więc nie trudno było się domyślić kto to taki. Louis.
- Na ile zostajesz? - zapytałam, gdy skończyłam myć naczynia. Odwróciłam się do niego przodem tak, że staliśmy do siebie twarzami. Mama nadal wycierała umyte już naczynia, więc w kuchni nie byliśmy sami.
- Yyy na cały tydzień. Jeśli tylko chcesz, oczywiście. - odpowiedział i spuścił wzrok.
- Czy chcę? - zapytałam wysokim tonem. - Oczywiście, że chcę Lou. To wspaniały pomysł. - krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Serio? - zapytał.
- Tak, bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam, a teraz gdy tutaj jesteś jestem niesamowicie szczęśliwa. - odpowiedziałam i pocałowałam go w szyję. Nie obchodziło mnie, że moja mama stoi obok nas i wszystko widzi oraz słyszy, ona wie jak ja bardzo kocham Louisa, a jak on kocha mnie. Po za tym ma do mnie pełne zaufanie, więc jej to nie przeszkadza. Też kiedyś była młoda, więc wie co się wtedy czuje i jak to ogólnie wygląda.
- To dobrze, bo już się bałem, że będziesz na mnie zła za ten niespodziewany przyjazd. Ale jakbyś miała jakieś pretensje, to wiesz do swojego brata. - odpowiedział i uśmiechnął się.
- Jakie pretensje, nie widzisz jak się cieszę, że tutaj jesteście? Zapytaj się babci jak przez ostatni tydzień chodziłam smutna i bez życia, a teraz cały czas się uśmiecham.
- To przez Łukasza? - zapytał chłopak, a ja pokazałam głową w stronę mojej mamy, bo przecież ona nic nie wiedziała o tym, że chłopak mnie nęka i nachodzi. Lou tylko kiwnął głową, że wie o co chodzi.
- To pójdę się umyć, a potem idę do Domi, bo jej obiecałam, że pomogę się jej przygotować. - oznajmiłam i pociągnęłam Louisa za koszulkę, aby poszedł ze mną. Mama dziwnie na mnie patrzyła, pewnie pomyślała sobie, że będę się kąpać razem z Louisem, posłałam jej tylko mój najpiękniejszy uśmiech i wyszliśmy z kuchni.
Szybko się umyłam, wymalowałam i w ekspresowym tempie wysuszyłam włosy oraz umyłam zęby. Chciałam jak najszybciej być blisko Louisa i nie pozwolić mu odejść chociażby na krok. Ubrałam białą koszulkę, czarne krótkie spodenki i do tego czarne trampki. Nie lubię chodzić w klapkach, czy japonkach. Jakoś za nimi nie przepadam, preferuję trampki lub balerinki. Wyszłam z łazienki i weszłam do pokoju. Louis leżał na moim, już pościelonym, łóżku i bawił się telefonem. Gdy zobaczył jak wchodzę do pokoju wstał i podszedł do mnie. Kiedy odkładałam kosmetyczkę do szafy, złapał mnie za biodra i przysunął blisko swojego ciała. Brodę oparł na moim prawym ramieniu, a włosy przerzucił na lewe ramię. Zaczął mnie całować od ucha i zjeżdżał pocałunkami w dół. Jęknęłam cicho, gdy przygryzł skórę między moją szyją, a ramieniem. Czułam jak się uśmiechnął z mojej reakcji. Nagle odwrócił mnie, tak że staliśmy twarzami do siebie. Palcem wskazującym podniósł mój podbródek i złożył na moich ustach długi, namiętny pocałunek. Wczepiłam swoje dłonie w jego włosy i zaczęłam lekko ciągnąć. Usłyszałam gardłowy jęk, czyli że się mu to podobało.
- Kocham cię. - szepnął w moje usta, gdy oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Kocham cię. - powtórzyłam jego zdanie. Nie mogłam oderwać się od niego, a on ode mnie. W tym momencie byliśmy jednością i nic, ani nikt nie mógł tego przerwać. Ale jak to mówią, to co dobre nie trwa wiecznie i oczywiście ktoś musiał to zepsuć. A tym kimś był nie kto inny, jak mój brat krzyczący moje imię na cały dom.
- Jo!!! - od razu odsunęliśmy się od siebie. Lou tak gwałtownie cofnął się w tył, że uderzył nogą o stolik nocny, a ja usłyszałam mieszankę przekleństw. Zaczęłam się chichrać, a gdy chłopak popatrzył na mnie wzrokiem pełnym złości od razu mi przeszło. Max wpadł do pokoju jak burza, a gdy mnie zobaczył pobiegł w moją stronę i przykleił się do mojej nogi.
- Max? Co się dzieje? - zapytałam i wzięłam go na ręce. Mały od razu przytulił się do mojej szyi i powiedział.
- Nie zostawiaj mnie, nie idź. - pewnie usłyszał jak mama mówiła tacie, że idę do Dominiki. Lou popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, a ja wyjaśniłam.
- Pewnie usłyszał, że idę zaraz do Domi. - chłopak tylko kiwnął głową i nadal masował swoją obolałą nogę.
- Nadal cię boli? - zapytałam i usiadłam obok niego na łóżku.
- Jak cho... - nie dokończył, bo zakryłam mu usta dłonią i głową wskazałam na Maxa.
- Bardzo mnie boli. - dokończył i uśmiechnął się do mnie. Mały nie puszczał mojej szyi, mogę powiedzieć, że nawet mnie przyduszał, co momentami nie było przyjemne.
- Jo? - mama wpadła do pokoju, a gdy zobaczyła mnie z Maxem na kolanach widziałam jak oddycha z ulgą. - Szukam go po całym domu, zwiał mi rozumiesz? - powiedziała i oparła się bokiem i framugę drzwi.
- A mówiłaś coś o Domi? - zapytałam cicho.
- Tak.
- No to się dziwisz, że ci zwiał. Powiedział, żebym go nie zostawiała.
- Nie dziw się mu, nie widział cię cały tydzień. Nawet nie wiesz jak tęsknił za tobą, jak płakał, bo tata czytał mu bajki na dobranoc, a nie ty. Jak krzyczał na mnie i wypluwał jedzenie rano, gdy go karmiłam. Nawet sobie nie wyobrażasz jak ten dzieciak cię kocha Jo. - jakoś nigdy do mnie nie docierało to, że ktoś może mnie kochać bezwarunkowo, mimo tego jaka jestem, co robię i jak się zachowuję. Wiem, że Max mnie kocha, ale nie wiedziałam że aż tak bardzo, że nawet rodziców od siebie odtrąca. Boże, mój mały braciszek. Nawet nie zorientowałam się kiedy zaczęłam płakać. Lou to zauważył i otarł kciukiem samotnie spływającą łzę z mojego policzka. Przeniósł swój wzrok na Maxa i uśmiechnął się.
- Pani Monk chciałbym zaznaczyć, że Max właśnie śpi. - szepnął w stronę mojej mamy, która podeszła bliżej nas i popatrzyła na małego. Uśmiech zagościł na jej ustach.
- Jo przenieśmy go do łóżeczka dobrze? - poleciła mama, a ja wstałam z łóżka i poszłam za mamą w stronę pokoju na drugim końcu korytarza, Lou poszedł za nami, ale po drodze skręcił do łazienki. Weszłam za mamą do pokoju i włożyłam Maxa do łóżeczka. Ściągnęłam mu jeszcze buty, oczywiście pełne piasku, bo bawił się z mamą w piaskownicy i przykryłam kocykiem, który dostał ode mnie jak tylko się urodził. Mama zasunęła rolety. Rzuciłam jeszcze raz na niego wzrokiem i razem z mamą wyszłyśmy z pokoju.
- Pewnie był zmęczony podróżą. - podsumowała mama, gdy zamknęła drzwi.
- Na pewno. - uśmiechnęłam się. - Mamuś, a dlaczego tak nagle przylecieliście tutaj? - zapytałam.
- To był pomysł Maxa, a my z ojcem pomyśleliśmy dlaczego by nie odwiedzić mamy i ciebie. - odpowiedziała.
- A Louis? - zapytałam i popatrzyłam za siebie czy przypadkiem gdzieś tam nie stoi.
- Nie cieszysz się, że go widzisz?
- Oczywiście, że się cieszę. Ale chodzi mi o to czy on sam chciał tutaj przyjechać, czy może wy mu to zaproponowaliście?
- Kiedy z ojcem postanowiliśmy tutaj przylecieć i sprawdziliśmy czy w ogóle są jeszcze jakieś bilety i okazało się, że są to wpadłam na taki pomysł, aby zadzwonić do Louisa i się go spytać czy może chciałby z nami polecieć. I nawet nie wiesz jak się ucieszył, chociaż go nie widziałam, tylko słyszałam. Oczywiście powiedział, że chce lecieć z miłą chęcią. Powiedziałam mu, żeby ci nic nie mówił, gdybyście ze sobą rozmawiali, bo to ma być niespodzianka. I widzę, że się udała. - wyjaśniła mama.
- Pewnie, że się udała, Tak bardzo się cieszę, że tutaj jesteście. Domi idzie dzisiaj na wesele i nie miałabym co robić. Znając mnie siedziałabym przed komputerem albo oglądała z babcią stare seriale. A tak jesteście wy i wiem, że teraz na pewno nie będę się nudzić. - odpowiedziałam i przytuliłam się bardzo mocno do mamy. - Dziękuję. - szepnęłam na koniec.
- To nie mnie dziękuj, tylko swojemu bratu za taki genialny pomysł.
- Podziękuję, obiecuję. Tak go zacałuję, że będzie miał mnie dość. - powiedziałam i obie z mamą zaczęłyśmy się śmiać. Już sobie wyobrażam minę Maxa, pewnie by mnie od siebie odpychał.
- Jo? -usłyszałam głos Louisa, oderwałam się od mamy i odwróciłam.
- Tak?
- Telefon ci dzwoni. - powiedział, a ja pobiegłam w stronę mojego pokoju. Po drodze klepnęłam chłopaka w tyłek. Słyszałam jak mama zaczęła się śmiać, a Louis pewnie się zaczerwienił. Dopadłam do telefonu i wcisnęłam zieloną słuchawkę nawet nie patrząc na to kto dzwoni.
- Jo? Coś ty taka zdyszana? - to Domi.
- Cześć Dom, biegłam do pokoju po telefon, co się stało? - zapytałam i wzięłam głęboki wdech, po czym usiadłam na łóżku.
- Mogłabyś przyjść do mnie wcześniej, bo okazało się że muszę coś nieść na tym ślubie, czy coś takiego. Sama nie wiem, okaże się jak będę na miejscu. Dałabyś radę? - poprosiła mnie.
- Jasne, będę za dwadzieścia minut. - odpowiedziałam.
- Dzięki, czekam. - rozłączyła się. Zapomniałam się zapytać czy mogę z kimś przyjść, ale co tam. Chcę zobaczyć jej minę gdy zobaczy Louisa. Wstałam z łóżka, telefon włożyłam do kieszeni spodenek i spojrzałam na drzwi, w których już stał Louis.
- Chodź idziemy do Dominiki.
- Już? Mówiłaś, że o czternastej, a jest dopiero po dwunasta. - wskazał na zegarek.
- Tak, powiedziała że mam być wcześniej, bo coś tam je wyskoczyło i pojadą wcześniej do kościoła. Idziesz ze mną? - zapytałam i kierowałam się w stronę schodów.
- Oczywiście, ale najpierw zrobię to. - powiedział, po czym mnie pocałował. Tym razem był to pocałunek pełen miłości, którą Lou pragnie mi dać. Ja go odwzajemniłam i również oddałam mu całą siebie. Gdy odsunęliśmy się od siebie uśmiechaliśmy się do siebie jak jakieś głupki. Pociągnęłam chłopaka z stronę schodów i zeszliśmy na dół.
- Wychodzimy. - krzyknęłam, a Lou zamknął za nami drzwi. Chłopak splótł nasze palce razem, a ja najpierw popatrzyłam na nasze dłonie, a następnie w górę na twarz chłopaka. Lou patrzył całkiem w innym kierunku, dopiero gdy przytuliłam się do jego ramienia odwrócił głowę i popatrzył na mnie.
- O co chodzi z tym całym Lukasem? - zapytał po chwili ciszy, która panowała między nami odkąd wyszliśmy z domu.
- Nie daje mi spokoju, cały czas mnie nachodzi i nęka. Czasem ja się go boję Lou. - powiedziałam. Wiem, że jemu mogę powiedzieć wszystko, bez owijania w bawełnę. Bo mimo tego, że jest moim chłopakiem to jest również moim przyjacielem. Czułam jak chłopak zaciska swoje dłonie, co oznacza że ta sprawa go poruszyła i zdenerwowała, co można było wyczuć.
- Zrobił ci coś ? - zapytał i spojrzał na mnie.
- Nie.
- To dobrze, bo jakby ci coś zrobił to ja nie ręczę za siebie. - powiedział, widziałam że próbował nie wybuchnąć.
- Teraz jestem bezpieczna, bo jesteś tutaj, a przy tobie nic mi nie grozi. - zapewniłam chłopaka. Lou puścił moją już obolałą dłoń od jego mocnego uścisku i objął mnie ramieniem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. - szepnął wprost do mojego ucha.
- Ja też. - odpowiedziałam i objęłam chłopaka w talii.
Przez resztę drogi nie rozmawialiśmy już o "Lukasu" jak to go Louis nazywa. Poruszaliśmy różne tematy od tych mniej ważnych po tych całkiem nieważnych. Zastanawialiśmy się co będziemy robić przez ten tydzień jak Lou tutaj będzie. Postanowiliśmy, że pójdziemy na basen, albo pojedziemy nad rzekę. Możemy wziąć Domi, jak będzie chciała oczywiście, chociaż znając ją to na pewno skorzysta z okazji. Nie powiedziałam nic Louisowi o tym, że w poniedziałek będę musiała zawieźć babcię na rehabilitację i spotkam Łukasza. Może jutro mu powiem, albo najlepiej postawię go przed faktem dokonanym, czyli w poniedziałek gdy podjedziemy pod klinikę, bo oczywiście nie zostawię go samego w domu. Boję się ich konfrontacji, boję się, że Louis nie wytrzyma i rzuci się na niego z pięściami. Na razie nie zaprzątam sobie tym myśli, na razie cieszę się obecnością Louisa i tym, że w domu czekają na mnie moi rodzice i brat. Kto by pomyślał, że przyjadą do mnie. Po Louisie bym się tego spodziewała, ale nie po moich rodzicach, a że na ten pomysł wpadł mały, to już w ogóle jestem zaskoczona. Taki mały szkrab i ma takie świetne pomysły.
Po około dwudziestu minutach doszliśmy do domu przyjaciółki. Zdziwiłam się, gdy okazało się, ze drzwi wejściowe są otwarte. Oni zawsze je zamykają.
- Dzień dobry. - powiedziałam głośno, ale nikt mi nie odpowiedział. Pewnie wszyscy siedzą na górze i się przygotowują. Weszliśmy z Lou w głąb domu i zamknęliśmy drzwi.
- Domi? - zapytałam. I tym razem żadnego odzewu od kogokolwiek. Boże mam nadzieję, że nic się nie stało. W sumie w głosie przyjaciółki było słychać zdenerwowanie, ale to pewnie tym weselem i tym, że ma coś na nim robić.
- Może chodźmy na górę, co? - zaproponował Louis, a ja się zgodziłam. Jak najszybciej chciałam znaleźć się w pokoju przyjaciółki, więc w miarę moich sił starałam się biec po schodach. Wpadłam jak tornado do jej pokoju. A gdy zobaczyłam Domi jak spokojnie sobie siedziała na łóżku i suszyła mokre włosy, to kamie spadł mi z serca. Kiedy mnie zobaczyła zdziwienie wymalowało się na jej twarzy, po czym wyłączyła suszarkę i podeszła do mnie.
- Myślałam, że coś ci się stało. - powiedziałam i odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że wszystko jest dobrze.
- Nic mi nie jest. Suszyłam włosy i cię nie słyszałam. Przepraszam. - odpowiedziała i zrobiła wielkie oczy, gdy dostrzegła Louisa za moimi plecami.
- Louis? Cześć, fajnie cię widzieć. - powiedziała i po chwili dodała. - A ja taka nie ubrana. - i obie zaczęłyśmy się chichrać. Domi zawsze potrafi rozładować napiętą sytuację.
- Fajnie razem wyglądacie, tak identycznie. - dodała i zniknęła w łazience. O co jej chodziło z tą identycznością? Popatrzyłam to na siebie to na Louisa i dopiero do mnie dotarło, że jesteśmy tak samo ubrani. Taki sam kolor bluzek i taki sam kolor spodenek. Wcześniej tego nie zauważyłam. Zaczęłam się z nas śmiać. Po chwili Domi wróciła do pokoju i zabrałyśmy się za układanie włosów, malowanie i ubieranie.
Po około godzinie dziewczyna była gotowa, tak samo jak reszta rodziny. Przez cały czas jak ja zajmowałam się Dominiką, Louis nie wiedział co ze sobą robić więc bawił się telefonem lub siedział na laptopie dziewczyny. Nie wiem czy to był dobry pomysł, aby zabierać go tutaj ze sobą, ale cóż pocierpiał i wytrzymał. Cała nasza trójka zeszła na dół, gdzie w salonie siedzieli tata i brat Domi, a jej mama biegała tam i z powrotem szukając różnych rzeczy jak na przykład naszyjnika czy kolczyków. Ta kobieta kiedyś się kiedyś zgubi i nie będzie to śmieszne. Ale wracając weszliśmy do salonu, a tata Domi normalnie zaniemówił gdy zobaczył swoją córkę. Po chwili dopiero wróciła mu zdolność mówienia i stwierdził tylko, że Domi wygląda pięknie. Dziewczynie się chyba łezka w oku zakręciła, no ale której dziewczynie by się nie zakręciła gdyby usłyszała takie słowa ze strony swojego taty? Przedstawiłam wszystkim Louisa, bo wcześniej nie mieli okazji, aby go poznać. Cieszyli się, że mogą wreszcie poznać tego sławnego i jedynego w swoim rodzaju Louisa. Już się boję zapytać Domi co ona im o nim nagadała.
- To my już pójdziemy. Bawcie się dobrze. - powiedziałam i z Louisem ruszyliśmy do wyjścia.
- Dziękuję ci za wszystko Jo.
- Nie ma za co kochana. Uważaj na Ł. i wybaw się za wszystkie czasy. - dodałam i dałam jej całusa w policzek, starałam się, aby nie zniszczyć bajecznego makijażu.
- Cześć Louis. - chłopak jej tylko pomachał i ruszyliśmy w stronę domu.
_________________________________________________________________________________
Wielki powrót Louisa, cieszycie się? Na pewno tak :) Jak myślicie wyniknie coś z tego nagłego przyjazdu? Może coś z Łukaszem ? Piszcie swoje propozycje w komentarzach. Może jakieś wsparcie dla Lou, bo wiecie Łukasz + zazdrosny Louis to może być ciekawie :)
Przypominam o zakładce informowani :)
Jak macie do mnie jakieś pytania dotyczące bloga, czy mnie lub o cokolwiek innego zapraszam na aska lub twittera :) Linki znajdziecie w zakładce kontakt na samej górze :)
Dziękuję za wszystkie wspaniałe słowa pod ostatnim rozdziałem. Na prawdę nie wiecie ile to dla mnie znaczy i jak podnosi na duchu oraz motywuje do dalszego pisania :) Jesteście wspaniali :)
Ah jeszcze jedno zapomniałabym, dziękuję za ponad 10 tys. wejść na bloga :) Nigdy nie sądziłam, że tyle osób będzie chciało czytać moje wypociny :) Dziękuję :)
- JO!!! - krzyknął młody i rzucił się na mnie, także przewróciłam się na plecy, a on siedział na moim brzuchu.
- Tęskniłem. - powiedział i dał mi buziaka w policzek.
- Ja też. - odezwał się Louis chrapliwym, porannym i można powiedzieć seksownym głosem, a ja automatycznie popatrzyłam w jego stronę i szeroki uśmiech zagościł na moich ustach. Usiadłam, a Maxa posadziłam na moich udach. Lou wstał z łóżka i spuścił swoje nogi aby dotykały podłogi.
- Ja chyba śnię, to się nie dzieje naprawdę, co nie? - powiedziałam.
- Nie, nie śpisz. - odpowiedział spokojnie. Jak on może być taki spokojny, mi się w środku coś dzieje, że nie mogę wytrzymać. Gdyby nie mały na moich kolanach już dawno bym skakała po pokoju ze szczęścia.
- Uszczypnij mnie, bo nie wierzę. - chłopak od razu wykonał moją prośbę, a nawet Max się dołączył, na co ja zaczęłam się śmiać, bo mnie to strasznie łaskotało.
- Dobra chłopaki, wystarczy. Co Wy tutaj robicie? Jak? Kiedy? - zapytałam Louisa, on się tylko do mnie uśmiechnął i usiadł obok mnie na podłodze, także oparł swoje plecy o kanapę, jak ja.
- Przylecieliśmy, bo jak mądrze powiedział twój brat bardzo tęskniliśmy. - odpowiedział i cmoknął mnie w policzek.
- Sami? - zapytałam, bo nie mogłam uwierzyć. Mam nadzieję, że moi rodzice również tutaj są.
- Nie. - powiedział i wskazał palcem w stronę drzwi, w których stali mama i tata. Nawet nie wyobrażacie sobie jakie było moje szczęście, gdy ich zobaczyłam. Przekazałam Maxa Louisowi, a sama wstałam i podbiegłam w stronę rodziców. Najpierw uściskałam tatę i podarowałam mu szybkiego całusa w policzek, a następnie przytuliłam mamę. Oczywiście się przy tym popłakałam, jak to ja, ale to przecież łzy szczęścia.
- Nie wierze, że tu jesteście. Wszyscy. - powiedziałam i stanęłam między rodzicami. A gdzie jest babcia ?Pewnie szykuje dla nas śniadanie, ona się kiedyś wykończy. Szalona kobieta z niej, ale i tak ją kocham.
- Kiedy przylecieliście? - zapytałam, gdy weszliśmy do mojego pokoju.
- Dzisiaj rano. - odpowiedział tata i usiadł na kanapie, a Max wdrapał się na jego kolana. Oni są tak identyczni, jak dwie krople wody. Aż się miło na nich patrzy. Mama usiadła obok nich, a Louis ze mną na łóżku.
- A czyj to był pomysł? - zapytałam ponownie, a Lou złapał mnie za dłoń, położył na swoim kolanie i przykrył swoją o wiele większą niż moja. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, już chciałam go pocałować w usta i poczuć je na swoich, ale zorientowałam się, że przecież nie jesteśmy sami w pokoju, a moi rodzice i brat na nas patrzą.
- Jego. - wszyscy zgodnie wskazali ręką na Maxa. Mały nie wiedział co się wokół niego dzieje, bo zajęty był zabawą samochodzikami.
- No co wy, serio? - mój brat jest normalnie genialny. Taki mały szkrab wymyślił taką niespodziankę i to wszystko dla mnie. Max chyba zorientował się, że wszyscy zgromadzeni w pokoju patrzą na niego i podniósł głowę. Zobaczył, że ja również się mu przyglądam, więc ześlizgnął się z kolan taty i pobiegł w moją stronę. Wdrapał się tym razem na moje kolana i przytulił. Małe rączki przewiesił przez moje ramiona, a ja uściskałam go mocniej.
- Kocham cię. - szepnął wprost do mojego ucha, a mi od razu łezka poleciała po policzku.
- Ja ciebie tez szkrabie. - odpowiedziałam szeptem. Mały odsunął się ode mnie i popatrzył na moją twarz. Swoim małym paluszkiem otarł spływającą łezkę z mojego policzka i powiedział.
- Nie płacz, jestem tutaj dla ciebie. - i ponownie się do mnie przytulił. I jak tu nie kochać takiego brata?
- Kochani chodźcie, śniadanie gotowe. - oznajmiła babcia, gdy weszła do mojego pokoju. - A co to? - zapytała, a Max od razu odsunął się ode mnie i popatrzyła na babcię. - Mnie nie uściskasz? - zwróciła się do małego. Max jak na komendę zszedł z moich kolan i pobiegł w stronę babci. Ta go wzięła na ręce i powiedziała do nas.
- Chodźcie na dół. - i udała się w stronę schodów. Rodzice poszli za nią. Ja już miałam wstawać, gdy Louis pociągnął za rękę w swoją stronę i usadowił na swoich kolanach.
- Cieszę się, że cię widzę. - powiedział i pocałował mnie w samiutkie usta. Jak ja tego pragnęłam, jak ja za tym tęskniłam. Każdej nocy wyobrażałam sobie jak Lou mnie całuje i mówi dobranoc. A teraz mam go przy sobie i siedzę na jego kolanach, czyż życie nie jest piękne?
- Dosyć obściskiwania się. - powiedział tata, a my automatycznie odsunęliśmy się od siebie. Zaczerwieniłam się lekko, bo nigdy jeszcze nie byłam w takiej sytuacji, nigdy tata nie przyłapał mnie na gorącym uczynku. No cóż kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie? Tata wszedł tylko do pokoju, zabrał samochodzik Maxa, po czym wyszedł i tylko powiedział do siebie.
- Ah ta młodzież. - i udał się w stronę schodów. Wstałam z kolan Louisa, wzięłam go za rękę i tak samo jak reszta domowników zeszliśmy na dół. Wchodząc do kuchni zobaczyłam, że wszyscy siedzieli już przy stole, usiedliśmy obok mojej mamy zaczęliśmy jeść śniadanie. Tata karmił Maxa, no przynajmniej próbował, bo mały cały czas odwracał głowę w druga stronę niż łyżka z płatkami, którą trzymał tata. Próbował jeszcze kilka razy, po czym poddał się i powiedział, żeby Max sam jadł i wrócił do swojego śniadania.
- Ja chce żeby Jo mnie pokarmiła. - powiedział mały, a ja od razu podniosłam głowę znad swojego śniadania, gdy tylko usłyszałam swoje imię. Uwielbiam go karmić, a on uwielbia jak ja to robię, więc dlaczego by nie skorzystać z okazji, skoro tego chce. Przecisnęłam się przez kolana Louisa i usiadłam na miejscu mojego taty. Wzięłam łyżeczkę i nabrałam na nią trochę płatków z mlekiem. Skierowałam ją w stronę małego, a ten od razu otworzył swoją buzię. Zaczął rzuć płatki i lekko uśmiechnął się do mnie, ja odwzajemniłam ten gest i pochwaliłam go, że tak ładnie je. Zjadł jeszcze kilka łyżek, po czym oznajmił nam, że jest najedzony i bardzo dziękuje. To dziecko chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Wyjęłam go ze specjalnego krzesełka i postawiłam na podłodze, na której usiadł i zaczął bawić się swoimi samochodzikami. Chyba są nowe, bo wcześniej ich nie widziałam. Ja natomiast już nie chciałam robić zamieszania przy stole i zostałam na miejscu obok mojego taty. Wzięłam tylko talerz i postawiłam przed sobą, po czym zaczęłam jeść. Czułam cały czas na sobie wzrok Louisa, ponieważ siedzieliśmy naprzeciwko siebie. I gdy tylko nasze oczy się spotykały od razu na naszych ustach zagościły uśmiechy.
- Na ile przyjechaliście? - zapytałam mamę, gdy ja zmywałam naczynia, a ona je wycierała.
- Ja, ojciec i Max do jutra. A Louis niech ci sam powie. - odpowiedziała mama, a ja popatrzyłam w stronę stołu, aby zawołać Louisa, ale niestety nikogo tam nie było. Odwróciłam głowę w stronę zlewu i wróciłam do mycia reszty naczyń. Po chwili poczułam czyjeś ręce na mojej talii i odwróciłam głowę w stronę tego osobnika. Wiedziałam kto to, tylko on mnie tak łapał, więc nie trudno było się domyślić kto to taki. Louis.
- Na ile zostajesz? - zapytałam, gdy skończyłam myć naczynia. Odwróciłam się do niego przodem tak, że staliśmy do siebie twarzami. Mama nadal wycierała umyte już naczynia, więc w kuchni nie byliśmy sami.
- Yyy na cały tydzień. Jeśli tylko chcesz, oczywiście. - odpowiedział i spuścił wzrok.
- Czy chcę? - zapytałam wysokim tonem. - Oczywiście, że chcę Lou. To wspaniały pomysł. - krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Serio? - zapytał.
- Tak, bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam, a teraz gdy tutaj jesteś jestem niesamowicie szczęśliwa. - odpowiedziałam i pocałowałam go w szyję. Nie obchodziło mnie, że moja mama stoi obok nas i wszystko widzi oraz słyszy, ona wie jak ja bardzo kocham Louisa, a jak on kocha mnie. Po za tym ma do mnie pełne zaufanie, więc jej to nie przeszkadza. Też kiedyś była młoda, więc wie co się wtedy czuje i jak to ogólnie wygląda.
- To dobrze, bo już się bałem, że będziesz na mnie zła za ten niespodziewany przyjazd. Ale jakbyś miała jakieś pretensje, to wiesz do swojego brata. - odpowiedział i uśmiechnął się.
- Jakie pretensje, nie widzisz jak się cieszę, że tutaj jesteście? Zapytaj się babci jak przez ostatni tydzień chodziłam smutna i bez życia, a teraz cały czas się uśmiecham.
- To przez Łukasza? - zapytał chłopak, a ja pokazałam głową w stronę mojej mamy, bo przecież ona nic nie wiedziała o tym, że chłopak mnie nęka i nachodzi. Lou tylko kiwnął głową, że wie o co chodzi.
- To pójdę się umyć, a potem idę do Domi, bo jej obiecałam, że pomogę się jej przygotować. - oznajmiłam i pociągnęłam Louisa za koszulkę, aby poszedł ze mną. Mama dziwnie na mnie patrzyła, pewnie pomyślała sobie, że będę się kąpać razem z Louisem, posłałam jej tylko mój najpiękniejszy uśmiech i wyszliśmy z kuchni.
Szybko się umyłam, wymalowałam i w ekspresowym tempie wysuszyłam włosy oraz umyłam zęby. Chciałam jak najszybciej być blisko Louisa i nie pozwolić mu odejść chociażby na krok. Ubrałam białą koszulkę, czarne krótkie spodenki i do tego czarne trampki. Nie lubię chodzić w klapkach, czy japonkach. Jakoś za nimi nie przepadam, preferuję trampki lub balerinki. Wyszłam z łazienki i weszłam do pokoju. Louis leżał na moim, już pościelonym, łóżku i bawił się telefonem. Gdy zobaczył jak wchodzę do pokoju wstał i podszedł do mnie. Kiedy odkładałam kosmetyczkę do szafy, złapał mnie za biodra i przysunął blisko swojego ciała. Brodę oparł na moim prawym ramieniu, a włosy przerzucił na lewe ramię. Zaczął mnie całować od ucha i zjeżdżał pocałunkami w dół. Jęknęłam cicho, gdy przygryzł skórę między moją szyją, a ramieniem. Czułam jak się uśmiechnął z mojej reakcji. Nagle odwrócił mnie, tak że staliśmy twarzami do siebie. Palcem wskazującym podniósł mój podbródek i złożył na moich ustach długi, namiętny pocałunek. Wczepiłam swoje dłonie w jego włosy i zaczęłam lekko ciągnąć. Usłyszałam gardłowy jęk, czyli że się mu to podobało.
- Kocham cię. - szepnął w moje usta, gdy oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Kocham cię. - powtórzyłam jego zdanie. Nie mogłam oderwać się od niego, a on ode mnie. W tym momencie byliśmy jednością i nic, ani nikt nie mógł tego przerwać. Ale jak to mówią, to co dobre nie trwa wiecznie i oczywiście ktoś musiał to zepsuć. A tym kimś był nie kto inny, jak mój brat krzyczący moje imię na cały dom.
- Jo!!! - od razu odsunęliśmy się od siebie. Lou tak gwałtownie cofnął się w tył, że uderzył nogą o stolik nocny, a ja usłyszałam mieszankę przekleństw. Zaczęłam się chichrać, a gdy chłopak popatrzył na mnie wzrokiem pełnym złości od razu mi przeszło. Max wpadł do pokoju jak burza, a gdy mnie zobaczył pobiegł w moją stronę i przykleił się do mojej nogi.
- Max? Co się dzieje? - zapytałam i wzięłam go na ręce. Mały od razu przytulił się do mojej szyi i powiedział.
- Nie zostawiaj mnie, nie idź. - pewnie usłyszał jak mama mówiła tacie, że idę do Dominiki. Lou popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, a ja wyjaśniłam.
- Pewnie usłyszał, że idę zaraz do Domi. - chłopak tylko kiwnął głową i nadal masował swoją obolałą nogę.
- Nadal cię boli? - zapytałam i usiadłam obok niego na łóżku.
- Jak cho... - nie dokończył, bo zakryłam mu usta dłonią i głową wskazałam na Maxa.
- Bardzo mnie boli. - dokończył i uśmiechnął się do mnie. Mały nie puszczał mojej szyi, mogę powiedzieć, że nawet mnie przyduszał, co momentami nie było przyjemne.
- Jo? - mama wpadła do pokoju, a gdy zobaczyła mnie z Maxem na kolanach widziałam jak oddycha z ulgą. - Szukam go po całym domu, zwiał mi rozumiesz? - powiedziała i oparła się bokiem i framugę drzwi.
- A mówiłaś coś o Domi? - zapytałam cicho.
- Tak.
- No to się dziwisz, że ci zwiał. Powiedział, żebym go nie zostawiała.
- Nie dziw się mu, nie widział cię cały tydzień. Nawet nie wiesz jak tęsknił za tobą, jak płakał, bo tata czytał mu bajki na dobranoc, a nie ty. Jak krzyczał na mnie i wypluwał jedzenie rano, gdy go karmiłam. Nawet sobie nie wyobrażasz jak ten dzieciak cię kocha Jo. - jakoś nigdy do mnie nie docierało to, że ktoś może mnie kochać bezwarunkowo, mimo tego jaka jestem, co robię i jak się zachowuję. Wiem, że Max mnie kocha, ale nie wiedziałam że aż tak bardzo, że nawet rodziców od siebie odtrąca. Boże, mój mały braciszek. Nawet nie zorientowałam się kiedy zaczęłam płakać. Lou to zauważył i otarł kciukiem samotnie spływającą łzę z mojego policzka. Przeniósł swój wzrok na Maxa i uśmiechnął się.
- Pani Monk chciałbym zaznaczyć, że Max właśnie śpi. - szepnął w stronę mojej mamy, która podeszła bliżej nas i popatrzyła na małego. Uśmiech zagościł na jej ustach.
- Jo przenieśmy go do łóżeczka dobrze? - poleciła mama, a ja wstałam z łóżka i poszłam za mamą w stronę pokoju na drugim końcu korytarza, Lou poszedł za nami, ale po drodze skręcił do łazienki. Weszłam za mamą do pokoju i włożyłam Maxa do łóżeczka. Ściągnęłam mu jeszcze buty, oczywiście pełne piasku, bo bawił się z mamą w piaskownicy i przykryłam kocykiem, który dostał ode mnie jak tylko się urodził. Mama zasunęła rolety. Rzuciłam jeszcze raz na niego wzrokiem i razem z mamą wyszłyśmy z pokoju.
- Pewnie był zmęczony podróżą. - podsumowała mama, gdy zamknęła drzwi.
- Na pewno. - uśmiechnęłam się. - Mamuś, a dlaczego tak nagle przylecieliście tutaj? - zapytałam.
- To był pomysł Maxa, a my z ojcem pomyśleliśmy dlaczego by nie odwiedzić mamy i ciebie. - odpowiedziała.
- A Louis? - zapytałam i popatrzyłam za siebie czy przypadkiem gdzieś tam nie stoi.
- Nie cieszysz się, że go widzisz?
- Oczywiście, że się cieszę. Ale chodzi mi o to czy on sam chciał tutaj przyjechać, czy może wy mu to zaproponowaliście?
- Kiedy z ojcem postanowiliśmy tutaj przylecieć i sprawdziliśmy czy w ogóle są jeszcze jakieś bilety i okazało się, że są to wpadłam na taki pomysł, aby zadzwonić do Louisa i się go spytać czy może chciałby z nami polecieć. I nawet nie wiesz jak się ucieszył, chociaż go nie widziałam, tylko słyszałam. Oczywiście powiedział, że chce lecieć z miłą chęcią. Powiedziałam mu, żeby ci nic nie mówił, gdybyście ze sobą rozmawiali, bo to ma być niespodzianka. I widzę, że się udała. - wyjaśniła mama.
- Pewnie, że się udała, Tak bardzo się cieszę, że tutaj jesteście. Domi idzie dzisiaj na wesele i nie miałabym co robić. Znając mnie siedziałabym przed komputerem albo oglądała z babcią stare seriale. A tak jesteście wy i wiem, że teraz na pewno nie będę się nudzić. - odpowiedziałam i przytuliłam się bardzo mocno do mamy. - Dziękuję. - szepnęłam na koniec.
- To nie mnie dziękuj, tylko swojemu bratu za taki genialny pomysł.
- Podziękuję, obiecuję. Tak go zacałuję, że będzie miał mnie dość. - powiedziałam i obie z mamą zaczęłyśmy się śmiać. Już sobie wyobrażam minę Maxa, pewnie by mnie od siebie odpychał.
- Jo? -usłyszałam głos Louisa, oderwałam się od mamy i odwróciłam.
- Tak?
- Telefon ci dzwoni. - powiedział, a ja pobiegłam w stronę mojego pokoju. Po drodze klepnęłam chłopaka w tyłek. Słyszałam jak mama zaczęła się śmiać, a Louis pewnie się zaczerwienił. Dopadłam do telefonu i wcisnęłam zieloną słuchawkę nawet nie patrząc na to kto dzwoni.
- Jo? Coś ty taka zdyszana? - to Domi.
- Cześć Dom, biegłam do pokoju po telefon, co się stało? - zapytałam i wzięłam głęboki wdech, po czym usiadłam na łóżku.
- Mogłabyś przyjść do mnie wcześniej, bo okazało się że muszę coś nieść na tym ślubie, czy coś takiego. Sama nie wiem, okaże się jak będę na miejscu. Dałabyś radę? - poprosiła mnie.
- Jasne, będę za dwadzieścia minut. - odpowiedziałam.
- Dzięki, czekam. - rozłączyła się. Zapomniałam się zapytać czy mogę z kimś przyjść, ale co tam. Chcę zobaczyć jej minę gdy zobaczy Louisa. Wstałam z łóżka, telefon włożyłam do kieszeni spodenek i spojrzałam na drzwi, w których już stał Louis.
- Chodź idziemy do Dominiki.
- Już? Mówiłaś, że o czternastej, a jest dopiero po dwunasta. - wskazał na zegarek.
- Tak, powiedziała że mam być wcześniej, bo coś tam je wyskoczyło i pojadą wcześniej do kościoła. Idziesz ze mną? - zapytałam i kierowałam się w stronę schodów.
- Oczywiście, ale najpierw zrobię to. - powiedział, po czym mnie pocałował. Tym razem był to pocałunek pełen miłości, którą Lou pragnie mi dać. Ja go odwzajemniłam i również oddałam mu całą siebie. Gdy odsunęliśmy się od siebie uśmiechaliśmy się do siebie jak jakieś głupki. Pociągnęłam chłopaka z stronę schodów i zeszliśmy na dół.
- Wychodzimy. - krzyknęłam, a Lou zamknął za nami drzwi. Chłopak splótł nasze palce razem, a ja najpierw popatrzyłam na nasze dłonie, a następnie w górę na twarz chłopaka. Lou patrzył całkiem w innym kierunku, dopiero gdy przytuliłam się do jego ramienia odwrócił głowę i popatrzył na mnie.
- O co chodzi z tym całym Lukasem? - zapytał po chwili ciszy, która panowała między nami odkąd wyszliśmy z domu.
- Nie daje mi spokoju, cały czas mnie nachodzi i nęka. Czasem ja się go boję Lou. - powiedziałam. Wiem, że jemu mogę powiedzieć wszystko, bez owijania w bawełnę. Bo mimo tego, że jest moim chłopakiem to jest również moim przyjacielem. Czułam jak chłopak zaciska swoje dłonie, co oznacza że ta sprawa go poruszyła i zdenerwowała, co można było wyczuć.
- Zrobił ci coś ? - zapytał i spojrzał na mnie.
- Nie.
- To dobrze, bo jakby ci coś zrobił to ja nie ręczę za siebie. - powiedział, widziałam że próbował nie wybuchnąć.
- Teraz jestem bezpieczna, bo jesteś tutaj, a przy tobie nic mi nie grozi. - zapewniłam chłopaka. Lou puścił moją już obolałą dłoń od jego mocnego uścisku i objął mnie ramieniem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. - szepnął wprost do mojego ucha.
- Ja też. - odpowiedziałam i objęłam chłopaka w talii.
Przez resztę drogi nie rozmawialiśmy już o "Lukasu" jak to go Louis nazywa. Poruszaliśmy różne tematy od tych mniej ważnych po tych całkiem nieważnych. Zastanawialiśmy się co będziemy robić przez ten tydzień jak Lou tutaj będzie. Postanowiliśmy, że pójdziemy na basen, albo pojedziemy nad rzekę. Możemy wziąć Domi, jak będzie chciała oczywiście, chociaż znając ją to na pewno skorzysta z okazji. Nie powiedziałam nic Louisowi o tym, że w poniedziałek będę musiała zawieźć babcię na rehabilitację i spotkam Łukasza. Może jutro mu powiem, albo najlepiej postawię go przed faktem dokonanym, czyli w poniedziałek gdy podjedziemy pod klinikę, bo oczywiście nie zostawię go samego w domu. Boję się ich konfrontacji, boję się, że Louis nie wytrzyma i rzuci się na niego z pięściami. Na razie nie zaprzątam sobie tym myśli, na razie cieszę się obecnością Louisa i tym, że w domu czekają na mnie moi rodzice i brat. Kto by pomyślał, że przyjadą do mnie. Po Louisie bym się tego spodziewała, ale nie po moich rodzicach, a że na ten pomysł wpadł mały, to już w ogóle jestem zaskoczona. Taki mały szkrab i ma takie świetne pomysły.
Po około dwudziestu minutach doszliśmy do domu przyjaciółki. Zdziwiłam się, gdy okazało się, ze drzwi wejściowe są otwarte. Oni zawsze je zamykają.
- Dzień dobry. - powiedziałam głośno, ale nikt mi nie odpowiedział. Pewnie wszyscy siedzą na górze i się przygotowują. Weszliśmy z Lou w głąb domu i zamknęliśmy drzwi.
- Domi? - zapytałam. I tym razem żadnego odzewu od kogokolwiek. Boże mam nadzieję, że nic się nie stało. W sumie w głosie przyjaciółki było słychać zdenerwowanie, ale to pewnie tym weselem i tym, że ma coś na nim robić.
- Może chodźmy na górę, co? - zaproponował Louis, a ja się zgodziłam. Jak najszybciej chciałam znaleźć się w pokoju przyjaciółki, więc w miarę moich sił starałam się biec po schodach. Wpadłam jak tornado do jej pokoju. A gdy zobaczyłam Domi jak spokojnie sobie siedziała na łóżku i suszyła mokre włosy, to kamie spadł mi z serca. Kiedy mnie zobaczyła zdziwienie wymalowało się na jej twarzy, po czym wyłączyła suszarkę i podeszła do mnie.
- Myślałam, że coś ci się stało. - powiedziałam i odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że wszystko jest dobrze.
- Nic mi nie jest. Suszyłam włosy i cię nie słyszałam. Przepraszam. - odpowiedziała i zrobiła wielkie oczy, gdy dostrzegła Louisa za moimi plecami.
- Louis? Cześć, fajnie cię widzieć. - powiedziała i po chwili dodała. - A ja taka nie ubrana. - i obie zaczęłyśmy się chichrać. Domi zawsze potrafi rozładować napiętą sytuację.
- Fajnie razem wyglądacie, tak identycznie. - dodała i zniknęła w łazience. O co jej chodziło z tą identycznością? Popatrzyłam to na siebie to na Louisa i dopiero do mnie dotarło, że jesteśmy tak samo ubrani. Taki sam kolor bluzek i taki sam kolor spodenek. Wcześniej tego nie zauważyłam. Zaczęłam się z nas śmiać. Po chwili Domi wróciła do pokoju i zabrałyśmy się za układanie włosów, malowanie i ubieranie.
Po około godzinie dziewczyna była gotowa, tak samo jak reszta rodziny. Przez cały czas jak ja zajmowałam się Dominiką, Louis nie wiedział co ze sobą robić więc bawił się telefonem lub siedział na laptopie dziewczyny. Nie wiem czy to był dobry pomysł, aby zabierać go tutaj ze sobą, ale cóż pocierpiał i wytrzymał. Cała nasza trójka zeszła na dół, gdzie w salonie siedzieli tata i brat Domi, a jej mama biegała tam i z powrotem szukając różnych rzeczy jak na przykład naszyjnika czy kolczyków. Ta kobieta kiedyś się kiedyś zgubi i nie będzie to śmieszne. Ale wracając weszliśmy do salonu, a tata Domi normalnie zaniemówił gdy zobaczył swoją córkę. Po chwili dopiero wróciła mu zdolność mówienia i stwierdził tylko, że Domi wygląda pięknie. Dziewczynie się chyba łezka w oku zakręciła, no ale której dziewczynie by się nie zakręciła gdyby usłyszała takie słowa ze strony swojego taty? Przedstawiłam wszystkim Louisa, bo wcześniej nie mieli okazji, aby go poznać. Cieszyli się, że mogą wreszcie poznać tego sławnego i jedynego w swoim rodzaju Louisa. Już się boję zapytać Domi co ona im o nim nagadała.
- To my już pójdziemy. Bawcie się dobrze. - powiedziałam i z Louisem ruszyliśmy do wyjścia.
- Dziękuję ci za wszystko Jo.
- Nie ma za co kochana. Uważaj na Ł. i wybaw się za wszystkie czasy. - dodałam i dałam jej całusa w policzek, starałam się, aby nie zniszczyć bajecznego makijażu.
- Cześć Louis. - chłopak jej tylko pomachał i ruszyliśmy w stronę domu.
_________________________________________________________________________________
Wielki powrót Louisa, cieszycie się? Na pewno tak :) Jak myślicie wyniknie coś z tego nagłego przyjazdu? Może coś z Łukaszem ? Piszcie swoje propozycje w komentarzach. Może jakieś wsparcie dla Lou, bo wiecie Łukasz + zazdrosny Louis to może być ciekawie :)
Przypominam o zakładce informowani :)
Jak macie do mnie jakieś pytania dotyczące bloga, czy mnie lub o cokolwiek innego zapraszam na aska lub twittera :) Linki znajdziecie w zakładce kontakt na samej górze :)
Dziękuję za wszystkie wspaniałe słowa pod ostatnim rozdziałem. Na prawdę nie wiecie ile to dla mnie znaczy i jak podnosi na duchu oraz motywuje do dalszego pisania :) Jesteście wspaniali :)
Ah jeszcze jedno zapomniałabym, dziękuję za ponad 10 tys. wejść na bloga :) Nigdy nie sądziłam, że tyle osób będzie chciało czytać moje wypociny :) Dziękuję :)
Ooo Lou <3 a Max jaki słodziak ja już pisałam ci co myślę na temat ochrony dla pana Ł. Xd już się nie mogę doczekać twej inwencji twórczej :p
OdpowiedzUsuń@claudialech
Louis! czuje że Louis z łukaszem będą się bić :D
OdpowiedzUsuńDziwaczny Łukasz+ zazdrosny Louis. O nie. Z tego nie wyniknie nic dobrego. Może się pobiją, albo Łukasz ze swoją bandą uprowadzą naszego Romeo. Nwm. Różne rzeczy mogą się zdarzyć.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo uroczy, cudowny i taki słit.
Ola
Cześć! Ten blog, został przeze mnie nominowany do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńGratuluję udanej pracy!
Więcej informacji tutaj : http://i-am-all-yours-larry-stylinson.blogspot.com/2013/12/liebster-award.html
Serdecznie Pozdrawiam :*
Super rozdział czekam na nexta :-)
OdpowiedzUsuń