Nienawidzę tego uczucia, gdy jestem z kimś skłócona. Nie mogę sobie wtedy poradzić z emocjami, które we mnie siedzą. Chciałabym wykrzyczeć mu wszystko prosto w twarz. To jak mnie upokorzył. To jaką ze mnie kretynkę zrobił, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafię. Dla mnie jest to za trudne do zrealizowania. Nie wyobrażam sobie krzyczenia na Louisa, mówienia mu jaki to jest okropny dla mnie, bo wcale tak nie jest.
Może to wspólne zamieszkanie było złym pomysłem? Może powinnam zostać w Doncaster i tam zacząć naukę? Mogłam, ale tego nie zrobiłam, bo pomyślałam, że lepiej będzie jak znajdę się w jednym mieście ze swoim chłopakiem. Nie wiem czy Louis nadal jest moim chłopakiem, czy już może jest byłym i spotyka się z tamtą dziewczyną.
Przez trzy dni nie odzywaliśmy się do siebie. Nawet na siebie nie patrzyliśmy. No dobra, skłamałam.
Każdej nocy gdy Louis ze mną nie spał w jednym łóżku wchodziłam do salonu, gdzie on aktualnie przebywał. Stałam obok kanapy i bezczelnie mu się przyglądałam. Wyglądał wtedy tak niewinnie i zarazem słodko, że już chciałam położyć się obok niego na tej niewygodnej kanapie i wtulić do jego torsu i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i mu wybaczam. Ale wtedy w głowie pojawiał mi się obraz tej dziewczyny, która obejmowała go w taki sposób jaki ja najbardziej uwielbiam. Od trzech długich dni ten obraz siedzi mi w głowie i wiem, że długo nie wyjdzie. Po prostu czasem boję się, że Louis zostawi mnie dla niej, albo dla innej bo stwierdzi że znudziła mu się zabawa w dom z małolatą i sobie pójdzie, a ja zostanę jak ten uschnięty kwiatek bez wody.
Właściwie to ja już nie wiem co mam o tym myśleć. Z jednej strony jestem tak cholernie na niego zła, a z drugiej jest mi go szkoda, widząc jak jego długie ciało leży poskręcane na małej kanapie w salonie. Chciałabym wtedy go tak obudzić i zabrać z powrotem do sypialni, ale po prostu nie potrafię. Nie umiem tego zrobić, chociaż bym bardzo pragnęła.
Każdego ranka wstawałam wcześnie rano, aby uniknąć rozmowy z Louisem. Wiem, że on kilkakrotnie próbował mi wyjaśnić tą sytuację i z każdym kolejnym razem kończyło się na moim płaczu i jego poddaniu się. Nie chodzi o to, że ja nie chciałam go wysłuchać. Bardziej rozchodzi się o to, że nie mogłam patrzeć w te jego niebieskie i pełne bólu tęczówki. Po prostu wiem, że to by było za dużo dla mnie. Sam jego widok rano mnie wzrusza, a co dopiero gdyby ze mną rozmawiał.
Szykowałam się szybko na zajęcia i przechodząc przez salon zawsze zerkałam w stronę kanapy. A w moich oczach pojawiały się nieproszone łzy. Nie mogłam płakać, nie w tamtych momentach. Musiałam pokazać i sobie i innym, że jestem twarda. Chociaż było to trudne, ale dawałam radę.
Odzwyczaiłam się od jedzenia śniadań. Po prostu nie miałam na to czasu, a i też nie chciałam robić zbędnego hałasu w kuchni, bo wiedziałam że to obudzi Louisa.
Po zajęciach, gdy kończyłam wcześniej jechałam do biblioteki i tam spędzałam resztę dnia, aż do późnego wieczora. Mój telefon nie przestawał dzwonić, gdy byłam w bibliotece. Aż inni ludzie siedzący obok mnie zwracali mi uwagę. W końcu wyłączałam telefon na dobre. Wiedziałam, że to Louis dzwoni chcący się dowiedzieć gdzie jestem i kiedy będę w domu. Ale szczerze w to wątpię, bo w końcu po co mu to wiedzieć gdzie jestem i co robię. Jakoś nie przejmował się mną kilka dni temu, gdy zobaczyłam go z tamtą dziewczyną.
Najciszej jak umiałam ubrałam buty i zarzuciłam na siebie kurtkę przeciwdeszczową. Jako że zbliża się jesień pogoda w Londynie nie jest już taka przyjemna jak w wakacje. Kucając zawiązywałam właśnie sznurówki, gdy z salonu dobiegł mnie głośny huk, jakby coś ciężkiego spadło na podłogę. Szybko wstałam i przeszłam kilka kroków, aby zobaczyć co było tego przyczyną. To Louis spadł z kanapy. Kiedyś pewnie by mnie to rozśmieszyło i pewnie pobiegłabym do niego, aby go przytulić i rozmasować bolące miejsce, ale teraz stałam przy ścianie i przypatrywałam mu się. Biedak wstał z podłogi i masując sobie głowę usiadł na skraju kanapy. Oparł łokcie na kolanach i skrył twarz w dłoniach, po czym głośno westchnął. Zrobiło mi się go szkoda i nim się spostrzegłam z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Szybko je otarłam wierzchem dłoni i pociągnęłam nosem. Nim zdałam sobie sprawę co zrobiłam Louis szybko podniósł głowę i popatrzył zdezorientowany w moją stronę.
- Jo? - szepnął cicho. Ja otworzyłam szeroko oczy i jak najszybciej potrafiłam ulotniłam się z mieszkania. Gdy byłam już przy drzwiach usłyszałam głośne kroki zmierzające w moją stronę. Szybko zabrałam swoją torebkę z podłogi i przekręcając kluczyk w drzwiach wyszłam na klatkę schodową. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, które i tak kilka sekund później zostały otwarte, a w nich stanął Louis w samych spodniach od pidżamy. Będąc przy pierwszym schodku na chwilę dosłownie na momencik odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi tam i mi się przygląda. Wyglądał ... inaczej. Podpuchnięte oczy, czerwone policzki, włosy stojące we wszystkie strony. Dla mnie wyglądał idealnie, ale gdyby ktoś obcy go teraz zobaczył stwierdziłby że ten chłopak ma jakiś problem, z którym nie potrafi sobie poradzić i który go dręczy kilka dobrych dni. A ja wiedziałam, że tym problemem byłam ja. Nim chłopak zrobił jakiś niemądry ruch ja ruszyłam przed siebie tak szybko, iż bałam się że zaraz się przewrócę na tych schodach.
- Jo... - usłyszałam tylko jego jęknięcie, gdy byłam już prawie przy samym wyjściu z bloku. Nie mogłam się zatrzymać. Wiem, że jakbym to zrobiła nie dałabym sobie rady z samą sobą.
Wsiadłam szybko do auta i odjechałam w stronę uczelni. Dzisiaj jest piątek co oznacza, że jadę do domu. Wiem, że gdybym została w Londynie musiałabym patrzeć na Louisa cały dzień, gdyby oczywiście nie pojechał na weekend do domu.
Dzisiejszego dnia przy życiu trzyma mnie świadomość, że za kilka godzin zobaczę rodziców i Maxa. Z taką myślą ruszyłam w stronę uczelni.
Dziś nie mam dużo zajęć, zaledwie pięć, więc to wcale nie tak dużo jakby się mogło komuś wydawać. Kończę o dwunastej, więc przy dobrych wiatrach powinnam być w domu na trzecią. Jeszcze muszę tylko wstąpić do mieszkania po torbę z rzeczami. Mam nadzieję, że Louisa wtedy nie będzie w domu.
Perspektywa Louisa
Obudziłem się cały zdrętwiały, a co najdziwniejsze w tym wszystkim że na podłodze w salonie. Uderzyłem się głową o kant stolika. Ulubionego stolika Jo z całego naszego mieszkania. Usiadłem na kanapie i położyłem łokcie na kolanach, po czym głośno westchnąłem zamykając na chwilę oczy.
Kto by pomyślał, że w wieku dwudziestu lat będę miał śliczną dziewczynę i w dodatku będę z nią mieszkał. Nie zawsze byłem skory do miłości. Był taki okres w moim życiu, że gardziłem wszystkim i wszystkimi. Nienawidziłem moich rodziców, a moja mama nie zwracała na to uwagi. Chciała pokazać wszystkim i przede wszystkim sobie, że jej rodzina jest idealna i nie ma w niej żadnych konfliktów i sprzeczek. Ale prawda była całkiem inna. Często dochodziło między mną, a moimi kolegami ze szkoły do bijatyk. Na szczęście, albo raczej nieszczęście mój tata jest prawnikiem więc szybko łagodził sprawę i cała kara mnie obeszła, a ja byłem wolny i mogłem robić co tylko chciałem dopóki znowu nie wylądowałem na posterunku policji.
Jo nie wie o tej części z mojej przeszłości i wolałbym, aby się nie dowiedziała. Wolę mieć świadomość, iż dziewczyna myśli że zawsze byłem dobrze poukładanym dzieciakiem z kochającymi rodzicami i idealnym domem. Ale cóż życie potrafi zaskakiwać i czasem wydaje się nam, że jest idealne, ale dla ludzi z naszego otoczenia, którzy nie wiedzą co tak naprawdę dzieje się w środku.
Moje myśli przerwał jakiś dźwięk dochodzący z korytarza. Podniosłem głowę i zobaczyłem tam jakiś cień. Mimo, że w pokoju było ciemno a pomieszczenie oświetlały tylko lampki wiszące nad stołem w kuchni to i tak wiedziałem, że ktoś tam stoi.
Pierwszą moją myślą było, że to może być ten kutas - Josh, ale dotarło do mnie że przecież on siedzi w psychiatryku, więc nie ma opcji aby to on tam był. Dopiero gdy spostrzegłem, że dochodzi godzina siódma zorientowałem się że tym kimś była Jo.
- Jo? - szepnąłem, ale nikt się nie odezwał. Każdego ranka tak wcześnie wstawała. myślę, że to przez to iż nie chciała się ze mną widzieć.
Szybko wstałem z kanapy i potykając się o własne gołe stopy pobiegłem w stronę korytarza. Słyszałem tylko jakieś trzaski i przekręcanie klucza w zamku, aż w końcu poczułem na mojej klatce piersiowej zimny podmuch powietrza dochodzący z korytarza.
Dobiegłem do drzwi i otwierając je ujrzałem ją. Rozpuszczone włosy, oczy mimo że idealnie pomalowane czarną kredką to i tak widać było, że płakała. Była ubrana cała na czarno, jakby chciała przez to pokazać, że jej strój odzwierciedla jej obecny humor.
Ja pewnie też nie wyglądałem za dobrze. Całą noc nie spałem, dopiero około godziny czwartej udało mi się zasnąć chociaż na chwilę.
Już chciałem ruszyć w jej stronę i objąć ją swoimi ramionami i poczuć jak oplata swoje ręce wokół moich bioder i przyciska policzek do mojego torsu, ale ubiegła mnie i szybkim krokiem ruszyła schodami w dół.
- Jo... - jęknąłem mając nadzieję, że mnie usłyszy, ale zamiast jakiegoś odzewu z jej strony usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami na samym dole korytarza.
Z opuszczoną głową wróciłem do domu i zamykając za sobą drzwi skierowałem się do kuchni. Do czajnika nalałem wody i włączyłem go. Z szafki nad blatem wyciągnąłem puszkę z kawą. Jo zawsze była pedantką. Chciała, aby wszystko w mieszkaniu było na swoim miejscu. Nawet puszka z kawą, herbatą czy nawet cukrem musiała być podpisana abym przypadkiem się nie pomylił.
Pamiętam jak kiedyś zamyśliłem się i zamiast do puszki z cukrem, wsypałem sól. Ale była wtedy wojna, ależ dostałem nauczkę od Jo, teraz już będę wiedział do końca życia, żeby przypadkiem się nie zapomnieć i nie popełnić drugi raz tego samego błędu. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tej sytuacji. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł ją trochę poddenerwować i zobaczyć jak się na mnie wkurza.
Czajnik dał znać, że woda jest już gotowa. Zalałem kawę wrzącą wodą i wsypałem łyżeczkę cukru. Zamieszałem czarny płyn stukając o ścianki kubka. Nienawidziłem, gdy ktoś tak robił. Doprowadzało mnie to do szaleństwa, ale odkąd zamieszkałem z Jo przestało mnie to tak irytować. Ona zawsze była nieświadoma tego, że tak robi. Zazwyczaj robiła tak, gdy czytała gazetę albo jakąś książkę, którą mi podkradła. A ja mogłem wtedy przyglądać się jej ile tylko chciałem dopóki nie podniosła na mnie swojego wzroku i nie przyłapała mnie na gorącym uczynku.
Upiłem łyk gorącego napoju.
Powinienem wyjechać za godzinę, więc mam dość czasu aby się przygotować. Muszę zmyć z siebie ostatnią noc, która i tak była nie przespana, bo ciągle myślałem o Jo i o tym jak naprawić tą całą sytuację.
Wiedziałem, że to nie był dobry pomysł aby schodzić na dół razem z Abby. Oczywiście, pamiętałem że Jo będzie tam na mnie czekała, ale Abby sama się do mnie przyłączyła, gdy tylko zobaczyła że idę na pierwsze piętro. Myślałem, że będę tam przed Jo i pożegnam się z Abby wcześniej, aby dziewczyna nas nie zobaczyła. Gdybym tylko wiedział, że Jo będzie tam stać i zobaczy mnie w takiej sytuacji, na pewno nie dopuściłbym do tego. Nie pozwoliłbym aby dziewczyna mnie tak objęła. Bardzo dobrze pamiętałem, że to ulubiona pozycja Jo do obejmowania mnie. A ja mogłem ją również objąć i położyć dłoń na jej biodrze. Głupi Louis, głupi Louis, głupi Louis.
Od tamtego momentu cały czas powtarzam to sobie w myślach. A gdy zobaczyłem Jo taką smutną i stojącą tam samotnie na tym wielkim korytarzu i to jak rozpada się na małe kawałeczki, a w jej pięknych, wielkich oczach zbierają się łzy to wiedziałem, że zrobiłem źle. Ale to Abby się do mnie przykleiła. Ona praktycznie do każdego chłopaka się tak klei, a każdy chłopak ją odpycha. Właściwie to nie wiem dlaczego. Jest atrakcyjna, ambitna i dobrze radzi sobie na studiach, więc nie rozumiem dlaczego nie ma jeszcze chłopaka. Właściwie to nie mam pojęcia, a z resztą co mnie obchodzi jakaś Abby. Powinienem myśleć teraz jak odzyskać na nowo zaufanie Jo i spróbować jej to wszystko wytłumaczyć.
Muszę wziąć prysznic, on na pewno mi się dziś przyda. Przeszedłem więc do sypialni, aby zabrać podkoszulek i jakieś spodnie. Dziś jest piątek, więc nie mam dużo zajęć, zaledwie trzy. Ale i tak powinienem się na ich pojawić, bo wykładowcy nie byliby zadowoleni, że opuszczam zajęcia i donieśliby na mnie mojemu trenerowi, który wylałby mnie z drużyny i koniec z moją karierą piłkarską.
Wchodząc do sypialni zauważyłem, że łóżko jest idealnie posłane, a obok niego stoi podróżna torba Jo. Czyżby się gdzieś wybierała? Drapiąc się po brodzie i podszedłem bliżej łóżka i pewnym ruchem odsunąłem zamek w torbie. Ciuchy, pełno ciuchów. I wtedy do mnie dotarło, że przecież Jo jedzie na weekend do domu. Ale ze mnie głupek, pomyślałem. Tak, teraz to wszystko układa się w całość. Dziewczyna tęskni za swoimi rodzicami i tym małym szkrabem - Maxem. Boże kocham tego dzieciaka. Jest tak samo uroczy i słodki jak jego starsza siostra, a to jak na mnie mówi - LouLou, to od razu wywołuje uśmiech na moich ustach. Może ja też pojechałbym do domu? Dawno nie widziałem mamy, ani dziewczynek. Z ojcem rozmawiam co drugi dzień. Chcę się dowiedzieć jak najwięcej w sprawie Josha. Na szczęście siedzi w psychiatryku i wiecie co? Dobrze mu tak, zasłużył na to. Po tym co zrobił mojej Jo, to kutas niech teraz gnije pośród swoich najlepszych kolegów takich samych ja on.
Szybko wyciągnąłem z komody koszulkę i czyste bokserki, idealnie poukładane przez Jo. Ta dziewczyna to skarb i ja o tym wiem, ale nie zawsze to doceniam. Bo zawsze doceniamy to co stracimy. A ja straciłem Jo i nie wiem czy ją w ogóle odzyskam.
Perspektywa Jo
Nareszcie zajęcia się skończyły. Mam dużo zadania domowego, więc myślę że wezmę książki i zeszyty do domu i tam się pouczę chociaż wiem, że to nie będzie łatwe bo na pewno Max nie da mi spokoju. Będzie chciał cały czas siedzieć ze mną i ogólnie przebywać w moich towarzystwie. W sumie mi to nie będzie przeszkadzać, bo fajnie jest pobyć obok kogoś kto ledwo co potrafi sklecić sensowne zdanie, jak przebywało się dwa tygodnie non stop wokół dorosłych ludzi. Wiem, że ten weekend nie będzie taki miły, bo nie będzie przy mnie Louisa, ale może w końcu się zrelaksuję i przestanę o nim myśleć. Myślę, że to mi wyjdzie na dobre.
Wsiadłam do auta i przejeżdżając wzdłuż parkingu rozglądałam się na boki. Chciałam zobaczyć czy Louis jest jeszcze na uczelni. Chłopak kończy zajęcia za jakieś pół godziny, a zanim ja dojadę do mieszkania minie kolejne pół, więc nie ma szans abyśmy się spotkali zanim ja wyjadę. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam jego czarny samochód na parkingu. Wcisnęłam mocniej pedał gazu i wyjechałam spod uczelni.
Zaletą posiadania samochodu na studiach jest to, że nie musisz czekać w zimnie i w deszczu na autobus, który pewnie nie wiadomo ile się spóźni. Tutaj wsiadasz i jedziesz i nie przejmujesz się niczym. No chyba tym, że może zabraknąć ci benzyny, ale o to się nie martwię. Zawsze pod koniec tygodnia tankuję pod sam korek, więc idealnie mi go starcza na cały tydzień, a czasem nawet na dłużej. Myślę, że spokojnie dojadę do domu rodziców, a tam to już tata się zajmie garbusem i jestem pewna, że zadba o mnie i o mój mały samochodzik.
Pół godziny później bez żadnych problemów na drodze parkowałam na parkingu pod blokiem.
Szybko wysiadłam z auta i pobiegłam w stronę wejścia. Deszcz pada od rana, a ja zapomniałam wziąć ze sobą parasolki, która teraz by mi się przydała, ale ja jak to ja zapomniałam, albo z głowy mi wyleciało aby ją wziąć.
Wyjęłam klucz z torebki i otworzyłam nim drzwi. Weszłam do środka ściągając z siebie mokrą kurtkę i wieszając ją wieszaku w korytarzu. Zdjęłam też przemoczone buty i odstawiłam je na wycieraczce.
Weszłam do salonu i od razu co mi się rzuciło w oczy to idealnie poskładana kanapa. Wszystkie poduszki były na miejscu, a stolik stał prosto i nawet nie było na nim ani jednego kubka. Louis się postarał, a może to raczej jego nowa dziewczyna przyszła i po prostu posprzątała to za niego. Nie, Jo uspokój się. Nie zapuszczaj się w tamte rejony, mówiłam sobie w myślach. Ciesz się, że jedziesz do domu.
Wzięłam głęboki oddech i mijając salon udałam się do sypialni. Moja torba stała tak jak wcześniej obok łóżka. Wzięłam ją i przeniosłam do salonu. Weszłam z powrotem do sypialni i biorąc z szafy suche ubrania udałam się do łazienki. Gdy tylko otworzyłam drzwi prowadzące do tego pomieszczenia moje nozdrza od razu wypełnił zapach perfum Louisa. Moje oczy zaszły mgłą przypominając mi o tych dobrych chwilach spędzonych z chłopakiem.
Wróciłam myślami, gdy przyjechał do mnie do Polski i zrobił mi taką niesamowitą niespodziankę. Albo gdy wyjechaliśmy na weekend do Brighton, tak to był idealny weekend. Uśmiechnęłam się na te wspomnienia, ale zaraz przed moimi oczami pojawił się obraz sprzed trzech dni. I poczułam na policzkach gorące łzy, których nie dałam rady powstrzymać. Zaczęły spływać mi po policzkach rozmazując makijaż, który udało mi się dziś rano nałożyć. Nie tak być nie może, skarciłam się w myślach. Muszę przestać płakać, muszę przestać o nim tak intensywnie myśleć Może jak pojadę do domu to przemyślę to wszystko na spokojnie i wtedy dojdę do jakiegoś rozsądnego wniosku.
W ekspresowym tempie ściągnęłam z siebie przemoczone ubrania i założyłam nową parę dżinsów i obcisły, czarny top, na to jeszcze luźna bluza i jestem gotowa do powrotu do domu. Włosy w miarę możliwości podsuszyłam ręcznikiem i związałam w wysokiego kucyka. Nałożyłam nową warstwę makijażu, aby nie dać powodów do zmartwień mojej mamie, ale i tak wiem że się zorientuje iż coś jest nie tak. Ale tym będę martwić się później, gdy będę parkować na podjeździe.
Brudne ubrania włożyłam do kosza na pranie i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na nadgarstku i zobaczyłam, że dochodzi godzina pierwsza nieźle się zakręciłam. Czas najwyższy iść. Jeszcze zrobię tylko łyk wody i wezmę coś na drogę, bo znając mnie to zgłodnieję i będzie mi się chciało pić, a lepiej być ubezpieczonym na zapas.
Ubrałam buty i rozglądając się jeszcze po wnętrzu mieszkania sprawdziłam czy wszystko pogasiłam i pozamykałam. Wszystko było na swoim miejscu, więc ubrałam kurtkę zabrałam torbę i zarzucając torebkę na ramię ruszyłam do drzwi. Zamknęłam je na klucz i chyba z dziesięć razy sprawdzając czy aby na pewno zamknęłam ruszyłam schodami w dół. Nałożyłam kaptur na głowę i szybkim krokiem przeszłam do mojego auta. Deszcz już mniej padał, więc nie byłam tak mokra jak przedtem. Nacisnęłam guzik automatycznego zamka i podchodząc od strony pasażera otworzyłam drzwi i wrzuciłam tam moją torbę, a na nią torebkę z książkami i zeszytami, które wcześniej wzięłam z szafki stojącej przy łóżku.
Już miałam wsiadać na siedzenie kierowcy, gdy usłyszałam jakiś głos wypowiadający moje imię. Nie był wyraźny, ale znany. Zaczęłam rozglądać się dookoła siebie i nagle moje oczy spoczęły na sylwetce Louisa biegnącego w moją stronę. Otworzyłam szeroko oczy i szybko otwierając drzwi do auta siadłam na siedzeniu kierowcy i trzęsącymi się rękoma próbowałam włożyć kluczyk do stacyjki.
- Cholera! - krzyknęłam gdy któraś z kolei próba włożenia klucza była nieudana.
- Jo, zaczekaj. - wysapał Louis otwierając drzwi i stając między nimi, a wejściem do auta.
- Daj mi spokój. - powiedziałam ostro nawet na niego nie patrząc.
- Proszę porozmawiaj ze mną. - poprosił schylając się i opierając dłonie na kolanach.
- Nie. - odpowiedziałam, aż w końcu udało mi się włożyć kluczyk do stacyjki i odpalić samochód.
- Daj mi wytłumaczyć.
- Ale co tu jest do tłumaczenia? Wolisz towarzystwo jakiejś innej dziewczyny niż mnie. Rozumiem, dlatego zostawiam wam mieszkanie. Możecie robić co tylko wam się w nim podoba. - wykrzyczałam próbując się nie rozpłakać.
- Jo to nie tak jak myślisz. Ona już taka jest. - powiedział Louis na swoją obronę.
- Co to znaczy, że ona już taka jest? - zapytałam zapinając pasy trzęsącymi się rękoma.
- Straszna z niej przylepa. Mówiłem jej, że mam dziewczynę ale ona nic sobie z tego nie robiła. Cały czas powtarzała, że mnie lubi bardziej niż kogoś innego. - wyjaśnił, a ja już naprawdę nie wiedziałam co o tym myśleć. Louis mógł kłamać.
- Zostaw mnie. - powiedziałam, gdy klęknął obok samochodu i chciał złapać mnie za dłoń.
- Posłuchaj mnie, proszę.
- Nie, idź sobie. - nakazałam mu, ale on nie dawał za wygraną. Przyciągnął moją dłoń do swojego policzka, a ja mogłam poczuć kłujący zarost na jego twarzy.
- Jo potrzebuję cię. Sprawiasz, że się uśmiecham bardziej niż ktokolwiek inny. Jestem najlepszy, kiedy mam cię obok siebie. Błagam wybacz mi. - powiedział cicho. A ja wreszcie na niego popatrzyłam. Czerwone oczy, mokre policzki i myślę, że to nie deszcz jest temu winien, a łzy. I ten wzrok. Ten jego smutny wzrok. Oczy bez jakiegokolwiek wyrazu. Nie, nie mogę tak dłużej.
- Daj mi to wszystko przemyśleć. - szepnęłam. Lou tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza. - Nie dzwoń do mnie przez weekend. - dodałam, gdy chłopak wstał do pozycji pionowej.
- Ale Jo... - nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Proszę. Daj mi to przemyśleć, na spokojnie. A z tobą dzwoniącym do mnie co pięć minut nie będzie łatwo. - Louis znowu kucnął. Wziął moją dłoń w swoją i podnosząc ją do ust złożył na niej niewinny pocałunek.
- Dobrze. - odpowiedział tylko i chwilę później już go nie było. Obserwowałam jak jego chude nogi prowadzą go w stronę wejścia do bloku i zaraz zniknął w jego wnętrzu. A ja poczułam jak po moich policzkach spływają coraz to większe łzy i co najgorsze w ogóle nie chcą przestać.
_________________________________________________________________________________
Może to wspólne zamieszkanie było złym pomysłem? Może powinnam zostać w Doncaster i tam zacząć naukę? Mogłam, ale tego nie zrobiłam, bo pomyślałam, że lepiej będzie jak znajdę się w jednym mieście ze swoim chłopakiem. Nie wiem czy Louis nadal jest moim chłopakiem, czy już może jest byłym i spotyka się z tamtą dziewczyną.
Przez trzy dni nie odzywaliśmy się do siebie. Nawet na siebie nie patrzyliśmy. No dobra, skłamałam.
Każdej nocy gdy Louis ze mną nie spał w jednym łóżku wchodziłam do salonu, gdzie on aktualnie przebywał. Stałam obok kanapy i bezczelnie mu się przyglądałam. Wyglądał wtedy tak niewinnie i zarazem słodko, że już chciałam położyć się obok niego na tej niewygodnej kanapie i wtulić do jego torsu i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i mu wybaczam. Ale wtedy w głowie pojawiał mi się obraz tej dziewczyny, która obejmowała go w taki sposób jaki ja najbardziej uwielbiam. Od trzech długich dni ten obraz siedzi mi w głowie i wiem, że długo nie wyjdzie. Po prostu czasem boję się, że Louis zostawi mnie dla niej, albo dla innej bo stwierdzi że znudziła mu się zabawa w dom z małolatą i sobie pójdzie, a ja zostanę jak ten uschnięty kwiatek bez wody.
Właściwie to ja już nie wiem co mam o tym myśleć. Z jednej strony jestem tak cholernie na niego zła, a z drugiej jest mi go szkoda, widząc jak jego długie ciało leży poskręcane na małej kanapie w salonie. Chciałabym wtedy go tak obudzić i zabrać z powrotem do sypialni, ale po prostu nie potrafię. Nie umiem tego zrobić, chociaż bym bardzo pragnęła.
Każdego ranka wstawałam wcześnie rano, aby uniknąć rozmowy z Louisem. Wiem, że on kilkakrotnie próbował mi wyjaśnić tą sytuację i z każdym kolejnym razem kończyło się na moim płaczu i jego poddaniu się. Nie chodzi o to, że ja nie chciałam go wysłuchać. Bardziej rozchodzi się o to, że nie mogłam patrzeć w te jego niebieskie i pełne bólu tęczówki. Po prostu wiem, że to by było za dużo dla mnie. Sam jego widok rano mnie wzrusza, a co dopiero gdyby ze mną rozmawiał.
Szykowałam się szybko na zajęcia i przechodząc przez salon zawsze zerkałam w stronę kanapy. A w moich oczach pojawiały się nieproszone łzy. Nie mogłam płakać, nie w tamtych momentach. Musiałam pokazać i sobie i innym, że jestem twarda. Chociaż było to trudne, ale dawałam radę.
Odzwyczaiłam się od jedzenia śniadań. Po prostu nie miałam na to czasu, a i też nie chciałam robić zbędnego hałasu w kuchni, bo wiedziałam że to obudzi Louisa.
Po zajęciach, gdy kończyłam wcześniej jechałam do biblioteki i tam spędzałam resztę dnia, aż do późnego wieczora. Mój telefon nie przestawał dzwonić, gdy byłam w bibliotece. Aż inni ludzie siedzący obok mnie zwracali mi uwagę. W końcu wyłączałam telefon na dobre. Wiedziałam, że to Louis dzwoni chcący się dowiedzieć gdzie jestem i kiedy będę w domu. Ale szczerze w to wątpię, bo w końcu po co mu to wiedzieć gdzie jestem i co robię. Jakoś nie przejmował się mną kilka dni temu, gdy zobaczyłam go z tamtą dziewczyną.
Najciszej jak umiałam ubrałam buty i zarzuciłam na siebie kurtkę przeciwdeszczową. Jako że zbliża się jesień pogoda w Londynie nie jest już taka przyjemna jak w wakacje. Kucając zawiązywałam właśnie sznurówki, gdy z salonu dobiegł mnie głośny huk, jakby coś ciężkiego spadło na podłogę. Szybko wstałam i przeszłam kilka kroków, aby zobaczyć co było tego przyczyną. To Louis spadł z kanapy. Kiedyś pewnie by mnie to rozśmieszyło i pewnie pobiegłabym do niego, aby go przytulić i rozmasować bolące miejsce, ale teraz stałam przy ścianie i przypatrywałam mu się. Biedak wstał z podłogi i masując sobie głowę usiadł na skraju kanapy. Oparł łokcie na kolanach i skrył twarz w dłoniach, po czym głośno westchnął. Zrobiło mi się go szkoda i nim się spostrzegłam z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Szybko je otarłam wierzchem dłoni i pociągnęłam nosem. Nim zdałam sobie sprawę co zrobiłam Louis szybko podniósł głowę i popatrzył zdezorientowany w moją stronę.
- Jo? - szepnął cicho. Ja otworzyłam szeroko oczy i jak najszybciej potrafiłam ulotniłam się z mieszkania. Gdy byłam już przy drzwiach usłyszałam głośne kroki zmierzające w moją stronę. Szybko zabrałam swoją torebkę z podłogi i przekręcając kluczyk w drzwiach wyszłam na klatkę schodową. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, które i tak kilka sekund później zostały otwarte, a w nich stanął Louis w samych spodniach od pidżamy. Będąc przy pierwszym schodku na chwilę dosłownie na momencik odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi tam i mi się przygląda. Wyglądał ... inaczej. Podpuchnięte oczy, czerwone policzki, włosy stojące we wszystkie strony. Dla mnie wyglądał idealnie, ale gdyby ktoś obcy go teraz zobaczył stwierdziłby że ten chłopak ma jakiś problem, z którym nie potrafi sobie poradzić i który go dręczy kilka dobrych dni. A ja wiedziałam, że tym problemem byłam ja. Nim chłopak zrobił jakiś niemądry ruch ja ruszyłam przed siebie tak szybko, iż bałam się że zaraz się przewrócę na tych schodach.
- Jo... - usłyszałam tylko jego jęknięcie, gdy byłam już prawie przy samym wyjściu z bloku. Nie mogłam się zatrzymać. Wiem, że jakbym to zrobiła nie dałabym sobie rady z samą sobą.
Wsiadłam szybko do auta i odjechałam w stronę uczelni. Dzisiaj jest piątek co oznacza, że jadę do domu. Wiem, że gdybym została w Londynie musiałabym patrzeć na Louisa cały dzień, gdyby oczywiście nie pojechał na weekend do domu.
Dzisiejszego dnia przy życiu trzyma mnie świadomość, że za kilka godzin zobaczę rodziców i Maxa. Z taką myślą ruszyłam w stronę uczelni.
Dziś nie mam dużo zajęć, zaledwie pięć, więc to wcale nie tak dużo jakby się mogło komuś wydawać. Kończę o dwunastej, więc przy dobrych wiatrach powinnam być w domu na trzecią. Jeszcze muszę tylko wstąpić do mieszkania po torbę z rzeczami. Mam nadzieję, że Louisa wtedy nie będzie w domu.
Perspektywa Louisa
Obudziłem się cały zdrętwiały, a co najdziwniejsze w tym wszystkim że na podłodze w salonie. Uderzyłem się głową o kant stolika. Ulubionego stolika Jo z całego naszego mieszkania. Usiadłem na kanapie i położyłem łokcie na kolanach, po czym głośno westchnąłem zamykając na chwilę oczy.
Kto by pomyślał, że w wieku dwudziestu lat będę miał śliczną dziewczynę i w dodatku będę z nią mieszkał. Nie zawsze byłem skory do miłości. Był taki okres w moim życiu, że gardziłem wszystkim i wszystkimi. Nienawidziłem moich rodziców, a moja mama nie zwracała na to uwagi. Chciała pokazać wszystkim i przede wszystkim sobie, że jej rodzina jest idealna i nie ma w niej żadnych konfliktów i sprzeczek. Ale prawda była całkiem inna. Często dochodziło między mną, a moimi kolegami ze szkoły do bijatyk. Na szczęście, albo raczej nieszczęście mój tata jest prawnikiem więc szybko łagodził sprawę i cała kara mnie obeszła, a ja byłem wolny i mogłem robić co tylko chciałem dopóki znowu nie wylądowałem na posterunku policji.
Jo nie wie o tej części z mojej przeszłości i wolałbym, aby się nie dowiedziała. Wolę mieć świadomość, iż dziewczyna myśli że zawsze byłem dobrze poukładanym dzieciakiem z kochającymi rodzicami i idealnym domem. Ale cóż życie potrafi zaskakiwać i czasem wydaje się nam, że jest idealne, ale dla ludzi z naszego otoczenia, którzy nie wiedzą co tak naprawdę dzieje się w środku.
Moje myśli przerwał jakiś dźwięk dochodzący z korytarza. Podniosłem głowę i zobaczyłem tam jakiś cień. Mimo, że w pokoju było ciemno a pomieszczenie oświetlały tylko lampki wiszące nad stołem w kuchni to i tak wiedziałem, że ktoś tam stoi.
Pierwszą moją myślą było, że to może być ten kutas - Josh, ale dotarło do mnie że przecież on siedzi w psychiatryku, więc nie ma opcji aby to on tam był. Dopiero gdy spostrzegłem, że dochodzi godzina siódma zorientowałem się że tym kimś była Jo.
- Jo? - szepnąłem, ale nikt się nie odezwał. Każdego ranka tak wcześnie wstawała. myślę, że to przez to iż nie chciała się ze mną widzieć.
Szybko wstałem z kanapy i potykając się o własne gołe stopy pobiegłem w stronę korytarza. Słyszałem tylko jakieś trzaski i przekręcanie klucza w zamku, aż w końcu poczułem na mojej klatce piersiowej zimny podmuch powietrza dochodzący z korytarza.
Dobiegłem do drzwi i otwierając je ujrzałem ją. Rozpuszczone włosy, oczy mimo że idealnie pomalowane czarną kredką to i tak widać było, że płakała. Była ubrana cała na czarno, jakby chciała przez to pokazać, że jej strój odzwierciedla jej obecny humor.
Ja pewnie też nie wyglądałem za dobrze. Całą noc nie spałem, dopiero około godziny czwartej udało mi się zasnąć chociaż na chwilę.
Już chciałem ruszyć w jej stronę i objąć ją swoimi ramionami i poczuć jak oplata swoje ręce wokół moich bioder i przyciska policzek do mojego torsu, ale ubiegła mnie i szybkim krokiem ruszyła schodami w dół.
- Jo... - jęknąłem mając nadzieję, że mnie usłyszy, ale zamiast jakiegoś odzewu z jej strony usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami na samym dole korytarza.
Z opuszczoną głową wróciłem do domu i zamykając za sobą drzwi skierowałem się do kuchni. Do czajnika nalałem wody i włączyłem go. Z szafki nad blatem wyciągnąłem puszkę z kawą. Jo zawsze była pedantką. Chciała, aby wszystko w mieszkaniu było na swoim miejscu. Nawet puszka z kawą, herbatą czy nawet cukrem musiała być podpisana abym przypadkiem się nie pomylił.
Pamiętam jak kiedyś zamyśliłem się i zamiast do puszki z cukrem, wsypałem sól. Ale była wtedy wojna, ależ dostałem nauczkę od Jo, teraz już będę wiedział do końca życia, żeby przypadkiem się nie zapomnieć i nie popełnić drugi raz tego samego błędu. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tej sytuacji. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł ją trochę poddenerwować i zobaczyć jak się na mnie wkurza.
Czajnik dał znać, że woda jest już gotowa. Zalałem kawę wrzącą wodą i wsypałem łyżeczkę cukru. Zamieszałem czarny płyn stukając o ścianki kubka. Nienawidziłem, gdy ktoś tak robił. Doprowadzało mnie to do szaleństwa, ale odkąd zamieszkałem z Jo przestało mnie to tak irytować. Ona zawsze była nieświadoma tego, że tak robi. Zazwyczaj robiła tak, gdy czytała gazetę albo jakąś książkę, którą mi podkradła. A ja mogłem wtedy przyglądać się jej ile tylko chciałem dopóki nie podniosła na mnie swojego wzroku i nie przyłapała mnie na gorącym uczynku.
Upiłem łyk gorącego napoju.
Powinienem wyjechać za godzinę, więc mam dość czasu aby się przygotować. Muszę zmyć z siebie ostatnią noc, która i tak była nie przespana, bo ciągle myślałem o Jo i o tym jak naprawić tą całą sytuację.
Wiedziałem, że to nie był dobry pomysł aby schodzić na dół razem z Abby. Oczywiście, pamiętałem że Jo będzie tam na mnie czekała, ale Abby sama się do mnie przyłączyła, gdy tylko zobaczyła że idę na pierwsze piętro. Myślałem, że będę tam przed Jo i pożegnam się z Abby wcześniej, aby dziewczyna nas nie zobaczyła. Gdybym tylko wiedział, że Jo będzie tam stać i zobaczy mnie w takiej sytuacji, na pewno nie dopuściłbym do tego. Nie pozwoliłbym aby dziewczyna mnie tak objęła. Bardzo dobrze pamiętałem, że to ulubiona pozycja Jo do obejmowania mnie. A ja mogłem ją również objąć i położyć dłoń na jej biodrze. Głupi Louis, głupi Louis, głupi Louis.
Od tamtego momentu cały czas powtarzam to sobie w myślach. A gdy zobaczyłem Jo taką smutną i stojącą tam samotnie na tym wielkim korytarzu i to jak rozpada się na małe kawałeczki, a w jej pięknych, wielkich oczach zbierają się łzy to wiedziałem, że zrobiłem źle. Ale to Abby się do mnie przykleiła. Ona praktycznie do każdego chłopaka się tak klei, a każdy chłopak ją odpycha. Właściwie to nie wiem dlaczego. Jest atrakcyjna, ambitna i dobrze radzi sobie na studiach, więc nie rozumiem dlaczego nie ma jeszcze chłopaka. Właściwie to nie mam pojęcia, a z resztą co mnie obchodzi jakaś Abby. Powinienem myśleć teraz jak odzyskać na nowo zaufanie Jo i spróbować jej to wszystko wytłumaczyć.
Muszę wziąć prysznic, on na pewno mi się dziś przyda. Przeszedłem więc do sypialni, aby zabrać podkoszulek i jakieś spodnie. Dziś jest piątek, więc nie mam dużo zajęć, zaledwie trzy. Ale i tak powinienem się na ich pojawić, bo wykładowcy nie byliby zadowoleni, że opuszczam zajęcia i donieśliby na mnie mojemu trenerowi, który wylałby mnie z drużyny i koniec z moją karierą piłkarską.
Wchodząc do sypialni zauważyłem, że łóżko jest idealnie posłane, a obok niego stoi podróżna torba Jo. Czyżby się gdzieś wybierała? Drapiąc się po brodzie i podszedłem bliżej łóżka i pewnym ruchem odsunąłem zamek w torbie. Ciuchy, pełno ciuchów. I wtedy do mnie dotarło, że przecież Jo jedzie na weekend do domu. Ale ze mnie głupek, pomyślałem. Tak, teraz to wszystko układa się w całość. Dziewczyna tęskni za swoimi rodzicami i tym małym szkrabem - Maxem. Boże kocham tego dzieciaka. Jest tak samo uroczy i słodki jak jego starsza siostra, a to jak na mnie mówi - LouLou, to od razu wywołuje uśmiech na moich ustach. Może ja też pojechałbym do domu? Dawno nie widziałem mamy, ani dziewczynek. Z ojcem rozmawiam co drugi dzień. Chcę się dowiedzieć jak najwięcej w sprawie Josha. Na szczęście siedzi w psychiatryku i wiecie co? Dobrze mu tak, zasłużył na to. Po tym co zrobił mojej Jo, to kutas niech teraz gnije pośród swoich najlepszych kolegów takich samych ja on.
Szybko wyciągnąłem z komody koszulkę i czyste bokserki, idealnie poukładane przez Jo. Ta dziewczyna to skarb i ja o tym wiem, ale nie zawsze to doceniam. Bo zawsze doceniamy to co stracimy. A ja straciłem Jo i nie wiem czy ją w ogóle odzyskam.
Perspektywa Jo
Nareszcie zajęcia się skończyły. Mam dużo zadania domowego, więc myślę że wezmę książki i zeszyty do domu i tam się pouczę chociaż wiem, że to nie będzie łatwe bo na pewno Max nie da mi spokoju. Będzie chciał cały czas siedzieć ze mną i ogólnie przebywać w moich towarzystwie. W sumie mi to nie będzie przeszkadzać, bo fajnie jest pobyć obok kogoś kto ledwo co potrafi sklecić sensowne zdanie, jak przebywało się dwa tygodnie non stop wokół dorosłych ludzi. Wiem, że ten weekend nie będzie taki miły, bo nie będzie przy mnie Louisa, ale może w końcu się zrelaksuję i przestanę o nim myśleć. Myślę, że to mi wyjdzie na dobre.
Wsiadłam do auta i przejeżdżając wzdłuż parkingu rozglądałam się na boki. Chciałam zobaczyć czy Louis jest jeszcze na uczelni. Chłopak kończy zajęcia za jakieś pół godziny, a zanim ja dojadę do mieszkania minie kolejne pół, więc nie ma szans abyśmy się spotkali zanim ja wyjadę. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam jego czarny samochód na parkingu. Wcisnęłam mocniej pedał gazu i wyjechałam spod uczelni.
Zaletą posiadania samochodu na studiach jest to, że nie musisz czekać w zimnie i w deszczu na autobus, który pewnie nie wiadomo ile się spóźni. Tutaj wsiadasz i jedziesz i nie przejmujesz się niczym. No chyba tym, że może zabraknąć ci benzyny, ale o to się nie martwię. Zawsze pod koniec tygodnia tankuję pod sam korek, więc idealnie mi go starcza na cały tydzień, a czasem nawet na dłużej. Myślę, że spokojnie dojadę do domu rodziców, a tam to już tata się zajmie garbusem i jestem pewna, że zadba o mnie i o mój mały samochodzik.
Pół godziny później bez żadnych problemów na drodze parkowałam na parkingu pod blokiem.
Szybko wysiadłam z auta i pobiegłam w stronę wejścia. Deszcz pada od rana, a ja zapomniałam wziąć ze sobą parasolki, która teraz by mi się przydała, ale ja jak to ja zapomniałam, albo z głowy mi wyleciało aby ją wziąć.
Wyjęłam klucz z torebki i otworzyłam nim drzwi. Weszłam do środka ściągając z siebie mokrą kurtkę i wieszając ją wieszaku w korytarzu. Zdjęłam też przemoczone buty i odstawiłam je na wycieraczce.
Weszłam do salonu i od razu co mi się rzuciło w oczy to idealnie poskładana kanapa. Wszystkie poduszki były na miejscu, a stolik stał prosto i nawet nie było na nim ani jednego kubka. Louis się postarał, a może to raczej jego nowa dziewczyna przyszła i po prostu posprzątała to za niego. Nie, Jo uspokój się. Nie zapuszczaj się w tamte rejony, mówiłam sobie w myślach. Ciesz się, że jedziesz do domu.
Wzięłam głęboki oddech i mijając salon udałam się do sypialni. Moja torba stała tak jak wcześniej obok łóżka. Wzięłam ją i przeniosłam do salonu. Weszłam z powrotem do sypialni i biorąc z szafy suche ubrania udałam się do łazienki. Gdy tylko otworzyłam drzwi prowadzące do tego pomieszczenia moje nozdrza od razu wypełnił zapach perfum Louisa. Moje oczy zaszły mgłą przypominając mi o tych dobrych chwilach spędzonych z chłopakiem.
Wróciłam myślami, gdy przyjechał do mnie do Polski i zrobił mi taką niesamowitą niespodziankę. Albo gdy wyjechaliśmy na weekend do Brighton, tak to był idealny weekend. Uśmiechnęłam się na te wspomnienia, ale zaraz przed moimi oczami pojawił się obraz sprzed trzech dni. I poczułam na policzkach gorące łzy, których nie dałam rady powstrzymać. Zaczęły spływać mi po policzkach rozmazując makijaż, który udało mi się dziś rano nałożyć. Nie tak być nie może, skarciłam się w myślach. Muszę przestać płakać, muszę przestać o nim tak intensywnie myśleć Może jak pojadę do domu to przemyślę to wszystko na spokojnie i wtedy dojdę do jakiegoś rozsądnego wniosku.
W ekspresowym tempie ściągnęłam z siebie przemoczone ubrania i założyłam nową parę dżinsów i obcisły, czarny top, na to jeszcze luźna bluza i jestem gotowa do powrotu do domu. Włosy w miarę możliwości podsuszyłam ręcznikiem i związałam w wysokiego kucyka. Nałożyłam nową warstwę makijażu, aby nie dać powodów do zmartwień mojej mamie, ale i tak wiem że się zorientuje iż coś jest nie tak. Ale tym będę martwić się później, gdy będę parkować na podjeździe.
Brudne ubrania włożyłam do kosza na pranie i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na nadgarstku i zobaczyłam, że dochodzi godzina pierwsza nieźle się zakręciłam. Czas najwyższy iść. Jeszcze zrobię tylko łyk wody i wezmę coś na drogę, bo znając mnie to zgłodnieję i będzie mi się chciało pić, a lepiej być ubezpieczonym na zapas.
Ubrałam buty i rozglądając się jeszcze po wnętrzu mieszkania sprawdziłam czy wszystko pogasiłam i pozamykałam. Wszystko było na swoim miejscu, więc ubrałam kurtkę zabrałam torbę i zarzucając torebkę na ramię ruszyłam do drzwi. Zamknęłam je na klucz i chyba z dziesięć razy sprawdzając czy aby na pewno zamknęłam ruszyłam schodami w dół. Nałożyłam kaptur na głowę i szybkim krokiem przeszłam do mojego auta. Deszcz już mniej padał, więc nie byłam tak mokra jak przedtem. Nacisnęłam guzik automatycznego zamka i podchodząc od strony pasażera otworzyłam drzwi i wrzuciłam tam moją torbę, a na nią torebkę z książkami i zeszytami, które wcześniej wzięłam z szafki stojącej przy łóżku.
Już miałam wsiadać na siedzenie kierowcy, gdy usłyszałam jakiś głos wypowiadający moje imię. Nie był wyraźny, ale znany. Zaczęłam rozglądać się dookoła siebie i nagle moje oczy spoczęły na sylwetce Louisa biegnącego w moją stronę. Otworzyłam szeroko oczy i szybko otwierając drzwi do auta siadłam na siedzeniu kierowcy i trzęsącymi się rękoma próbowałam włożyć kluczyk do stacyjki.
- Cholera! - krzyknęłam gdy któraś z kolei próba włożenia klucza była nieudana.
- Jo, zaczekaj. - wysapał Louis otwierając drzwi i stając między nimi, a wejściem do auta.
- Daj mi spokój. - powiedziałam ostro nawet na niego nie patrząc.
- Proszę porozmawiaj ze mną. - poprosił schylając się i opierając dłonie na kolanach.
- Nie. - odpowiedziałam, aż w końcu udało mi się włożyć kluczyk do stacyjki i odpalić samochód.
- Daj mi wytłumaczyć.
- Ale co tu jest do tłumaczenia? Wolisz towarzystwo jakiejś innej dziewczyny niż mnie. Rozumiem, dlatego zostawiam wam mieszkanie. Możecie robić co tylko wam się w nim podoba. - wykrzyczałam próbując się nie rozpłakać.
- Jo to nie tak jak myślisz. Ona już taka jest. - powiedział Louis na swoją obronę.
- Co to znaczy, że ona już taka jest? - zapytałam zapinając pasy trzęsącymi się rękoma.
- Straszna z niej przylepa. Mówiłem jej, że mam dziewczynę ale ona nic sobie z tego nie robiła. Cały czas powtarzała, że mnie lubi bardziej niż kogoś innego. - wyjaśnił, a ja już naprawdę nie wiedziałam co o tym myśleć. Louis mógł kłamać.
- Zostaw mnie. - powiedziałam, gdy klęknął obok samochodu i chciał złapać mnie za dłoń.
- Posłuchaj mnie, proszę.
- Nie, idź sobie. - nakazałam mu, ale on nie dawał za wygraną. Przyciągnął moją dłoń do swojego policzka, a ja mogłam poczuć kłujący zarost na jego twarzy.
- Jo potrzebuję cię. Sprawiasz, że się uśmiecham bardziej niż ktokolwiek inny. Jestem najlepszy, kiedy mam cię obok siebie. Błagam wybacz mi. - powiedział cicho. A ja wreszcie na niego popatrzyłam. Czerwone oczy, mokre policzki i myślę, że to nie deszcz jest temu winien, a łzy. I ten wzrok. Ten jego smutny wzrok. Oczy bez jakiegokolwiek wyrazu. Nie, nie mogę tak dłużej.
- Daj mi to wszystko przemyśleć. - szepnęłam. Lou tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza. - Nie dzwoń do mnie przez weekend. - dodałam, gdy chłopak wstał do pozycji pionowej.
- Ale Jo... - nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Proszę. Daj mi to przemyśleć, na spokojnie. A z tobą dzwoniącym do mnie co pięć minut nie będzie łatwo. - Louis znowu kucnął. Wziął moją dłoń w swoją i podnosząc ją do ust złożył na niej niewinny pocałunek.
- Dobrze. - odpowiedział tylko i chwilę później już go nie było. Obserwowałam jak jego chude nogi prowadzą go w stronę wejścia do bloku i zaraz zniknął w jego wnętrzu. A ja poczułam jak po moich policzkach spływają coraz to większe łzy i co najgorsze w ogóle nie chcą przestać.
_________________________________________________________________________________
Heeeej!
Fajnie pisało mi się ten rozdział, może dlatego że miałam na niego pomysł już od dłuższego czasu.
Myślę, że zaskoczyłam Was tą perspektywą Louisa. Ale wiecie co? Siebie też zaskoczyłam :)
Chciałam przez to pokazać, że Louis też przeżywa tą kłótnię z Jo.
Proszę o komentarze, bo one mnie bardzo motywują do dalszego pisania. Cieszę się jak głupek, gdy je czytam. Dlatego proszę WSZYSTKICH, aby zostawili po sobie jakiś ślad.
Witam witam i jak uśmiech na mej twarzy nie znikam.
OdpowiedzUsuńMoja reakcja: "Perspektywa Louisa! What?" Ale widać że chłopak to przeżywa.
Ola
Rozdział genialny :-) czekam na następny i niech będzie tak udany jak ten :-):-)
OdpowiedzUsuńSuperowy
OdpowiedzUsuńEhhh , zostawiam komentarz bo prosilas. Podoba mi się ze dodałaś perspektywe Louisa. Smutno czytało mi się jak Jo rozmyslala o kłótni. Pozdrawiam i przepraszam ze komentuje ale nie lubię pisac komentrzy i nie wiem jak się do nich zabrać
OdpowiedzUsuńPrzy tym rozdziale słuchałam You & I i przyznaje się że się popłakałam :'( Rozdział po prostu przepiękny :')
OdpowiedzUsuńJeeeejku ten rozdział jest booski :)
OdpowiedzUsuń@claudialech