Wreszcie wolność! Jak ja długo na to czekałam. Dziewczyny z klasy płakały, z resztą wszyscy płakali, oprócz mnie. Dlaczego? Może dlatego, że ja tam nikogo nie znałam, nie zaprzyjaźniłam się z nikim i nie zżyłam? Oni wszyscy znali się przez całe liceum, przez całe trzy lata. A ja? Zaledwie kilka miesięcy. Więc dlaczego miałabym za nimi tęsknić i do tego płakać?
Po przemowie dyrektora szkoły na auli udaliśmy się do swoich klas, aby wychowawcy mogli nam rozdać świadectwa. Kiedy wyczytano moje nazwisko wstałam i pewnym krokiem podeszłam do nauczycielki. Każdemu mówiła miłe słowa, mi również. Powiedziała: "Mimo, że nie byłaś z nami od początku, to i tak wszyscy bardzo Cię polubiliśmy". Ja odpowiedziałam dziękuję i wróciłam na swoje miejsce. Zaczęłam zastanawiać się o co jej chodziło. Pewnie chciała być miła i tyle, to nic strasznego, nic się przecież nie stało. Powiedziała, że wszyscy mnie polubili, tak? To ciekawe dlaczego nikt się do mnie nie odzywał? Dlaczego nie miałam ani jednej bliższej koleżanki i zawsze siedziałam sama? Odpowiedź jest prosta: nikt mnie nie lubił i nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić. Moje przemyślenia przerwał głos wychowawczyni, która powiedziała, że możemy już wychodzić. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Przechodząc obok biurka pożegnałam się grzecznie mówiąc "Do widzenia" i wyszłam. Przed salą po prawej stronie stali chłopcy z mojej klasy. Gdy tylko mnie zauważyli jeden popchnął drugiego i ten poleciał na mnie w skutek czego przewróciłam się i wylądowałam na kolanach. Oni zaczęli się tak strasznie śmiać i przybijać sobie piątki, wiem że zrobili to specjalnie, jestem tego pewna. Po chwili dopiero dotarło do mnie co się stało, podniosłam głowę i zobaczyłam wyciągniętą dłoń w moim kierunku. Popatrzyłam wyżej i zobaczyłam, że to Louis. Chwyciłam jego rękę, a on pomógł mi wstać. Nim się zorientowałam Lou już stał obok tych chłopaków, a ci śmiali się tak, że na parterze można ich było usłyszeć. Szybkim krokiem podeszłam do nich i odciągnęłam Louisa, na tyle ile to było możliwe.
- Lou, proszę cię nie warto. - powiedziałam głosem pełnym paniki, bo nie chciałam aby mój przyjaciel pobił tych kolesi z mojego powodu. Chłopak mnie nie posłuchał, wyrwał się z mojego uścisku i podszedł do nich, był wyraźnie od nich wyższy.
- Jeszcze jedna taka sytuacja, a inaczej pogadamy. - wycedził przez zęby. Chłopaki odwrócili się w jego stronę i wtedy mogłam zobaczyć w ich oczach strach. Teraz się boją, ale jak mi zrobili krzywdę to się nie bali, pomyślałam. Jednak dobrze jest mieć kogoś na kim możesz polegać i kto w każdej sytuacji cię obroni. Louis był na nich bardzo zły, widziałam jak jego klatka piersiowa opadała i unosiła się w szybkim tempie, nieźle go wkurzyli.
- Louis, chodź nie warto. - podeszłam bliżej i chwyciłam go za rękę. Popatrzył na mnie i widziałam w jego oczach złość, gdy mrugnął jego spojrzenie złagodniało i odwzajemnił uścisk dłoni, po czym ruszyliśmy w stronę schodów.
- Nic ci nie jest? - zapytał, gdy wyszliśmy przed budynek szkoły.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam i zaczęłam płakać.
- Nie płacz, proszę. - Louis przytulił mnie do siebie.
- Dlaczego oni mnie nie lubią? Co ja im takiego zrobiłam? - zapytałam łkając. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko mocnej mnie przytulił. Staliśmy tak chwilę, ludzie przechodzący obok nas dziwnie się na nas patrzyli, ale ja to miałam gdzieś. Było mi źle, a jedyną osobą, która to rozumiała w tamtym momencie był Lou.
- Zmoczyłam ci całą koszulkę. - powiedziałam, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Nic nie szkodzi. Ważne, że tobie nic nie jest. Chodźmy do samochodu. - uśmiechnął się do mnie i poszliśmy na parking znajdujący się za szkołą. Nie byłam w stanie prowadzić, dlatego Louis z miłą chęcią zaproponował, że może to zrobić.
Po około 30 minutach jazdy byliśmy pod moim domem. Weszliśmy do środka, powiedziałam Louisowi, żeby się rozgościł, a sama pobiegłam na górę się przebrać. Gdy byłam już gotowa wstąpiłam jeszcze do sypialni rodziców, aby wziąć jakąś koszulkę taty, bo przecież Louisa jest mokra od moich łez. Kiedy w końcu znalazłam, jakąś godną założenia przez mojego przyjaciela, mogłam zejść na dół. Wchodząc do kuchni zobaczyłam chłopaka siedzącego przy stole, pijącego sok i czytającego gazetę. Gdy tylko mnie zauważył odłożył gazetę na bok i wstał od stołu.
- Ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się. - Gotowa? Jedziemy? - zapytał i stanął naprzeciwko mnie.
- Dziękuję. Tak możemy jechać, ale najpierw proszę. - podałam mu ubranie. - To koszulka mojego taty, mam nadzieję, że będzie dobra. Przebierz się, bo twoja jest cała mokra. - powiedziałam i spuściłam głowę.
- Dziękuję. - odpowiedział, po czym wziął ode mnie koszulkę i pocałował w policzek. Podniosłam głowę i zobaczyłam rozbawienie w jego oczach, na co sama się uśmiechnęłam. Odsunął się ode mnie i przeciągnął swój T-shirt przez głowę cały czas patrząc w moje oczy. Nie mogłam oderwać wzroku od jego hipnotyzujących, niebieskich tęczówek, ale gdy tylko zobaczyłam jego brzuch i te mięśnie to po prostu nie mogłam się oprzeć, jestem pewna, że chodzi na siłownie. Już prawie wyciągałam rękę,a by go dotknąć, gdy naciągnął koszulkę i zakrył nią swoje ciało. I wtedy znowu popatrzyłam na jego twarz i widziałam jeszcze większe rozbawienie.
- Co cię tak śmieszy? - zapytałam.
- Ty. - odpowiedział bez wahania. Podszedł do mnie bliżej i ujął moją twarz w swoje dłonie, po czym mnie pocałował. Ale to nie był taki zwykły pocałunek, ten był namiętny, pełen uczucia i miłości.
- Jo muszę Ci coś powiedzieć. - powiedział, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Tak? - zapytałam.
- Jo, ja cię chyba... - nie dokończył, bo przerwał nam mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni spodni i spojrzałam na ekran. O cholera to mój tata, szybko odebrałam.
- Tak tato?
- No gdzie wy jesteście? Czekam na was i czekam, już dawno mieliście tutaj być. - chyba jest na nas zły, tak sobie pomyślałam.
- Tatku, już jedziemy, nie denerwuj się. Będziemy gdzieś za godzinę. - odpowiedziałam spokojnie, aby go uspokoić.
- Ok, w takim razie czekam. Jedźcie ostrożnie, pa. - rozłączył się.
- Chyba musimy już jechać. - powiedziałam do Louisa.
- Tak, jedźmy już. - odpowiedział smutno. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z domu.
Zamknęłam drzwi na klucz i udaliśmy się do samochodu. Wsiedliśmy i odjechaliśmy. Żadne z nas się nie odzywało. Postanowiłam to zmienić.
- Lou? - zapytałam.
- Hmm? - mruknął.
- Chciałeś mi coś powiedzieć, ale telefon nam przerwał. O co chodziło? - popatrzyłam na niego, cały się spiął.
- O nic ważnego. - odpowiedział.
- Ok . - skoro nie chcesz mówić to nie mów, nie będę prosić. I znowu ta cisza, jak ja nienawidzę jak panuje ta okropna, niezręczna cisza. Wiem, że jest coś co Louis chce mi powiedzieć, ale chyba się nie dowiem, o co mu chodzi.
- Dziękuję. - powiedziałam po chwili.
- Za co? - wyrwałam go z zamyślenia.
- Za to, że mi pomogłeś, no wiesz w szkole. Jakby nie ty to nie wiem co by się stało. - odpowiedziałam.
- Ah nie ma za co.
- Jest za co, uwierz mi. Tylko mam prośbę, mógłbyś nikomu o tym nie mówić? Proszę.
- Oczywiście.
- Dziękuję ci. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. - stwierdziłam. Louis chyba posmutniał, gdy usłyszał ostatnie zdanie, ciekawe dlaczego. Zastanawiałam się tylko co chciał mi powiedzieć przed tym jak mój tata zadzwonił, ale nie będę się go o to pytać, bo wyraźnie powiedział, że to nic ważnego, jak będzie chciał to sam mi powie.
Gdy wjechaliśmy do Doncaster mówiłam Louisowi, gdzie ma jechać. Kiedy podjechaliśmy pod dom zauważyłam mojego tatę siedzącego na schodach przed domem jak palił papierosa.
- Wreszcie jesteście. - powiedział, gdy wysiedliśmy z auta.
- Dzień dobry panie Monk. - powiedział Louis i podał dłoń mojemu tacie. Ten ja uścisnął i powiedział,
- Witaj Louis. Ładna koszulka. - uśmiechnął się po czym wszedł do domu. Louis popatrzył najpierw na siebie, potem na mnie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, musiało to nieźle wyglądać, a co sobie o tym tata pomyślał, to nawet nie chcę myśleć. Uspokoiliśmy się i weszliśmy do domu.
Po przemowie dyrektora szkoły na auli udaliśmy się do swoich klas, aby wychowawcy mogli nam rozdać świadectwa. Kiedy wyczytano moje nazwisko wstałam i pewnym krokiem podeszłam do nauczycielki. Każdemu mówiła miłe słowa, mi również. Powiedziała: "Mimo, że nie byłaś z nami od początku, to i tak wszyscy bardzo Cię polubiliśmy". Ja odpowiedziałam dziękuję i wróciłam na swoje miejsce. Zaczęłam zastanawiać się o co jej chodziło. Pewnie chciała być miła i tyle, to nic strasznego, nic się przecież nie stało. Powiedziała, że wszyscy mnie polubili, tak? To ciekawe dlaczego nikt się do mnie nie odzywał? Dlaczego nie miałam ani jednej bliższej koleżanki i zawsze siedziałam sama? Odpowiedź jest prosta: nikt mnie nie lubił i nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić. Moje przemyślenia przerwał głos wychowawczyni, która powiedziała, że możemy już wychodzić. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Przechodząc obok biurka pożegnałam się grzecznie mówiąc "Do widzenia" i wyszłam. Przed salą po prawej stronie stali chłopcy z mojej klasy. Gdy tylko mnie zauważyli jeden popchnął drugiego i ten poleciał na mnie w skutek czego przewróciłam się i wylądowałam na kolanach. Oni zaczęli się tak strasznie śmiać i przybijać sobie piątki, wiem że zrobili to specjalnie, jestem tego pewna. Po chwili dopiero dotarło do mnie co się stało, podniosłam głowę i zobaczyłam wyciągniętą dłoń w moim kierunku. Popatrzyłam wyżej i zobaczyłam, że to Louis. Chwyciłam jego rękę, a on pomógł mi wstać. Nim się zorientowałam Lou już stał obok tych chłopaków, a ci śmiali się tak, że na parterze można ich było usłyszeć. Szybkim krokiem podeszłam do nich i odciągnęłam Louisa, na tyle ile to było możliwe.
- Lou, proszę cię nie warto. - powiedziałam głosem pełnym paniki, bo nie chciałam aby mój przyjaciel pobił tych kolesi z mojego powodu. Chłopak mnie nie posłuchał, wyrwał się z mojego uścisku i podszedł do nich, był wyraźnie od nich wyższy.
- Jeszcze jedna taka sytuacja, a inaczej pogadamy. - wycedził przez zęby. Chłopaki odwrócili się w jego stronę i wtedy mogłam zobaczyć w ich oczach strach. Teraz się boją, ale jak mi zrobili krzywdę to się nie bali, pomyślałam. Jednak dobrze jest mieć kogoś na kim możesz polegać i kto w każdej sytuacji cię obroni. Louis był na nich bardzo zły, widziałam jak jego klatka piersiowa opadała i unosiła się w szybkim tempie, nieźle go wkurzyli.
- Louis, chodź nie warto. - podeszłam bliżej i chwyciłam go za rękę. Popatrzył na mnie i widziałam w jego oczach złość, gdy mrugnął jego spojrzenie złagodniało i odwzajemnił uścisk dłoni, po czym ruszyliśmy w stronę schodów.
- Nic ci nie jest? - zapytał, gdy wyszliśmy przed budynek szkoły.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam i zaczęłam płakać.
- Nie płacz, proszę. - Louis przytulił mnie do siebie.
- Dlaczego oni mnie nie lubią? Co ja im takiego zrobiłam? - zapytałam łkając. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko mocnej mnie przytulił. Staliśmy tak chwilę, ludzie przechodzący obok nas dziwnie się na nas patrzyli, ale ja to miałam gdzieś. Było mi źle, a jedyną osobą, która to rozumiała w tamtym momencie był Lou.
- Zmoczyłam ci całą koszulkę. - powiedziałam, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Nic nie szkodzi. Ważne, że tobie nic nie jest. Chodźmy do samochodu. - uśmiechnął się do mnie i poszliśmy na parking znajdujący się za szkołą. Nie byłam w stanie prowadzić, dlatego Louis z miłą chęcią zaproponował, że może to zrobić.
Po około 30 minutach jazdy byliśmy pod moim domem. Weszliśmy do środka, powiedziałam Louisowi, żeby się rozgościł, a sama pobiegłam na górę się przebrać. Gdy byłam już gotowa wstąpiłam jeszcze do sypialni rodziców, aby wziąć jakąś koszulkę taty, bo przecież Louisa jest mokra od moich łez. Kiedy w końcu znalazłam, jakąś godną założenia przez mojego przyjaciela, mogłam zejść na dół. Wchodząc do kuchni zobaczyłam chłopaka siedzącego przy stole, pijącego sok i czytającego gazetę. Gdy tylko mnie zauważył odłożył gazetę na bok i wstał od stołu.
- Ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się. - Gotowa? Jedziemy? - zapytał i stanął naprzeciwko mnie.
- Dziękuję. Tak możemy jechać, ale najpierw proszę. - podałam mu ubranie. - To koszulka mojego taty, mam nadzieję, że będzie dobra. Przebierz się, bo twoja jest cała mokra. - powiedziałam i spuściłam głowę.
- Dziękuję. - odpowiedział, po czym wziął ode mnie koszulkę i pocałował w policzek. Podniosłam głowę i zobaczyłam rozbawienie w jego oczach, na co sama się uśmiechnęłam. Odsunął się ode mnie i przeciągnął swój T-shirt przez głowę cały czas patrząc w moje oczy. Nie mogłam oderwać wzroku od jego hipnotyzujących, niebieskich tęczówek, ale gdy tylko zobaczyłam jego brzuch i te mięśnie to po prostu nie mogłam się oprzeć, jestem pewna, że chodzi na siłownie. Już prawie wyciągałam rękę,a by go dotknąć, gdy naciągnął koszulkę i zakrył nią swoje ciało. I wtedy znowu popatrzyłam na jego twarz i widziałam jeszcze większe rozbawienie.
- Co cię tak śmieszy? - zapytałam.
- Ty. - odpowiedział bez wahania. Podszedł do mnie bliżej i ujął moją twarz w swoje dłonie, po czym mnie pocałował. Ale to nie był taki zwykły pocałunek, ten był namiętny, pełen uczucia i miłości.
- Jo muszę Ci coś powiedzieć. - powiedział, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Tak? - zapytałam.
- Jo, ja cię chyba... - nie dokończył, bo przerwał nam mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni spodni i spojrzałam na ekran. O cholera to mój tata, szybko odebrałam.
- Tak tato?
- No gdzie wy jesteście? Czekam na was i czekam, już dawno mieliście tutaj być. - chyba jest na nas zły, tak sobie pomyślałam.
- Tatku, już jedziemy, nie denerwuj się. Będziemy gdzieś za godzinę. - odpowiedziałam spokojnie, aby go uspokoić.
- Ok, w takim razie czekam. Jedźcie ostrożnie, pa. - rozłączył się.
- Chyba musimy już jechać. - powiedziałam do Louisa.
- Tak, jedźmy już. - odpowiedział smutno. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z domu.
Zamknęłam drzwi na klucz i udaliśmy się do samochodu. Wsiedliśmy i odjechaliśmy. Żadne z nas się nie odzywało. Postanowiłam to zmienić.
- Lou? - zapytałam.
- Hmm? - mruknął.
- Chciałeś mi coś powiedzieć, ale telefon nam przerwał. O co chodziło? - popatrzyłam na niego, cały się spiął.
- O nic ważnego. - odpowiedział.
- Ok . - skoro nie chcesz mówić to nie mów, nie będę prosić. I znowu ta cisza, jak ja nienawidzę jak panuje ta okropna, niezręczna cisza. Wiem, że jest coś co Louis chce mi powiedzieć, ale chyba się nie dowiem, o co mu chodzi.
- Dziękuję. - powiedziałam po chwili.
- Za co? - wyrwałam go z zamyślenia.
- Za to, że mi pomogłeś, no wiesz w szkole. Jakby nie ty to nie wiem co by się stało. - odpowiedziałam.
- Ah nie ma za co.
- Jest za co, uwierz mi. Tylko mam prośbę, mógłbyś nikomu o tym nie mówić? Proszę.
- Oczywiście.
- Dziękuję ci. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. - stwierdziłam. Louis chyba posmutniał, gdy usłyszał ostatnie zdanie, ciekawe dlaczego. Zastanawiałam się tylko co chciał mi powiedzieć przed tym jak mój tata zadzwonił, ale nie będę się go o to pytać, bo wyraźnie powiedział, że to nic ważnego, jak będzie chciał to sam mi powie.
Gdy wjechaliśmy do Doncaster mówiłam Louisowi, gdzie ma jechać. Kiedy podjechaliśmy pod dom zauważyłam mojego tatę siedzącego na schodach przed domem jak palił papierosa.
- Wreszcie jesteście. - powiedział, gdy wysiedliśmy z auta.
- Dzień dobry panie Monk. - powiedział Louis i podał dłoń mojemu tacie. Ten ja uścisnął i powiedział,
- Witaj Louis. Ładna koszulka. - uśmiechnął się po czym wszedł do domu. Louis popatrzył najpierw na siebie, potem na mnie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, musiało to nieźle wyglądać, a co sobie o tym tata pomyślał, to nawet nie chcę myśleć. Uspokoiliśmy się i weszliśmy do domu.
_________________________________________________________________________________
Jest rozdział! Wreszcie go skończyłam, pisałam go dwa dni, DWA DNI. Sama w to nie wierzę, że tak długo :)
Dziękuję wszystkim, którzy komentują. Nawet nie wiecie ile to mi sprawia radości, a przede wszystkim motywuje :) DZIĘKUJĘ !!!
Przypominam, że jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach na twitterze, to niech napisze swój nick w komentarzu.
Jeśli macie jakieś pytania do mnie, zapraszam na ASKA Z miłą chęcią odpowiem :)
Świetny, przeboski i wgl. : ) Zawsze jak czytam to opowiadanie to tak się zatracam, że nie słyszę jak ktoś do mnie mówi.
OdpowiedzUsuńCantina
*-* OMG KOFFAM!
OdpowiedzUsuńMatko jesteś the best!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń