Wstałam z łóżka i nie myśląc już o tym artykule w gazecie o byłym chłopaku udałam się do łazienki z wcześniej wybranymi ubraniami. Postanowiłam, że dzisiaj założę coś wygodnego i w miarę sportowego, bo przecież idę tylko na trening chłopaka, a potem na hamburgera i frytki, które pewnie postawi mi Louis. Ale cóż jemu się nie odmawia. Ubrałam czarne legginsy i białą tunikę z krótkim rękawem. Na rzęsy nałożyłam tusz, a włosy związałam w kucyka. Weszłam jeszcze na chwilę pokoju po torebkę i telefon i mogłam zejść na dół. Mam jeszcze dużo czasu do wyjazdu, więc pewnie będę oglądać bajki z Maxem, ale szczerze to mi nie przeszkadza. Uwielbiam je oglądać, zwłaszcza z moim młodszym bratem. Wchodząc do kuchni zastałam w niej mamę, która gdy tyko przekroczyłam próg zapytała.
- Wszystko w porządku? Ojciec mi o wszystkim powiedział.
- Wszystko ok. - odpowiedziałam i usiadłam przy stole, gdzie mama malowała sobie paznokcie.
- Gdzie Max? - zapytałam po chwili przyglądania się czynności wykonywanej przez mamę.
- Poszli z tatą do sklepu, bo Max stwierdził że chce żelki. - wyjaśniła i zaśmiała się.
- To dziecko nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. - odpowiedziałam również z uśmiechem.
- Mamo, myślisz że Josha wypuścili z ośrodka czy uciekł im? - zapytałam, gdy mama skończyła malować swoje pazurki.
- Nie wiem, ale zdaje mi się że im uciekł. Raczej nie wypuszczają osób chorych psychicznie, bo mogą sobie coś zrobić, albo komuś wyrządzić jakąś krzywdę. Więc mało prawdopodobne aby sami z siebie go wypuścili. - odpowiedziała.
- Też tak myślałam, ale nadal zastanawiam się skąd on się tutaj wziął i jak mnie znalazł.
- Tego nie wiadomo i chyba nigdy się tego nie dowiemy. Ale nie myśl już o tym, najważniejsze że go złapali i jestem pewna, że teraz będą go pilnować i im się już nie wymsknie. - powiedziała mama i pogładziła mnie po włosach, aby nieco mnie uspokoić.
- Dziękuję ci mamuś. - podeszłam i pocałowałam ją w policzek, a następnie nalałam sobie kawy do kubka. Niby jestem już rozbudzona, ale dawka kofeiny jeszcze nikomu nie zaszkodziła, więc co mi szkodzi się napić.
Po jakichś dziesięciu minutach do domu weszli tata z Maxem. Mały trzymał w rękach siatkę z zakupami. Podszedł do mnie i położył ją na moich kolanach, a następnie zaczął wyciągać z nich produkty. Ciastka, soczki, cukierki, żelki, czekoladki i wiele wiele innych pyszności.
- Proszę to dla ciebie. - powiedział i wręczył mi tabliczkę czekolady.
- Dziękuję. - odpowiedziałam zaskoczona, bo myślałam że nie podzieli się ze mną swoimi smakołykami, a tu proszę taka niespodzianka. Otworzyłam ją od razu i kazałam małemu poczęstować rodziców. Oboje wzięli po kawałku i grzecznie podziękowali. Max wrócił do stołu i wdrapał się na moje kolana.
- Jo, włożyłem fotelik małego do garbusa. - oznajmił mi tata, gdy wyszedł z łazienki. Ogolony, na szczęście i ubrany cały na czarno.
- Dzięki. - odpowiedziałam.
Siedzieliśmy sobie razem w kuchni dopóki rodzice nie wyszli i wtedy udaliśmy się do salonu w celu oglądania bajek na DVD. Zawsze się dziwiłam małym dzieciom jak mogą oglądać w kółko jedną i tą samą bajkę. Ale teraz nie dziwię się. Mój brat cały czas ogląda bajkę "Auta". Ma bzika na punkcie tej bajki, a ja dialogi już znam na pamięć, bo mały nie popuści abym nie musiała tego oglądać. Udawałam, że oglądam bajkę, a tak naprawdę bawiłam się telefonem. Gdy dostrzegłam, że jest już 12:30 i czas najwyższy się zbierać wstałam z kanapy i mimo protestów Maxa, że musi oglądnąć bajkę do końca wzięłam go na ręce i wyszliśmy z domu. Na korytarzu ubrałam białe conversy i sobie i małemu, a następnie wzięłam torebkę i wyszliśmy na zewnątrz. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszliśmy do samochodu. Zapięłam brata w foteliku z tyłu i jeszcze poszłam zobaczyć czy może tata zapakował mi wózek do bagażnika, na szczęście o wszystkim pomyślał. Wsiadłam za kierownicę i odjechałam w stronę największego stadionu w Doncaster.
Na miejsce dojechałam dziesięć minut przed trzynastą. Zaparkowałam na wolnym miejscu, które o dziwo było obok samochodu Louisa. Zgasiłam silnik i wyszłam z auta. Wyjęłam brata z fotelika, zabrałam torebkę z przedniego fotela i poszłam w stronę murawy.
Na boisku stali już wszyscy zawodnicy i rozmawiali z trenerem. Zajęliśmy miejsce na trybunach, blisko boiska, aby chłopak mógł nas spokojnie dojrzeć. Nagle Max zaczął bardzo głośno krzyczeć.
- LouLou! - ale to nic nie dawało, aby Louis nas zobaczył. Więc pomogłam małemu i razem krzyczeliśmy za chłopakiem.
- LouLou!!! - i nagle Lou odwrócił się lekko zdezorientowany i zaczął się rozglądać po trybunach. Gdy nas zobaczył na jego ustach wyrósł wielki uśmiech od ucha do ucha i pokazał nam palec wskazujący oznajmiający, że mamy chwilę poczekać. Po chwili zawodnicy rozeszli się i zaczęli biegać w kółko wokół boiska. Louis podbiegł do swojej torby, która leżała na obrzeżach boiska, wyciągnął coś z niej i ruszył w naszą stronę.
- Cześć. - powiedział i dał mi szybkiego całusa w usta.
- Hej. Przywiozłam ci dodatkowego kibica. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Cieszę się. - oznajmił, po czym dodał. - A tu proszę dla was prezent ode mnie. - i wręczył nam po czapce z logiem jego drużyny piłkarskiej. Obie były koloru granatowego. Moja większa, a Maxa mniejsza, co mnie zdziwiło skąd Louis wziął czapkę w jego rozmiarze. Założyłam bratu ją na głowę, a młody obdarzył nas niesamowicie wielkim uśmiechem.
- To co, oglądacie dzisiejszy trening jak prawdziwi kibice klubu. - oznajmił i popatrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
- Aha. - odpowiedziałam. - Leć już bo chyba trener się niecierpliwi, że zamiast biegać z kolegami podrywasz dziewczynę z dzieckiem. - dodałam, a Louis głośno się zaśmiał.
- Ale jaką piękną dziewczynę. - powiedział, a ja już chciałam go kopnąć w tyłek, ale na jego szczęście ulotnił się i pobiegł do chłopaków, którzy rozciągali się na trawie.
Max patrzył na chłopaków jak zahipnotyzowany, gdy ci wykonywali jakieś dziwne i skomplikowane manewry z piłką. Ja tak samo i za każdym razem dziwiłam się im jak oni tak potrafią. Obserwowałam Louisa, a gdy nasze oczy się spotykały chłopak puszczał mi oczko lub uśmiechał się do mnie promiennie. Raz nawet posłał mi całusa, a gdy trener to zobaczył to na jego wiecznie smutnej twarzy pojawił się uśmiech. Za każdym razem, gdy Louis przebiegał obok naszej ławki podbiegał do mnie i dawał mi całusa, to w policzek to w usta. Aż niekiedy się zarumieniałam, bo robił to przy dużej ilości ludzi i nie chodzi mi tylko o kolegów z drużyny, ale i ludzi siedzących za nami na trybunach.
Na koniec chłopaki zagrali krótki mecz, aby utrwalić sobie to co się dzisiaj nauczyli. Za każdym razem, gdy któryś z zawodników strzelił gola Max wydzierał się tak głośno, że niekiedy bałam się że mogę ogłuchnąć. Mały był pierwszy raz na prawdziwym meczu, zazwyczaj mecz widział w telewizji, gdy z tatą leżeli na kanapie i patrzyli w telewizor. A przeżyć takie coś na własnej skórze to musi być niezłe przeżycie.
Po skończonym meczu i zarazem treningu Lou podbiegł do nas i oznajmił, że tylko doprowadzi się do porządku i wraca z powrotem. Wręczył nawet Maxowi piłkę, a ten patrzył na nią zafascynowany i nie mógł oderwać od niej wzroku. Gdy Lou zniknął za drzwiami do szatni, a ludzi już wcale nie było na trybunach pomyślałam, że wezmę brata i możemy trochę pobawić się piłką na boisku póki Louis nie wróci. Postawiłam Maxa na trawie i wzięłam za rękę, a w drugiej trzymałam piłkę. Weszłam na środek boiska i położyłam piłkę na trawie.
- Kop. - nakazałam małemu, a ten z uśmiechem na twarzy i iskierkami radości w oczkach zaczął kopać piłkę. Ile radości potrafi dać dziecku zwykła, okrągła rzecz - pomyślałam.
Po kilku minutach obok nas pojawił się Louis w krótkich dżinsowych spodenkach, czarnej koszulce i obowiązkowo czarnych trampkach, z torbą na ramieniu. Podszedł do nas pewnym krokiem, a następnie rzucił swoją torbę na bok i zaczął bawić się z Maxem. Mały podchwycił, że zabawa nabiera na sile i zaczął jak głupek biegać za Louisem, który biegał sobie z piłką po całym boisku i lekko ją kopał. Max miał tyle zabawy, gdy Louis podniósł go i chwycił za nóżki, a następnie jednym płynnym ruchem wykonał kopnięcie piłki. Mały wydał z siebie dziwny dźwięk, jakby pisk. Zaśmiałam się na ich poczynania, a gdy Louis zobaczył jak się z nich śmieję podszedł do mnie z Maxem na ramieniu i pocałował w usta. Gdy chłopak oderwał się ode mnie Max poszedł w jego ślady i również dał mi całusa, ale w policzek. Na początku nie byłam zadowolona z faktu, że mam wziąć ze sobą Maxa na trening, ale teraz stwierdzam że to był błąd i nie żałuję tego.
- Głodny jestem. - powiedział Max, gdy w trójkę usiedliśmy na trawie, po męczącej zabawie z piłką. Z Louisem popatrzyliśmy tylko na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Idziemy? - zapytał Lou, a ja kiwnęłam głową. Wziął Maxa na ręce, podszedł do swojej torby, zawiesił ją na ramieniu, a ja wzięłam swoją torebkę i ruszyliśmy w stronę parkingu. Louis włożył torbę do swojego samochodu, nie puszczając z rąk Maxa. Kiedy chciałam mu go zabrać, bo myślałam że może mu być niewygodnie, chłopak buntował się i mówił, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zamknął samochód na klucz, włożył kluczyki do tylnej kieszeni spodni, a następnie wziął mnie za rękę i splótł nasze palce ze sobą. Popatrzyłam w górę na jego twarz, a on tylko mrugnął do mnie okiem i udaliśmy się w stronę baru, który mieścił się po przeciwnej stronie stadionu.
_________________________________________________________________________________
Jest 62 :) Co o nim myślicie? Nie za bardzo mi wyszedł, ale trudno. Następny będzie lepszy :)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, ale chciałabym napisać o jednym z nich. A jego autorem jest Anonimek. Treść tego komentarza rozwaliła mnie :)
W związku z tym, chciałabym zakomunikować, że rozdział się odnalazł i ma się całkiem dobrze :)
Proszę o więcej takich komentarzy, które powodują, że na moich ustach pojawia się ogromnych rozmiarów uśmiech :)
Jeszcze jedno, całkiem zapomniałam o ankiecie. Moglibyście w niej zagłosować? Prosiłabym wszystkich, którzy czytają, z góry dziękuję :) Znajduje się po prawej stronie bloga :)
10 komentarzy = następny rozdział
Do następnego :)
Po jakichś dziesięciu minutach do domu weszli tata z Maxem. Mały trzymał w rękach siatkę z zakupami. Podszedł do mnie i położył ją na moich kolanach, a następnie zaczął wyciągać z nich produkty. Ciastka, soczki, cukierki, żelki, czekoladki i wiele wiele innych pyszności.
- Proszę to dla ciebie. - powiedział i wręczył mi tabliczkę czekolady.
- Dziękuję. - odpowiedziałam zaskoczona, bo myślałam że nie podzieli się ze mną swoimi smakołykami, a tu proszę taka niespodzianka. Otworzyłam ją od razu i kazałam małemu poczęstować rodziców. Oboje wzięli po kawałku i grzecznie podziękowali. Max wrócił do stołu i wdrapał się na moje kolana.
- Jo, włożyłem fotelik małego do garbusa. - oznajmił mi tata, gdy wyszedł z łazienki. Ogolony, na szczęście i ubrany cały na czarno.
- Dzięki. - odpowiedziałam.
Siedzieliśmy sobie razem w kuchni dopóki rodzice nie wyszli i wtedy udaliśmy się do salonu w celu oglądania bajek na DVD. Zawsze się dziwiłam małym dzieciom jak mogą oglądać w kółko jedną i tą samą bajkę. Ale teraz nie dziwię się. Mój brat cały czas ogląda bajkę "Auta". Ma bzika na punkcie tej bajki, a ja dialogi już znam na pamięć, bo mały nie popuści abym nie musiała tego oglądać. Udawałam, że oglądam bajkę, a tak naprawdę bawiłam się telefonem. Gdy dostrzegłam, że jest już 12:30 i czas najwyższy się zbierać wstałam z kanapy i mimo protestów Maxa, że musi oglądnąć bajkę do końca wzięłam go na ręce i wyszliśmy z domu. Na korytarzu ubrałam białe conversy i sobie i małemu, a następnie wzięłam torebkę i wyszliśmy na zewnątrz. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszliśmy do samochodu. Zapięłam brata w foteliku z tyłu i jeszcze poszłam zobaczyć czy może tata zapakował mi wózek do bagażnika, na szczęście o wszystkim pomyślał. Wsiadłam za kierownicę i odjechałam w stronę największego stadionu w Doncaster.
Na miejsce dojechałam dziesięć minut przed trzynastą. Zaparkowałam na wolnym miejscu, które o dziwo było obok samochodu Louisa. Zgasiłam silnik i wyszłam z auta. Wyjęłam brata z fotelika, zabrałam torebkę z przedniego fotela i poszłam w stronę murawy.
Na boisku stali już wszyscy zawodnicy i rozmawiali z trenerem. Zajęliśmy miejsce na trybunach, blisko boiska, aby chłopak mógł nas spokojnie dojrzeć. Nagle Max zaczął bardzo głośno krzyczeć.
- LouLou! - ale to nic nie dawało, aby Louis nas zobaczył. Więc pomogłam małemu i razem krzyczeliśmy za chłopakiem.
- LouLou!!! - i nagle Lou odwrócił się lekko zdezorientowany i zaczął się rozglądać po trybunach. Gdy nas zobaczył na jego ustach wyrósł wielki uśmiech od ucha do ucha i pokazał nam palec wskazujący oznajmiający, że mamy chwilę poczekać. Po chwili zawodnicy rozeszli się i zaczęli biegać w kółko wokół boiska. Louis podbiegł do swojej torby, która leżała na obrzeżach boiska, wyciągnął coś z niej i ruszył w naszą stronę.
- Cześć. - powiedział i dał mi szybkiego całusa w usta.
- Hej. Przywiozłam ci dodatkowego kibica. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Cieszę się. - oznajmił, po czym dodał. - A tu proszę dla was prezent ode mnie. - i wręczył nam po czapce z logiem jego drużyny piłkarskiej. Obie były koloru granatowego. Moja większa, a Maxa mniejsza, co mnie zdziwiło skąd Louis wziął czapkę w jego rozmiarze. Założyłam bratu ją na głowę, a młody obdarzył nas niesamowicie wielkim uśmiechem.
- To co, oglądacie dzisiejszy trening jak prawdziwi kibice klubu. - oznajmił i popatrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
- Aha. - odpowiedziałam. - Leć już bo chyba trener się niecierpliwi, że zamiast biegać z kolegami podrywasz dziewczynę z dzieckiem. - dodałam, a Louis głośno się zaśmiał.
- Ale jaką piękną dziewczynę. - powiedział, a ja już chciałam go kopnąć w tyłek, ale na jego szczęście ulotnił się i pobiegł do chłopaków, którzy rozciągali się na trawie.
Max patrzył na chłopaków jak zahipnotyzowany, gdy ci wykonywali jakieś dziwne i skomplikowane manewry z piłką. Ja tak samo i za każdym razem dziwiłam się im jak oni tak potrafią. Obserwowałam Louisa, a gdy nasze oczy się spotykały chłopak puszczał mi oczko lub uśmiechał się do mnie promiennie. Raz nawet posłał mi całusa, a gdy trener to zobaczył to na jego wiecznie smutnej twarzy pojawił się uśmiech. Za każdym razem, gdy Louis przebiegał obok naszej ławki podbiegał do mnie i dawał mi całusa, to w policzek to w usta. Aż niekiedy się zarumieniałam, bo robił to przy dużej ilości ludzi i nie chodzi mi tylko o kolegów z drużyny, ale i ludzi siedzących za nami na trybunach.
Na koniec chłopaki zagrali krótki mecz, aby utrwalić sobie to co się dzisiaj nauczyli. Za każdym razem, gdy któryś z zawodników strzelił gola Max wydzierał się tak głośno, że niekiedy bałam się że mogę ogłuchnąć. Mały był pierwszy raz na prawdziwym meczu, zazwyczaj mecz widział w telewizji, gdy z tatą leżeli na kanapie i patrzyli w telewizor. A przeżyć takie coś na własnej skórze to musi być niezłe przeżycie.
Po skończonym meczu i zarazem treningu Lou podbiegł do nas i oznajmił, że tylko doprowadzi się do porządku i wraca z powrotem. Wręczył nawet Maxowi piłkę, a ten patrzył na nią zafascynowany i nie mógł oderwać od niej wzroku. Gdy Lou zniknął za drzwiami do szatni, a ludzi już wcale nie było na trybunach pomyślałam, że wezmę brata i możemy trochę pobawić się piłką na boisku póki Louis nie wróci. Postawiłam Maxa na trawie i wzięłam za rękę, a w drugiej trzymałam piłkę. Weszłam na środek boiska i położyłam piłkę na trawie.
- Kop. - nakazałam małemu, a ten z uśmiechem na twarzy i iskierkami radości w oczkach zaczął kopać piłkę. Ile radości potrafi dać dziecku zwykła, okrągła rzecz - pomyślałam.
Po kilku minutach obok nas pojawił się Louis w krótkich dżinsowych spodenkach, czarnej koszulce i obowiązkowo czarnych trampkach, z torbą na ramieniu. Podszedł do nas pewnym krokiem, a następnie rzucił swoją torbę na bok i zaczął bawić się z Maxem. Mały podchwycił, że zabawa nabiera na sile i zaczął jak głupek biegać za Louisem, który biegał sobie z piłką po całym boisku i lekko ją kopał. Max miał tyle zabawy, gdy Louis podniósł go i chwycił za nóżki, a następnie jednym płynnym ruchem wykonał kopnięcie piłki. Mały wydał z siebie dziwny dźwięk, jakby pisk. Zaśmiałam się na ich poczynania, a gdy Louis zobaczył jak się z nich śmieję podszedł do mnie z Maxem na ramieniu i pocałował w usta. Gdy chłopak oderwał się ode mnie Max poszedł w jego ślady i również dał mi całusa, ale w policzek. Na początku nie byłam zadowolona z faktu, że mam wziąć ze sobą Maxa na trening, ale teraz stwierdzam że to był błąd i nie żałuję tego.
- Głodny jestem. - powiedział Max, gdy w trójkę usiedliśmy na trawie, po męczącej zabawie z piłką. Z Louisem popatrzyliśmy tylko na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Idziemy? - zapytał Lou, a ja kiwnęłam głową. Wziął Maxa na ręce, podszedł do swojej torby, zawiesił ją na ramieniu, a ja wzięłam swoją torebkę i ruszyliśmy w stronę parkingu. Louis włożył torbę do swojego samochodu, nie puszczając z rąk Maxa. Kiedy chciałam mu go zabrać, bo myślałam że może mu być niewygodnie, chłopak buntował się i mówił, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zamknął samochód na klucz, włożył kluczyki do tylnej kieszeni spodni, a następnie wziął mnie za rękę i splótł nasze palce ze sobą. Popatrzyłam w górę na jego twarz, a on tylko mrugnął do mnie okiem i udaliśmy się w stronę baru, który mieścił się po przeciwnej stronie stadionu.
_________________________________________________________________________________
Jest 62 :) Co o nim myślicie? Nie za bardzo mi wyszedł, ale trudno. Następny będzie lepszy :)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, ale chciałabym napisać o jednym z nich. A jego autorem jest Anonimek. Treść tego komentarza rozwaliła mnie :)
W związku z tym, chciałabym zakomunikować, że rozdział się odnalazł i ma się całkiem dobrze :)
Proszę o więcej takich komentarzy, które powodują, że na moich ustach pojawia się ogromnych rozmiarów uśmiech :)
Jeszcze jedno, całkiem zapomniałam o ankiecie. Moglibyście w niej zagłosować? Prosiłabym wszystkich, którzy czytają, z góry dziękuję :) Znajduje się po prawej stronie bloga :)
10 komentarzy = następny rozdział
Do następnego :)
Świetny czekam na next :*
OdpowiedzUsuńTy nawet nie waż się mówić, że rozdział ci się nie udał Jest ŚWIETNY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńczekam na NN
Szpinak
Moje ego urosło o jakieś 2%, gdy czytałam notkę pod rozdziałem ;). Więcej zwiariowanych komentarzy? Wedle życzenia. Zamówienia przyjmuję, cytując, od 16:00 do 16:03, w budynku C, okienko 17, z tłumaczeniem na mongolski.
OdpowiedzUsuńTak więc, jednogłośnym zdaniem sędziów i ławy przysięgłych, obarczam Cię winą za superowość tego rozdziału. Wyrok: napisanie następnego rozdziału, mają być co najmniej 3 strony w Wordzie. Amen. *stukam młotkiem*
Zabieraj się do roboty, bo sędzia osobiście sprawdzi i oceni.
Życzymy miłego ślęczenia nad kompem do późnej nocy,
Sąd Najwyższy, w tym sędzia Anonimek
PS Czy tylko ja jeszcze nie mam ferii? To nie fair. Chyba pozwę do sądu Ministerstwo Edukacji.
Kolejny PS. Nie przeszkadza Ci to, nie?
UsuńW każdym razie, jak pod tym rozdziałem napisałaś: ,,do następnego", cichy głosik w mojej głowie dorzucił: ,,do dna" :).
No to już nie nudzę,
prof. hab. sędzia Anonimek
PS PS Tak naprawdę, na tytuł profesora
muszę jeszcze TROSZECZKĘ zaczekać...
Awww... co by tu pisać. Brak weny na koma. A ibprzez Ciebie pani mi telefon zabrała xd ale oddała po lekcjach ;// i dla tego tak późno dodaje koma. Co do rozdziału jest mega jak zawsze. Dziękuje <3 i weny zycze
OdpowiedzUsuń~~Verii
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietne jak zawsze ;** Czekam na next i życzy dużoooo... weny <3 ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSłodko, czekam nn
OdpowiedzUsuńDostałam linka do tego bloga od przyjaciółki. I czytałam dwa dni i teraz skonczyłam. Nie moge sie doczekac nastepnego. Nie mam sie doczego doczepic <3
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny?
OdpowiedzUsuńNie udał się? Chyba zwariowałaś. Jest świeeeetny :)
OdpowiedzUsuńBardzo pozytywna rzecz jaka mnie spptkała po przyjeździe :)
@claudialech