środa, 2 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 83.

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest kochać kogoś, aż tak bardzo że czasem nie wiadomo co z tym uczuciem zrobić? Albo czy zdarzyło się wam zakochać w kimś nieodpowiednim, kimś kto nie ma dobrego wpływu na wasze zachowanie lub życie? Ja przez to przechodziłam. Raz. Okropne uczucie, gdy ktoś dyktuje ci jak masz żyć, albo co powinnaś zrobić a czego nie. Skoro każdy człowiek na świecie jest wolny, to dlaczego nie może decydować o sobie i o własnym życiu? Ulegamy różnym pokusom, które czasem wpływają dobrze na nasze życie, a czasem no cóż, nie oszukujmy się - potrafią spieprzyć wszystko na co tak długo pracowaliśmy. Czuliśmy się wtedy, że możemy góry przenosić, a gdy tylko pojawiła się ta jedna osoba - wszystko legło w gruzach.
Ja przeszłam przez taką sytuację. Josh. Pamiętacie go? Zniszczył mi całe życie, które w tamtym momencie było perfekcyjne. Miałam wszystko, ale przez właśnie taką jedną, okropną osobę wszystko się zepsuło. To on wszystko zniszczył. To nad czym ja tak bardzo pracowałam i to jak się starałam, aby moje życie było idealne. I było, dopóki nie przyłapałam go na zdradzie. To był najgorszy i najbardziej bolesny okres w moim życiu. Gdyby nie Domi, nie wiem jakbym sobie dała radę z tym wszystkim. Pewnie popadłabym w jeszcze większą depresję. Przyjaciel. Tak, przyjaciel. To osoba, która powinna zawsze być przy tobie. W najgorszych momentach twojego życia. Powinna cię wspierać i wysłuchać co masz do powiedzenia. Jestem pewna, że Domi czasami miała mnie dość. Nie krzyczała na mnie, a słuchała. I to jest najpiękniejsze w naszej przyjaźni, że dziewczyna potrafiła mnie wysłuchać, a potem powiedzieć że wszystko będzie dobrze i nie powinnam się tym przejmować. Dzięki niej wróciłam do życia, to dzięki niej jestem teraz taka jaka jestem. I wiem, że będę jej dziękować do końca życia za to co dla mnie zrobiła. A przede wszystkim, za to że jest.
- Jo, weźże się obudź. - mama jęczała nad moją głową, a ja myślałam że zaraz wezmę poduszkę i rzucę nią w jej stronę. Biegała tam i z powrotem po całym domu szukając nie wiadomo czego, bo dzisiaj jedziemy do dziadków na obiad, w sumie to na cały dzień. A mi się tak bardzo nie chce, najlepiej zostałabym w domu, zakopała się pod kołdrę i przespała cały dzień. O tak, to wydaje się ciekawszym pomysłem, niż siedzenie u dziadków. Nie powinnam tak mówić, ani nawet myśleć bo kocham ich strasznie, ale dzisiaj mam takiego lenia, że nie chce mi się nawet z łóżka wstać. Nienawidzę takich dni.
- Jo! - krzyknęła mama z korytarza.
- Co? Już wstaję. - odpowiedziałam wkurzona i ześlizgnęłam się z łóżka.
- Za chwilę musimy jechać, a ty nawet nie jesteś jeszcze ubrana. - zajęczała mama i zniknęła w sypialni. Dobra, zaraz się za siebie wezmę, spokojnie. Podeszłam do szafy zastanawiając się co by tu ubrać. Mama kazała ubrać się w miarę elegancko. Więc, jak przystało na dobrą córkę postanowiłam ubrać czarną spódnicę z wysokim stanem i czarną koszulę, którą wsadzę do środka. Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki.
- Jo. - znowu jęk mamy.
- Przecież się ubieram. - odkrzyknęłam z łazienki. Weszłam pod ciepły strumień wody i można powiedzieć, że się trochę zrelaksowałam. Tego mi dzisiaj było trzeba.
Wyszłam z kabiny, wytarłam włosy ręcznikiem, a drugim owinęłam swoje nagie ciało i usiadłam na krawędzi wanny, aby wysuszyć włosy. Przez całą tą czynność nuciłam sobie jakąś melodię, a gdy moje włosy były już w miarę suche i puszyste ubrałam na siebie czarną bieliznę i wcześniej wyszykowane ciuchy. Obejrzałam się w lusterku i pokiwałam głową z uznaniem. Nieźle się prezentowałam. Jeszcze tylko szybki make-up i mogę wychodzić.
- Dzień dobry. - powiedziałam, gdy weszłam do kuchni. Zastałam w niej Maxa siedzącego w swoim foteliku i zajadającego płatki z mlekiem oraz tatę czytającego gazetę, jak każdego ranka.
- Cześć Jo. - odpowiedział mi Mały, gdy pogłaskałam go po włoskach.
- Cześć szkrabie. Co tam wcinasz? - zapytałam wyjmując z szafki miskę.
- Kolorowe płatki. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Jakie znowu kolorowe płatki? Nachyliłam się nad nim i dostrzegłam pływające różnokolorowe płatki w jego misce. Nasypałam sobie tego samego do miseczki i usiadłam naprzeciwko taty.
- Wyczytałeś coś ciekawego? - zapytałam i zjadłam łyżkę pełną płatków.
- Co? - zapytał zamyślony i ... zdenerwowany?
- Pytałam czy piszą coś ciekawego. Coś ty tak dzisiaj dziwny?
- Eee nie. Dlaczego? Po prostu nie wyspałem się w nocy. - odpowiedział i zgiął gazetę na kilka części, po czym wstał od stołu i wsadził ją sobie pod pachę.
- Dasz mi poczytać? - zapytałam obserwując tatę, który podszedł do ekspresu i nalał sobie kawę.
- Nie ma co. Same bzdury piszą w tych gazetach. Czasem zastanawiam się skąd oni to biorą. Chcesz kawę? - zapytał, a ja potaknęłam.
- Może ciebie to nie interesuje, ale może ja coś fajnego przeczytam. Dasz mi gazetę? - poprosiłam, gdy ojciec stawił przede mną kubek z kawą.
- Nie ma nic interesującego Jo. Jedz te swoje płatki, bo zaraz jedziemy. - odpowiedział i wyszedł z kuchni. Co to właściwie było? Co on w tej głupiej gazecie przeczytał? Musiało to być coś złego, skoro tak zareagował.
- Max, coś ty narobił? - wyjęczała mama wchodząc do kuchni. Popatrzyłam na nią pytającym wzrokiem, gdy wyjmowała małego z fotelika.
- Co się stało?
- Wybrudził się. Patrz. - pokazała mi przód jego śnieżno białej koszuli, która teraz była upaprana kolorowymi płatkami, jak to przedtem mały powiedział.
- Daj mi go. Ja go przebiorę. - zaproponowałam odbierając brata od mamy.
- Dziękuję ci Jo. - uśmiechnęłam się do mamy i poszłam w stronę schodów prowadzących na górę. Będąc na samej górze usłyszałam, jak tata rozmawia z kimś przez telefon. Puściłam Maxa, a ten od razu wszedł do swojego pokoju. Usiadł na podłodze i zaczął bawić się samochodzikami. Podeszłam bliżej drzwi prowadzących do sypialni rodziców i nastawiłam uszu. A wtedy usłyszałam coś dziwnego.
- Mark, posłuchaj mnie. Ona nie może się o tym dowiedzieć. - Mark? Tata Louisa? Słuchałam dalej, chciałam się jak najwięcej dowiedzieć.
- Dobra, rozumiem. Nic nie możesz z tym zrobić, ale posłuchaj mnie. To moja jedyna córka i chcę ją chronić. - mówią o mnie? Zaczyna mi się to nie podobać. O co tu chodzi?
- Louis, słuchaj to że on wyszedł na wolność to znaczy, że może być wszędzie. Strasznie się boję o Jo. Musimy ją chronić. Nie może sama wychodzić na zewnątrz, rozumiesz? - o co tutaj chodzi? O czym oni gadają?
- Jo? - usłyszałam za sobą głos Maxa. Odwróciłam się i zobaczyłam jak stoi na końcu korytarza i patrzy na mnie. Kuźwa miałam go przebrać. Odwróciłam się jeszcze na chwilę w stronę drzwi sypialni. Tata mówił coś do słuchawki, że za chwilę oddzwoni, a moje oczy podwoiły swoje rozmiary. Czyli zaraz wyjdzie z pokoju i zobaczy mnie jak go podsłuchuję. Szybkim krokiem podeszłam do brata. Wzięłam go na ręce i zniknęłam w jego pokoju.
- Jo? - usłyszałam głos taty dobiegający zza drzwi. Na szczęście zdążyłam zdjąć Maxowi koszulę i zakładałam mu nową. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął tata. Zmarszczka na czole była dobrze widoczna, co by oznaczało, że czymś się martwi. Poważnie martwi, tylko że ja nie wiem o co chodzi.
- Co ty robisz? - zapytał wchodząc do pokoju.
- Przebieram Małego, bo się ubrudził. Mama mnie poprosiła. - uśmiechnęłam się, ale to był najbardziej sztuczny uśmiech na jaki było mnie dziś stać.
- Dobra, pospieszcie się. Za dziesięć minut wyjeżdżamy. - odpowiedział i zniknął z mojego pola widzenia. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do ubierania brata. Właściwie to nie wiem dlaczego mama kazała nam się ubrać, aż tak elegancko. W końcu to tylko obiad u dziadków. Więc na to samo by wyszło, gdybym założyła zwykłą koszulkę i dżinsy.
- Gotowe. Jaki ty jesteś przystojny. - skomplementowałam brata, a ten zamrugał do mnie swoimi, małymi oczkami. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym wstałam chwytając go za rękę i wyszłam z pokoju. Wstąpiłam jeszcze do siebie, po torebkę i mogliśmy schodzić na dół. Na dole dostrzegłam kilka par butów mojej mamy. A tu co się dzieje?
- Jo, dobrze że jesteś. Pomóż mi. - błagała, a ja puściłam Maxa który pobiegł w stronę kanapy. Usiadł na niej i włączył sobie telewizor.
- W czym mam ci pomóc? - zapytałam siadając na oparciu fotela w salonie.
- W wyborze butów. Które pasują do sukienki? - zapytała, a ja uważnie przyjrzałam się jej strojowi. Miała na sobie czarną sukienkę za kolano, a talię opinał jej czerwony, cieniutki paseczek. Popatrzyłam na podłogę i dostrzegłam chyba ze cztery pary butów.
- Te czerwone. - wskazałam na krwistoczerwone szpilki stojące przy samych nogach mamy.
- Myślisz? - popatrzyła na mnie niepewnie pytając o potwierdzenie.
- Pewnie. Zakładaj je. - nakazałam, a mama  wykonała od razu moją prośbę.
- Nie jestem pew...
- Nie. - wtrąciłam się w jej zdanie, zanim je dokończyła. Znając moją mamę to zaraz by się rozmyśliła. a jak nie postawie na swoim to tak właśnie będzie i ubierze jakieś stare i zdarte buty, a te idealnie pasują. - Wyglądasz oszałamiająco. Myślę, że jak tata cię zobaczy to padnie z wrażenia. - dodałam, a mama uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.
- Tato? - zawołałam za nim i kilka sekund później zjawił się obok nas.
- Co powiesz na to? - zapytałam jednocześnie wskazując na strój mamy. Tata przeniósł swój wzrok ze mnie na mamę i no cóż tu dużo mówić - zaniemówił.
- A nie mówiłam. - szepnęłam do mamy.
- Kochanie wyglądasz pięknie. - w końcu tata odzyskał zdolność mowy i podszedł do mamy. Objął ją w talii przyciągając bliżej siebie i długo i namiętnie pocałował. Musiałam odwrócić wzrok, aby na nich nie patrzeć. Szkoda, że nie ma ze mną Louisa. Oni też się dzisiaj gdzieś wybierają, więc nawet jeśli bym chciała nie ma szans, aby ze mną pojechał do dziadków, a ja czuję że będę się tam nieźle nudzić.
- To ja tu posprzątam, a wy sobie nie przeszkadzajcie. - powiedziałam raczej do siebie niż do nich, po czym pozbierałam walające się po salonie buty mamy i zaniosłam je do szafy na korytarzu. Po chwili wróciłam, zabrałam torebkę z kanapy, wyłączyłam telewizor, który spotkał się z jęczeniem Maxa, ale gdy powiedziałam mu że jedziemy do babci i dziadka, ten od razu podskoczył, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Rodzice na szczęście odkleili się od siebie i mogliśmy w końcu wyjść z domu.

Przez całą drogę do dziadków w głowie siedziały mi słowa taty. Przed czym on chce mnie uchronić? Co mi zagraża? O czym ja nie wiem? W końcu sprawa tyczy się mnie, więc myślę że powinnam wiedzieć. I w tym momencie coś mi w głowie zaświtało. Gdy weszłam do kuchni tata czytał gazetę, a gdy chciałam aby mi ją oddał powiedział, że nie ma tam nic ciekawego i zabrał ją ze sobą. Czyli albo została w domu, w sypialni, albo ma ją ze sobą. Pochyliłam się do przodu i zobaczyłam małe wybrzuszenie w marynarce ojca. Bingo! Ma ją ze sobą. Czyli teraz tylko muszę ją jakoś zdobyć i przeczytać to co tam pisze, aby chociaż troszkę dowiedzieć się o co ojcu chodziło. A w dodatku Louis i pan Mark są w to zamieszani, czyli to poważna sprawa skoro tata kontaktował się z nimi. A może napiszę do Louisa? Może on mi powie? Chociaż wątpię, bo przecież tata kazał mu nic mi nie mówić. Jakie to jest denerwujące. Dlaczego jak sprawa tyczy się mnie, to ja dowiaduje się o wszystkim ostatnia? Ciekawe czy mama wie, pewnie nie. Tata oczywiście chce to rozegrać sam. Ale ja i tak będę sprytniejsza, bo wiem że uda mi się zdobyć gazetę. A to jest bardziej niż pewne, bo przecież tata ściągnie marynarkę, bo na zewnątrz jest w ciepło, a wtedy ja zaatakuję. Świetny pomysł, wystarczy go tylko teraz zrealizować i jesteśmy w domu.
- No to jesteśmy. - oznajmił tata, gdy parkowaliśmy przed domem dziadków. Na podjeździe zauważyłam jakieś nieznajome auto. Czyżby ktoś jeszcze miał zjeść z nami obiad? Nie mam pojęcia, ale pewnie zaraz się wszystkiego dowiem. Tata wziął Maxa na ręce, a ten zaczął kopać i machać nogami krzycząc, że on sam potrafi chodzić. Więc tata nie miał wyboru i postawił małego na ziemi, po czym wziął go za rękę i ruszyli w stronę wejścia. My z mamą udałyśmy się za nimi. Tata nacisnął kilka razy dzwonek, a kilka sekund później drzwi się otworzyły, a w nich zobaczyliśmy dziadka.
- Witajcie kochani. - przywitał się z nami wpuszczając nas do środka.
- Dzień dobry tato. - powiedziała mama ściskając go na wstępie, a następnie każdego z nas mocno wyściskał. Kocham tego człowieka, jest dla mnie jak drugi ojciec.
- Cześć dziadziu. - powiedział do niego Max, gdy dziadek wziął go na ręce, a mały zarzucił mu swoje malutkie rączki na szyję.
- Cześć szkrabie. - odpowiedział mężczyzna.
- Jo, jak ty ślicznie wyglądasz. - skomplementował mnie dziadek, a ja jak na zawołanie zaczerwieniłam się. - Tak dorośle. - dodał, gdy odsunęłam się od niego.
- W końcu studentka. - powiedział tata z dumą w głosie obejmując mnie ramieniem w talii i przysuwając bliżej siebie.
- Faktycznie. - powiedział dziadek uderzając się otwartą dłonią w czoło. Max poszedł w jego ślady i również walnął się w swoje, małe czółko. Wszyscy zaśmialiśmy się, a następnie udaliśmy się za dziadkiem do salonu, w którym nie była tylko babcia, a i oto niespodzianka i wyjaśnienie tajemniczego samochodu stojącego na parkingu - siostra mamy, ciocia Kate oraz jej dwie córki - Ruby i Lili. Zaklęłam pod nosem, gdy je wszystkie zobaczyłam, a mama szturchnęła mnie w bok, abym przestała. Popatrzyłam na nią z wymuszonym uśmiechem na ustach, po czym zatrzepotałam rzęsami. Mama pokręciła głową i pociągnęła mnie za sobą w ich stronę. Myślałam, że ten dzień będzie gorszy, ale teraz stwierdzam że gorzej być nie może.
- Anna cześć. - przywitała się ciotka z moją mamą. Mama jakoś przesadnie się nie przejęła, że widzi swoją siostrę po prawie dwóch miesiącach niewidzenia się, ale nie wnikam w to.
- Dzień dobry. - odpowiedziała mama z wymuszonym uśmiechem. No kto jak kto, ale moja mama potrafi grać. Prawdziwa z niej aktorka.
- Cześć Jo. - Ruby podeszła do mnie i uściskała mnie na przywitanie. Odwzajemniłam ten jakże miły gest, bo sądząc po naszych ostatnich przejściach w łazience myślę, że nie będzie między nami tak jak wcześniej i w końcu zaczniemy się dogadywać.
- Hej. Co słychać? - zapytałam, gdy odkleiłyśmy się od siebie. Kątem oka zauważyłam jak Lili dorwała Maxa i wiruje z nim po pokoju, a ten się nawet jej nie sprzeciwia.
- Wszystko dobrze, a u Ciebie? - odpowiedziała uważnie mi się przyglądając. Czyżbym miała coś na twarzy?
- Też dobrze. Ruby czy ja jestem gdzieś brudna? - zapytałam pocierając palcami twarz.
- Nie, po prostu nie poznaję cię. Zmieniłaś się od ostatniego czasu, gdy cię widziałam. - wyjaśniła.
- Jakoś wszystko się u mnie poprawia, więc jestem szczęśliwa. Naprawdę. - powiedziałam zgodnie z prawdą. No bo co tu dużo ukrywać - tak właśnie jest.
- To się cieszę. Louis jest szczęściarzem. - dodała patrząc w dół, na swoje buty.
- Ja też jestem szczęściarą, że go mam. - odpowiedziałam z uśmiechem wywołanym obrazem Louisa.
Po chwili babcia zabrała głos nakazując nam iść do jadalni, a ona zaraz przyniesie pyszne jedzenie. Mi na te słowa od razu zaburczało w brzuchu. W sumie zjadłam śniadanie, składające się z miski z kolorowymi płatkami, ale co to dla mnie. Ja rano mogłabym zjeść konia z kopytami, a to i tak byłoby mało.
Usiadłam obok mamy, a po lewej stronie miałam Ruby, która gdy tylko zauważyła że się jej przyglądam uśmiechnęła się do mnie. Lili nie mogła się powstrzymać i trzymała Maxa na kolanach. Mały chyba ją polubił, bo grzecznie siedział na jej kolanach i co rusz śmiali się razem. Tata siedział obok mamy i rozmawiał z dziadkiem, a ja zauważyłam, że trzymali się za ręce pod stołem. Mimo, że są ze sobą 20 lat to potrafią zdobyć się na takie czułości. Bardzo mi się to podoba, a nawet pochwalam takie zachowanie, bo wiem że rodzice się kochają, co z resztą po nich widać. Mam nadzieję, że ja z Louisem też wytrwamy i będziemy mogli cieszyć się swoim towarzystwem przez długie lata.
Nagle w jadalni pojawiła się babcia z ciocią Kate. Obie trzymały w dłoniach dwie tace z jedzeniem. Zastanawiam się kto to wszystko zje. Ale myślę, że damy radę. W końcu każdy tutaj zgromadzony jest głodny, ze mną na czele. Nie no żartuję. Jestem głodna, ale bez przesady.
Przez cały czas trwania naszego posiłku ukradkiem obserwowałam tatę i tylko czekałam, aż ściągnie tą swoją marynarkę. I wreszcie moje myśli się spełniły. Gdy włożył ostatni kęs kurczaka do ust, wstał  i ściągnął ją ze swoich ramion, a następnie przewiesił przez oparcie krzesła. Teraz tylko wystarczy, że przyczaję się i zaatakuję. Potrzebuję czasu i najlepiej, żeby wszyscy się stąd ulotnili.
- Chodźmy na zewnątrz. - powiedziała babcia. - Jest taka piękna pogoda, że szkoda ją marnować na siedzenie w domu. - dodała, a my wszyscy jak na zawołanie zaczęliśmy wstawać od stołu i ruszać do wyjścia. Zrobiło się przy tym nie małe zamieszanie. Szuranie krzesłami, krzyki dzieci i śmiechy rodziców.
Natomiast ja, jak ten jastrząb polujący na zwierzynę cały czas obserwowałam marynarkę ojca. Nie spuszczałam z niej wzroku.
- Idziesz? - zapytała Ruby, gdy ja stałam pośrodku jadalni wpatrzona w ciuchy ojca. Nawet nie wiedziałam, kiedy wszyscy wyszli i zostałam sama.
- Tak, tylko muszę jeszcze do toalety. - odpowiedziałam.
- Dobra, to ja poczekam na ciebie. - powiedziała i ruszyła za mną w górę schodów.
- Nie ma takiej potrzeby. Idź na zewnątrz, zaraz do was dołączę. Muszę jeszcze zadzwonić do Louisa. - wyjaśniłam, a ta przytaknęła i kilka sekund później zniknęła za drzwiami. Odetchnęłam z ulgą i szybkim krokiem ruszyłam na górę. Przeskakiwałam schodki po dwa stopnie, aby jak najszybciej znaleźć się w łazience i załatwić swoją potrzebę, a następnie wrócić na dół i odkryć co tata przede mną ukrywa.
Pięć minut później stałam obok krzesła i wahałam się czy to zrobić. Nagle miałam wątpliwości. Na początku byłam taka pewna siebie i swoich czynów, a teraz? Stoję przestraszona, bo boję się co tam odkryję. A jeżeli to będzie coś co diametralnie wpłynie na moje życie? Raczej tak będzie, skoro tata tak bardzo się tym martwił. Dobra Jo, weź się w garść. Nachyliłam się w stronę drzwi, aby sprawdzić czy nikogo tam nie ma i szybko wróciłam wzrokiem na marynarkę. Sięgnęłam do wewnętrznej kieszonki i wyciągnęłam z niej gazetę, którą tata czytał dzisiaj rano. Zaczęłam na szybko przeglądać jej zawartość. W sumie nie ma tu nic ciekawego, tak jak mówił tata. Ale zastanawia mnie czemu nie dał mi rano jej poczytać, coś musi tutaj być skoro, aż tak się przestraszył, że coś może mi zagrażać.
Będąc przy ostatniej stronie zauważyłam coś znajomego, a raczej nie coś, a kogoś. Josh. Jego zdjęcie widniało na przedostatniej stronie gazety. Przestraszyłam się, a gazeta wyleciała mi z rąk. Popatrzyłam na dół i dostrzegłam tytuł artykułu:  "Josh Cumbert uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Czy zagraża nam jakieś niebezpieczeństwo?"
To o tym mówił tata do Louisa i pana Marka. To Josh, to on może mi coś zrobić. To on stanowi teraz zagrożenie na ulicach miasta. Zaczęło mi się kręcić w głowie, czułam jak dłonie mi się pocą ze zdenerwowania. Teraz już wiem, co ojciec miał na myśli mówiąc, że chce mnie chronić. Tylko co się z tym wiąże?

_________________________________________________________________________________Jeśli chcecie wywołać na mojej twarzy uśmiech dajcie komentarz. 
Dziękuję!

6 komentarzy:

  1. o boże i co teraz? całkiem fajny rozdział ;)

    Julcik ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chce ja chce :)
    Coś zaczyna się dziać, czy wyczuwam jakieś napjęcie ?

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyjaciółka czyta to opowiadanie a ja z ciekawości zajrzałem i zobaczyłem co to takiego i nawet fajne ;) co do rozdziału:
    Uuuuu podejrzewam że szykuje się niezła akcja xd już to widzę jak Josh porywa Jo a Louis ją ratuje XDD :D nie mogę się doczekać następnego
    /boskimati

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurde! Super! !

    OdpowiedzUsuń
  5. Super :)
    Życzę weny :) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale super już się boję ;3 weny ~ Misia ^^

    OdpowiedzUsuń