Rano obudziłam się z uśmiechem na ustach. Można powiedzieć, że z kilku powodów. Po pierwsze spotkam się z Louisem, co mnie bardzo cieszy. Po drugie zobaczę Meg, a po trzecie zapoznam Meg ze Stanem. Czuję się tak podekscytowana, że boję się iż zaraz serce mi z piersi wyskoczy.
Wczoraj wieczorem, gdy wróciłam do domu napisałam do Meg czy zechciałaby się ze mną wybrać do Londynu na jakieś zakupy. Oczywiście te całe "zakupy" to jedna, wielka ustawka. Umówiłam się z Louisem, że zapoznamy ze sobą Meg i Stana. Z tego co mi wiadomo chłopak się z nikim nie spotyka, więc można jakieś małe, nic niezobowiązujące spotkanie zorganizować. A myślę, że ani Meg ani Stan się nie pogniewają na nas, a zwłaszcza na mnie za to, bo to ja jestem pomysłodawczynią.
Ustaliliśmy z Louisem, że ja razem z Meg przyjedziemy do jednej z galerii w Londynie i niby tam pochodzimy, a może nawet coś kupimy, kto wie? A potem Lou napisze mi gdzie mamy przyjść i wtedy udam, że jak to miło się znowu spotkać ze Stanem, a później przedstawię im sobie.
Wyskoczyłam z łóżka i podeszłam do biurka, na którym leżał mój telefon i migał, co oznaczałoby że dostałam wiadomość.
Lou: Dzień dobry kochanie. Już nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę. Odliczam minuty.
Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu i szybko wystukałam odpowiedź.
Jo: Cześć grubasku, ja też się cieszę że cię dziś spotkam. Do zobaczenia.
Ale zaszalałam z tym grubaskiem. A co tam, niech nie myśli, że to tylko mięśnie. Zaśmiałam się sama do siebie i ruszyłam na dół.
- Dzień dobry. - przywitałam się z rodzicami siedzącymi w kuchni.
- Dzień dobry Jo. Jak się spało? - zapytała mama z podejrzanym uśmieszkiem na ustach. Wczoraj, gdy wróciłam oczywiście nie obyło się bez opieprzenia mnie i krzyków. Na szczęście mama opanowała się do minimum, a ja nie chciałam wyjść na jakąś złą córkę, więc wszystko jej opowiedziałam. Dlaczego tak się zachowałam i dlaczego "uciekłam" z Louisem. Oczywiście ominęłam niektóre rzeczy, wiadomo te intymne. Po tym mama już nie była na mnie taka zła i odpuściła mi trochę. Już miałam dostać szlaban, ale na szczęście mi się upiekło i szlaban obszedł się smakiem.
- Dziękuję, dobrze. - odpowiedziałam i nagle poczułam jak coś oplata moją nogę. Popatrzyłam w dół i zobaczyłam Maxa w pidżamce w samochody. Uśmiechnęłam się do niego, a następnie wzięłam małego na ręce.
- Cześć. - powiedziałam do niego, a ten coś mruknął niezrozumiałego, po czym objął mnie za szyję i mocno się do mnie przytulił.
- A temu co się stało? - zapytał tata i ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy przyglądał nam się. Wzruszyłam ramionami i próbowałam odciągnąć brata od siebie, ale ani drgnął. Co mu jest?
- Może jest chory? - zapytała mama i podeszła do nas. Przyłożyła dłoń do czoła małego i sprawdziła czy aby nie ma gorączki.
- Nie masz gorączki. Co się dzieje Maksiu? - zapytała i pogłaskała małego po włosach. Mały na ten czuły gest mocniej się do mnie przytulił, a ja naprawdę się o niego martwiłam. Nigdy tak się nie zachowywał, o co może mu chodzić? Po chwili do mnie doszło, że on się dopiero co obudził i trzeba dać mu trochę czasu na przyzwyczajenie się. Pogłaskałam małego po plecach, a następnie usiadłam na stołku w kuchni. Nigdy jakoś nie zdarzyło się tak żeby młody tak właśnie zareagował. Co mnie z jednej strony dziwiło, a z drugiej natomiast cieszyło, bo miałam jedyną i niepowtarzalną okazję przytulić brata do siebie.
Po zjedzonym śniadaniu ruszyłam na górę, wzięłam czyste ubrania i poszłam wziąć prysznic. Mam jakieś piętnaście minut do przyjścia Meg, więc myślę że spokojnie powinnam się wyrobić.
Po prysznicu ubrałam się w krótkie, dżinsowe spodenki i białą koszulkę bez rękawów. Włosy spięłam w kucyka, zrobiłam sobie minimalny makijaż i wyszłam z łazienki. Wstąpiłam jeszcze do pokoju po telefon i torebkę, po czym wyszłam z domu.
- Cześć. - powiedziała Meg, gdy znalazłam się na zewnątrz. Akurat szła w moją stronę, gdy ja chciałam właśnie po nią iść. Była ubrana w śliczną zieloną sukienkę na cienkim ramiączkach, a do tego ubrała takiego samego koloru balerinki. Włosy związała w kucyka, a grzywkę zaczesała na bok. Wyglądała bardzo ładnie.
- Hej. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach i ucałowałam dziewczynę w policzek. Można było powiedzieć, że byłyśmy teraz najlepszymi koleżankami. Fajnie mi się z nią rozmawiało i w ogóle była przemiłą osobą, z którą naprawdę można by było konie kraść.
Wsiadłyśmy do mojego garbusa i odjechałyśmy w stronę centrum.
***
Po około dwóch godzinach jazdy, które ciągnęły się niemiłosiernie przez głupie korki przy wjeździe do Londynu wreszcie parkowałam na parkingu podziemnym w galerii, w której byłam tak niedawno temu, a dokładniej wczoraj. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, gdy sobie o tym przypomniałam, ale pomyślałam że nic takiego przecież strasznego mnie dziś nie czeka. Raczej czułam podekscytowanie.
Wjechałyśmy schodami na górę i skierowałyśmy się do pierwszego, lepszego sklepu. Ja pod pretekstem przymierzenia jednej ze spódnic uciekłam do przymierzalni, aby wysłać Louisowi sms-a, gdzie jesteśmy. Po chwili dostałam odpowiedź, że oni właśnie jadą do nas i powinni być za około pół godziny. Odetchnęłam z ulgą i nagle podskoczyłam, gdy usłyszałam głos Meg zza zasłonki.
- I jak ta spódnica? - zapytała, a ja myślałam że w tamtym momencie dostanę zawału serca. Tak bardzo się przestraszyłam. Popatrzyłam na wieszak, na którym wisiała wiśniowa spódnica. Właściwie to nie wiem dlaczego ją wzięłam. Po prostu chwyciłam pierwszą lepszą rzecz, która wpadła mi w ręce.
- Nie podoba mi się, nie jest w moim stylu. - odpowiedziałam zawstydzona, że musiałam kłamać przed koleżanką. Ale co prawda to prawda, nie podobała mi się, ani jej kolor ani krój. Wyszłam szybko z przymierzalni, aby znaleźć coś sensownego, coś co wreszcie mi się spodoba. Odłożyłam spódnice na jej miejsce i ruszyłam na poszukiwania, czegoś co spełniłoby moje oczekiwania. Nie mogłam się na niczym skupić, cały czas sprawdzałam telefon czy może Louis nie napisał.
- Jo coś ty taka dziś rozkojarzona? - zapytała Meg, gdy stałyśmy przy kasie. Ja nic nie kupiłam, cały czas zastanawiałam się czy to dobry pomysł, aby bawić się w swatkę. Pomyślałam sobie, że teraz mnie nachodzą wątpliwości co do tego, a nie powinny. Powinnam być pewna swoich czynów i pomysłów. Ale jak to ja, u mnie wszystko jest możliwe.
- Wydaje ci się. Co kupiłaś? - zapytałam, aby odwrócić uwagę od siebie. Podniosła kilka wieszaków, a ja dostrzegłam tam dwie pary bluzek: jedna biała, druga czerwona i jakieś krótkie spodenki. Pomyślałam, że dziewczyna zaszalała. Ale o to właśnie mi chodziło, żeby uwierzyła iż to są prawdziwe zakupy, a nie randka w ciemno, jak to mi Louis wczoraj powiedział. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i nagle usłyszałam jak mój telefon dzwoni. Wyszłam przed sklep dając znać Meg, że ktoś do mnie dzwoni i że poczekam na nią na korytarzu. Odebrałam szybko telefon, na którym migał napis: Lou dzwoni.
- Hej i gdzie jesteście? - zapytałam i odparłam się łokciami o metalową barierkę.
- W jednym ze sklepów sportowych. Stan właśnie mierzy jakieś buty, które jak stwierdził musi mieć, bo to najnowszy model na rynku. Jo muszę powiedzieć, że on jest nienormalny. - odpowiedział Louis, a ja zachichotałam na jego ostatnie wypowiedziane zdanie. - A wy? - zapytał.
- My jesteśmy na drugim piętrze w jednym ze sklepów z ciuchami. Meg właśnie stoi przy kasie i zaraz będzie płacić, więc pewnie za chwilę będziemy szły w stronę tej kawiarni, z której mnie wczoraj uratowałeś. - wyjaśniłam i tym razem Lou zaśmiał się.
- Pamiętam, gdzie ona jest. O kurde właśnie Stan idzie w moją stronę z torbą, muszę kończyć. Idźcie w stronę tej kawiarni, my też będziemy się tam kierować. Pa. - powiedział i usłyszałam dźwięk zakończającego się połączenia. Świetnie, pomyślałam i odwróciłam się w stronę wejścia do sklepu. Zauważyłam, że kasjerka właśnie wydaje Meg resztę, więc zaraz dziewczyna powinna dołączyć do mnie.
- To gdzie teraz? - zapytała, gdy wyszła ze sklepu.
- W tą stronę. - odpowiedziałam i wskazałam na lewo. Meg przytaknęła i obie z uśmiechami na twarzach ruszyłyśmy w pokazaną przeze mnie stronę.
- To coś poważnego? - zapytała dziewczyna, a ja popatrzyłam na nią pytająco.
- Co?
- Ten telefon, bo tak szybko wyszłaś ze sklepu, że pomyślałam że coś się stało. - wyjaśniła.
- Nie, to nic ważnego. - odpowiedziałam kręcąc głową. Wiedziałam, że jak będę ciągnąć dalej ten temat wygadam się jej, a tego bym nie chciała, bo z mojego planu wyszłoby nici.
- Patrz. - powiedziała nagle Meg i szturchnęła mnie w ramię. Wskazała głową na miejsce przed nami. Podążyłam za jej wzrokiem i myślałam, że w tamtym momencie wybuchnę śmiechem. W naszą stronę szli Louis wraz ze Stanem. Zachowałam kamienną twarz, aby nie dać po sobie poznać, że ich znam.
- Jakie ciacha. - dodała, po czym zaczęła wachlować się ulotką, którą kilka sekund wcześniej wręczyła jej jakaś kobieta. Zachichotałam cicho, a Meg popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
- No co? - zapytała. Pokręciłam głową, a ta była lekko zdezorientowana nie wiedząc o co mi chodzi.
- Faktycznie ciacha. - powiedziałam i podrapałam się po nosie.
- A nie? - zapytała.
- Tak, nawet bardzo. - odpowiedziałam. Chłopaki byli coraz bliżej nas. Wiem, że Louis nas zauważył, ale zachowywał się tak jakby tego nie zrobił. Normalnie rozmawiał ze Stanem, który chyba mnie nie zauważył, bo ciągle patrzył na gablotki sklepowe i myślę że widział w nich swoje odbicie, bo ciągle poprawiał włosy. Śmiesznie to wyglądało, muszę przyznać. Gdy byliśmy już na tyle blisko Louis odezwał się.
- Jo? Co ty tu robisz? - zapytał z widzialnym na jego twarzy szokiem. Wiedziałam, że gra w tamtym momencie. Chcieliśmy, aby to było przypadkowe spotkanie i myślę że uda nam się to zrobić. Przytuliłam się do niego i szepnęłam na ucho.
- Wszystko idzie po naszej myśli.
- To dobrze. - odszepnął i puścił mnie ze swoich objęć.
- Och Meg to jest mój chłopak Louis. Louis to jest Meg, o której ci ostatnio opowiadałam. - przedstawiłam ich sobie. Widziałam jak Meg nieco się czerwieni, myślę że przez to że powiedziała o nich, jakie to są ciacha. - A to jest Stan, nasz kolega z dzieciństwa. - wyjaśniłam, po czym uścisnęli sobie dłonie.
- Hej. - mruknęła tylko Meg w stronę Stana, a ten odpowiedział.
- Cześć, bardzo mi miło cię poznać.
- Ale niespodziewane spotkanie. - powiedziałam i objęłam Louisa w pasie. Ten przewiesił swoją rękę na moim ramieniu.
- Faktycznie. Nie mówiłaś, że będziesz dziś w galerii. - stwierdził Louis i popatrzył na mnie. Kurde on gra, naprawdę gra. Dobry z niego aktor.
- Pomyślałam sobie wczoraj, że napiszę do Meg czy może chciałaby spędzić ze mną dzień i zgodziła się. - wyjaśniłam patrząc na Meg, która na mnie nawet nie spojrzała. Cały czas patrzyła na Stana. Podoba jej się. Bingo! O to właśnie chodziło. - Prawda Meg? - zapytałam kierując pytanie wprost do niej. Dziewczyna otrząsnęła się z transu i zamrugała kilka razy oczami, po czym popatrzyła na mnie.
- Jasne. - odpowiedziała automatycznie, ale jestem pewna że nawet nie wiedziała o co chodzi, co wcale mnie nie zdziwiło, serio.
- To co powiecie na koktajl owocowy? - zaproponował Louis, aby jakoś rozładować napiętą atmosferę.
- Pewnie. - powiedziałam. Meg razem ze Stanem kiwnęli głowami i ruszyliśmy w stronę schodów prowadzących na trzecie piętro, a stamtąd do przytulnej kawiarni, która wyposażona była w ogródek letni znajdujący się nad nią.
Z Louisem trzymaliśmy się z przodu, aby Meg mogła jakoś zapoznać się ze Stanem. Gdy jechaliśmy na górę schodami ruchomymi słyszałam jak rozmawiają ze sobą. Czyli nasze swatanie nie poszło na marne pomyślałam.
- Chyba nam się udało. - szepnął Louis w moją stronę.
- Chyba tak. - odpowiedziałam, a chłopak cmoknął mnie w policzek.
- Znajdźcie sobie jakieś ustronne miejsce. - powiedział Stan, a ja odwróciłam się do niego i wystawiłam mu język. Ten zaśmiał się tylko i posłał mi całusa.
- Nie podrywaj mojej dziewczyny. - powiedział Louis ze śmiechem i przysunął mnie bliżej siebie. Po czym cała nasza czwórka zaczęła się śmiać. Widziałam, że Meg jest jakaś wycofana. Może uda mi się z nią pogadać później na osobności.
Kawiarnia miała dwa piętra. Na niższym po prawe stronie od wejścia znajdował się dużych rozmiarów bar, a na środku stało kilkanaście stolików. Na górze był taki jakby ogródek na świeżym powietrzu. Wnętrze było głównie w kolorach beżu. Na każdym stoliku stał wazonik z kwiatkiem.
Podeszliśmy do baru i stanęliśmy w kolejce.
- To wy zamówcie, a my pójdziemy do ubikacji. - powiedziałam, po czym pociągnęłam Meg za sobą.
- Jaki chcecie smak? - zapytał Louis.
- Brzoskwiniowy. - odpowiedziałam.
- A ja poproszę kiwi. - powiedziała Meg, po czym ruszyłyśmy w stronę toalet.
Gdy myłyśmy ręce Meg odezwała się.
- Przepraszam cię. - zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nią pytająco.
- Za co?
- Za to co powiedziałam o Louisie i o Stanie.
- Chodzi ci o ciacha? - zapytałam, a dziewczyna kiwnęła głową, na znak że się zgadza. - Nie przejmuj się tym. To co powiedziałaś jest prawdą. Naprawdę niezłe z nich ciacha. - dodałam, a Meg zachichotała.
- Nie wiedziałam, że jeden z nich to twój chłopak. - wyjaśniła i spuściła głowę.
- Przecież nic się nie stało. Ja bardzo dobrze wiem jakie wrażenie na dziewczynach wywiera Louis. I nie mam im tego za złe, bo wiem że Louis jest mój. A inne dziewczyny go nie obchodzą. - wyjaśniłam, a Meg podniosła głowę i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Serio? Bo wiesz ja go po raz pierwszy widzę i muszę przyznać, że naprawdę jest niczego sobie. - powiedziała, a ja pokiwałam głową że się z nią zgadzam w stu procentach.
- To prawda. A co myślisz o Stanie? - zapytałam.
- Jest miły i też niezłe z niego ciacho. - powiedziała, po czym wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem, a kobieta stojąca obok nas popatrzyła na nas wściekle, fuknęła coś pod nosem i wyszła z ubikacji. A my zaczęłyśmy się jeszcze bardziej chichrać.
Gdy w końcu się uspokoiłyśmy wyszłyśmy z toalety i udałyśmy się schodami na górę, gdzie czekali na nas chłopcy. Kiedy podeszłyśmy ich rozmowa nieco ucichła i nagle obaj wstali, aby odsunąć nam krzesła jak przystało na prawdziwych dżentelmenów. Usiadłyśmy i cicho podziękowałyśmy im, aby pokazać że bardzo dobrze się zachowali. Każda z nas dostała swój napój i zaczęliśmy żywo rozmawiać praktycznie o wszystkim.
- Gdzie wybierasz się na studia? - zapytał Stan Meg, a ta popatrzyła na niego, połknęła koktajl który miała w ustach i odpowiedziała.
- Na uczelnię w Londynie. - poczułam jak Louis ściska mi kolano, bo wiedział co teraz nastąpi. Mówiłam mu o tym, że Meg idzie na tą samą uczelnię co nasza trójka, a w dodatku na ten sam kierunek co Stan. Więc myślę, że to może być dla niego szok, mam tylko nadzieję że pozytywny.
- Naprawdę? To tak jak Jo. - odpowiedział, po czym popatrzył na mnie, a ja kiwnęłam głową. Chłopak kontynuował. - A jaki kierunek? - zapytał ponownie patrząc prosto na twarz Meg, po czym wziął słomkę do ust i zaczął pić swój bananowy koktajl.
- Wychowanie fizycznie. - odpowiedziała, a Stan o mało co się nie udławił. Louis, który siedział obok niego zaczął go klepać po plecach, ale Stan podniósł rękę informując, że już wszystko w porządku. Widziałam na twarzy Meg przerażenie, bała się o chłopaka. Chyba serio ją wzięło. W sumie się nie dziwię, gdybym nie była z Louisem, może zakręciłabym się koło Stana i kto wie, może coś by z tego wyszło. Chociaż to mój przyjaciel, ale zaraz Lou też był na początku moim przyjacielem i jak się to wszystko potoczyło? Każdy wie jak.
- Wszystko ok. Przepraszam po prostu zaskoczyłaś mnie. Bo wiesz ja też studiuję wychowanie fizyczne. - odpowiedział Stan, a na twarzy Meg pojawiło się zdziwienie. Dziewczyna otworzyła usta i zamrugała kilka razy powiekami. Dobrze, że jej o tym nie powiedziałam. Fajnie jest widzieć jej reakcję, w sumie takiej właśnie się spodziewałam.
- Chyba nam się udało, co nie? - Louis szepnął do mojego ucha, a ja kiwnęłam na znak że się zgadzam.
- Genialny plan mieliśmy. Pasują do siebie. Widać, że Meg się podoba Stanowi. A wiesz co powiedziała, gdy was zauważyła na korytarzu? - Lou zrobił pytającą minę i ruchem głowy nakazał, aby kontynuowała.
- Powiedziała, że niezłe z was ciacha. - wyjaśniłam, a Louis parsknął. Na szczęście nie przerwał rozmowy Stana z Meg, którzy widać było że nieźle się ze sobą dogadują. I to mi się podoba.
- Serio? Ale chodziło jej bardziej o mnie czy o Stana? - zapytał, a ja popatrzyłam na niego.
- Chyba o was oboje. - odpowiedziałam z uśmiechem i cmoknęłam go w policzek.
- Myślisz, że zorientują się że to była ustawka. Czy bardziej przypadkowe spotkanie? - zapytałam po chwili, gdy oboje nic nie mówiliśmy, Louis objął mnie ramieniem w pasie, a ja przypatrywałam się jego długim palcom u drugiej ręki.
- Myślę, że są tak bardzo zafascynowani sobą, że raczej nie zorientują się. - odpowiedział i musnął moją skroń ustami.
- To dobrze, bo raczej Meg nie wybaczyłaby mi tego. Albo w sumie jakbym jej wyjaśniła jakie były moje zamiary, to pogodziłaby się z tym, a nawet byłaby szczęśliwa z tego powodu. - powiedziałam do Louisa, który kiwnięciem głowy wskazał na ich dwójkę. Meg śmiała się z czegoś, a Stan zaraz do niej dołączył. Pasują do siebie idealnie, myślę że może coś z tego fajnego wyjść. Jestem tego pewna.
- Dostałaś opieprz od mamy? - zapytał Louis, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.
- Pewnie, a ty?
- Zdziwiłbym się jakbym nie dostał. - odpowiedział. - Była nieźle na mnie zła za to, że cię porwałem. Powiedziała, że to nie było uprzejme z mojej strony. - dodał.
- A ty co odpowiedziałeś?
- Wyśmiałem ją. Nie będzie mi mówić co mam robić ani jak.
- Louis. - zganiłam go. - Wiesz, że tak się nie robi. - dodałam i popatrzyłam gniewnie na chłopaka.
- Za dużo się miesza w moje życie Jo. To nie ładnie z jej strony, że tak cię przepytywała. To, że ja jej nic nie zdradziłem, to nie znaczy że miała bezczelnie wypytywać o to moją dziewczynę. - wyjaśnił, a ja musiałam mu przyznać rację. To nie było miłe uczucie, gdy zaczęła wypytywać jak było podczas mojego pierwszego razu. To naprawdę nie jej sprawa, a Louis ma racje. To, że on nic nie wyjawił to nie znaczyło, że ja mam obowiązek opowiadać jej o wszystkim. Więc myślę, że wczorajsza złość pani Jay skierowana na Louisa była nieuzasadniona i ... głupia? Tak głupia, bo nie powinno ją to interesować. Louis jest dorosłym facetem, który ma prawo decydować za siebie i robić co mu się podoba.
- A co wy tak tam sobie szepczecie? - zapytał Stan, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia nad wczorajszą nieprzyjemną rozmową, a właściwie przesłuchiwaniu mnie.
- Omawialiśmy najbliższe plany na weekend. - powiedziałam i słyszałam jak Louis wciąga głośno powietrze. Myślę, że zapomniał o rocznicy ślubu moich dziadków o której mówiłam mu ostatnio.
- O a jakież to macie plany? - zapytał Stan z wyraźnym zainteresowaniem w głosie.
- Rocznicę ślubu moich dziadków. - wyjaśniłam i coś sobie przypomniałam. - Musimy jeszcze kupić ci krawat, najlepiej pasujący do mojej sukienki. - dodałam i klepnęłam Louisa po kolanie.
- No stary chciałbym cię zobaczyć w garniturze i pod krawatem. - powiedział Stan, gdy zaczęłam wstawać a Louis razem ze mną. Chłopak posłał mu zabijające spojrzenie, po czym podał mi torebkę wiszącą na oparciu krzesła.
- Zamknij się Stan. - pogroził mu Louis, a ja całkiem zignorowałam jego wściekły ton i zwróciłam się do Meg.
- Możemy was zostawić na chwilę? Dosłownie na pół godzinki. - dodałam.
- Pewnie. - odpowiedziała Meg z uśmiechem na ustach. - Nie przejmujcie się nami. - dodała i puściła mi oczko. Wiedziałam, że Stan jej się podoba, cholernie podoba.
- Ok to my idziemy. - oznajmiłam i złapałam Louisa za rękę.
- Żałuję, że nie będę mógł zobaczyć ciebie w krawacie. - powiedział Stan na odchodnym, po czym dodał. - Jo, proponuję kupić Louisowi muszkę. Myślę, że będzie się elegancko prezentował. - dodał, a Louis trzepnął go w głowę z otwartej dłoni. Chłopak złapał się za tył głowy, a Meg zasłoniła sobie dłońmi usta, myślę dlatego żeby nie wybuchnąć śmiechem. Lou posłał tylko Stanowi wymuszony uśmiech, a ten zmroził go wzrokiem i oczywiście jak to na Stana przystało posłał Louisowi środkowy palec. Zaśmiałam się cicho i pociągnęłam Louisa w stronę schodów.
***
- Myślę, że ten będzie idealny. - zwróciłam się do Louisa, który stał od jakichś dwudziestu minut i przymierzał każdy krawat, który mu wręczałam.
- Też tak sądzę. - opowiedział. Krawat był tego samego koloru co moja sukienka, którą ostatnio kupiłam, gdy byłam z mamą na zakupach przed wyjazdem do Brighton.
- To co idziemy do kasy. - oznajmiłam i udaliśmy się w stronę kas. Lou oczywiście uparł się, że to on zapłaci. Już miałam się z nim kłócić, ale pomyślałam że odpuszczę. Niech sobie zapłaci, a co mi tam w końcu to on będzie w nim chodził, a nie ja.
Trzymając się za ręce wróciliśmy do kawiarni i od razu po wejściu udaliśmy się na piętro. Stanęliśmy jak wryci, bo ani Meg ani Stana tam nie było. Nasz stolik był zajęty przez jakąś parę, którą na pewno nie byli nasi znajomi.
- Ja dzwonię do Meg ty do Stana. - nakazałam Louisowi, a ten tylko kiwnął głową i od razu wykonał moje polecenie.
- Nie odbiera. - oznajmił Louis.
- U mnie tak samo. - odpowiedziałam. - A przyjechaliście razem? - zapytałam.
- Stan po mnie przyjechał, bo ja nie mam auta. Mama je wzięła rano i nawet nie raczyła mnie o tym powiadomić, rozumiesz? Więc jestem zdany na łaskę chłopaka, który oczywiście gdzieś sobie poszedł i nawet nie dał znaku gdzie. Super. - powiedział Louis zrezygnowanym głosem.
- Trudno, jedźmy do mnie. Po drodze będziemy próbować się do nich dodzwonić. Chodź. - pociągnęłam Louisa na dół.
- Masz. - wręczyłam chłopakowi kluczyki od garbusa, a on z uśmiechem na ustach odebrał je ode mnie, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera, a sam usiadł na siedzeniu kierowcy. Zapalił samochód, zapiął pasy i wyjechaliśmy z parkingu.
Przez całą drogę powrotną do domu próbowałam się dodzwonić do Meg, a z telefonu Louisa do Stana. Mam nadzieję, że nic im się nie stało. Może są cali i zdrowi, a ja wpadam w panikę. Louis też jest nieco niespokojny, pewnie zastanawia się gdzie oni oboje są.
- Myślisz, że wszystko z nimi w porządku? - zapytałam, gdy wysiedliśmy z samochodu pod moim domem.
- Mam nadzieję, że tak. Stan jest nieobliczalny, ale na tyle mądry aby nie zrobić sobie i Meg krzywdy. - odpowiedział. Nagle telefon, który trzymałam w rękach zaczął wibrować. To Meg. Szybko odebrałam i prawie krzyknęłam.
- Gdzie wy jesteście? - zapytałam podniesionym głosem, a po drugiej stronie usłyszałam głośne śmiechy.
- W parku niedaleko galerii. - odpowiedziała Meg. - Dziękuję, że mnie poznałaś ze Stanem. Jest bardzo miły, a do tego jaki przystojny. - dodała, a ja musiałam się zaśmiać. Wiedziałam, że się jej spodoba.
- To bardzo się cieszę z tego powodu, ale mogliście chociaż odebrać telefon, gdy z Louisem dzwoniliśmy do was. Naprawdę się martwiliśmy. Nagle zniknęliście. - powiedziałam.
- Wiem, przepraszam. Byłam tak zafascynowana Stanem, że mi to z głowy wyleciało. Przepraszam Jo. - powiedziała.
- Nic się nie dzieje. Dzięki, że zadzwoniłaś i dałaś znak że żyjesz i nic ci nie jest. Bawcie się dobrze. - odpowiedziałam.
- Wy też. Pa. - powiedziała i rozłączyła się.
- I gdzie są? - zapytał Louis, gdy skończyłam rozmawiać.
- W parku obok galerii, uwierzysz?. - wyjaśniłam.
- Dobrze wiedzieć, że nic im nie jest. - powiedział i poszliśmy w stronę wejścia do domu.
- Jo! - krzyknął Max, gdy mnie zobaczył. - Louis! - krzyknął ponownie kiedy zobaczył chłopaka wchodzącego za mną do domu. Mały siedział w swoim foteliku i pomagał mamie robić obiad. Gdy tyko nas zobaczył zaczął się tak wiercić w foteliku, że bałam się iż zaraz z niego wypadnie. Szybko podbiegłam i wyciągnęłam brata z niego. Postawiłam go na ziemi, a ten od razu podszedł do Louisa wyciągnął prawą rączkę w jego stronę, aby się z nim przywitać. Lou posłał mi zdziwione spojrzenia, po czym ujął małego za dłoń i potrząsnął nią lekko.
- O już jesteś. - powiedziała mam wychylając głowę z kuchni. - A nawet jesteście. - poprawiła się.
- Dzień dobry. - powiedział Louis do mojej mamy, ta posłała mu tylko przelotny uśmiech i wróciła do kuchni. Lou popatrzył na mnie, a ja wzruszyłam tylko ramionami nie wiedząc o co chodzi. Czyżby mama była zła na Louisa za wczoraj? To jest całkiem możliwe.
- Co na obiad? - zapytałam wchodząc do kuchni. Louis wziął Maxa i wyszli na zewnątrz.
- Pierogi ruskie.
- Moje ulubione. - stwierdziłam i podeszłam bliżej mamy, po czym dałam jej całusa w policzek.
- Oo a to za co? - zapytała.
- Za to, że jesteś. - szepnęłam.
- Mam nadzieję, że twoje wyznanie nie jest spowodowane dzisiejszym daniem.
- Oczywiście, że nie. Po prostu cię kocham i to tyle. Idę na górę się przebrać, zaraz wracam. - oznajmiłam i poszłam do swojego pokoju. Szybko przebrałam się w dresowe, krótkie spodenki i czarną bluzkę na ramiączkach. Zeszłam na dół i pomogłam mamie robić przepyszny obiadek.
Jakieś pół godziny później nakrywałam do stołu. Postanowiliśmy, że zjemy w ogrodzie, bo taka ładna pogoda jest że szkoda by ją marnować.
Po zjedzonym posiłku tata, który przyjechał w międzyczasie gdy jedliśmy obiad, wziął Louisa i poszli do samochodu coś sprawdzić. Bo ja twierdzi mój tata Lou jako młody człowiek zna się na tych wszystkich nowinkach i może mu doradzić co jest teraz modne, a co nie. Ach ci faceci.
Ja z mamą siedziałyśmy przy stole i odpoczywałyśmy po sycącym posiłku. Max bawił się niedaleko nas samochodzikami. Widać, że czuje się już znacznie lepiej niż rano.
- I jak się dogadujecie z Meg? - zapytała mama wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dobrze. Fajna z niej dziewczyna. W ogóle to muszę ci się czymś pochwalić. - powiedziałam i widziałam jak mama z zainteresowaniem przysuwa się bliżej mnie, aby lepiej słyszeć co mam jej do powiedzenia.
- Dziś tak niby przypadkiem spotkałyśmy Stana i Louisa w galerii handlowej. No i wiesz zapoznałam Stana z Meg. Na początku była taka nieśmiała, ale potem jak zaczęli ze sobą rozmawiać i śmiać się to wiedziałam, że wyjdzie coś fajnego z tego. - mama, aż otworzyła usta ze zdziwienia. Zamurowało ją.
- Oj ty moja swatko. - powiedziała tylko. - Myślisz, że oni coś, no wiesz.
- No ba. Nawet nie wiesz jak Meg na niego patrzyła, a on normalnie był nią zafascynowany. Myślę, że coś między nimi zaiskrzy i to nieźle. - uśmiechnęłam się do mamy i w tym momencie z domu wyszli Louis i tata. Widać było, że dopiero co umyli ręce po pociągniętych do łokci rękawach koszuli w kratę mojego taty.
- Co tam? - zapytał Louis i usiadł obok mnie. Dał mi buziaka w policzek i popatrzył na moją mamę.
- Opowiadałam mamie jak to zabawiłam się dziś w swatkę. - wyjaśniłam i popatrzyłam na chłopaka, a na jego twarzy wyrósł ogromny uśmiech.
- Taa nawet Meg powiedziała o mnie, że niezłe ze mnie ciacho. - dodał Louis, a tata który siedział obok mamy, a na przeciwko nas wybuchnął śmiechem.
- Nie o tobie, a o was głupku. - powiedziałam i popukałam się po czole palcem wskazującym.
- No dobra, trochę przesadziłem. Ale mimo wszystko tak właśnie powiedziała. - odpowiedział i dotknął nosem mojego nosa. Louis! Zganiłam go w myślach. Nie jesteśmy sami.
- Właśnie. - potwierdziłam jego słowa i pokręciłam głową.
Po jakichś dwóch godzinach żywej rozmowy i śmienia się z czego popadnie Louis stwierdził, że czas na powrót do domu. Tata zaoferował się, że go podwiezie bo musi jeszcze po drodze zatankować samochód. Niestety nie mój, a swój. Szkoda, bo mojemu garbusowi przydałaby się porcja apetycznego paliwka, ale cóż może następnym razem uda mi się namówić tatę do zatankowania mi samochodu.
W czasie, gdy ja z Louisem żegnaliśmy się przed wejściem do domu, na podjazd naszych sąsiadów podjechał czarny samochód.
- Patrz. - powiedział chłopak i wskazał brodą w tamtą stronę. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi, a gdy zobaczyłam co było takie interesujące, aby przerwać nam pożegnanie, myślałam że padnę ze śmiechu. Właśnie na podjeździe przed domem Meg, Stan wysiadał z auta i otwierał dziewczynie drzwi. Ona natomiast wysiadła i złapała chłopaka za rękę, a następnie on odprowadził ją do drzwi wejściowych. Chyba nas nie widzieli, to dobrze pomyślałam. Bo nie chciałabym im przeszkadzać. Uśmiechnęłam się tylko od ucha do ucha i przytuliłam do boku Louisa.
- Widzisz, udało się. - powiedział chłopak i cmoknął mnie w policzek, po czym objął ramieniem w pasie.
- Louis, chodź. - krzyknął tata z samochodu.
- Na razie mała. Do zobaczenia. - powiedział tylko Louis, po czym ostatni raz cmoknął mnie w policzek i uciekł w stronę samochodu i mojego taty. Pomachałam im i wróciłam do domu.
Resztę dnia spędziłam w łóżku czytając książkę. Nie miałam ochoty na robienie czegokolwiek. Po prostu położyłam się w łóżku i podczas czytania zasnęłam. Byłam nieźle wykończona skoro zapadłam tak szybko w sen.
_________________________________________________________________________________
Wreszcie go skończyłam!
Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, nie mogę się na niczym skupić. Gdy siadam do komputera i próbuję coś napisać wszystkie myśli gdzieś mi wylatują i nie mam nic w głowie. Bardzo dziwne, nigdy tak nie miałam.
Ostatnio też chodzi mi po głowie zakończenie tego bloga. Według mnie robi się już nudny. Oczywiście to jest moje zdanie, a jak Wy uważacie? Skończyć go czy może kontynuować? Błagam napiszcie mi co sądzicie.
Kilka osób pytało się mnie czy zamierzam pisać coś jeszcze, gdy skończę tego bloga. Szczerze to naprawdę się nad tym zastanawiam. Mam kilka pomysłów co to mogłoby być, więc jeśli chcielibyście czytać to dajcie mi znać.
Zostaje jeszcze sprawa komentarzy, coraz mnie osób komentuje co mnie bardzo martwi i smuci. Wiem, że czasem nie chce się Wam napisać krótkiego komentarza, ale to zajmuje 2-3 minuty, a mi napisanie rozdziału potrzeba nawet tygodnia, więc zrozumcie też mnie i uszanujcie, proszę.
Czekam na Wasze propozycje, o których pisałam wcześniej.
I do następnego, może będzie szybciej niż ten :)
- Dziękuję, dobrze. - odpowiedziałam i nagle poczułam jak coś oplata moją nogę. Popatrzyłam w dół i zobaczyłam Maxa w pidżamce w samochody. Uśmiechnęłam się do niego, a następnie wzięłam małego na ręce.
- Cześć. - powiedziałam do niego, a ten coś mruknął niezrozumiałego, po czym objął mnie za szyję i mocno się do mnie przytulił.
- A temu co się stało? - zapytał tata i ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy przyglądał nam się. Wzruszyłam ramionami i próbowałam odciągnąć brata od siebie, ale ani drgnął. Co mu jest?
- Może jest chory? - zapytała mama i podeszła do nas. Przyłożyła dłoń do czoła małego i sprawdziła czy aby nie ma gorączki.
- Nie masz gorączki. Co się dzieje Maksiu? - zapytała i pogłaskała małego po włosach. Mały na ten czuły gest mocniej się do mnie przytulił, a ja naprawdę się o niego martwiłam. Nigdy tak się nie zachowywał, o co może mu chodzić? Po chwili do mnie doszło, że on się dopiero co obudził i trzeba dać mu trochę czasu na przyzwyczajenie się. Pogłaskałam małego po plecach, a następnie usiadłam na stołku w kuchni. Nigdy jakoś nie zdarzyło się tak żeby młody tak właśnie zareagował. Co mnie z jednej strony dziwiło, a z drugiej natomiast cieszyło, bo miałam jedyną i niepowtarzalną okazję przytulić brata do siebie.
Po zjedzonym śniadaniu ruszyłam na górę, wzięłam czyste ubrania i poszłam wziąć prysznic. Mam jakieś piętnaście minut do przyjścia Meg, więc myślę że spokojnie powinnam się wyrobić.
Po prysznicu ubrałam się w krótkie, dżinsowe spodenki i białą koszulkę bez rękawów. Włosy spięłam w kucyka, zrobiłam sobie minimalny makijaż i wyszłam z łazienki. Wstąpiłam jeszcze do pokoju po telefon i torebkę, po czym wyszłam z domu.
- Cześć. - powiedziała Meg, gdy znalazłam się na zewnątrz. Akurat szła w moją stronę, gdy ja chciałam właśnie po nią iść. Była ubrana w śliczną zieloną sukienkę na cienkim ramiączkach, a do tego ubrała takiego samego koloru balerinki. Włosy związała w kucyka, a grzywkę zaczesała na bok. Wyglądała bardzo ładnie.
- Hej. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach i ucałowałam dziewczynę w policzek. Można było powiedzieć, że byłyśmy teraz najlepszymi koleżankami. Fajnie mi się z nią rozmawiało i w ogóle była przemiłą osobą, z którą naprawdę można by było konie kraść.
Wsiadłyśmy do mojego garbusa i odjechałyśmy w stronę centrum.
***
Po około dwóch godzinach jazdy, które ciągnęły się niemiłosiernie przez głupie korki przy wjeździe do Londynu wreszcie parkowałam na parkingu podziemnym w galerii, w której byłam tak niedawno temu, a dokładniej wczoraj. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, gdy sobie o tym przypomniałam, ale pomyślałam że nic takiego przecież strasznego mnie dziś nie czeka. Raczej czułam podekscytowanie.
Wjechałyśmy schodami na górę i skierowałyśmy się do pierwszego, lepszego sklepu. Ja pod pretekstem przymierzenia jednej ze spódnic uciekłam do przymierzalni, aby wysłać Louisowi sms-a, gdzie jesteśmy. Po chwili dostałam odpowiedź, że oni właśnie jadą do nas i powinni być za około pół godziny. Odetchnęłam z ulgą i nagle podskoczyłam, gdy usłyszałam głos Meg zza zasłonki.
- I jak ta spódnica? - zapytała, a ja myślałam że w tamtym momencie dostanę zawału serca. Tak bardzo się przestraszyłam. Popatrzyłam na wieszak, na którym wisiała wiśniowa spódnica. Właściwie to nie wiem dlaczego ją wzięłam. Po prostu chwyciłam pierwszą lepszą rzecz, która wpadła mi w ręce.
- Nie podoba mi się, nie jest w moim stylu. - odpowiedziałam zawstydzona, że musiałam kłamać przed koleżanką. Ale co prawda to prawda, nie podobała mi się, ani jej kolor ani krój. Wyszłam szybko z przymierzalni, aby znaleźć coś sensownego, coś co wreszcie mi się spodoba. Odłożyłam spódnice na jej miejsce i ruszyłam na poszukiwania, czegoś co spełniłoby moje oczekiwania. Nie mogłam się na niczym skupić, cały czas sprawdzałam telefon czy może Louis nie napisał.
- Jo coś ty taka dziś rozkojarzona? - zapytała Meg, gdy stałyśmy przy kasie. Ja nic nie kupiłam, cały czas zastanawiałam się czy to dobry pomysł, aby bawić się w swatkę. Pomyślałam sobie, że teraz mnie nachodzą wątpliwości co do tego, a nie powinny. Powinnam być pewna swoich czynów i pomysłów. Ale jak to ja, u mnie wszystko jest możliwe.
- Wydaje ci się. Co kupiłaś? - zapytałam, aby odwrócić uwagę od siebie. Podniosła kilka wieszaków, a ja dostrzegłam tam dwie pary bluzek: jedna biała, druga czerwona i jakieś krótkie spodenki. Pomyślałam, że dziewczyna zaszalała. Ale o to właśnie mi chodziło, żeby uwierzyła iż to są prawdziwe zakupy, a nie randka w ciemno, jak to mi Louis wczoraj powiedział. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i nagle usłyszałam jak mój telefon dzwoni. Wyszłam przed sklep dając znać Meg, że ktoś do mnie dzwoni i że poczekam na nią na korytarzu. Odebrałam szybko telefon, na którym migał napis: Lou dzwoni.
- Hej i gdzie jesteście? - zapytałam i odparłam się łokciami o metalową barierkę.
- W jednym ze sklepów sportowych. Stan właśnie mierzy jakieś buty, które jak stwierdził musi mieć, bo to najnowszy model na rynku. Jo muszę powiedzieć, że on jest nienormalny. - odpowiedział Louis, a ja zachichotałam na jego ostatnie wypowiedziane zdanie. - A wy? - zapytał.
- My jesteśmy na drugim piętrze w jednym ze sklepów z ciuchami. Meg właśnie stoi przy kasie i zaraz będzie płacić, więc pewnie za chwilę będziemy szły w stronę tej kawiarni, z której mnie wczoraj uratowałeś. - wyjaśniłam i tym razem Lou zaśmiał się.
- Pamiętam, gdzie ona jest. O kurde właśnie Stan idzie w moją stronę z torbą, muszę kończyć. Idźcie w stronę tej kawiarni, my też będziemy się tam kierować. Pa. - powiedział i usłyszałam dźwięk zakończającego się połączenia. Świetnie, pomyślałam i odwróciłam się w stronę wejścia do sklepu. Zauważyłam, że kasjerka właśnie wydaje Meg resztę, więc zaraz dziewczyna powinna dołączyć do mnie.
- To gdzie teraz? - zapytała, gdy wyszła ze sklepu.
- W tą stronę. - odpowiedziałam i wskazałam na lewo. Meg przytaknęła i obie z uśmiechami na twarzach ruszyłyśmy w pokazaną przeze mnie stronę.
- To coś poważnego? - zapytała dziewczyna, a ja popatrzyłam na nią pytająco.
- Co?
- Ten telefon, bo tak szybko wyszłaś ze sklepu, że pomyślałam że coś się stało. - wyjaśniła.
- Nie, to nic ważnego. - odpowiedziałam kręcąc głową. Wiedziałam, że jak będę ciągnąć dalej ten temat wygadam się jej, a tego bym nie chciała, bo z mojego planu wyszłoby nici.
- Patrz. - powiedziała nagle Meg i szturchnęła mnie w ramię. Wskazała głową na miejsce przed nami. Podążyłam za jej wzrokiem i myślałam, że w tamtym momencie wybuchnę śmiechem. W naszą stronę szli Louis wraz ze Stanem. Zachowałam kamienną twarz, aby nie dać po sobie poznać, że ich znam.
- Jakie ciacha. - dodała, po czym zaczęła wachlować się ulotką, którą kilka sekund wcześniej wręczyła jej jakaś kobieta. Zachichotałam cicho, a Meg popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
- No co? - zapytała. Pokręciłam głową, a ta była lekko zdezorientowana nie wiedząc o co mi chodzi.
- Faktycznie ciacha. - powiedziałam i podrapałam się po nosie.
- A nie? - zapytała.
- Tak, nawet bardzo. - odpowiedziałam. Chłopaki byli coraz bliżej nas. Wiem, że Louis nas zauważył, ale zachowywał się tak jakby tego nie zrobił. Normalnie rozmawiał ze Stanem, który chyba mnie nie zauważył, bo ciągle patrzył na gablotki sklepowe i myślę że widział w nich swoje odbicie, bo ciągle poprawiał włosy. Śmiesznie to wyglądało, muszę przyznać. Gdy byliśmy już na tyle blisko Louis odezwał się.
- Jo? Co ty tu robisz? - zapytał z widzialnym na jego twarzy szokiem. Wiedziałam, że gra w tamtym momencie. Chcieliśmy, aby to było przypadkowe spotkanie i myślę że uda nam się to zrobić. Przytuliłam się do niego i szepnęłam na ucho.
- Wszystko idzie po naszej myśli.
- To dobrze. - odszepnął i puścił mnie ze swoich objęć.
- Och Meg to jest mój chłopak Louis. Louis to jest Meg, o której ci ostatnio opowiadałam. - przedstawiłam ich sobie. Widziałam jak Meg nieco się czerwieni, myślę że przez to że powiedziała o nich, jakie to są ciacha. - A to jest Stan, nasz kolega z dzieciństwa. - wyjaśniłam, po czym uścisnęli sobie dłonie.
- Hej. - mruknęła tylko Meg w stronę Stana, a ten odpowiedział.
- Cześć, bardzo mi miło cię poznać.
- Ale niespodziewane spotkanie. - powiedziałam i objęłam Louisa w pasie. Ten przewiesił swoją rękę na moim ramieniu.
- Faktycznie. Nie mówiłaś, że będziesz dziś w galerii. - stwierdził Louis i popatrzył na mnie. Kurde on gra, naprawdę gra. Dobry z niego aktor.
- Pomyślałam sobie wczoraj, że napiszę do Meg czy może chciałaby spędzić ze mną dzień i zgodziła się. - wyjaśniłam patrząc na Meg, która na mnie nawet nie spojrzała. Cały czas patrzyła na Stana. Podoba jej się. Bingo! O to właśnie chodziło. - Prawda Meg? - zapytałam kierując pytanie wprost do niej. Dziewczyna otrząsnęła się z transu i zamrugała kilka razy oczami, po czym popatrzyła na mnie.
- Jasne. - odpowiedziała automatycznie, ale jestem pewna że nawet nie wiedziała o co chodzi, co wcale mnie nie zdziwiło, serio.
- To co powiecie na koktajl owocowy? - zaproponował Louis, aby jakoś rozładować napiętą atmosferę.
- Pewnie. - powiedziałam. Meg razem ze Stanem kiwnęli głowami i ruszyliśmy w stronę schodów prowadzących na trzecie piętro, a stamtąd do przytulnej kawiarni, która wyposażona była w ogródek letni znajdujący się nad nią.
Z Louisem trzymaliśmy się z przodu, aby Meg mogła jakoś zapoznać się ze Stanem. Gdy jechaliśmy na górę schodami ruchomymi słyszałam jak rozmawiają ze sobą. Czyli nasze swatanie nie poszło na marne pomyślałam.
- Chyba nam się udało. - szepnął Louis w moją stronę.
- Chyba tak. - odpowiedziałam, a chłopak cmoknął mnie w policzek.
- Znajdźcie sobie jakieś ustronne miejsce. - powiedział Stan, a ja odwróciłam się do niego i wystawiłam mu język. Ten zaśmiał się tylko i posłał mi całusa.
- Nie podrywaj mojej dziewczyny. - powiedział Louis ze śmiechem i przysunął mnie bliżej siebie. Po czym cała nasza czwórka zaczęła się śmiać. Widziałam, że Meg jest jakaś wycofana. Może uda mi się z nią pogadać później na osobności.
Kawiarnia miała dwa piętra. Na niższym po prawe stronie od wejścia znajdował się dużych rozmiarów bar, a na środku stało kilkanaście stolików. Na górze był taki jakby ogródek na świeżym powietrzu. Wnętrze było głównie w kolorach beżu. Na każdym stoliku stał wazonik z kwiatkiem.
Podeszliśmy do baru i stanęliśmy w kolejce.
- To wy zamówcie, a my pójdziemy do ubikacji. - powiedziałam, po czym pociągnęłam Meg za sobą.
- Jaki chcecie smak? - zapytał Louis.
- Brzoskwiniowy. - odpowiedziałam.
- A ja poproszę kiwi. - powiedziała Meg, po czym ruszyłyśmy w stronę toalet.
Gdy myłyśmy ręce Meg odezwała się.
- Przepraszam cię. - zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nią pytająco.
- Za co?
- Za to co powiedziałam o Louisie i o Stanie.
- Chodzi ci o ciacha? - zapytałam, a dziewczyna kiwnęła głową, na znak że się zgadza. - Nie przejmuj się tym. To co powiedziałaś jest prawdą. Naprawdę niezłe z nich ciacha. - dodałam, a Meg zachichotała.
- Nie wiedziałam, że jeden z nich to twój chłopak. - wyjaśniła i spuściła głowę.
- Przecież nic się nie stało. Ja bardzo dobrze wiem jakie wrażenie na dziewczynach wywiera Louis. I nie mam im tego za złe, bo wiem że Louis jest mój. A inne dziewczyny go nie obchodzą. - wyjaśniłam, a Meg podniosła głowę i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Serio? Bo wiesz ja go po raz pierwszy widzę i muszę przyznać, że naprawdę jest niczego sobie. - powiedziała, a ja pokiwałam głową że się z nią zgadzam w stu procentach.
- To prawda. A co myślisz o Stanie? - zapytałam.
- Jest miły i też niezłe z niego ciacho. - powiedziała, po czym wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem, a kobieta stojąca obok nas popatrzyła na nas wściekle, fuknęła coś pod nosem i wyszła z ubikacji. A my zaczęłyśmy się jeszcze bardziej chichrać.
Gdy w końcu się uspokoiłyśmy wyszłyśmy z toalety i udałyśmy się schodami na górę, gdzie czekali na nas chłopcy. Kiedy podeszłyśmy ich rozmowa nieco ucichła i nagle obaj wstali, aby odsunąć nam krzesła jak przystało na prawdziwych dżentelmenów. Usiadłyśmy i cicho podziękowałyśmy im, aby pokazać że bardzo dobrze się zachowali. Każda z nas dostała swój napój i zaczęliśmy żywo rozmawiać praktycznie o wszystkim.
- Gdzie wybierasz się na studia? - zapytał Stan Meg, a ta popatrzyła na niego, połknęła koktajl który miała w ustach i odpowiedziała.
- Na uczelnię w Londynie. - poczułam jak Louis ściska mi kolano, bo wiedział co teraz nastąpi. Mówiłam mu o tym, że Meg idzie na tą samą uczelnię co nasza trójka, a w dodatku na ten sam kierunek co Stan. Więc myślę, że to może być dla niego szok, mam tylko nadzieję że pozytywny.
- Naprawdę? To tak jak Jo. - odpowiedział, po czym popatrzył na mnie, a ja kiwnęłam głową. Chłopak kontynuował. - A jaki kierunek? - zapytał ponownie patrząc prosto na twarz Meg, po czym wziął słomkę do ust i zaczął pić swój bananowy koktajl.
- Wychowanie fizycznie. - odpowiedziała, a Stan o mało co się nie udławił. Louis, który siedział obok niego zaczął go klepać po plecach, ale Stan podniósł rękę informując, że już wszystko w porządku. Widziałam na twarzy Meg przerażenie, bała się o chłopaka. Chyba serio ją wzięło. W sumie się nie dziwię, gdybym nie była z Louisem, może zakręciłabym się koło Stana i kto wie, może coś by z tego wyszło. Chociaż to mój przyjaciel, ale zaraz Lou też był na początku moim przyjacielem i jak się to wszystko potoczyło? Każdy wie jak.
- Wszystko ok. Przepraszam po prostu zaskoczyłaś mnie. Bo wiesz ja też studiuję wychowanie fizyczne. - odpowiedział Stan, a na twarzy Meg pojawiło się zdziwienie. Dziewczyna otworzyła usta i zamrugała kilka razy powiekami. Dobrze, że jej o tym nie powiedziałam. Fajnie jest widzieć jej reakcję, w sumie takiej właśnie się spodziewałam.
- Chyba nam się udało, co nie? - Louis szepnął do mojego ucha, a ja kiwnęłam na znak że się zgadzam.
- Genialny plan mieliśmy. Pasują do siebie. Widać, że Meg się podoba Stanowi. A wiesz co powiedziała, gdy was zauważyła na korytarzu? - Lou zrobił pytającą minę i ruchem głowy nakazał, aby kontynuowała.
- Powiedziała, że niezłe z was ciacha. - wyjaśniłam, a Louis parsknął. Na szczęście nie przerwał rozmowy Stana z Meg, którzy widać było że nieźle się ze sobą dogadują. I to mi się podoba.
- Serio? Ale chodziło jej bardziej o mnie czy o Stana? - zapytał, a ja popatrzyłam na niego.
- Chyba o was oboje. - odpowiedziałam z uśmiechem i cmoknęłam go w policzek.
- Myślisz, że zorientują się że to była ustawka. Czy bardziej przypadkowe spotkanie? - zapytałam po chwili, gdy oboje nic nie mówiliśmy, Louis objął mnie ramieniem w pasie, a ja przypatrywałam się jego długim palcom u drugiej ręki.
- Myślę, że są tak bardzo zafascynowani sobą, że raczej nie zorientują się. - odpowiedział i musnął moją skroń ustami.
- To dobrze, bo raczej Meg nie wybaczyłaby mi tego. Albo w sumie jakbym jej wyjaśniła jakie były moje zamiary, to pogodziłaby się z tym, a nawet byłaby szczęśliwa z tego powodu. - powiedziałam do Louisa, który kiwnięciem głowy wskazał na ich dwójkę. Meg śmiała się z czegoś, a Stan zaraz do niej dołączył. Pasują do siebie idealnie, myślę że może coś z tego fajnego wyjść. Jestem tego pewna.
- Dostałaś opieprz od mamy? - zapytał Louis, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.
- Pewnie, a ty?
- Zdziwiłbym się jakbym nie dostał. - odpowiedział. - Była nieźle na mnie zła za to, że cię porwałem. Powiedziała, że to nie było uprzejme z mojej strony. - dodał.
- A ty co odpowiedziałeś?
- Wyśmiałem ją. Nie będzie mi mówić co mam robić ani jak.
- Louis. - zganiłam go. - Wiesz, że tak się nie robi. - dodałam i popatrzyłam gniewnie na chłopaka.
- Za dużo się miesza w moje życie Jo. To nie ładnie z jej strony, że tak cię przepytywała. To, że ja jej nic nie zdradziłem, to nie znaczy że miała bezczelnie wypytywać o to moją dziewczynę. - wyjaśnił, a ja musiałam mu przyznać rację. To nie było miłe uczucie, gdy zaczęła wypytywać jak było podczas mojego pierwszego razu. To naprawdę nie jej sprawa, a Louis ma racje. To, że on nic nie wyjawił to nie znaczyło, że ja mam obowiązek opowiadać jej o wszystkim. Więc myślę, że wczorajsza złość pani Jay skierowana na Louisa była nieuzasadniona i ... głupia? Tak głupia, bo nie powinno ją to interesować. Louis jest dorosłym facetem, który ma prawo decydować za siebie i robić co mu się podoba.
- A co wy tak tam sobie szepczecie? - zapytał Stan, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia nad wczorajszą nieprzyjemną rozmową, a właściwie przesłuchiwaniu mnie.
- Omawialiśmy najbliższe plany na weekend. - powiedziałam i słyszałam jak Louis wciąga głośno powietrze. Myślę, że zapomniał o rocznicy ślubu moich dziadków o której mówiłam mu ostatnio.
- O a jakież to macie plany? - zapytał Stan z wyraźnym zainteresowaniem w głosie.
- Rocznicę ślubu moich dziadków. - wyjaśniłam i coś sobie przypomniałam. - Musimy jeszcze kupić ci krawat, najlepiej pasujący do mojej sukienki. - dodałam i klepnęłam Louisa po kolanie.
- No stary chciałbym cię zobaczyć w garniturze i pod krawatem. - powiedział Stan, gdy zaczęłam wstawać a Louis razem ze mną. Chłopak posłał mu zabijające spojrzenie, po czym podał mi torebkę wiszącą na oparciu krzesła.
- Zamknij się Stan. - pogroził mu Louis, a ja całkiem zignorowałam jego wściekły ton i zwróciłam się do Meg.
- Możemy was zostawić na chwilę? Dosłownie na pół godzinki. - dodałam.
- Pewnie. - odpowiedziała Meg z uśmiechem na ustach. - Nie przejmujcie się nami. - dodała i puściła mi oczko. Wiedziałam, że Stan jej się podoba, cholernie podoba.
- Ok to my idziemy. - oznajmiłam i złapałam Louisa za rękę.
- Żałuję, że nie będę mógł zobaczyć ciebie w krawacie. - powiedział Stan na odchodnym, po czym dodał. - Jo, proponuję kupić Louisowi muszkę. Myślę, że będzie się elegancko prezentował. - dodał, a Louis trzepnął go w głowę z otwartej dłoni. Chłopak złapał się za tył głowy, a Meg zasłoniła sobie dłońmi usta, myślę dlatego żeby nie wybuchnąć śmiechem. Lou posłał tylko Stanowi wymuszony uśmiech, a ten zmroził go wzrokiem i oczywiście jak to na Stana przystało posłał Louisowi środkowy palec. Zaśmiałam się cicho i pociągnęłam Louisa w stronę schodów.
***
- Myślę, że ten będzie idealny. - zwróciłam się do Louisa, który stał od jakichś dwudziestu minut i przymierzał każdy krawat, który mu wręczałam.
- Też tak sądzę. - opowiedział. Krawat był tego samego koloru co moja sukienka, którą ostatnio kupiłam, gdy byłam z mamą na zakupach przed wyjazdem do Brighton.
- To co idziemy do kasy. - oznajmiłam i udaliśmy się w stronę kas. Lou oczywiście uparł się, że to on zapłaci. Już miałam się z nim kłócić, ale pomyślałam że odpuszczę. Niech sobie zapłaci, a co mi tam w końcu to on będzie w nim chodził, a nie ja.
Trzymając się za ręce wróciliśmy do kawiarni i od razu po wejściu udaliśmy się na piętro. Stanęliśmy jak wryci, bo ani Meg ani Stana tam nie było. Nasz stolik był zajęty przez jakąś parę, którą na pewno nie byli nasi znajomi.
- Ja dzwonię do Meg ty do Stana. - nakazałam Louisowi, a ten tylko kiwnął głową i od razu wykonał moje polecenie.
- Nie odbiera. - oznajmił Louis.
- U mnie tak samo. - odpowiedziałam. - A przyjechaliście razem? - zapytałam.
- Stan po mnie przyjechał, bo ja nie mam auta. Mama je wzięła rano i nawet nie raczyła mnie o tym powiadomić, rozumiesz? Więc jestem zdany na łaskę chłopaka, który oczywiście gdzieś sobie poszedł i nawet nie dał znaku gdzie. Super. - powiedział Louis zrezygnowanym głosem.
- Trudno, jedźmy do mnie. Po drodze będziemy próbować się do nich dodzwonić. Chodź. - pociągnęłam Louisa na dół.
- Masz. - wręczyłam chłopakowi kluczyki od garbusa, a on z uśmiechem na ustach odebrał je ode mnie, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera, a sam usiadł na siedzeniu kierowcy. Zapalił samochód, zapiął pasy i wyjechaliśmy z parkingu.
Przez całą drogę powrotną do domu próbowałam się dodzwonić do Meg, a z telefonu Louisa do Stana. Mam nadzieję, że nic im się nie stało. Może są cali i zdrowi, a ja wpadam w panikę. Louis też jest nieco niespokojny, pewnie zastanawia się gdzie oni oboje są.
- Myślisz, że wszystko z nimi w porządku? - zapytałam, gdy wysiedliśmy z samochodu pod moim domem.
- Mam nadzieję, że tak. Stan jest nieobliczalny, ale na tyle mądry aby nie zrobić sobie i Meg krzywdy. - odpowiedział. Nagle telefon, który trzymałam w rękach zaczął wibrować. To Meg. Szybko odebrałam i prawie krzyknęłam.
- Gdzie wy jesteście? - zapytałam podniesionym głosem, a po drugiej stronie usłyszałam głośne śmiechy.
- W parku niedaleko galerii. - odpowiedziała Meg. - Dziękuję, że mnie poznałaś ze Stanem. Jest bardzo miły, a do tego jaki przystojny. - dodała, a ja musiałam się zaśmiać. Wiedziałam, że się jej spodoba.
- To bardzo się cieszę z tego powodu, ale mogliście chociaż odebrać telefon, gdy z Louisem dzwoniliśmy do was. Naprawdę się martwiliśmy. Nagle zniknęliście. - powiedziałam.
- Wiem, przepraszam. Byłam tak zafascynowana Stanem, że mi to z głowy wyleciało. Przepraszam Jo. - powiedziała.
- Nic się nie dzieje. Dzięki, że zadzwoniłaś i dałaś znak że żyjesz i nic ci nie jest. Bawcie się dobrze. - odpowiedziałam.
- Wy też. Pa. - powiedziała i rozłączyła się.
- I gdzie są? - zapytał Louis, gdy skończyłam rozmawiać.
- W parku obok galerii, uwierzysz?. - wyjaśniłam.
- Dobrze wiedzieć, że nic im nie jest. - powiedział i poszliśmy w stronę wejścia do domu.
- Jo! - krzyknął Max, gdy mnie zobaczył. - Louis! - krzyknął ponownie kiedy zobaczył chłopaka wchodzącego za mną do domu. Mały siedział w swoim foteliku i pomagał mamie robić obiad. Gdy tyko nas zobaczył zaczął się tak wiercić w foteliku, że bałam się iż zaraz z niego wypadnie. Szybko podbiegłam i wyciągnęłam brata z niego. Postawiłam go na ziemi, a ten od razu podszedł do Louisa wyciągnął prawą rączkę w jego stronę, aby się z nim przywitać. Lou posłał mi zdziwione spojrzenia, po czym ujął małego za dłoń i potrząsnął nią lekko.
- O już jesteś. - powiedziała mam wychylając głowę z kuchni. - A nawet jesteście. - poprawiła się.
- Dzień dobry. - powiedział Louis do mojej mamy, ta posłała mu tylko przelotny uśmiech i wróciła do kuchni. Lou popatrzył na mnie, a ja wzruszyłam tylko ramionami nie wiedząc o co chodzi. Czyżby mama była zła na Louisa za wczoraj? To jest całkiem możliwe.
- Co na obiad? - zapytałam wchodząc do kuchni. Louis wziął Maxa i wyszli na zewnątrz.
- Pierogi ruskie.
- Moje ulubione. - stwierdziłam i podeszłam bliżej mamy, po czym dałam jej całusa w policzek.
- Oo a to za co? - zapytała.
- Za to, że jesteś. - szepnęłam.
- Mam nadzieję, że twoje wyznanie nie jest spowodowane dzisiejszym daniem.
- Oczywiście, że nie. Po prostu cię kocham i to tyle. Idę na górę się przebrać, zaraz wracam. - oznajmiłam i poszłam do swojego pokoju. Szybko przebrałam się w dresowe, krótkie spodenki i czarną bluzkę na ramiączkach. Zeszłam na dół i pomogłam mamie robić przepyszny obiadek.
Jakieś pół godziny później nakrywałam do stołu. Postanowiliśmy, że zjemy w ogrodzie, bo taka ładna pogoda jest że szkoda by ją marnować.
Po zjedzonym posiłku tata, który przyjechał w międzyczasie gdy jedliśmy obiad, wziął Louisa i poszli do samochodu coś sprawdzić. Bo ja twierdzi mój tata Lou jako młody człowiek zna się na tych wszystkich nowinkach i może mu doradzić co jest teraz modne, a co nie. Ach ci faceci.
Ja z mamą siedziałyśmy przy stole i odpoczywałyśmy po sycącym posiłku. Max bawił się niedaleko nas samochodzikami. Widać, że czuje się już znacznie lepiej niż rano.
- I jak się dogadujecie z Meg? - zapytała mama wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dobrze. Fajna z niej dziewczyna. W ogóle to muszę ci się czymś pochwalić. - powiedziałam i widziałam jak mama z zainteresowaniem przysuwa się bliżej mnie, aby lepiej słyszeć co mam jej do powiedzenia.
- Dziś tak niby przypadkiem spotkałyśmy Stana i Louisa w galerii handlowej. No i wiesz zapoznałam Stana z Meg. Na początku była taka nieśmiała, ale potem jak zaczęli ze sobą rozmawiać i śmiać się to wiedziałam, że wyjdzie coś fajnego z tego. - mama, aż otworzyła usta ze zdziwienia. Zamurowało ją.
- Oj ty moja swatko. - powiedziała tylko. - Myślisz, że oni coś, no wiesz.
- No ba. Nawet nie wiesz jak Meg na niego patrzyła, a on normalnie był nią zafascynowany. Myślę, że coś między nimi zaiskrzy i to nieźle. - uśmiechnęłam się do mamy i w tym momencie z domu wyszli Louis i tata. Widać było, że dopiero co umyli ręce po pociągniętych do łokci rękawach koszuli w kratę mojego taty.
- Co tam? - zapytał Louis i usiadł obok mnie. Dał mi buziaka w policzek i popatrzył na moją mamę.
- Opowiadałam mamie jak to zabawiłam się dziś w swatkę. - wyjaśniłam i popatrzyłam na chłopaka, a na jego twarzy wyrósł ogromny uśmiech.
- Taa nawet Meg powiedziała o mnie, że niezłe ze mnie ciacho. - dodał Louis, a tata który siedział obok mamy, a na przeciwko nas wybuchnął śmiechem.
- Nie o tobie, a o was głupku. - powiedziałam i popukałam się po czole palcem wskazującym.
- No dobra, trochę przesadziłem. Ale mimo wszystko tak właśnie powiedziała. - odpowiedział i dotknął nosem mojego nosa. Louis! Zganiłam go w myślach. Nie jesteśmy sami.
- Właśnie. - potwierdziłam jego słowa i pokręciłam głową.
Po jakichś dwóch godzinach żywej rozmowy i śmienia się z czego popadnie Louis stwierdził, że czas na powrót do domu. Tata zaoferował się, że go podwiezie bo musi jeszcze po drodze zatankować samochód. Niestety nie mój, a swój. Szkoda, bo mojemu garbusowi przydałaby się porcja apetycznego paliwka, ale cóż może następnym razem uda mi się namówić tatę do zatankowania mi samochodu.
W czasie, gdy ja z Louisem żegnaliśmy się przed wejściem do domu, na podjazd naszych sąsiadów podjechał czarny samochód.
- Patrz. - powiedział chłopak i wskazał brodą w tamtą stronę. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi, a gdy zobaczyłam co było takie interesujące, aby przerwać nam pożegnanie, myślałam że padnę ze śmiechu. Właśnie na podjeździe przed domem Meg, Stan wysiadał z auta i otwierał dziewczynie drzwi. Ona natomiast wysiadła i złapała chłopaka za rękę, a następnie on odprowadził ją do drzwi wejściowych. Chyba nas nie widzieli, to dobrze pomyślałam. Bo nie chciałabym im przeszkadzać. Uśmiechnęłam się tylko od ucha do ucha i przytuliłam do boku Louisa.
- Widzisz, udało się. - powiedział chłopak i cmoknął mnie w policzek, po czym objął ramieniem w pasie.
- Louis, chodź. - krzyknął tata z samochodu.
- Na razie mała. Do zobaczenia. - powiedział tylko Louis, po czym ostatni raz cmoknął mnie w policzek i uciekł w stronę samochodu i mojego taty. Pomachałam im i wróciłam do domu.
Resztę dnia spędziłam w łóżku czytając książkę. Nie miałam ochoty na robienie czegokolwiek. Po prostu położyłam się w łóżku i podczas czytania zasnęłam. Byłam nieźle wykończona skoro zapadłam tak szybko w sen.
_________________________________________________________________________________
Wreszcie go skończyłam!
Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, nie mogę się na niczym skupić. Gdy siadam do komputera i próbuję coś napisać wszystkie myśli gdzieś mi wylatują i nie mam nic w głowie. Bardzo dziwne, nigdy tak nie miałam.
Ostatnio też chodzi mi po głowie zakończenie tego bloga. Według mnie robi się już nudny. Oczywiście to jest moje zdanie, a jak Wy uważacie? Skończyć go czy może kontynuować? Błagam napiszcie mi co sądzicie.
Kilka osób pytało się mnie czy zamierzam pisać coś jeszcze, gdy skończę tego bloga. Szczerze to naprawdę się nad tym zastanawiam. Mam kilka pomysłów co to mogłoby być, więc jeśli chcielibyście czytać to dajcie mi znać.
Zostaje jeszcze sprawa komentarzy, coraz mnie osób komentuje co mnie bardzo martwi i smuci. Wiem, że czasem nie chce się Wam napisać krótkiego komentarza, ale to zajmuje 2-3 minuty, a mi napisanie rozdziału potrzeba nawet tygodnia, więc zrozumcie też mnie i uszanujcie, proszę.
Czekam na Wasze propozycje, o których pisałam wcześniej.
I do następnego, może będzie szybciej niż ten :)
Super rozdział jak zawsze <3 jesli mam być szczera to staje sie to troche nude :/ ale jak chcesz skonczyc bloga to tylko pod warunkem, ze zaczniesz pisac następny! Bo innej opcij nie widze !
OdpowiedzUsuń#Verii
Ohh ale się rozpisałaś. Rozdział świetny a Jo jako swatce dobrze idzie :) co do zakończenia bloga, uważam że powinnaś go kontynuować, ale to zależy od tego, czy masz dalszy pomysł na jego prowadzenie, bo dlaczego masz się męczyć. Wiedz, że zawsze będę twoją czytelniczką nawet jak zaczniesz pisać coś innego, co być może bardziej cię pochłonie :)
OdpowiedzUsuń@claudialech
Twój rozdział jak zawsze świetnie a jak skończysz pisać tego bloga to cię znajdę i zjem c: A jak nie masz pomysłu to ,no nie wiem zrób jakieś smutne sceny czy jakoś tak np. Weźmy se Eleonor (nic do niej nie mam) i ,że niby jest to była naszego 'grubaska' oraz ona próbuje ci go odbić xD wiem durne ,ale coś w takim stylu.Oczywiście to jest moja rada ,ale nie musisz tak robić.Jedynie chodzi mi o to aby było się coś działo xd POZDRAWIAM <3
OdpowiedzUsuńRozdziały zawsze,ale to zawsze są zajebiste(przepraszam,ale poleje się parę przekleństw).A jeżeli przez głowę przejdzie ci jeszcze raz zakończenie opowiadanie to odszukam cię choćbyś była na drugim końcu świata i walnę w tą łepetynę.Ja osobiście zawsze czytam,ale zazwyczaj na telefonie który ma problemy z komentowaniem.
OdpowiedzUsuńWow świetny rozdział podoba mi się jak piszesz mam nadzieję na mnóstwo rozdziałów może wpleciesz jakiś wątek o reszcie one direction? :) życzę weny xoxo Misia
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga jest cudowny <3
OdpowiedzUsuńAle mogła byś go trochę przyśpieszyć np. 5 miesięcy puźniej itp.
A nie tak dziń po dniu bo to troszeczkę nudne <;
Ale kontynułuj bloga bo go kocham !<3
Super rozdział. Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńDrogi człowieku.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się to, że chcesz zamknąć tego bloga. Według mnie jest super. Jeżeli już masz kończyć, niech ostatnim rozdzałem będzie setny. Oczywiście możesz pisać po skończeniu happy endem następnego bloga, a ja wciąż będę Twoją wierną czytelniczką.
~mydełko.pl