Rano obudziłam się w objęciach Louisa. Było mi tak dobrze, że nie chciałam w ogóle wstawać z ciepłego łóżka. Lou spał spokojnie, a ja nie chciałam się ruszać, żeby go nie obudzić. Wolałam żeby sobie pospał i się wyspał, bo wiem jak to jest zarywać noce ze względu na naukę. Jestem ciekawa jak to z tymi jego egzaminami jest. Nic mi nie powiedział, czy pozdawał wszystko, czy ma coś jeszcze do zaliczenia, a może ma już wolne? Ja po maturze mam około pięć miesięcy wolnego. Dopiero w październiku się zacznie, wstawanie rano, wracanie późno, uczenie się po nocach, chodzenie nie wyspaną. Naprawdę już nie mogę się tego doczekać. A tak na serio to żartuję. Na razie cieszę się, że mam wakacje i nie muszę się niczym przejmować i przede wszystkim mogę wstawać o której tylko chcę. No przynajmniej tutaj, bo w domu nie byłoby tak fajnie. Znając mojego brata obudziłby mnie o godzinie siódmej rano i kazał się z nim bawić. Młody potrafi mieć niezłe pomysły, zwłaszcza rano. Nagle poczułam jak Louis się pode mną rusza, popatrzyłam na niego i zobaczyłam jego piękne, malutkie, zaspane oczka.
- Dzień dobry skarbie. - powiedział i cmoknął mnie w usta.
- Dzień dobry Lou. Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Z tobą zawsze śpi mi się dobrze. - uśmiechnął się i przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Leżeliśmy tak w ciszy, a Lou chyba nawet zasnął jeszcze na chwilę. Ale ta cisza nie trwała długo. Do pokoju jak burza wpadł Max. Wdrapał się na Louisa i wślizgnął na miejsce między nami.
- Cześć. - powiedział jakby nigdy nic i uśmiechnął się do mnie. Lou był lekko zdezorientowany tym nagłym wpadnięciem małego, ale gdy zauważył co się tak naprawdę stało poczochrał młodego po włosach i obrócił twarzą w moją stronę.
- Cześć szkrabie, a co ty tu robisz? - zapytał chrapliwym głosem.
- Przyszedłem was obudzić. - stwierdził i schował się pod kołdrą. Nagle w drzwiach pokoju pojawiła się mama i na nasz widok najpierw zrobiła niezadowoloną minę, a potem lekko się uśmiechnęła. Czyżby była zdziwiona naszym wspólnym widokiem ?
- Widzieliście Maxa? - zapytała.
- Nie. - odpowiedziałam spokojnie, a palcem wskazującym pokazałam na miejsce pomiędzy nami.
- Ok, to idę dalej szukać. - powiedziała, ale tak naprawdę weszła do pokoju i stanęła obok łóżka. Kiwnęła w naszą stronę głową, a my z Louisem odsunęliśmy kołdrę, a Max zaczął mrugać do nas tymi słodkimi oczkami.
- Mama. - prawie krzyknął na widok naszej rodzicielki, a potem wdrapał się na brzuch Louisa, a następnie wskoczył w objęcia mamy.
- Cześć kochanie. - powiedziała i razem z małym wyszli z pokoju. Zamknęła za nimi drzwi, a Lou popatrzył w moją stronę i powiedział.
- Chyba nie było nam dane pospać. - uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową. To prawda, przy Maxie nie da się normalnie spać. Przy czym normalnie mam na myśli całą noc bez niespodziewanych wizyt w twoim pokoju.
- Co się tak uśmiechasz? - Louis wyrwał mnie z zamyślenia.
- Cieszę się, że tutaj jesteś i nie budzę się sama w tym ogromnym łóżku. - wyjaśniłam, a na twarzy chłopaka od razu wyrósł promienny uśmiech.
- Też się z tego powodu cieszę. A powiedz mi jak to jest z tym Łukaszem ? - gdy chłopak wypowiedział jego imię, od razu czar prysł, a mój humor diametralnie się zmienił.
- Ale o co dokładnie chodzi? - zapytałam i położyłam się na boku twarzą do niego.
- Czy składał ci jakieś nietypowe propozycje?
- Nie. Chociaż jeśli wchodzi w to zaproszenie na wesele, to chyba nie. - odpowiedziałam. Już jestem tym zmęczona, cały czas tylko Łukasz i Łukasz. Kto to w ogóle jest, że każdy się o niego pyta? Nie wiem, ale chyba nikt specjalny. Z jednej strony rozumiem Louisa, bo się o mnie troszczy, jak każdy zakochany w swojej dziewczynie chłopak. Ale z drugiej strony denerwuje mnie to, bo ile można ?
- Moglibyśmy o nim nie rozmawiać? Mam już tego dosyć. - powiedziałam i zaczęłam wstawać z łóżka. Jedną nogę przewiesiłam przez Louisa, także teraz siedziałam na jego biodrach okrakiem. Już chciałam ruszyć drugą nogą, aby stanąć na podłodze, ale chłopak chwycił mnie za biodra i takim oto sposobem nie mogłam się ruszyć.
- Puść mnie. - poprosiłam.
- Nie. - odpowiedział stanowczo.
- Dlaczego? - zapytałam i skrzyżowałam swoje ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Bo nie.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. - syknęłam, a Louis tylko zaczął się ze mnie śmiać.
- Co jest takie śmieszne? - zapytałam wytrącona z równowagi.
- Ty.
- Ja? - Lou pokiwał głową. Tak sobie pogrywasz ze mną Tomlinson? Skoro tak pan chce panie Louisie, to proszę bardzo. Uśmiechnęłam się łobuzersko i w tym momencie zaczęłam chłopaka łaskotać.
- Przestań. - wyjęczał, gdy ja atakowałam jego brzuch. Bardzo umięśniony i płaski brzuch.
- Nie. - odpowiedziałam, a Lou nagle przekręcił nas tak, że tym razem to on siedział na mnie, a ja leżałam pod nim na łóżku.
- To nie było śmieszne. - stwierdził, a ja już wiedziałam co on knuje.
- Lou, błagam tylko nie to. - nienawidzę jak ktoś mnie łaskocze, po prostu tego nie cierpię.
- O co prosisz Jo? - zapytał, a ja wiedziałam że nie mam z nim szans. Poddałam się, zamknęłam oczy i czekałam na najgorsze. Jednak to nie nastąpiło, a gdy otworzyłam oczy zobaczyłam kilka milimetrów przed sobą twarz Louisa. Z jego oczu nie dało się nic wyczytać. Nie wiedziałam czy był zły, za to że go łaskotałam. Czy może szczęśliwy, za to że teraz to on jest górą. Kiedy tak patrzyliśmy sobie prosto w oczy twarz Louisa coraz to bardziej zbliżała się do mojej, aż w końcu poczułam jego usta na swoich. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą, dopóki do pokoju wpadł mój szanowny tata. On to zawsze ma wyczucie czasu. Czy faceci w mojej rodzinie zawsze muszą mi w czymś przeszkodzić? Jak nie Max, to tata.
- Oj chyba przeszkodziłem. - powiedział i wycofał się z pokoju. Po kilku sekundach wrócił i dodał.
- Widzę, że coś się dzieje. Tak trzymaj Louis. - uśmiechnął się do nas i zniknął za drzwiami. Lou ani drgnął i nawet ze mnie nie zeszedł, gdy tata był w pokoju. Widać, że ta nagła wizyta go zaszokowała tak jak i mnie, bo dopiero po chwili zorientowałam się co to było. Popatrzyłam w górę, ale Lou na mnie nawet nie spojrzał, cały czas wlepiał swój wzrok w drzwi.
- On jest niemożliwy. - powiedziałam.
- Ma coś szalonego w sobie. - odpowiedział i zeszedł ze mnie. Stanął na ziemi i pomógł mi wstać.
- Nie komentujmy tego. Chodźmy na śniadanie. - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi. Ale zanim to nastąpiło chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Przycisnął mnie do swojego umięśnionego ciała i mocno pocałował. Ten pocałunek różnił się od poprzedniego. Ten był pełen miłości i uczucia, a tamten to raczej aby zapanować nad moim nagłym wyskokiem łaskotania chłopaka.
- Teraz możemy iść. - powiedział i wziął mnie za rękę.
Przy śniadaniu mój tata nie mógł się opanować i co chwila mówił jakieś głupie komentarze skierowane w naszą stronę. Ja na nie nie reagowałam, bo po co? By wzbudzać coraz większą chęć do komentowania? Nie warto. Dlatego siedziałam cicho i tylko patrzyłam gniewnie na ojca. On czasami naprawdę nie potrafi się powstrzymać, a te jego teksty o wnukach są już najnormalniej w świecie głupie. Ja mam osiemnaście lat, Lou ma niecałe dwadzieścia i nie myślimy na razie o dzieciach. Chcemy skończyć studia, wykształcić się, pozwiedzać trochę świata, a przede wszystkim poznać się, czy to tak trudno zrozumieć?
Pierwsza skończyłam śniadanie. Wstałam od stołu, włożyłam talerz do zlewu, podziękowałam i wyszłam. Można powiedzieć, że byłam zła na tatę, za jego głupie i nie na miejscu komentarze. Poszłam na górę, wzięłam czyste ciuchy i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w naszykowane ubrania i wyszłam z łazienki. W pokoju spotkałam Louisa, który tylko się do mnie uśmiechnął i ruszył do łazienki. Gdy był już przy drzwiach odwrócił się i powiedział.
- Ślicznie wyglądasz. - i wyszedł zamykając za sobą drzwi. A ja stałam na samym środku pokoju i nie mogłam dojść do siebie. Zastanawiałam się również czy dobrze usłyszałam. Popatrzyłam w dół na swój ubiór. Miałam ubraną czarną koszulkę i dżinsy. Pogoda dzisiaj nie była za dobra. Padało i było nieprzyjemnie, aż mi się zimno zrobiło jak sobie o tym pomyślałam.
Pościeliłam łóżko i wzięłam do ręki telefon. Chciałam zadzwonić do Domi, dowiedzieć się jak po weselu i czy Łukasz czegoś nie zrobił, komuś lub czemuś. Wybrałam numer przyjaciółki i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Chciałam zadzwonić póki Louisa nie ma w pobliżu. Nie wiadomo czy by mnie zrozumiał, ale wolę nie ryzykować.
- Halo? - Domi odebrała po trzech sygnałach.
- Cześć Dom, jak tam? - zapytałam.
- Dobrze.
- Tylko tyle?
- Chodzi ci o Łukasza? - zapytała i słyszałam jak ziewnęła. Chyba jej nie obudziłam.
- Tak.
- Przyszedł z jakąś dziewczyną i nie odstępowali siebie na krok.
- No co ty. - prawie krzyknęłam. Pan mroczny znalazł sobie nową ofiarę, niewinną i nie wiedzącą o jego przeszłości.
- Aha. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że zaprosił ją już tydzień temu.
- Nie. - nie mogłam uwierzyć, w to co mówi przyjaciółka.
- Tak. Ale słuchaj to nie wszystko. Ona sama nam się przyznała jak byłyśmy w łazience.
- Nam? A do czego wam się przyznała? - zapytałam.
- Mnie i mojej kuzynce, wiesz takiej bliższej, ze strony mamy. Przyznała się, że chodzi z Łukaszem od roku i są ze sobą bardzo szczęśliwi. - wyjaśniła. Tego już było za wiele, w co on sobie pogrywa?
- Domi, a jak ona wygląda? - zapytałam, ale chyba już znałam odpowiedź na to pytanie.
- Bardzo ładna, wysoka brunetka. - i nie myliłam się. To była ta dziewczyna, którą widziałam z nim w galerii.
- Ale czekaj, mi powiedział, że nie ma dziewczyny, gdy się go o to zapytałam.
- No to cię okłamał.
- A zauważyłaś coś dziwnego w jego zachowaniu? - zapytałam.
- Nie. Widziałam tylko, że patrzył na tą dziewczynę tak jak Louis patrzy na ciebie. - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie imienia mojego chłopaka, który pewnie zaraz wejdzie do mojego pokoju i mogę się założyć, że gdy zobaczy moja minę zacznie się zastanawiać co się stało.
- Domi Lou patrzy na mnie z miłością, a Łukasz z ta dziewczyną mogą tylko udawać. Ej, a właśnie jak ona ma na imię?
- Ja nie wiem czy on wybiera dziewczyny po imieniu czy jak, ale ona ma na imię Aśka. - o kurcze, to tak jak ja. Tylko, że na mnie wszyscy mówią Jo.
- Żartujesz. - powiedziałam.
- Nie. A dlaczego powiedziałaś, że mogą tylko udawać. Ona mówiła, że się bardzo kochają i planują być ze sobą do końca życia.
- A może on ją okłamuje ? Mówi jej jak to bardzo ją kocha, a tak naprawdę chce tylko jednego?
- Czego?
- Domi nie bądź głupia. Facetom tylko jedno w głowie. Mój ojciec to od wczoraj jakieś głupie aluzje mi i Louisowi rzuca, że niby powinniśmy się postarać o wnuki. - powiedziałam.
- Dzięki, przez ciebie się właśnie oplułam sokiem. - odpowiedziała ze śmiechem.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że coś pijesz. Wiesz co, zostawmy Łukasza i jego laskę w spokoju. Nie chcę o nim więcej słyszeć, wystarczy, że jutro go spotkam.
- Właśnie, a Lou pojedzie z tobą? - zapytała.
- Tak. Nie wyobrażam sobie, żeby nie pojechał. Po za tym sam by mnie nie puścił, tak powiedział. - wyjaśniłam i jak na zawołanie Lou wszedł do pokoju. Z mokrymi włosami, w białej koszulce idealnie opinającej jego mięśnie i ciemnych dżinsach i w dodatku bez skarpetek. Ten chłopak nawet nie zdaje sobie sprawy jak działa na kobiety, a zwłaszcza na taką jedną która teraz siedzi na łóżku i patrzy bezczelnie na niego i błądzi wzrokiem w górę i w dół.
- Jo? - przyjaciółka przywołała mnie do porządku.
- Co? - odpowiedziałam i opuściłam wzrok na swoje kolana. Kątem oka widziałam jak Lou podchodzi do swojej torby leżącej na kanapie w rogu pokoju. Odwróciłam wzrok, gdy chłopak schylił się i wypiął swój tyłek. Tego już byłoby za wiele, nie wiedziałabym co do mnie mówi przyjaciółka, a skupiłabym się na apetycznym tyłku mojego chłopaka. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Nie wiem kto je otworzył, mogę się domyślać, że był to Louis.
- Pytałam cię co dzisiaj robisz.
- Nie mam jakichś konkretnych planów. Odwieziemy z Louisem moich rodziców i Maxa na lotnisko, a potem to nie wiem co będziemy robić. A ty nie idziesz na poprawiny?
- Nie chcę mi się. Nogi mnie strasznie bolą. Moi rodzice idą, więc mam cały dom dla siebie. Jak chcesz to możesz wpaść z Louisem.
- Kusząca propozycja, dam ci znać.
- Ok, to w takim razie ja wracam do spania. - odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się na to zdanie.
- Dobranoc i przepraszam, że ci obudziłam.
- Nic nie szkodzi i tak miałam do ciebie dzwonić.
- To już ci nie przeszkadzam, dobranoc. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Nagle poczułam czyjeś ręce na mojej talii i już wiedziałam kto to.
- Kto dzwonił? - zapytał.
- Ja dzwoniłam do Dominiki.
- Oh i jak po weselu? Pewnie obolała, co nie?
- Oj tak. Powiedziała, że ją nogi strasznie bolą pewnie od tych mega wysokich szpilek. - podsumowałam.
- Pewnie tak. Ja nie wiem co dziewczyny widzą w szpilkach. Przecież to można sobie tylko zęby wybić. - powiedział i pokręcił głową, która znajdowała się na moim ramieniu.
- Nie lubisz szpilek? - zapytałam.
- Nie przepadam.
- To dobrze, bo ja też nie.
- Tego nie wiedziałem. Zauważyłem, że uwielbiasz trampki, ale to może dlatego że nie widziałem cię jeszcze nigdy w szpilkach.
- Tu się zgadza, uwielbiam trampki i balerinki tak dokładniej. A co do szpilek to raczej nie zobaczysz.
- Dlaczego? - zapytał, a ja odwróciłam się do niego przodem, tak że teraz staliśmy twarzą w twarz.
- Ponieważ mam poważne problemy z kręgosłupem i nie powinnam nosić butów na wysokim obcasie. - wyjaśniłam. - Ale może to lepiej. - dodałam po chwili.
- Dlaczego? - co on taki dociekliwy dzisiaj jest.
- Bo byłabym wyższa od ciebie. - twarz Louisa w tym momencie diametralnie się zmieniła. Ze zmartwionej do uśmiechniętej.
- W sumie tu masz rację. - powiedział i trącił mnie palcem wskazującym po nosie, a ja wykorzystałam sytuację i się w niego wtuliłam. Chłopak odwzajemnił mój czuły gest i objął mnie swoimi ramionami, po czym pocałował w czubek głowy. Mogłabym tak stać całą wieczność, ale oczywiście coś musiało nam przeszkodzić. I tym razem nie był to ani Max, ani tata, a mocny wiatr. Szybko z Louisem odsunęliśmy się od okna i chłopak je zamknął.
- To zapowiada się niezła wichura. - podsumował. Ja tylko kiwnęłam głową i chwyciłam go za rękę i pociągnęłam na dół. Odkąd pamiętam boję się burzy i zawsze gdy ona panuje nie mogę przebywać sama, muszę być obok kogoś i najlepiej trzymać go za rękę lub czuć, że jest blisko i nigdzie sobie nie pójdzie. Zeszliśmy z Louisem na dół, do salonu w którym siedzieli wszyscy. A na nasz widok na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- LouLou! - krzyknął Max, gdy tylko nas zobaczył i wskoczył na ręce Louisa.
- Czuję się zazdrosna. - powiedziałam i usiadłam na kanapie obok mamy. Mama od razu mnie przytuliła, bo wiedziała że się boję burzy. Lou usiadł z Maxem na podłodze, gdzie rozłożony był koc, a na nim pełno różnokolorowych klocków.
- O której macie samolot? - zapytałam mamy, kiedy w końcu oderwałam wzrok od mojego chłopaka, który świetnie dogaduje się z moim bratem. Pomińmy to, że Max ma dopiero dwa lata i można go wszystkim przekupić.
- O 17:30. Zawieziesz nas? - mama zapytała i popatrzyła w moją stronę.
- Zawieziemy. - odpowiedziałam i odwróciłam głowę w jej stronę. Mama na początku w ogóle nie wiedziała co mam na myśli, ale gdy wskazałam palcem na Louisa pokiwała głową i uśmiechnęła się.
Po kilku, jak nie kilkunastu lub kilkudziesięciu minutach patrzenia się w telewizor, wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę moich ukochanych chłopaków. Usiadłam obok Louisa i zaczęliśmy we trójkę układać wielka wieżę z klocków. Oczywiście jak to wieża kilka razy musiała nam się przewrócić i posypać, więc z cierpliwością układaliśmy ją od początku. Maxowi bardzo się podobało, a jak bardzo się cieszył, gdy ta wieża spadała na podłogę. Natomiast Louis był nieźle poirytowany, bo ile można robić jedno i to samo ? Ale gdy widział, jak mały się cieszy to złość mu całkiem przechodziła i uśmiechał się od ucha do ucha. Nawet kilka razy sam ją przewracał, aby młody miał powody do śmiechu. W końcu po milionach prób udało nam się zrobić ogromną wieżę, ze wszystkich klocków, które mieliśmy pod ręką. Pobiegłam szybko po aparat na górę, a gdy wróciłam kazałam Maxowi stanąć obok i pstryknęłam kilka zdjęć. Poprosiłam tatę, aby zrobił całej naszej trójce pamiątkowe zdjęcie z wieżą, które na pewno znajdzie się w albumie. Pobawiliśmy się jeszcze chwilę z Maxem do czasu, gdy mama oznajmiła nam, że obiad na stole. Wiem, że jak zjemy posiłek to rodzice się dopakują i będziemy musieli się zbierać. I tego nie da się uniknąć, choć bardzo bym chciała. Po obiedzie tak jak wcześniej myślałam rodzice poszli na górę, a ja z Louisem zajęliśmy się Maxem.
Punkt piętnasta wyszliśmy z domu. Wcześniej jeszcze babcia pożegnała się ze swoim synem, synową i najmłodszym wnukiem. Mi się w oku łezka zakręciła na ten widok, ale nie chciałam się rozkleić, więc chwyciłam Louisa za rękę i mocno ścisnęłam. Chłopak popatrzył na mnie z góry i gdy zauważył moją smutną minę objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Po bardzo emocjonującym pożegnaniu wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Tata prowadził, mama siedziała obok, a ja z Maxem i Louisem z tyłu. I oczywiście jak na mnie trafiło siedziałam na środku, pomiędzy chłopakami. Lou ujął moją jedną dłoń, a Max drugą i tak siedzieliśmy przez około godzinę póki tata nie parkował na parkingu obok lotniska. Wysiedliśmy z auta, ja wzięłam Maxa na ręce, a Louis pomógł tatowi zabrać dwie, małe torby z rzeczami, mama szła obok mnie i cały czas mi powtarzała, żebym na siebie uważała i żebym o siebie dbała. Co jak co, ale to akurat wiem. A może chodziło jej, abym była nieco ostrożniejsza, skoro Louis zostaje ze mną tydzień? Możliwe, mama jakoś nigdy nie rozmawiała ze mną o "tych" sprawach, myślę, że albo nie chciała, albo nie widziała jak się ma za to zabrać.
Doszliśmy na lotnisko. Załatwiliśmy wszystkie potrzebne sprawy u miłej, starszej pani, to była chyba nawet ta kobieta, która Louisa ostatnio obsługiwała. Uśmiechnęłam się do chłopaka, a on odwzajemnił mój gest, jestem pewna, że zorientował się co mam na myśli.
Po kilkunastu minutach przyszło najgorsze, a mianowicie pożegnanie. Czy mówiłam już, jak bardzo ich nienawidzę? Tak, pewnie z milion razy. Przytuliłam tatę, na szczęście nie mówił już jakichś głupich i nie na miejscu komentarzy. I dobrze, bo jeszcze raz, a nie wiem co bym mu zrobiła. Moje miejsce zajął Louis, a ja podeszłam do mamy. Przytuliłam ją mocno i obie zaczęłyśmy płakać. Każde pożegnanie z moją mamą tak na mnie działa, płaczę i nie mogę opanować. Obiecałam jej, że będę na siebie uważać, dbać i opiekować się babcią oraz pomagać jej w domowych obowiązkach, co z reszta zawsze robię i nikt nie musi mi o tym przypominać. Na koniec przyszło mi się pożegnać z Maxem. Ukucnęłam, a mały, który stał obok taty i kurczowo trzymał się jego nogi, podbiegł do mnie z uśmiechem na twarzy. Chwyciłam go i mocno do siebie przytuliłam, on natomiast zarzucił swoje małe rączki na moją szyję i przywarł do mnie swoim maleńkim ciałkiem. Na koniec ucałował mnie w oba policzki i nos, a ja mu się odwdzięczyłam i zrobiłam to samo. Wstałam i akurat w tym momencie, gdy chciałam wziąć brata na ręce głos z głośników oznajmił nam, że pasażerowie samolotu do Londynu mają się stawić przy drzwiach prowadzących na pokład. Niechętnie oddałam małego mamie, a ta wzięła go ode mnie i ruszyła razem z tatą w stronę drzwi. Louis objął mnie ramieniem w talii i przysunął bliżej siebie. Ucałował w czubek głowy, a następnie chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę samochodu. Zaoferował się, że tym razem on będzie prowadził, ja szczerze mówiąc nie byłabym w stanie, nie dzisiaj.
Po około godzinie jazdy parkowaliśmy w garażu. Muszę przyznać, że jak na pierwszy raz poradził sobie świetnie. Wyłączył silnik i popatrzył w moja stronę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał i przekręcił się tak, że teraz siedział do mnie twarzą.
- Tak. - odpowiedziałam cicho, ale nadal patrzyłam przed siebie, na ścianę w garażu.
- Na pewno? - zapytał, ale tym razem nie odpowiedziałam. Poruszyłam tylko głową w prawo i w lewo.
- Właśnie widać. - odpowiedział i palcem wskazującym przekręcił moją głowę w swoją stronę, a następnie pochylił się i pocałował w usta.
- Kocham ich tak bardzo, że za każdym razem kiedy się żegnamy moje serce pęka na milion kawałków. Może powinnam wrócić wcześniej? - powiedziałam i otarłam rękawem swetra mokre od łez oczy.
- To znaczy? Co masz na myśli? - zapytał.
- W przyszłym tygodniu? Razem z tobą?
- Byłoby świetnie, ale pomyśl o babci i Dominice. Obiecałaś im, że zostaniesz dwa miesiące.
- Wiem, że obiecałam, ale ja nie wytrzymam bez rodziców, Maxa i ciebie. Chciałabym, żebyście wszyscy tutaj byli, a ja nie musiałabym wybierać między Polską, a Anglią.
- Rozumiem kochanie, ale pomyśl o tym, że nie wiadomo kiedy następnym razem zobaczysz się z babcią i przyjaciółką. Pewnie dopiero na święta. - powiedział. W sumie Lou ma rację, nie wiadomo kiedy je zobaczę. Z Domi będzie lepiej, bo jeżeli dostanie się na studia w Wielkiej Brytanii to będziemy się często spotykać, gorzej z babcią.
- Masz rację Lou. Ty zawsze potrafisz mi doradzić i podnieść mnie na duchu. - uśmiechnęłam się słabo i przytuliłam do niego.
- Cała przyjemność po mojej stronie. A teraz chodźmy do domu. - odpowiedział, a następnie wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do domu. Babci nigdzie nie było, pewnie siedzi w swoim pokoju i albo śpi, albo czyta jakiś kryminał. Nie chcąc jej przeszkadzać szybko przemknęliśmy do mojego pokoju, po drodze zabierając ciasta i sok z kuchni. Postanowiliśmy, że urządzimy sobie wieczór z filmami. Lou zgodził się, abyśmy pooglądali komedie romantyczne, ale ja nie mam dzisiaj ochoty na tego typu filmy. Uzgodniliśmy, że najlepszym wyborem będzie Harry Potter. Uwielbiam ten film, a raczej całą jego serię. Mogłabym to oglądać w kółko i w kółko. Lou nawet mi się pochwalił, że był kiedyś na jednej części z siostrami. Tak go męczyły, że w końcu się zgodził i zabrał je na seans.
Włączyliśmy film, ułożyliśmy się wygodnie na łóżku, wygodnie to znaczy na brzuchu, Lou jeszcze zasłonił okno i położył się obok mnie w takiej samej pozycji i wcisnęłam play.
Nim się obejrzałam na zewnątrz było już ciemno. Zapomniałam, że miałam dać znać Domi, czy przyjdziemy do niej czy nie. Wyjęłam szybko telefon z torebki i napisałam smsa do przyjaciółki, że nie przyjdziemy. Ona odpisała tylko, że to rozumie i życzy mi miłego wieczoru z Louisem. Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu i zobaczyłam, że w rogu ekranu miga mi malutka koperta oznaczająca nadejście wiadomości. Otworzyłam ją i przeczytałam, że rodzice wylądowali już w Londynie i jadą do domu. To dobrze, nie muszę się już o nich martwić. Odłożyłam telefon na podłogę i wróciłam do oglądania filmu. Przy trzeciej części z rzędu usnęłam z głową na torsie Louisa. Nie miałam nawet siły, aby się przebrać w pidżamę. Zasnęłam w ciuchach i było mi wygodnie.
***
Rano obudziłam się w dziwnej pozycji. Leżałam na plecach, jedną rękę miałam włożoną we włosy Louisa, a druga spokojnie spoczywała obok mojego ciała. Natomiast Lou miał głowę położoną na moim brzuchu i rękoma obejmował mnie w pasie. Musiało to śmiesznie wyglądać. Po chwili poczułam jak Lou się poruszył i chyba obudził.
- Dzień dobry skarbie. - powiedział chrapliwym głosem i podparł się ma łokciach i zawisł nade mną, a następnie cmoknął mnie w usta.
- Dzień dobry, jak się spało? - zapytałam z uśmiechem na ustach, gdy chłopak położył się obok mnie i podparł na jednym łokciu.
- Dobrze, mimo naszej dziwnej pozycji. - odpowiedział.
- Jo!? - nasze wpatrywanie się w siebie przerwała babcia, która wpadła do pokoju niczym burza.
- A wy jeszcze w łóżku? Mieliście mnie zawieść na rehabilitację. Za pół godziny mamy był w klinice. - powiedziała i tak jak szybko weszła do pokoju, tak szybko z niego wyszła.
- Całkiem o tym zapomniałam. - powiedziałam i wstałam z łóżka. Wzięłam czyste ciuchy i poszłam do łazienki. Nie mam czasu na prysznic, nawet szybki. Umyłam tylko zęby, uczesałam się w kucyka, wymalowałam i tak gotowa mogłam wyjść. Lou poszedł do drugiej łazienki, a gdy ja wychodziłam on także. Zeszliśmy na dół, gdzie obok drzwi czekała na nas babcia. Wyszykowana i gotowa do wyjścia. Ubrałam szybko buty i poszłam wyjechać samochodem z garażu. Stanęłam na podjeździe, zapięłam pasy i czekałam, aż babcia z Louisem wsiądą do auta i będziemy mogli ruszyć w stronę znienawidzonego przeze mnie miejsca. Po chwili wszyscy już siedzieliśmy na swoich miejscach, a ja starałam się jak najszybciej dojechać na miejsce, tak aby nikomu nic się nie stało.
Po około dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałam na wolnym miejscu i zgasiłam silnik. Babcia nas poprosiła abyśmy razem z nią weszli do środka, a gdy ona wejdzie do gabinetu możemy robić co chcemy, albo czekać na nią na korytarzu, albo skorzystać z piękniej pogody i pójść do pobliskiego parku na spacer. Na pewno wybierzemy opcję numer dwa. Nie chcę siedzieć na korytarzu i myśleć, że on jest za ścianą.
_________________________________________________________________________________
Witajcie kochani ! Długo mnie tu nie było :) Ale już wróciłam i mam dla Was nowy rozdział, mam nadzieję że się Wam spodoba. Jak myślicie co będzie dalej ? Co zrobi Louis, gdy zobaczy Łukasza ? Albo na odwrót ? A jak zareaguje Jo ? Piszcie co wymyśliliście :)
Jak po świętach ? Ja tak się objadłam, że nie mogę się teraz ruszać :) A jak u Was ? Wszystkie zapasy zjedzone ? :)
Do następnego :)
- Dzień dobry skarbie. - powiedział i cmoknął mnie w usta.
- Dzień dobry Lou. Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Z tobą zawsze śpi mi się dobrze. - uśmiechnął się i przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Leżeliśmy tak w ciszy, a Lou chyba nawet zasnął jeszcze na chwilę. Ale ta cisza nie trwała długo. Do pokoju jak burza wpadł Max. Wdrapał się na Louisa i wślizgnął na miejsce między nami.
- Cześć. - powiedział jakby nigdy nic i uśmiechnął się do mnie. Lou był lekko zdezorientowany tym nagłym wpadnięciem małego, ale gdy zauważył co się tak naprawdę stało poczochrał młodego po włosach i obrócił twarzą w moją stronę.
- Cześć szkrabie, a co ty tu robisz? - zapytał chrapliwym głosem.
- Przyszedłem was obudzić. - stwierdził i schował się pod kołdrą. Nagle w drzwiach pokoju pojawiła się mama i na nasz widok najpierw zrobiła niezadowoloną minę, a potem lekko się uśmiechnęła. Czyżby była zdziwiona naszym wspólnym widokiem ?
- Widzieliście Maxa? - zapytała.
- Nie. - odpowiedziałam spokojnie, a palcem wskazującym pokazałam na miejsce pomiędzy nami.
- Ok, to idę dalej szukać. - powiedziała, ale tak naprawdę weszła do pokoju i stanęła obok łóżka. Kiwnęła w naszą stronę głową, a my z Louisem odsunęliśmy kołdrę, a Max zaczął mrugać do nas tymi słodkimi oczkami.
- Mama. - prawie krzyknął na widok naszej rodzicielki, a potem wdrapał się na brzuch Louisa, a następnie wskoczył w objęcia mamy.
- Cześć kochanie. - powiedziała i razem z małym wyszli z pokoju. Zamknęła za nimi drzwi, a Lou popatrzył w moją stronę i powiedział.
- Chyba nie było nam dane pospać. - uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową. To prawda, przy Maxie nie da się normalnie spać. Przy czym normalnie mam na myśli całą noc bez niespodziewanych wizyt w twoim pokoju.
- Co się tak uśmiechasz? - Louis wyrwał mnie z zamyślenia.
- Cieszę się, że tutaj jesteś i nie budzę się sama w tym ogromnym łóżku. - wyjaśniłam, a na twarzy chłopaka od razu wyrósł promienny uśmiech.
- Też się z tego powodu cieszę. A powiedz mi jak to jest z tym Łukaszem ? - gdy chłopak wypowiedział jego imię, od razu czar prysł, a mój humor diametralnie się zmienił.
- Ale o co dokładnie chodzi? - zapytałam i położyłam się na boku twarzą do niego.
- Czy składał ci jakieś nietypowe propozycje?
- Nie. Chociaż jeśli wchodzi w to zaproszenie na wesele, to chyba nie. - odpowiedziałam. Już jestem tym zmęczona, cały czas tylko Łukasz i Łukasz. Kto to w ogóle jest, że każdy się o niego pyta? Nie wiem, ale chyba nikt specjalny. Z jednej strony rozumiem Louisa, bo się o mnie troszczy, jak każdy zakochany w swojej dziewczynie chłopak. Ale z drugiej strony denerwuje mnie to, bo ile można ?
- Moglibyśmy o nim nie rozmawiać? Mam już tego dosyć. - powiedziałam i zaczęłam wstawać z łóżka. Jedną nogę przewiesiłam przez Louisa, także teraz siedziałam na jego biodrach okrakiem. Już chciałam ruszyć drugą nogą, aby stanąć na podłodze, ale chłopak chwycił mnie za biodra i takim oto sposobem nie mogłam się ruszyć.
- Puść mnie. - poprosiłam.
- Nie. - odpowiedział stanowczo.
- Dlaczego? - zapytałam i skrzyżowałam swoje ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Bo nie.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. - syknęłam, a Louis tylko zaczął się ze mnie śmiać.
- Co jest takie śmieszne? - zapytałam wytrącona z równowagi.
- Ty.
- Ja? - Lou pokiwał głową. Tak sobie pogrywasz ze mną Tomlinson? Skoro tak pan chce panie Louisie, to proszę bardzo. Uśmiechnęłam się łobuzersko i w tym momencie zaczęłam chłopaka łaskotać.
- Przestań. - wyjęczał, gdy ja atakowałam jego brzuch. Bardzo umięśniony i płaski brzuch.
- Nie. - odpowiedziałam, a Lou nagle przekręcił nas tak, że tym razem to on siedział na mnie, a ja leżałam pod nim na łóżku.
- To nie było śmieszne. - stwierdził, a ja już wiedziałam co on knuje.
- Lou, błagam tylko nie to. - nienawidzę jak ktoś mnie łaskocze, po prostu tego nie cierpię.
- O co prosisz Jo? - zapytał, a ja wiedziałam że nie mam z nim szans. Poddałam się, zamknęłam oczy i czekałam na najgorsze. Jednak to nie nastąpiło, a gdy otworzyłam oczy zobaczyłam kilka milimetrów przed sobą twarz Louisa. Z jego oczu nie dało się nic wyczytać. Nie wiedziałam czy był zły, za to że go łaskotałam. Czy może szczęśliwy, za to że teraz to on jest górą. Kiedy tak patrzyliśmy sobie prosto w oczy twarz Louisa coraz to bardziej zbliżała się do mojej, aż w końcu poczułam jego usta na swoich. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą, dopóki do pokoju wpadł mój szanowny tata. On to zawsze ma wyczucie czasu. Czy faceci w mojej rodzinie zawsze muszą mi w czymś przeszkodzić? Jak nie Max, to tata.
- Oj chyba przeszkodziłem. - powiedział i wycofał się z pokoju. Po kilku sekundach wrócił i dodał.
- Widzę, że coś się dzieje. Tak trzymaj Louis. - uśmiechnął się do nas i zniknął za drzwiami. Lou ani drgnął i nawet ze mnie nie zeszedł, gdy tata był w pokoju. Widać, że ta nagła wizyta go zaszokowała tak jak i mnie, bo dopiero po chwili zorientowałam się co to było. Popatrzyłam w górę, ale Lou na mnie nawet nie spojrzał, cały czas wlepiał swój wzrok w drzwi.
- On jest niemożliwy. - powiedziałam.
- Ma coś szalonego w sobie. - odpowiedział i zeszedł ze mnie. Stanął na ziemi i pomógł mi wstać.
- Nie komentujmy tego. Chodźmy na śniadanie. - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi. Ale zanim to nastąpiło chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Przycisnął mnie do swojego umięśnionego ciała i mocno pocałował. Ten pocałunek różnił się od poprzedniego. Ten był pełen miłości i uczucia, a tamten to raczej aby zapanować nad moim nagłym wyskokiem łaskotania chłopaka.
- Teraz możemy iść. - powiedział i wziął mnie za rękę.
Przy śniadaniu mój tata nie mógł się opanować i co chwila mówił jakieś głupie komentarze skierowane w naszą stronę. Ja na nie nie reagowałam, bo po co? By wzbudzać coraz większą chęć do komentowania? Nie warto. Dlatego siedziałam cicho i tylko patrzyłam gniewnie na ojca. On czasami naprawdę nie potrafi się powstrzymać, a te jego teksty o wnukach są już najnormalniej w świecie głupie. Ja mam osiemnaście lat, Lou ma niecałe dwadzieścia i nie myślimy na razie o dzieciach. Chcemy skończyć studia, wykształcić się, pozwiedzać trochę świata, a przede wszystkim poznać się, czy to tak trudno zrozumieć?
Pierwsza skończyłam śniadanie. Wstałam od stołu, włożyłam talerz do zlewu, podziękowałam i wyszłam. Można powiedzieć, że byłam zła na tatę, za jego głupie i nie na miejscu komentarze. Poszłam na górę, wzięłam czyste ciuchy i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w naszykowane ubrania i wyszłam z łazienki. W pokoju spotkałam Louisa, który tylko się do mnie uśmiechnął i ruszył do łazienki. Gdy był już przy drzwiach odwrócił się i powiedział.
- Ślicznie wyglądasz. - i wyszedł zamykając za sobą drzwi. A ja stałam na samym środku pokoju i nie mogłam dojść do siebie. Zastanawiałam się również czy dobrze usłyszałam. Popatrzyłam w dół na swój ubiór. Miałam ubraną czarną koszulkę i dżinsy. Pogoda dzisiaj nie była za dobra. Padało i było nieprzyjemnie, aż mi się zimno zrobiło jak sobie o tym pomyślałam.
Pościeliłam łóżko i wzięłam do ręki telefon. Chciałam zadzwonić do Domi, dowiedzieć się jak po weselu i czy Łukasz czegoś nie zrobił, komuś lub czemuś. Wybrałam numer przyjaciółki i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Chciałam zadzwonić póki Louisa nie ma w pobliżu. Nie wiadomo czy by mnie zrozumiał, ale wolę nie ryzykować.
- Halo? - Domi odebrała po trzech sygnałach.
- Cześć Dom, jak tam? - zapytałam.
- Dobrze.
- Tylko tyle?
- Chodzi ci o Łukasza? - zapytała i słyszałam jak ziewnęła. Chyba jej nie obudziłam.
- Tak.
- Przyszedł z jakąś dziewczyną i nie odstępowali siebie na krok.
- No co ty. - prawie krzyknęłam. Pan mroczny znalazł sobie nową ofiarę, niewinną i nie wiedzącą o jego przeszłości.
- Aha. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że zaprosił ją już tydzień temu.
- Nie. - nie mogłam uwierzyć, w to co mówi przyjaciółka.
- Tak. Ale słuchaj to nie wszystko. Ona sama nam się przyznała jak byłyśmy w łazience.
- Nam? A do czego wam się przyznała? - zapytałam.
- Mnie i mojej kuzynce, wiesz takiej bliższej, ze strony mamy. Przyznała się, że chodzi z Łukaszem od roku i są ze sobą bardzo szczęśliwi. - wyjaśniła. Tego już było za wiele, w co on sobie pogrywa?
- Domi, a jak ona wygląda? - zapytałam, ale chyba już znałam odpowiedź na to pytanie.
- Bardzo ładna, wysoka brunetka. - i nie myliłam się. To była ta dziewczyna, którą widziałam z nim w galerii.
- Ale czekaj, mi powiedział, że nie ma dziewczyny, gdy się go o to zapytałam.
- No to cię okłamał.
- A zauważyłaś coś dziwnego w jego zachowaniu? - zapytałam.
- Nie. Widziałam tylko, że patrzył na tą dziewczynę tak jak Louis patrzy na ciebie. - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie imienia mojego chłopaka, który pewnie zaraz wejdzie do mojego pokoju i mogę się założyć, że gdy zobaczy moja minę zacznie się zastanawiać co się stało.
- Domi Lou patrzy na mnie z miłością, a Łukasz z ta dziewczyną mogą tylko udawać. Ej, a właśnie jak ona ma na imię?
- Ja nie wiem czy on wybiera dziewczyny po imieniu czy jak, ale ona ma na imię Aśka. - o kurcze, to tak jak ja. Tylko, że na mnie wszyscy mówią Jo.
- Żartujesz. - powiedziałam.
- Nie. A dlaczego powiedziałaś, że mogą tylko udawać. Ona mówiła, że się bardzo kochają i planują być ze sobą do końca życia.
- A może on ją okłamuje ? Mówi jej jak to bardzo ją kocha, a tak naprawdę chce tylko jednego?
- Czego?
- Domi nie bądź głupia. Facetom tylko jedno w głowie. Mój ojciec to od wczoraj jakieś głupie aluzje mi i Louisowi rzuca, że niby powinniśmy się postarać o wnuki. - powiedziałam.
- Dzięki, przez ciebie się właśnie oplułam sokiem. - odpowiedziała ze śmiechem.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że coś pijesz. Wiesz co, zostawmy Łukasza i jego laskę w spokoju. Nie chcę o nim więcej słyszeć, wystarczy, że jutro go spotkam.
- Właśnie, a Lou pojedzie z tobą? - zapytała.
- Tak. Nie wyobrażam sobie, żeby nie pojechał. Po za tym sam by mnie nie puścił, tak powiedział. - wyjaśniłam i jak na zawołanie Lou wszedł do pokoju. Z mokrymi włosami, w białej koszulce idealnie opinającej jego mięśnie i ciemnych dżinsach i w dodatku bez skarpetek. Ten chłopak nawet nie zdaje sobie sprawy jak działa na kobiety, a zwłaszcza na taką jedną która teraz siedzi na łóżku i patrzy bezczelnie na niego i błądzi wzrokiem w górę i w dół.
- Jo? - przyjaciółka przywołała mnie do porządku.
- Co? - odpowiedziałam i opuściłam wzrok na swoje kolana. Kątem oka widziałam jak Lou podchodzi do swojej torby leżącej na kanapie w rogu pokoju. Odwróciłam wzrok, gdy chłopak schylił się i wypiął swój tyłek. Tego już byłoby za wiele, nie wiedziałabym co do mnie mówi przyjaciółka, a skupiłabym się na apetycznym tyłku mojego chłopaka. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Nie wiem kto je otworzył, mogę się domyślać, że był to Louis.
- Pytałam cię co dzisiaj robisz.
- Nie mam jakichś konkretnych planów. Odwieziemy z Louisem moich rodziców i Maxa na lotnisko, a potem to nie wiem co będziemy robić. A ty nie idziesz na poprawiny?
- Nie chcę mi się. Nogi mnie strasznie bolą. Moi rodzice idą, więc mam cały dom dla siebie. Jak chcesz to możesz wpaść z Louisem.
- Kusząca propozycja, dam ci znać.
- Ok, to w takim razie ja wracam do spania. - odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się na to zdanie.
- Dobranoc i przepraszam, że ci obudziłam.
- Nic nie szkodzi i tak miałam do ciebie dzwonić.
- To już ci nie przeszkadzam, dobranoc. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Nagle poczułam czyjeś ręce na mojej talii i już wiedziałam kto to.
- Kto dzwonił? - zapytał.
- Ja dzwoniłam do Dominiki.
- Oh i jak po weselu? Pewnie obolała, co nie?
- Oj tak. Powiedziała, że ją nogi strasznie bolą pewnie od tych mega wysokich szpilek. - podsumowałam.
- Pewnie tak. Ja nie wiem co dziewczyny widzą w szpilkach. Przecież to można sobie tylko zęby wybić. - powiedział i pokręcił głową, która znajdowała się na moim ramieniu.
- Nie lubisz szpilek? - zapytałam.
- Nie przepadam.
- To dobrze, bo ja też nie.
- Tego nie wiedziałem. Zauważyłem, że uwielbiasz trampki, ale to może dlatego że nie widziałem cię jeszcze nigdy w szpilkach.
- Tu się zgadza, uwielbiam trampki i balerinki tak dokładniej. A co do szpilek to raczej nie zobaczysz.
- Dlaczego? - zapytał, a ja odwróciłam się do niego przodem, tak że teraz staliśmy twarzą w twarz.
- Ponieważ mam poważne problemy z kręgosłupem i nie powinnam nosić butów na wysokim obcasie. - wyjaśniłam. - Ale może to lepiej. - dodałam po chwili.
- Dlaczego? - co on taki dociekliwy dzisiaj jest.
- Bo byłabym wyższa od ciebie. - twarz Louisa w tym momencie diametralnie się zmieniła. Ze zmartwionej do uśmiechniętej.
- W sumie tu masz rację. - powiedział i trącił mnie palcem wskazującym po nosie, a ja wykorzystałam sytuację i się w niego wtuliłam. Chłopak odwzajemnił mój czuły gest i objął mnie swoimi ramionami, po czym pocałował w czubek głowy. Mogłabym tak stać całą wieczność, ale oczywiście coś musiało nam przeszkodzić. I tym razem nie był to ani Max, ani tata, a mocny wiatr. Szybko z Louisem odsunęliśmy się od okna i chłopak je zamknął.
- To zapowiada się niezła wichura. - podsumował. Ja tylko kiwnęłam głową i chwyciłam go za rękę i pociągnęłam na dół. Odkąd pamiętam boję się burzy i zawsze gdy ona panuje nie mogę przebywać sama, muszę być obok kogoś i najlepiej trzymać go za rękę lub czuć, że jest blisko i nigdzie sobie nie pójdzie. Zeszliśmy z Louisem na dół, do salonu w którym siedzieli wszyscy. A na nasz widok na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- LouLou! - krzyknął Max, gdy tylko nas zobaczył i wskoczył na ręce Louisa.
- Czuję się zazdrosna. - powiedziałam i usiadłam na kanapie obok mamy. Mama od razu mnie przytuliła, bo wiedziała że się boję burzy. Lou usiadł z Maxem na podłodze, gdzie rozłożony był koc, a na nim pełno różnokolorowych klocków.
- O której macie samolot? - zapytałam mamy, kiedy w końcu oderwałam wzrok od mojego chłopaka, który świetnie dogaduje się z moim bratem. Pomińmy to, że Max ma dopiero dwa lata i można go wszystkim przekupić.
- O 17:30. Zawieziesz nas? - mama zapytała i popatrzyła w moją stronę.
- Zawieziemy. - odpowiedziałam i odwróciłam głowę w jej stronę. Mama na początku w ogóle nie wiedziała co mam na myśli, ale gdy wskazałam palcem na Louisa pokiwała głową i uśmiechnęła się.
Po kilku, jak nie kilkunastu lub kilkudziesięciu minutach patrzenia się w telewizor, wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę moich ukochanych chłopaków. Usiadłam obok Louisa i zaczęliśmy we trójkę układać wielka wieżę z klocków. Oczywiście jak to wieża kilka razy musiała nam się przewrócić i posypać, więc z cierpliwością układaliśmy ją od początku. Maxowi bardzo się podobało, a jak bardzo się cieszył, gdy ta wieża spadała na podłogę. Natomiast Louis był nieźle poirytowany, bo ile można robić jedno i to samo ? Ale gdy widział, jak mały się cieszy to złość mu całkiem przechodziła i uśmiechał się od ucha do ucha. Nawet kilka razy sam ją przewracał, aby młody miał powody do śmiechu. W końcu po milionach prób udało nam się zrobić ogromną wieżę, ze wszystkich klocków, które mieliśmy pod ręką. Pobiegłam szybko po aparat na górę, a gdy wróciłam kazałam Maxowi stanąć obok i pstryknęłam kilka zdjęć. Poprosiłam tatę, aby zrobił całej naszej trójce pamiątkowe zdjęcie z wieżą, które na pewno znajdzie się w albumie. Pobawiliśmy się jeszcze chwilę z Maxem do czasu, gdy mama oznajmiła nam, że obiad na stole. Wiem, że jak zjemy posiłek to rodzice się dopakują i będziemy musieli się zbierać. I tego nie da się uniknąć, choć bardzo bym chciała. Po obiedzie tak jak wcześniej myślałam rodzice poszli na górę, a ja z Louisem zajęliśmy się Maxem.
Punkt piętnasta wyszliśmy z domu. Wcześniej jeszcze babcia pożegnała się ze swoim synem, synową i najmłodszym wnukiem. Mi się w oku łezka zakręciła na ten widok, ale nie chciałam się rozkleić, więc chwyciłam Louisa za rękę i mocno ścisnęłam. Chłopak popatrzył na mnie z góry i gdy zauważył moją smutną minę objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Po bardzo emocjonującym pożegnaniu wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Tata prowadził, mama siedziała obok, a ja z Maxem i Louisem z tyłu. I oczywiście jak na mnie trafiło siedziałam na środku, pomiędzy chłopakami. Lou ujął moją jedną dłoń, a Max drugą i tak siedzieliśmy przez około godzinę póki tata nie parkował na parkingu obok lotniska. Wysiedliśmy z auta, ja wzięłam Maxa na ręce, a Louis pomógł tatowi zabrać dwie, małe torby z rzeczami, mama szła obok mnie i cały czas mi powtarzała, żebym na siebie uważała i żebym o siebie dbała. Co jak co, ale to akurat wiem. A może chodziło jej, abym była nieco ostrożniejsza, skoro Louis zostaje ze mną tydzień? Możliwe, mama jakoś nigdy nie rozmawiała ze mną o "tych" sprawach, myślę, że albo nie chciała, albo nie widziała jak się ma za to zabrać.
Doszliśmy na lotnisko. Załatwiliśmy wszystkie potrzebne sprawy u miłej, starszej pani, to była chyba nawet ta kobieta, która Louisa ostatnio obsługiwała. Uśmiechnęłam się do chłopaka, a on odwzajemnił mój gest, jestem pewna, że zorientował się co mam na myśli.
Po kilkunastu minutach przyszło najgorsze, a mianowicie pożegnanie. Czy mówiłam już, jak bardzo ich nienawidzę? Tak, pewnie z milion razy. Przytuliłam tatę, na szczęście nie mówił już jakichś głupich i nie na miejscu komentarzy. I dobrze, bo jeszcze raz, a nie wiem co bym mu zrobiła. Moje miejsce zajął Louis, a ja podeszłam do mamy. Przytuliłam ją mocno i obie zaczęłyśmy płakać. Każde pożegnanie z moją mamą tak na mnie działa, płaczę i nie mogę opanować. Obiecałam jej, że będę na siebie uważać, dbać i opiekować się babcią oraz pomagać jej w domowych obowiązkach, co z reszta zawsze robię i nikt nie musi mi o tym przypominać. Na koniec przyszło mi się pożegnać z Maxem. Ukucnęłam, a mały, który stał obok taty i kurczowo trzymał się jego nogi, podbiegł do mnie z uśmiechem na twarzy. Chwyciłam go i mocno do siebie przytuliłam, on natomiast zarzucił swoje małe rączki na moją szyję i przywarł do mnie swoim maleńkim ciałkiem. Na koniec ucałował mnie w oba policzki i nos, a ja mu się odwdzięczyłam i zrobiłam to samo. Wstałam i akurat w tym momencie, gdy chciałam wziąć brata na ręce głos z głośników oznajmił nam, że pasażerowie samolotu do Londynu mają się stawić przy drzwiach prowadzących na pokład. Niechętnie oddałam małego mamie, a ta wzięła go ode mnie i ruszyła razem z tatą w stronę drzwi. Louis objął mnie ramieniem w talii i przysunął bliżej siebie. Ucałował w czubek głowy, a następnie chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę samochodu. Zaoferował się, że tym razem on będzie prowadził, ja szczerze mówiąc nie byłabym w stanie, nie dzisiaj.
Po około godzinie jazdy parkowaliśmy w garażu. Muszę przyznać, że jak na pierwszy raz poradził sobie świetnie. Wyłączył silnik i popatrzył w moja stronę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał i przekręcił się tak, że teraz siedział do mnie twarzą.
- Tak. - odpowiedziałam cicho, ale nadal patrzyłam przed siebie, na ścianę w garażu.
- Na pewno? - zapytał, ale tym razem nie odpowiedziałam. Poruszyłam tylko głową w prawo i w lewo.
- Właśnie widać. - odpowiedział i palcem wskazującym przekręcił moją głowę w swoją stronę, a następnie pochylił się i pocałował w usta.
- Kocham ich tak bardzo, że za każdym razem kiedy się żegnamy moje serce pęka na milion kawałków. Może powinnam wrócić wcześniej? - powiedziałam i otarłam rękawem swetra mokre od łez oczy.
- To znaczy? Co masz na myśli? - zapytał.
- W przyszłym tygodniu? Razem z tobą?
- Byłoby świetnie, ale pomyśl o babci i Dominice. Obiecałaś im, że zostaniesz dwa miesiące.
- Wiem, że obiecałam, ale ja nie wytrzymam bez rodziców, Maxa i ciebie. Chciałabym, żebyście wszyscy tutaj byli, a ja nie musiałabym wybierać między Polską, a Anglią.
- Rozumiem kochanie, ale pomyśl o tym, że nie wiadomo kiedy następnym razem zobaczysz się z babcią i przyjaciółką. Pewnie dopiero na święta. - powiedział. W sumie Lou ma rację, nie wiadomo kiedy je zobaczę. Z Domi będzie lepiej, bo jeżeli dostanie się na studia w Wielkiej Brytanii to będziemy się często spotykać, gorzej z babcią.
- Masz rację Lou. Ty zawsze potrafisz mi doradzić i podnieść mnie na duchu. - uśmiechnęłam się słabo i przytuliłam do niego.
- Cała przyjemność po mojej stronie. A teraz chodźmy do domu. - odpowiedział, a następnie wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do domu. Babci nigdzie nie było, pewnie siedzi w swoim pokoju i albo śpi, albo czyta jakiś kryminał. Nie chcąc jej przeszkadzać szybko przemknęliśmy do mojego pokoju, po drodze zabierając ciasta i sok z kuchni. Postanowiliśmy, że urządzimy sobie wieczór z filmami. Lou zgodził się, abyśmy pooglądali komedie romantyczne, ale ja nie mam dzisiaj ochoty na tego typu filmy. Uzgodniliśmy, że najlepszym wyborem będzie Harry Potter. Uwielbiam ten film, a raczej całą jego serię. Mogłabym to oglądać w kółko i w kółko. Lou nawet mi się pochwalił, że był kiedyś na jednej części z siostrami. Tak go męczyły, że w końcu się zgodził i zabrał je na seans.
Włączyliśmy film, ułożyliśmy się wygodnie na łóżku, wygodnie to znaczy na brzuchu, Lou jeszcze zasłonił okno i położył się obok mnie w takiej samej pozycji i wcisnęłam play.
Nim się obejrzałam na zewnątrz było już ciemno. Zapomniałam, że miałam dać znać Domi, czy przyjdziemy do niej czy nie. Wyjęłam szybko telefon z torebki i napisałam smsa do przyjaciółki, że nie przyjdziemy. Ona odpisała tylko, że to rozumie i życzy mi miłego wieczoru z Louisem. Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu i zobaczyłam, że w rogu ekranu miga mi malutka koperta oznaczająca nadejście wiadomości. Otworzyłam ją i przeczytałam, że rodzice wylądowali już w Londynie i jadą do domu. To dobrze, nie muszę się już o nich martwić. Odłożyłam telefon na podłogę i wróciłam do oglądania filmu. Przy trzeciej części z rzędu usnęłam z głową na torsie Louisa. Nie miałam nawet siły, aby się przebrać w pidżamę. Zasnęłam w ciuchach i było mi wygodnie.
***
Rano obudziłam się w dziwnej pozycji. Leżałam na plecach, jedną rękę miałam włożoną we włosy Louisa, a druga spokojnie spoczywała obok mojego ciała. Natomiast Lou miał głowę położoną na moim brzuchu i rękoma obejmował mnie w pasie. Musiało to śmiesznie wyglądać. Po chwili poczułam jak Lou się poruszył i chyba obudził.
- Dzień dobry skarbie. - powiedział chrapliwym głosem i podparł się ma łokciach i zawisł nade mną, a następnie cmoknął mnie w usta.
- Dzień dobry, jak się spało? - zapytałam z uśmiechem na ustach, gdy chłopak położył się obok mnie i podparł na jednym łokciu.
- Dobrze, mimo naszej dziwnej pozycji. - odpowiedział.
- Jo!? - nasze wpatrywanie się w siebie przerwała babcia, która wpadła do pokoju niczym burza.
- A wy jeszcze w łóżku? Mieliście mnie zawieść na rehabilitację. Za pół godziny mamy był w klinice. - powiedziała i tak jak szybko weszła do pokoju, tak szybko z niego wyszła.
- Całkiem o tym zapomniałam. - powiedziałam i wstałam z łóżka. Wzięłam czyste ciuchy i poszłam do łazienki. Nie mam czasu na prysznic, nawet szybki. Umyłam tylko zęby, uczesałam się w kucyka, wymalowałam i tak gotowa mogłam wyjść. Lou poszedł do drugiej łazienki, a gdy ja wychodziłam on także. Zeszliśmy na dół, gdzie obok drzwi czekała na nas babcia. Wyszykowana i gotowa do wyjścia. Ubrałam szybko buty i poszłam wyjechać samochodem z garażu. Stanęłam na podjeździe, zapięłam pasy i czekałam, aż babcia z Louisem wsiądą do auta i będziemy mogli ruszyć w stronę znienawidzonego przeze mnie miejsca. Po chwili wszyscy już siedzieliśmy na swoich miejscach, a ja starałam się jak najszybciej dojechać na miejsce, tak aby nikomu nic się nie stało.
Po około dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałam na wolnym miejscu i zgasiłam silnik. Babcia nas poprosiła abyśmy razem z nią weszli do środka, a gdy ona wejdzie do gabinetu możemy robić co chcemy, albo czekać na nią na korytarzu, albo skorzystać z piękniej pogody i pójść do pobliskiego parku na spacer. Na pewno wybierzemy opcję numer dwa. Nie chcę siedzieć na korytarzu i myśleć, że on jest za ścianą.
_________________________________________________________________________________
Witajcie kochani ! Długo mnie tu nie było :) Ale już wróciłam i mam dla Was nowy rozdział, mam nadzieję że się Wam spodoba. Jak myślicie co będzie dalej ? Co zrobi Louis, gdy zobaczy Łukasza ? Albo na odwrót ? A jak zareaguje Jo ? Piszcie co wymyśliliście :)
Jak po świętach ? Ja tak się objadłam, że nie mogę się teraz ruszać :) A jak u Was ? Wszystkie zapasy zjedzone ? :)
Do następnego :)
Myslę że Jo powinna wrócić z Lou do Londynu :)
OdpowiedzUsuńJestem tak objedzona, że pewnie przytyłam ze 3 kilo. :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i ten tatuś. :) hahaha nie mogłam ze śmiechu :)
Ja myślę, że jak chłopaki się zobaczą to nie bd zbyt przyjemnie. :p
@claudialech
Myślę, że Łukasz, jak przy swojej pacjentce przystało, poda Louisowi dłoń na przywitanie, ale potem zrobi coś głupiego przy Jo. No a Louis, że nie będzie mógł go uderzyć, to spojrzy na niego jakoś takoś, czy cośtam.
OdpowiedzUsuńSzczerze, to niewyobrażam sb bójki w takim miejscu i o takim czasie.
Ale decyzję podejmujesz Ty, więc życzę weny.
Możliwe że następnego rozdziału nie zdąże skomentować, bo przyjeżdża do mnie przyjaciółka, którą widuję 3 razy na rok i chcę spędzić z nią jak najwięcej czasu.
Ola
Rozdział jest przedcòdowny nielubie tego Łukasza ale fjnie by było gdyby coś się stało.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny:-)
Uffff... Fajnie, że Lou jest przy Jo. Obroni ją przed tym... kimś.*
OdpowiedzUsuńCoś mam przeczucie, że w następnych rozdziałach będzie więcej akcji...
Niech wena będzie z Tobą,
Anonimek :)
*Mam do Łukasza pasujące określenie, ale jest, delikatnie mówiąc, nieładne.
Jak słodko awwwww ♥
OdpowiedzUsuń