Po drodze na uczelnię zatrzymałam się na chwilę w sklepie spożywczym, aby kupić sobie coś do jedzenia. Jako, że dziś cały dzień mam zajęcia, więc potrzebne mi będzie jakieś wzmocnienie.
Wczorajszy dzień mogę zaliczyć do udanych. Byliśmy z Louisem w kinie, a potem poszliśmy do parku. Chłopak powiedział, że przyda nam się takie małe wyluzowanie przed jutrzejszym, a właściwie to dzisiejszym dniem.
Ochrona cały czas chodziła za nami. Nie powiem, że mi się to podoba, ale taka jest ich praca i co tu dużo mówić - nie powinnam narzekać, bo to dzięki nim jestem bezpieczna.
Jeden z ochroniarzy, Tom, gdy tylko wychodzę z mieszkania uśmiecha się do mnie z czarnego samochodu, stojącego przed samym wejściem do bloku. Trochę to dziwne, ale nawet miłe bo dzięki temu humor od razu mi się poprawia. Mam nadzieję, że szybko znajdą Josha, albo on sam wpadnie w ich zasadzkę i w końcu będziemy "wolni" od ochrony.
Dziś mamy wtorek, co oznacza że cały dzień nie będę widzieć Louisa. Może na jakiejś dłuższej przerwie uda mi się go znaleźć i dać jakiegoś małego buziaka, no wiecie tak na poprawę humoru.
Podjechałam właśnie pod uczelnię i zaparkowałam na miejscu obok wejścia. Jeden z ochroniarzy zaparkował po przeciwnej stronie parkingu, aby nie dać po sobie znać że się znamy, bo Josh może mnie cały czas śledzić i obserwować każdy mój ruch. Wiem, że na uczelni jestem bezpieczna. Budynek jest duży, więc nie ma opcji aby mnie znalazł. No chyba, że dowie się w której sali mam zajęcia. Ale gdyby doszło do takiej sytuacji, zaczęłabym krzyczeć na całe gardło, aż w końcu ktoś musiałby zareagować. Ostatnio to wymyśliłam, gdy leżąc w łóżku nie mogłam zasnąć. Więc myślę, że to dobry pomysł i idealne wyjście z tej sytuacji.
Weszłam do budynku i od razu skierowałam się na drugie piętro, gdzie miał odbyć się wykład z algebry. Po pokonaniu wielkich schodów w końcu dotarłam pod salę 213. Pewnym krokiem weszłam do środka, gdzie była jakaś połowa mojego roku. Myślę, że reszta albo zaspała, albo całkiem odpuściła sobie dzisiejsze wykłady, albo się spóźni. Ale znając moich kolegów i koleżanki z roku myślę, a raczej jestem tego pewna, że podchodzą pod opcję numer dwa. Takie bardziej lenie z nich, aż boję się pomyśleć jak oni zdadzą egzaminy pod koniec semestru, gdy na początku wszystko olewają.
Usiadłam w czwartym rzędzie mniej więcej na środku i zaczęłam się rozpakowywać.
W studiowaniu fajną rzeczą jest to, że możesz przynieść sobie jedzenie i jeść podczas wykładu. A profesorom wcale to nie będzie przeszkadzało, bo oni już są do tego przyzwyczajeni, a nawet sami się na to godzą. A na przykład, gdy użyjesz telefonu to ci go nie zabiorą, ponieważ nie mają takiego prawa. I co najważniejsze traktują cię jak dorosłego człowieka. Kocham studia, mimo że to dopiero drugi tydzień.
Tęsknię też za rodzicami, może pojadę w ten weekend do nich. Może ochrona nie pojedzie ze mną, bo chciałabym wreszcie od nich odpocząć i zrelaksować się. Czasem mam wrażenie, że obserwują każdy mój ruch. A gdy otworzę lodówkę wyskoczy mi z niej głowa Toma i powie dzień dobry. Wiem, głupie to jest ale prawdziwe. Nigdy nie myślałam, że będę mieć ochronę która będzie łazić za mną krok w krok, a jej oddech będę czuć na swoim karku. Ale cóż czasem życie potrafi nas zaskoczyć w najmniej odpowiednim momencie.
Louis też już ledwo, ledwo z nimi wytrzymuje, ale jakoś daje rade, bo wie że to dla naszego dobra.
Gdy odkładałam torbę na ziemię poczułam jak coś w niej za wibrowało. Wyciągnęłam nieustannie brzęczące urządzenie i zobaczyłam, że to wiadomość od Louisa. Uśmiechnęłam się do telefonu i odblokowując klawiaturę przeczytałam smsa.
Lou: Już nie mogę się doczekać kiedy Cię zobaczę. Nie wiem czy wytrzymam cały dzień bez Ciebie.
No tak Lou też nie może przeboleć, że jeden dzień w tygodniu nie będziemy widzieć się cały dzień, a dopiero późnym wieczorem w domu. O ile nie zasnę do jego przyjazdu, a wszystko jest możliwe.
Mam jeszcze chwilę czasu zanim zaczną się zajęcia, więc wystukałam szybko wiadomość.
Jo: Ja też się nie mogę doczekać wieczora. Ale co ty na to, abyśmy się spotkali na dłuższej przerwie?
Kliknęłam wyślij i czekałam na odpowiedź, która o dziwo nadeszła bardzo szybko.
Lou: Jestem za! O 12 na pierwszym piętrze przy sekretariacie.
Mam nadzieję, że wytrzymam te cztery godziny. Przy życiu trzyma mnie świadomość, że wreszcie zobaczę Louisa.
Zajęcia ciągnęły się w nieskończoność. Z każdą mijającą sekundą byłam coraz bardziej podekscytowana wizją zjedzenia jakiegoś dobrego posiłku z Louisem. A mój brzuch domagał się tego, bo przypominał o sobie co pięć minut.
W końcu na zegarku nad ciemnozieloną tablicą wybiła 12, a studenci zaczęli się zbierać do wyjścia. Profesor był wielce pocieszony, bo ile można gadać o cyferkach i ich zastosowaniu w świecie. Nie mówię, że to mnie nudzi po prostu czasem mam tego dość, a raczej tego pana który o tym gada. To łysiejący facet po czterdziestce, którego jedyną pasją jest gnębienie biednych i przestraszonych studentów.
Z uśmiechem na ustach i po uprzednim pożegnaniu się z profesorem (aby sobie nie pomyślał, że go nie lubię i że się z nim nie pożegnam) wybiegłam z sali i szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów. Zejście z trzeciego piętra przy takim natężeniu ludzi nie było wcale łatwe, ale w końcu dotarłam pod umówione miejsce z moim ukochanym i co było zadziwiające, że jego tam nie było. A zazwyczaj był punktualny i na czas, więc dziwna sprawa. Zaczęłam się rozglądać wokoło siebie czy aby nie stoi gdzieś dalej, albo chociaż idzie w moją stronę, ale jego nigdzie nie było. Zaczęłam szukać telefonu w torebce, aby sprawdzić czy może nie mam jakichś wiadomości od chłopaka, ale jakie było moje zdziwienie gdy na ekranie było pusto.
Gdzie on jest? Co się z nim dzieje? Zaczynam się denerwować. A co jeśli spotkał Josha? Musiałam usiąść na ławce stojącej pod ścianą, aby się nie przewrócić. Za niedługo ja osiwieję z tych nerwów, a to wszystko przez psychicznie chorego byłego chłopaka, który jest nienormalny i nie wiadomo czego ode mnie chce. Oparłam łokcie na kolanach i podpierając głowę na złożonych rękach zamknęłam oczy i westchnęłam głośno. Mam nadzieję, że Louisowi nic nie jest i że za chwilę pojawi się obok mnie i powie jak to za mną tęsknił i jak bardzo mnie kocha, oraz jaki to jest głodny i żebyśmy szybko gdzieś poszli bo on umrze z głodu. To właśnie jest mój cały Louis - wiecznie głodny i kochany.
Nagle na korytarzu zrobiło się cicho, a ja usłyszałam coś znajomego. Jakiś znajomy głos. Podniosłam głowę i spojrzałam w stronę dochodzącego dźwięku. Zza rogu wyłonił się Louis. Uśmiechnęłam się i wstając z ławki na której siedziałam ruszyłam w jego stronę, ale po kilku krokach przystanęłam w miejscu. Ponieważ obok chłopaka pojawiła się niezwykle piękna i atrakcyjna dziewczyna, która obejmowała go w pasie jedną ręką, a drugą wymachiwała w powietrzu opowiadając coś swojemu towarzyszowi.
Gdy ich zobaczyłam całe powietrze ze mnie uleciało, a krew nagle stanęła w żyłach. Po prostu stałam jak ten kołek na środku korytarza i patrzyłam na nich. Wyglądali razem idealnie, jak perfekcyjna para prosto z okładki jakiegoś cenionego czasopisma. Poczułam pod powiekami jak łzy zaczynają się gromadzić, ale jak na złość żadna z nich nie chciała wydostać się na wierzch. Dlaczego? Dlaczego on mi to robi? Wiedział przecież, że jesteśmy umówieni. A może ten sms nie był do mnie tylko do tej przepięknej greckiej bogini z długimi czarnymi włosami i idealnymi, szczupłymi nogami i o pięknej zaokrąglonej twarzy.
Louis cały czas patrzył na tą dziewczyną, którą obejmował ramieniem w pasie, ale nagle podniósł głowę i zauważył mnie. Stojącą samotnie pośrodku wielkiego korytarza, starającą się nie rozpłakać na jego oczach i opuszczoną oraz zdradzoną. Gdy dostrzegł co się ze mną dzieje na jego twarzy zagościł smutek, myślę że to przez to iż mnie zobaczył. Pewnie myślał, że nie przyłapię go na zdradzie. Ale cóż tak właśnie się stało.
- Przepraszam. - bąknął tylko do swojej ... dziewczyny? Tak, myślę że to najlepsze stwierdzenie. I ruszył w moją stronę.
- Jo? Co się dzieje? Kochanie? - zapytał będąc coraz bliżej mnie. Ale gdy on się do mnie przybliżał, ja cofałam się o krok. Wyciągnął do mnie rękę, a gdy to zobaczyłam zaczęłam kręcić szybko głową i coraz szybciej się od niego odsuwać.
- Zostaw mnie. - powiedziałam zachrypniętym głosem.
Nie chciałam, aby mnie dotykał.
Nie chciałam aby na mnie patrzył.
Nie chciałam, aby był blisko mnie.
- Nie chcę cię znać. - oznajmiłam mu mijając go i pewnym krokiem ruszając przed siebie.
- Jo, co ty robisz? - zapytał wytrącony z równowagi podbiegając do mnie i łapiąc mnie za ramię odwracając w swoją stronę.
- Idź zapytaj się swojej dziewczyny, myślę że ci na pewno powie. - odpowiedziałam i w tym momencie poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Nie chciałam się przy nim rozpłakać. Nie chciałam pokazać, że jestem słaba. Ale może to lepiej, bo przynajmniej będzie wiedział że to przez niego. Że to on do tego doprowadził i to on jest wszystkiemu winien.
- Co? Jakiej dziewczyny? To ty jesteś moją dziewczyną. - powiedział na swoją obronę. - Proszę nie płacz. - już chciał dotknąć opuszkami palców mojego policzka, ale ja byłam szybsza i w porę odsunęłam się od niego. wiedziałam, że gdyby tylko mnie dotknął uległabym i wpadła w jego ramiona.
- Zostaw mnie, nie dotykaj mnie. - powiedziałam i aby uniknąć jeszcze jakichś głupich wyjaśnień pochodzących od niego odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia z budynku. Zatrzymałam się jeszcze przy tej dziewczynie, z którą szedł Louis i powiedziałam do niej.
- Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. - i z coraz większym zamazanym obrazem ruszyłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść, chciałam jak najszybciej znaleźć się w moim małym samochodziku i jak najszybciej dotrzeć do domu. Nie wiem gdzie mam się teraz zatrzymać. I co zrobić.
W kilka minut dobiegłam do samochodu, a gdy wkładałam kluczyk do zamka w drzwiach, ktoś szarpnął mnie za ramię odwracając w swoją stronę.
Pierwszą moją myślą był Louis, ale gdy spojrzałam w górę dostrzegłam że to Josh.
Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Ledwo stał na nogach, a w jego oczach można było zauważyć coś szalonego.
- Josh. - wysapałam przerażona. Co on tutaj robi?
- Cześć kochanie. - zwrócił się do mnie, a ja skrzywiłam się słysząc te słowa. - Dlaczego płaczesz? Czyżby ze szczęścia, że mnie widzisz? - zapytał z uśmieszkiem na ustach, na którego widok od razu zrobiło mi się niedobrze. Gdzie jest Tom? Popatrzyłam w lewą stronę, aby sprawdzić czy nie biegnie z pomocą dla mnie, ale jego tam nie było. Samochód stało na swoim miejscu, ale ochroniarza w nim nie było. Gdzie on jest? Gdzie poszedł?
- Patrzysz za ochroną? Nie martw się, nie ma go. - wyjaśnił mi Josh, a ja wróciłam wzrokiem na niego.
- Co mu zrobiłeś? - zapytałam przerażona.
- Nic. Poszedł coś zjeść, pewnie był głodny. - oznajmił Josh, a ja odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej Tomowi nic nie będzie, ale gorzej ze mną.
- Czego ode mnie chcesz Josh? Pieniędzy? Samochodu? - zapytałam przełykając ślinę.
- Nie chcę twoich pieprzonych pieniędzy, ani twojego gównianego samochodu. Chcę ciebie. - poinformował mnie przysuwając się bliżej mojego ciała i kładąc obie swoje dłonie na dachu auta, także ja byłam uwięziona między nim a garbusem.
- Ale my nie możemy być razem. - powiedziałam i żałowałam, że to zrobiłam. Otrzymałam za to siarczysty cios w policzek, a w moich oczach pojawiła się nowa dawka łez. Na chwilę mnie zamroczyło, ale po chwili wróciłam do rzeczywistości. Złapałam się za palący policzek i pocierając go dłonią popatrzyłam w górę na Josha. Stał i uśmiechał się bezczelnie do mnie. On na serio jest nienormalny i chory, poważnie chory.
- Wiesz co? Bardzo dobrze, że przyłapałaś mnie z Kate, bo nie chciałem być z taką dziwką jak ty. Dla mnie byłaś za "święta". Nie chciałaś abym cię dotykał w niektórych miejscach. - powiedział pocierając palcem wskazującym moje miejsce intymne, na co ja zamknęłam oczy, a po moich policzkach poleciały łzy. Gdzie są wszyscy studenci? Kiedy ja potrzebuję pomocy nie ma nikogo.
- Przestań, błagam. - szepnęłam, gdy jego ręką przeniosła się nieco niżej.
- Zamknij się ! - krzyknął uderzając mnie w drugi policzek, a moja druga ręka powędrowała tam dotykając bolącego miejsca.
Otworzyłam oczy i widziałam, jak Josh oblizuje językiem swoją górną wargę i uśmiecha się. Nie mogłam dłużej tego znieść, musiałam coś zrobić. Więc nabrałam jak najwięcej odwagi w sobie i łapiąc chłopaka za ramiona i jednocześnie podnosząc kolano w górę wycelowałam je w jego krocze. Przez cały ten proces obserwowałam jak jego twarz zmienia się z uśmiechniętej, poprzez zszokowaną, aż w końcu do wykrzywionej z bólu. Chłopak osunął się powoli na ziemię i trzymając za bolące krocze wylądował na plecach zwijając się z bólu. Zrobiłam krok w prawo i stanęłam obok maski samochodu. Cała się trzęsłam z zimna i paniki. Objęłam się rękami i kołysając się w przód i w tył patrzyłam na byłego chłopaka leżącego przed moimi stopami. Jakaś część mnie była zadowolona z tego co zrobiłam, ale inna była przerażona.
Nagle wokół mnie zrobiło się zamieszanie. Krzyki Toma z daleka, Louis ze Stanem biegnący w moją stronę. Gdy ich zobaczyłam kamień spadł mi z serca i teraz byłam pewna, że na pewno jestem bezpieczna. Kilka sekund później wpadłam w objęcia Louisa, który gdy tylko mnie chwycił przyciągnął do siebie mocno i długo przytulając dopóki się nie uspokoiłam. Ściągnął z siebie czarną bluzę z kapturem i założył ją na mnie, bo widział jak trzęsłam się z zimna. a ja byłam mu bardzo wdzięczna, że jest teraz ze mną i dzięki niemu jestem bezpieczna.
Tom ze Stanem zajęli się Joshem biorąc go z ziemi i prowadząc do samochodu ochroniarza. Gdy zobaczyłam jak pakują go do tyłu z moich ust wyrwał się szloch, a z oczu zaczęły płynąć łzy.
- Cssi. - mruknął Louis tuląc mnie do swojej klatki piersiowej, a ja mogłam poczuć jego perfumy pomieszane z żelem pod prysznic. Uwielbiam ten zapach, dzięki niemu czuję się jak w domu.
- Przepraszam. - szepnęłam spoglądając w górę na jego twarz.
- Nie, to ja przepraszam. To moja wina. - odpowiedział schylając się i całując mnie w czoło.
- Kim była ta dziewczyna? - zapytałam. Lou głośno wciągnął powietrze przypominając sobie tą sytuację.
- Koleżanka z roku. - odpowiedział.
- Bardzo ładna. - skomentowałam. - Podoba ci się? - zapytałam patrząc w jego niebieskie tęczówki.
- Kiedyś tak.
- Kiedyś? - zapytałam marszcząc brwi.
- Tak kiedyś, bo teraz ty jesteś na pierwszym miejscu i to ty mi się najbardziej podobasz. - wyjaśnił, a na moich ustach pojawił nieśmiały uśmiech.
- Dziękuję. - powiedziałam przytulając się bardziej do chłopaka.
- Za co? - zapytał odsuwając mnie od swojej klatki piersiowej i palcem wskazującym podnosząc mi głowę w górę.
- Za to, że jesteś. - powiedziałam stając na palcach i całując go w policzek. Lou zaśmiał się i pochylając się poczułam jego usta na swoich.
- Kocham cię Mała. - powiedział zaraz przy moich ustach.
- Kocham cię Tomo. - odpowiedziałam i jeszcze raz atakując jego usta, które jak na zawołanie dołączyły do moich i poruszały się w tym samym rytmie.
Gdyby nie Louis nie wiem gdzie był wylądowała. Najprawdopodobniej Josh zamknąłby mnie w jakiejś ciemnej piwnicy i żądałby okupu za mnie. Na tę myśl wzdrygnęłam się, a Louis przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie pewnie myśląc, że jest mi zimno.
- Chodźmy do domu. - nakazał otwierając drzwi od samochodu i pokazując palcem, abym wsiadła do środka. Bez zbędnych sprzeciwów wsiadłam do garbusa i czekałam aż Lou usiądzie w swoim miejscu.
- A zajęcia? - zapytałam przypominając sobie o wykładach, gdy Louis wyjeżdżał z parkingu.
- Nie przejmuj się zajęciami. Raz możemy je opuścić. A chyba nie czujesz się na siłach, aby siedzieć w sali i słuchać bzdetów? - zapytał spoglądając w moja stronę.
- Masz rację. Jedźmy do domu, chcę jak najszybciej zmyć z siebie jego dotyk. - powiedziałam, a Louis aż cały się spiął.
- Dotykał cię? - zapytał zaciskając mocniej dłonie na kierownicy, aż kostki mu pobielały.
- Raz. - odpowiedziałam przypominając sobie po chwili jak jeszcze dwa razy mnie uderzył w twarz. Na to nieprzyjemne wspomnienie moje dłonie dotknęły skóry policzków.
- Sukinsyn. - wysyczał Lou przez zęby.
- Już dobrze. Już go nie ma, jesteśmy bezpieczni. - powiedziałam, aby go uspokoić i siebie również. Mimo, że nie było to takie proste jak by się mogło wydawać.
- Gdybym szybciej wybiegł za tobą na ten parking nic by się nie stało. - odpowiedział, a ja przypomniałam sobie sytuację z korytarza. Lou powiedział, że to koleżanka z roku więc może powinnam mu wierzyć na słowo. Ale to wyglądało tak jakby oni byli ze sobą.
- Długo się znacie? - zapytałam gdy podjeżdżaliśmy pod mieszkanie.
- Z kim?
- Z tą dziewczyną.
- Od pierwszego roku studiów. Często do nas przychodziła, gdy jeszcze mieszkałem w akademiku. - odpowiedział wysiadając z auta. Zrobiłam to samo wcześniej zabierając swoja torebkę.
Już o nic nie pytałam. Tyle mi wystarczyło, przynajmniej na razie.
Gdy tylko weszliśmy do domu Lou usiadł w salonie na kanapie i wyjął telefon z kieszeni i informując mnie, że zadzwoni do swojego i mojego taty aby dać im znać że Josh jest złapany.
Ja natomiast poszłam od razu po prysznic. Chciałam zmyć z siebie jego obrzydliwy dotyk i to jak patrzył na mnie.
Po prysznicu przebrana w luźną, czarną koszulkę i tego samego koloru legginsy, a włosy związując w kucyka wyszłam z łazienki. Louisa zastałam w kuchni robiącego nam coś do jedzenia. Usiadłam na krześle przy stole i przypatrywałam się mu z jaką gracją porusza się po kuchni.
Nagle chłopak odwrócił się w moją stronę i podskoczył.
- Jo, ale mnie przestraszyłaś. - powiedział łapiąc się za serce.
- Co powiedział twój tata? - zapytałam pomijając jego poprzednie zdanie.
- Był wkurzony na Toma za to, że po prostu sobie gdzieś poszedł zamiast siedzieć w aucie i pilnować. - odpowiedział stawiając przede mną talerz z jedzeniem. Nie mam ochoty jeść, nie po tym co się stało wcześniej.
- To nie jego wina. Nie wiedział, że wcześniej wyjdę z budynku. - powiedziałam na jego obronę, a Lou zakrztusił się makaronem, który właśnie miał w ustach.
- To jest jego praca do jasnej cholery i taki był jego obowiązek Jo. Więc przestań go bronić. Gdyby tam był nic by ci się nie stało i teraz byłabyś uśmiechniętą i pogodną Jo. A jesteś przestraszona i zmarznięta. - odpowiedział upijając łyk wody ze szklanki.
- Myślę, że nie byłabym taka uśmiechnięta. O ile dobrze pamiętasz co się wydarzyło na korytarzu. - odpowiedziała. Wet za wet. Skoro on tak to ja też tak.
- Źle odczytałaś to co się tam stało.
- Źle? Czy ty się słyszysz Louis!? - krzyknęłam wstając i przewracając krzesło. Nie obchodziło mnie, że spadło na podłogę z głośnym hukiem.
- Siadaj i jedz. - nakazał chłopak patrząc na mnie.
- Nie mów mi co mam robić. - powiedziałam głośno i ruszyłam w stronę sypialni. Muszę się od niego odciąć, nie mogę przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, gdy myśli że nic się nie stało.
Weszłam do sypialni, ale zaraz z niej wyszłam z kocem i poduszką.
- Śpisz w salonie. - powiedziałam głośno i wyraźnie, aby chłopak zrozumiał.
- Jo... - zajęczał.
- Nie, żadne Jo. Śpisz tutaj i koniec tematu. - powiedziałam i wróciłam do sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi i siadając na podłodze oparłam się plecami o nie i skryłam twarz w dłoniach. Czy faceci naprawdę nie widzą, gdy robią coś źle?
_________________________________________________________________________________
Heeeeeej!!!
Jak po świętach? Ja tak się objadłam, że nie mogę się ruszać. A ja u Was?
Co do rozdziału. Usiadłam dziś sobie do komputera przez trzy dni nieobecności i po prostu zaczęłam pisać. Ja nie wiem jak ja to robię, ale palców u rąk nie mogę oderwać od klawiatury. Czyli to by oznaczało, że wena powróciła do mnie. Juuupi jeeeej cieszmy się :)
A jak Wam się rozdział podoba? Jak myślicie Jo pogodzi się z Louisem? A co myślicie o Joshu.
Piszcie swoje uwagi w komentarzach, bo uwielbiam je czytać i poprawiać sobie nimi humor :)
Ach gdyby ktoś chciał zobaczyć jak wygląda Josh, albo inny z bohaterów zapraszam do zakładki bohaterowie na samej górze po prawej stronie.
Do następnego :)
Wczorajszy dzień mogę zaliczyć do udanych. Byliśmy z Louisem w kinie, a potem poszliśmy do parku. Chłopak powiedział, że przyda nam się takie małe wyluzowanie przed jutrzejszym, a właściwie to dzisiejszym dniem.
Ochrona cały czas chodziła za nami. Nie powiem, że mi się to podoba, ale taka jest ich praca i co tu dużo mówić - nie powinnam narzekać, bo to dzięki nim jestem bezpieczna.
Jeden z ochroniarzy, Tom, gdy tylko wychodzę z mieszkania uśmiecha się do mnie z czarnego samochodu, stojącego przed samym wejściem do bloku. Trochę to dziwne, ale nawet miłe bo dzięki temu humor od razu mi się poprawia. Mam nadzieję, że szybko znajdą Josha, albo on sam wpadnie w ich zasadzkę i w końcu będziemy "wolni" od ochrony.
Dziś mamy wtorek, co oznacza że cały dzień nie będę widzieć Louisa. Może na jakiejś dłuższej przerwie uda mi się go znaleźć i dać jakiegoś małego buziaka, no wiecie tak na poprawę humoru.
Podjechałam właśnie pod uczelnię i zaparkowałam na miejscu obok wejścia. Jeden z ochroniarzy zaparkował po przeciwnej stronie parkingu, aby nie dać po sobie znać że się znamy, bo Josh może mnie cały czas śledzić i obserwować każdy mój ruch. Wiem, że na uczelni jestem bezpieczna. Budynek jest duży, więc nie ma opcji aby mnie znalazł. No chyba, że dowie się w której sali mam zajęcia. Ale gdyby doszło do takiej sytuacji, zaczęłabym krzyczeć na całe gardło, aż w końcu ktoś musiałby zareagować. Ostatnio to wymyśliłam, gdy leżąc w łóżku nie mogłam zasnąć. Więc myślę, że to dobry pomysł i idealne wyjście z tej sytuacji.
Weszłam do budynku i od razu skierowałam się na drugie piętro, gdzie miał odbyć się wykład z algebry. Po pokonaniu wielkich schodów w końcu dotarłam pod salę 213. Pewnym krokiem weszłam do środka, gdzie była jakaś połowa mojego roku. Myślę, że reszta albo zaspała, albo całkiem odpuściła sobie dzisiejsze wykłady, albo się spóźni. Ale znając moich kolegów i koleżanki z roku myślę, a raczej jestem tego pewna, że podchodzą pod opcję numer dwa. Takie bardziej lenie z nich, aż boję się pomyśleć jak oni zdadzą egzaminy pod koniec semestru, gdy na początku wszystko olewają.
Usiadłam w czwartym rzędzie mniej więcej na środku i zaczęłam się rozpakowywać.
W studiowaniu fajną rzeczą jest to, że możesz przynieść sobie jedzenie i jeść podczas wykładu. A profesorom wcale to nie będzie przeszkadzało, bo oni już są do tego przyzwyczajeni, a nawet sami się na to godzą. A na przykład, gdy użyjesz telefonu to ci go nie zabiorą, ponieważ nie mają takiego prawa. I co najważniejsze traktują cię jak dorosłego człowieka. Kocham studia, mimo że to dopiero drugi tydzień.
Tęsknię też za rodzicami, może pojadę w ten weekend do nich. Może ochrona nie pojedzie ze mną, bo chciałabym wreszcie od nich odpocząć i zrelaksować się. Czasem mam wrażenie, że obserwują każdy mój ruch. A gdy otworzę lodówkę wyskoczy mi z niej głowa Toma i powie dzień dobry. Wiem, głupie to jest ale prawdziwe. Nigdy nie myślałam, że będę mieć ochronę która będzie łazić za mną krok w krok, a jej oddech będę czuć na swoim karku. Ale cóż czasem życie potrafi nas zaskoczyć w najmniej odpowiednim momencie.
Louis też już ledwo, ledwo z nimi wytrzymuje, ale jakoś daje rade, bo wie że to dla naszego dobra.
Gdy odkładałam torbę na ziemię poczułam jak coś w niej za wibrowało. Wyciągnęłam nieustannie brzęczące urządzenie i zobaczyłam, że to wiadomość od Louisa. Uśmiechnęłam się do telefonu i odblokowując klawiaturę przeczytałam smsa.
Lou: Już nie mogę się doczekać kiedy Cię zobaczę. Nie wiem czy wytrzymam cały dzień bez Ciebie.
No tak Lou też nie może przeboleć, że jeden dzień w tygodniu nie będziemy widzieć się cały dzień, a dopiero późnym wieczorem w domu. O ile nie zasnę do jego przyjazdu, a wszystko jest możliwe.
Mam jeszcze chwilę czasu zanim zaczną się zajęcia, więc wystukałam szybko wiadomość.
Jo: Ja też się nie mogę doczekać wieczora. Ale co ty na to, abyśmy się spotkali na dłuższej przerwie?
Kliknęłam wyślij i czekałam na odpowiedź, która o dziwo nadeszła bardzo szybko.
Lou: Jestem za! O 12 na pierwszym piętrze przy sekretariacie.
Mam nadzieję, że wytrzymam te cztery godziny. Przy życiu trzyma mnie świadomość, że wreszcie zobaczę Louisa.
Zajęcia ciągnęły się w nieskończoność. Z każdą mijającą sekundą byłam coraz bardziej podekscytowana wizją zjedzenia jakiegoś dobrego posiłku z Louisem. A mój brzuch domagał się tego, bo przypominał o sobie co pięć minut.
W końcu na zegarku nad ciemnozieloną tablicą wybiła 12, a studenci zaczęli się zbierać do wyjścia. Profesor był wielce pocieszony, bo ile można gadać o cyferkach i ich zastosowaniu w świecie. Nie mówię, że to mnie nudzi po prostu czasem mam tego dość, a raczej tego pana który o tym gada. To łysiejący facet po czterdziestce, którego jedyną pasją jest gnębienie biednych i przestraszonych studentów.
Z uśmiechem na ustach i po uprzednim pożegnaniu się z profesorem (aby sobie nie pomyślał, że go nie lubię i że się z nim nie pożegnam) wybiegłam z sali i szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów. Zejście z trzeciego piętra przy takim natężeniu ludzi nie było wcale łatwe, ale w końcu dotarłam pod umówione miejsce z moim ukochanym i co było zadziwiające, że jego tam nie było. A zazwyczaj był punktualny i na czas, więc dziwna sprawa. Zaczęłam się rozglądać wokoło siebie czy aby nie stoi gdzieś dalej, albo chociaż idzie w moją stronę, ale jego nigdzie nie było. Zaczęłam szukać telefonu w torebce, aby sprawdzić czy może nie mam jakichś wiadomości od chłopaka, ale jakie było moje zdziwienie gdy na ekranie było pusto.
Gdzie on jest? Co się z nim dzieje? Zaczynam się denerwować. A co jeśli spotkał Josha? Musiałam usiąść na ławce stojącej pod ścianą, aby się nie przewrócić. Za niedługo ja osiwieję z tych nerwów, a to wszystko przez psychicznie chorego byłego chłopaka, który jest nienormalny i nie wiadomo czego ode mnie chce. Oparłam łokcie na kolanach i podpierając głowę na złożonych rękach zamknęłam oczy i westchnęłam głośno. Mam nadzieję, że Louisowi nic nie jest i że za chwilę pojawi się obok mnie i powie jak to za mną tęsknił i jak bardzo mnie kocha, oraz jaki to jest głodny i żebyśmy szybko gdzieś poszli bo on umrze z głodu. To właśnie jest mój cały Louis - wiecznie głodny i kochany.
Nagle na korytarzu zrobiło się cicho, a ja usłyszałam coś znajomego. Jakiś znajomy głos. Podniosłam głowę i spojrzałam w stronę dochodzącego dźwięku. Zza rogu wyłonił się Louis. Uśmiechnęłam się i wstając z ławki na której siedziałam ruszyłam w jego stronę, ale po kilku krokach przystanęłam w miejscu. Ponieważ obok chłopaka pojawiła się niezwykle piękna i atrakcyjna dziewczyna, która obejmowała go w pasie jedną ręką, a drugą wymachiwała w powietrzu opowiadając coś swojemu towarzyszowi.
Gdy ich zobaczyłam całe powietrze ze mnie uleciało, a krew nagle stanęła w żyłach. Po prostu stałam jak ten kołek na środku korytarza i patrzyłam na nich. Wyglądali razem idealnie, jak perfekcyjna para prosto z okładki jakiegoś cenionego czasopisma. Poczułam pod powiekami jak łzy zaczynają się gromadzić, ale jak na złość żadna z nich nie chciała wydostać się na wierzch. Dlaczego? Dlaczego on mi to robi? Wiedział przecież, że jesteśmy umówieni. A może ten sms nie był do mnie tylko do tej przepięknej greckiej bogini z długimi czarnymi włosami i idealnymi, szczupłymi nogami i o pięknej zaokrąglonej twarzy.
Louis cały czas patrzył na tą dziewczyną, którą obejmował ramieniem w pasie, ale nagle podniósł głowę i zauważył mnie. Stojącą samotnie pośrodku wielkiego korytarza, starającą się nie rozpłakać na jego oczach i opuszczoną oraz zdradzoną. Gdy dostrzegł co się ze mną dzieje na jego twarzy zagościł smutek, myślę że to przez to iż mnie zobaczył. Pewnie myślał, że nie przyłapię go na zdradzie. Ale cóż tak właśnie się stało.
- Przepraszam. - bąknął tylko do swojej ... dziewczyny? Tak, myślę że to najlepsze stwierdzenie. I ruszył w moją stronę.
- Jo? Co się dzieje? Kochanie? - zapytał będąc coraz bliżej mnie. Ale gdy on się do mnie przybliżał, ja cofałam się o krok. Wyciągnął do mnie rękę, a gdy to zobaczyłam zaczęłam kręcić szybko głową i coraz szybciej się od niego odsuwać.
- Zostaw mnie. - powiedziałam zachrypniętym głosem.
Nie chciałam, aby mnie dotykał.
Nie chciałam aby na mnie patrzył.
Nie chciałam, aby był blisko mnie.
- Nie chcę cię znać. - oznajmiłam mu mijając go i pewnym krokiem ruszając przed siebie.
- Jo, co ty robisz? - zapytał wytrącony z równowagi podbiegając do mnie i łapiąc mnie za ramię odwracając w swoją stronę.
- Idź zapytaj się swojej dziewczyny, myślę że ci na pewno powie. - odpowiedziałam i w tym momencie poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Nie chciałam się przy nim rozpłakać. Nie chciałam pokazać, że jestem słaba. Ale może to lepiej, bo przynajmniej będzie wiedział że to przez niego. Że to on do tego doprowadził i to on jest wszystkiemu winien.
- Co? Jakiej dziewczyny? To ty jesteś moją dziewczyną. - powiedział na swoją obronę. - Proszę nie płacz. - już chciał dotknąć opuszkami palców mojego policzka, ale ja byłam szybsza i w porę odsunęłam się od niego. wiedziałam, że gdyby tylko mnie dotknął uległabym i wpadła w jego ramiona.
- Zostaw mnie, nie dotykaj mnie. - powiedziałam i aby uniknąć jeszcze jakichś głupich wyjaśnień pochodzących od niego odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia z budynku. Zatrzymałam się jeszcze przy tej dziewczynie, z którą szedł Louis i powiedziałam do niej.
- Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. - i z coraz większym zamazanym obrazem ruszyłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść, chciałam jak najszybciej znaleźć się w moim małym samochodziku i jak najszybciej dotrzeć do domu. Nie wiem gdzie mam się teraz zatrzymać. I co zrobić.
W kilka minut dobiegłam do samochodu, a gdy wkładałam kluczyk do zamka w drzwiach, ktoś szarpnął mnie za ramię odwracając w swoją stronę.
Pierwszą moją myślą był Louis, ale gdy spojrzałam w górę dostrzegłam że to Josh.
Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Ledwo stał na nogach, a w jego oczach można było zauważyć coś szalonego.
- Josh. - wysapałam przerażona. Co on tutaj robi?
- Cześć kochanie. - zwrócił się do mnie, a ja skrzywiłam się słysząc te słowa. - Dlaczego płaczesz? Czyżby ze szczęścia, że mnie widzisz? - zapytał z uśmieszkiem na ustach, na którego widok od razu zrobiło mi się niedobrze. Gdzie jest Tom? Popatrzyłam w lewą stronę, aby sprawdzić czy nie biegnie z pomocą dla mnie, ale jego tam nie było. Samochód stało na swoim miejscu, ale ochroniarza w nim nie było. Gdzie on jest? Gdzie poszedł?
- Patrzysz za ochroną? Nie martw się, nie ma go. - wyjaśnił mi Josh, a ja wróciłam wzrokiem na niego.
- Co mu zrobiłeś? - zapytałam przerażona.
- Nic. Poszedł coś zjeść, pewnie był głodny. - oznajmił Josh, a ja odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej Tomowi nic nie będzie, ale gorzej ze mną.
- Czego ode mnie chcesz Josh? Pieniędzy? Samochodu? - zapytałam przełykając ślinę.
- Nie chcę twoich pieprzonych pieniędzy, ani twojego gównianego samochodu. Chcę ciebie. - poinformował mnie przysuwając się bliżej mojego ciała i kładąc obie swoje dłonie na dachu auta, także ja byłam uwięziona między nim a garbusem.
- Ale my nie możemy być razem. - powiedziałam i żałowałam, że to zrobiłam. Otrzymałam za to siarczysty cios w policzek, a w moich oczach pojawiła się nowa dawka łez. Na chwilę mnie zamroczyło, ale po chwili wróciłam do rzeczywistości. Złapałam się za palący policzek i pocierając go dłonią popatrzyłam w górę na Josha. Stał i uśmiechał się bezczelnie do mnie. On na serio jest nienormalny i chory, poważnie chory.
- Wiesz co? Bardzo dobrze, że przyłapałaś mnie z Kate, bo nie chciałem być z taką dziwką jak ty. Dla mnie byłaś za "święta". Nie chciałaś abym cię dotykał w niektórych miejscach. - powiedział pocierając palcem wskazującym moje miejsce intymne, na co ja zamknęłam oczy, a po moich policzkach poleciały łzy. Gdzie są wszyscy studenci? Kiedy ja potrzebuję pomocy nie ma nikogo.
- Przestań, błagam. - szepnęłam, gdy jego ręką przeniosła się nieco niżej.
- Zamknij się ! - krzyknął uderzając mnie w drugi policzek, a moja druga ręka powędrowała tam dotykając bolącego miejsca.
Otworzyłam oczy i widziałam, jak Josh oblizuje językiem swoją górną wargę i uśmiecha się. Nie mogłam dłużej tego znieść, musiałam coś zrobić. Więc nabrałam jak najwięcej odwagi w sobie i łapiąc chłopaka za ramiona i jednocześnie podnosząc kolano w górę wycelowałam je w jego krocze. Przez cały ten proces obserwowałam jak jego twarz zmienia się z uśmiechniętej, poprzez zszokowaną, aż w końcu do wykrzywionej z bólu. Chłopak osunął się powoli na ziemię i trzymając za bolące krocze wylądował na plecach zwijając się z bólu. Zrobiłam krok w prawo i stanęłam obok maski samochodu. Cała się trzęsłam z zimna i paniki. Objęłam się rękami i kołysając się w przód i w tył patrzyłam na byłego chłopaka leżącego przed moimi stopami. Jakaś część mnie była zadowolona z tego co zrobiłam, ale inna była przerażona.
Nagle wokół mnie zrobiło się zamieszanie. Krzyki Toma z daleka, Louis ze Stanem biegnący w moją stronę. Gdy ich zobaczyłam kamień spadł mi z serca i teraz byłam pewna, że na pewno jestem bezpieczna. Kilka sekund później wpadłam w objęcia Louisa, który gdy tylko mnie chwycił przyciągnął do siebie mocno i długo przytulając dopóki się nie uspokoiłam. Ściągnął z siebie czarną bluzę z kapturem i założył ją na mnie, bo widział jak trzęsłam się z zimna. a ja byłam mu bardzo wdzięczna, że jest teraz ze mną i dzięki niemu jestem bezpieczna.
Tom ze Stanem zajęli się Joshem biorąc go z ziemi i prowadząc do samochodu ochroniarza. Gdy zobaczyłam jak pakują go do tyłu z moich ust wyrwał się szloch, a z oczu zaczęły płynąć łzy.
- Cssi. - mruknął Louis tuląc mnie do swojej klatki piersiowej, a ja mogłam poczuć jego perfumy pomieszane z żelem pod prysznic. Uwielbiam ten zapach, dzięki niemu czuję się jak w domu.
- Przepraszam. - szepnęłam spoglądając w górę na jego twarz.
- Nie, to ja przepraszam. To moja wina. - odpowiedział schylając się i całując mnie w czoło.
- Kim była ta dziewczyna? - zapytałam. Lou głośno wciągnął powietrze przypominając sobie tą sytuację.
- Koleżanka z roku. - odpowiedział.
- Bardzo ładna. - skomentowałam. - Podoba ci się? - zapytałam patrząc w jego niebieskie tęczówki.
- Kiedyś tak.
- Kiedyś? - zapytałam marszcząc brwi.
- Tak kiedyś, bo teraz ty jesteś na pierwszym miejscu i to ty mi się najbardziej podobasz. - wyjaśnił, a na moich ustach pojawił nieśmiały uśmiech.
- Dziękuję. - powiedziałam przytulając się bardziej do chłopaka.
- Za co? - zapytał odsuwając mnie od swojej klatki piersiowej i palcem wskazującym podnosząc mi głowę w górę.
- Za to, że jesteś. - powiedziałam stając na palcach i całując go w policzek. Lou zaśmiał się i pochylając się poczułam jego usta na swoich.
- Kocham cię Mała. - powiedział zaraz przy moich ustach.
- Kocham cię Tomo. - odpowiedziałam i jeszcze raz atakując jego usta, które jak na zawołanie dołączyły do moich i poruszały się w tym samym rytmie.
Gdyby nie Louis nie wiem gdzie był wylądowała. Najprawdopodobniej Josh zamknąłby mnie w jakiejś ciemnej piwnicy i żądałby okupu za mnie. Na tę myśl wzdrygnęłam się, a Louis przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie pewnie myśląc, że jest mi zimno.
- Chodźmy do domu. - nakazał otwierając drzwi od samochodu i pokazując palcem, abym wsiadła do środka. Bez zbędnych sprzeciwów wsiadłam do garbusa i czekałam aż Lou usiądzie w swoim miejscu.
- A zajęcia? - zapytałam przypominając sobie o wykładach, gdy Louis wyjeżdżał z parkingu.
- Nie przejmuj się zajęciami. Raz możemy je opuścić. A chyba nie czujesz się na siłach, aby siedzieć w sali i słuchać bzdetów? - zapytał spoglądając w moja stronę.
- Masz rację. Jedźmy do domu, chcę jak najszybciej zmyć z siebie jego dotyk. - powiedziałam, a Louis aż cały się spiął.
- Dotykał cię? - zapytał zaciskając mocniej dłonie na kierownicy, aż kostki mu pobielały.
- Raz. - odpowiedziałam przypominając sobie po chwili jak jeszcze dwa razy mnie uderzył w twarz. Na to nieprzyjemne wspomnienie moje dłonie dotknęły skóry policzków.
- Sukinsyn. - wysyczał Lou przez zęby.
- Już dobrze. Już go nie ma, jesteśmy bezpieczni. - powiedziałam, aby go uspokoić i siebie również. Mimo, że nie było to takie proste jak by się mogło wydawać.
- Gdybym szybciej wybiegł za tobą na ten parking nic by się nie stało. - odpowiedział, a ja przypomniałam sobie sytuację z korytarza. Lou powiedział, że to koleżanka z roku więc może powinnam mu wierzyć na słowo. Ale to wyglądało tak jakby oni byli ze sobą.
- Długo się znacie? - zapytałam gdy podjeżdżaliśmy pod mieszkanie.
- Z kim?
- Z tą dziewczyną.
- Od pierwszego roku studiów. Często do nas przychodziła, gdy jeszcze mieszkałem w akademiku. - odpowiedział wysiadając z auta. Zrobiłam to samo wcześniej zabierając swoja torebkę.
Już o nic nie pytałam. Tyle mi wystarczyło, przynajmniej na razie.
Gdy tylko weszliśmy do domu Lou usiadł w salonie na kanapie i wyjął telefon z kieszeni i informując mnie, że zadzwoni do swojego i mojego taty aby dać im znać że Josh jest złapany.
Ja natomiast poszłam od razu po prysznic. Chciałam zmyć z siebie jego obrzydliwy dotyk i to jak patrzył na mnie.
Po prysznicu przebrana w luźną, czarną koszulkę i tego samego koloru legginsy, a włosy związując w kucyka wyszłam z łazienki. Louisa zastałam w kuchni robiącego nam coś do jedzenia. Usiadłam na krześle przy stole i przypatrywałam się mu z jaką gracją porusza się po kuchni.
Nagle chłopak odwrócił się w moją stronę i podskoczył.
- Jo, ale mnie przestraszyłaś. - powiedział łapiąc się za serce.
- Co powiedział twój tata? - zapytałam pomijając jego poprzednie zdanie.
- Był wkurzony na Toma za to, że po prostu sobie gdzieś poszedł zamiast siedzieć w aucie i pilnować. - odpowiedział stawiając przede mną talerz z jedzeniem. Nie mam ochoty jeść, nie po tym co się stało wcześniej.
- To nie jego wina. Nie wiedział, że wcześniej wyjdę z budynku. - powiedziałam na jego obronę, a Lou zakrztusił się makaronem, który właśnie miał w ustach.
- To jest jego praca do jasnej cholery i taki był jego obowiązek Jo. Więc przestań go bronić. Gdyby tam był nic by ci się nie stało i teraz byłabyś uśmiechniętą i pogodną Jo. A jesteś przestraszona i zmarznięta. - odpowiedział upijając łyk wody ze szklanki.
- Myślę, że nie byłabym taka uśmiechnięta. O ile dobrze pamiętasz co się wydarzyło na korytarzu. - odpowiedziała. Wet za wet. Skoro on tak to ja też tak.
- Źle odczytałaś to co się tam stało.
- Źle? Czy ty się słyszysz Louis!? - krzyknęłam wstając i przewracając krzesło. Nie obchodziło mnie, że spadło na podłogę z głośnym hukiem.
- Siadaj i jedz. - nakazał chłopak patrząc na mnie.
- Nie mów mi co mam robić. - powiedziałam głośno i ruszyłam w stronę sypialni. Muszę się od niego odciąć, nie mogę przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, gdy myśli że nic się nie stało.
Weszłam do sypialni, ale zaraz z niej wyszłam z kocem i poduszką.
- Śpisz w salonie. - powiedziałam głośno i wyraźnie, aby chłopak zrozumiał.
- Jo... - zajęczał.
- Nie, żadne Jo. Śpisz tutaj i koniec tematu. - powiedziałam i wróciłam do sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi i siadając na podłodze oparłam się plecami o nie i skryłam twarz w dłoniach. Czy faceci naprawdę nie widzą, gdy robią coś źle?
_________________________________________________________________________________
Heeeeeej!!!
Jak po świętach? Ja tak się objadłam, że nie mogę się ruszać. A ja u Was?
Co do rozdziału. Usiadłam dziś sobie do komputera przez trzy dni nieobecności i po prostu zaczęłam pisać. Ja nie wiem jak ja to robię, ale palców u rąk nie mogę oderwać od klawiatury. Czyli to by oznaczało, że wena powróciła do mnie. Juuupi jeeeej cieszmy się :)
A jak Wam się rozdział podoba? Jak myślicie Jo pogodzi się z Louisem? A co myślicie o Joshu.
Piszcie swoje uwagi w komentarzach, bo uwielbiam je czytać i poprawiać sobie nimi humor :)
Ach gdyby ktoś chciał zobaczyć jak wygląda Josh, albo inny z bohaterów zapraszam do zakładki bohaterowie na samej górze po prawej stronie.
Do następnego :)
Ja myślę, że się pogodzą, chociaż często się kłócą dochodzą do porozumienia.
OdpowiedzUsuńCo do Josha to ciężko stwierdzić :)
@claudialech
Niezła ta akcja z joshem :P myślę że Jo i louis się pogodzą ;)
OdpowiedzUsuńA co do świąt to musze schudnąć bo się trochę po jadło xd
Życzę weny :)
Josh…
OdpowiedzUsuńMyślę że on jeszcze ucieknie, albo się pojawi.
Co do Jo i Louisa to na 100% się pogodzą, bo to opowiadanie jest o nich, więc nie widzę innej opcji.
Rozdział cudo. Czekam na dalszą akcję.
Ola
Rozdział super . Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńNiech cię wena częściej nawiedza , wtedy rozdziały wychodzą cudowne :-) .
OdpowiedzUsuń