- Jo? - jakiś głos jęczał nad moją głową od jakichś dwudziestu minut. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącą nad moim ciałem Meg. Blond włosy sterczały jej we wszystkie strony świata, a pod oczami miała czarne plamy od makijażu. Co tu dużo mówić - wyglądała okropnie.
- No. - odpowiedziałam podnosząc się ... zaraz z podłogi? Co ja robiłam na podłodze? A w dodatku w samym staniku i majtkach? Podniosłam głowę i doznałam szoku Meg też miała na sobie tylko bieliznę. Co myśmy wczoraj robiły?
- Ej o co w tym chodzi? - zapytała dziewczyna siadając na skraju łóżka i wskazując na swoje pół nagie ciało.
- Nie mam pojęcia. Musiałyśmy się nieźle schlać, skoro wyglądamy dziś tak jak wyglądamy. - odpowiedziałam próbując wstać. Na moje nieszczęście zakręciło mi się w głowie i z powrotem usiadłam na miękkim dywanie. Chyba tak będzie najbezpieczniej.
- Ja nic nie pamiętam. - powiedziała Meg, a ja musiałam jej przytaknąć. W mojej głowie była pustka, to tak jakby ktoś wymazał mi pamięć gumką do mazania. Pamiętam tylko niektóre momenty, jak przyszłam do niej, potem jej mama, która przyniosła nam coś do jedzenie, a potem ... pustka. Nie ma nic. Kurde!
- Ja też, kompletnie nic nie pamiętam. Mam nadzieję, że nic głupiego nie zrobiłyśmy. - powiedziałam, a dziewczyna popatrzyła na mnie jakby chciała powiedzieć: Głupia jesteś? Patrz jak wyglądamy, to powinno dać ci do myślenia.
- Po naszych strojach wnioskuję, że było ostro. - oznajmiła tylko i złapała się za głowę padając na plecy, na łóżku.
- Nigdy w życiu się tak nie upiłam. - powiedziałam wstając i podchodząc do łóżka dziewczyny. Na szczęście nie zawracało mi się już w głowie.
- Serio?
- Tak. Zawsze jak coś piłam, to przynajmniej pamiętałam co robiłam w nocy, a teraz nie mam nic w głowie. - odpowiedziałam kładąc się obok niej.
Nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Popatrzyłyśmy na siebie zdezorientowane i ze strachem wymalowanym na twarzach. Zeskoczyłyśmy z łóżka szukając ubrań. Podbiegłam do swojej torby wyciągając z niej podkoszulek i krótkie spodnie, które wczoraj wzięłam ze sobą. Meg schowała się w szafie.
- Jo otwórz. Moja mama nie może mnie zobaczyć w takim stanie. Błagam cię. - poprosiła z wnętrza szafy.
- Zwariowałaś? A jak zapyta o ciebie to co mam jej powiedzieć? - zapytałam. Meg pokręciła głową zastanawiając się nad sensem moich słów i po chwili się odezwała.
- Dobra. To otwórz, a ja szybko się przebiorę i wyjdę za dwie minuty. - przytaknęłam i podeszłam do drzwi. nacisnęłam srebrną klamkę, a to co zobaczyłam całkowicie mnie zaskoczyło. Stan z Louisem stali sobie na korytarzu z uśmiechami na ustach.
- O Boże. - szepnęłam pod nosem, a Lou gdy mnie zobaczył taką przerażoną i w takim stanie zmarszczył brwi, a wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił.
- Co ci się stało? - zapytał wchodząc do pokoju.
- Cześć Lou też miło cię widzieć. - uśmiechnęłam się do chłopaka wchodząc za nim wgłąb pomieszczenia. Zaraz za nami pojawił się Stan i zaczął wzrokiem przeszukiwać wnętrze pokoju.
- Gdzie jest Meg? - zapytał Stan i jak na zawołanie w szafie, w której aktualnie przebywała dziewczyna, coś chyba spadło. Nasze głowy odwróciły się w tamtą stronę, a Stan podszedł do niej i otworzył jej drzwi. To co zobaczyliśmy za drewnianą powłoką wywołało u nas napad śmiechu. Biedna Meg siedziała na dnie szafy w samej bluzce i majtkach. Ciekawa jestem co sobie teraz o nas chłopaki pomyślą.
- Meg co ci jest? - zapytał Stan kucając przy niej, a ona gdy go zobaczyła otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć.
- Stan? Co ty tutaj robisz? - zapytała próbując się wstać. Chłopak pomógł jej i za chwilę dziewczyna była w jego objęciach. Ja z Louisem cały czas im się przyglądaliśmy, ale gdy popatrzyłam w górę na twarz chłopaka widziałam, że był zły.
- Louis mi powiedział, że Jo będzie dziś u ciebie nocować i pomyśleliśmy że przyjedziemy rano i zrobimy wam niespodziankę, ale coś mi się zdaje że przyszliśmy za wcześnie. - wyjaśnił, po czym popatrzył to na Meg, to na mnie. Ja spuściłam wzrok na swoje palce. Byłam zdenerwowana, bo wiedziałam że teraz mam przerąbane u Louisa.
- Jo? Powiesz coś? - zapytał Stan, a ja pokiwałam głową na nie. Louis nie odezwał się do mnie ani jednym słowem odkąd wszedł do pokoju.
- A co mam wam powiedzieć? - zapytałam podniesionym głosem. - Może mamy się tłumaczyć? Może przepraszać was za nasze zachowanie, co? - wybuchłam w tym momencie. - Dlaczego zawsze jest tak, że jak dziewczyny trochę się pobawią to chłopaki od razu mają do nich pretensje i chcą wyjaśnień. To jest chore. - krzyknęłam i zabrałam swoje rzeczy, a następnie wyszłam z pokoju.
- Jo! - usłyszałam za sobą głos Meg, ale nie zatrzymałam się. Później ją przeproszę za moje zachowanie.
- Jo, zaczekaj. - zawołał Louis za mną, gdy dotarłam do schodów. Złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Nie, zostaw mnie. - odpowiedziałam próbując wyrwać się z jego uścisku, ale chłopak był nieustępliwy. Trzymał mnie za ramię nie chcąc puścić, odwrócił mnie do siebie i przyciągnął w swoją stronę.
- Możemy pogadać na spokojnie? - zapytał podnosząc mój podbródek w górę, abym popatrzyła w jego oczy. Starałam się odwrócić głowę, ale nie miałam szans. Za to patrzyłam w bok, aby tylko nie móc patrzeć na jego twarz.
- Proszę cię, popatrz na mnie. - poprosił tak cicho, że tylko ja mogłam go słyszeć. Kiwnęłam głową na znak, że się nie zgadzam, ale on nie dał za wygraną. Pochylił się w moją stronę i dotknął swoimi ustami moje. Chciałam go odepchnąć, ale przyciągnął mnie do siebie i trzymał w mocnym uścisku, także nie miałam jak się poruszyć. Zaczął powoli napierać na moje usta i masować swoim językiem moją dolną wargę, dając mi tym znak żebym je otworzyła, ale ja nie chciałam tego zrobić, nie mogłam.
- Jo, proszę cię. - poprosił jednocześnie dotykając moje wargi. - Pocałuj mnie.
- Nie. - odpowiedziałam i źle zrobiłam. Bo dzięki temu chłopak miał szanse wtargnąć do wnętrza moich ust, a jak już tak się stało to wiedziałam, że było po mnie. Nie mogłam się mu oprzeć. Zawsze, gdy mnie całował powodował tym, że ja stawałam się słaba i bezbronna, a on wykorzystywał to przeciw mnie.
- Dlaczego taki jesteś? - zapytałam, gdy oderwaliśmy się od siebie. Cały czas miałam zamknięte oczy,nie chciałam widzieć jego przeszywających mnie niebieskich tęczówek. Wiem, że jakbym je ujrzała to nie miałabym szans stawiać mu oporu i sprzeciwiać się.
- Niby jaki? - zapytał głaskając mój policzek.
- Taki dziwny. Nie odezwałeś się do mnie ani słowem, gdy wszedłeś do pokoju. Dlaczego Lou? - zapytałam płaczliwym głosem. I wtedy otworzyłam oczy, chciałam aby zobaczył co zrobił, że wywołał u mnie łzy.
- Gdy zobaczyłem cię taką ledwo żywą myślałem, że coś ci się stało. A jak jeszcze Meg chowała się w szafie, to już wiedziałem, że coś przeskrobałyście. Wiesz co wtedy czułem? Czułem się jak idiota, bo moja dziewczyna robiła coś poprzedniej nocy, a ja nie byłem przy niej aby chociaż jej pomóc, czy ją obronić. Rozumiesz? - wyjaśnił patrząc wprost w moje oczy. Otarł kciukiem powoli spływającą łzę z mojego policzka.
- Nic mi się nie stało Lou. Trochę kręci mi się w głowie, ale to wszystko. - odpowiedziałam obejmując go w pasie i przytulając.
- Przepraszam Jo. - szepnął po kilku minutach ciszy panującej między nami.
- Ja też cię przepraszam. - powiedziałam. Cmoknęłam go w czubek nosa, a za chwilę na ustach chłopaka pojawił się ogromny uśmiech. Kolejny kryzys w naszym związku zażegnany. Przynajmniej tak mi się wydawało w tamtym momencie.
- Co powiesz, abyśmy poszli dziś do zoo? - zapytał Lou, gdy siedzieliśmy u mnie w pokoju, a ja rozczesywałam mokre włosy.
- Super pomysł. - odpowiedziałam wstając z łóżka i podchodząc do szafy po suszarkę. Gdy wróciliśmy z Louisem do pokoju Meg przeprosiłam przyjaciółkę za moje wcześniejsze zachowanie. Wyjaśniłam jej co i jak, więc dziewczyna zrozumiała. Poza tym sama miała małą kłótnię ze Stanem. Jak to powiedziała, to ich pierwsza i taka prawdziwa kłótnia w związku, więc już przynajmniej wie na czym to polega. Opowiedziałyśmy chłopakom co robiłyśmy wczorajszego wieczoru i jak to się skończyło. Przez cały ten czas spędzony u niej Louis utrzymywał dystans. Nie złapał mnie nawet za dłoń, gdy siedzieliśmy blisko siebie. A kiedy nasze oczy się spotykały od razu spuszczaliśmy wzrok w dół.
- Co ty na to, aby Meg ze Stanem z nami poszli? - zapytał, a ja kiwnęłam głową na znak że się zgadzam i włączyłam suszarkę.
Po 15 minutach moje włosy były już suche i puszyste, a ja postanowiłam się ubrać i umalować. Skoro mamy wychodzić, to lepiej żebym zrobiła coś ze swoim wyglądem, bo i tak już okropnie się prezentuję. Wzięłam ubrania z szafy i ruszyłam do łazienki. Tam szybko się przebrałam w ciemne dżinsy i szarą luźną koszulkę z rękawem do łokci. Nałożyłam na twarz trochę podkładu i wytuszowałam rzęsy. Jeszcze błyszczyk i jestem gotowa. Wróciłam do pokoju, ale był pusty. Żadnego znaku po Louisie. Gdzie on jest? Wzięłam torebkę i telefon i zeszłam na dół. W kuchni też nikogo nie było, ale za to z ogrodu można było usłyszeć donośne głosy mojej rodzinki. Zeszłam po schodkach na trawę i podeszłam do nich. Nikt nie zauważył mojej obecności tam, ale dopiero gdy pochyliłam się nad tatą i zarzuciłam swoje ręce na jego szyi, wtedy mnie dostrzegli.
- Idziecie gdzieś? - zapytała mama patrząc raz na mnie, raz na Louisa.
- Tak, do zoo. Razem z Meg i ze Stanem. - wyjaśnił Lou, nawet na mnie nie patrząc.
- Och to fajnie. W takim razie bawcie się dobrze. - powiedziała mama, a Louis wstał z krzesła. Cmoknęłam tatę w czoło, a ten uśmiechnął się do mnie na ten czuły gest. Podeszłam jeszcze do mamy i dałam jej buziaka w policzek. Nigdzie nie dostrzegłam Maxa, co by oznaczało że wariat śpi.
- Do widzenia. - powiedział Lou, gdy kierowaliśmy się w stronę schodków.
- Do widzenia. - zawołali jeszcze za nami moi rodzice. Przeszliśmy przez kuchnię, a kiedy byliśmy na korytarzu Lou otworzył drzwi przepuszczając mnie w nich pierwszą.
- Jo? - zapytał stając w progu, gdy ja już byłam na zewnątrz.
- Tak? - odwróciłam się do niego i zrobiłam pytająca minę.
- Idziesz na bosaka? - zapytał wskazując na moje gołe stopy. Walnęłam się otwartą dłonią w czoło i weszłam do środka.
- Dzięki, że mi powiedziałeś. Jakoś jestem dzisiaj strasznie rozkojarzona. - powiedziałam uśmiechając się sztucznie.
- To pewnie wina kaca. - mruknął chłopak, a ja popatrzyłam na niego wkurzona.
- Zamknij się, ok? - odpowiedziałam zakładając czarne balerinki. Chłopak już nic się nie odezwał tylko wyszedł z mojego domu zostawiając mnie samą na korytarzu. Co on ma dzisiaj muchy w tyłku, że tak się na mnie obraża? Nie rozumiem facetów, chyba nigdy nie zrozumiem natury mężczyzn. Za bardzo skomplikowana sprawa.
- Cześć Jo. - powiedziała do mnie Meg, gdy weszłam na podjazd przed jej domem.
- Hej. - mruknęłam i przytuliłam ją do siebie. Zauważyłam, że chłopaki stoją obok samochodu Stana postawionego na krawężniku obok bramy.
- Jak między tobą, a Stanem? - zapytałam, gdy odwróciłam się do dziewczyny.
- Dobrze. A jak u was?
- Louis dziwnie się zachowuje. Można wyczuć między nami dystans. - wyjaśniłam.
- Spróbuj pogadać z nim, gdy będziecie sam na sam. Naprawdę rozmowa pomoże. - powiedziała, a ja przytaknęłam. Meg ma rację, najlepsza jest rozmowa.
- Chyba tak zrobię. - uśmiechnęłam się do niej.
- Gdy będziemy już w zoo, wezmę Stana, gdzieś abyście mogli w spokoju porozmawiać. Zobaczysz, wyjaśnicie sobie wszystko i będzie dobrze.
- Dziękuję ci. - powiedziałam i uściskałam ją jeszcze raz.
- A co to za obmacywanie mojej dziewczyny? - zapytał Stan stając obok nas. Odsunęłyśmy się od siebie, a ten od razu porwał Meg w swoje objęcia i pocałował ją w same usta. Odwróciłam głowę, aby na nich nie patrzeć i natrafiłam wzrokiem na oczy Louisa. Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie, a potem ja powiedziałam.
- Idę do samochodu. - i ruszyłam w stronę auta. Wsiadłam na tylne siedzenie i czekałam, aż reszta dołączy do mnie i będziemy mogli w końcu jechać. Po chwili pozostała trójka siedziała już w samochodzie. Ja z Louisem z tyłu, a Meg ze Stanem na przedzie.
Przez całą drogę miałam ochotę złapać Louisa za rękę, ale powstrzymywałam się od tego. Nie byłam pewna czy chłopakowi by się to spodobało, a bałam się zostać odrzucona. Więc siedziałam spokojnie na swoim miejscu patrząc przez okno, ale cały czas czułam na sobie wzrok chłopaka. Miałam ogromną ochotę odwrócić się do niego, przysunąć bliżej i położyć głowę na jego ramieniu. Ale tego nie zrobiłam, bo stchórzyłam.
***
- Patrzcie delfiny! - krzyknęła Meg i ciągnąc za sobą Stana podbiegła w stronę ogromnego zbiornika z wodą. Ja z Louisem szliśmy za nimi, oboje zamyśleni i pochłonięci swoimi myślami. Kilka razy już chciałam zacząć rozmowę, ale jakoś nie miałam odwagi, aby otworzyć usta. Doszliśmy do nich po chwili, stanęłam obok Meg trzymając się kurczowo barierki i patrząc niemym wzrokiem na zwierzęta przed nami. Po chwili Meg szturchnęła mnie w ramię, popatrzyłam na nią, a ta pokazała głową w stronę Louisa stojącego obok Stana. Dziewczyna dzięki temu dała mi znak, znak żebym zadziałała. Czułam jak moje serce coraz szybciej bije w piersi. Meg pociągnęła Stana za sobą, a ten jak posłuszny piesek poszedł za swoją pańcią. Ta to potrafi sobie faceta wychować. Popatrzyłam na Louisa, a ten gdy zauważył że się mu przyglądam odwrócił głowę w moją stronę i wtedy dostrzegłam coś dziwnego w jego oczach. Łzy? Louis płakał? Niemożliwe.
- Louis. - szepnęłam podchodząc do niego. - Nie płacz. - dodałam przytulając go. Wtulił głowę w zagłębienie między moją szyją, a ramieniem, a ja objęłam go w pasie.
- Przepraszam, za to że byłem takim dupkiem. - powiedział. Czekaj, co? On mnie przeprasza? To ja zawiniłam, a on mnie przeprasza.
- Louis, nie musisz mnie za nic przepraszać. To wszystko to tylko i wyłącznie moja wina. - powiedziałam.
- Nie, moja też. Wina zawsze leży po obu stronach. - wychlipał. Po chwili odsunął się ode mnie wycierając mokre oczy. Uniosłam rękę w górę i przejechałam opuszkami palców po mokrych policzkach. Gdy chciałam cofnąć rękę, chłopak chwycił mój nadgarstek, a następnie pocałował wewnętrzną stronę mojej dłoni. Niby taki nic nie znaczący gest, a jaki słodki.
- Kocham cię. - szepnął, gdy zbliżył swoją twarz do mojej. - Tak bardzo cię kocham, że boję się iż możesz sobie coś zrobić, a ja nie będę miał jak ci pomóc. - Podniosłam wzrok i patrzyłam mu w oczy zanim powiedziałam.
- Lou jestem już dużą dziewczyną i dam sobie radę sama. Nie zawsze są takie momenty, gdy jesteś blisko mnie. Błagam cię nie przejmuj się tak bardzo wszystkim. - poprosiłam i za chwilę cicho dodałam. - Kocham cię. - Lou uśmiechnął się do mnie, a następnie przysunął mnie bliżej siebie i objął ramionami w talii. Uwielbiam być blisko niego, czuć jego obecność przy sobie, bo wtedy wiem że jestem bezpieczna i co najważniejsze szczęśliwa w objęciach ukochanego chłopaka. Kocham go tak bardzo mocno, że czasami mnie to przeraża. A gdyby go zabrakło, wiem że nie wytrzymałabym długo na tym świecie bez niego. Louis jest całym moim światem, moim początkiem i końcem. A teraz gdy po raz kolejny wyznaliśmy sobie miłość, wiem że to jest ten jedyny, ten którego będę kochać do końca swoich dni.
- Postaram się. - odpowiedział i poczułam jego usta na swoich.
_________________________________________________________________________________
Dzień dobry!
Mam dziś dla Was nowy rozdział. Trochę pogmatwany, ale jak to związek Louisa i Jo, co nie?
W ogóle to dzisiaj obchodzę małą rocznicę. Od dwóch lat jestem Directionerką. Wariaci zmienili moje życie, na dobre rzecz jasna :) I tak patrząc teraz na to wszystko z perspektywy czasu, to muszę przyznać, że gdyby nie oni, wiem że moje życie nie byłoby takie kolorowe. Więc czekam na nich, aż w końcu zawitają u nas i będziemy mogły wszystkie się spotkać na koncercie naszych idoli :)
- No. - odpowiedziałam podnosząc się ... zaraz z podłogi? Co ja robiłam na podłodze? A w dodatku w samym staniku i majtkach? Podniosłam głowę i doznałam szoku Meg też miała na sobie tylko bieliznę. Co myśmy wczoraj robiły?
- Ej o co w tym chodzi? - zapytała dziewczyna siadając na skraju łóżka i wskazując na swoje pół nagie ciało.
- Nie mam pojęcia. Musiałyśmy się nieźle schlać, skoro wyglądamy dziś tak jak wyglądamy. - odpowiedziałam próbując wstać. Na moje nieszczęście zakręciło mi się w głowie i z powrotem usiadłam na miękkim dywanie. Chyba tak będzie najbezpieczniej.
- Ja nic nie pamiętam. - powiedziała Meg, a ja musiałam jej przytaknąć. W mojej głowie była pustka, to tak jakby ktoś wymazał mi pamięć gumką do mazania. Pamiętam tylko niektóre momenty, jak przyszłam do niej, potem jej mama, która przyniosła nam coś do jedzenie, a potem ... pustka. Nie ma nic. Kurde!
- Ja też, kompletnie nic nie pamiętam. Mam nadzieję, że nic głupiego nie zrobiłyśmy. - powiedziałam, a dziewczyna popatrzyła na mnie jakby chciała powiedzieć: Głupia jesteś? Patrz jak wyglądamy, to powinno dać ci do myślenia.
- Po naszych strojach wnioskuję, że było ostro. - oznajmiła tylko i złapała się za głowę padając na plecy, na łóżku.
- Nigdy w życiu się tak nie upiłam. - powiedziałam wstając i podchodząc do łóżka dziewczyny. Na szczęście nie zawracało mi się już w głowie.
- Serio?
- Tak. Zawsze jak coś piłam, to przynajmniej pamiętałam co robiłam w nocy, a teraz nie mam nic w głowie. - odpowiedziałam kładąc się obok niej.
Nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Popatrzyłyśmy na siebie zdezorientowane i ze strachem wymalowanym na twarzach. Zeskoczyłyśmy z łóżka szukając ubrań. Podbiegłam do swojej torby wyciągając z niej podkoszulek i krótkie spodnie, które wczoraj wzięłam ze sobą. Meg schowała się w szafie.
- Jo otwórz. Moja mama nie może mnie zobaczyć w takim stanie. Błagam cię. - poprosiła z wnętrza szafy.
- Zwariowałaś? A jak zapyta o ciebie to co mam jej powiedzieć? - zapytałam. Meg pokręciła głową zastanawiając się nad sensem moich słów i po chwili się odezwała.
- Dobra. To otwórz, a ja szybko się przebiorę i wyjdę za dwie minuty. - przytaknęłam i podeszłam do drzwi. nacisnęłam srebrną klamkę, a to co zobaczyłam całkowicie mnie zaskoczyło. Stan z Louisem stali sobie na korytarzu z uśmiechami na ustach.
- O Boże. - szepnęłam pod nosem, a Lou gdy mnie zobaczył taką przerażoną i w takim stanie zmarszczył brwi, a wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił.
- Co ci się stało? - zapytał wchodząc do pokoju.
- Cześć Lou też miło cię widzieć. - uśmiechnęłam się do chłopaka wchodząc za nim wgłąb pomieszczenia. Zaraz za nami pojawił się Stan i zaczął wzrokiem przeszukiwać wnętrze pokoju.
- Gdzie jest Meg? - zapytał Stan i jak na zawołanie w szafie, w której aktualnie przebywała dziewczyna, coś chyba spadło. Nasze głowy odwróciły się w tamtą stronę, a Stan podszedł do niej i otworzył jej drzwi. To co zobaczyliśmy za drewnianą powłoką wywołało u nas napad śmiechu. Biedna Meg siedziała na dnie szafy w samej bluzce i majtkach. Ciekawa jestem co sobie teraz o nas chłopaki pomyślą.
- Meg co ci jest? - zapytał Stan kucając przy niej, a ona gdy go zobaczyła otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć.
- Stan? Co ty tutaj robisz? - zapytała próbując się wstać. Chłopak pomógł jej i za chwilę dziewczyna była w jego objęciach. Ja z Louisem cały czas im się przyglądaliśmy, ale gdy popatrzyłam w górę na twarz chłopaka widziałam, że był zły.
- Louis mi powiedział, że Jo będzie dziś u ciebie nocować i pomyśleliśmy że przyjedziemy rano i zrobimy wam niespodziankę, ale coś mi się zdaje że przyszliśmy za wcześnie. - wyjaśnił, po czym popatrzył to na Meg, to na mnie. Ja spuściłam wzrok na swoje palce. Byłam zdenerwowana, bo wiedziałam że teraz mam przerąbane u Louisa.
- Jo? Powiesz coś? - zapytał Stan, a ja pokiwałam głową na nie. Louis nie odezwał się do mnie ani jednym słowem odkąd wszedł do pokoju.
- A co mam wam powiedzieć? - zapytałam podniesionym głosem. - Może mamy się tłumaczyć? Może przepraszać was za nasze zachowanie, co? - wybuchłam w tym momencie. - Dlaczego zawsze jest tak, że jak dziewczyny trochę się pobawią to chłopaki od razu mają do nich pretensje i chcą wyjaśnień. To jest chore. - krzyknęłam i zabrałam swoje rzeczy, a następnie wyszłam z pokoju.
- Jo! - usłyszałam za sobą głos Meg, ale nie zatrzymałam się. Później ją przeproszę za moje zachowanie.
- Jo, zaczekaj. - zawołał Louis za mną, gdy dotarłam do schodów. Złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Nie, zostaw mnie. - odpowiedziałam próbując wyrwać się z jego uścisku, ale chłopak był nieustępliwy. Trzymał mnie za ramię nie chcąc puścić, odwrócił mnie do siebie i przyciągnął w swoją stronę.
- Możemy pogadać na spokojnie? - zapytał podnosząc mój podbródek w górę, abym popatrzyła w jego oczy. Starałam się odwrócić głowę, ale nie miałam szans. Za to patrzyłam w bok, aby tylko nie móc patrzeć na jego twarz.
- Proszę cię, popatrz na mnie. - poprosił tak cicho, że tylko ja mogłam go słyszeć. Kiwnęłam głową na znak, że się nie zgadzam, ale on nie dał za wygraną. Pochylił się w moją stronę i dotknął swoimi ustami moje. Chciałam go odepchnąć, ale przyciągnął mnie do siebie i trzymał w mocnym uścisku, także nie miałam jak się poruszyć. Zaczął powoli napierać na moje usta i masować swoim językiem moją dolną wargę, dając mi tym znak żebym je otworzyła, ale ja nie chciałam tego zrobić, nie mogłam.
- Jo, proszę cię. - poprosił jednocześnie dotykając moje wargi. - Pocałuj mnie.
- Nie. - odpowiedziałam i źle zrobiłam. Bo dzięki temu chłopak miał szanse wtargnąć do wnętrza moich ust, a jak już tak się stało to wiedziałam, że było po mnie. Nie mogłam się mu oprzeć. Zawsze, gdy mnie całował powodował tym, że ja stawałam się słaba i bezbronna, a on wykorzystywał to przeciw mnie.
- Dlaczego taki jesteś? - zapytałam, gdy oderwaliśmy się od siebie. Cały czas miałam zamknięte oczy,nie chciałam widzieć jego przeszywających mnie niebieskich tęczówek. Wiem, że jakbym je ujrzała to nie miałabym szans stawiać mu oporu i sprzeciwiać się.
- Niby jaki? - zapytał głaskając mój policzek.
- Taki dziwny. Nie odezwałeś się do mnie ani słowem, gdy wszedłeś do pokoju. Dlaczego Lou? - zapytałam płaczliwym głosem. I wtedy otworzyłam oczy, chciałam aby zobaczył co zrobił, że wywołał u mnie łzy.
- Gdy zobaczyłem cię taką ledwo żywą myślałem, że coś ci się stało. A jak jeszcze Meg chowała się w szafie, to już wiedziałem, że coś przeskrobałyście. Wiesz co wtedy czułem? Czułem się jak idiota, bo moja dziewczyna robiła coś poprzedniej nocy, a ja nie byłem przy niej aby chociaż jej pomóc, czy ją obronić. Rozumiesz? - wyjaśnił patrząc wprost w moje oczy. Otarł kciukiem powoli spływającą łzę z mojego policzka.
- Nic mi się nie stało Lou. Trochę kręci mi się w głowie, ale to wszystko. - odpowiedziałam obejmując go w pasie i przytulając.
- Przepraszam Jo. - szepnął po kilku minutach ciszy panującej między nami.
- Ja też cię przepraszam. - powiedziałam. Cmoknęłam go w czubek nosa, a za chwilę na ustach chłopaka pojawił się ogromny uśmiech. Kolejny kryzys w naszym związku zażegnany. Przynajmniej tak mi się wydawało w tamtym momencie.
- Co powiesz, abyśmy poszli dziś do zoo? - zapytał Lou, gdy siedzieliśmy u mnie w pokoju, a ja rozczesywałam mokre włosy.
- Super pomysł. - odpowiedziałam wstając z łóżka i podchodząc do szafy po suszarkę. Gdy wróciliśmy z Louisem do pokoju Meg przeprosiłam przyjaciółkę za moje wcześniejsze zachowanie. Wyjaśniłam jej co i jak, więc dziewczyna zrozumiała. Poza tym sama miała małą kłótnię ze Stanem. Jak to powiedziała, to ich pierwsza i taka prawdziwa kłótnia w związku, więc już przynajmniej wie na czym to polega. Opowiedziałyśmy chłopakom co robiłyśmy wczorajszego wieczoru i jak to się skończyło. Przez cały ten czas spędzony u niej Louis utrzymywał dystans. Nie złapał mnie nawet za dłoń, gdy siedzieliśmy blisko siebie. A kiedy nasze oczy się spotykały od razu spuszczaliśmy wzrok w dół.
- Co ty na to, aby Meg ze Stanem z nami poszli? - zapytał, a ja kiwnęłam głową na znak że się zgadzam i włączyłam suszarkę.
Po 15 minutach moje włosy były już suche i puszyste, a ja postanowiłam się ubrać i umalować. Skoro mamy wychodzić, to lepiej żebym zrobiła coś ze swoim wyglądem, bo i tak już okropnie się prezentuję. Wzięłam ubrania z szafy i ruszyłam do łazienki. Tam szybko się przebrałam w ciemne dżinsy i szarą luźną koszulkę z rękawem do łokci. Nałożyłam na twarz trochę podkładu i wytuszowałam rzęsy. Jeszcze błyszczyk i jestem gotowa. Wróciłam do pokoju, ale był pusty. Żadnego znaku po Louisie. Gdzie on jest? Wzięłam torebkę i telefon i zeszłam na dół. W kuchni też nikogo nie było, ale za to z ogrodu można było usłyszeć donośne głosy mojej rodzinki. Zeszłam po schodkach na trawę i podeszłam do nich. Nikt nie zauważył mojej obecności tam, ale dopiero gdy pochyliłam się nad tatą i zarzuciłam swoje ręce na jego szyi, wtedy mnie dostrzegli.
- Idziecie gdzieś? - zapytała mama patrząc raz na mnie, raz na Louisa.
- Tak, do zoo. Razem z Meg i ze Stanem. - wyjaśnił Lou, nawet na mnie nie patrząc.
- Och to fajnie. W takim razie bawcie się dobrze. - powiedziała mama, a Louis wstał z krzesła. Cmoknęłam tatę w czoło, a ten uśmiechnął się do mnie na ten czuły gest. Podeszłam jeszcze do mamy i dałam jej buziaka w policzek. Nigdzie nie dostrzegłam Maxa, co by oznaczało że wariat śpi.
- Do widzenia. - powiedział Lou, gdy kierowaliśmy się w stronę schodków.
- Do widzenia. - zawołali jeszcze za nami moi rodzice. Przeszliśmy przez kuchnię, a kiedy byliśmy na korytarzu Lou otworzył drzwi przepuszczając mnie w nich pierwszą.
- Jo? - zapytał stając w progu, gdy ja już byłam na zewnątrz.
- Tak? - odwróciłam się do niego i zrobiłam pytająca minę.
- Idziesz na bosaka? - zapytał wskazując na moje gołe stopy. Walnęłam się otwartą dłonią w czoło i weszłam do środka.
- Dzięki, że mi powiedziałeś. Jakoś jestem dzisiaj strasznie rozkojarzona. - powiedziałam uśmiechając się sztucznie.
- To pewnie wina kaca. - mruknął chłopak, a ja popatrzyłam na niego wkurzona.
- Zamknij się, ok? - odpowiedziałam zakładając czarne balerinki. Chłopak już nic się nie odezwał tylko wyszedł z mojego domu zostawiając mnie samą na korytarzu. Co on ma dzisiaj muchy w tyłku, że tak się na mnie obraża? Nie rozumiem facetów, chyba nigdy nie zrozumiem natury mężczyzn. Za bardzo skomplikowana sprawa.
- Cześć Jo. - powiedziała do mnie Meg, gdy weszłam na podjazd przed jej domem.
- Hej. - mruknęłam i przytuliłam ją do siebie. Zauważyłam, że chłopaki stoją obok samochodu Stana postawionego na krawężniku obok bramy.
- Jak między tobą, a Stanem? - zapytałam, gdy odwróciłam się do dziewczyny.
- Dobrze. A jak u was?
- Louis dziwnie się zachowuje. Można wyczuć między nami dystans. - wyjaśniłam.
- Spróbuj pogadać z nim, gdy będziecie sam na sam. Naprawdę rozmowa pomoże. - powiedziała, a ja przytaknęłam. Meg ma rację, najlepsza jest rozmowa.
- Chyba tak zrobię. - uśmiechnęłam się do niej.
- Gdy będziemy już w zoo, wezmę Stana, gdzieś abyście mogli w spokoju porozmawiać. Zobaczysz, wyjaśnicie sobie wszystko i będzie dobrze.
- Dziękuję ci. - powiedziałam i uściskałam ją jeszcze raz.
- A co to za obmacywanie mojej dziewczyny? - zapytał Stan stając obok nas. Odsunęłyśmy się od siebie, a ten od razu porwał Meg w swoje objęcia i pocałował ją w same usta. Odwróciłam głowę, aby na nich nie patrzeć i natrafiłam wzrokiem na oczy Louisa. Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie, a potem ja powiedziałam.
- Idę do samochodu. - i ruszyłam w stronę auta. Wsiadłam na tylne siedzenie i czekałam, aż reszta dołączy do mnie i będziemy mogli w końcu jechać. Po chwili pozostała trójka siedziała już w samochodzie. Ja z Louisem z tyłu, a Meg ze Stanem na przedzie.
Przez całą drogę miałam ochotę złapać Louisa za rękę, ale powstrzymywałam się od tego. Nie byłam pewna czy chłopakowi by się to spodobało, a bałam się zostać odrzucona. Więc siedziałam spokojnie na swoim miejscu patrząc przez okno, ale cały czas czułam na sobie wzrok chłopaka. Miałam ogromną ochotę odwrócić się do niego, przysunąć bliżej i położyć głowę na jego ramieniu. Ale tego nie zrobiłam, bo stchórzyłam.
***
- Patrzcie delfiny! - krzyknęła Meg i ciągnąc za sobą Stana podbiegła w stronę ogromnego zbiornika z wodą. Ja z Louisem szliśmy za nimi, oboje zamyśleni i pochłonięci swoimi myślami. Kilka razy już chciałam zacząć rozmowę, ale jakoś nie miałam odwagi, aby otworzyć usta. Doszliśmy do nich po chwili, stanęłam obok Meg trzymając się kurczowo barierki i patrząc niemym wzrokiem na zwierzęta przed nami. Po chwili Meg szturchnęła mnie w ramię, popatrzyłam na nią, a ta pokazała głową w stronę Louisa stojącego obok Stana. Dziewczyna dzięki temu dała mi znak, znak żebym zadziałała. Czułam jak moje serce coraz szybciej bije w piersi. Meg pociągnęła Stana za sobą, a ten jak posłuszny piesek poszedł za swoją pańcią. Ta to potrafi sobie faceta wychować. Popatrzyłam na Louisa, a ten gdy zauważył że się mu przyglądam odwrócił głowę w moją stronę i wtedy dostrzegłam coś dziwnego w jego oczach. Łzy? Louis płakał? Niemożliwe.
- Louis. - szepnęłam podchodząc do niego. - Nie płacz. - dodałam przytulając go. Wtulił głowę w zagłębienie między moją szyją, a ramieniem, a ja objęłam go w pasie.
- Przepraszam, za to że byłem takim dupkiem. - powiedział. Czekaj, co? On mnie przeprasza? To ja zawiniłam, a on mnie przeprasza.
- Louis, nie musisz mnie za nic przepraszać. To wszystko to tylko i wyłącznie moja wina. - powiedziałam.
- Nie, moja też. Wina zawsze leży po obu stronach. - wychlipał. Po chwili odsunął się ode mnie wycierając mokre oczy. Uniosłam rękę w górę i przejechałam opuszkami palców po mokrych policzkach. Gdy chciałam cofnąć rękę, chłopak chwycił mój nadgarstek, a następnie pocałował wewnętrzną stronę mojej dłoni. Niby taki nic nie znaczący gest, a jaki słodki.
- Kocham cię. - szepnął, gdy zbliżył swoją twarz do mojej. - Tak bardzo cię kocham, że boję się iż możesz sobie coś zrobić, a ja nie będę miał jak ci pomóc. - Podniosłam wzrok i patrzyłam mu w oczy zanim powiedziałam.
- Lou jestem już dużą dziewczyną i dam sobie radę sama. Nie zawsze są takie momenty, gdy jesteś blisko mnie. Błagam cię nie przejmuj się tak bardzo wszystkim. - poprosiłam i za chwilę cicho dodałam. - Kocham cię. - Lou uśmiechnął się do mnie, a następnie przysunął mnie bliżej siebie i objął ramionami w talii. Uwielbiam być blisko niego, czuć jego obecność przy sobie, bo wtedy wiem że jestem bezpieczna i co najważniejsze szczęśliwa w objęciach ukochanego chłopaka. Kocham go tak bardzo mocno, że czasami mnie to przeraża. A gdyby go zabrakło, wiem że nie wytrzymałabym długo na tym świecie bez niego. Louis jest całym moim światem, moim początkiem i końcem. A teraz gdy po raz kolejny wyznaliśmy sobie miłość, wiem że to jest ten jedyny, ten którego będę kochać do końca swoich dni.
- Postaram się. - odpowiedział i poczułam jego usta na swoich.
_________________________________________________________________________________
Dzień dobry!
Mam dziś dla Was nowy rozdział. Trochę pogmatwany, ale jak to związek Louisa i Jo, co nie?
W ogóle to dzisiaj obchodzę małą rocznicę. Od dwóch lat jestem Directionerką. Wariaci zmienili moje życie, na dobre rzecz jasna :) I tak patrząc teraz na to wszystko z perspektywy czasu, to muszę przyznać, że gdyby nie oni, wiem że moje życie nie byłoby takie kolorowe. Więc czekam na nich, aż w końcu zawitają u nas i będziemy mogły wszystkie się spotkać na koncercie naszych idoli :)
A tu tak dla przypomnienia nasi chłopcy. Aż się łezka w oku kręci, gdy ogląda się takie zdjęcia :')
P.S. Louis zabijasz :)
Komentujcie proszę Was.
Hahaha początek zajebisty.. reszta tez, ale nie lubie jak sie kłócom.. troche krótki albo mi sie tylko wydaje
OdpowiedzUsuń~Verii
Awwwwwwww fajne ;) weny kochana :3
OdpowiedzUsuńKażdy nowy rozdział coraz lepszy :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :) :)
Co rozdział to nowy większy uśmiech na mojej twarzy ;3
OdpowiedzUsuńOni są świetni ;3 <3
Weny kicia ;*