Jestem w domu od wczoraj i coraz bardziej odczuwam pustkę. Brakuje mi pewnej osoby. Wiem, że źle zrobiłam zakazując mu do mnie dzwonić, ale chciałam tą całą sytuację przemyśleć na spokojnie. A teraz leżę w łóżku z telefonem w dłoni i mam ochotę wybrać numer Louisa i zadzwonić do niego. Powiedzieć jak bardzo żałuję, że się tak zachowałam.
Powiedzieć mu jak bardzo go kocham i chcę aby do mnie przyjechał. Wiem od mamy, że Louis pojechał do swojego domu na weekend, czyli jesteśmy w tym samym mieście i dzieli nas jakieś pół godziny od siebie.
Mama nie pytała dlaczego przyjechałam sama. Nie zadawała mi żadnych pytań, gdy tylko zobaczyła mnie w progu domu. Nawet sama przyznała, że nie spodziewała się mnie w domu, czyli niespodzianka się udała pomyślałam. A Max, gdy mnie zobaczył to myślałam, że zaraz zwariuje ze szczęścia, ja też nie ukrywałam, że bardzo się cieszyłam widząc go.
Praktycznie przez całą drogę próbowałam się znowu nie rozpłakać, aby nie dać jakichś znaków rodzicom że coś jest nie tak. Tama puściła, gdy znalazłam się w ciemnym pokoju przykryta kołdrą pod samą brodę. Całą noc nie spałam rozmyślając nad tą sytuacją. Może jakbym dała Louisowi wyjaśnić co się wtedy stało nie leżałabym teraz sama w ogromnym łóżku i patrzyła w sufit zastanawiając się co on teraz robi.
- Jo, kochanie śniadanie gotowe. - oznajmiła mama wchodząc do mojego pokoju. - A co tu tak ciemno? - zapytała podchodząc do okna i odsuwając roletę. Popatrzyła na mnie, a na jej twarzy pojawiły się zmarszczki oznaczające, że się zaniepokoiła.
- Co się dzieje? Chora jesteś? Wyglądasz jakoś inaczej. - dodała siadając na skraju łóżka i przykładając dłoń do mojego czoła. - Nie masz gorączki. - stwierdziła głaszcząc mnie po policzku.
- Dobrze się czuję mamo. Po prostu jestem zmęczona i tyle. - odpowiedziałam siląc się na uśmiech, a mama w to uwierzyła bo odwzajemniła ten gest wstając i wychodząc z pokoju.
- Śniadanie na dole. Dobrze by było jakbyś zeszła. Max się o ciebie cały czas pyta. - powiedziała i wyszła z pokoju.
Niechętnie wstałam z łóżka i wkładając na siebie czarną, luźną bluzę i związując włosy w kucyka postanowiłam zejść na dół. Robię to tylko i wyłącznie dla mojej rodziny, by nie pomyśleli iż coś jest nie tak.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam do kuchni.
- Jo! - krzyknął Max i zeskakując z kolan taty pobiegł w moją stronę.
- Cześć. - powiedziałam cicho i kucając przytuliłam malucha do siebie. Tak bardzo mi go brakowało przez te dwa tygodnie, że teraz mam ochotę cały czas mieć go przy sobie i w ogóle go nie zostawiać.
- Dzień dobry skarbie. - przywitał się ze mną tata, gdy wstałam do pozycji stojącej. Podeszłam do niego i siadając mu na kolanach zarzuciłam ręce na szyję i całując w policzek przytuliłam się do niego.
- A to za co? - zapytał zdezorientowany i z widocznymi rumieńcami na policzkach. Wzruszyłam tylko ramionami i zeszłam z jego kolan. Usiadłam naprzeciwko niego, a mama obok mnie z Małym na kolanach i zaczęliśmy jeść śniadanie. Nie byłam zbytnio głodna, poza tym odzwyczaiłam się od jedzenia śniadań. Ale robiłam to tylko dla rodziców, aby nie zrobić im przykrości bo na pewno bardzo napracowali się w przygotowaniu tego wszystkiego.
Perspektywa Louisa
Właśnie zjadłem śniadanie z rodzicami i siostrami. Mama jak to mama zadawała mi miliony pytań dotyczących Jo i studiów. Nie chciałem rozmawiać na ten temat, bo wiedziałem że długo nie wytrzymam i nakrzyczę na nią, aby w końcu się przymknęła i dała mi spokój. Ale mam do niej szacunek i tego nie zrobię, bo w końcu to moja mama i się o mnie martwi - to normalne.
Gdy wczoraj Jo odjechała w stronę domu pomyślałem, że cały mój świat się załamał. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić ani jak się zachować. Byłem przybity, nagle cały mój świat legł w gruzach. Bez tej dziewczyny jestem nikim. Ona nadaje mojemu życiu kolorów, to dzięki niej każdego ranka budzę się z uśmiechem na ustach, ponieważ wiem że gdy tylko otworzę oczy ujrzę jej piękną twarz. Ale tak było do wtorkowego ranka, to wtedy ostatni raz miałem okazję doznać czegoś takiego. Wiem, że wszystko spieprzyłem. Zdaję sobie z tego sprawę, to wszystko moja wina. Próbowałem rozmawiać wczoraj z Abby i dać jej jasno do zrozumienia, aby więcej czegoś takiego nie zrobiła. Niech się lepi do innych facetów, a nie do mnie. Ja jestem zajęty.
Wchodząc do pokoju z głową pełną myśli o Jo padłem na łóżko. Nie chciało mi się nic, dosłownie nic. Mam zrobić kilka projektów na przyszły tydzień, ale nie dam rady. W mojej głowie cały czas siedzi obraz smutnej Jo, gdy siedziała w swoim aucie i uciekała ode mnie. Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że ktoś będzie uciekał ode mnie. Nigdy. Zawsze byłem typem chłopaka, do którego ludzie chętnie przychodzili i zwracali się z pomocą. Dlatego nigdy w życiu, nie przyszłaby mi do głowy myśl, że kiedyś będę taki samotny i wypruty z życia przez jedną osobę.
Kilka razy w ciągu nocy chciałem zadzwonić do Jo, aby chociaż na chwilę usłyszeć jej głos. Nawet to jak mówi mi, żebym dał jej spokój. Tak bardzo za nią tęsknię. Chciałbym ja przeprosić i obiecać, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy. Chciałbym ją teraz, właśnie teraz przytulić. Poczuć jak opiera swój policzek o moją klatkę piersiową, jak trzyma w swoich dłoniach tył mojej koszulki. Jak jej drobne ciało trzęsie się ze śmiechu, z powodu moich głupich żartów.
Leżąc na plecach i patrząc w sufit usłyszałem lekkie pukanie do drzwi. Mruknąłem tylko ciche proszę i ktoś wszedł do mojego pokoju i usiadł na krześle przy biurku.
- Louis. - Lottie szepnęła w moją stronę. Uniosłem głowę i popatrzyłem na nią dając znak, żeby powiedziała mi co ode mnie chce. Przecież jestem zajęty.
- Co się z tobą dzieje? - zapytała siadając obok mnie na łóżku.
- A co ma się niby dziać? - odpowiedziałem cały czas patrząc w sufit. Właściwie to nie wiem co w nim było takiego interesującego.
- Jesteś jakiś dziwny. Jakby... bez życia. - skąd ona to wie? Dobra jestem trochę przybity, ale zasłużyłem sobie na to.
- Lottie, co chcesz nie widzisz że jestem zajęty? - miałem nadzieję, że siostra w końcu odpuści, ale ona nie dawała za wygraną.
- Czym? Gapieniem się w ścianę? Powiedz mi co się dzieje? Chodzi o Jo, prawda? - ona zawsze potrafiła rozszyfrować mój nastrój i to co siedzi mi aktualnie w głowie.
- Skąd wiesz? - zapytałem siadając i opierając się plecami o ścianę.
- Ciebie łatwo rozszyfrować braciszku. - odpowiedziała uśmiechając się lekko i krzyżując nogi na łóżku usiadła naprzeciwko mnie. - To powiedz mi teraz o co chodzi. - nie wiedziałem czy mogę jej wszystko powiedzieć, ale w końcu to moja siostra, więc dlaczego miałbym jej nie powiedzieć.
- Więc... - zacząłem. Opowiedziałem jej wszystko od początku do końca. Za każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem Lottie robiła coraz to inną minę. Raz była smutna, potem znowu zła, a na końcu trochę zmieszana. Myślę, że to przez to iż nie wiedziała co ma mi poradzić, ale ostatecznie odezwała się, a mi kamień spadł z serca.
- Moim zdaniem powinieneś do niej pojechać. - oznajmiła, po dłuższej chwili.
- Ale ona nie chce mnie widzieć. - odpowiedziałem załamany.
- Co z tego? Jeśli cię naprawdę kocha to tęskni i jestem pewna, że pragnie żeby cię zobaczyć.
- Ale Lottie ona powiedziała, że nie chce mnie widzieć. - powiedziałem ponownie, aby w końcu zrozumiała.
- Louis jaka z ciebie dupa wołowa jest. Myślałam, że jestem bardziej odważny a tu... - popatrzyła na mnie z góry do dołu i pokręciła ze zrezygnowaniem głową. - Ubieraj się i jedź do niej. - nakazała wstając z łóżka i stając na miękkim dywanie.
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł. - powiedziałem patrząc w dół na swoje palce.
- A ja myślę, że świetny. Wstawaj. Wybiorę ci jakieś ciuchy, abyś się godnie prezentował. - powiedziała i podeszła do mojej torby, którą przywiozłem wczoraj, ale jeszcze nie zdążyłem rozpakować.
- Czy ty widzisz to? - zapytała mnie Lottie wyjmując z torby pomiętą, granatową koszulę. Ulubioną koszulę Jo.
- No co? Pomięła się w torbie. - odpowiedziałem podchodząc bliżej niej. - Nie jest tak źle. - wyrwałem jej ubranie z rąk i założyłem na siebie.
- To trzeba wyprasować. Zdejmij ją, ja się tym zajmę. - powiedziała i gdy wręczyłem jej koszulę, zabrała jeszcze czarne spodnie i zniknęła za drzwiami.
Nie wiem czy to dobry pomysł, aby jechać do Jo. Dziewczyna prosiła mnie, żebym do niej nie dzwonił, ani się nie pokazywał na oczy, więc pewnie mnie wygoni z domu, gdy tylko mnie zobaczy. A więcej upokorzenia nie zniosę.
Dziesięć minut później Lottie wróciła z jeszcze ciepłą od żelazka koszulą i spodniami, które od razu na siebie włożyłem. Pod rozpiętą koszulą miałem czarny T-shirt i myślę, że prezentowałem się całkiem nieźle. Mimo, że w środku nie czułem się najlepiej. Ale może, gdy Jo mi wybaczy będzie lepiej. Oby.
Użyłem jeszcze gumy do włosów, aby jakoś podnieść je ku górze i aby jakoś się prezentowały. Przywdziałem najbardziej nieszczery uśmiech na swoje usta i zabierając portfel z pokoju zbiegłem szybko po schodach na dół.
- Nie zapomnij kupić kwiatów. - szepnęła do mnie Lottie, gdy zakładałem swoje czarne trampki w korytarzu. Kiwnąłem głową, na znak że zrozumiałem. - Najlepiej białe róże. - dodała cicho, tak aby mama nie słyszała.
- Dobra. Jeszcze jakieś wskazówki? - zapytałem prostując się i zakładając kurtkę.
- Życzę szczęścia. Jo na pewno ci wybaczy. Za bardzo cię kocha, by cię stracić. - dodała, a w jakiś dziwny sposób uśmiechnąłem się. To wszystko wydaje się takie proste, gdy się o tym mówi. A jak przyjdzie co do czego to człowiek wycofuje się w ostatnim momencie, bo brakuje mu odwagi.
- Idę. - powiedziałem i całując siostrę w policzek, czym ją zaskoczyłem, bo stała w korytarzu z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczami.
Wsiadłem szybko do samochodu i odjechałem z piskiem opon najpierw w stronę kwiaciarni, potem do domu Jo. Jestem dobrej myśli, że dziewczyna da sobie wszystko wyjaśnić i mi wybaczy.
Perspektywa Jo
Po śniadaniu przy którym moi rodzice próbowali coś ze mnie wyciągnąć, ale wszystkie ich starania poszły na marne, bo ja i tak nic im nie chciałam powiedzieć, wróciłam do swojego pokoju. I próbując się czegokolwiek nauczyć usiadłam na łóżku z książkami i zeszytami leżącymi przede mną. Musiałam czymś zająć myśli, nie mogłam cały czas rozmyślać o Louisie i o tym czy mu wybaczyć, czy może to czas najwyższy aby się rozstać. Nie, nie mogę tak myśleć. Za bardzo kocham tego idiotę, aby tak z dnia na dzień przestać się z nim spotykać.
Wróciłam do rozwiązywania przeróżnych zadań. Niektóre z nich były banalnie proste, a przy innych musiałam się nagimnastykować i namyśleć, aby coś z tego wyszło. Więc moje myśli dotyczące Louisa zeszły na drugi plan.
Po pół godzinie nauki zachciało mi się strasznie pić. Zeszłam więc na dół, do kuchni, w której nikogo nie było. Dziwne. Drzwi do ogrodu były zamknięte, więc rodzice na pewno gdzieś wyszli. Tylko gdzie?
- Mamo? - zawołałam głośno, ale nikt mi nie odpowiedział. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do szafki ze szklankami i wyjęłam z niej jedną z nich i nalałam sobie soku. Pewnie pojechali na zakupy i nie chcieli mi przeszkadzać, no ale żeby tak wychodzić cicho i nawet żadnego słowa nie powiedzieć, ani nawet kartki nie zostawić? To do nich niepodobne. Nalałam sobie jeszcze trochę soku i postanowiłam wrócić na górę.
Gdy byłam już przy schodach usłyszałam dzwonek do drzwi. Czyżby wrócili? Ale gdyby to oni byli, to przecież nie dzwoniliby do swojego domu. Ciekawe kto to, może listonosz? Ale w sobotę raczej nie pracują, więc to mało prawdopodobne. Kładąc szklankę na blacie w kuchni przeszłam do korytarza, a następnie otworzyłam drzwi. A to co tam zobaczyłam wbiło mnie w ziemię, także nie mogłam się ruszyć.
Perspektywa Louisa
Gdy tylko drzwi zostały otwarte - zobaczyłem ją. Taką smutną i bez uśmiechu na twarzy, wiedziałem że to moja wina.
- Co ty tu robisz? - zapytała nie ukrywając swojej złości. - Prosiłam cię, żebyś tu nie przyjeżdżał. - dodała nieco głośniej. A we mnie coś wstąpiło, nie wiem co to było. Coś co popchnęło mnie w jej stronę i nachylając się pocałowałem ją w usta. Nie odepchnęła mnie, co by oznaczało dobry znak. Jedną ręką objąłem ją w pasie i przysunąłem bliżej siebie. W drugiej trzymałem ogromny bukiet róż.
- Przestań! - krzyknęła odsuwając się nagle ode mnie. Myślałem, że jesteśmy na dobrej drodze, ale chyba za wcześnie wykonałem ten ruch. Niepotrzebnie to zrobiłem, za szybko.
- Jo proszę wysłuchaj mnie. - poprosiłem błagalnym głosem wręczając jej kwiaty. Popatrzyła na mnie zdezorientowana i wzięła kwiaty, a drugą ręką wykonała ruch zapraszając mnie do środka. Ściągnąłem buty i wszedłem do środka. W tym domu zawsze pachniało tak samo. W salonie było pełno kwiatów i to one nadawały temu domowi niesamowitego charakteru i zapachu, rzecz jasna.
Śledziłem każdy ruch Jo, gdy weszła do kuchni aby włożyć kwiaty do wazonu. Widziałem, że była spięta tym, że nagle się u niej pojawiłem. Ale nie mogłem inaczej, potrzebuję jej, a ona potrzebuje mnie.
- Więc? - zapytała stawiając przede mną szklankę z sokiem pomarańczowym, jej ulubionym.
- Wróć do mnie. - poprosiłem patrząc prosto w jej oczy. - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham cię. - dodałem.
- Wiesz, że to co zrobiłeś było głupie? I nie do przyjęcia. Wiesz co ja czułam, gdy cię z nią zobaczyłam? - pytała mnie patrząc cały czas prosto w moje oczy, a ja w jej.Wiedziałem, że wyrządziłem jej ogromną krzywdę obejmując inną dziewczyną, zwłaszcza na jej oczach.
- Wiem i przepraszam. Nie powinienem pozwolić jej tak mnie obejmować. To było bardzo głupie z mojej strony. Wybaczysz mi? - zapytałem z nadzieją w głosie. Ta rozmowa jest trudniejsza niż mi się na początku wydawało. Myślałem, że przeproszę i Jo wróci do mnie. Ale chyba za dużą krzywdę jej wyrządziłem, aby tak po prostu mi odpuściła.
- Nie wiem. - odpowiedziała spuszczając wzrok na swoje palce.
- Wybacz mi proszę cię. Bez ciebie nie jestem tym samym chłopakiem. Czuję, że się staczam. Proszę nie dopuść do tego. - powiedziałem łagodnym głosem cały czas uważnie się jej przyglądając. Gdy wypowiedziałem ostatnie zdanie dziewczyna podniosła swoją głowę i popatrzyła na mnie, a ja dostrzegłem na jej policzkach łzy.
- Louis. - jęknęła i za chwilę znalazła się w moich ramionach. Nawet nie wiecie jakie to świetne uczucie trzymać w ramionach ukochaną osobę. Objąłem ją swoimi ramionami jak najmocniej potrafiłem, a ona oplotła moją talię swoimi i przytuliła policzek do mojego torsu. Uwielbiałem to uczucie, gdy mogłem ją mieć blisko siebie i czuć jej obecność. Nigdy, przenigdy nie doprowadzę to naszej kolejnej kłótni. Nigdy.
- Tak bardzo cię przepraszam maleńka. - szepnąłem i ucałowałem jej włosy.
- Ja ciebie też. Byłam taka zła, a zarazem smutna na ciebie, gdy was zobaczyłam na tym korytarzu. - wyszeptała pomiędzy pociągnięciami nosem.
- A ja na siebie, na nią i na wszystkich dookoła. - powiedziałem.
- Kocham cię i nie kłóćmy się już, dobrze? - poprosiła podnosząc głowę w górę i spoglądając na mnie swoimi smutnymi i czerwonymi oczętami. Na ten widok serce mi się krajało.
- Dobrze skarbie. - odpowiedziałem nachylając się i składając niewinny pocałunek na jej ustach. Były takie miękkie i słodkie. Jo zarzuciła na moją szyję swoje ręce i ciągnąc mnie za włoski na karku odwzajemniła mój pocałunek. Wreszcie doczekałem się, aby ją pocałować. A teraz proszę, mam co chcę.
Jestem ogromnym szczęściarzem, że mam taką dziewczynę obok siebie. I będę o tym pamiętał do końca życia.
Powiedzieć mu jak bardzo go kocham i chcę aby do mnie przyjechał. Wiem od mamy, że Louis pojechał do swojego domu na weekend, czyli jesteśmy w tym samym mieście i dzieli nas jakieś pół godziny od siebie.
Mama nie pytała dlaczego przyjechałam sama. Nie zadawała mi żadnych pytań, gdy tylko zobaczyła mnie w progu domu. Nawet sama przyznała, że nie spodziewała się mnie w domu, czyli niespodzianka się udała pomyślałam. A Max, gdy mnie zobaczył to myślałam, że zaraz zwariuje ze szczęścia, ja też nie ukrywałam, że bardzo się cieszyłam widząc go.
Praktycznie przez całą drogę próbowałam się znowu nie rozpłakać, aby nie dać jakichś znaków rodzicom że coś jest nie tak. Tama puściła, gdy znalazłam się w ciemnym pokoju przykryta kołdrą pod samą brodę. Całą noc nie spałam rozmyślając nad tą sytuacją. Może jakbym dała Louisowi wyjaśnić co się wtedy stało nie leżałabym teraz sama w ogromnym łóżku i patrzyła w sufit zastanawiając się co on teraz robi.
- Jo, kochanie śniadanie gotowe. - oznajmiła mama wchodząc do mojego pokoju. - A co tu tak ciemno? - zapytała podchodząc do okna i odsuwając roletę. Popatrzyła na mnie, a na jej twarzy pojawiły się zmarszczki oznaczające, że się zaniepokoiła.
- Co się dzieje? Chora jesteś? Wyglądasz jakoś inaczej. - dodała siadając na skraju łóżka i przykładając dłoń do mojego czoła. - Nie masz gorączki. - stwierdziła głaszcząc mnie po policzku.
- Dobrze się czuję mamo. Po prostu jestem zmęczona i tyle. - odpowiedziałam siląc się na uśmiech, a mama w to uwierzyła bo odwzajemniła ten gest wstając i wychodząc z pokoju.
- Śniadanie na dole. Dobrze by było jakbyś zeszła. Max się o ciebie cały czas pyta. - powiedziała i wyszła z pokoju.
Niechętnie wstałam z łóżka i wkładając na siebie czarną, luźną bluzę i związując włosy w kucyka postanowiłam zejść na dół. Robię to tylko i wyłącznie dla mojej rodziny, by nie pomyśleli iż coś jest nie tak.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam do kuchni.
- Jo! - krzyknął Max i zeskakując z kolan taty pobiegł w moją stronę.
- Cześć. - powiedziałam cicho i kucając przytuliłam malucha do siebie. Tak bardzo mi go brakowało przez te dwa tygodnie, że teraz mam ochotę cały czas mieć go przy sobie i w ogóle go nie zostawiać.
- Dzień dobry skarbie. - przywitał się ze mną tata, gdy wstałam do pozycji stojącej. Podeszłam do niego i siadając mu na kolanach zarzuciłam ręce na szyję i całując w policzek przytuliłam się do niego.
- A to za co? - zapytał zdezorientowany i z widocznymi rumieńcami na policzkach. Wzruszyłam tylko ramionami i zeszłam z jego kolan. Usiadłam naprzeciwko niego, a mama obok mnie z Małym na kolanach i zaczęliśmy jeść śniadanie. Nie byłam zbytnio głodna, poza tym odzwyczaiłam się od jedzenia śniadań. Ale robiłam to tylko dla rodziców, aby nie zrobić im przykrości bo na pewno bardzo napracowali się w przygotowaniu tego wszystkiego.
Perspektywa Louisa
Właśnie zjadłem śniadanie z rodzicami i siostrami. Mama jak to mama zadawała mi miliony pytań dotyczących Jo i studiów. Nie chciałem rozmawiać na ten temat, bo wiedziałem że długo nie wytrzymam i nakrzyczę na nią, aby w końcu się przymknęła i dała mi spokój. Ale mam do niej szacunek i tego nie zrobię, bo w końcu to moja mama i się o mnie martwi - to normalne.
Gdy wczoraj Jo odjechała w stronę domu pomyślałem, że cały mój świat się załamał. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić ani jak się zachować. Byłem przybity, nagle cały mój świat legł w gruzach. Bez tej dziewczyny jestem nikim. Ona nadaje mojemu życiu kolorów, to dzięki niej każdego ranka budzę się z uśmiechem na ustach, ponieważ wiem że gdy tylko otworzę oczy ujrzę jej piękną twarz. Ale tak było do wtorkowego ranka, to wtedy ostatni raz miałem okazję doznać czegoś takiego. Wiem, że wszystko spieprzyłem. Zdaję sobie z tego sprawę, to wszystko moja wina. Próbowałem rozmawiać wczoraj z Abby i dać jej jasno do zrozumienia, aby więcej czegoś takiego nie zrobiła. Niech się lepi do innych facetów, a nie do mnie. Ja jestem zajęty.
Wchodząc do pokoju z głową pełną myśli o Jo padłem na łóżko. Nie chciało mi się nic, dosłownie nic. Mam zrobić kilka projektów na przyszły tydzień, ale nie dam rady. W mojej głowie cały czas siedzi obraz smutnej Jo, gdy siedziała w swoim aucie i uciekała ode mnie. Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że ktoś będzie uciekał ode mnie. Nigdy. Zawsze byłem typem chłopaka, do którego ludzie chętnie przychodzili i zwracali się z pomocą. Dlatego nigdy w życiu, nie przyszłaby mi do głowy myśl, że kiedyś będę taki samotny i wypruty z życia przez jedną osobę.
Kilka razy w ciągu nocy chciałem zadzwonić do Jo, aby chociaż na chwilę usłyszeć jej głos. Nawet to jak mówi mi, żebym dał jej spokój. Tak bardzo za nią tęsknię. Chciałbym ja przeprosić i obiecać, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy. Chciałbym ją teraz, właśnie teraz przytulić. Poczuć jak opiera swój policzek o moją klatkę piersiową, jak trzyma w swoich dłoniach tył mojej koszulki. Jak jej drobne ciało trzęsie się ze śmiechu, z powodu moich głupich żartów.
Leżąc na plecach i patrząc w sufit usłyszałem lekkie pukanie do drzwi. Mruknąłem tylko ciche proszę i ktoś wszedł do mojego pokoju i usiadł na krześle przy biurku.
- Louis. - Lottie szepnęła w moją stronę. Uniosłem głowę i popatrzyłem na nią dając znak, żeby powiedziała mi co ode mnie chce. Przecież jestem zajęty.
- Co się z tobą dzieje? - zapytała siadając obok mnie na łóżku.
- A co ma się niby dziać? - odpowiedziałem cały czas patrząc w sufit. Właściwie to nie wiem co w nim było takiego interesującego.
- Jesteś jakiś dziwny. Jakby... bez życia. - skąd ona to wie? Dobra jestem trochę przybity, ale zasłużyłem sobie na to.
- Lottie, co chcesz nie widzisz że jestem zajęty? - miałem nadzieję, że siostra w końcu odpuści, ale ona nie dawała za wygraną.
- Czym? Gapieniem się w ścianę? Powiedz mi co się dzieje? Chodzi o Jo, prawda? - ona zawsze potrafiła rozszyfrować mój nastrój i to co siedzi mi aktualnie w głowie.
- Skąd wiesz? - zapytałem siadając i opierając się plecami o ścianę.
- Ciebie łatwo rozszyfrować braciszku. - odpowiedziała uśmiechając się lekko i krzyżując nogi na łóżku usiadła naprzeciwko mnie. - To powiedz mi teraz o co chodzi. - nie wiedziałem czy mogę jej wszystko powiedzieć, ale w końcu to moja siostra, więc dlaczego miałbym jej nie powiedzieć.
- Więc... - zacząłem. Opowiedziałem jej wszystko od początku do końca. Za każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem Lottie robiła coraz to inną minę. Raz była smutna, potem znowu zła, a na końcu trochę zmieszana. Myślę, że to przez to iż nie wiedziała co ma mi poradzić, ale ostatecznie odezwała się, a mi kamień spadł z serca.
- Moim zdaniem powinieneś do niej pojechać. - oznajmiła, po dłuższej chwili.
- Ale ona nie chce mnie widzieć. - odpowiedziałem załamany.
- Co z tego? Jeśli cię naprawdę kocha to tęskni i jestem pewna, że pragnie żeby cię zobaczyć.
- Ale Lottie ona powiedziała, że nie chce mnie widzieć. - powiedziałem ponownie, aby w końcu zrozumiała.
- Louis jaka z ciebie dupa wołowa jest. Myślałam, że jestem bardziej odważny a tu... - popatrzyła na mnie z góry do dołu i pokręciła ze zrezygnowaniem głową. - Ubieraj się i jedź do niej. - nakazała wstając z łóżka i stając na miękkim dywanie.
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł. - powiedziałem patrząc w dół na swoje palce.
- A ja myślę, że świetny. Wstawaj. Wybiorę ci jakieś ciuchy, abyś się godnie prezentował. - powiedziała i podeszła do mojej torby, którą przywiozłem wczoraj, ale jeszcze nie zdążyłem rozpakować.
- Czy ty widzisz to? - zapytała mnie Lottie wyjmując z torby pomiętą, granatową koszulę. Ulubioną koszulę Jo.
- No co? Pomięła się w torbie. - odpowiedziałem podchodząc bliżej niej. - Nie jest tak źle. - wyrwałem jej ubranie z rąk i założyłem na siebie.
- To trzeba wyprasować. Zdejmij ją, ja się tym zajmę. - powiedziała i gdy wręczyłem jej koszulę, zabrała jeszcze czarne spodnie i zniknęła za drzwiami.
Nie wiem czy to dobry pomysł, aby jechać do Jo. Dziewczyna prosiła mnie, żebym do niej nie dzwonił, ani się nie pokazywał na oczy, więc pewnie mnie wygoni z domu, gdy tylko mnie zobaczy. A więcej upokorzenia nie zniosę.
Dziesięć minut później Lottie wróciła z jeszcze ciepłą od żelazka koszulą i spodniami, które od razu na siebie włożyłem. Pod rozpiętą koszulą miałem czarny T-shirt i myślę, że prezentowałem się całkiem nieźle. Mimo, że w środku nie czułem się najlepiej. Ale może, gdy Jo mi wybaczy będzie lepiej. Oby.
Użyłem jeszcze gumy do włosów, aby jakoś podnieść je ku górze i aby jakoś się prezentowały. Przywdziałem najbardziej nieszczery uśmiech na swoje usta i zabierając portfel z pokoju zbiegłem szybko po schodach na dół.
- Nie zapomnij kupić kwiatów. - szepnęła do mnie Lottie, gdy zakładałem swoje czarne trampki w korytarzu. Kiwnąłem głową, na znak że zrozumiałem. - Najlepiej białe róże. - dodała cicho, tak aby mama nie słyszała.
- Dobra. Jeszcze jakieś wskazówki? - zapytałem prostując się i zakładając kurtkę.
- Życzę szczęścia. Jo na pewno ci wybaczy. Za bardzo cię kocha, by cię stracić. - dodała, a w jakiś dziwny sposób uśmiechnąłem się. To wszystko wydaje się takie proste, gdy się o tym mówi. A jak przyjdzie co do czego to człowiek wycofuje się w ostatnim momencie, bo brakuje mu odwagi.
- Idę. - powiedziałem i całując siostrę w policzek, czym ją zaskoczyłem, bo stała w korytarzu z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczami.
Wsiadłem szybko do samochodu i odjechałem z piskiem opon najpierw w stronę kwiaciarni, potem do domu Jo. Jestem dobrej myśli, że dziewczyna da sobie wszystko wyjaśnić i mi wybaczy.
Perspektywa Jo
Po śniadaniu przy którym moi rodzice próbowali coś ze mnie wyciągnąć, ale wszystkie ich starania poszły na marne, bo ja i tak nic im nie chciałam powiedzieć, wróciłam do swojego pokoju. I próbując się czegokolwiek nauczyć usiadłam na łóżku z książkami i zeszytami leżącymi przede mną. Musiałam czymś zająć myśli, nie mogłam cały czas rozmyślać o Louisie i o tym czy mu wybaczyć, czy może to czas najwyższy aby się rozstać. Nie, nie mogę tak myśleć. Za bardzo kocham tego idiotę, aby tak z dnia na dzień przestać się z nim spotykać.
Wróciłam do rozwiązywania przeróżnych zadań. Niektóre z nich były banalnie proste, a przy innych musiałam się nagimnastykować i namyśleć, aby coś z tego wyszło. Więc moje myśli dotyczące Louisa zeszły na drugi plan.
Po pół godzinie nauki zachciało mi się strasznie pić. Zeszłam więc na dół, do kuchni, w której nikogo nie było. Dziwne. Drzwi do ogrodu były zamknięte, więc rodzice na pewno gdzieś wyszli. Tylko gdzie?
- Mamo? - zawołałam głośno, ale nikt mi nie odpowiedział. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do szafki ze szklankami i wyjęłam z niej jedną z nich i nalałam sobie soku. Pewnie pojechali na zakupy i nie chcieli mi przeszkadzać, no ale żeby tak wychodzić cicho i nawet żadnego słowa nie powiedzieć, ani nawet kartki nie zostawić? To do nich niepodobne. Nalałam sobie jeszcze trochę soku i postanowiłam wrócić na górę.
Gdy byłam już przy schodach usłyszałam dzwonek do drzwi. Czyżby wrócili? Ale gdyby to oni byli, to przecież nie dzwoniliby do swojego domu. Ciekawe kto to, może listonosz? Ale w sobotę raczej nie pracują, więc to mało prawdopodobne. Kładąc szklankę na blacie w kuchni przeszłam do korytarza, a następnie otworzyłam drzwi. A to co tam zobaczyłam wbiło mnie w ziemię, także nie mogłam się ruszyć.
Perspektywa Louisa
Gdy tylko drzwi zostały otwarte - zobaczyłem ją. Taką smutną i bez uśmiechu na twarzy, wiedziałem że to moja wina.
- Co ty tu robisz? - zapytała nie ukrywając swojej złości. - Prosiłam cię, żebyś tu nie przyjeżdżał. - dodała nieco głośniej. A we mnie coś wstąpiło, nie wiem co to było. Coś co popchnęło mnie w jej stronę i nachylając się pocałowałem ją w usta. Nie odepchnęła mnie, co by oznaczało dobry znak. Jedną ręką objąłem ją w pasie i przysunąłem bliżej siebie. W drugiej trzymałem ogromny bukiet róż.
- Przestań! - krzyknęła odsuwając się nagle ode mnie. Myślałem, że jesteśmy na dobrej drodze, ale chyba za wcześnie wykonałem ten ruch. Niepotrzebnie to zrobiłem, za szybko.
- Jo proszę wysłuchaj mnie. - poprosiłem błagalnym głosem wręczając jej kwiaty. Popatrzyła na mnie zdezorientowana i wzięła kwiaty, a drugą ręką wykonała ruch zapraszając mnie do środka. Ściągnąłem buty i wszedłem do środka. W tym domu zawsze pachniało tak samo. W salonie było pełno kwiatów i to one nadawały temu domowi niesamowitego charakteru i zapachu, rzecz jasna.
Śledziłem każdy ruch Jo, gdy weszła do kuchni aby włożyć kwiaty do wazonu. Widziałem, że była spięta tym, że nagle się u niej pojawiłem. Ale nie mogłem inaczej, potrzebuję jej, a ona potrzebuje mnie.
- Więc? - zapytała stawiając przede mną szklankę z sokiem pomarańczowym, jej ulubionym.
- Wróć do mnie. - poprosiłem patrząc prosto w jej oczy. - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham cię. - dodałem.
- Wiesz, że to co zrobiłeś było głupie? I nie do przyjęcia. Wiesz co ja czułam, gdy cię z nią zobaczyłam? - pytała mnie patrząc cały czas prosto w moje oczy, a ja w jej.Wiedziałem, że wyrządziłem jej ogromną krzywdę obejmując inną dziewczyną, zwłaszcza na jej oczach.
- Wiem i przepraszam. Nie powinienem pozwolić jej tak mnie obejmować. To było bardzo głupie z mojej strony. Wybaczysz mi? - zapytałem z nadzieją w głosie. Ta rozmowa jest trudniejsza niż mi się na początku wydawało. Myślałem, że przeproszę i Jo wróci do mnie. Ale chyba za dużą krzywdę jej wyrządziłem, aby tak po prostu mi odpuściła.
- Nie wiem. - odpowiedziała spuszczając wzrok na swoje palce.
- Wybacz mi proszę cię. Bez ciebie nie jestem tym samym chłopakiem. Czuję, że się staczam. Proszę nie dopuść do tego. - powiedziałem łagodnym głosem cały czas uważnie się jej przyglądając. Gdy wypowiedziałem ostatnie zdanie dziewczyna podniosła swoją głowę i popatrzyła na mnie, a ja dostrzegłem na jej policzkach łzy.
- Louis. - jęknęła i za chwilę znalazła się w moich ramionach. Nawet nie wiecie jakie to świetne uczucie trzymać w ramionach ukochaną osobę. Objąłem ją swoimi ramionami jak najmocniej potrafiłem, a ona oplotła moją talię swoimi i przytuliła policzek do mojego torsu. Uwielbiałem to uczucie, gdy mogłem ją mieć blisko siebie i czuć jej obecność. Nigdy, przenigdy nie doprowadzę to naszej kolejnej kłótni. Nigdy.
- Tak bardzo cię przepraszam maleńka. - szepnąłem i ucałowałem jej włosy.
- Ja ciebie też. Byłam taka zła, a zarazem smutna na ciebie, gdy was zobaczyłam na tym korytarzu. - wyszeptała pomiędzy pociągnięciami nosem.
- A ja na siebie, na nią i na wszystkich dookoła. - powiedziałem.
- Kocham cię i nie kłóćmy się już, dobrze? - poprosiła podnosząc głowę w górę i spoglądając na mnie swoimi smutnymi i czerwonymi oczętami. Na ten widok serce mi się krajało.
- Dobrze skarbie. - odpowiedziałem nachylając się i składając niewinny pocałunek na jej ustach. Były takie miękkie i słodkie. Jo zarzuciła na moją szyję swoje ręce i ciągnąc mnie za włoski na karku odwzajemniła mój pocałunek. Wreszcie doczekałem się, aby ją pocałować. A teraz proszę, mam co chcę.
Jestem ogromnym szczęściarzem, że mam taką dziewczynę obok siebie. I będę o tym pamiętał do końca życia.
_________________________________________________________________________________
No i co? Pogodzili się! W końcu! Cieszycie się?
A teraz mam Wam do przekazania pewną wiadomość. A otóż to postanowiłam wprowadzić pewną zasadę, która będzie obowiązywała od tego rozdziału.
A mianowicie 15 komentarzy=następny rozdział
Jest Was mnóstwo, co pokazują wejścia na bloga. Czasem mam około 300 wejść jednego dnia.
To jest oczywiście niesamowite!
Dlatego postanowiłam, że wprowadzę taką zasadę.
Chcę po prostu, abyście zaczęli komentować rozdziały i pisać w nich Wasze odczucia po przeczytaniu go i nie wiem, jakieś sugestie co może zdarzyć się dalej?
Chciałabym, abyście to zrobili dla mnie, bo wiem że potraficie.
Za niedługo pewnie będę kończyć tego bloga, nie mam pojęcia ile jeszcze rozdziałów napiszę, to zależy od szanownej Pani Weny i pomysłów :)
Więc mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie i będę mogła przeczytać Wasze wspaniałe i BARDZO motywujące mnie komentarze.
A i chciałam zaznaczyć, że mam już następny rozdział napisany, więc im szybciej uzbieracie te 15 komentarzy, tym szybciej będziecie mogli przeczytać kolejny :)
Dziękuję za ponad 35 tyś. wyświetleń. Jesteście kochani!
Do następnego, mam nadzieję że szybkiego :)
cieszę się że się pogodzili :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :)
Ooooo . Ah te słodziaki :)
OdpowiedzUsuń@claudialech
Genialny :) :)
OdpowiedzUsuńOo jak dobrze wrócili do siebie ;)
OdpowiedzUsuńHaha dobrze że jego siostra kopnała go w tą dupe i pojechał do niej haha xD
Czekam na next x
Nareszcie się pogodzili super piszesz kocham cię <3
OdpowiedzUsuńNo w koncu!! Juz myslalam ze sie nigdy nie pogodza ;) uwielbiam cie. Pisz dalej
OdpowiedzUsuńJak dobrze ze sie pogodzili. Czekałam dluuuuugo na ten moment :) kocham twojego bloga <3<3
OdpowiedzUsuńSuper :D
OdpowiedzUsuńNie mam siły na komentarz wiec powiem tylko tyle mega :)
OdpowiedzUsuń~Verii
Ooo nie kończ tego ;( bardzo lubię twojego bloga i komentuje rozdziały :) nie mogę się doczekać następnego ;3 pozdro i weny ~ Misia
OdpowiedzUsuńJeeeeej pogodzili się :D
OdpowiedzUsuńczekam na następny :) ♥♥
Czekam na następny :) :)
OdpowiedzUsuńJuhu pogodzili się :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Twoje opowiadanie jest GIT , chciała byś kiedyś żeby Larry się ujawniał ?
OdpowiedzUsuńCzekam na next :) :)
OdpowiedzUsuńKocham cię twój blog jest po prostu wow czekam na NEXT :))
OdpowiedzUsuńchcę następny :))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńaaa i proponuję aby lou był zazdrosny o jo :))
OdpowiedzUsuńa ja chcę aby jo była w ciąży -ja xd :))
OdpowiedzUsuń