Przez okno w pokoju słońce wślizgiwało się przez zasłonięte zasłony. Podniosłam się z uśmiechem na ustach i po chwili dopiero doszło do mnie gdzie jestem i co się dzieje. Otworzyłam szeroko oczy i usiadłam na wielkim łóżku w sypialni. Po chwili przypomniałam sobie co wczoraj z Louisem robiliśmy. Poczułam jak na moje policzki wpełza niechciany rumieniec. Ale zaraz. Gdzie jest Louis? I dlaczego ja jestem ubrana? Nic, kompletnie nic, nie pamiętam po tym jak zasnęłam. Czyżby Lou mnie ubrał? To prawdopodobne. Tylko gdzie on teraz jest? Mam nadzieję, że nie wyszedł i nie zostawił mnie tutaj samej.
Wstałam z łóżka i chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i wychyliłam głowę. Poczułam zapach świeżo parzonej kawy i ciepłego, dopiero co upieczonego chleba. Wyszłam z sypialni i na paluszkach, cichutko weszłam do salonu. Oparłam się ramieniem o kolumnę i przypatrywałam się jak mój chłopak robi śniadanie.
Wstałam z łóżka i chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i wychyliłam głowę. Poczułam zapach świeżo parzonej kawy i ciepłego, dopiero co upieczonego chleba. Wyszłam z sypialni i na paluszkach, cichutko weszłam do salonu. Oparłam się ramieniem o kolumnę i przypatrywałam się jak mój chłopak robi śniadanie.
Miał na sobie jedynie szary podkoszulek i czarne, spodnie dresowe. Niezły widok, muszę przyznać. A jeśli mam codziennie widzieć takie widoki to niech tak zostanie na zawsze.
Nagle Lou odwrócił się i nasze oczy się spotkały. Chłopak chyba wyczuł, że ktoś mu się przygląda. Wydawał się zaskoczony moim widokiem, ale po chwili uśmiechnął się promiennie do mnie, a ja podeszłam bliżej niego.
Nagle Lou odwrócił się i nasze oczy się spotkały. Chłopak chyba wyczuł, że ktoś mu się przygląda. Wydawał się zaskoczony moim widokiem, ale po chwili uśmiechnął się promiennie do mnie, a ja podeszłam bliżej niego.
- Dzień dobry. - powiedziałam na powitanie.
- Dzień dobry skarbie. Jak się spało? - zapytał pochylając się nade mną i cmokając mój policzek. Wzięłam z talerza mały kawałek chlebka i ugryzłam go. Świeży, mięciutki i pyszny.
- Dobrze. Bardzo wygodne to łóżko. - uśmiechnęłam się do niego odpowiadając. - Byłeś w sklepie? - zapytałam po chwili przypatrywania się Louisowi, gdy smażył dla nas jajecznicę.
- Tak. Tuż obok jest mały sklep spożywczy. A jaki tani. - odpowiedział śmiejąc się.
- To dobrze. - oznajmiłam. - Więc postanowiłeś, że zrobisz dla nas śniadanie? - zapytałam opierając się biodrem o blat kuchenny i zakładając ręce na piersiach.
- Jak widać. - odpowiedział skupiony, aby przypadkiem nie przypalić jajek. - Myślałem, że zaniosę ci śniadanie do łóżka, ale wstałaś wcześniej. - dodał ze smutkiem w głosie.
- Wiesz, zawsze mogę wrócić do łóżka i udawać, że śpię. - powiedziałam całkiem poważnie, a na ustach Louisa od razu pojawił się ogromny uśmiech.
- A ja mogę cię obudzić. - odpowiedział ruszając zabawnie brwiami i jednocześnie wyłączając gaz.
- Tobie tylko jedno w głowie. - odpowiedziałam przewracając oczami. - No ale skoro już wstałam to nie będziesz miał takiej okazji. Jemy? -zapytała, a Lou zrobił smutną minę wydymając dolną wargę. Wyglądał wtedy tak słodko i niewinnie, że aż mi się go szkoda zrobiło i już, już miałam wrócić do sypialni, aby miał okazję mnie obudzić. Ale postanowiłam, że nie.
Wzięłam dwa kubki, dzbanek z kawą i ruszyłam w stronę stołu. Lou nałożył jajecznicę na dwa talerze i, gdy ja zasiadałam już do stołu chłopak położył jeden z nich przede mną, a sam wrócił po koszyczek z chlebem oraz przyprawy. Usiadł naprzeciw mnie i chwyciwszy widelec w dłoń podniósł na mnie swój wzrok i uśmiechając się życzył mi smacznego. Odpowiedziałam mu tym samym i zaczęłam wcinać pyszne śniadanie zrobione przez ukochanego chłopaka, który no cóż nie ukrywajmy potrafi gotować i to nieźle. Zastanawiam się jeszcze, jakie ma ukryte zdolności o których ja nie wiem.
- O czym myślisz? - zapytał popijając kawę z kubka.
- Zastanawiam się co jeszcze potrafisz. Umiesz gotować i pleść warkocze. Ciekawa jestem co jeszcze potrafisz, bo nie każdy facet umie robić takie rzeczy. - wyjaśniłam patrząc mu przy tym cały czas w oczy. Na jego policzkach zagościł już dziś nieodłączny rumieniec, a ja cicho zachichotałam na jego reakcję.
- Cóż. - odchrząknął. - Potrafię jeszcze kilka innych rzeczy, ale o nich nie mogę ci powiedzieć. - dodał patrząc na moją twarz.
- Dlaczego? - zapytałam z nadzieją w głosie, że może jednak uda mi się dziś coś z niego wyciągnąć.
- Bo nie. - odpowiedział.
- Bo nie to nie odpowiedź kochanie. - powiedziałam upijając łyk kawy. Kurde, kawę też robi świetną. Czyżbym miała w domu ideał?
- I tak ci nie powiem, więc nie naciskaj, kochanie. - odpowiedział akcentując ostatnie słowo.
- Dobra. To w takim razie kochanie może powiesz mi jakie masz plany na dziś? - zapytałam obracając kubek w dłoniach.
- Jak byłem w sklepie dzwonił do mnie Stan. Chciał się z nami spotkać. - odpowiedział.
- A Meg? - zapytałam. Mam nadzieję, że Meg też będzie, bo nie chciałabym spędzić całego dnia z dwoma chłopakami. Jeśli tak ma dziś wyglądać mój dzień wolę spędzić go w domu. Przed komputerem albo z dobrą książką w ręce. Myślę, że takie rozwiązanie byłoby lepsze.
- Też będzie. - odpowiedział wstając od stołu. Alleluja! Nie będę się nudzić.
- Dobra, a co będziemy robić? - zapytałam również wstając od stołu i idąc w ślady Louisa i pakując naczynia do zmywarki. Dobrze, że ją tutaj mamy bo inaczej resztę mojego studenckiego życia spędziłabym na myciu garów, a tego wolałabym uniknąć. Chociaż pewnie gdybym ładnie poprosiła Louisa zrobiłby to bez żadnych przeszkód.
- Nie wiem. Zobaczymy jak się spotkamy. - odpowiedział patrząc na zegarek wiszący na jednej ze ścian w salonie. - Lepiej idź się ubrać, bo za godzinę wychodzimy. - dodał wskazując na zegarek. Dochodzi dziesiąta. Myślałam, że jest znacznie później.
- Tak jest. - zasalutowałam i zniknęłam w pokoju obok. Usłyszałam jeszcze śmiech Louisa zanim zniknęłam za drzwiami łazienki.
***
Po prysznicu i założeniu na siebie dżinsów, białej koszulki i czarnego swetra wyszliśmy z mieszkania. Lou w międzyczasie, gdy ja robiłam lekki makijaż posprzątał w kuchni i zaścielił łóżko, a nawet zdążył się ubrać. On jest niemożliwy. Myślałam, że mieszkanie z nim będzie raczej w stylu: on nabrudzi, a ja będę musiała za niego sprzątać. Ale jak się myliłam. Ten chłopak to cud. W sumie pani Jay mówiła mi kiedyś, że Lou jest dobrze wychowany i stara się pomagać jej w domu, ale ja na początku nie chciałam jej w to wierzyć. Dla mnie każdy chłopak był zawsze taki sam. Nabałaganił i zostawiał po sobie brud, a dziewczyna chodziła i sprzątała za nim. Ale Louis nie zalicza się do tego typu chłopaków. On jest całkiem inny. Pomocny, kochany i jedyny w swoim rodzaju.
Odwróciłam głowę w jego stronę przyglądając mu się dokładnie. Wyglądał tak młodo i beztrosko. Jakby nie miał żadnych problemów na głowie. W okularach przeciwsłonecznych nasuniętych na nos, obcisłej czarnej koszulce oraz ciemnych dżinsach wyglądał jak typowy student.
Już jutro zaczynamy nasz pierwszy dzień na uczelni. To znaczy ja zaczynam, bo dla Louisa to już trzeci rok studiów i jest przyzwyczajony do tej uczelni. A ja mam nadzieję, że dam radę. Może będę mieć jakichś fajnych i ciekawych ludzi na roku, z którymi da się normalnie pogadać i zaprzyjaźnię się z nimi? Zobaczymy.
Podjechaliśmy pod park, w którym tak niedawno byłam z Louisem i w którym spotkaliśmy Stana.
Lou zaparkował na wolnym miejscu daleko od głównego wejścia. Odpięliśmy pasy, po czym wysiedliśmy z samochodu. Nie mogę się przyzwyczaić do tego auta. Jest znacznie większe niż mój garbus i znacznie ciemniejsze. W moim aucie wszystko jest jasne. Tapicerka i ogólnie całe wnętrze. A tu? Ciemność, nawet z tyłu ma przyciemniane szyby. Jak można takim autem jeździć i nie spowodować wypadku? Przecież tu nic nie widać.
- Jo, chodź. - Lou nagle zmaterializował się obok mnie chwytając za rękę i ciągnąć w stronę wejścia do parku.
- Czemu twojej auto jest takie ciemne w środku? - zapytałam, gdy przechodziliśmy na drugą stronę ulicy.
- Co? - zapytał z uśmiechem na twarzy, chyba nie wiedząc o co chodzi.
- Pytam dlaczego jest takie czarne w środku. Przecież nic nie widać jak się jedzie. - wyjaśniłam, a Louis wybuchnął śmiechem. - Nie wiem co cię tak śmieszy. - wyrwałam dłoń z jego uścisku i ruszyłam szybkim krokiem do bramy prowadzącej do parku.
- Czekaj. - zawołał za mną i po chwili poczułam jak splata nasze palce ze sobą. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i zaczęłam rozglądać się za naszymi przyjaciółmi. Dostrzegłam ich siedzących w rogu parku i co najlepsze trzymających się za ręce. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej im się powodzi. Ruszyłam do nich nie oglądając się za siebie. Wiedziałam, że przesadziłam. Ale ja się tylko zapytałam, a Louis nie musiał od razu śmiać się ze mnie. To było bardzo niestosowne z jego strony.
- Hej. - przywitałam się z Meg i Stanem całusem w policzek i usiadłam obok dziewczyny, a naprzeciw nas siedział Stan.
- Gdzie Louis? - zapytał chłopak rozglądając się dookoła, a głównie w kierunku skąd przyszłam.
- Szedł za mną. - odpowiedziałam. Gdzie on jest? Przecież dopiero co stąpał mi po piętach, a teraz nagle zniknął? Rozpłynął się w powietrzu, to niemożliwe. A jak wrócił do auta i do domu? Jaka ja jestem czasem głupia, nie powinnam tak naskakiwać na niego i się wkurzać. Wstałam szybko z krzesła i zaczęłam się rozglądać dookoła.
- Jo, tam jest. - wskazała palcem Meg stając obok mnie. Podążyłam wzrokiem we wskazanym przez nią kierunku i dostrzegłam Louisa. Miał poważny wyraz twarzy, co by oznaczało że coś kombinuje. Znam go na tyle dobrze, aby tak stwierdzić. Usiadłam obok dziewczyny i jakby nigdy nic się nie stało, nie zamartwiałam się gdzie Lou zniknął, zaczęłam z nią rozmawiać. Po kilku sekundach poczułam jak ktoś klepie mnie w ramię. Przeprosiłam przyjaciółkę i z obojętnym wyrazem twarzy odwróciłam się w tamtą stronę. Popatrzyłam w górę na Louisa, który nagle zza pleców wyciągnął mały bukiecik polnych kwiatków. Skąd on je wziął? Uklęknął na jedno kolano i wręczając mi bukiecik powiedział.
- Przepraszam kochanie. - za każdym razem, gdy słyszę słowo kochanie wypływające z jego usta moje serce radośnie podskakuje. Popatrzyłam na niego i nagle na moich ustach pojawił się wielki uśmiech. Louisowi, gdy go zobaczył, kamień spadł mu z serca, bo głęboko odetchnął. Nachyliłam się w jego stronę i przytuliłam do siebie, a następnie pocałowałam w usta. Nagle wokoło nas zrobiło się strasznie głośno popatrzyłam co się dzieje i zobaczyłam jak ludzie stojący albo siedzący obok nas zaczęli klaskać. Mam nadzieję, że nie pomyśleli iż Louis mi się oświadczył, co by znaczyło jego klęknięcie na jedno kolano.
- Wybaczysz mi? - zapytał, gdy wstał i otrzepał z kolan trawę, a następnie nachylił się nade mną. Kiwnęłam tylko głową, a Lou pocałował mnie w czubek nosa. Uśmiechnęłam się słodko do niego, po czym chłopak usiadł naprzeciw mnie i obok Stana.
- No stary zaszalałeś. - skomentował poczynania Louisa Stan. Lou tylko wzruszył ramionami patrząc na mnie. - Nie wiedziałem, że stać cię na taki romantyzm. - dodał i po chwili dostał cios w tył głowy.
- Ej, za co? - zapytał oburzony Stan masując swoją głowę. My z Meg już nie mogłyśmy wytrzymać i wybuchnęłyśmy śmiechem. Stan spiorunował nas wzrokiem, a my jeszcze głośniej zaczęłyśmy się śmiać.
- Za niepotrzebne kłapanie. - powiedział Louis przenosząc swój rozbawiony wzrok na kolegę. Gdyby wzrok mógł zabijać nasza trójka dawno leżałaby na ziemi martwa przez palące spojrzenie Stana.
- Dobra to co robimy? - zapytała Meg słusznie zmieniając temat.
- Został nam ostatni dzień wakacji przed studiami. - powiedziałam smutno. - Zróbmy coś szalonego. - zaproponowałam, a Meg klasnęła w dłonie. Chyba miała jakiś ciekawy, a raczej szalony pomysł.
- Widziałam wypożyczalnię rolek. Co wy na to, aby poszaleć na rolkach? - kto jak kto, ale ta to potrafi dowalić.
- I złamać nogę. Wiesz co mam dość gipsu. - powiedział Lou. W sumie ma rację i też go rozumiem. Ale wizja mnie i jego na rolkach, gdy jedziemy uliczkami parku trzymając się za ręce siedzi w głowie i nie chce wyjść.
- Lou będziemy ostrożni, zgódź się. Proszę. - poprosiłam robiąc maślane oczy, a chłopak najpierw wywrócił oczami, a potem skinął głową zgadzając się. Obie z Meg klasnęłyśmy uradowane w dłonie i wstając ruszyłyśmy w stronę pana, który wypożyczał rolki na jaki okres czasu chcesz. Chłopaki z jękami ruszyli za nami, ale myślę że na początku tak jęczą, a potem nie będą chcieli kończyć naszej zabawy.
Kilka minut później mieliśmy na nogach założone rolki. Chłopaki, aby oderwać wzrok młodego, ale jakże przystojnego chłopaka, który wypożyczał rolki, postanowili że założą nam je na nogi. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt że Louis za bardzo ścisnął klamerki i teraz mnie nogi bolą od mocnego uścisku.
- Lou, poluzuj trochę. - poprosiłam, gdy chłopak siedział obok mnie na ławce zapinając swoje rolki.
- Jest dobrze. - odpowiedział wstając.
- Nie, poluzuj błagam cię. - poprosiłam patrząc na jego twarz.
- Co cię tak ciśnie? Przecież dobrze zapiąłem.
- Bardzo dobrze, tyle że za mocno. - wyjaśniłam, a chłopak uklęknął przede mną i poluzował trochę zapięcie w obu rolkach.
- Dziękuję. - powiedziałam słodko wstając i opierając się na jego ramionach dałam mu całusa w usta. Miał być to tylko niewinny buziak, ale przerodził się w coś bardziej ostrego. Lou złapał tył mojej głowy jedną ręką, a drugą złapał w talii przysuwając bliżej siebie.
- Możemy już jechać? Czy wolisz posiąść swoją dziewczynę w krzakach w parku? - zapytał Stan, a my od razu odsunęliśmy się od siebie. Ja zaczerwieniłam się, a Lou spiorunował przyjaciela wzrokiem.
- Jedziemy, jedziemy. - oznajmiłam chwytając Louisa za rękę, który już prawie chciał się rzucić na Stana z pięściami. Stan tylko zaśmiał się głośno, a Meg popatrzyła na mnie. Posyłając jej uśmiech i jednocześnie wzruszając ramionami ruszyłam z nimi. Poczułam jedną z rąk Louisa na moim biodrze, a drugą jak trzyma mnie za rękę. Ja natomiast objęłam go w pasie i ruszyliśmy przed siebie.
Ten park wydaje się taki mały jak się do niego wchodzi, ale gdy przejechaliśmy po wszystkich alejkach muszę stwierdzić, że jest ogromny. Dobrze wiedzieć, że tak blisko mieszkania mamy taki fajny park. A ile w nim atrakcji. Widziałam plac zabaw dla dzieci z huśtawkami, piaskownicami i innymi różnymi rzeczami stworzonymi specjalnie dla maluchów. Max miałby tu niezłą rozrywkę. Może kiedyś jak rodzice zdecydują się nas odwiedzić w Londynie moglibyśmy przyjść tutaj i spędzić miło czas.
Widziałam też różne budki z lodami czy nawet szejkami. Muszę poprosić Louisa, abyśmy się zatrzymali przy jednej z nich, bo czuję że chce mi się pić, bardzo. Albo może lepiej jak skończymy jeździć, bo jeszcze wylałabym na siebie albo na kogoś innego zawartość kubka. Lepiej nie ryzykować.
Po godzinie jazdy nie czułam nóg. Nie spodziewałabym się, że taka zabawa może tak zmęczyć. Usiadłam na ławce, na której wcześniej siedzieliśmy czekałam na Louisa aż ściągnie mi to cholerstwo z nóg.
- Zmęczona? - zapytał Lou klękając przede mną. Kiwnęłam głową i opierając się na oparciu ławki zamknęłam na chwilę oczy.
- Jak mnie nogi bolą. - skomentowała Meg przyłączając się do mnie i czekając na swojego chłopaka.
- Mnie też. Chyba nie dam rady iść. - powiedziałam rozcierając bolące kończyny. Dobrze, że rano zdecydowałam się na założenie trampek.
- Proszę. - Lou stanął nade mną z moimi butami w ręce. Uniosłam nogę w górę dając znak chłopakowi, aby założył mi obuwie na nie. Zaśmiał się pod nosem i zrobił to o co niemo go poprosiłam. Kochany jest.
- To co teraz? - zapytał Stan stając obok Louisa, gdy ten właśnie wrócił z szafki, w której była moja torebka i piękny bukiecik od niego.
- Może idziecie do nas? - zaproponował Lou, a Meg popatrzyła na mnie kiwając głową. Uśmiechnęłam się do niej, a ta odwzajemniła mój gest. - Jo coś ugotuje. Co wy na to? - zapytał Lou, a ja przeniosłam swoje spojrzenie z Meg na chłopaka. Zmarszczyłam brwi dając mu znak, że nie podoba mi się zbytnio pomysł gotowania po takim wysiłku.
- Nie patrz tak na mnie. - skarcił mnie chłopak. - Ja robiłem śniadanie, ty robisz obiad. Podział obowiązków kochanie. - dodał mrugając do mnie jednym okiem.
- Dobra, mogę coś ugotować. - powiedziałam poddając się.
- To ustalone. Chodźcie. - oznajmił Louis łapiąc mnie za rękę. Wstałam niechętnie z ławki i ledwo idąc ruszyłam powoli za chłopakiem. Lou widząc to jak powoli idę, stanął przede mną, pochylił się do przodu i powiedział.
- Wskakuj. - chciał mnie nieść całą drogę do samochodu? Zwariował. Ale jako że dziś nie byłam w stanie iść samodzielnie przystałam z chęcią na tę propozycję. Z pomocą Louisa wdrapałam się na plecy, a chłopak objął moje uda obiema rękoma i ruszyliśmy za czekającym na nas Meg i Stanem.
- Lou kupisz mi szejka? - poprosiłam, gdy przechodziliśmy obok budki z napojami.
- Dobra. - odpowiedział stając w kolejce cały czas trzymając mnie na plecach.
- Meg! - krzyknęłam za przyjaciółką, która nie widziała że się zatrzymaliśmy. Oboje ze Stanem się odwrócili i wrócili do nas.
- Co jest? - zapytała podchodząc do nas.
- Lou kupi mi szejka. - powiedziałam z dumą w głosie i jednocześnie cmokając chłopaka w policzek.
- Ja też chcę. -zajęczała Meg w stronę Stana, a ten zlitował się nad nią i stanął zaraz za nami.
Chłopaki kupili nam po szejku i w końcu mogliśmy ruszyć w stronę wyjścia, a potem w stronę samochodu Louisa.
Sącząc nasze pyszne napoje doszliśmy do auta. Wygrzebałam z torebki klucze i nacisnęłam na nich guzik do automatycznego zamka w drzwiach. Usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk, po czym Meg ze Stanem wślizgnęli się na tylne siedzenie, a mnie Louis zaniósł na przednie siedzenie pasażera. Zapiął mi nawet pas bezpieczeństwa, a następnie cmokając w policzek ruszył na miejsce kierowcy.
- Musimy jeszcze zrobić jakieś zakupy, bo lodówka jest pusta. - powiedziałam do Louisa, gdy chłopak wycofywał samochód z miejsca parkingowego.
- Lodówka jest pełna. - oznajmił wciskając jedynkę i ruszając przed siebie. Co? Zrobił zakupy? No anioł nie człowiek.
- Zrobiłeś zakupy? - zapytałam, a Lou potwierdził to skinięciem głowy.
- Dziękuję. - odpowiedziałam chwytając go za kolano i lekko ściskając. Dłoń chłopaka nagle znalazła się na mojej i lekko ją uścisnął.
- Wy serio jesteście napaleni na siebie. - skomentował nasze czułości Stan.
- Zamknij się, dobra?- poprosił go Louis patrząc w lusterko wsteczne.
- Stary, ja tylko stwierdzam fakty. - powiedział na swoją obronę Stan, a ja cicho zachichotałam wzięłam swoją rękę z kolana Louisa i położyłam na swoich udach.
Po wczorajszym wieczorze muszę stwierdzić, że Louis no cóż nie ukrywajmy jest trochę napalony, ale tylko trochę żeby ktoś sobie nie pomyślał, że jest jakiś niewyżyty seksualnie czy coś. Nic z tych rzeczy. Poza tym powiedział, że musieliśmy ochrzcić nasze łóżko, więc cóż. Zaśmiałam się pod nosem, na wspomnienie jego wczorajszych słów, gdy prawie zasypiałam w jego objęciach.
- Z czego się tak chichrasz? - zapytał Lou, gdy staliśmy na światłach.
- Przypomniał mi się wczorajszy wieczór. - wyjaśniłam patrząc na niego. Otworzył szeroko oczy, a następnie uśmiechnął się niewinnie.
- Fajnie było. Musimy kiedyś to powtórzyć.
- Jezu wy serio oboje, powtarzam oboje jesteście na siebie napaleni. - skomentował to Stan z tyłu. A my z Louisem w tym samym czasie prawie krzyknęliśmy.
- Zamknij się Stan! - a później cała nasza czwórka wybuchnęła śmiechem i do końca drogi śmialiśmy się z nie wiadomo czego, a głównym wątkiem naszych śmiechów był nie kto inny jak Stan. Biedny chłopak, ale też śmiał się z siebie. To dobrze, bo widać że ma dystans do siebie i uwielbia się z siebie śmiać.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił Louis parkując auto obok mojego garbuska.
- Jo, umyłaś samochód. - powiedział Stan wysiadając i podchodząc do mojego maleństwa.
- Wow. Nieźle się prezentuje. - dodał chwaląc wygląd samochodu.
- Wiem, chodźcie. - nakazałam i ruszyłam na górę.
- Zapraszamy. - powiedziałam otwierając drzwi od naszego mieszkania i wpuszczając przodem naszych gości. Mieszkanie za każdym razem, gdy do niego wchodzę sprawia to samo wrażenie. Zakochałam się w nim od pierwszego razu, gdy do niego weszłam. Idealnie do nas pasuje.
- Niezła chata. - skomentował Stan przekraczając tylko próg.
- Dzięki. - odpowiedział nieco skromnie Louis.
Ja ruszyłam w stronę kuchni, aby przygotować jakieś napoje dla nas i naszych gości, a Lou oprowadził ich po całym mieszkaniu. W sypialni stoi jeszcze kilka pudeł do rozpakowania, bo wczoraj nie skończyłam ich poustawiać, ze względu na zmęczenie i późną porę. Więc dziś od rana chciałam się za to zabrać, ale Lou postanowił że wyjdziemy. Więc nie miałam czasu nawet o tym pomyśleć.
- Fajne mieszkanie, super urządzone i takie w waszym stylu. - powiedziała Meg wchodząc do kuchni.
- Właściwie ono już było urządzone, więc nic tu nie zmienialiśmy. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach wręczając jej szklankę z sokiem, a i sama pociągnęłam łyk ze swojej szklanki.
- Zmienialiście tylko prześcieradło. - skomentował Stan stając obok nas, a ja gdy to usłyszałam wyplułam sok z powrotem do szklanki. Popatrzyłam na Louisa, który wpatrywał się wściekłym wzrokiem w Stana.
- Zamkniesz się w końcu?- zapytał wkurzony Louis. - To nie jest twoja sprawa. - dodał podchodząc do blatu i zabierając swoją szklankę, po czym upił łyk.
- Dobra, sorry. Już nie będę. Ale zmieniliście to prześcieradło, co nie? - zapytał ruszając brwiami. Jeju on jest nienormalny.
- Dobra, Meg pomożesz mi zrobić jakąś dobrą zapiekankę? - zapytałam przyjaciółki, aby zmienić temat. Popatrzyłam ukradkiem na Louisa ,który uśmiechnął się przyjaźnie do mnie i niemo dziękując mi za zmianę tematu.
- Pewnie. - odpowiedziała Meg i obie zabrałyśmy się za przygotowywanie obiadu.
Chłopaki przeszli do salonu i usiedli na kanapie, po czym Louis włączył telewizor i zaczął przeskakiwać po kanałach, aż w końcu zatrzymał się na kanale sportowym na którym akurat leciał jakiś mecz piłki nożnej.
- Przepraszam za Stana. - powiedziała cicho Meg, gdy ja myłam paprykę, a ona kroiła pieczarki.
- Nie przepraszaj. Wiem jaki jest Stan i do czego jest zdolny. Wiem też, ze sobie żartuje co jest bardzo w jego stylu. - odpowiedziałam uspokajając dziewczynę.
- Wiem, ale tak mi głupio za niego. Co chwila wam dogryza, a Louis to normalnie trzyma nerwy na wodzy aby go nie uderzyć. - powiedziała, a ja musiałam jej przyznać rację. Lou serio stara się aby nie walnąć Stana w ten jego głupi łeb, a wiem jak porywczy potrafi być więc stara się, bardzo się stara, aby nie wyrządzić mu krzywdy.
-Nie przejmuj się tym. Myślę, że Stan robi tak bo kiedyś Louis bardzo się z niego naśmiewał. - wyjaśniłam a Meg popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Czyżby Stan jej o niczym nie powiedział?
- Jak to się z niego naśmiewał? - zapytała.
- Kiedyś Stan był strasznie jakby to powiedzieć... pulchny. - wyjaśniłam, a Meg najpierw popatrzyła na chłopaka, a później wróciła wzrokiem na mnie. - I Lou się z niego naśmiewał i teraz myślę, że Stan odgryza się na Louisie za to. - dodałam. Widziałam jak Meg stoi obok mnie cała w szoku, czyli jej nie powiedział o niczym? Można było się tego spodziewać.
- Meg, nie chciałabym się wtrącać w wasze sprawy, ale myślę że powinnaś dyskretnie wypytać go o to. To znaczy nie naskakiwać na niego, bo wtedy na pewno nic cie nie zdradzi, ale stopniowo podchodzić i wypytywać. - powiedziałam, a Meg kiwnęła głową.
Przez resztę naszej pracy nad zapiekanką spędziłyśmy w ciszy. Nie wliczając w to naszych porozumień w sprawie co każda z nas ma pokroić, podgrzać albo posiekać.
Pół godziny później cała nasza czwórka siedziała przy stole w kuchni i zajadała pyszną zapiekankę naszej twórczości. Meg siedziała na przeciwko mnie i dziubała w swoim talerzu. Myślę, że zastanawiała się jak zacząć rozmowę ze Stanem na temat jego przeszłości. kopnęłam ją lekko w nogę, a ta od razu podniosła swój wzrok na mnie. Pokazałam gestem ręki, aby jadła, bo zaraz chłopaki zorientują się, że coś jest nie tak. A tłumaczenie im wszystkiego nie byłoby teraz dobre i na miejscu. Wolałabym i ja i Meg, aby oni przedyskutowali to na spokojnie w domu.
Po zjedzonym posiłku nasi goście zaczęli zbierać się do wyjścia.
- Już idziecie? - zapytał Louis. Odwróciłam się w stronę drzwi. Przerwałam na chwilę pakowanie zmywarki i wycierając ręce w ściereczkę podeszłam bliżej naszych gości i Louisa. Chłopak przyciągnął mnie do siebie kładąc dłoń na moim biodrze.
- Zostańcie jeszcze chwilę. - powiedziałam.
- Nie, pójdziemy już. Jutro pierwszy dzień studiów, trzeba się jakoś przygotować. - oznajmiła Meg patrząc na mnie z wymuszonym uśmiechem i niemo przekazując mi że chce porozmawiać ze Stanem.
- To może Louis was podwiezie? - zaproponowałam, a Lou zgodził się od razu kiwając głową.
- Nie, dzięki ale przejdziemy się. - odpowiedziała Meg podchodząc do mnie i przytulając na pożegnanie.
- Chcę z nim pogadać. - szepnęła mi do ucha. Kiwnęłam głową rozumiejąc jej słowa i odsunęłam się od niej. Dziewczyna pożegnała się z Louisem uściskiem, a Stan ucałował mnie w policzek cicho szepcząc przepraszam. Zdziwiłam się, bo nie spodziewałabym się że kiedykolwiek usłyszę od niego takie słowa. Stan nigdy nie był skory do przeprosin, ale widzę że się zmienił i to na dobre. Myślę, że to zasługa Meg. Choć ona sama nie zwraca na to uwagi iż pomogła mu przebrnąć przez jakąś niewidzialną barierę i stać się dobrym człowiekiem. Co miłość robi z ludźmi?
- Do zobaczenia jutro i dzięki za przepyszny obiad. - powiedziała Meg wychodząc. Louis zamknął za nimi drzwi i oparł się o nie plecami. Ja natomiast wróciłam do kuchni, aby posprzątać.
- Ciekawa z nich para. - oznajmił Lou wchodząc do kuchni i przyciągając mnie do swojego toru. Moje plecy dotykały jego klatki piersiowej.
- Taa. - mruknęłam. Cały czas w głowie siedziała mi ta rozmowa z Meg. Dziwna sprawa, że Stan nie powiedział jej o swojej przeszłości, że był gnębiony przez innych w szkole i na podwórku. Dopiero po kilku latach wziął się za siebie i teraz widać efekty. Zawsze był takim małym grubaskiem, którego nikt nie lubił ale mimo tego i tak miał przyjaciół - mnie i Louisa, który co prawda na każdym kroku mu dogadywał, ale i tak wiedziałam że go lubi.
- Dlaczego Meg była taka smutna przy obiedzie? - zapytał, a ja odwróciłam się do niego twarzą.
- Była zła na Stana za to że tak się zachowuje i nam dogryza. Powiedziałam jej dlaczego tak robi, a ona posmutniała, bo Stan jej o niczym nie powiedział.
- Nie powiedział o swojej przeszłości i że był grubasem? - zapytał.
- Właśnie nie. I Louis to przeszłość, więc daj już spój i nie wżywaj się na nim skoro go tutaj nie ma. Proszę.
- Ja się mam na nim nie wyżywać? A on to co? Co chwile jakieś żarty sobie z nas robi. - krzyknął, a ja aż podskoczyłam.
- Nie krzycz na mnie. - poprosiłam nieco głośniej. - Nic ci nie zrobiłam, więc daruj sobie te krzyki. - dodałam odwracając się i ruszając w stronę sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na podłodze opierając się plecami o drewnianą powłokę.
- Jo. - głos Louisa zabrzmiał za drzwiami.
- Idź sobie. - powiedziałam odwracając głowę w bok, aby lepiej mnie słyszał.
- Otwórz. - poprosił.
- Nie, spadaj. - odpowiedziałam.
- Przepraszam ok? Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć. - wyjaśnił, ale ja miałam go dość. Dlaczego zawsze jak ktoś zrobi coś źle zawsze mi się dostaje opieprz? Dlaczego ja zawsze muszę wszystko tak bardzo przeżywać? Wstałam z ziemi, a Louis cały czas pukał w drzwi. Wzięłam swoją mp3 z komody, wcisnęłam słuchawki do uszu i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę i podkręciłam dźwięk na full. Dzięki temu nie słyszałam chłopaka za drzwiami. Wzięłam się za rozpakowywanie reszty pudeł, nie było ich dużo, zaledwie cztery. Więc myślę że nie zejdzie mi z tym długo, a dzięki temu Louis trochę ochłonie i może przemyśli swoje słowa.
Godzinę później wszystko było już ładnie poukładanie w szafie i na komodzie, więc mogłam wyjść z sypialni. Odłożyłam mp3 na swoje poprzednie miejsce i wyszłam z pokoju. W salonie telewizor był włączony, ale po Louisie ani śladu. Gdzie on jest? Podeszłam do blatu w kuchni, aby nalać sobie szklankę wody. Stojąc po środku kuchni popatrzyłam na koszyczek stojący na jego końcu, w którym postanowiliśmy, że będziemy kłaść klucze do mieszkania i samochodów, aby nigdzie się nam nie zawieruszyły i abyśmy nie musieli ich szukać po całym mieszkaniu. Widzę, że klucze od auta Louisa są na swoim miejscu, więc nigdzie nie pojechał. A co jak poszedł na piechotę? Może powinnam do niego zadzwonić? Tak, tak właśnie zrobię. Przeszłam przez salon do holu, gdzie wisiała moja torebka. Wyciągnęłam telefon i już miałam wybierać numer Louisa, gdy odwróciłam się i na kanapie stojącej w salonie dostrzegłam śpiącego Louisa przykrytego jedynie kocem. Dłonie miał splecione na klatce piersiowej i cichutko sobie pochrapywał. Czyli musiał usnąć podczas oglądania telewizji. Jak słodko wyglądał, gdy spał. Odłożyłam telefon i torebkę na stolik w salonie i ostrożnie położyłam się obok chłopaka. Objęłam go ramieniem i mocno przytuliłam do niego. Nagle chłopak obudził się i zaczął rozglądać wokoło.
- Co się dzieje? Jo? - zapytał rozbudzony przesunął się w głąb kanapy, aby zrobić mi trochę miejsca.
- Przepraszam. - szepnęłam i położyłam głowę na jego torsie. Chłopak zaczął mnie głaskać dłonią po włosach, a co jakiś czas nawet masować skórę głowy.
- Ja też cię przepraszam. Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć. Powinienem porozmawiać ze Stanem, aby dał już spokój. Przeszłość to przeszłość nic już jej nie zmieni. A dogadywanie sobie nawzajem nie jest na miejscu. - powiedział całując mnie jednocześnie w czoło.
- Nie kłóćmy się już, ok? - poprosiłam, a Louis kiwnął głową.
- Dobrze. Kocham cię. - powiedział.
- Kocham cię skarbie. - odpowiedziałam i zachichotałam po chwili.
- Chodźmy do łóżka. - powiedział po kilku minutach ciszy między nami.
- Nie, zostańmy tutaj. - odpowiedziałam choć wiedziałam, ze to nie jest najlepszy pomysł, bo gdy tylko się przekręcę wiem że spadnę, ale tak mi dobrze w ramionach Louisa, że nie chcę się w ogóle stąd ruszać.
- Chodź. - powiedział stanowczym tonem i wstał. Pochylił się nade mną i wziął na ręce. Zapiszczałam na jego nagły ruch, ale nie protestowałam. Nawet mi się to bardzo podobało. Zdążyłam jeszcze chwycić pilot w ręce i zgasiłam telewizor.
Louis zaniósł mnie do sypialni i ostrożnie położył na łóżku, zaraz do mnie dołączył i wziął w swoje ramiona.
- Śpij już, późno jest, a jutro czeka nas ważny dzień. - powiedział całując mnie w czoło.
- Dobranoc. - odpowiedziałam tylko i ziewnęłam.
Nie przebrałam się w pidżamę, ale taka prawda że nie dam rady wstać i zmienić ciuchów. Za dużo się dziś działo, nie mam siły. Zamknęłam oczy, przytuliłam się do Louisa i zasnęłam. Zanim jeszcze sen mnie pochłonął usłyszałam słowa chłopaka: Kocham cię. I po tym odleciałam.
_________________________________________________________________________________
- Dobrze. Bardzo wygodne to łóżko. - uśmiechnęłam się do niego odpowiadając. - Byłeś w sklepie? - zapytałam po chwili przypatrywania się Louisowi, gdy smażył dla nas jajecznicę.
- Tak. Tuż obok jest mały sklep spożywczy. A jaki tani. - odpowiedział śmiejąc się.
- To dobrze. - oznajmiłam. - Więc postanowiłeś, że zrobisz dla nas śniadanie? - zapytałam opierając się biodrem o blat kuchenny i zakładając ręce na piersiach.
- Jak widać. - odpowiedział skupiony, aby przypadkiem nie przypalić jajek. - Myślałem, że zaniosę ci śniadanie do łóżka, ale wstałaś wcześniej. - dodał ze smutkiem w głosie.
- Wiesz, zawsze mogę wrócić do łóżka i udawać, że śpię. - powiedziałam całkiem poważnie, a na ustach Louisa od razu pojawił się ogromny uśmiech.
- A ja mogę cię obudzić. - odpowiedział ruszając zabawnie brwiami i jednocześnie wyłączając gaz.
- Tobie tylko jedno w głowie. - odpowiedziałam przewracając oczami. - No ale skoro już wstałam to nie będziesz miał takiej okazji. Jemy? -zapytała, a Lou zrobił smutną minę wydymając dolną wargę. Wyglądał wtedy tak słodko i niewinnie, że aż mi się go szkoda zrobiło i już, już miałam wrócić do sypialni, aby miał okazję mnie obudzić. Ale postanowiłam, że nie.
Wzięłam dwa kubki, dzbanek z kawą i ruszyłam w stronę stołu. Lou nałożył jajecznicę na dwa talerze i, gdy ja zasiadałam już do stołu chłopak położył jeden z nich przede mną, a sam wrócił po koszyczek z chlebem oraz przyprawy. Usiadł naprzeciw mnie i chwyciwszy widelec w dłoń podniósł na mnie swój wzrok i uśmiechając się życzył mi smacznego. Odpowiedziałam mu tym samym i zaczęłam wcinać pyszne śniadanie zrobione przez ukochanego chłopaka, który no cóż nie ukrywajmy potrafi gotować i to nieźle. Zastanawiam się jeszcze, jakie ma ukryte zdolności o których ja nie wiem.
- O czym myślisz? - zapytał popijając kawę z kubka.
- Zastanawiam się co jeszcze potrafisz. Umiesz gotować i pleść warkocze. Ciekawa jestem co jeszcze potrafisz, bo nie każdy facet umie robić takie rzeczy. - wyjaśniłam patrząc mu przy tym cały czas w oczy. Na jego policzkach zagościł już dziś nieodłączny rumieniec, a ja cicho zachichotałam na jego reakcję.
- Cóż. - odchrząknął. - Potrafię jeszcze kilka innych rzeczy, ale o nich nie mogę ci powiedzieć. - dodał patrząc na moją twarz.
- Dlaczego? - zapytałam z nadzieją w głosie, że może jednak uda mi się dziś coś z niego wyciągnąć.
- Bo nie. - odpowiedział.
- Bo nie to nie odpowiedź kochanie. - powiedziałam upijając łyk kawy. Kurde, kawę też robi świetną. Czyżbym miała w domu ideał?
- I tak ci nie powiem, więc nie naciskaj, kochanie. - odpowiedział akcentując ostatnie słowo.
- Dobra. To w takim razie kochanie może powiesz mi jakie masz plany na dziś? - zapytałam obracając kubek w dłoniach.
- Jak byłem w sklepie dzwonił do mnie Stan. Chciał się z nami spotkać. - odpowiedział.
- A Meg? - zapytałam. Mam nadzieję, że Meg też będzie, bo nie chciałabym spędzić całego dnia z dwoma chłopakami. Jeśli tak ma dziś wyglądać mój dzień wolę spędzić go w domu. Przed komputerem albo z dobrą książką w ręce. Myślę, że takie rozwiązanie byłoby lepsze.
- Też będzie. - odpowiedział wstając od stołu. Alleluja! Nie będę się nudzić.
- Dobra, a co będziemy robić? - zapytałam również wstając od stołu i idąc w ślady Louisa i pakując naczynia do zmywarki. Dobrze, że ją tutaj mamy bo inaczej resztę mojego studenckiego życia spędziłabym na myciu garów, a tego wolałabym uniknąć. Chociaż pewnie gdybym ładnie poprosiła Louisa zrobiłby to bez żadnych przeszkód.
- Nie wiem. Zobaczymy jak się spotkamy. - odpowiedział patrząc na zegarek wiszący na jednej ze ścian w salonie. - Lepiej idź się ubrać, bo za godzinę wychodzimy. - dodał wskazując na zegarek. Dochodzi dziesiąta. Myślałam, że jest znacznie później.
- Tak jest. - zasalutowałam i zniknęłam w pokoju obok. Usłyszałam jeszcze śmiech Louisa zanim zniknęłam za drzwiami łazienki.
***
Po prysznicu i założeniu na siebie dżinsów, białej koszulki i czarnego swetra wyszliśmy z mieszkania. Lou w międzyczasie, gdy ja robiłam lekki makijaż posprzątał w kuchni i zaścielił łóżko, a nawet zdążył się ubrać. On jest niemożliwy. Myślałam, że mieszkanie z nim będzie raczej w stylu: on nabrudzi, a ja będę musiała za niego sprzątać. Ale jak się myliłam. Ten chłopak to cud. W sumie pani Jay mówiła mi kiedyś, że Lou jest dobrze wychowany i stara się pomagać jej w domu, ale ja na początku nie chciałam jej w to wierzyć. Dla mnie każdy chłopak był zawsze taki sam. Nabałaganił i zostawiał po sobie brud, a dziewczyna chodziła i sprzątała za nim. Ale Louis nie zalicza się do tego typu chłopaków. On jest całkiem inny. Pomocny, kochany i jedyny w swoim rodzaju.
Odwróciłam głowę w jego stronę przyglądając mu się dokładnie. Wyglądał tak młodo i beztrosko. Jakby nie miał żadnych problemów na głowie. W okularach przeciwsłonecznych nasuniętych na nos, obcisłej czarnej koszulce oraz ciemnych dżinsach wyglądał jak typowy student.
Już jutro zaczynamy nasz pierwszy dzień na uczelni. To znaczy ja zaczynam, bo dla Louisa to już trzeci rok studiów i jest przyzwyczajony do tej uczelni. A ja mam nadzieję, że dam radę. Może będę mieć jakichś fajnych i ciekawych ludzi na roku, z którymi da się normalnie pogadać i zaprzyjaźnię się z nimi? Zobaczymy.
Podjechaliśmy pod park, w którym tak niedawno byłam z Louisem i w którym spotkaliśmy Stana.
Lou zaparkował na wolnym miejscu daleko od głównego wejścia. Odpięliśmy pasy, po czym wysiedliśmy z samochodu. Nie mogę się przyzwyczaić do tego auta. Jest znacznie większe niż mój garbus i znacznie ciemniejsze. W moim aucie wszystko jest jasne. Tapicerka i ogólnie całe wnętrze. A tu? Ciemność, nawet z tyłu ma przyciemniane szyby. Jak można takim autem jeździć i nie spowodować wypadku? Przecież tu nic nie widać.
- Jo, chodź. - Lou nagle zmaterializował się obok mnie chwytając za rękę i ciągnąć w stronę wejścia do parku.
- Czemu twojej auto jest takie ciemne w środku? - zapytałam, gdy przechodziliśmy na drugą stronę ulicy.
- Co? - zapytał z uśmiechem na twarzy, chyba nie wiedząc o co chodzi.
- Pytam dlaczego jest takie czarne w środku. Przecież nic nie widać jak się jedzie. - wyjaśniłam, a Louis wybuchnął śmiechem. - Nie wiem co cię tak śmieszy. - wyrwałam dłoń z jego uścisku i ruszyłam szybkim krokiem do bramy prowadzącej do parku.
- Czekaj. - zawołał za mną i po chwili poczułam jak splata nasze palce ze sobą. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i zaczęłam rozglądać się za naszymi przyjaciółmi. Dostrzegłam ich siedzących w rogu parku i co najlepsze trzymających się za ręce. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej im się powodzi. Ruszyłam do nich nie oglądając się za siebie. Wiedziałam, że przesadziłam. Ale ja się tylko zapytałam, a Louis nie musiał od razu śmiać się ze mnie. To było bardzo niestosowne z jego strony.
- Hej. - przywitałam się z Meg i Stanem całusem w policzek i usiadłam obok dziewczyny, a naprzeciw nas siedział Stan.
- Gdzie Louis? - zapytał chłopak rozglądając się dookoła, a głównie w kierunku skąd przyszłam.
- Szedł za mną. - odpowiedziałam. Gdzie on jest? Przecież dopiero co stąpał mi po piętach, a teraz nagle zniknął? Rozpłynął się w powietrzu, to niemożliwe. A jak wrócił do auta i do domu? Jaka ja jestem czasem głupia, nie powinnam tak naskakiwać na niego i się wkurzać. Wstałam szybko z krzesła i zaczęłam się rozglądać dookoła.
- Jo, tam jest. - wskazała palcem Meg stając obok mnie. Podążyłam wzrokiem we wskazanym przez nią kierunku i dostrzegłam Louisa. Miał poważny wyraz twarzy, co by oznaczało że coś kombinuje. Znam go na tyle dobrze, aby tak stwierdzić. Usiadłam obok dziewczyny i jakby nigdy nic się nie stało, nie zamartwiałam się gdzie Lou zniknął, zaczęłam z nią rozmawiać. Po kilku sekundach poczułam jak ktoś klepie mnie w ramię. Przeprosiłam przyjaciółkę i z obojętnym wyrazem twarzy odwróciłam się w tamtą stronę. Popatrzyłam w górę na Louisa, który nagle zza pleców wyciągnął mały bukiecik polnych kwiatków. Skąd on je wziął? Uklęknął na jedno kolano i wręczając mi bukiecik powiedział.
- Przepraszam kochanie. - za każdym razem, gdy słyszę słowo kochanie wypływające z jego usta moje serce radośnie podskakuje. Popatrzyłam na niego i nagle na moich ustach pojawił się wielki uśmiech. Louisowi, gdy go zobaczył, kamień spadł mu z serca, bo głęboko odetchnął. Nachyliłam się w jego stronę i przytuliłam do siebie, a następnie pocałowałam w usta. Nagle wokoło nas zrobiło się strasznie głośno popatrzyłam co się dzieje i zobaczyłam jak ludzie stojący albo siedzący obok nas zaczęli klaskać. Mam nadzieję, że nie pomyśleli iż Louis mi się oświadczył, co by znaczyło jego klęknięcie na jedno kolano.
- Wybaczysz mi? - zapytał, gdy wstał i otrzepał z kolan trawę, a następnie nachylił się nade mną. Kiwnęłam tylko głową, a Lou pocałował mnie w czubek nosa. Uśmiechnęłam się słodko do niego, po czym chłopak usiadł naprzeciw mnie i obok Stana.
- No stary zaszalałeś. - skomentował poczynania Louisa Stan. Lou tylko wzruszył ramionami patrząc na mnie. - Nie wiedziałem, że stać cię na taki romantyzm. - dodał i po chwili dostał cios w tył głowy.
- Ej, za co? - zapytał oburzony Stan masując swoją głowę. My z Meg już nie mogłyśmy wytrzymać i wybuchnęłyśmy śmiechem. Stan spiorunował nas wzrokiem, a my jeszcze głośniej zaczęłyśmy się śmiać.
- Za niepotrzebne kłapanie. - powiedział Louis przenosząc swój rozbawiony wzrok na kolegę. Gdyby wzrok mógł zabijać nasza trójka dawno leżałaby na ziemi martwa przez palące spojrzenie Stana.
- Dobra to co robimy? - zapytała Meg słusznie zmieniając temat.
- Został nam ostatni dzień wakacji przed studiami. - powiedziałam smutno. - Zróbmy coś szalonego. - zaproponowałam, a Meg klasnęła w dłonie. Chyba miała jakiś ciekawy, a raczej szalony pomysł.
- Widziałam wypożyczalnię rolek. Co wy na to, aby poszaleć na rolkach? - kto jak kto, ale ta to potrafi dowalić.
- I złamać nogę. Wiesz co mam dość gipsu. - powiedział Lou. W sumie ma rację i też go rozumiem. Ale wizja mnie i jego na rolkach, gdy jedziemy uliczkami parku trzymając się za ręce siedzi w głowie i nie chce wyjść.
- Lou będziemy ostrożni, zgódź się. Proszę. - poprosiłam robiąc maślane oczy, a chłopak najpierw wywrócił oczami, a potem skinął głową zgadzając się. Obie z Meg klasnęłyśmy uradowane w dłonie i wstając ruszyłyśmy w stronę pana, który wypożyczał rolki na jaki okres czasu chcesz. Chłopaki z jękami ruszyli za nami, ale myślę że na początku tak jęczą, a potem nie będą chcieli kończyć naszej zabawy.
Kilka minut później mieliśmy na nogach założone rolki. Chłopaki, aby oderwać wzrok młodego, ale jakże przystojnego chłopaka, który wypożyczał rolki, postanowili że założą nam je na nogi. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt że Louis za bardzo ścisnął klamerki i teraz mnie nogi bolą od mocnego uścisku.
- Lou, poluzuj trochę. - poprosiłam, gdy chłopak siedział obok mnie na ławce zapinając swoje rolki.
- Jest dobrze. - odpowiedział wstając.
- Nie, poluzuj błagam cię. - poprosiłam patrząc na jego twarz.
- Co cię tak ciśnie? Przecież dobrze zapiąłem.
- Bardzo dobrze, tyle że za mocno. - wyjaśniłam, a chłopak uklęknął przede mną i poluzował trochę zapięcie w obu rolkach.
- Dziękuję. - powiedziałam słodko wstając i opierając się na jego ramionach dałam mu całusa w usta. Miał być to tylko niewinny buziak, ale przerodził się w coś bardziej ostrego. Lou złapał tył mojej głowy jedną ręką, a drugą złapał w talii przysuwając bliżej siebie.
- Możemy już jechać? Czy wolisz posiąść swoją dziewczynę w krzakach w parku? - zapytał Stan, a my od razu odsunęliśmy się od siebie. Ja zaczerwieniłam się, a Lou spiorunował przyjaciela wzrokiem.
- Jedziemy, jedziemy. - oznajmiłam chwytając Louisa za rękę, który już prawie chciał się rzucić na Stana z pięściami. Stan tylko zaśmiał się głośno, a Meg popatrzyła na mnie. Posyłając jej uśmiech i jednocześnie wzruszając ramionami ruszyłam z nimi. Poczułam jedną z rąk Louisa na moim biodrze, a drugą jak trzyma mnie za rękę. Ja natomiast objęłam go w pasie i ruszyliśmy przed siebie.
Ten park wydaje się taki mały jak się do niego wchodzi, ale gdy przejechaliśmy po wszystkich alejkach muszę stwierdzić, że jest ogromny. Dobrze wiedzieć, że tak blisko mieszkania mamy taki fajny park. A ile w nim atrakcji. Widziałam plac zabaw dla dzieci z huśtawkami, piaskownicami i innymi różnymi rzeczami stworzonymi specjalnie dla maluchów. Max miałby tu niezłą rozrywkę. Może kiedyś jak rodzice zdecydują się nas odwiedzić w Londynie moglibyśmy przyjść tutaj i spędzić miło czas.
Widziałam też różne budki z lodami czy nawet szejkami. Muszę poprosić Louisa, abyśmy się zatrzymali przy jednej z nich, bo czuję że chce mi się pić, bardzo. Albo może lepiej jak skończymy jeździć, bo jeszcze wylałabym na siebie albo na kogoś innego zawartość kubka. Lepiej nie ryzykować.
Po godzinie jazdy nie czułam nóg. Nie spodziewałabym się, że taka zabawa może tak zmęczyć. Usiadłam na ławce, na której wcześniej siedzieliśmy czekałam na Louisa aż ściągnie mi to cholerstwo z nóg.
- Zmęczona? - zapytał Lou klękając przede mną. Kiwnęłam głową i opierając się na oparciu ławki zamknęłam na chwilę oczy.
- Jak mnie nogi bolą. - skomentowała Meg przyłączając się do mnie i czekając na swojego chłopaka.
- Mnie też. Chyba nie dam rady iść. - powiedziałam rozcierając bolące kończyny. Dobrze, że rano zdecydowałam się na założenie trampek.
- Proszę. - Lou stanął nade mną z moimi butami w ręce. Uniosłam nogę w górę dając znak chłopakowi, aby założył mi obuwie na nie. Zaśmiał się pod nosem i zrobił to o co niemo go poprosiłam. Kochany jest.
- To co teraz? - zapytał Stan stając obok Louisa, gdy ten właśnie wrócił z szafki, w której była moja torebka i piękny bukiecik od niego.
- Może idziecie do nas? - zaproponował Lou, a Meg popatrzyła na mnie kiwając głową. Uśmiechnęłam się do niej, a ta odwzajemniła mój gest. - Jo coś ugotuje. Co wy na to? - zapytał Lou, a ja przeniosłam swoje spojrzenie z Meg na chłopaka. Zmarszczyłam brwi dając mu znak, że nie podoba mi się zbytnio pomysł gotowania po takim wysiłku.
- Nie patrz tak na mnie. - skarcił mnie chłopak. - Ja robiłem śniadanie, ty robisz obiad. Podział obowiązków kochanie. - dodał mrugając do mnie jednym okiem.
- Dobra, mogę coś ugotować. - powiedziałam poddając się.
- To ustalone. Chodźcie. - oznajmił Louis łapiąc mnie za rękę. Wstałam niechętnie z ławki i ledwo idąc ruszyłam powoli za chłopakiem. Lou widząc to jak powoli idę, stanął przede mną, pochylił się do przodu i powiedział.
- Wskakuj. - chciał mnie nieść całą drogę do samochodu? Zwariował. Ale jako że dziś nie byłam w stanie iść samodzielnie przystałam z chęcią na tę propozycję. Z pomocą Louisa wdrapałam się na plecy, a chłopak objął moje uda obiema rękoma i ruszyliśmy za czekającym na nas Meg i Stanem.
- Lou kupisz mi szejka? - poprosiłam, gdy przechodziliśmy obok budki z napojami.
- Dobra. - odpowiedział stając w kolejce cały czas trzymając mnie na plecach.
- Meg! - krzyknęłam za przyjaciółką, która nie widziała że się zatrzymaliśmy. Oboje ze Stanem się odwrócili i wrócili do nas.
- Co jest? - zapytała podchodząc do nas.
- Lou kupi mi szejka. - powiedziałam z dumą w głosie i jednocześnie cmokając chłopaka w policzek.
- Ja też chcę. -zajęczała Meg w stronę Stana, a ten zlitował się nad nią i stanął zaraz za nami.
Chłopaki kupili nam po szejku i w końcu mogliśmy ruszyć w stronę wyjścia, a potem w stronę samochodu Louisa.
Sącząc nasze pyszne napoje doszliśmy do auta. Wygrzebałam z torebki klucze i nacisnęłam na nich guzik do automatycznego zamka w drzwiach. Usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk, po czym Meg ze Stanem wślizgnęli się na tylne siedzenie, a mnie Louis zaniósł na przednie siedzenie pasażera. Zapiął mi nawet pas bezpieczeństwa, a następnie cmokając w policzek ruszył na miejsce kierowcy.
- Musimy jeszcze zrobić jakieś zakupy, bo lodówka jest pusta. - powiedziałam do Louisa, gdy chłopak wycofywał samochód z miejsca parkingowego.
- Lodówka jest pełna. - oznajmił wciskając jedynkę i ruszając przed siebie. Co? Zrobił zakupy? No anioł nie człowiek.
- Zrobiłeś zakupy? - zapytałam, a Lou potwierdził to skinięciem głowy.
- Dziękuję. - odpowiedziałam chwytając go za kolano i lekko ściskając. Dłoń chłopaka nagle znalazła się na mojej i lekko ją uścisnął.
- Wy serio jesteście napaleni na siebie. - skomentował nasze czułości Stan.
- Zamknij się, dobra?- poprosił go Louis patrząc w lusterko wsteczne.
- Stary, ja tylko stwierdzam fakty. - powiedział na swoją obronę Stan, a ja cicho zachichotałam wzięłam swoją rękę z kolana Louisa i położyłam na swoich udach.
Po wczorajszym wieczorze muszę stwierdzić, że Louis no cóż nie ukrywajmy jest trochę napalony, ale tylko trochę żeby ktoś sobie nie pomyślał, że jest jakiś niewyżyty seksualnie czy coś. Nic z tych rzeczy. Poza tym powiedział, że musieliśmy ochrzcić nasze łóżko, więc cóż. Zaśmiałam się pod nosem, na wspomnienie jego wczorajszych słów, gdy prawie zasypiałam w jego objęciach.
- Z czego się tak chichrasz? - zapytał Lou, gdy staliśmy na światłach.
- Przypomniał mi się wczorajszy wieczór. - wyjaśniłam patrząc na niego. Otworzył szeroko oczy, a następnie uśmiechnął się niewinnie.
- Fajnie było. Musimy kiedyś to powtórzyć.
- Jezu wy serio oboje, powtarzam oboje jesteście na siebie napaleni. - skomentował to Stan z tyłu. A my z Louisem w tym samym czasie prawie krzyknęliśmy.
- Zamknij się Stan! - a później cała nasza czwórka wybuchnęła śmiechem i do końca drogi śmialiśmy się z nie wiadomo czego, a głównym wątkiem naszych śmiechów był nie kto inny jak Stan. Biedny chłopak, ale też śmiał się z siebie. To dobrze, bo widać że ma dystans do siebie i uwielbia się z siebie śmiać.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił Louis parkując auto obok mojego garbuska.
- Jo, umyłaś samochód. - powiedział Stan wysiadając i podchodząc do mojego maleństwa.
- Wow. Nieźle się prezentuje. - dodał chwaląc wygląd samochodu.
- Wiem, chodźcie. - nakazałam i ruszyłam na górę.
- Zapraszamy. - powiedziałam otwierając drzwi od naszego mieszkania i wpuszczając przodem naszych gości. Mieszkanie za każdym razem, gdy do niego wchodzę sprawia to samo wrażenie. Zakochałam się w nim od pierwszego razu, gdy do niego weszłam. Idealnie do nas pasuje.
- Niezła chata. - skomentował Stan przekraczając tylko próg.
- Dzięki. - odpowiedział nieco skromnie Louis.
Ja ruszyłam w stronę kuchni, aby przygotować jakieś napoje dla nas i naszych gości, a Lou oprowadził ich po całym mieszkaniu. W sypialni stoi jeszcze kilka pudeł do rozpakowania, bo wczoraj nie skończyłam ich poustawiać, ze względu na zmęczenie i późną porę. Więc dziś od rana chciałam się za to zabrać, ale Lou postanowił że wyjdziemy. Więc nie miałam czasu nawet o tym pomyśleć.
- Fajne mieszkanie, super urządzone i takie w waszym stylu. - powiedziała Meg wchodząc do kuchni.
- Właściwie ono już było urządzone, więc nic tu nie zmienialiśmy. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach wręczając jej szklankę z sokiem, a i sama pociągnęłam łyk ze swojej szklanki.
- Zmienialiście tylko prześcieradło. - skomentował Stan stając obok nas, a ja gdy to usłyszałam wyplułam sok z powrotem do szklanki. Popatrzyłam na Louisa, który wpatrywał się wściekłym wzrokiem w Stana.
- Zamkniesz się w końcu?- zapytał wkurzony Louis. - To nie jest twoja sprawa. - dodał podchodząc do blatu i zabierając swoją szklankę, po czym upił łyk.
- Dobra, sorry. Już nie będę. Ale zmieniliście to prześcieradło, co nie? - zapytał ruszając brwiami. Jeju on jest nienormalny.
- Dobra, Meg pomożesz mi zrobić jakąś dobrą zapiekankę? - zapytałam przyjaciółki, aby zmienić temat. Popatrzyłam ukradkiem na Louisa ,który uśmiechnął się przyjaźnie do mnie i niemo dziękując mi za zmianę tematu.
- Pewnie. - odpowiedziała Meg i obie zabrałyśmy się za przygotowywanie obiadu.
Chłopaki przeszli do salonu i usiedli na kanapie, po czym Louis włączył telewizor i zaczął przeskakiwać po kanałach, aż w końcu zatrzymał się na kanale sportowym na którym akurat leciał jakiś mecz piłki nożnej.
- Przepraszam za Stana. - powiedziała cicho Meg, gdy ja myłam paprykę, a ona kroiła pieczarki.
- Nie przepraszaj. Wiem jaki jest Stan i do czego jest zdolny. Wiem też, ze sobie żartuje co jest bardzo w jego stylu. - odpowiedziałam uspokajając dziewczynę.
- Wiem, ale tak mi głupio za niego. Co chwila wam dogryza, a Louis to normalnie trzyma nerwy na wodzy aby go nie uderzyć. - powiedziała, a ja musiałam jej przyznać rację. Lou serio stara się aby nie walnąć Stana w ten jego głupi łeb, a wiem jak porywczy potrafi być więc stara się, bardzo się stara, aby nie wyrządzić mu krzywdy.
-Nie przejmuj się tym. Myślę, że Stan robi tak bo kiedyś Louis bardzo się z niego naśmiewał. - wyjaśniłam a Meg popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Czyżby Stan jej o niczym nie powiedział?
- Jak to się z niego naśmiewał? - zapytała.
- Kiedyś Stan był strasznie jakby to powiedzieć... pulchny. - wyjaśniłam, a Meg najpierw popatrzyła na chłopaka, a później wróciła wzrokiem na mnie. - I Lou się z niego naśmiewał i teraz myślę, że Stan odgryza się na Louisie za to. - dodałam. Widziałam jak Meg stoi obok mnie cała w szoku, czyli jej nie powiedział o niczym? Można było się tego spodziewać.
- Meg, nie chciałabym się wtrącać w wasze sprawy, ale myślę że powinnaś dyskretnie wypytać go o to. To znaczy nie naskakiwać na niego, bo wtedy na pewno nic cie nie zdradzi, ale stopniowo podchodzić i wypytywać. - powiedziałam, a Meg kiwnęła głową.
Przez resztę naszej pracy nad zapiekanką spędziłyśmy w ciszy. Nie wliczając w to naszych porozumień w sprawie co każda z nas ma pokroić, podgrzać albo posiekać.
Pół godziny później cała nasza czwórka siedziała przy stole w kuchni i zajadała pyszną zapiekankę naszej twórczości. Meg siedziała na przeciwko mnie i dziubała w swoim talerzu. Myślę, że zastanawiała się jak zacząć rozmowę ze Stanem na temat jego przeszłości. kopnęłam ją lekko w nogę, a ta od razu podniosła swój wzrok na mnie. Pokazałam gestem ręki, aby jadła, bo zaraz chłopaki zorientują się, że coś jest nie tak. A tłumaczenie im wszystkiego nie byłoby teraz dobre i na miejscu. Wolałabym i ja i Meg, aby oni przedyskutowali to na spokojnie w domu.
Po zjedzonym posiłku nasi goście zaczęli zbierać się do wyjścia.
- Już idziecie? - zapytał Louis. Odwróciłam się w stronę drzwi. Przerwałam na chwilę pakowanie zmywarki i wycierając ręce w ściereczkę podeszłam bliżej naszych gości i Louisa. Chłopak przyciągnął mnie do siebie kładąc dłoń na moim biodrze.
- Zostańcie jeszcze chwilę. - powiedziałam.
- Nie, pójdziemy już. Jutro pierwszy dzień studiów, trzeba się jakoś przygotować. - oznajmiła Meg patrząc na mnie z wymuszonym uśmiechem i niemo przekazując mi że chce porozmawiać ze Stanem.
- To może Louis was podwiezie? - zaproponowałam, a Lou zgodził się od razu kiwając głową.
- Nie, dzięki ale przejdziemy się. - odpowiedziała Meg podchodząc do mnie i przytulając na pożegnanie.
- Chcę z nim pogadać. - szepnęła mi do ucha. Kiwnęłam głową rozumiejąc jej słowa i odsunęłam się od niej. Dziewczyna pożegnała się z Louisem uściskiem, a Stan ucałował mnie w policzek cicho szepcząc przepraszam. Zdziwiłam się, bo nie spodziewałabym się że kiedykolwiek usłyszę od niego takie słowa. Stan nigdy nie był skory do przeprosin, ale widzę że się zmienił i to na dobre. Myślę, że to zasługa Meg. Choć ona sama nie zwraca na to uwagi iż pomogła mu przebrnąć przez jakąś niewidzialną barierę i stać się dobrym człowiekiem. Co miłość robi z ludźmi?
- Do zobaczenia jutro i dzięki za przepyszny obiad. - powiedziała Meg wychodząc. Louis zamknął za nimi drzwi i oparł się o nie plecami. Ja natomiast wróciłam do kuchni, aby posprzątać.
- Ciekawa z nich para. - oznajmił Lou wchodząc do kuchni i przyciągając mnie do swojego toru. Moje plecy dotykały jego klatki piersiowej.
- Taa. - mruknęłam. Cały czas w głowie siedziała mi ta rozmowa z Meg. Dziwna sprawa, że Stan nie powiedział jej o swojej przeszłości, że był gnębiony przez innych w szkole i na podwórku. Dopiero po kilku latach wziął się za siebie i teraz widać efekty. Zawsze był takim małym grubaskiem, którego nikt nie lubił ale mimo tego i tak miał przyjaciół - mnie i Louisa, który co prawda na każdym kroku mu dogadywał, ale i tak wiedziałam że go lubi.
- Dlaczego Meg była taka smutna przy obiedzie? - zapytał, a ja odwróciłam się do niego twarzą.
- Była zła na Stana za to że tak się zachowuje i nam dogryza. Powiedziałam jej dlaczego tak robi, a ona posmutniała, bo Stan jej o niczym nie powiedział.
- Nie powiedział o swojej przeszłości i że był grubasem? - zapytał.
- Właśnie nie. I Louis to przeszłość, więc daj już spój i nie wżywaj się na nim skoro go tutaj nie ma. Proszę.
- Ja się mam na nim nie wyżywać? A on to co? Co chwile jakieś żarty sobie z nas robi. - krzyknął, a ja aż podskoczyłam.
- Nie krzycz na mnie. - poprosiłam nieco głośniej. - Nic ci nie zrobiłam, więc daruj sobie te krzyki. - dodałam odwracając się i ruszając w stronę sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na podłodze opierając się plecami o drewnianą powłokę.
- Jo. - głos Louisa zabrzmiał za drzwiami.
- Idź sobie. - powiedziałam odwracając głowę w bok, aby lepiej mnie słyszał.
- Otwórz. - poprosił.
- Nie, spadaj. - odpowiedziałam.
- Przepraszam ok? Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć. - wyjaśnił, ale ja miałam go dość. Dlaczego zawsze jak ktoś zrobi coś źle zawsze mi się dostaje opieprz? Dlaczego ja zawsze muszę wszystko tak bardzo przeżywać? Wstałam z ziemi, a Louis cały czas pukał w drzwi. Wzięłam swoją mp3 z komody, wcisnęłam słuchawki do uszu i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę i podkręciłam dźwięk na full. Dzięki temu nie słyszałam chłopaka za drzwiami. Wzięłam się za rozpakowywanie reszty pudeł, nie było ich dużo, zaledwie cztery. Więc myślę że nie zejdzie mi z tym długo, a dzięki temu Louis trochę ochłonie i może przemyśli swoje słowa.
Godzinę później wszystko było już ładnie poukładanie w szafie i na komodzie, więc mogłam wyjść z sypialni. Odłożyłam mp3 na swoje poprzednie miejsce i wyszłam z pokoju. W salonie telewizor był włączony, ale po Louisie ani śladu. Gdzie on jest? Podeszłam do blatu w kuchni, aby nalać sobie szklankę wody. Stojąc po środku kuchni popatrzyłam na koszyczek stojący na jego końcu, w którym postanowiliśmy, że będziemy kłaść klucze do mieszkania i samochodów, aby nigdzie się nam nie zawieruszyły i abyśmy nie musieli ich szukać po całym mieszkaniu. Widzę, że klucze od auta Louisa są na swoim miejscu, więc nigdzie nie pojechał. A co jak poszedł na piechotę? Może powinnam do niego zadzwonić? Tak, tak właśnie zrobię. Przeszłam przez salon do holu, gdzie wisiała moja torebka. Wyciągnęłam telefon i już miałam wybierać numer Louisa, gdy odwróciłam się i na kanapie stojącej w salonie dostrzegłam śpiącego Louisa przykrytego jedynie kocem. Dłonie miał splecione na klatce piersiowej i cichutko sobie pochrapywał. Czyli musiał usnąć podczas oglądania telewizji. Jak słodko wyglądał, gdy spał. Odłożyłam telefon i torebkę na stolik w salonie i ostrożnie położyłam się obok chłopaka. Objęłam go ramieniem i mocno przytuliłam do niego. Nagle chłopak obudził się i zaczął rozglądać wokoło.
- Co się dzieje? Jo? - zapytał rozbudzony przesunął się w głąb kanapy, aby zrobić mi trochę miejsca.
- Przepraszam. - szepnęłam i położyłam głowę na jego torsie. Chłopak zaczął mnie głaskać dłonią po włosach, a co jakiś czas nawet masować skórę głowy.
- Ja też cię przepraszam. Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć. Powinienem porozmawiać ze Stanem, aby dał już spokój. Przeszłość to przeszłość nic już jej nie zmieni. A dogadywanie sobie nawzajem nie jest na miejscu. - powiedział całując mnie jednocześnie w czoło.
- Nie kłóćmy się już, ok? - poprosiłam, a Louis kiwnął głową.
- Dobrze. Kocham cię. - powiedział.
- Kocham cię skarbie. - odpowiedziałam i zachichotałam po chwili.
- Chodźmy do łóżka. - powiedział po kilku minutach ciszy między nami.
- Nie, zostańmy tutaj. - odpowiedziałam choć wiedziałam, ze to nie jest najlepszy pomysł, bo gdy tylko się przekręcę wiem że spadnę, ale tak mi dobrze w ramionach Louisa, że nie chcę się w ogóle stąd ruszać.
- Chodź. - powiedział stanowczym tonem i wstał. Pochylił się nade mną i wziął na ręce. Zapiszczałam na jego nagły ruch, ale nie protestowałam. Nawet mi się to bardzo podobało. Zdążyłam jeszcze chwycić pilot w ręce i zgasiłam telewizor.
Louis zaniósł mnie do sypialni i ostrożnie położył na łóżku, zaraz do mnie dołączył i wziął w swoje ramiona.
- Śpij już, późno jest, a jutro czeka nas ważny dzień. - powiedział całując mnie w czoło.
- Dobranoc. - odpowiedziałam tylko i ziewnęłam.
Nie przebrałam się w pidżamę, ale taka prawda że nie dam rady wstać i zmienić ciuchów. Za dużo się dziś działo, nie mam siły. Zamknęłam oczy, przytuliłam się do Louisa i zasnęłam. Zanim jeszcze sen mnie pochłonął usłyszałam słowa chłopaka: Kocham cię. I po tym odleciałam.
_________________________________________________________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Podnieśliście mnie tym na duchu i teraz mam pewność, że mam dla kogo pisać.
DZIĘKUJĘ
Mam nadzieję, że i tym razem więcej osób skomentuje. Musicie wiedzieć, że dzięki temu mam większą ochotę pisać i siadam z uśmiechem do komputera, a rozdziały wychodzą no cóż lepsze :)
Jeszcze raz dzięki!
Meeega :*
OdpowiedzUsuń~verii
Rozdział fajny,ale mogłabyć dać Jo pazura XD
OdpowiedzUsuńprosze więcej takich rozdziałów xd nie no każdy rozdział jest napisany świetnie (według mnie najlepszy blog jaki czytam, a czytam ich naprawdę dużo ;) ):** czekam nn <3
OdpowiedzUsuńOooo <3
OdpowiedzUsuńDopiero nadrabiam zaległości, jejku jak mnie tu dawno nie było :c
@claudialech