Trzy następne tygodnie minęły w miarę spokojnie. Siedziałam u Louisa po kilka godzin dziennie. Nie chciałam w ogóle stamtąd wychodzić, ale oczywiście mój kochany chłopak mnie wyganiał tłumacząc się tym, żebym odpoczęła w domu, a przecież jemu nic nie będzie, bo ma świetną opiekę. Cieszę się, że tak szybko wraca do formy. Wszystko go swędzi, głównie noga, którą ma w gipsie, ale moim zdaniem ona go swędzi, bo się goi czyli wszystko jest na swoim miejscu i tak właśnie powinno być. No ale przecież Louisowi nie przetłumaczysz, że tak ma być.
Codziennie rano budziłam się z uśmiechem na ustach, co do mnie wcale nie jest podobne, ale przecież miałam ku temu powody. Jechanie do Louisa, spędzanie z nim całego dnia na rozmowach o różnych bzdurach i innych takich. Jego młodsze siostry tak samo jak ja "nawiedzały" go codziennie, ale nie dziwię im się. Bardzo stęskniły się za bratem i chciały mieć go już w domu. W sumie ja tak samo, bo już znienawidziłam ten szpital. Nie przepadam za szpitalami, ale wiem że tutaj pomagają ludziom i nie powinnam, aż tak bardzo nie lubić tego miejsca.
Od kilku dni zajmuję się również naszym mieszkaniem w Londynie. W sumie nie ma tam czego remontować, ale potrzebne nam są nowe rzeczy, bo praktycznie nic tam nie ma. Są same meble i to tyle, a to raczej nie wystarczy do mieszkania tam. Dlatego moja mama bardzo mi pomaga wszystko urządzić. Nie chcę się tym zajmować na ostatnią chwilę i potem biegać po sklepach i gorączkować się czy aby wszystko mamy. Lubię mieć wszystko gotowe z wyprzedzeniem, bo potem nie będę musiała o tym myśleć i zawracać sobie tym głowy. Gdy pierwszy raz tam pojechałyśmy, mama była pod ogromnym wrażeniem mieszkania. Wiedziałam, że się jej spodoba. Ja od pierwszego widoku się zakochałam. Jest takie w moim stylu i gdybym kiedyś w przyszłości miała urządzać mieszkanie, tak właśnie by ono wyglądało. Jest mi tylko skoda, że Louisa nie ma ze mną, bo na pewno doradziłby mi w wielu sprawach. Ale zawsze w każdej sytuacji trzeba dostrzegać też te lepsze strony. Gdy Louis zobaczy, że wszystko w mieszkaniu jest już urządzone na pewno się ucieszy. Powiedział mi kiedyś, że chce aby to mieszkanie było takie jak ja chce, a on będzie szczęśliwy tam gdzie ja będę. Więc myślę, iż się na mnie za to nie pogniewa, a raczej powiedziałabym że będzie zadowolony.
Za niedługo jest koncert Olly'ego w Londynie, a ja mam dwa bilety na niego. Ale skoro Louis jest w takim stanie to nie będę go jeszcze włóczyć po koncertach. Wiem, że nie czułby się za dobrze mając nogę w gipsie, po prostu myślę że nie bawiłby się dostatecznie komfortowo. Dlatego postanowiłam, że te bilety oddam Meg i Stanowi. Myślę, że się ucieszą i zrobią z nich dobry użytek. A może i mnie i Louisowi uda się kiedyś pójść na jego koncert? Kto wie? Związek Meg i Stana jest na dobrej drodze, a ja zrobiłam świetną robotę zapoznając ich kilka tygodni temu. Wiem, że uda im się, a dodatkowo będą studiować na jednej uczelni i na jednym kierunku. Czyż życie nie potrafi zaskakiwać?
Każdego dnia wstając rano zastanawiałam się czy to będzie ten dzień, w którym Louisa w końcu wypuszczą ze szpitala i będzie mógł wrócić do domu. A gdy okazało się, gdy w piątek rano do niego przyjechałam, że chłopak wychodzi to prawie podskoczyłam w miejscu ze szczęścia. Louis też nie ukrywał, że się cieszy. Było to widoczne dzięki wielkiemu uśmiechowi pojawiającemu się na jego twarzy. Czekał na to kilka dni odkąd lekarz oznajmił, że za niedługo chłopak wyjdzie ze szpitala, bo wszystkie wyniki są w normie. Ale oczywiście, jak to na obietnicach się skończyło i Lou musiał czekać pięć długich dni, aż w końcu lekarze zdecydują się go wypuścić. Zadzwoniliśmy po tatę chłopaka, aby przyjechał po Louisa i razem pojechaliśmy do domu chłopaka. Wstąpiłam tam na chwilę, bo wiedziałam, że chłopak musi odpocząć, a na pewno jest zmęczony podróżą. Dlatego obiecałam, że wrócę jutro w południe. I tak oto teraz stoję na podjeździe domu państwa Tomlinson i sama się do siebie śmieję, że nie będę musiała już oglądać okropnych murów szpitala. Wysiadłam z auta i szybkim krokiem podeszłam do drzwi. Zadzwoniłam dwa razy dzwonkiem i kilka sekund później drewniana powłoka się otworzyła, a zza niej dostrzegłam uśmiechniętą panią Jay. Biła od niej niesamowita radość, tak samo jak ode mnie.
- Dzień dobry. - powiedziałam, po czym przekroczyłam próg domu i na powitanie zostałam uściskana przez kobietę.
- Dzień dobry Jo. - odpowiedziała wypuszczając mnie ze swoich objęć. - Louis jest na górze w swoim pokoju. - dodała od razu, gdy ja już chciałam się o to zapytać.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i po ówczesnym ściągnięciu butów prawie pobiegłam na górę. Znalazłam drzwi do pokoju chłopaka i lekko zapukałam. Ale nie dostałam odpowiedzi z drugiej strony, więc nacisnęłam klamkę i cicho weszłam do środka. Louis leżał na łóżku przykryty jedynie cienkim kocem, a jego "chora" noga była wyciągnięta na kocu. Chłopak cicho pochrapywał, gdy podeszłam bliżej łóżka. Nachyliłam się nad jego twarzą i lekko musnęłam jego usta swoimi. Odsunęłam się na kilka centymetrów, aby zobaczyć jaką wywołałam tym reakcję i po kilku sekundach chłopak otworzył oczy, zamrugał kilka razy powiekami, po czym na jego ustach dostrzegłam seksowny uśmiech, który zarezerwowany był tylko dla mnie.
- Cześć. - powiedziałam i usiadłam na krześle stojącym naprzeciw łóżka.
- Cześć skarbie. - odpowiedział, a moje serce szybciej zabiło na słowo "skarbie".
- Jak się czujesz? - zapytałam ściągając z siebie szary sweter, bo zrobiło mi się gorąco.
- Dobrze, a teraz gdy ty jesteś przy mnie to jeszcze lepiej. - odpowiedział i próbował usiąść.
- Czekaj pomogę ci. - wstałam z krzesła i podeszłam bliżej. Poprawiłam mu poduszkę i pomogłam się podnieść do siadu. Zanim zdążyłam się odsunąć chłopak przyciągnął mnie do siebie, także wylądowałam obok niego na łóżku.
- Zwariowałeś? - zaśmiałam się. - Mogłam cię uderzyć. Jesteś nienormalny. - dodałam i próbowałam wstać, ale Louis mnie przytrzymał dając jednoznacznie znać, że chce abym położyła się obok niego. Więc nie miałam odwrotu i klapnęłam na miejsce obok.
- Kocham cię. - szepnął do moje ucha, gdy ja kreśliłam nieznane wzory na jego gołej klatce piersiowej.
- Ja też cię kocham. - odpowiedziałam i popatrzyłam w górę na jego twarz. Dźwignęłam się na ręce i dałam mu całusa w usta. Chłopak uśmiechnął się i mocniej mnie do siebie przytulił.
- Jo, mogłabyś otworzyć okno, bo zaraz się tu ugotuję. - poprosił, gdy leżeliśmy w swoich objęciach nie odzywając się, a jedynie ciesząc swoim towarzystwem.
- Pewnie. - wstałam i podeszłam do okna. Otworzyłam je na oścież i stałam tak chwilę przy nim, aby powdychać rześkie, brytyjskie powietrze zaraz po deszczu.
- Chodź do mnie. Smutno mi bez ciebie w tym wielkim łóżku. - powiedział Louis, a ja otworzyłam oczy, które z resztą nawet nie wiem kiedy zamknęłam i wróciłam do niego, do miękkiego łóżeczka i ramion, które od razu mnie objęły.
- Kiedy ściągają ci gips? - zapytałam po kilku minutach ciszy panującej w pokoju.
- Za tydzień, albo dwa. Nawet nie pamiętam, ale już się nie mogę doczekać gdy mi to zdejmą. Nawet nie wiesz jakie to jest denerwujące, nosić to cholerstwo na sobie. - wyjaśnił, a ja potaknęłam. Domyślam się jakie to może być uciążliwe noszenie gipsu. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam niczego złamanego, więc w sumie nie mam pojęcia jakie to może być uczucie.
- A co z treningami? - zapytałam, chociaż w sumie domyślałam się co powie.
- Najpierw długa rehabilitacja, a dopiero potem treningi. Nawet nie będę mógł jeździć samochodem rozumiesz? - powiedział zirytowany tym faktem. - Z resztą i tak go nie mam, więc co tam. - dodał i machnął ręką w powietrzu. Auto Louisa zostało doszczętnie zniszczone, nic nie dało się z niego uratować. Po prostu poszło na złomowisko. Wiedziałam, że Louis bardzo je lubi i trudno było mu się z nim rozstać. Gdybym ja była w takiej samej sytuacji pewnie też bym tak zareagowała.
- Szkoda ci go, co nie?
- Pewnie. Byłem do niego przywiązany. W końcu to był mój pierwszy samochód, a rodziców nie stać aby kupić mi nowy. Dostałem go od nich, więc sama rozumiesz że nie ma szans aby podarowali mi jeszcze jeden. I jak ja będę teraz dojeżdżał na uczelnie? - zadał raczej to pytanie sobie niż mnie.
- Przecież ja mam garbusa, więc jakoś damy radę. Lou ty zawsze panikujesz.
- A ty zawsze ratujesz mnie z opresji. - powiedział i cmoknął mnie w nos. - Poza tym uwielbiam jeździć twoim autem.
- Co nie? Fajnie się prowadzi. - dodałam z uśmiechem i mocniej wtuliłam się w chłopaka.
- Pewnie, że tak. Ale to nie zmienia faktu, że chciałbym mieć swoje auto. W sumie mam jakąś kasę odłożoną, gdy jeszcze pracowałem w wakacje, ale nie wiem czy to starczy. - powiedział, a ja wpadłam według mnie na genialny pomysł.
- Ja też mam jakieś pieniądze odłożone. Może to nie jest dużo, ale można je podliczyć razem z twoimi i rozejrzeć się czy za tą sumę kupimy jakieś małe i zgrabne autko. Wiem, że przyzwyczaiłeś się do dużych samochodów takich jak twój poprzedni, ale cóż czasem trzeba żyć skromnie. - podsumowałam i tak jak chłopak wcześniej cmoknęłam go w czubek nosa.
- Ty chyba zwariowałaś. Nie dość, że twoi rodzice będą płacić za nasze mieszkanie to jeszcze chcesz oddać mi swoje pieniądze na samochód. Zgłupiałaś. - powiedział i pokręcił głową.
- Nie zgłupiałam. Po prostu chcę ci pomóc z kupnem auta, czy to aż takie trudne do zrozumienia? Poza tym to rodzice płacą za mieszkanie, nie ja, więc zluzuj majty Tomlinson. - odpowiedziałam i zaczęłam się cicho chichrać.
- Coś ty powiedziała? Chodź tutaj. - powiedział, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej i patrzyłam na chłopaka rozbawionego moimi wcześniejszymi słowami. Ale zanim mogłam coś powiedzieć, Lou jednym ruchem złapał mnie za biodra i usadził na swoich udach, także teraz siedziałam na nim okrakiem. Już chciałam z niego zejść, aby nie zrobić mu krzywdy, ale pokręcił głową na nie i przytrzymał mnie za uda, abym na nim siedziała. Więc nie miałam odwrotu, bałam się tylko żeby ktoś teraz nie wszedł do pokoju, bo gdyby zobaczył nas w takiej pozycji wiem, że zaczerwieniłabym się.
- Jaka ty jesteś śliczna. - szepnął i palcem zdrowej ręki pogłaskał mnie po policzku, a ja aby dłużej czuć jego dotyk wtuliłam twarz w jego rękę. Przez cały czas mnie obserwował, jak ten jastrząb polujący na swoją ofiarę. Nie czułam się dziwnie, gdy tak na mnie patrzył. Powiedziałabym, ze czułam się atrakcyjna i kochana w tamtym momencie. Ale też szczęśliwa za to, że go mam i nic mu nie jest. Jest zdrowy, szczęśliwy i cały mój.
- Tak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest. - powiedziałam.
- Jak to nic? A to? - wskazał brodą na nogę i rękę.
- No ale lepsze to niż żebyś miał nie żyć Lou. - odpowiedziałam cicho, a on zrobił minę myśliciela i za chwilę pokiwał głową.
- Masz rację. - powiedział, nachylił się w moją stronę i pocałował mnie w usta. Ja aby nie być mu dłużna odwzajemniłam pocałunek. Wpiłam się w jego usta tak jakbym już go nigdy miała nie całować. W tamtym momencie Louis był dla mnie całym światem. Tak bardzo się bałam, że go stracę, a tu proszę leży przede mną i w dodatku mnie całuje. Co myślałam, że już nigdy nie nastąpi. Widząc go nieprzytomnego i leżącego na szpitalnym łóżku myślałam, że już nigdy go nie zobaczę, nie usłyszę jego śmiechu, tego jak się ze mną droczy, jak rozmawiamy na różne i przedziwne tematy, jak Max wije się pod łaskotkami chłopaka. I ja miałabym to wszystko stracić przez jakiegoś pijanego idiotę?
- A co się stało z tym kierowcą co w ciebie uderzył? - zapytałam przerywając nas pocałunek.
- Ty to masz wyczucie czasu, naprawdę. - powiedział, po czym zmarszczył brwi. Wyprostowałam się na jego kolanach, mimo że było mi trochę niewygodnie to lubiłam siedzieć mu na nogach, a teraz czułam że po prostu muszę.
- Odpowiedz, proszę. - poprosiłam i zrobiłam maślane oczy.
- Powiem, ale daj mi buziaka. - powiedział i popukał się palcem po policzku. Przewróciłam oczami, ale ostatecznie z uśmiechem na ustach nachyliłam się nad nim i pocałowałam w policzek. Wyszczerzył się do mnie, ale i tak odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie, po kilku głębszych wdechach.
- Został aresztowany. Jestem pewien, że mój tata nie pozwoli aby wyszedł za jakąkolwiek kaucją. - wyjaśnił, a mi szczęka opadła. Pan Mark pewnie na to nie pozwoli i bardzo dobrze. Bo kto normalny siada pijany za kierownicę? Według mnie powinno się aresztować takich ludzi, a nie wypuszczać ich na wolność po popełnionej zbrodni.
- To dobrze i dziękuję, że mi powiedziałeś. Jakoś wcześniej nie było okazji o to zapytać, a nie chciałam wypytywać twojego tatę o to, bo chyba za mną nie przepada, więc dziękuję za udzielenie mi odpowiedzi. - powiedziałam zeszłam z jego nóg, nie chciałam już bardziej nadwerężać jego mięśni.
- Jak to za tobą nie przepada? - zapytał, a ja ponownie usiadłam na krześle.
- No nie lubi mnie.
- Co? Cała moja rodzina cię uwielbia Jo. Dziewczynki są tobą zachwycone, co chwila się mnie pytają kiedy przyjedziesz i czy będą mogły się z tobą pobawić. - uśmiechnął się do mnie, po czym złapał za dłoń spoczywającą na udzie. - Nie przejmuj się moim tatą on potrafi być niezłym złośnikiem, ale tak naprawdę równy z niego gość. Poza tym uwierz mi uwielbia cię. - dodał, a ja uśmiechnęłam się do niego. W sumie chłopak miał trochę racji. Niby ja odczuwam, że pan Mark za mną nie przepada ale chyba jest inaczej, bo w sumie może tego jakoś zbytnio nie okazywać.
- To co będziemy dzisiaj robić? - zapytałam, aby zmienić temat.
- Pewnie zaraz moja mama wpadnie do mnie, aby sprawdzić co robimy. - Lou zaśmiał się na własne słowa, a ja za chwilę dołączyłam do niego, gdy zorientowałam się co miał na myśli. I nagle po kilku sekundach usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi pokoju. W tym samym czasie wybuchnęliśmy śmiechem, ale żeby nie wzbudzać jeszcze większych podejrzeń chłopak krzyknął nie za głośne "Proszę".
- Co robicie? - zapytała na wstępie pani Jay i weszła do pokoju.
- Rozmawiamy mamo. - odpowiedział w miarę spokojnym głosem Louis, po czym puścił mi oczko.
- A o czym? - ponownie zapytała, a mi się chciało śmiać z Louisa najabrdziej. Widziałam po jego wyrazie twarzy jak powstrzymuje się od wybuchnięcia.
- O wszystkim mamo. Stało się coś, że przyszłaś do mojego pokoju? - zapytał, a po głosie słyszałam jak trzyma nerwy na wodzy, aby nie krzyknąć.
- Chciałam oznajmić, że obiad gotowy i zapytać czy Jo zje z nami. - wyjaśniła i zwróciła się do mnie. Ja nieco się uspokoiłam i opowiedziałam.
- Oczywiście z miłą chęcią.
- Dobrze to za pięć minut na dole. - powiedziała i wyszła z pokoju. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, te nagle się otworzyły, a w nich stanęły bliźniaczki. Gdy tylko mnie zobaczyły siedzącą na krześle ruszyły w moją stronę i dosłownie się na mnie rzuciły.
- Louis dlaczego nie powiedziałeś, że Jo dziś do nas przyjedzie? - zapytała jedna z nich z wyrzutem w głosie.
- Bo wiedziałem, że właśnie tak zareagujecie i nie dacie jej spokoju. - powiedział i popatrzył na mnie. A ja jak gdyby nigdy nic i może troszkę przeciw chłopakowi przytuliłam dziewczynki do siebie i usadowiłam na swoich kolanach.
- Oj tam Louis nie przesadzaj. Ja je uwielbiam, popatrz tylko na nie, dwa aniołki. - powiedziałam i wypuściła je ze swoich objęć. Lou tylko przewrócił oczami.
- Chyba nie wiesz o czym mówisz Jo. To są istne diabełki. - dodał, a ja popatrzyłam najpierw na niego a potem na dziewczynki.
- Co on gada za bzdury dziewczyny? To chyba nie prawda, co nie?
- No pewnie. Louis co ty za bzdury gadasz. - powiedziała druga z dziewczynek i zaczęłyśmy się chichrać.
- Z wami nie wytrzyma. Wypad z mojego pokoju, muszę się ubrać bo przecież w samych bokserkach nie będę siedział przy stole,co nie? - zapytał, a ja razem z dziewczynkami wyszłam z pokoju, a przy drzwiach jeszcze na chwilę się odwróciłam, aby posłać chłopakowi całusa. Pokręcił głową z uśmiechem na ustach i wstał z łóżka.
***
Po jakże sycącym obiedzie złożonym z przypiekanych ziemniaków, kurczaka i zielonej sałaty razem z Louisem usiedliśmy na kanapie w salonie. Pani Jay razem z dziewczynkami pojechały do sklepu po większe zakupy. I jak to na dziewczyny przystało ubłagały mamę, aby zrobiły jeszcze jakieś zakupy odzieżowe. Chciało mi się tak strasznie śmiać, gdy tylko zobaczyłam je błagające panią Jay na kolanach. W końcu kobieta się zgodziła, a dziewczynki zniknęły na górze w swoich pokojach w celu przygotowania się do wyjścia.
Lou włączył jakiś film na DVD, ale i tak zamiast go oglądać rozmawialiśmy. I tak po kilku tematach związanych z samochodami i innymi rzeczami doszliśmy do tematu mieszkania. Widziałam, że Louis jest smutny z tego powodu, że nie może teraz pojechać ze mną do Londynu, aby chociaż cokolwiek tam zrobić. A ja próbowałam się nie zaśmiać, aby nie wzbudzać podejrzeń chłopaka, że coś przed nim ukrywam. Ale jak to ja, nie mogłam dłużej wytrzymać i wszystko mu powiedziałam.
- Co? - zapytał, gdy skończyłam opowiadać o tym jak świetnie sobie poradziłam z wyposażaniem naszego mieszkania. - Jak to kupiłaś wszystko? Nie rozumiem.
- No pojechałam razem z mamą do Londynu i kupiłyśmy najpotrzebniejsze rzeczy. No wiesz naczynia, pościele, poduszki i takie tam inne. Myślałam, że nie będziesz na mnie zły za to, chciałam jak najlepiej. - wyjaśniłam, a Louis wydawał się nieco zirytowany tym faktem, że pozwoliłam sobie na taką samowolkę.
- Jo, ja nie jestem na ciebie zły, nie mam powodów do złości. Tylko jestem lekko zdezorientowany tym faktem, bo nic mi nie powiedziałaś. - powiedział i przeczesał sobie włosy palcami.
- Chciałam jak najlepiej i wolałam to zrobić wcześniej, niż potem biegać na ostatnią chwilę i kupować wszystko dzień przed zajęciami. Miałam nadzieję, że zrozumiesz, ale widzę że nic z tego. - odpowiedziałam wkurzona i wzięłam do ręki pilota, aby pogłośnić dźwięk w telewizorze. Skupiłam się na filmie, chociaż i tak była to już jego druga połowa, więc nic z niego nie rozumiałam, ale co tam. Wolałam to, niż patrzeć na zdenerwowanego Louisa.
- Jo popatrz na mnie. - powiedział, gdy zauważył co się dzieje.
- Nie. - oznajmiłam i jeszcze bardziej pogłośniłam dźwięk.
- Dlaczego?
- Bo jestem głupi.
- Ja? Głupi? Dlaczego tak myślisz?
- Bo nie pozwalasz mi nic zrobić po swojemu.
- Boże Jo uspokój się, chciałem abyśmy razem je urządzili.
- Zamknij się, nic nie słyszę. - warknęłam na niego. Wyrwał mi pilot z ręki i położył go na stoliku stojącym obok kanapy, także ja nie mogłam dosięgnąć.
- Oddaj mi ten pilot. - krzyknęłam na niego, po czym nachyliłam się w jego stronę, aby odebrać mu urządzenie.
- Nie. - odkrzyknął.
- Dobra. - poddałam się i wróciłam na swoje miejsce.
- To teraz nie odezwiesz się do mnie ani jednym słowem? - zapytał. Nie odpowiedziałam mu nic. Skoro on tak to i ja tak.
- Dobra. - powiedział i ułożył się wygodnie na kanapie. Jedną dłoń położył na moim ramieniu i objął mnie, jednocześnie przytulając do siebie.
- Puszczaj. - warknęłam i odsunęłam się od niego, ale był szybszy i przysunął mnie bliżej siebie.
- Nie gniewaj się na mnie Jo.
- To przestań był takim samolubnym dupkiem. - odpowiedziałam i siedziałam blisko niego ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Nie chciałam się już z nim siłować, nie miałam na to siły. Po prostu można powiedzieć, że się poddałam gdy tylko mnie dotknął.
- Ja dupkiem? - zapytał.
- Tak, jesteś dupkiem. Bo gdy ja starałam się zrobić wszystko jak najlepiej i urządzić ładnie nasze mieszkanie i jednocześnie zrobić ci niespodziankę, to ty teraz nawet tego nie dostrzegasz. Więc tak Tomo, jesteś dupkiem.
- Pierwszy raz w życiu powiedziałaś do mnie Tomo. - oznajmił, a ja popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym złości.
- Nie zmieniaj tematu, Tomo. - odpowiedziałam, a na moich ustach pojawił się lekko widzialny uśmiech. Lou też się uśmiechnął do mnie i przytulił mnie do siebie.
- Nie kłóćmy się, nie ma o co.
- Ja się nie kłócę, ja tylko bronię swojego zdania. - odpowiedziałam.
- A bronienie swojego zdania to nie kłótnia? - zapytał z jeszcze większym uśmiechem,a ja spiorunowałam go wzrokiem. - Po prostu Jo, chodziło mi o to, że chciałem abyśmy razem kupili te rzeczy. Razem, rozumiesz? - dodał.
- Rozumiem, ale nie chciałam cię ciągać po sklepach w tym stanie. A gips ściągną ci dopiero za kilka tygodni, więc zrozum też mnie. Za półtora miesiąca zaczynają się zajęcia, a my nawet nic nie mieliśmy kupionego. Poza tym przecież możemy jeszcze kiedyś pojechać, jak będziesz się czuł na siłach, i coś dokupić. Nie widzę problemu. A teraz daj mi ten pilot, bo ja nic nie słyszę. - wytłumaczyłam mu to i mam nadzieję, że trafi to do jego głowy.
- Nie denerwuj się tak. I trzymam cię za słowo, żebyśmy razem pojechali i coś jeszcze dokupili do naszego mieszkania, w którym jestem pewien, że będzie nam się fajnie mieszkało. - odpowiedział i podał mi pilot. Nie myślałam, że Louis tak zareaguje. Spodziewałam się, że będzie się na mnie wydzierał i że będzie zły, ale tak na szczęście się nie stało, a ja jestem cała i zdrowa. Pokonaliśmy tą barierę jaką była nasza kłótnia i jednocześnie doszliśmy do porozumienia. Cieszę się z tego, bo nie lubię z nim kłócić. Lubię z nim rozmawiać na różne, przedziwne tematy, ale nie kłócić. Kłótnia to jedna z rzeczy, na które chciałabym teraz marnować swój czas. Poza tym zawsze podczas wymiany zdań mogę się dowiedzieć o Louisie różnych, a zarazem ciekawych rzeczy.
- Tomo. - powiedział chłopak, a ja popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Co? - zapytałam.
- Nic. Tak się zastanawiam teraz dlaczego powiedziałaś do mnie Tomo. Nigdy przecież tak się do mnie nie zwracałaś.
- Właściwie to nie wiem dlaczego tak powiedziałam. Samo mi si wymsknęło. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Louis zaśmiał się na moje słowa, a ja za chwilę dołączyłam do niego. I tak siedzieliśmy na kanapie, w salonie chłopaka. Przytuleni do siebie i oglądający końcówkę filmu. Takie chwile chciałabym zapamiętać do końca życia.
_________________________________________________________________________________
Ostatnio przeczytałam jeden komentarz, który tak bardzo mi się spodobał, że muszę go tutaj dodać. Oto on:
Codziennie rano budziłam się z uśmiechem na ustach, co do mnie wcale nie jest podobne, ale przecież miałam ku temu powody. Jechanie do Louisa, spędzanie z nim całego dnia na rozmowach o różnych bzdurach i innych takich. Jego młodsze siostry tak samo jak ja "nawiedzały" go codziennie, ale nie dziwię im się. Bardzo stęskniły się za bratem i chciały mieć go już w domu. W sumie ja tak samo, bo już znienawidziłam ten szpital. Nie przepadam za szpitalami, ale wiem że tutaj pomagają ludziom i nie powinnam, aż tak bardzo nie lubić tego miejsca.
Od kilku dni zajmuję się również naszym mieszkaniem w Londynie. W sumie nie ma tam czego remontować, ale potrzebne nam są nowe rzeczy, bo praktycznie nic tam nie ma. Są same meble i to tyle, a to raczej nie wystarczy do mieszkania tam. Dlatego moja mama bardzo mi pomaga wszystko urządzić. Nie chcę się tym zajmować na ostatnią chwilę i potem biegać po sklepach i gorączkować się czy aby wszystko mamy. Lubię mieć wszystko gotowe z wyprzedzeniem, bo potem nie będę musiała o tym myśleć i zawracać sobie tym głowy. Gdy pierwszy raz tam pojechałyśmy, mama była pod ogromnym wrażeniem mieszkania. Wiedziałam, że się jej spodoba. Ja od pierwszego widoku się zakochałam. Jest takie w moim stylu i gdybym kiedyś w przyszłości miała urządzać mieszkanie, tak właśnie by ono wyglądało. Jest mi tylko skoda, że Louisa nie ma ze mną, bo na pewno doradziłby mi w wielu sprawach. Ale zawsze w każdej sytuacji trzeba dostrzegać też te lepsze strony. Gdy Louis zobaczy, że wszystko w mieszkaniu jest już urządzone na pewno się ucieszy. Powiedział mi kiedyś, że chce aby to mieszkanie było takie jak ja chce, a on będzie szczęśliwy tam gdzie ja będę. Więc myślę, iż się na mnie za to nie pogniewa, a raczej powiedziałabym że będzie zadowolony.
Za niedługo jest koncert Olly'ego w Londynie, a ja mam dwa bilety na niego. Ale skoro Louis jest w takim stanie to nie będę go jeszcze włóczyć po koncertach. Wiem, że nie czułby się za dobrze mając nogę w gipsie, po prostu myślę że nie bawiłby się dostatecznie komfortowo. Dlatego postanowiłam, że te bilety oddam Meg i Stanowi. Myślę, że się ucieszą i zrobią z nich dobry użytek. A może i mnie i Louisowi uda się kiedyś pójść na jego koncert? Kto wie? Związek Meg i Stana jest na dobrej drodze, a ja zrobiłam świetną robotę zapoznając ich kilka tygodni temu. Wiem, że uda im się, a dodatkowo będą studiować na jednej uczelni i na jednym kierunku. Czyż życie nie potrafi zaskakiwać?
Każdego dnia wstając rano zastanawiałam się czy to będzie ten dzień, w którym Louisa w końcu wypuszczą ze szpitala i będzie mógł wrócić do domu. A gdy okazało się, gdy w piątek rano do niego przyjechałam, że chłopak wychodzi to prawie podskoczyłam w miejscu ze szczęścia. Louis też nie ukrywał, że się cieszy. Było to widoczne dzięki wielkiemu uśmiechowi pojawiającemu się na jego twarzy. Czekał na to kilka dni odkąd lekarz oznajmił, że za niedługo chłopak wyjdzie ze szpitala, bo wszystkie wyniki są w normie. Ale oczywiście, jak to na obietnicach się skończyło i Lou musiał czekać pięć długich dni, aż w końcu lekarze zdecydują się go wypuścić. Zadzwoniliśmy po tatę chłopaka, aby przyjechał po Louisa i razem pojechaliśmy do domu chłopaka. Wstąpiłam tam na chwilę, bo wiedziałam, że chłopak musi odpocząć, a na pewno jest zmęczony podróżą. Dlatego obiecałam, że wrócę jutro w południe. I tak oto teraz stoję na podjeździe domu państwa Tomlinson i sama się do siebie śmieję, że nie będę musiała już oglądać okropnych murów szpitala. Wysiadłam z auta i szybkim krokiem podeszłam do drzwi. Zadzwoniłam dwa razy dzwonkiem i kilka sekund później drewniana powłoka się otworzyła, a zza niej dostrzegłam uśmiechniętą panią Jay. Biła od niej niesamowita radość, tak samo jak ode mnie.
- Dzień dobry. - powiedziałam, po czym przekroczyłam próg domu i na powitanie zostałam uściskana przez kobietę.
- Dzień dobry Jo. - odpowiedziała wypuszczając mnie ze swoich objęć. - Louis jest na górze w swoim pokoju. - dodała od razu, gdy ja już chciałam się o to zapytać.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i po ówczesnym ściągnięciu butów prawie pobiegłam na górę. Znalazłam drzwi do pokoju chłopaka i lekko zapukałam. Ale nie dostałam odpowiedzi z drugiej strony, więc nacisnęłam klamkę i cicho weszłam do środka. Louis leżał na łóżku przykryty jedynie cienkim kocem, a jego "chora" noga była wyciągnięta na kocu. Chłopak cicho pochrapywał, gdy podeszłam bliżej łóżka. Nachyliłam się nad jego twarzą i lekko musnęłam jego usta swoimi. Odsunęłam się na kilka centymetrów, aby zobaczyć jaką wywołałam tym reakcję i po kilku sekundach chłopak otworzył oczy, zamrugał kilka razy powiekami, po czym na jego ustach dostrzegłam seksowny uśmiech, który zarezerwowany był tylko dla mnie.
- Cześć. - powiedziałam i usiadłam na krześle stojącym naprzeciw łóżka.
- Cześć skarbie. - odpowiedział, a moje serce szybciej zabiło na słowo "skarbie".
- Jak się czujesz? - zapytałam ściągając z siebie szary sweter, bo zrobiło mi się gorąco.
- Dobrze, a teraz gdy ty jesteś przy mnie to jeszcze lepiej. - odpowiedział i próbował usiąść.
- Czekaj pomogę ci. - wstałam z krzesła i podeszłam bliżej. Poprawiłam mu poduszkę i pomogłam się podnieść do siadu. Zanim zdążyłam się odsunąć chłopak przyciągnął mnie do siebie, także wylądowałam obok niego na łóżku.
- Zwariowałeś? - zaśmiałam się. - Mogłam cię uderzyć. Jesteś nienormalny. - dodałam i próbowałam wstać, ale Louis mnie przytrzymał dając jednoznacznie znać, że chce abym położyła się obok niego. Więc nie miałam odwrotu i klapnęłam na miejsce obok.
- Kocham cię. - szepnął do moje ucha, gdy ja kreśliłam nieznane wzory na jego gołej klatce piersiowej.
- Ja też cię kocham. - odpowiedziałam i popatrzyłam w górę na jego twarz. Dźwignęłam się na ręce i dałam mu całusa w usta. Chłopak uśmiechnął się i mocniej mnie do siebie przytulił.
- Jo, mogłabyś otworzyć okno, bo zaraz się tu ugotuję. - poprosił, gdy leżeliśmy w swoich objęciach nie odzywając się, a jedynie ciesząc swoim towarzystwem.
- Pewnie. - wstałam i podeszłam do okna. Otworzyłam je na oścież i stałam tak chwilę przy nim, aby powdychać rześkie, brytyjskie powietrze zaraz po deszczu.
- Chodź do mnie. Smutno mi bez ciebie w tym wielkim łóżku. - powiedział Louis, a ja otworzyłam oczy, które z resztą nawet nie wiem kiedy zamknęłam i wróciłam do niego, do miękkiego łóżeczka i ramion, które od razu mnie objęły.
- Kiedy ściągają ci gips? - zapytałam po kilku minutach ciszy panującej w pokoju.
- Za tydzień, albo dwa. Nawet nie pamiętam, ale już się nie mogę doczekać gdy mi to zdejmą. Nawet nie wiesz jakie to jest denerwujące, nosić to cholerstwo na sobie. - wyjaśnił, a ja potaknęłam. Domyślam się jakie to może być uciążliwe noszenie gipsu. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam niczego złamanego, więc w sumie nie mam pojęcia jakie to może być uczucie.
- A co z treningami? - zapytałam, chociaż w sumie domyślałam się co powie.
- Najpierw długa rehabilitacja, a dopiero potem treningi. Nawet nie będę mógł jeździć samochodem rozumiesz? - powiedział zirytowany tym faktem. - Z resztą i tak go nie mam, więc co tam. - dodał i machnął ręką w powietrzu. Auto Louisa zostało doszczętnie zniszczone, nic nie dało się z niego uratować. Po prostu poszło na złomowisko. Wiedziałam, że Louis bardzo je lubi i trudno było mu się z nim rozstać. Gdybym ja była w takiej samej sytuacji pewnie też bym tak zareagowała.
- Szkoda ci go, co nie?
- Pewnie. Byłem do niego przywiązany. W końcu to był mój pierwszy samochód, a rodziców nie stać aby kupić mi nowy. Dostałem go od nich, więc sama rozumiesz że nie ma szans aby podarowali mi jeszcze jeden. I jak ja będę teraz dojeżdżał na uczelnie? - zadał raczej to pytanie sobie niż mnie.
- Przecież ja mam garbusa, więc jakoś damy radę. Lou ty zawsze panikujesz.
- A ty zawsze ratujesz mnie z opresji. - powiedział i cmoknął mnie w nos. - Poza tym uwielbiam jeździć twoim autem.
- Co nie? Fajnie się prowadzi. - dodałam z uśmiechem i mocniej wtuliłam się w chłopaka.
- Pewnie, że tak. Ale to nie zmienia faktu, że chciałbym mieć swoje auto. W sumie mam jakąś kasę odłożoną, gdy jeszcze pracowałem w wakacje, ale nie wiem czy to starczy. - powiedział, a ja wpadłam według mnie na genialny pomysł.
- Ja też mam jakieś pieniądze odłożone. Może to nie jest dużo, ale można je podliczyć razem z twoimi i rozejrzeć się czy za tą sumę kupimy jakieś małe i zgrabne autko. Wiem, że przyzwyczaiłeś się do dużych samochodów takich jak twój poprzedni, ale cóż czasem trzeba żyć skromnie. - podsumowałam i tak jak chłopak wcześniej cmoknęłam go w czubek nosa.
- Ty chyba zwariowałaś. Nie dość, że twoi rodzice będą płacić za nasze mieszkanie to jeszcze chcesz oddać mi swoje pieniądze na samochód. Zgłupiałaś. - powiedział i pokręcił głową.
- Nie zgłupiałam. Po prostu chcę ci pomóc z kupnem auta, czy to aż takie trudne do zrozumienia? Poza tym to rodzice płacą za mieszkanie, nie ja, więc zluzuj majty Tomlinson. - odpowiedziałam i zaczęłam się cicho chichrać.
- Coś ty powiedziała? Chodź tutaj. - powiedział, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej i patrzyłam na chłopaka rozbawionego moimi wcześniejszymi słowami. Ale zanim mogłam coś powiedzieć, Lou jednym ruchem złapał mnie za biodra i usadził na swoich udach, także teraz siedziałam na nim okrakiem. Już chciałam z niego zejść, aby nie zrobić mu krzywdy, ale pokręcił głową na nie i przytrzymał mnie za uda, abym na nim siedziała. Więc nie miałam odwrotu, bałam się tylko żeby ktoś teraz nie wszedł do pokoju, bo gdyby zobaczył nas w takiej pozycji wiem, że zaczerwieniłabym się.
- Jaka ty jesteś śliczna. - szepnął i palcem zdrowej ręki pogłaskał mnie po policzku, a ja aby dłużej czuć jego dotyk wtuliłam twarz w jego rękę. Przez cały czas mnie obserwował, jak ten jastrząb polujący na swoją ofiarę. Nie czułam się dziwnie, gdy tak na mnie patrzył. Powiedziałabym, ze czułam się atrakcyjna i kochana w tamtym momencie. Ale też szczęśliwa za to, że go mam i nic mu nie jest. Jest zdrowy, szczęśliwy i cały mój.
- Tak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest. - powiedziałam.
- Jak to nic? A to? - wskazał brodą na nogę i rękę.
- No ale lepsze to niż żebyś miał nie żyć Lou. - odpowiedziałam cicho, a on zrobił minę myśliciela i za chwilę pokiwał głową.
- Masz rację. - powiedział, nachylił się w moją stronę i pocałował mnie w usta. Ja aby nie być mu dłużna odwzajemniłam pocałunek. Wpiłam się w jego usta tak jakbym już go nigdy miała nie całować. W tamtym momencie Louis był dla mnie całym światem. Tak bardzo się bałam, że go stracę, a tu proszę leży przede mną i w dodatku mnie całuje. Co myślałam, że już nigdy nie nastąpi. Widząc go nieprzytomnego i leżącego na szpitalnym łóżku myślałam, że już nigdy go nie zobaczę, nie usłyszę jego śmiechu, tego jak się ze mną droczy, jak rozmawiamy na różne i przedziwne tematy, jak Max wije się pod łaskotkami chłopaka. I ja miałabym to wszystko stracić przez jakiegoś pijanego idiotę?
- A co się stało z tym kierowcą co w ciebie uderzył? - zapytałam przerywając nas pocałunek.
- Ty to masz wyczucie czasu, naprawdę. - powiedział, po czym zmarszczył brwi. Wyprostowałam się na jego kolanach, mimo że było mi trochę niewygodnie to lubiłam siedzieć mu na nogach, a teraz czułam że po prostu muszę.
- Odpowiedz, proszę. - poprosiłam i zrobiłam maślane oczy.
- Powiem, ale daj mi buziaka. - powiedział i popukał się palcem po policzku. Przewróciłam oczami, ale ostatecznie z uśmiechem na ustach nachyliłam się nad nim i pocałowałam w policzek. Wyszczerzył się do mnie, ale i tak odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie, po kilku głębszych wdechach.
- Został aresztowany. Jestem pewien, że mój tata nie pozwoli aby wyszedł za jakąkolwiek kaucją. - wyjaśnił, a mi szczęka opadła. Pan Mark pewnie na to nie pozwoli i bardzo dobrze. Bo kto normalny siada pijany za kierownicę? Według mnie powinno się aresztować takich ludzi, a nie wypuszczać ich na wolność po popełnionej zbrodni.
- To dobrze i dziękuję, że mi powiedziałeś. Jakoś wcześniej nie było okazji o to zapytać, a nie chciałam wypytywać twojego tatę o to, bo chyba za mną nie przepada, więc dziękuję za udzielenie mi odpowiedzi. - powiedziałam zeszłam z jego nóg, nie chciałam już bardziej nadwerężać jego mięśni.
- Jak to za tobą nie przepada? - zapytał, a ja ponownie usiadłam na krześle.
- No nie lubi mnie.
- Co? Cała moja rodzina cię uwielbia Jo. Dziewczynki są tobą zachwycone, co chwila się mnie pytają kiedy przyjedziesz i czy będą mogły się z tobą pobawić. - uśmiechnął się do mnie, po czym złapał za dłoń spoczywającą na udzie. - Nie przejmuj się moim tatą on potrafi być niezłym złośnikiem, ale tak naprawdę równy z niego gość. Poza tym uwierz mi uwielbia cię. - dodał, a ja uśmiechnęłam się do niego. W sumie chłopak miał trochę racji. Niby ja odczuwam, że pan Mark za mną nie przepada ale chyba jest inaczej, bo w sumie może tego jakoś zbytnio nie okazywać.
- To co będziemy dzisiaj robić? - zapytałam, aby zmienić temat.
- Pewnie zaraz moja mama wpadnie do mnie, aby sprawdzić co robimy. - Lou zaśmiał się na własne słowa, a ja za chwilę dołączyłam do niego, gdy zorientowałam się co miał na myśli. I nagle po kilku sekundach usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi pokoju. W tym samym czasie wybuchnęliśmy śmiechem, ale żeby nie wzbudzać jeszcze większych podejrzeń chłopak krzyknął nie za głośne "Proszę".
- Co robicie? - zapytała na wstępie pani Jay i weszła do pokoju.
- Rozmawiamy mamo. - odpowiedział w miarę spokojnym głosem Louis, po czym puścił mi oczko.
- A o czym? - ponownie zapytała, a mi się chciało śmiać z Louisa najabrdziej. Widziałam po jego wyrazie twarzy jak powstrzymuje się od wybuchnięcia.
- O wszystkim mamo. Stało się coś, że przyszłaś do mojego pokoju? - zapytał, a po głosie słyszałam jak trzyma nerwy na wodzy, aby nie krzyknąć.
- Chciałam oznajmić, że obiad gotowy i zapytać czy Jo zje z nami. - wyjaśniła i zwróciła się do mnie. Ja nieco się uspokoiłam i opowiedziałam.
- Oczywiście z miłą chęcią.
- Dobrze to za pięć minut na dole. - powiedziała i wyszła z pokoju. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, te nagle się otworzyły, a w nich stanęły bliźniaczki. Gdy tylko mnie zobaczyły siedzącą na krześle ruszyły w moją stronę i dosłownie się na mnie rzuciły.
- Louis dlaczego nie powiedziałeś, że Jo dziś do nas przyjedzie? - zapytała jedna z nich z wyrzutem w głosie.
- Bo wiedziałem, że właśnie tak zareagujecie i nie dacie jej spokoju. - powiedział i popatrzył na mnie. A ja jak gdyby nigdy nic i może troszkę przeciw chłopakowi przytuliłam dziewczynki do siebie i usadowiłam na swoich kolanach.
- Oj tam Louis nie przesadzaj. Ja je uwielbiam, popatrz tylko na nie, dwa aniołki. - powiedziałam i wypuściła je ze swoich objęć. Lou tylko przewrócił oczami.
- Chyba nie wiesz o czym mówisz Jo. To są istne diabełki. - dodał, a ja popatrzyłam najpierw na niego a potem na dziewczynki.
- Co on gada za bzdury dziewczyny? To chyba nie prawda, co nie?
- No pewnie. Louis co ty za bzdury gadasz. - powiedziała druga z dziewczynek i zaczęłyśmy się chichrać.
- Z wami nie wytrzyma. Wypad z mojego pokoju, muszę się ubrać bo przecież w samych bokserkach nie będę siedział przy stole,co nie? - zapytał, a ja razem z dziewczynkami wyszłam z pokoju, a przy drzwiach jeszcze na chwilę się odwróciłam, aby posłać chłopakowi całusa. Pokręcił głową z uśmiechem na ustach i wstał z łóżka.
***
Po jakże sycącym obiedzie złożonym z przypiekanych ziemniaków, kurczaka i zielonej sałaty razem z Louisem usiedliśmy na kanapie w salonie. Pani Jay razem z dziewczynkami pojechały do sklepu po większe zakupy. I jak to na dziewczyny przystało ubłagały mamę, aby zrobiły jeszcze jakieś zakupy odzieżowe. Chciało mi się tak strasznie śmiać, gdy tylko zobaczyłam je błagające panią Jay na kolanach. W końcu kobieta się zgodziła, a dziewczynki zniknęły na górze w swoich pokojach w celu przygotowania się do wyjścia.
Lou włączył jakiś film na DVD, ale i tak zamiast go oglądać rozmawialiśmy. I tak po kilku tematach związanych z samochodami i innymi rzeczami doszliśmy do tematu mieszkania. Widziałam, że Louis jest smutny z tego powodu, że nie może teraz pojechać ze mną do Londynu, aby chociaż cokolwiek tam zrobić. A ja próbowałam się nie zaśmiać, aby nie wzbudzać podejrzeń chłopaka, że coś przed nim ukrywam. Ale jak to ja, nie mogłam dłużej wytrzymać i wszystko mu powiedziałam.
- Co? - zapytał, gdy skończyłam opowiadać o tym jak świetnie sobie poradziłam z wyposażaniem naszego mieszkania. - Jak to kupiłaś wszystko? Nie rozumiem.
- No pojechałam razem z mamą do Londynu i kupiłyśmy najpotrzebniejsze rzeczy. No wiesz naczynia, pościele, poduszki i takie tam inne. Myślałam, że nie będziesz na mnie zły za to, chciałam jak najlepiej. - wyjaśniłam, a Louis wydawał się nieco zirytowany tym faktem, że pozwoliłam sobie na taką samowolkę.
- Jo, ja nie jestem na ciebie zły, nie mam powodów do złości. Tylko jestem lekko zdezorientowany tym faktem, bo nic mi nie powiedziałaś. - powiedział i przeczesał sobie włosy palcami.
- Chciałam jak najlepiej i wolałam to zrobić wcześniej, niż potem biegać na ostatnią chwilę i kupować wszystko dzień przed zajęciami. Miałam nadzieję, że zrozumiesz, ale widzę że nic z tego. - odpowiedziałam wkurzona i wzięłam do ręki pilota, aby pogłośnić dźwięk w telewizorze. Skupiłam się na filmie, chociaż i tak była to już jego druga połowa, więc nic z niego nie rozumiałam, ale co tam. Wolałam to, niż patrzeć na zdenerwowanego Louisa.
- Jo popatrz na mnie. - powiedział, gdy zauważył co się dzieje.
- Nie. - oznajmiłam i jeszcze bardziej pogłośniłam dźwięk.
- Dlaczego?
- Bo jestem głupi.
- Ja? Głupi? Dlaczego tak myślisz?
- Bo nie pozwalasz mi nic zrobić po swojemu.
- Boże Jo uspokój się, chciałem abyśmy razem je urządzili.
- Zamknij się, nic nie słyszę. - warknęłam na niego. Wyrwał mi pilot z ręki i położył go na stoliku stojącym obok kanapy, także ja nie mogłam dosięgnąć.
- Oddaj mi ten pilot. - krzyknęłam na niego, po czym nachyliłam się w jego stronę, aby odebrać mu urządzenie.
- Nie. - odkrzyknął.
- Dobra. - poddałam się i wróciłam na swoje miejsce.
- To teraz nie odezwiesz się do mnie ani jednym słowem? - zapytał. Nie odpowiedziałam mu nic. Skoro on tak to i ja tak.
- Dobra. - powiedział i ułożył się wygodnie na kanapie. Jedną dłoń położył na moim ramieniu i objął mnie, jednocześnie przytulając do siebie.
- Puszczaj. - warknęłam i odsunęłam się od niego, ale był szybszy i przysunął mnie bliżej siebie.
- Nie gniewaj się na mnie Jo.
- To przestań był takim samolubnym dupkiem. - odpowiedziałam i siedziałam blisko niego ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Nie chciałam się już z nim siłować, nie miałam na to siły. Po prostu można powiedzieć, że się poddałam gdy tylko mnie dotknął.
- Ja dupkiem? - zapytał.
- Tak, jesteś dupkiem. Bo gdy ja starałam się zrobić wszystko jak najlepiej i urządzić ładnie nasze mieszkanie i jednocześnie zrobić ci niespodziankę, to ty teraz nawet tego nie dostrzegasz. Więc tak Tomo, jesteś dupkiem.
- Pierwszy raz w życiu powiedziałaś do mnie Tomo. - oznajmił, a ja popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym złości.
- Nie zmieniaj tematu, Tomo. - odpowiedziałam, a na moich ustach pojawił się lekko widzialny uśmiech. Lou też się uśmiechnął do mnie i przytulił mnie do siebie.
- Nie kłóćmy się, nie ma o co.
- Ja się nie kłócę, ja tylko bronię swojego zdania. - odpowiedziałam.
- A bronienie swojego zdania to nie kłótnia? - zapytał z jeszcze większym uśmiechem,a ja spiorunowałam go wzrokiem. - Po prostu Jo, chodziło mi o to, że chciałem abyśmy razem kupili te rzeczy. Razem, rozumiesz? - dodał.
- Rozumiem, ale nie chciałam cię ciągać po sklepach w tym stanie. A gips ściągną ci dopiero za kilka tygodni, więc zrozum też mnie. Za półtora miesiąca zaczynają się zajęcia, a my nawet nic nie mieliśmy kupionego. Poza tym przecież możemy jeszcze kiedyś pojechać, jak będziesz się czuł na siłach, i coś dokupić. Nie widzę problemu. A teraz daj mi ten pilot, bo ja nic nie słyszę. - wytłumaczyłam mu to i mam nadzieję, że trafi to do jego głowy.
- Nie denerwuj się tak. I trzymam cię za słowo, żebyśmy razem pojechali i coś jeszcze dokupili do naszego mieszkania, w którym jestem pewien, że będzie nam się fajnie mieszkało. - odpowiedział i podał mi pilot. Nie myślałam, że Louis tak zareaguje. Spodziewałam się, że będzie się na mnie wydzierał i że będzie zły, ale tak na szczęście się nie stało, a ja jestem cała i zdrowa. Pokonaliśmy tą barierę jaką była nasza kłótnia i jednocześnie doszliśmy do porozumienia. Cieszę się z tego, bo nie lubię z nim kłócić. Lubię z nim rozmawiać na różne, przedziwne tematy, ale nie kłócić. Kłótnia to jedna z rzeczy, na które chciałabym teraz marnować swój czas. Poza tym zawsze podczas wymiany zdań mogę się dowiedzieć o Louisie różnych, a zarazem ciekawych rzeczy.
- Tomo. - powiedział chłopak, a ja popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Co? - zapytałam.
- Nic. Tak się zastanawiam teraz dlaczego powiedziałaś do mnie Tomo. Nigdy przecież tak się do mnie nie zwracałaś.
- Właściwie to nie wiem dlaczego tak powiedziałam. Samo mi si wymsknęło. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Louis zaśmiał się na moje słowa, a ja za chwilę dołączyłam do niego. I tak siedzieliśmy na kanapie, w salonie chłopaka. Przytuleni do siebie i oglądający końcówkę filmu. Takie chwile chciałabym zapamiętać do końca życia.
_________________________________________________________________________________
Ostatnio przeczytałam jeden komentarz, który tak bardzo mi się spodobał, że muszę go tutaj dodać. Oto on:
Chciałabym podziękować tej osobie, która poleciła mojego bloga koleżance. DZIĘKUJĘ CI z całego serca. Bardzo się cieszę, że mój bloga tak bardzo przypadł Wam do gustu, że polecacie sobie go nawzajem. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy, a jak bardzo motywuje, bo wiem że mam dla kogo pisać i ciągnąć tą historię dalej.
Dzięki jeszcze raz i do następnego!
Rozdział superowy :-)
OdpowiedzUsuńStrasznie fajnie piszesz super rozdział . Chociaż niewiele się w nim działo mam nadzieję że to jakoś fajnie rozwiniesz ;) pozdrawiam i życzę weny ~ Misia
OdpowiedzUsuńGENIALNY :)
OdpowiedzUsuńPisz następny , proszę ;)
Życzę weny :) :)
Fajnie, fajnie mega fajnie, zajebiscie <3 weny życze <33
OdpowiedzUsuń~Verii
Zluzuj majty hahaha teksty to masz niezłe :)
OdpowiedzUsuń@claudialech
Rodzial jak zawsze cudowny czekam nn <333
OdpowiedzUsuń