Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To naprawdę on, to Louis. Mój kochany Louis. Chłopak podszedł bliżej nas i mogłam mu się spokojnie przyjrzeć. Był ubrany tak jak ja najbardziej lubię, a mianowicie czarną koszulkę, która bardzo opinała jego umięśniony tors, a do tego dżinsy i standardowo białe conversy. Jak tak szedł w naszą stronę to czułam, że zaraz zemdleje, a moje serce zaczęło szybciej bić w klatce piersiowej. W tym momencie nie liczyło się nic, ani nikt, tylko on. Już wiedziałam, że się pogodzimy i będziemy razem do końca życia. Za bardzo go kocham, aby się z nim kłócić. To nie dla mnie, ja nie mogę bez niego kilku godzin wytrzymać, a co dopiero kilku dni. Teraz czeka nas nie małe wyzwanie, dwa miesiące rozłąki. Ale ja wiem, że my to przetrwamy, bo jesteśmy silni i się kochamy, a przede wszystkim mamy do siebie zaufanie.
Kiedy poszedł do nas pewnym krokiem zauważyłam, że w obu dłoniach coś trzyma. W prawej mały, ale piękny bukiet czerwonych róż, a w lewej i tu mnie bardzo zaskoczył białą kopertę. Pierwszą moją myślą był bilet do Polski. Ale później pomyślałam sobie, że to jest niemożliwe, bo przecież Louis nie porzuciłby studiów kilka tygodni przed egzaminami. To nie w jego stylu. Odepchnęłam na dalszy plan moje myśli związane co może znajdować się w tajemniczej, białej kopercie, pewnie zaraz się dowiem. Odsunęłam się od mojego taty i stanęłam naprzeciwko chłopaka. Nie mogłam dłużej wytrzymać i go przytuliłam. Poczułam zapach jego perfum, który kocham i zaciągnęłam się bardziej. Dla mnie nie liczyło się w tym momencie to, że zaraz wylatuję i to, że właśnie wywołali mój lot. Teraz najważniejszy był dla mnie Louis i to czy się pogodzimy czy nie, bo nie lubię wyjeżdżać, a być z kimś pokłóconym. Nagle poczułam jak Lou się poruszył, ale nie zamierzałam go puścić, chciałam cały czas się do niego tulić i objął mnie w talii. To mnie zaskoczyło, otworzyłam oczy, które cały czas miałam zamknięte i popatrzyłam w górę na jego twarz. Uśmiechał się do mnie, co ja również zrobiłam. Zauważyłam, że nie ma w rękach ani kwitów, ani koperty, dopiero gdy popatrzyłam w bok i dostrzegłam tatę trzymającego obie rzeczy zrozumiałam, dlaczego Louis tak się nagle poruszył. Gdy tak patrzyłam na tatę, a on uśmiechał się do mnie dostrzegłam również, że mama też się do mnie uśmiecha i widziałam w jej oczach łzy. Mam tylko nadzieję, że to są łzy szczęścia. Max na mamy rękach o dziwo siedział bardzo spokojnie, jak na tak ruchliwe dziecko. Gdy obejrzałam już całą moją rodzinkę powróciłam wzrokiem na mojego chłopaka.
- Przepraszam. - szepnął, gdy wróciłam na patrzenie na niego. - Przepraszam za to jak się zachowywałem, jaki byłem w stosunku do ciebie, za to, że nie cieszyłem się, ani nie wspierałem cię w twojej decyzji. Przepraszam. Wrócisz do mnie? Moje życie bez ciebie nie ma sensu, jestem jak ten kwiatek, który potrzebuje wody, aby przetrwać. Tak i ja potrzebuję ciebie, aby moje życie wróciło do normy. Błagam wróć, kocham cię. - czy to co Lou przed chwilą powiedział nie było przypadkiem wyznaniem miłości? Tak, to było wyznanie miłości i to w jakim stylu.
- Ja też cię przepraszam, że tak zareagowałam. I przepraszam również za to, że tak na ciebie ostatnio naskoczyłam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Ja także cię kocham i oczywiście, że do ciebie wrócę. Kocham cię. - po tych słowach pocałowaliśmy się. Nagle koło nas zaczęto bić brawa, oderwaliśmy się z Louisem od siebie i zdezorientowani popatrzyliśmy wokoło. Mnóstwo osób stało koło nas i patrzyło na nas. Nie wiedziałam, że wywołamy takie zamieszanie na lotnisku. Widziałam, że niektóre z kobiet miały łzy w oczach, a niektóre tylko się do mnie uśmiechały, a jeszcze inne szturchały swoich mężczyzn i pokazywały na nas palcem. Muszę przyznać, że to było dziwne i nigdy mi się nie zdarzyło być w centrum czyjeś uwagi. Po chwili dobiegły nas głosy z głośników, mówili o nadchodzących lotach i, że z niewiadomych przyczyn wszystkie loty mające odbyć się przez najbliższą godzinę są przesunięte, i że będą nas o tym informować. Takim oto sposobem mogę nacieszyć się Louisem jeszcze kilka minut. Gdy "widownia" się rozeszła, Lou złapał mnie za rękę i podeszliśmy do mich rodziców i brata. Max, gdy zauważył, że jestem coraz bliżej zaczął się tak kręcić w ramionach mamy, że ta musiała go postawić na ziemi. Gdy tylko jego małe stópki dotknęły ziemi od razu ruszył w moją stronę. Pociągnął dół mojej bluzki, aby zwrócić na siebie uwagę, a ja gdy zobaczyłam go przy moich nogach od razu wzięłam szkraba na ręce. Ten przytulił się do mnie i po chwili powiedział:
- Moja Jo. - i popatrzył swoim gniewnym spojrzeniem na Louisa. Moim zdaniem w ten oto sposób chciał pokazać, że jestem jego i nie można mnie dotykać. Po chwili przybliżył się do mojego ucha i szepnął: - Kocham cię. - ja od razu miałam łzy w oczach. To było takie słodkie, brat broniący swojej siostry. Tylko, że w tym przypadku młodszy brat broniący swojej starszej, o szesnaście lat siostry. Gdy Louis chciał wziąć Maxa na swoje kolana, ten zaczął machać swoimi rączkami i odpychać chłopaka. Zdziwiło mnie to, bo mały zawsze gdy Lou był w pobliżu wolał jego towarzystwo niż moje, a tu taka nagła zmiana.
Usiedliśmy na dwóch ławkach. Ja z Louisem i Maxem na rękach na jednej, a moi rodzice na drugiej znajdującej się naprzeciwko. Mama próbowała zabrać ode mnie małego, ale gdy tylko podejmowała tego próby zaczął tak strasznie krzyczeć, że ludzie myśleli, że my go bijemy, bo wydawał z siebie dziwne okrzyki. W końcu mama ustąpiła i nastała cisza. Max tak strasznie mocno tulił się do mojej szyi, że w pewnych momentach myślałam, że się uduszę. Próbowałam go odepchnąć od siebie, ale gdy tylko to odczuł automatycznie mocniej do mnie przylegał. Więc dałam sobie spokój z odsuwaniem go ode mnie.
- Proszę to dla ciebie. - Lou zwrócił się do mnie i wręczył mi piękny bukiet kwiatów. Posadziłam Maxa na moich kolanach twarzą do rodziców, a gdy zobaczył jak Louis daje mi kwiaty przyciągnął je do siebie i zaczął wąchać.
- Jakie piękne. - powiedział, a wszyscy jednym chórem zaczęliśmy się śmiać, ale na szczęście nie zauważył tego, bo jego wzrok był skupiony na różach.
- Dziękuję Lou i muszę szczerze przyznać i potwierdzić słowa mojego brata, że są naprawdę piękne. - powiedziałam do chłopaka i dałam całusa w policzek. Na co Max również dał Louisowi buziaka w drugi policzek, chyba złość już mu przeszła, pewnie dzięki kwiatom.
- Proszę to również dla ciebie, taka mała niespodzianka i dla mnie i dla ciebie. - dodał po czym uśmiechnął się ukazując całe swoje uzębienie. Już wiedziałam co tam będzie, bilet na samolot do Polski. A tak się zarzekał, że nie chce ze mną jechać, że nie zna języka, ani nikogo. A tu nagle dostaję kopertę, w której znajduje się przepustka do mojego świata, świata, w którym żyłam jeszcze kilka lat temu. Wtedy idealnego dla mnie świata, w którym miałam mnóstwo znajomych, przyjaciółkę mieszkająca kilka domów dalej ode mnie. Bałam się otwierać, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Uśmiechnęłam się do chłopaka, który zabrał z moich kolan Maxa, abym mogła na spokojnie rozerwać biały papier. Wzięłam od niego kopertę i powoli otworzyłam. Chciałam ten moment przedłużyć do maksimum. Gdy włożyłam palce, do środka poczułam coś dziwnego. Tam nie było jednego biletu, ale dwa i to małe, a bilet samolotowy jest dość długi. Pośpiesznie wyciągnęłam interesującą mnie rzecz i gdy spojrzałam co to jest to odebrało mi mowę. Po raz drugi dzisiejszego dnia. Nie, to nie jest możliwe, to nie dzieje się naprawdę.
- Skąd ty je masz? - zapytałam.
- Od kolegi, który zajmuje się ich sprzedażą. - odpowiedział spokojnie, jakby nic się nie stało.
- Jo? Co to jest? - zapytała mama, a w ślad za nią poszedł tata. Mieli podobne miny.
- To są bilety na koncert. - odpowiedziałam powoli.
- Na czyj koncert? - tym razem to tata zadał pytanie.
- Na koncert mojego idola. - odpowiedziałam. - Olly'ego Mursa. - dodałam, a rodzice nie mogli uwierzyć w moje słowa, otworzyli tylko usta ze zdziwienia i siedzieli patrząc na mnie, a ja na nich. Mówiłam im, że Olly za niedługo będzie w grał wielki koncert w Londynie i bilety można już zamawiać przez internet lub kupić w specjalnych punktach sprzedaży. Gdy powiedziałam im ile taki bilet kosztuje to, aż otworzyli usta ze zdziwienia, a tata oblał się kawą, spokojnie zimną kawą. Ale gdy powiedziałam im, że mam na to odłożone pieniądze to widziałam, że odetchnęli z ulgą.
- Lou, ja nie mogę tego przyjąć. To jest za drogi prezent. - powiedziałam i zaczęłam wkładać bilety z powrotem do koperty.
- Przestań, to jest prezent dla ciebie ode mnie. Pamiętasz jak kiedyś mi mówiłaś, że chciałabyś pójść na jego koncert? To masz taką okazję i jej nie zmarnuj. A co do pieniędzy, to były bardzo tanie. - odpowiedział i posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, na co ja myślałam, że zaraz się rozpłynę i będą mnie musieli z ziemi podnosić.
- Ja wiem ile one kosztowały i nie mogę ich przyjąć. - otrząsnęłam się, na szczęście nikt nie będzie miał dodatkowej roboty, ze sprzątnięciem mnie z ziemi.
- Możesz, możesz. To taki przedwczesny prezent urodzinowy ode mnie dla ciebie. - powiedział, a mi aż zaparło dech w piersiach. Pamięta o moich urodzinach, jakie to słodkie. Ale i tak nie mogę przyjąć od niego tak drogiego prezentu.
- Nie, ja naprawdę nie mogę tego przyjąć. Po za tym urodziny mam w styczniu. - podałam mu kopertę.
- Jakie nie mogę? Możesz i koniec kropka. Bardzo dobrze wiem kiedy masz urodziny, dlatego to przedwczesny prezent urodzinowy. - powiedział surowym tonem. - Podziękuj i tyle. Prezentów się nie oddaje. Prezenty się przyjmuję i bardzo ładnie za nie dziękuje. - dodał już mnie stanowczo.
- No dobra, ale żeby mi to było ostatni raz. - odpowiedziałam. - I oczywiście dziękuję, za tak drogi prezent. - podkreśliłam słowo "drogi" i posłałam mu całusa. Schowałam kopertę do torebki, bardzo głęboko, aby mi gdzieś nie wypadła i się nie zgubiła. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i pośmialiśmy się. Max nie chciał w ogóle zejść z kolan Louisa, nawet gdy tata chciał go zabrać, to krzyczał i kopał nogami. Ja nie wiem co wstąpiło w tego dzieciaka, najpierw jest zły na Louisa, potem nie chce go w ogóle puścić, ani z niego zejść. Jednym słowem dziwne.
Gdy wywołali mój lot, musiałam stawić się najgorszemu co może człowieka spotkać, a mianowicie pożegnanie. Mówiłam już, że nienawidzę pożegnań? Dlaczego to zawsze musi być tak, że jak wszystko jest dobrze, to za chwilę się wali? Nie wiem i nigdy tego nie zrozumiem. Jeszcze wczoraj byłam taka zła na Louisa, a dzisiaj mogłabym zrezygnować z lotu i zostać w Wielkiej Brytanii. Ale tego nie zrobię, bo obiecałam Domi, że do niej przylecę. Obiecałam również babci, a ja nie lubię nie dotrzymywać obietnic. Tata wziął Maxa na ręce, po kilku próbach i prośbach mały zgodził się do niego pójść, ale jak to powiedział: tylko na chwileczkę. Więc mam tylko "chwileczkę" na pożegnanie się z chłopakiem. Przytuliłam się do niego bardzo mocno, a on objął mnie swoimi ramionami. Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego, nie widziałam już na jego ustach tego pięknego uśmiechu, był bardziej zasmucony niż szczęśliwy. Stanęłam na palcach i szepnęłam do jego ucha:
- Kocham Cię. Uśmiechnij się do mnie, proszę. - jak na zawołanie zobaczyłam nieśmiały uśmiech, a po chwili cmoknął mnie w same usta. Przytuliłam się jeszcze na chwilę do niego, po czym podeszłam do mamy i ją uściskałam. Oczywiście, jak to moja mama dostałam mnóstwo ostrzeżeń na temat co mogę robić, czego nie mogę robić. Po tym krótkim wykładzie podeszłam do taty i jego również uściskałam. Życzył mi, w przeciwieństwie do mamy, abym odpoczęła i dobrze się bawiła i oczywiście za bardzo nie narozrabiała. Ja tylko przytaknęłam i pocałowałam go w lekko zarośnięty policzek. Maxa wzięłam na ręce i mocno do siebie przytuliłam. Kazałam mu opiekować się rodzicami, gdy mnie nie będzie, na co on bardzo ochoczo przystał. Oddał mi moje kwiaty i wyciągnął ręce w stronę taty, a ten wziął go ode mnie. Louis wziął moją torebkę i splótł nasze palce razem. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęliśmy iść w stronę drzwi prowadzących na pokład samolotu. Stanęliśmy w kolejce i czekaliśmy na naszą kolej. Gdy już byliśmy blisko ścisnęłam mocniej dłoń Louisa na co ten od razu zareagował przysuwając mnie bliżej siebie i całują w czubek głowy. Chciał mi dodać tym małym gestem otuchy. Gdy nadeszła nasza kolej miła pani poprosiła nas o bilet, wytłumaczyłam jej, że lecę tylko ja, ona uśmiechnęła się do nas i życzyła mi miłego lotu, na co ja podziękowałam i odeszliśmy. Louis oddał mi torebkę i ostatni raz pocałował. Puścił moją dłoń i wskazał palcem na drzwi, do których muszę się udać. Niechętnie odwróciłam się i zaczęłam iść. W jednej ręce trzymałam kwiaty, a drugą machałam rodzicom, bratu i Louisowi na pożegnanie. Tak bardzo się trzymałam, aby się nie rozpłakać, ale nie mogłam już dłużej i łzy zaczęły mi spływać po policzkach, gdy drzwi zostały zamknięte, a ja razem za tłumem szłam na pokład samolotu.
Kiedy poszedł do nas pewnym krokiem zauważyłam, że w obu dłoniach coś trzyma. W prawej mały, ale piękny bukiet czerwonych róż, a w lewej i tu mnie bardzo zaskoczył białą kopertę. Pierwszą moją myślą był bilet do Polski. Ale później pomyślałam sobie, że to jest niemożliwe, bo przecież Louis nie porzuciłby studiów kilka tygodni przed egzaminami. To nie w jego stylu. Odepchnęłam na dalszy plan moje myśli związane co może znajdować się w tajemniczej, białej kopercie, pewnie zaraz się dowiem. Odsunęłam się od mojego taty i stanęłam naprzeciwko chłopaka. Nie mogłam dłużej wytrzymać i go przytuliłam. Poczułam zapach jego perfum, który kocham i zaciągnęłam się bardziej. Dla mnie nie liczyło się w tym momencie to, że zaraz wylatuję i to, że właśnie wywołali mój lot. Teraz najważniejszy był dla mnie Louis i to czy się pogodzimy czy nie, bo nie lubię wyjeżdżać, a być z kimś pokłóconym. Nagle poczułam jak Lou się poruszył, ale nie zamierzałam go puścić, chciałam cały czas się do niego tulić i objął mnie w talii. To mnie zaskoczyło, otworzyłam oczy, które cały czas miałam zamknięte i popatrzyłam w górę na jego twarz. Uśmiechał się do mnie, co ja również zrobiłam. Zauważyłam, że nie ma w rękach ani kwitów, ani koperty, dopiero gdy popatrzyłam w bok i dostrzegłam tatę trzymającego obie rzeczy zrozumiałam, dlaczego Louis tak się nagle poruszył. Gdy tak patrzyłam na tatę, a on uśmiechał się do mnie dostrzegłam również, że mama też się do mnie uśmiecha i widziałam w jej oczach łzy. Mam tylko nadzieję, że to są łzy szczęścia. Max na mamy rękach o dziwo siedział bardzo spokojnie, jak na tak ruchliwe dziecko. Gdy obejrzałam już całą moją rodzinkę powróciłam wzrokiem na mojego chłopaka.
- Przepraszam. - szepnął, gdy wróciłam na patrzenie na niego. - Przepraszam za to jak się zachowywałem, jaki byłem w stosunku do ciebie, za to, że nie cieszyłem się, ani nie wspierałem cię w twojej decyzji. Przepraszam. Wrócisz do mnie? Moje życie bez ciebie nie ma sensu, jestem jak ten kwiatek, który potrzebuje wody, aby przetrwać. Tak i ja potrzebuję ciebie, aby moje życie wróciło do normy. Błagam wróć, kocham cię. - czy to co Lou przed chwilą powiedział nie było przypadkiem wyznaniem miłości? Tak, to było wyznanie miłości i to w jakim stylu.
- Ja też cię przepraszam, że tak zareagowałam. I przepraszam również za to, że tak na ciebie ostatnio naskoczyłam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Ja także cię kocham i oczywiście, że do ciebie wrócę. Kocham cię. - po tych słowach pocałowaliśmy się. Nagle koło nas zaczęto bić brawa, oderwaliśmy się z Louisem od siebie i zdezorientowani popatrzyliśmy wokoło. Mnóstwo osób stało koło nas i patrzyło na nas. Nie wiedziałam, że wywołamy takie zamieszanie na lotnisku. Widziałam, że niektóre z kobiet miały łzy w oczach, a niektóre tylko się do mnie uśmiechały, a jeszcze inne szturchały swoich mężczyzn i pokazywały na nas palcem. Muszę przyznać, że to było dziwne i nigdy mi się nie zdarzyło być w centrum czyjeś uwagi. Po chwili dobiegły nas głosy z głośników, mówili o nadchodzących lotach i, że z niewiadomych przyczyn wszystkie loty mające odbyć się przez najbliższą godzinę są przesunięte, i że będą nas o tym informować. Takim oto sposobem mogę nacieszyć się Louisem jeszcze kilka minut. Gdy "widownia" się rozeszła, Lou złapał mnie za rękę i podeszliśmy do mich rodziców i brata. Max, gdy zauważył, że jestem coraz bliżej zaczął się tak kręcić w ramionach mamy, że ta musiała go postawić na ziemi. Gdy tylko jego małe stópki dotknęły ziemi od razu ruszył w moją stronę. Pociągnął dół mojej bluzki, aby zwrócić na siebie uwagę, a ja gdy zobaczyłam go przy moich nogach od razu wzięłam szkraba na ręce. Ten przytulił się do mnie i po chwili powiedział:
- Moja Jo. - i popatrzył swoim gniewnym spojrzeniem na Louisa. Moim zdaniem w ten oto sposób chciał pokazać, że jestem jego i nie można mnie dotykać. Po chwili przybliżył się do mojego ucha i szepnął: - Kocham cię. - ja od razu miałam łzy w oczach. To było takie słodkie, brat broniący swojej siostry. Tylko, że w tym przypadku młodszy brat broniący swojej starszej, o szesnaście lat siostry. Gdy Louis chciał wziąć Maxa na swoje kolana, ten zaczął machać swoimi rączkami i odpychać chłopaka. Zdziwiło mnie to, bo mały zawsze gdy Lou był w pobliżu wolał jego towarzystwo niż moje, a tu taka nagła zmiana.
Usiedliśmy na dwóch ławkach. Ja z Louisem i Maxem na rękach na jednej, a moi rodzice na drugiej znajdującej się naprzeciwko. Mama próbowała zabrać ode mnie małego, ale gdy tylko podejmowała tego próby zaczął tak strasznie krzyczeć, że ludzie myśleli, że my go bijemy, bo wydawał z siebie dziwne okrzyki. W końcu mama ustąpiła i nastała cisza. Max tak strasznie mocno tulił się do mojej szyi, że w pewnych momentach myślałam, że się uduszę. Próbowałam go odepchnąć od siebie, ale gdy tylko to odczuł automatycznie mocniej do mnie przylegał. Więc dałam sobie spokój z odsuwaniem go ode mnie.
- Proszę to dla ciebie. - Lou zwrócił się do mnie i wręczył mi piękny bukiet kwiatów. Posadziłam Maxa na moich kolanach twarzą do rodziców, a gdy zobaczył jak Louis daje mi kwiaty przyciągnął je do siebie i zaczął wąchać.
- Jakie piękne. - powiedział, a wszyscy jednym chórem zaczęliśmy się śmiać, ale na szczęście nie zauważył tego, bo jego wzrok był skupiony na różach.
- Dziękuję Lou i muszę szczerze przyznać i potwierdzić słowa mojego brata, że są naprawdę piękne. - powiedziałam do chłopaka i dałam całusa w policzek. Na co Max również dał Louisowi buziaka w drugi policzek, chyba złość już mu przeszła, pewnie dzięki kwiatom.
- Proszę to również dla ciebie, taka mała niespodzianka i dla mnie i dla ciebie. - dodał po czym uśmiechnął się ukazując całe swoje uzębienie. Już wiedziałam co tam będzie, bilet na samolot do Polski. A tak się zarzekał, że nie chce ze mną jechać, że nie zna języka, ani nikogo. A tu nagle dostaję kopertę, w której znajduje się przepustka do mojego świata, świata, w którym żyłam jeszcze kilka lat temu. Wtedy idealnego dla mnie świata, w którym miałam mnóstwo znajomych, przyjaciółkę mieszkająca kilka domów dalej ode mnie. Bałam się otwierać, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Uśmiechnęłam się do chłopaka, który zabrał z moich kolan Maxa, abym mogła na spokojnie rozerwać biały papier. Wzięłam od niego kopertę i powoli otworzyłam. Chciałam ten moment przedłużyć do maksimum. Gdy włożyłam palce, do środka poczułam coś dziwnego. Tam nie było jednego biletu, ale dwa i to małe, a bilet samolotowy jest dość długi. Pośpiesznie wyciągnęłam interesującą mnie rzecz i gdy spojrzałam co to jest to odebrało mi mowę. Po raz drugi dzisiejszego dnia. Nie, to nie jest możliwe, to nie dzieje się naprawdę.
- Skąd ty je masz? - zapytałam.
- Od kolegi, który zajmuje się ich sprzedażą. - odpowiedział spokojnie, jakby nic się nie stało.
- Jo? Co to jest? - zapytała mama, a w ślad za nią poszedł tata. Mieli podobne miny.
- To są bilety na koncert. - odpowiedziałam powoli.
- Na czyj koncert? - tym razem to tata zadał pytanie.
- Na koncert mojego idola. - odpowiedziałam. - Olly'ego Mursa. - dodałam, a rodzice nie mogli uwierzyć w moje słowa, otworzyli tylko usta ze zdziwienia i siedzieli patrząc na mnie, a ja na nich. Mówiłam im, że Olly za niedługo będzie w grał wielki koncert w Londynie i bilety można już zamawiać przez internet lub kupić w specjalnych punktach sprzedaży. Gdy powiedziałam im ile taki bilet kosztuje to, aż otworzyli usta ze zdziwienia, a tata oblał się kawą, spokojnie zimną kawą. Ale gdy powiedziałam im, że mam na to odłożone pieniądze to widziałam, że odetchnęli z ulgą.
- Lou, ja nie mogę tego przyjąć. To jest za drogi prezent. - powiedziałam i zaczęłam wkładać bilety z powrotem do koperty.
- Przestań, to jest prezent dla ciebie ode mnie. Pamiętasz jak kiedyś mi mówiłaś, że chciałabyś pójść na jego koncert? To masz taką okazję i jej nie zmarnuj. A co do pieniędzy, to były bardzo tanie. - odpowiedział i posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, na co ja myślałam, że zaraz się rozpłynę i będą mnie musieli z ziemi podnosić.
- Ja wiem ile one kosztowały i nie mogę ich przyjąć. - otrząsnęłam się, na szczęście nikt nie będzie miał dodatkowej roboty, ze sprzątnięciem mnie z ziemi.
- Możesz, możesz. To taki przedwczesny prezent urodzinowy ode mnie dla ciebie. - powiedział, a mi aż zaparło dech w piersiach. Pamięta o moich urodzinach, jakie to słodkie. Ale i tak nie mogę przyjąć od niego tak drogiego prezentu.
- Nie, ja naprawdę nie mogę tego przyjąć. Po za tym urodziny mam w styczniu. - podałam mu kopertę.
- Jakie nie mogę? Możesz i koniec kropka. Bardzo dobrze wiem kiedy masz urodziny, dlatego to przedwczesny prezent urodzinowy. - powiedział surowym tonem. - Podziękuj i tyle. Prezentów się nie oddaje. Prezenty się przyjmuję i bardzo ładnie za nie dziękuje. - dodał już mnie stanowczo.
- No dobra, ale żeby mi to było ostatni raz. - odpowiedziałam. - I oczywiście dziękuję, za tak drogi prezent. - podkreśliłam słowo "drogi" i posłałam mu całusa. Schowałam kopertę do torebki, bardzo głęboko, aby mi gdzieś nie wypadła i się nie zgubiła. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i pośmialiśmy się. Max nie chciał w ogóle zejść z kolan Louisa, nawet gdy tata chciał go zabrać, to krzyczał i kopał nogami. Ja nie wiem co wstąpiło w tego dzieciaka, najpierw jest zły na Louisa, potem nie chce go w ogóle puścić, ani z niego zejść. Jednym słowem dziwne.
Gdy wywołali mój lot, musiałam stawić się najgorszemu co może człowieka spotkać, a mianowicie pożegnanie. Mówiłam już, że nienawidzę pożegnań? Dlaczego to zawsze musi być tak, że jak wszystko jest dobrze, to za chwilę się wali? Nie wiem i nigdy tego nie zrozumiem. Jeszcze wczoraj byłam taka zła na Louisa, a dzisiaj mogłabym zrezygnować z lotu i zostać w Wielkiej Brytanii. Ale tego nie zrobię, bo obiecałam Domi, że do niej przylecę. Obiecałam również babci, a ja nie lubię nie dotrzymywać obietnic. Tata wziął Maxa na ręce, po kilku próbach i prośbach mały zgodził się do niego pójść, ale jak to powiedział: tylko na chwileczkę. Więc mam tylko "chwileczkę" na pożegnanie się z chłopakiem. Przytuliłam się do niego bardzo mocno, a on objął mnie swoimi ramionami. Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego, nie widziałam już na jego ustach tego pięknego uśmiechu, był bardziej zasmucony niż szczęśliwy. Stanęłam na palcach i szepnęłam do jego ucha:
- Kocham Cię. Uśmiechnij się do mnie, proszę. - jak na zawołanie zobaczyłam nieśmiały uśmiech, a po chwili cmoknął mnie w same usta. Przytuliłam się jeszcze na chwilę do niego, po czym podeszłam do mamy i ją uściskałam. Oczywiście, jak to moja mama dostałam mnóstwo ostrzeżeń na temat co mogę robić, czego nie mogę robić. Po tym krótkim wykładzie podeszłam do taty i jego również uściskałam. Życzył mi, w przeciwieństwie do mamy, abym odpoczęła i dobrze się bawiła i oczywiście za bardzo nie narozrabiała. Ja tylko przytaknęłam i pocałowałam go w lekko zarośnięty policzek. Maxa wzięłam na ręce i mocno do siebie przytuliłam. Kazałam mu opiekować się rodzicami, gdy mnie nie będzie, na co on bardzo ochoczo przystał. Oddał mi moje kwiaty i wyciągnął ręce w stronę taty, a ten wziął go ode mnie. Louis wziął moją torebkę i splótł nasze palce razem. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęliśmy iść w stronę drzwi prowadzących na pokład samolotu. Stanęliśmy w kolejce i czekaliśmy na naszą kolej. Gdy już byliśmy blisko ścisnęłam mocniej dłoń Louisa na co ten od razu zareagował przysuwając mnie bliżej siebie i całują w czubek głowy. Chciał mi dodać tym małym gestem otuchy. Gdy nadeszła nasza kolej miła pani poprosiła nas o bilet, wytłumaczyłam jej, że lecę tylko ja, ona uśmiechnęła się do nas i życzyła mi miłego lotu, na co ja podziękowałam i odeszliśmy. Louis oddał mi torebkę i ostatni raz pocałował. Puścił moją dłoń i wskazał palcem na drzwi, do których muszę się udać. Niechętnie odwróciłam się i zaczęłam iść. W jednej ręce trzymałam kwiaty, a drugą machałam rodzicom, bratu i Louisowi na pożegnanie. Tak bardzo się trzymałam, aby się nie rozpłakać, ale nie mogłam już dłużej i łzy zaczęły mi spływać po policzkach, gdy drzwi zostały zamknięte, a ja razem za tłumem szłam na pokład samolotu.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, jeszcze raz przepraszam. Wiem, że długo nie było rozdziału, ale nie mogłam się ostatnio na niczym skupić. Nie miałam też pomysłu co dalej. W końcu dzisiaj mnie tak naszło i napisałam coś dla Was, mam nadzieję, że się spodoba.
Tak jak większość z Was obstawiała pogodzili się, Juuuupi jej, cieszmy się :) Ale niestety, Lou nie pojechał z Jo do Polski :( Jak myślicie co będzie dalej ? Czy przetrwają tą rozłąkę ?
Oczywiście 10 komentarzy = następny.
Chciałam Wam tylko jedno powiedzieć, że jak pojawi się 10 komentarzy to nie znaczy, że nie możecie już więcej komentować. Jak najbardziej możecie i jest to nawet wskazane :) Wiecie, jak fajnie się czyta Wasze komentarze? Aż mi się miło na duszy robi, a gdy mam zły dzień to wchodzę na bloga i czytam wszystkie komentarze począwszy od prologu i wtedy mój humor się zmienia, na lepsze oczywiście :)
Więc dziękuję Wam kochani, jesteście niesamowici. Sprawiacie, że chce mi się żyć i przede wszystkim mam dla kogo pisać :)
Dziękuję również za ponad 4000 wyświetleń. Nie spodziewałabym się, że będzie tutaj aż tyle wejść i miłych komentarzy, dziękuję jeszcze raz.
Ale się rozpisałam :) Dzięki :)
Świetny Słońce :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, dużo weny :D
Cześć kochana!
OdpowiedzUsuńRozdział jest niesamowity tak jak wszystkie. Moim zdaniem Louis nie powinien lecieć z Jo, bo ciekawi mnie jak zniosą rozłąkę.
Na rozdział nie czekałyśmy wcale długo. A tak poza to ja wolę trochę poczekać na taki rozdział jak ten [czytaj-świetny], niż czekać krótko i czytać rozdział do kitu.
Czekam na nexta i duuużo weny,
Xx Ola
Dziękuję Ci kochana za miłe słowa :) Ja również wolę trochę poczekać, aby napisać coś bardziej ciekawszego i żeby coś działo się w danym rozdziale, niż opublikować rozdział, w którym nic się nie dzieje i jest, jak to napisałaś do kitu. A co do weny to w ostatnim czasie na pewno się przyda :) Mam nadzieję, że na następny nie będziecie musieli tak długo czekać. Pozdrawiam i dzięki :)
UsuńMyślę, że przetrwają. Muszą, bo to nie jest aż tak długo. W każdym bądź razie jestem ciekawa twojej twótczości w następnym rozdziale :-) Ten jest naprawdę niesamowity jak pozostałe. :-)
OdpowiedzUsuńCantina
super rozdział ciesze sie ze sie pogodzili! prosze musi byc tych kom 10 jak najszybciej proooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooosze!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJa też się ciesze, że wreszcie się pogodzili, bo nie lubię pisać smutnych scen. A co do rozdziału to mam już prawie cały, wystarczy, że będzie 10 komentarzy i dodaję :) Pozdrawiam :)
UsuńFajny rozdział :) Naprawdę się cieszę, że tamta sprzeczka jest zażegnana. Stracili tylko kilka dni, w czasie których mogliby się sobą nacieszyć. Ale Lou pokazał, że mu zależy i przeprosił (większość facetów nie uraziłaby swojej "męskiej dumy" więc brawa). Bukiet kwiatów ? Lou, mężczyzno mojego życia ! Niech Jo docenia, że Louis jest taki romantyczny i słodki, bo na świecie takich facetów ze świecą szukać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
super, jak ja się cieszę że już się pogodzili. i coś mi się wydaje że Lou jednak nie wytrzyma i poleci za Jo do Polski. czekam z niecierpliwością na następny!
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, w końcu! tak się cieszę!
OdpowiedzUsuńawwwwwwwwww jak słodko, chociaz nie ukrywam że miałam nadzieję że Louis poleci z Jo no ale nic i tak się cieszę żę się pogodzili :) ♥
OdpowiedzUsuń