czwartek, 17 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 88.

Czułam straszne parcie na pęcherz. Podniosłam się do pozycji siedzącej i co najlepsze nie kręciło mi się w głowie, co często mi się zdarza gdy dzień wcześniej coś wypiję.
Rozejrzałam się po wnętrzu pokoju i po chwili coś do mnie dotarło. Meg i Stan u nas spali, tylko gdzie? Pamiętam jakąś dziwną akcje w łazience z Louisem. Louis! Gdzie on jest? Wyskoczyłam szybko z łóżka i dostrzegłam, że mam na sobie ubrania z wczoraj. Ale to nic, muszę znaleźć chłopaka.
Wyszłam na paluszkach z sypialni i gdy weszłam do salonu doznałam szoku. Wszystko było poprzestawiane i nie na swoich miejscach. Co myśmy wczoraj robili? Zupełnie nic nie pamiętam. Złapałam się za głowę i weszłam głębiej do salonu. Na kanapie dostrzegłam Louisa śpiącego i pochrapującego. A zaraz przebiegłam wzrokiem na podłogę i co ja tam zobaczyłam. Meg spała na podłodze przytulając do siebie jedną z poduszek Myślę, że myślała iż to może być Stan, ale kto ją tam wie. Zaśmiałam się pod nosem podchodząc bliżej. Ale zaraz gdzie jest Stan? Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, ale chłopaka nigdzie nie było. Więc tu nachodzi mnie pytani: Gdzie on do jasnej cholery jest?!
Stanęłam za kanapą i przytrzymując się jej oparcia stanęłam na palcach, aby mieć lepszą widoczność na pokój. Ale to i tak nic nie dało, bo Stana nigdzie nie było. To jest niemożliwe aby o tak rozpłynął się w powietrzu.
Po chwili przypomniałam sobie co mnie obudziło, więc szybkim krokiem ruszyłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i już chciałam ściągnąć z siebie spodnie, gdy zobaczyłam Stana śpiącego w kabinie prysznicowej. Krzyknęłam na ten widok, bo no na serio jakby ktoś zareagował gdyby zobaczył taki widok? No jak? Jestem pewna, że zacząłby się drżeć w niebo głosy.
- Jo! - krzyknął Louis z korytarza i dziesięć sekund później wpadł do łazienki, a zaraz za nim Meg. - Kochanie co się dzieje? - zapytał przerażony. Zakryłam sobie usta dłonią i palcem drugiej ręki wskazałam na chłopaka. Lou gdy tylko to zobaczył zaczął się śmiać, a Meg otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i po chwili odezwała się.
- Czy on żyje? - popatrzyłam na nią ze zmarszczonymi brwiami i miną mówiącą: Serio?
- Pewnie, że tak. Tylko śpi. - odpowiedział Louis wchodząc do łazienki i stając naprzeciw kabiny.
- Skąd wiesz? - zapytała Meg podchodząc bliżej mnie i obejmując mnie rękoma w pasie. Chyba była nieźle przestraszona.
- Nie słyszysz? - zapytał Lou patrząc na nas kręcąc głową. - Chrapie. - dodał wesołym tonem.
- Uff to dobrze, bo już myślałam że coś mu się stało. - powiedziała Meg oddychając głęboko.
- Co z nim zrobimy? - zapytałam po kilku minutach ciszy, które według mnie trwały chyba w nieskończoność.
- Mam pomysł. - zakomunikował Louis podnosząc palec do góry. Podszedł bliżej kabiny, nachylił się nad ciałem Stana i odkręcił kurek z zimną wodą. Ja na chwilę wstrzymałam oddech, ale nie ruszyłam się z miejsca. Meg tylko szepnęła: Nie, ale obie nadal stałyśmy w miejscu obserwowałyśmy reakcję Stana. Nagle gdy woda zaczęła po nim spływać otworzył oczy i gdy w końcu dotarło do niego co się dzieje, a lodowata woda go obmywa wstał gwałtownie i zduszając przekleństwa pod nosem popatrzył na nas. Ja razem z Meg stojąc w swoich objęciach już dłużej nie mogłyśmy się powstrzymać i zaczęłyśmy się głośno śmiać. A Louis stał z boku z założonymi rękami na piersiach obserwując bacznie swojego przyjaciela, a na jego ustach błąkał się uśmiech.
Stan wstał z posadzki na równe nogi i zakręcił kurki. Woda skapywała z niego i z jego ubrań. Wyszedł powoli z kabiny i wolnym krokiem podchodząc do nas stanął naprzeciw nas. Ja zrobiłam wielkie oczy, Meg chyba to samo bo na chwilę przestała oddychać. Nagle w ułamku jednej sekundy Stan podszedł do nas i co zrobił? Przytulił się do nas. Objął nas ramionami w talii i przysuwając się bliżej zaczął strzepywać ze swoich włosów wodę. Także teraz obie byłyśmy mokre.
- Stan! - krzyknęłam na niego. - Oszalałeś? - zapytałam krzycząc.
- Louis zrób coś. - poprosiła go Meg, a chłopak stał tak jak słup i nawet się nie ruszył na milimetr. Bawiło go to, bo ten jego bezczelny uśmieszek błąkał się na jego ustach. Ja mu później pokażę co to znaczy śmiać ze swojej dziewczyny.
- Dobra Stan, wystarczy. - zakomunikował Louis podchodząc do chłopaka i odsuwając go od nas. Uff dzięki ci Boże, że w końcu się nad nami zlitowali.
- Patrzcie, teraz jesteśmy całe mokre. - zajęczała Meg wskazując palcami na swoją bluzkę i spodnie.
- Chodź dam ci coś do przebrania, a oni niech tutaj posprzątają. - powiedziałam do przyjaciółki i zauważyłam jak chłopaki robią wielkie oczy ze zdziwienia.
- Ale Jo... - zajęczeli oboje naraz.
- Żadne ale Jo. Do roboty. - przerwałam im. - Narobiliście syfu, to teraz proszę to posprzątać.
- Kochanie... - jęknął Louis i chciał złapać mnie za ramie, ale w porę zrobiłam unik i mnie nie dotknął.
- Żadne kochanie. Bierzesz szmatę i jedziesz Kochanie. - zaakcentowałam ostatnie słowo i z ironicznym uśmiechem na ustach wyszłam z łazienki po drodze łapiąc Meg za rękę. Będę musiała chwilę poczekać, aż oni skończą tam sprzątać, aby spokojnie skorzystać z toalety. Ale szczerze, to wolę to niż sprzątać.
- Masz tutaj koszulkę i spodnie. - dałam Meg białą, zwykłą koszulkę i jakieś moje dresy.
- Dzięki. - bąknęła. Oho coś się dzieje.
- Meg? - zapytałam patrząc na nią siedzącą na skraju łóżka. - Co jest? - usiadłam obok niej.
- Tak mi głupio. - szepnęła patrząc na swoje dłonie.
- Dlaczego?
- Przez Stana. On zawsze narobi wam kłopotu. - to ją trapi? Ona zawsze przejmuje się wszystkim.
- Daj spokój. Stan zawsze taki był. Odkąd pamiętam zawsze robił sobie z nas żarty, chociaż czasem sam wychodził na tym źle, ale cóż takie życie. - zaśmiałam się, a za chwilę na ustach Meg wyrósł ogromny uśmiech.
- W ogóle to gadałam z nim ostatnio. I chciałam ci podziękować, że mnie do tego namówiłaś. - powiedziała szczerze.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliście i jest dobrze. - powiedziałam.
- Tak. Cieszę się, że mi o sobie trochę opowiedział, bo teraz znam go lepiej. - odpowiedziała.
- Również się cieszę. - powiedziałam do niej miło, a dziewczyna popatrzyła na mnie i za chwilę mnie przytuliła do siebie tak mocno, że prawie nie mogłam oddychać.
- Dziękuję ci Jo, za to że nas sobie przedstawiłaś. Dziękuję, że tyle dla nas robisz. Nie wiem jak się mam tobie odwdzięczyć. - mówiła to nie przerywając duszenia mnie.
- Już ci mówiłam, nie ma za co kochana. - powiedziałam próbując wyswobodzić się z jej uścisku.
- Jest, bo dzięki tobie się zakochałam. - odpowiedziała zakrywając sobie dłonią usta. Popatrzyłam na nią z szeroko otwartymi oczami, a ta ze łzami w oczach przytaknęła głową na potwierdzenie swoich poprzednich słów.
- Naprawdę? Tak się cieszę. - nie mogłam pohamować swojego entuzjazmu i radości na to wyznanie.Tak bardzo się cieszę, że w końcu jest szczęśliwa i w końcu zaznała trochę miłości w życiu. Myślę, że będzie szczęśliwa ze Stanem mimo tego jaki on jest naprawdę i tego jak się zachowuje. Bo tak w ogóle to dobry z niego chłopak, ale czasem z resztą jak każdemu odbija. Wiem to z własnego doświadczenia.
- Powiedziałaś mu to? - zapytałam, gdy nasza radość trochę opadła i w końcu się uspokoiłyśmy.
- Jasne, wczoraj zanim przyszliśmy do was. - wyjaśniła, a ja nie mogłam się doczekać aż w końcu powie mi coś więcej.
- I jak on zareagował?
- Najpierw mnie pocałował, a potem wyszeptał że też mnie kocha. - powiedziała, a łzy szczęścia zaczęły płynąć po jej policzkach.
- Nie płacz głupku. - powiedziałam, choć sama miałam łzy w oczach. Tak bardzo się cieszyłam z jej szczęścia.
- To łzy radości. - powiedziała wycierając mokre policzki. - Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa. - dodała uśmiechając się przez zaszklone oczy.
Chwilę później usłyszałyśmy jak drzwi do sypialni się otwierają, a w nich stają nasi chłopcy.
- Meg? Kochanie co się stało? Dlaczego płaczesz? - Stan był wyraźnie przestraszony stanem swojej dziewczyny, gdy tylko ją zobaczył. Podbiegł do niej i klęknął naprzeciw niej łapiąc za obie dłonie.
- To my was zostawimy samych. - powiedziałam do Louisa, który wpatrywał się w swojego przyjaciela wielkimi oczami. Chyba nie mógł uwierzyć, że Stan może być taki czuły dla innych.
Wyszliśmy z pokoju. Gdy tylko zamknęłam drzwi Louis zapytał.
- Co mu się stało? - popatrzyłam na niego kręcąc głową i lekko się uśmiechając.
- Zakochał się. - odpowiedziałam przechodząc obok niego i wchodząc do łazienki.
- Zakochał się? Stan? To niemożliwe. - Louis kręcił głową w niedowierzaniu idąc za mną.
- Louis, ludzie się zmieniają. Dorastają. - powiedziałam podchodząc bliżej chłopaka i głaszcząc go po policzku.
- Ale że Stan? - on chyba na serio nie może w to uwierzyć.
- Widzisz co miłość robi z ludźmi? - zapytałam lekko rozbawiona.
- Widzę, ale nigdy nie przypuściłbym że Stan się zakocha. - powiedział.
- A jednak. A teraz wyjdź, bo chcę się ogarnąć. - powiedziałam odsuwając się od niego i pokazując palcem, aby sobie poszedł.
- Wyganiasz mnie?  - zapytał urażony, ale i tak widziałam ten jego szalony uśmieszek.
- Tak. - oznajmiłam kładąc dłonie na biodrach i wyglądając bardziej poważnie.
- A mogę wziąć prysznic z tobą? - zapytał z miną niewiniątka i w dodatku trzepocząc rzęsami.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Dlaczego?
- Bo mnie dziś wkurzyłeś. A teraz idź. - nakazałam ściągając z siebie mokrą koszulkę. Oczy Louisa powiększyły się trzykrotnie, gdy zobaczył co robię.
- Co ty robisz?
- Ślepy jesteś? Rozbieram się, aby wziąć prysznic. - wyjaśniłam odpinając guzik dżinsów i patrząc na chłopaka i jednocześnie dając mu znać aby wyszedł.
- Zostaję, nigdzie nie idę. - powiedział i idąc w moje ślady również ściągnął swoją koszulkę, która za chwilę dołączyła do mojej leżącej już na podłodze.
- Idź. - wskazałam palcem na drzwi. On nie jest chyba poważny. Nie ma opcji, abyśmy wzięli razem prysznic. Nie, gdy nieproszony gość nawiedził moje ciało. Błagam.
- Lou, zrobię co tylko zechcesz ale błagam, nie dziś. - poprosiłam. Lou popatrzył na mnie, a ja widziałam jak uśmiech znika z jego twarzy i zastępuje go smutek.
- Dobrze. - mruknął i założywszy swoją koszulkę wyszedł z łazienki. Chciałam mu coś powiedzieć, powiedzieć coś na swoją obronę, powiedzieć że chodziło mi o mój okres, ale on wyszedł i nie miałam okazji.
Szybko pozbyłam się reszty ubrań i wskoczyłam pod ciepły strumień wody. Och jak dobrze wreszcie poczuć na sobie orzeźwiający strumień wody.
Gdy myłam włosy, zastanawiałam się dlaczego Louis tak właśnie zareagował. Nie chodziło mi o to, że nie chcę brać z nim prysznicu, a o to że mam okres i to byłoby, przynajmniej dla mnie żenujące. Będę musiała z nim porozmawiać na ten temat i wytłumaczyć pewne kwestie. Mam nadzieję że zrozumie.
Mój prysznic, wraz z myciem włosów trwał niecałe 10 minut, bo wiedziałam że inni też chcą z niego skorzystać. Założyłam na siebie czystą bieliznę oraz czarną tunikę, a do tego legginsy.
Wysuszyłam szybko włosy i związując je w kucyka wyszłam z łazienki. Wchodząc do kuchni zauważyłam, że w salonie wszystko jest już na swoim miejscu, a Louis stoi w kuchni i robi śniadanie. Podeszłam cichutko do niego i objęłam mocno w pasie. Chłopak wzdrygnął się na mój niespodziewany ruch, a następnie wrócił do gotowania. Nie powiedział do mnie nic, nawet żebym go puściła, bo może jest mu niewygodnie ze mną oplatającą jego talię od tyłu. Nagle odwrócił się do mnie twarzą, na której malował się smutek.
- Loui, przepraszam ale musisz mnie zrozumieć. Bardzo chciałam żebyś wziął ze mną prysznic, ale... - nie dane mi było dokończyć, bo chłopak przerwał mi w połowie zdania.
- Ale co Jo? - chciał mnie od siebie odepchnąć, ale ja w porę złapałam go za nadgarstki i nie miał prawa ruchu. Stanęłam na palcach i nachylając się w jego stronę szepnęłam do ucha.
- Mam okres. - oczywiście jak na mnie przystało zaczerwieniłam się.
- I co z tego?
- Że to bardzo żenujące, przynajmniej dla mnie. - powiedziałam na swoją obronę.
- Ja tam nie widzę nic żenującego Jo. Dla mnie to normalne.
- Ale dla mnie nie. Musisz zrozumieć, że ja nie czuję się z tym dobrze. - powiedziałam.
- Dobrze, rozumiem. Ale następnym razem czy ci się to podoba czy nie wezmę z tobą ten cholerny prysznic. - oznajmił nachylając się nade mną, a jego wargi dotykały moich gdy coś mówił.
- Oczywiście. A teraz czy mógłbyś mnie pocałować? Bo widzę że tego pragniesz. - odpowiedziałam śmiejąc się z jego komentarza.
- Tak jest. - zaśmiał się i po chwili poczułam jego usta na swoich. Złapał mnie za biodra przysuwając bliżej siebie, a ja wplotłam swoje palce w jego włosy. Cieszę się, że gdy dochodzi do jakiejś kłótni między nami, to potrafimy sobie poradzić. Co by oznaczało, że potrafimy się dogadać i pasujemy do siebie jak ulał.
- A teraz pani pozwoli, ale pójdę wziąć prysznic. - powiedział i wyswobadzając się z moich objęć najpierw do mnie mrugnął, a potem ruszył w stronę łazienki po drodze ściągając z siebie koszulkę. Aż musiałam jęknąć na to co zobaczyłam, a chłopak zaśmiał się głośno z mojej reakcji.
Dobra Jo, ogarnij się nakazałam sobie w myślach, choć i tak to nie będzie łatwe bo obraz prawie nagiego Louisa siedzi mi przed oczami i wcale nie chce wyjść.
Widzę, że Louis zaczął robić kanapki z wszystkim co mieliśmy w lodówce. Czyli papryka, żółty ser, pomidor, ogórek a nawet zaczął gotować jajka. I on to zrobił wszystko gdy ja brałam prysznic? Niezły jest.
Tak więc dokończyłam robienie przepysznych kanapek, które zmieściły się aż na dwóch dużych talerzach. Położyłam naczynia na stole razem z dzbankiem z kawą i poszłam do sypialni, aby sprawdzić co z naszymi zakochanymi gołąbkami. Boję się tam wejść, bo zupełnie nie wiem co tam zastanę. Ale raz kozie śmierć, wchodzę. Zapukałam lekko w drzwi i usłyszałam ciche proszę. Zobaczyłam Meg siedzącą na łóżku, tak jak ją zostawiłam i Stana siedzącego u jej stóp. Dziewczyna głaskała go po włosach, a ten miał zamknięte oczy i chyba... spał?
- Śniadanie na stole. - oznajmiłam wchodząc głębiej do pokoju.
- Zaraz przyjdziemy. - szepnęła do mnie Meg.
- Wszystko dobrze? - zapytałam siadając obok niej.
- Tak. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. A u was? - zapytała. Popatrzyłam w stronę wejścia i kiwnęłam głową.
- Też. Mały kryzys był, ale wszystko jest dobrze. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Tak to już jest z tymi naszymi chłopakami.Raz pod górkę, raz z górki. - powiedziała Meg uśmiechając się do mnie, a oczy jej błyszczały miłością. Ale wpadła, pomyślałam. Wstałam z łóżka i podchodząc do komody i otwierając szufladę z ciuchami Louisa wyciągnęłam z niej parę dresowych spodni i jakąś koszulkę dla Stana.
- Masz, tu są ubrania dla twojego bohatera, niech się przebierze i przyjdźcie do kuchni zjeść coś. - powiedziałam kładąc ciuchy obok dziewczyny i wychodząc z sypialni.
Wróciłam do kuchni i siadając na jednym ze stołków nalałam sobie kawy, a następnie zabrałam jedną kanapkę z talerza i zaczęłam wcinać.
Gdy jadłam już drugą kanapkę w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Zatrzymałam rękę z kanapką w połowie drogi do moich ust. Przełknęłam to co miałam w buzi i wstałam od stołu. A co jak to Josh? Może nie powinnam otwierać drzwi i udawać, że nie ma nikogo w mieszkaniu? A może powinnam poczekać na Louisa. A może to sąsiedzi z dołu skarżący się, że zalało im mieszkanie przez naszą poranną zabawę. Jeszcze tego brakuje. Z ostatnią myślą, która przyszła mi do głowy ruszyłam do drzwi. Poprawiłam swoją koszulkę i założyłam zbłąkanego loka za ucho i przekręcając klucz w drzwiach otworzyłam je na oścież.
- Dzień dobry. - przywitał się ze mną jakiś młody i o matko bardzo przystojny chłopak. Był ubrany cały na czarno włącznie z czarnym krawatem zawiązanym starannie pod szyją.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam niepewnie spoglądając na jego towarzysza, który tak samo jak jego kolega również był ubrany cały na czarno, ale był znacznie starszy od niego. Dziwne.
- Ja mam na imię Tom. - wskazał ten pierwszy na siebie. - A to jest Linc. I od dzisiaj jesteśmy waszymi ochroniarzami. - dodał, a mi opadła szczęka. To znaczy wiedziałam, że będziemy mieć ochronę ale nie że aż taką...
- Jo? Kto przyszedł? - zapytał Louis podchodząc do mnie.
- Ochrona. - wyjaśniłam cicho i stanęłam za chłopakiem.
Louis zaczął z nimi rozmawiać co i jak. Nawet podał im nasze plany zajęć, aby ochroniarze mogli się z nimi zaznajomić. Ja wróciłam do kuchni, gdzie czekali już na mnie Meg ze Stanem.
- Kto to? - zapytała Meg. Usiadłam naprzeciwko niej i wróciłam do jedzenia swojej kanapki, choć wcale nie miałam na nią ochoty, ale jadłam tylko i wyłącznie ze względu na naszych gości.
- Ochrona.- wyjaśniłam biorąc łyk kawy.
- Żartujesz? - zapytał Stan z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Pokręciłam głową i spuszczając głowę w dół zaczęłam bawić się kubkiem.
- Po co wam ochrona? Coś się u was dzieje ni tak? A może ktoś wam grozi? - zapytała Meg. Czy ktoś nam grozi? Tak, owszem. Psychicznie chory były chłopak mnie prześladuje i się nawet tego nie boi.
- Nie, wszystko gra. Tylko rodzice nalegali na ochronę skoro jesteśmy tutaj sami. - wyjaśniłam, a Meg chyba uwierzyła w moje małe kłamstwo, bo zaczęła kiwać głową ze zrozumieniem.
- To dobrze, chyba. - mruknęła.
- Czy ja wiem? Z jednej dobrze, bo czuję się bezpieczna. Ale z drugiej czuję się osaczona, bo wiesz ktoś obserwuje każdy mój ruch.
- Ale czekaj, oni będą siedzieć u was w mieszkaniu? - zapytał Stan.
- Oczywiście, że nie. - powiedziałam. - Będą siedzieć na parkingu w samochodzie i obserwować i pilnować okolicę, to wszystko. - wyjaśniłam, a oni jak zgodne małżeństwo kiwnęli głowami.
- Nie gadamy już o tym. Jedźcie. - powiedziałam wskazując na talerze z kanapkami.
Jakieś dziesięć minut później dołączył do nas Louis. Na szczęście Meg i Stan nie wypytywali się go o nic więcej w tej sprawie, bo cóż tu dużo ukrywać dowiedzieli się zbytnio ode mnie. Lou siedział ze smutną miną obok mnie, nawet nie popatrzył w moją stronę ani razu. Zamartwiał się, widziałam to. To ja powinnam się martwić o byłego chłopaka, który nie potrafi mi odpuścić, choć i tak to była jego wina, bo przecież to on mnie zdradził. Ale tacy właśnie są faceci. Nigdy nie przyznają się do swoich błędów, a tylko obarczają winą innych zamiast siebie.
Godzinę później Meg ze Stanem wyszli od nas. Smutno mi się zrobiło, bo myślałam że zostaną dłużej i pogadamy i pośmiejemy się z siebie nawzajem. Ale powiedzieli, że muszą się porządnie wyspać przed jutrem więc nie było uproś.
Reszta dnia upłynęła nam w miarę dobrym humorze. Ja byłam zajęta odrabianiem zadań domowych, których zebrała mi się niezła kupka, a Louis siedział w salonie i czytał jakąś książkę z zakresu listy książek do przeczytania. Przypatrywałam się mu przez jakąś chwilę, gdy był taki skupiony na czytaniu. Gryząc końcówkę długopisu zastanawiałam się jak teraz będzie wyglądało nasze wspólne życie. Louis powiedział, że jeden z ochroniarzy będzie za nami jeździł na uczelnie. Nie podoba mi się to, ale jeśli tak jest bezpieczniej to niech będzie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie łaził za mną krok w krok, bo to już byłaby lekka przesada.
- Jo? - zapytał Louis wyrywając mnie z zamyślenia.
- Hmm. - mruknęłam podnosząc głowę i spoglądając na niego.
- Zrobiłabyś mi herbatę? Ty zawsze robisz taką pyszną. - powiedział tak słodko, że prawie się rozpłynęłam.
- Oczywiście. - odpowiedziałam z uśmiechem wstając z krzesła. Właściwie i tak miałam sobie zrobić herbatę, więc nie widzę problemu w zrobieniu jeszcze jednej. Gdy woda się zagotowała zalałam kubki wrzątkiem i wsypując po dwie łyżeczki cukru zaniosłam Louisowi.
- Proszę. - powiedziałam siadając obok chłopaka na kanapie w salonie i wręczając mu kubek z herbatą.
- Dzięki. - odpowiedział upijając łyk i odkładając kubek na stół. Natomiast ja siedziałam obok trzymając kurczowo swój kubek w dłoniach i patrząc przed siebie. Lou pochylił się nade mną wyrywając kubek z moich dłoni i kładąc go na stole obok swojego. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, a on jednym ruchem wziął mnie w swoje ramiona, także siedziałam na jego kolanach, a on obejmował mnie w pasie. Położyłam swoją głowę na jego piersi głośno wzdychając i wąchając nieziemski zapach mojego chłopaka.
- Co się dzieje Mała? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem na to jak się do mnie zwrócił.
- Cały czas myślę czy to dobry pomysł z tą ochroną. - wyjaśniłam bardziej wtulając się w jego pierś.
- Oczywiście, że dobry pomysł. Chyba, że wolisz aby ten szaleniec cię zaatakował w najmniej odpowiednim momencie. Już raz to zrobił i pewnie nie zawaha się zrobić tego po raz drugi. - odpowiedział Louis chowając twarz w moich włosach.
- Boję się. - szepnęłam, a Louis od razu zesztywniał.
- Nie bój się jestem tutaj z tobą. Obiecuję, że nic ci nie będzie póki masz mnie przy sobie. - odpowiedział pewnie. Skoro on tak twierdzi to trzeba w to wierzyć. Cieszę się, że mam go przy sobie, bo inaczej byłoby ze mną kiepsko i bałabym się nawet z domu wyjść.
Ale teraz gdy mam go blisko siebie, wiem że nic mi nie grozi i jestem bezpieczna. Na razie.

_________________________________________________________________________________
Na początek Wesołych Świąt. Mam nadzieję, że pogoda się zmieni i w końcu słońce się u nas pojawi, bo święta bez słońca to nie święta.

Następnie mniej miła sprawa, a mianowicie komentarze. Coraz mniej osób komentuje. Naprawdę nie wiem co się dzieje. Czy może Wam się rozdziały nie podobają, albo coś innego. 
Jeśli tak jest to błagam napiszcie mi, a postaram się to zmienić.
Wejść czasem jest ponad 200, a czasem nawet dochodzi do 300. A komentarzy są 3-4.
Mam 17 obserwatorów, a nawet połowa z nich nie komentuje, nie wiem dlaczego i co jest tego powodem.
A w dodatku 19 osób zagłosowało w ankiecie, że czyta i komentuje. Więc komentujcie, bo to daje mi motywację do dalszego pisania, gdyż wiem że mam dla kogo to pisać.
Dla Wad to dwie minutki roboty, a dla mnie czasem kilka godzin pisania. 
Więc bądźcie dobrymi ludźmi i skomentujcie.
Z góry dziękuję :)

EDIT: Oczywiście zapomniałam. Za aktualizowałam bohaterów, więc jeśli ktoś jest ciekawy jak wygląda Josh zapraszam (TU)

7 komentarzy:

  1. Najlepiej <3
    ~Verii

    OdpowiedzUsuń
  2. Super lubię twoje opowiadanie :) ~ Misia

    OdpowiedzUsuń
  3. Super opowiadanie! :) Czekam na next! ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Lou i Jo są tacy słodcy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Długi, ciekawy i bajeczny. Kocham. Wesołych i słodkich (jak Jo i Louis)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  6. fantastyczny, czekam na nastepny. masz lekką reke do pisania :)
    Mogę liczyć na twoją opinię?

    Zawsze jest szansa, że wejdziesz, zobaczysz, pokochasz ( mam nadzieję lol )
    youngloovers.blogspot.com
    loovelorn.blogspot.com
    fromyourlust.blogspot.com
    ifindyourlips.blogspot.com
    Nawet jak nie masz teraz ochoty, to kiedyś pewnie będzie ci się nudzić, zerknij, może warto :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak jest szefowo ! :)
    Oni zawsze mnie rozśmieszają. Po prostu kocham te parki :)

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń