- Jo, obudź się. - jakiś głos jęczał nad moją głową, a ja wcale nie miałam ochoty otwierać oczu, a co dopiero zwlec się z łóżka. Chciałam spać i oddać się błogiej przyjemności, jaką był sen. Tego mi brakowało przez ostatnie kilka nieprzespanych nocy i myśleniu o wszystkim. Po prostu potrzebowałam tego i nic, ani nikt nie mógł mi tego zabronić. A osobnik, który teraz usiadł na moich stopach, będzie miał przerąbane i dostanie mu się.
- Spadaj. - wyjęczałam zakrywając głowę poduszką. Chciałam choć jeszcze przez momencik zamknąć oczy i zasnąć.
- Jest dwunasta w południe, myślę że powinnaś wstać. - odpowiedział mi ten sam głos. Z głośnym jękiem i niezadowoloną miną wysunęłam głowę spod poduszki i zobaczyłam Louisa siedzącego na przeciwko mnie z tacą ze śniadaniem.
- A co to? - wskazałam palcem na trzymaną przez chłopaka rzecz. - Dzień dobroci dla Jo? - dodałam śmiejąc się. Uniosłam się na rękach i rozejrzałam się po pokoju. I wtedy dotarło do mnie, że całą noc spędziłam u Louisa w domu. Tylko jak to się właściwie stało? Bo ja sama nic nie pamiętam.
Chłopak postawił tacę na biurku i położył się na miejscu obok mnie i teraz siedzieliśmy obok siebie na łóżku. Co prawda było nam ciasno, ale zawsze lepsze to niż siedzenie samemu.
- Lou? - zapytałam, gdy chłopak podał mi kubek z kawą. Mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi, a ja kontynuowałam. - Jak to się stało, że ja spałam u ciebie? Nic nie pamiętam. - dodałam upijając łyk gorącego napoju i odstawiając go na podłogę. Popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i wysoko uniesionymi brwiami, jakby chciał powiedzieć, że nie rozumie mojego pytania.
- Nic nie pamiętasz? - zapytał zdziwiony.
- Nic.
- Nawet tego jak rozebrałaś się do naga i krzyczałaś: "Patrzcie na mnie"? - zapytał z poważnym wyrazem twarzy.
- Serio? Louis powiedz, że żartujesz. - odpowiedziałam przerażona zasłaniając się kołdrą. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, a Louis po chwili wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wiedziałam! Wiedziałam, że mnie wkręcasz. - fuknęłam wkurzona i założyłam ramiona na piersiach i odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Nie denerwuj się, aż tak bardzo. Fajnie było zobaczyć tą twoją minę. - powiedział gładząc mnie czule po policzku, ale odepchnęłam jego rękę.
- Daruj sobie, okey? - zapytałam podnosząc kołdrę i wychodząc z łóżka. Stanęłam na panelach i dotarło do mnie, że mam na sobie tylko majtki i szeroką, białą bluzkę chłopaka. Szybko wskoczyłam na swoje poprzednie miejsce przykrywając się kołdrą pod samą szyję.
- Co się stało? - zapytał Louis z uśmieszkiem na ustach.
- Gdzie są moje ubrania? - zapytałam nawet na niego nie patrząc.
- Leżą poskładane na krześle. - odpowiedział przysuwając się do mnie bliżej. - O tam. - wskazał palcem na obiekt, a jego ciepły oddech muskał mój policzek.
- Dziękuję. - szepnęłam. - A teraz mam prośbę, mógłbyś na mnie nie patrzeć? - poprosiłam nadal nie odwracając głowy w jego stronę.
- Dlaczego? Przecież widziałem cię już skąpo ubraną. - powiedział z wyrzutem słyszalnym w głosie.
- Wiem, ale nie mogę się jeszcze przyzwyczaić do... do... - zaczęłam się jąkać, a Lou mi nie ułatwiał bo ciągle się dopytywał.
- Do czego? - zapytał. - Spokojnie Jo, wiesz że mi możesz wszystko powiedzieć. - dodał szybko widząc moja przerażoną minę. Odwróciłam głowę i w końcu popatrzyłam na niego. Z jego twarzy zniknął zabawny uśmiech, a zastąpił go pełen napięcia i niepokoju.
Zamiast mu odpowiedzieć, że nie umiem się jeszcze przestawić że jeszcze niedawno byłam w ciąży i miałam świadomość, że noszę jeszcze jedno życie w sobie, a teraz już go nie ma, bo brutalnie mi je zabrano, po prostu go pocałowałam. Chciałam poczuć, jak odwzajemnia ten gest i że jest blisko mnie oraz że czuje do mnie to samo uczucie co wcześniej.
- Kocham cię. - szepnął wprost w moje usta, gdy tylko się od siebie oderwaliśmy. - Kocham cię Jo, najmocniej na świecie, pamiętaj o tym proszę. - dodał i wpił się bardziej w moje usta.
Wplotłam palce w jego włosy, lekko za nie ciągnąc, co odpłaciło mi się głębokim jęknięciem ze strony chłopaka. Po chwili poczułam jak dłonie Louisa zjeżdżają w dół mojego ciała i wślizgują się pod cienki materiał koszulki. Jego dłonie błądziły po całym moim ciele to w górę, to w dół, badając, szukając czegoś.
Ja natomiast coraz bardziej ciągnęłam go za jego za długie już włosy, a chłopak jęczał coraz głośniej w uznaniu.
- Louis, nie powinniśmy. - wyjęczałam, gdy oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc, a chłopak całował moją szyję i zjeżdżał pocałunkami coraz to niżej.
- Daj spokój Jo. - wyjęczał przygryzając skórę na mojej szyi, a ja cała zesztywniałam.
- Louis, przestań. Nie mogę. - zaczęłam go od siebie odpychać, ale on stawiał mi opór. Nie byłam gotowa na, aż tak radykalny krok. To było po prostu za wcześnie, aby znowu to zrobić.
- Louis, odpieprz się! - wykrzyknęłam i raz, a dobrze odepchnęłam go od siebie, aż chłopak wylądował na ziemi z potłuczonym tyłkiem.
- Co ci jest? Dlaczego tak się zachowujesz? Co w ciebie wstąpiło? - zapytał wstając i masując swój obolały tyłek.
- Przepraszam Lou, to było za...
- Przestań mnie przepraszać to ty zawiniłaś. A teraz udajesz niewiniątko. - powiedział opierając się plecami o półkę z książkami.
- Ja zawiniłam? Bo co? Bo nie chciałam uprawiać z tobą seksu? - zapytałam wstając z łóżka i zakładając na siebie w pośpiechu spodnie. - Jesteś chory, powinieneś się leczyć. - dodałam wciągając przez głowę sweter, a następnie ubierając skarpetki i zbierając swoje rzeczy, po czym upychając je do kieszeni spodni.
Nawet nie popatrzyłam na Louisa, gdy wypowiadałam te słowa. Nie mogłam spojrzeć chłopakowi w twarz, z dużo by mnie to kosztowało.
- Ja powinienem się leczyć? - odpowiedział w końcu, po kilku minutach ciszy. - Tak dawno cię nie dotykałem, nie miałem żadnego kontaktu z tobą od dłuższego czasu, a ty mnie odpychasz. A ja nie wiem dlaczego. - dodał, a ja przystanęłam i popatrzyłam na niego. Stał z boku ze spuszczoną głową i patrzył się na swoje stopy. Czy on nic nie rozumie? Czy nie potrafi pojąc tego, że ja nie jestem gotowa na kolejny krok? Przynajmniej nie teraz.
- Ty nic nie rozumiesz Louis. - wyszeptałam, ale za chwilę żałowałam że to powiedziałam.
- Ja? Czy ty się słyszysz Jo? Kocham cię i chcę z tobą być w każdy możliwy sposób. Chcę się z tobą kochać, chcę mieć z tobą dzieci. - gdy usłyszałam to ostatnie zdanie wypowiedziane przez chłopaka, cała się spięłam. Jeszcze niedawno straciłam dziecko, a on już planuje kolejne. - Oczywiście, za kilka lat, nie teraz. - dodał, gdy zobaczył jak zareagowałam na te słowa. - Chcę być przy tobie, gdy będziesz tego potrzebować, chcę przynosić ci śniadania do łóżka, chcę masować ci stopy, gdy zajdzie taka potrzeba. Po prosu chcę, żebyś czuła, iż jestem cały czas przy tobie. - dodał nieco ciszej, a mnie zamurowało. To jest prawdziwe wyznanie miłości, ale sama już nie wiem co mam o tym myśleć. Czy Louis tak mówi, bo chce załagodzić fakt że go odepchnęłam, czy on faktycznie to czuje? Mam nadzieję, że druga opcja wchodzi w grę, a nie pierwsza.
- Zrobię dla ciebie wszystko, wszystko co tylko sobie zażyczysz, bo cię cholera kocham. - dodał podchodząc bliżej mnie, ale ja w porę zorientowałam się jaki jest jego zamiar i odsunęłam się znacznie w tył.
Louis gdy zobaczył co robię zatrzymał się w pół kroku i stanął jak wrośnięty w ziemię. Nie zrobił żadnego ruchu.
- Zrobisz dla mnie wszystko? - zapytałam upewniając się, a chłopak skinął tylko głową na znak potwierdzenia.
- Oczywiście, tak jak powiedziałem przed chwilą. - odpowiedział.
- To zawieź mnie do domu. - oznajmiłam patrząc wprost jego oczy, które kilka sekund później posmutniały.
- Dlaczego?
- Bo tego chcę. - odpowiedziałam podnosząc w ziemi resztę swoich ciuchów i wychodząc z pokoju.
- Dzień dobry Jo. - przywitała się ze mną pani Jay, gdy tylko pokonałam ostatni schodek i przeszłam obok kuchni.
- Dzień dobry pani Jay. - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem siadając na ławeczce i zakładając buty.
- Zjesz coś? - zapytała podchodząc bliżej mnie i wycierając dłonie w fartuszek w kwiatki. - A gdzie ty się wybierasz? - dodała, a po chwili odwróciła się za siebie, gdzie Louis zbiegał ze schodów z portfelem i telefonem w ręce.
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna. - odpowiedziałam wstając i zakładając na siebie kurtkę, czapkę i szalik.
- Co się dzieje? Znowu się pokłóciliście? - zapytała patrząc na Louisa, który od razu spuścił głowę w dół i oczywiście wiadome było, że tak.
- Dzieciaki, dzieciaki. U was przez dzień nie może być dobrze? - zapytała śmiejąc się i wracając do kuchni. Co to właściwie było?
- Czemu twoja mama się śmiała? - zapytałam Louisa, a ten tylko wzruszył ramionami i czym prędzej założył na siebie ciepłe, zimowe ubrania.
Kilka minut później siedzieliśmy już w samochodzie chłopaka i mknęliśmy ulicami Doncaster w stronę mojego domu.
Żadne z nas się nie odzywało, nawet choć jednym słówkiem. Panowała strasznie niezręczna cisza, która była nie do zniesienia.
Dlaczego my zawsze musimy się kłócić? Dlaczego nie możemy dojść do porozumienia? Dlaczego w naszym związku co chwile dochodzi do sprzeczek?
Może nie powinniśmy być ze sobą? Może powinniśmy się rozstać? Może nie jesteśmy dla siebie przeznaczeni?
Nie mogę tak myśleć. Coraz to głupsze myśli przychodzą mi do głowy, próbuje je odpędzić od siebie ale nie potrafię. Może tak będzie lepiej? Może wszystkim nam to wyjdzie na dobre?
Nie.
Nie może tak być.
Jesteśmy sobie przeznaczeni,g dyby tak nie było już dawno nie bylibyśmy razem, a nasz związek byłby przeszłością. A ja zapewne byłabym z Harrym.
Aż wzdrygnęłam się na tę myśl.
- Zimno ci? - zapytał Louis z troską w głosie i podkręcił ogrzewanie w samochodzie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i oparłam głowę o zagłówek siedzenia. Próbowałam o tym nie myśleć, ale się po prostu nie da. Co chwila jakaś nowa myśl przychodziła mi do głowy, a ja nie mogłam jej wypędzić.
W końcu dojechaliśmy pod mój dom. Louis zgasił silnik i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy patrząc przed siebie.
- Dziękuję za podwiezienie. - szepnęłam spuszczając głowę i bawiąc się czapką, z której usuwałam niewidzialny paproszek.
- Nie ma za co. - odpowiedział również szeptem. - I przepraszam, nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. To było głupie z mojej strony. Mogłem najpierw zapytać czy masz ochotę, a nie zmuszać cię. - dodał wyjaśniając mi swoje zachowanie w jego pokoju.
- Przeprosiny przyjęte i błagam nie rób tego więcej, dobrze? - poprosiłam, a chłopak tylko kiwnął głową w zrozumieniu i odpiął pasy, a następnie zbliżył się w moją stronę. Chciał mnie pocałować, wiedziałam to, ale to ja złożyłam na jego policzku pocałunek i wysiadałam z samochodu.
Nie mogę pozwolić na to, aby chłopak myślał, że może tak ze mną postępować, a następnie zachowywać się jak gdyby nigdy nic i mnie całować na pożegnanie. Tego byłoby już za wiele. Potrafię dużo zrozumieć, ale to przekracza wszelkie granice.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę wejścia do domu. Chciałam już już nacisnąć klamkę, ale ktoś szarpnął moje ramię, także odwróciłam się za siebie i nim się zorientowałam co jest grane usta Louisa wylądowały na moich, a chłopak objął mnie ramionami w pasie przyciągając w swoją stronę.
- Przepraszam jeszcze raz. - powiedział odrywając się ode mnie. - Musiałem cię pocałować, po prostu czułem że jest mi to potrzebne do szczęścia.
- Nie no nic nie szkodzi przecież. - mruknęłam. - Możesz przecież mnie tak zaskakiwać, co nie? A potem dziwić się, że dostałam zawału serca. - dodałam, a twarz Louisa jakby posmutniała. Zdałam sobie sprawę, że chyba przesadziłam, ale to były żarty.
- Żartowałam. - zaśmiałam się uderzając go w klatkę piersiową.
- To nie było śmieszne. Zabrzmiało jakbyś miała do mnie o to pretensje. - odpowiedział patrząc wprost w moje oczy.
- Jasne. - bąknęłam tylko przewracając oczami. Odwróciłam się na pięcie i nacisnęłam klamkę od drzwi.
- Co jutro robisz?- zapytał zanim weszłam do środka. - Jutro sylwester, może chciałabyś gdzieś pójść? - zapytał żwawo gestykulując. A ja widziałam jak chłopak się denerwuje przestępując z nogi na nogę.
- Może przyjedziesz do mnie? Rodzice zawożą Maxa do dziadków, a sami gdzieś idą. Możemy zaprosić Meg ze Stanem, jeśli nie mają już jakichś planów. - powiedziałam wzruszając ramionami.
- Pewnie, dobry pomysł. To do jutra? - zapytał, a ja przytaknęłam. Lou posłał mi tylko uśmiech i odwracając się ruszył w stronę samochodu.
Patrzyłam na niego dopóki nie zniknął za zakrętem i weszłam do domu.
Chyba dobrze zrobiłam, że go zaprosiłam, prawda?
***
- To co wpadniecie jutro? - zapytałam Meg, z którą rozmawiałam przez telefon.
- Pewnie, a Louis będzie? - zapytała, choć pewnie i tak już znała odpowiedź.
- Tak, dlaczego miałoby go nie być? - zapytałam siadając na łóżku i włączając laptopa.
- Nie dogadywaliście się za dobrze ostatnio. - powiedziała, a ja westchnęłam.
- To prawda, ale jest już lepiej. W sumie gdyby nie sytuacja z rana pewnie byłoby o niebo lepiej. - odpowiedziałam, a Meg od razu się ożywiła słysząc moje ostatnie zdanie.
- Jaka sytuacja z rana? O co chodzi? - zapytała. Ale ja mam długi język, oczywiście że musiałam się wygadać, a Meg jak ten radar tylko nasłuchuje i szuka okazji do sensacji.
- Nic takiego. Po prostu Louis zrobił coś, czego ja nie chciałam. - odpowiedziałam włączając przeglądarkę internetową i czekając aż strona główna mi się załaduje.
- Co takiego? - ona nie daje za wygraną.
- Dobierał się do mnie. - odpowiedziałam szeptem.
- Jak to "dobierał się do ciebie"? Przecież to twój chłopak, więc nie rozumiem problemu. - odpowiedziała, a ja przewróciłam oczami.
- Zrobił to, a ja tego nie chciałam. Rozumiesz? - wyjaśniłam jednocześnie wpisując w wyszukiwarkę internetową następujące hasło: "Smaczne i szybkie jedzenie". Chciałam coś na jutro przygotować, bo chyba nie będziemy siedzieć i patrzeć na siebie nawzajem.
- Tylko nie mów, że cię zgwałcił. - powiedziała Meg przerażonym głosem.
- Głupia jesteś?! - wykrzyknęłam wstając z łóżka. - Louis nigdy by tego nie zrobił. - dodałam nieco ciszej, bo zdawałam sobie sprawę, że Max pewnie już śpi, bo jest grubo po 22.
- Dobra, sorka poniosło mnie, co nie?
- Czasem masz takie głupie pomysły, że aż głowa boli. - powiedziałam kręcąc głową i siadając na poprzednim miejscu.
- Dobra, a co do jutra. To pomóc ci w czymś? Przygotować coś? - zapytała.
- Dobrze, że pytasz. Możesz do mnie przyjść nieco wcześniej i pomóc mi ze zrobieniem jedzenia. - odpowiedziałam i słyszałam jak Meg się uśmiecha.
- No problem maleńka. - odpowiedziała, a ja wybuchnęłam śmiechem. Z niej to jest czasem wariatka.
- To jesteśmy umówione. - odpowiedziałam. - Do jutra, kocham cię.
- Och Jo, ja ciebie również, a nawet bardziej niż ty mnie. - oznajmiła śmiejąc się, a po chwili usłyszałam głuchy dźwięk w słuchawce.
Coś czuję, że jutrzejszy dzień będę mogła zaliczyć do udanych.
- Spadaj. - wyjęczałam zakrywając głowę poduszką. Chciałam choć jeszcze przez momencik zamknąć oczy i zasnąć.
- Jest dwunasta w południe, myślę że powinnaś wstać. - odpowiedział mi ten sam głos. Z głośnym jękiem i niezadowoloną miną wysunęłam głowę spod poduszki i zobaczyłam Louisa siedzącego na przeciwko mnie z tacą ze śniadaniem.
- A co to? - wskazałam palcem na trzymaną przez chłopaka rzecz. - Dzień dobroci dla Jo? - dodałam śmiejąc się. Uniosłam się na rękach i rozejrzałam się po pokoju. I wtedy dotarło do mnie, że całą noc spędziłam u Louisa w domu. Tylko jak to się właściwie stało? Bo ja sama nic nie pamiętam.
Chłopak postawił tacę na biurku i położył się na miejscu obok mnie i teraz siedzieliśmy obok siebie na łóżku. Co prawda było nam ciasno, ale zawsze lepsze to niż siedzenie samemu.
- Lou? - zapytałam, gdy chłopak podał mi kubek z kawą. Mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi, a ja kontynuowałam. - Jak to się stało, że ja spałam u ciebie? Nic nie pamiętam. - dodałam upijając łyk gorącego napoju i odstawiając go na podłogę. Popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i wysoko uniesionymi brwiami, jakby chciał powiedzieć, że nie rozumie mojego pytania.
- Nic nie pamiętasz? - zapytał zdziwiony.
- Nic.
- Nawet tego jak rozebrałaś się do naga i krzyczałaś: "Patrzcie na mnie"? - zapytał z poważnym wyrazem twarzy.
- Serio? Louis powiedz, że żartujesz. - odpowiedziałam przerażona zasłaniając się kołdrą. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, a Louis po chwili wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wiedziałam! Wiedziałam, że mnie wkręcasz. - fuknęłam wkurzona i założyłam ramiona na piersiach i odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Nie denerwuj się, aż tak bardzo. Fajnie było zobaczyć tą twoją minę. - powiedział gładząc mnie czule po policzku, ale odepchnęłam jego rękę.
- Daruj sobie, okey? - zapytałam podnosząc kołdrę i wychodząc z łóżka. Stanęłam na panelach i dotarło do mnie, że mam na sobie tylko majtki i szeroką, białą bluzkę chłopaka. Szybko wskoczyłam na swoje poprzednie miejsce przykrywając się kołdrą pod samą szyję.
- Co się stało? - zapytał Louis z uśmieszkiem na ustach.
- Gdzie są moje ubrania? - zapytałam nawet na niego nie patrząc.
- Leżą poskładane na krześle. - odpowiedział przysuwając się do mnie bliżej. - O tam. - wskazał palcem na obiekt, a jego ciepły oddech muskał mój policzek.
- Dziękuję. - szepnęłam. - A teraz mam prośbę, mógłbyś na mnie nie patrzeć? - poprosiłam nadal nie odwracając głowy w jego stronę.
- Dlaczego? Przecież widziałem cię już skąpo ubraną. - powiedział z wyrzutem słyszalnym w głosie.
- Wiem, ale nie mogę się jeszcze przyzwyczaić do... do... - zaczęłam się jąkać, a Lou mi nie ułatwiał bo ciągle się dopytywał.
- Do czego? - zapytał. - Spokojnie Jo, wiesz że mi możesz wszystko powiedzieć. - dodał szybko widząc moja przerażoną minę. Odwróciłam głowę i w końcu popatrzyłam na niego. Z jego twarzy zniknął zabawny uśmiech, a zastąpił go pełen napięcia i niepokoju.
Zamiast mu odpowiedzieć, że nie umiem się jeszcze przestawić że jeszcze niedawno byłam w ciąży i miałam świadomość, że noszę jeszcze jedno życie w sobie, a teraz już go nie ma, bo brutalnie mi je zabrano, po prostu go pocałowałam. Chciałam poczuć, jak odwzajemnia ten gest i że jest blisko mnie oraz że czuje do mnie to samo uczucie co wcześniej.
- Kocham cię. - szepnął wprost w moje usta, gdy tylko się od siebie oderwaliśmy. - Kocham cię Jo, najmocniej na świecie, pamiętaj o tym proszę. - dodał i wpił się bardziej w moje usta.
Wplotłam palce w jego włosy, lekko za nie ciągnąc, co odpłaciło mi się głębokim jęknięciem ze strony chłopaka. Po chwili poczułam jak dłonie Louisa zjeżdżają w dół mojego ciała i wślizgują się pod cienki materiał koszulki. Jego dłonie błądziły po całym moim ciele to w górę, to w dół, badając, szukając czegoś.
Ja natomiast coraz bardziej ciągnęłam go za jego za długie już włosy, a chłopak jęczał coraz głośniej w uznaniu.
- Louis, nie powinniśmy. - wyjęczałam, gdy oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc, a chłopak całował moją szyję i zjeżdżał pocałunkami coraz to niżej.
- Daj spokój Jo. - wyjęczał przygryzając skórę na mojej szyi, a ja cała zesztywniałam.
- Louis, przestań. Nie mogę. - zaczęłam go od siebie odpychać, ale on stawiał mi opór. Nie byłam gotowa na, aż tak radykalny krok. To było po prostu za wcześnie, aby znowu to zrobić.
- Louis, odpieprz się! - wykrzyknęłam i raz, a dobrze odepchnęłam go od siebie, aż chłopak wylądował na ziemi z potłuczonym tyłkiem.
- Co ci jest? Dlaczego tak się zachowujesz? Co w ciebie wstąpiło? - zapytał wstając i masując swój obolały tyłek.
- Przepraszam Lou, to było za...
- Przestań mnie przepraszać to ty zawiniłaś. A teraz udajesz niewiniątko. - powiedział opierając się plecami o półkę z książkami.
- Ja zawiniłam? Bo co? Bo nie chciałam uprawiać z tobą seksu? - zapytałam wstając z łóżka i zakładając na siebie w pośpiechu spodnie. - Jesteś chory, powinieneś się leczyć. - dodałam wciągając przez głowę sweter, a następnie ubierając skarpetki i zbierając swoje rzeczy, po czym upychając je do kieszeni spodni.
Nawet nie popatrzyłam na Louisa, gdy wypowiadałam te słowa. Nie mogłam spojrzeć chłopakowi w twarz, z dużo by mnie to kosztowało.
- Ja powinienem się leczyć? - odpowiedział w końcu, po kilku minutach ciszy. - Tak dawno cię nie dotykałem, nie miałem żadnego kontaktu z tobą od dłuższego czasu, a ty mnie odpychasz. A ja nie wiem dlaczego. - dodał, a ja przystanęłam i popatrzyłam na niego. Stał z boku ze spuszczoną głową i patrzył się na swoje stopy. Czy on nic nie rozumie? Czy nie potrafi pojąc tego, że ja nie jestem gotowa na kolejny krok? Przynajmniej nie teraz.
- Ty nic nie rozumiesz Louis. - wyszeptałam, ale za chwilę żałowałam że to powiedziałam.
- Ja? Czy ty się słyszysz Jo? Kocham cię i chcę z tobą być w każdy możliwy sposób. Chcę się z tobą kochać, chcę mieć z tobą dzieci. - gdy usłyszałam to ostatnie zdanie wypowiedziane przez chłopaka, cała się spięłam. Jeszcze niedawno straciłam dziecko, a on już planuje kolejne. - Oczywiście, za kilka lat, nie teraz. - dodał, gdy zobaczył jak zareagowałam na te słowa. - Chcę być przy tobie, gdy będziesz tego potrzebować, chcę przynosić ci śniadania do łóżka, chcę masować ci stopy, gdy zajdzie taka potrzeba. Po prosu chcę, żebyś czuła, iż jestem cały czas przy tobie. - dodał nieco ciszej, a mnie zamurowało. To jest prawdziwe wyznanie miłości, ale sama już nie wiem co mam o tym myśleć. Czy Louis tak mówi, bo chce załagodzić fakt że go odepchnęłam, czy on faktycznie to czuje? Mam nadzieję, że druga opcja wchodzi w grę, a nie pierwsza.
- Zrobię dla ciebie wszystko, wszystko co tylko sobie zażyczysz, bo cię cholera kocham. - dodał podchodząc bliżej mnie, ale ja w porę zorientowałam się jaki jest jego zamiar i odsunęłam się znacznie w tył.
Louis gdy zobaczył co robię zatrzymał się w pół kroku i stanął jak wrośnięty w ziemię. Nie zrobił żadnego ruchu.
- Zrobisz dla mnie wszystko? - zapytałam upewniając się, a chłopak skinął tylko głową na znak potwierdzenia.
- Oczywiście, tak jak powiedziałem przed chwilą. - odpowiedział.
- To zawieź mnie do domu. - oznajmiłam patrząc wprost jego oczy, które kilka sekund później posmutniały.
- Dlaczego?
- Bo tego chcę. - odpowiedziałam podnosząc w ziemi resztę swoich ciuchów i wychodząc z pokoju.
- Dzień dobry Jo. - przywitała się ze mną pani Jay, gdy tylko pokonałam ostatni schodek i przeszłam obok kuchni.
- Dzień dobry pani Jay. - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem siadając na ławeczce i zakładając buty.
- Zjesz coś? - zapytała podchodząc bliżej mnie i wycierając dłonie w fartuszek w kwiatki. - A gdzie ty się wybierasz? - dodała, a po chwili odwróciła się za siebie, gdzie Louis zbiegał ze schodów z portfelem i telefonem w ręce.
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna. - odpowiedziałam wstając i zakładając na siebie kurtkę, czapkę i szalik.
- Co się dzieje? Znowu się pokłóciliście? - zapytała patrząc na Louisa, który od razu spuścił głowę w dół i oczywiście wiadome było, że tak.
- Dzieciaki, dzieciaki. U was przez dzień nie może być dobrze? - zapytała śmiejąc się i wracając do kuchni. Co to właściwie było?
- Czemu twoja mama się śmiała? - zapytałam Louisa, a ten tylko wzruszył ramionami i czym prędzej założył na siebie ciepłe, zimowe ubrania.
Kilka minut później siedzieliśmy już w samochodzie chłopaka i mknęliśmy ulicami Doncaster w stronę mojego domu.
Żadne z nas się nie odzywało, nawet choć jednym słówkiem. Panowała strasznie niezręczna cisza, która była nie do zniesienia.
Dlaczego my zawsze musimy się kłócić? Dlaczego nie możemy dojść do porozumienia? Dlaczego w naszym związku co chwile dochodzi do sprzeczek?
Może nie powinniśmy być ze sobą? Może powinniśmy się rozstać? Może nie jesteśmy dla siebie przeznaczeni?
Nie mogę tak myśleć. Coraz to głupsze myśli przychodzą mi do głowy, próbuje je odpędzić od siebie ale nie potrafię. Może tak będzie lepiej? Może wszystkim nam to wyjdzie na dobre?
Nie.
Nie może tak być.
Jesteśmy sobie przeznaczeni,g dyby tak nie było już dawno nie bylibyśmy razem, a nasz związek byłby przeszłością. A ja zapewne byłabym z Harrym.
Aż wzdrygnęłam się na tę myśl.
- Zimno ci? - zapytał Louis z troską w głosie i podkręcił ogrzewanie w samochodzie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i oparłam głowę o zagłówek siedzenia. Próbowałam o tym nie myśleć, ale się po prostu nie da. Co chwila jakaś nowa myśl przychodziła mi do głowy, a ja nie mogłam jej wypędzić.
W końcu dojechaliśmy pod mój dom. Louis zgasił silnik i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy patrząc przed siebie.
- Dziękuję za podwiezienie. - szepnęłam spuszczając głowę i bawiąc się czapką, z której usuwałam niewidzialny paproszek.
- Nie ma za co. - odpowiedział również szeptem. - I przepraszam, nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. To było głupie z mojej strony. Mogłem najpierw zapytać czy masz ochotę, a nie zmuszać cię. - dodał wyjaśniając mi swoje zachowanie w jego pokoju.
- Przeprosiny przyjęte i błagam nie rób tego więcej, dobrze? - poprosiłam, a chłopak tylko kiwnął głową w zrozumieniu i odpiął pasy, a następnie zbliżył się w moją stronę. Chciał mnie pocałować, wiedziałam to, ale to ja złożyłam na jego policzku pocałunek i wysiadałam z samochodu.
Nie mogę pozwolić na to, aby chłopak myślał, że może tak ze mną postępować, a następnie zachowywać się jak gdyby nigdy nic i mnie całować na pożegnanie. Tego byłoby już za wiele. Potrafię dużo zrozumieć, ale to przekracza wszelkie granice.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę wejścia do domu. Chciałam już już nacisnąć klamkę, ale ktoś szarpnął moje ramię, także odwróciłam się za siebie i nim się zorientowałam co jest grane usta Louisa wylądowały na moich, a chłopak objął mnie ramionami w pasie przyciągając w swoją stronę.
- Przepraszam jeszcze raz. - powiedział odrywając się ode mnie. - Musiałem cię pocałować, po prostu czułem że jest mi to potrzebne do szczęścia.
- Nie no nic nie szkodzi przecież. - mruknęłam. - Możesz przecież mnie tak zaskakiwać, co nie? A potem dziwić się, że dostałam zawału serca. - dodałam, a twarz Louisa jakby posmutniała. Zdałam sobie sprawę, że chyba przesadziłam, ale to były żarty.
- Żartowałam. - zaśmiałam się uderzając go w klatkę piersiową.
- To nie było śmieszne. Zabrzmiało jakbyś miała do mnie o to pretensje. - odpowiedział patrząc wprost w moje oczy.
- Jasne. - bąknęłam tylko przewracając oczami. Odwróciłam się na pięcie i nacisnęłam klamkę od drzwi.
- Co jutro robisz?- zapytał zanim weszłam do środka. - Jutro sylwester, może chciałabyś gdzieś pójść? - zapytał żwawo gestykulując. A ja widziałam jak chłopak się denerwuje przestępując z nogi na nogę.
- Może przyjedziesz do mnie? Rodzice zawożą Maxa do dziadków, a sami gdzieś idą. Możemy zaprosić Meg ze Stanem, jeśli nie mają już jakichś planów. - powiedziałam wzruszając ramionami.
- Pewnie, dobry pomysł. To do jutra? - zapytał, a ja przytaknęłam. Lou posłał mi tylko uśmiech i odwracając się ruszył w stronę samochodu.
Patrzyłam na niego dopóki nie zniknął za zakrętem i weszłam do domu.
Chyba dobrze zrobiłam, że go zaprosiłam, prawda?
***
- To co wpadniecie jutro? - zapytałam Meg, z którą rozmawiałam przez telefon.
- Pewnie, a Louis będzie? - zapytała, choć pewnie i tak już znała odpowiedź.
- Tak, dlaczego miałoby go nie być? - zapytałam siadając na łóżku i włączając laptopa.
- Nie dogadywaliście się za dobrze ostatnio. - powiedziała, a ja westchnęłam.
- To prawda, ale jest już lepiej. W sumie gdyby nie sytuacja z rana pewnie byłoby o niebo lepiej. - odpowiedziałam, a Meg od razu się ożywiła słysząc moje ostatnie zdanie.
- Jaka sytuacja z rana? O co chodzi? - zapytała. Ale ja mam długi język, oczywiście że musiałam się wygadać, a Meg jak ten radar tylko nasłuchuje i szuka okazji do sensacji.
- Nic takiego. Po prostu Louis zrobił coś, czego ja nie chciałam. - odpowiedziałam włączając przeglądarkę internetową i czekając aż strona główna mi się załaduje.
- Co takiego? - ona nie daje za wygraną.
- Dobierał się do mnie. - odpowiedziałam szeptem.
- Jak to "dobierał się do ciebie"? Przecież to twój chłopak, więc nie rozumiem problemu. - odpowiedziała, a ja przewróciłam oczami.
- Zrobił to, a ja tego nie chciałam. Rozumiesz? - wyjaśniłam jednocześnie wpisując w wyszukiwarkę internetową następujące hasło: "Smaczne i szybkie jedzenie". Chciałam coś na jutro przygotować, bo chyba nie będziemy siedzieć i patrzeć na siebie nawzajem.
- Tylko nie mów, że cię zgwałcił. - powiedziała Meg przerażonym głosem.
- Głupia jesteś?! - wykrzyknęłam wstając z łóżka. - Louis nigdy by tego nie zrobił. - dodałam nieco ciszej, bo zdawałam sobie sprawę, że Max pewnie już śpi, bo jest grubo po 22.
- Dobra, sorka poniosło mnie, co nie?
- Czasem masz takie głupie pomysły, że aż głowa boli. - powiedziałam kręcąc głową i siadając na poprzednim miejscu.
- Dobra, a co do jutra. To pomóc ci w czymś? Przygotować coś? - zapytała.
- Dobrze, że pytasz. Możesz do mnie przyjść nieco wcześniej i pomóc mi ze zrobieniem jedzenia. - odpowiedziałam i słyszałam jak Meg się uśmiecha.
- No problem maleńka. - odpowiedziała, a ja wybuchnęłam śmiechem. Z niej to jest czasem wariatka.
- To jesteśmy umówione. - odpowiedziałam. - Do jutra, kocham cię.
- Och Jo, ja ciebie również, a nawet bardziej niż ty mnie. - oznajmiła śmiejąc się, a po chwili usłyszałam głuchy dźwięk w słuchawce.
Coś czuję, że jutrzejszy dzień będę mogła zaliczyć do udanych.
________________________________________________________________________________
Czeeeeeeeeeeeeeeeeeeść!
Nie wiem czy się Wam spodoba ten rozdział. Mam nadzieję, że tak :)
Co do tego naszego świętowania, pomyślałam że może dodałabym dwa rozdziały w jeden dzień (o ile uda mi się napisać do tego czasu kilka w przód), co Wy na to? Dajcie znać co sądzicie :)
Do następnego i miłego weekendu!
Fajny pomysł :) :) rozdział jak zawsze super :) :)
OdpowiedzUsuńJest fajny a nawet tajemniczy i trzyma w napięciu. Oby tak dalej...no i Harry może w następnym rozdziale coś "namiesza". Czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRozdział super !!!
OdpowiedzUsuńCzekam na akcję z Harrym ;)
Życzę weny i czekam na next :D
Więcej rozdziałów? Jak tak zawsze chętna. Kłótnie i kłótnie u tych naszych gołąbeczków. Cóż poradzić. Sylwester = impreza, alkochol, kac. Nie mogę się doczekać!!!
OdpowiedzUsuńOla
Nie żeby coś, ale mi się wydaje, że to z Jo jest coś nie tak. Cały czas naskakuje na Louisa, a on po prostu nie wie o co chodzi, ta mu nie tłumaczy i ma o to pretęsje. To ona nie widzi swojej winy, po raz kolejny :/
OdpowiedzUsuńRozdział na prawdę fajny :)
2 rozdziały w jednym dniu? TAAAAAAK :D
OdpowiedzUsuń2 rozdzialy w jedym dniu ?! Za duzo podniecenia i wrazen ale zgadzam sie !
OdpowiedzUsuńCo do tego to jest swietny, nie moge doczekac sie ich sylwestra. Ciesze sie ze sie pogodzili wkoncu <3
Akcja by byla jak by harry wbil z kolegami i zaczeli bic sie z lou i stanem a harry by chcial zgwalcic Jo i wtedy lou wkurzony zaczał go nawalac.... hahahah nic :3
Nie moge sie doczekac. Jestem jak najbardziej za 2 rozdzialami w jeden dzien :* /Raisa
Jestem jak najbardziej za! Niestety nie wiem, jak to bd później z tym moim czytaniem, bo wyjeżdżam na 2 miesiące...
OdpowiedzUsuńAle postaram sie Cię wspierać czytając twoje opowiadanie, gdy tylko bd mogła :-)
@claudialech