Wróciłam do domu.
Staram się nadrabiać materiał ze wszystkich przedmiotów. Bardzo pomaga mi w tym Harry. Często do mnie przyjeżdża, a jako że zaczęła się przerwa świąteczna chłopak ma teraz więcej czasu, aby mi pomagać. Jestem mu za to wdzięczna, nie wiem jak mam mu dziękować za to co dla mnie robi. Myślę, że zbliżyliśmy się do siebie przez ten ostatni czas. Stał się on dla mnie prawdziwym przyjacielem, a jak wiadomo przyjaciół odnajdujemy w biedzie. A ja akurat znalazłam się ostatnio w takiej sytuacji - gdzie cały świat zawalił mi się w jednej sekundzie.
Sprawa z Louisem nadal nie została rozwiązana. Cały czas o nim myślę, cały czas zapląta mi głowę i nie może z niej wyjść.
Powiedziałam mu, że muszę się zastanowić nad tym wszystkim. Czy jest sens dalej to ciągnąć i abyśmy oboje się męczyli. Ale im dłużej nad tym myślę, tym bardziej za nim tęsknie. To już staje się chore. Potrafię godzinami przeglądać galerię w telefonie i oglądać nasze wspólne zdjęcia. Czasem same łzy spływają mi po policzkach ze wzruszenia i tęsknoty za nim. Chciałabym powiedzieć mu, aby do mnie wrócił. Aby wszystko było między nami tak jak dawniej, ale nie potrafię. Boję się, że znowu coś się między nami popsuje, a ja znowu będę nieszczęśliwa.
Cały czas myślami wracam do tego jak nam było dobrze, jak potrafiliśmy się śmiać z przeróżnych rzeczy, niekoniecznie śmiesznych. Jak rano budziłam się przy jego boku, a on witał mnie tym swoim uśmiechem i całusem w policzek. Piękne i niezapomniane chwile, chciałabym aby było ich więcej, zdecydowanie więcej.
Od tygodnia jestem już w domu. I przez wszystkie noce spędzone w swoim łóżku budziłam się w nocy i myślałam nad wszystkim, a szczególnie o Louisie. Nie wiem co mam zrobić. Z jednej strony chcę abyśmy do siebie wrócili, ale z drugiej nie. Bo wiem, że jeśli znów się pokłócimy ja tego nie przeżyję.
Często nachodzą mnie myśli, aby jechać do niego i po prostu się do niego przytulić. Czy rozstanie naprawdę musi być takie bolesne? Czy nie można jakoś uśmierzyć tego bólu?
Jutro są urodziny Louisa. Zastanawiam się czy pasuje do niego jechać i złożyć mu życzenia. Pewnie jakbym nie zawitała do niego pomyślałby sobie że o nim zapomniałam, ale jakbym przyjechała do niego to boję się, że pomyśli sobie iż chcę do niego wrócić. I tak jestem między młotem, a kowadłem. Nie wiem co mam zrobić.
- Dzień dobry Jo. Jak się dziś czujesz? - zapytała mama, gdy weszłam do kuchni i usiadłam na krześle. Jeszcze nie rozmawiałam z rodzicami o tym co się stało. O ciąży, o wypadku i o moim rozstaniu z Lou. Nie wiem czy w ogóle chcę z nimi rozmawiać na te tematy, ale kiedyś trzeba. A przez cały mój pobyt w szpitalu, ani mama, ani tata nawet słówkiem nie wspomnieli o tym. Chyba nie chcieli mnie męczyć, bo widzieli że niedobrze to przechodzę, dlatego sobie odpuścili. Tak myślę.
- Jak zawsze, czyli beznadziejnie. - odpowiedziałam i sięgnęłam po kubek, aby nalać sobie kawy.
- Jo co ty robisz? - zapytała mama łapiąc za kubek i zabierając mi go.
- Chcę się napić kawy. O co ci chodzi? - zapytałam uderzając lekko rękoma o blat w kuchni.
- Zapomniałaś, że nie możesz? Bierzesz leki, których nie możesz łączyć z kofeiną. - wyjaśniła mama odkładając kubek z powrotem na suszarkę. Fuknęłam tylko z niezadowolenia. Muszę się napić kawy, inaczej nie mogę normalnie funkcjonować.
- Zrobię ci herbatę. - powiedziała mama sięgając po czajnik. Przewróciłam tylko oczami. Nic mi ostatnio nie wolno, nawet napić się głupiej kawy.
- Spałaś coś w ogóle? - zapytała stawiając przede mną kubek z parującym napojem i dwoma kanapkami na talerzyku oraz małymi, białymi pastylkami. Sama nawet nie wiem na co te tabletki, ale skoro lekarz zalecił je brać to biorę.
- Trochę. - odpowiedziałam ledwo gryząc kawałek kanapki. W ogóle nie czułam smaku pomidora na niej, właściwie ostatnio to ja nic nie czułam. Wyglądałam okropnie, czułam się beznadziejnie i przez cały czas chodziłam bez celu po domu. Nawet Max próbował mnie rozśmieszać, często też spał ze mną, a nawet zmuszał mnie do czytania mu bajek. Pewnie bardzo dobrze pamiętał, jak wygłupiałam się podczas ich czytania. Niekiedy sam robił głupie miny, dzięki czemu na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Nie duży, ale zawsze jakiś.
Starałam się zapominać o problemach w towarzystwie mojego brata, ale im bardziej to robiłam tym bardziej mnie atakowały. Więc ani tak dobrze, ani tak źle. Sama już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie lubię takiego stanu. Stanu zawieszenia, gdy nie mam pojęcia co robić. Gdybym była odrobinę odważniejsza i umiałabym dogadać się z Louisem, byłabym teraz szczęśliwa, a uśmiech nie schodziłby z mojej twarzy. Pewnie siedziałabym teraz u niego, w jego objęciach i robiliśmy coś ciekawego, albo nic byśmy nie robili. Po prostu cieszylibyśmy się swoją obecnością nawet nic nie mówiąc.
- Bo wyglądasz jakbyś w ogóle nie spała. - stwierdziła mama siadając naprzeciwko mnie. - Jo, co się dzieje? Chcesz porozmawiać? - zapytała chwytając mnie za rękę i lekko ściskając. Nie miałam teraz ochoty na rozmowę z moją mamą. Wiem, że kazałaby mi jechać do Louisa i z nim porozmawiać, a tego nie chcę słuchać. W ogóle nie chce z nikim rozmawiać. No dobra może z Harrym, on jest wyjątkiem.
- Nie chcę rozmawiać. Mogę już pójść do siebie? - zapytałam odsuwając od siebie pusty już talerz i zabierając na górę kubek z resztką herbaty.
- Oczywiście. - odpowiedziała mama smutno. Widziałam, że było jej źle z tym, że nie może do mnie dotrzeć ani nie może mi pomóc. Ale ja sama nawet sobie nie potrafię pomóc, a co dopiero ktoś inny.
- Jo! - krzyknęła za mną mama, gdy ja już byłam przy końcu schodów.
- Tak? - zapytałam.
- Zaraz Max z tatą przyjadą i będziemy ubierać choinkę. Dołączysz do nas?
- Pewnie. - odpowiedziałam tylko i weszłam do swojego pokoju.
Nie mam ochoty ubierać głupiej choinki, nie czuję świąt w ogóle. Najlepiej by było jakbym opatuliła się kołdrą i spędziła całe święta w łóżku. To byłyby moje najlepsze święta ze wszystkich.
Jutro Wigilia, a to oznacza że jedziemy do dziadków. Nie raz próbowałam przekonać rodziców, abym została sama w domu w tym czasie, ale oni się nie zgodzili. Może i to jest głupie, że nie chcę spędzić świąt z najblizszymi, a sama w łóżku. Ale nie potrafię odnaleźć się w tej beznadziejnej sytuacji. Nie umiem dać sobie rady z całym tym bólem ogarniającym moje ciało. Nie chcę z nikim rozmawiać, nie mam na to ochoty.
Mój pokój wygląda jak śmietnik. Ciuchy walają się po podłodze, książki byle jak położone na biurku, szafa otwarta a z jej wnętrza wysypują się ubrania. Brudne naczynia stoją obok łóżka, a moja pościel dziwnie pachnie, jakby coś w niej zdechło. Chyba czas najwyższy wziąść się za siebie i posprzątać pokój. Ale nie mam na to siły. Gdybym mogła przespałabym cały dzień.
Odłożyłam kubek na szafkę nocną stojąca obok łóżka i wzięłam do ręki telefon. Chciałam do kogoś zadzwonić, aby... no właśnie aby pogadać? Przecież ja nie chcę z nikim gadać. Odłożyłam, więc telefon na poprzednie miejsce. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit myśląc o wszystkim i o niczym.
Perspektywa Louisa
Minął tydzień odkąd ostatni raz widziałem Jo. I przez te siedem cholernie długich dni jedyne co robiłem to myślałem o niej. Zaprzątała moją głowę i w dzień i w nocy. Nie mogłem spać. Gdy tylko zamykałem powieki obraz Jo pojawiał mi się przed oczami. Staram się o niej nie myśleć, ale to wcale nie jest takie proste, jakby się mogło komuś wydawać.
Kocham ją bardzo mocno i chcę abyśmy do siebie wrócili. Ale Jo chciała czasu, a ja jej go dam. Bo wiem, że jak ona sobie coś przemyśli to potem oboje na tym zyskujemy.
Często wybierałem jej numer telefonu, chciałem do niej zadzwonić. Ale po chwili orientowałem się, że to nie ten czas i nie powinienem. Chciała czasu to będzie go miała.
Jutro Wigilia, a co za tym idzie - moje urodziny. Zawsze lubiłem ten dzień, bo zjeżdżała się do nas cała rodzina i mogliśmy się pośmiać i porozmawiać w swoim towarzystwie. Ale wiem, że ten dzień nie będzie taki jak co roku. Dla mnie będzie beznadziejny, bo nie będzie przy mnie Jo.
To byłyby nasze, pierwsze wspólne święta. Magiczny czas, w którym moja ukochana dziewczyna byłaby przy mnie, a ja cieszyłbym się każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie.
Moja mama przez ostatni czas szaleje. Co znaczy szaleje? Sprząta, gotuje, piecze i robi miliony innych rzeczy naraz. Rozumiem, że chce aby wszystko było perfekcyjnie przygotowane na przyjazd naszej rodziny, ale moim zdaniem to lekka przesada. I tak nikt nie będzie patrzył na to czy nie ma chociaż grama kurzu na meblach, czy dywan jest perfekcyjnie odkurzony. Bo najważniejszy jest czas spędzony z rodziną. Ale mojej mamie nie da się przetłumaczyć i ona zawsze robi co ona uważa za najlepsze. Nigdy nie zrozumiem kobiet, nigdy.
- Louis. Pomożesz nam? - zapytała Daisy jednocześnie wyrywając mnie z zadumy. Popatrzyłem na nią, gdy stała przed kanapą na której obecnie siedziałem.
- W czym?
- W ubieraniu choinki. - odpowiedziała wskazując dłonią na zielone drzewko. - Jesteśmy za małe, aby dosięgnąć czubka. - dodała smutno łapiąc mnie za rękę, gdy tylko wstałem z kanapy.
Popatrzyłem na choinkę i faktycznie miały rację. Nie dały by rady same założyć gwiazdy na czubek drzewka. Ale od czego ma się starszego brata, co nie?
- Wskakuj. - nakazałem bliźniaczce pochylając się do przodu, a ta ochoczo wskoczyła mi na plecy z ozdobą w jednej ręce, a drugą trzymając mnie za szyję, aby nie spaść.
Po chwili choinka była cała ubrana, od góry do dołu, a dziewczynki zadowolone i uśmiechnięte od ucha do ucha. A mi również ich radość się udzieliła, co było miłą odskocznią od smutku i przygnębienia przez ostatnie dni.
- Louis? - zawróciła się do mnie Phoebe, gdy usiadłem na kanapie, a dziewczynka obok mnie.
- Hmm? - mruknąłem odwracając głowę w jej stronę i przyglądając się jej jak waha się czy zadać mi pytanie.
- Przyjedzie jutro do nas Jo? - zapytała cicho. Widziałem jak bardzo bała się czy zadać mi to pytanie. Natomiast mnie zatkało. nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Chyba domyślała się, że między mną, a Jo już nie jest tak jak wcześniej. Że nie jesteśmy już razem, mam nadzieję, że na niedługi okres czasu.
- Chyba nie. Jedzie do dziadków na Wigilię. - odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą. Z tego co wiedziałem z opowieści Jo tak robili co roku, więc myślę że w tym będzie tak samo.
- Szkoda, bo stęskniłam się za Maxem. - odpowiedziała i chwilę później już jej nie było, a jej drobne ciało zniknęło za drzwiami kuchni.
Też tęskniłem, głównie za Jo. Wróciłem wzrokiem na choinkę. Wyobraziłem sobie jak Jo siedzi obok drzewka i otwiera prezent ode mnie. Jak uśmiecha się, gdy wyjmuje srebrną bransoletkę z pudełka. Ile ja bym oddał, aby zobaczyć teraz ten obraz.
Tak bardzo za nią tęsknie, że nie wyobrażam sobie dalszego życia bez niej. Ona musi być przy moim boku, bo inaczej...
- Louis! - mama krzyknęła na mnie z kuchni.
- Tak? - odkrzyknąłem.
- Chodź do mnie. - przewróciłem tylko oczami, ale wstałem i poszedłem do mojej rodzicielki. Zastanawiałem się, co się znowu stało?
- Stało się coś? - zapytałem wstawiając tylko głowę do kuchni i czekając na odpowiedź mamy.
- Właściwie to nic. Chciałam cię tylko zobaczyć. - odpowiedziała mama uśmiechając się do mnie.
- Oj mamo, mamo. Jesteś szalona, wiesz? - zapytałem wchodząc do pomieszczenia i obejmując mamę w pasie, i całując ją w policzek.
- Zdaję sobie z tego sprawę synu. - odpowiedziała uśmiechając się do mnie łagodnie.
- Jak się czujesz? - zapytała po chwili siadając przy stole naprzeciwko mnie.
- Bywało lepiej. - odpowiedziałem wymuszając uśmiech.
- Zobaczysz Jo wszystko sobie przemyśli i jeszcze będziecie razem. - powiedziała mama mieszając jakąś dziwną masę w misce.
- Mam taką nadzieję mamo, bo jak nie to nie wiem jak będę dalej żył. Chciałbym, aby jutro Jo do nas przyjechała. Żeby spędziła ten dzień ze mną. Byłyby to nasze pierwsze, wspólne święta. - wyjaśniłem obserwując skupioną twarz mojej mamy. Nie wiem czy mi się to wydawało, czy tak było naprawdę, ale chyba przez chwilę na jej ustach zagościł mały uśmiech, ale chwilę później zniknął. Czyżby coś oznaczał? Albo ona coś wie, tylko co to jest?
Perspektywa Jo
- Jesteś gotowa? - zapytała mama wchodząc do mojego pokoju, gdy ja kończyłam robienie makijażu.
- Chwileczkę. - odpowiedziałam przejeżdżając ostatni raz błyszczykiem po ustach.
- Jaki tutaj porządek. - zachwycała się. Wczoraj ostatecznie zebrałam się w sobie i sprzątnęłam w pokoju. W końcu zmianę życia od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Uśmiechnęłam się do kobiety i chwytając jeszcze torebkę w dłoń wyszłyśmy z pokoju.
W salonie czekali na nas tata z Maxem bawiącym się samochodzikami obok choinki. Muszę przyznać, że drzewko bardzo ładnie się prezentowało. Granatowe i białe bombki zdobiły zielone gałązki, a kolorowe światełka dopełniały efekt końcowy. Mały, gdy tylko mnie zobaczył szybko wstał i pobiegł w moją stronę, a ja kucnęłam i złapałam malca w objęcia całując w obydwa, pulchne policzki.
- Ślicznie wyglądasz. - skomentował tata, gdy ubieraliśmy zimowe płaszcze.
- Dziękuję. - odpowiedziałam cicho oczywiście się przy tym czerwieniąc. Byłam ubrana w czarną, prostą sukienkę nad kolano. Jej rękawy były całe z koronki, co mi się najbardziej w niej podobało.
- Chodźcie, bo się spóźnimy do Toml... - powiedziała mama, ale co było dziwne w połowie przerywając i odchrząkując. - To znaczy do taty i mamy. - poprawiła się, a mi do myślenia dała ta dziwna pomyłka. albo to nie była pomyłka, tylko mama zapomniała się przy nas.
- Chodźmy, chodźmy. - poganiał nas tata patrząc gniewnie na mamę, która z miną niewiniątka wzruszyła tylko ramionami.
Wyszliśmy na podjazd i wsiedliśmy do samochodu. Mały usadowił się w foteliku, a ja obok niego pomagając mu zapiąć pasy.
Przez całą drogę do domu dziadków patrzyłam za szybę. Niby się cieszyłam, że ich zobaczę ale z drugiej strony nie byłam za szczęśliwa. Siedzenie i słuchanie jak dziadek z tatą rozmawiają o samochodach, albo o innych bzdetach, a mama i babcia o gotowaniu i innych takich czasem doprowadzało mnie do szału. A wiem, że dziś będzie jeszcze gorzej, bo nie mam ochoty na siedzenie tam.
Gdzieś w połowie drogi zorientowałam się, że jedziemy całkiem inną drogą niż ta, która powinna prowadzić do domu dziadków. Wiedziałam to mimo, że było ciemno.
- Tato, ale to nie jest droga do dziadków. - powiedziałam patrząc raz na mamę, raz na tatę, którzy gdy tylko usłyszeli co im powiedziałam popatrzyli na siebie znacząco.
- Bo właśnie kochanie, my nie jedziemy do dziadków. - odpowiedziała mama, a tata włączył kierunkowskaz wjeżdżając na dobrze mi znaną ulicę.
Staram się nadrabiać materiał ze wszystkich przedmiotów. Bardzo pomaga mi w tym Harry. Często do mnie przyjeżdża, a jako że zaczęła się przerwa świąteczna chłopak ma teraz więcej czasu, aby mi pomagać. Jestem mu za to wdzięczna, nie wiem jak mam mu dziękować za to co dla mnie robi. Myślę, że zbliżyliśmy się do siebie przez ten ostatni czas. Stał się on dla mnie prawdziwym przyjacielem, a jak wiadomo przyjaciół odnajdujemy w biedzie. A ja akurat znalazłam się ostatnio w takiej sytuacji - gdzie cały świat zawalił mi się w jednej sekundzie.
Sprawa z Louisem nadal nie została rozwiązana. Cały czas o nim myślę, cały czas zapląta mi głowę i nie może z niej wyjść.
Powiedziałam mu, że muszę się zastanowić nad tym wszystkim. Czy jest sens dalej to ciągnąć i abyśmy oboje się męczyli. Ale im dłużej nad tym myślę, tym bardziej za nim tęsknie. To już staje się chore. Potrafię godzinami przeglądać galerię w telefonie i oglądać nasze wspólne zdjęcia. Czasem same łzy spływają mi po policzkach ze wzruszenia i tęsknoty za nim. Chciałabym powiedzieć mu, aby do mnie wrócił. Aby wszystko było między nami tak jak dawniej, ale nie potrafię. Boję się, że znowu coś się między nami popsuje, a ja znowu będę nieszczęśliwa.
Cały czas myślami wracam do tego jak nam było dobrze, jak potrafiliśmy się śmiać z przeróżnych rzeczy, niekoniecznie śmiesznych. Jak rano budziłam się przy jego boku, a on witał mnie tym swoim uśmiechem i całusem w policzek. Piękne i niezapomniane chwile, chciałabym aby było ich więcej, zdecydowanie więcej.
Od tygodnia jestem już w domu. I przez wszystkie noce spędzone w swoim łóżku budziłam się w nocy i myślałam nad wszystkim, a szczególnie o Louisie. Nie wiem co mam zrobić. Z jednej strony chcę abyśmy do siebie wrócili, ale z drugiej nie. Bo wiem, że jeśli znów się pokłócimy ja tego nie przeżyję.
Często nachodzą mnie myśli, aby jechać do niego i po prostu się do niego przytulić. Czy rozstanie naprawdę musi być takie bolesne? Czy nie można jakoś uśmierzyć tego bólu?
Jutro są urodziny Louisa. Zastanawiam się czy pasuje do niego jechać i złożyć mu życzenia. Pewnie jakbym nie zawitała do niego pomyślałby sobie że o nim zapomniałam, ale jakbym przyjechała do niego to boję się, że pomyśli sobie iż chcę do niego wrócić. I tak jestem między młotem, a kowadłem. Nie wiem co mam zrobić.
- Dzień dobry Jo. Jak się dziś czujesz? - zapytała mama, gdy weszłam do kuchni i usiadłam na krześle. Jeszcze nie rozmawiałam z rodzicami o tym co się stało. O ciąży, o wypadku i o moim rozstaniu z Lou. Nie wiem czy w ogóle chcę z nimi rozmawiać na te tematy, ale kiedyś trzeba. A przez cały mój pobyt w szpitalu, ani mama, ani tata nawet słówkiem nie wspomnieli o tym. Chyba nie chcieli mnie męczyć, bo widzieli że niedobrze to przechodzę, dlatego sobie odpuścili. Tak myślę.
- Jak zawsze, czyli beznadziejnie. - odpowiedziałam i sięgnęłam po kubek, aby nalać sobie kawy.
- Jo co ty robisz? - zapytała mama łapiąc za kubek i zabierając mi go.
- Chcę się napić kawy. O co ci chodzi? - zapytałam uderzając lekko rękoma o blat w kuchni.
- Zapomniałaś, że nie możesz? Bierzesz leki, których nie możesz łączyć z kofeiną. - wyjaśniła mama odkładając kubek z powrotem na suszarkę. Fuknęłam tylko z niezadowolenia. Muszę się napić kawy, inaczej nie mogę normalnie funkcjonować.
- Zrobię ci herbatę. - powiedziała mama sięgając po czajnik. Przewróciłam tylko oczami. Nic mi ostatnio nie wolno, nawet napić się głupiej kawy.
- Spałaś coś w ogóle? - zapytała stawiając przede mną kubek z parującym napojem i dwoma kanapkami na talerzyku oraz małymi, białymi pastylkami. Sama nawet nie wiem na co te tabletki, ale skoro lekarz zalecił je brać to biorę.
- Trochę. - odpowiedziałam ledwo gryząc kawałek kanapki. W ogóle nie czułam smaku pomidora na niej, właściwie ostatnio to ja nic nie czułam. Wyglądałam okropnie, czułam się beznadziejnie i przez cały czas chodziłam bez celu po domu. Nawet Max próbował mnie rozśmieszać, często też spał ze mną, a nawet zmuszał mnie do czytania mu bajek. Pewnie bardzo dobrze pamiętał, jak wygłupiałam się podczas ich czytania. Niekiedy sam robił głupie miny, dzięki czemu na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Nie duży, ale zawsze jakiś.
Starałam się zapominać o problemach w towarzystwie mojego brata, ale im bardziej to robiłam tym bardziej mnie atakowały. Więc ani tak dobrze, ani tak źle. Sama już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie lubię takiego stanu. Stanu zawieszenia, gdy nie mam pojęcia co robić. Gdybym była odrobinę odważniejsza i umiałabym dogadać się z Louisem, byłabym teraz szczęśliwa, a uśmiech nie schodziłby z mojej twarzy. Pewnie siedziałabym teraz u niego, w jego objęciach i robiliśmy coś ciekawego, albo nic byśmy nie robili. Po prostu cieszylibyśmy się swoją obecnością nawet nic nie mówiąc.
- Bo wyglądasz jakbyś w ogóle nie spała. - stwierdziła mama siadając naprzeciwko mnie. - Jo, co się dzieje? Chcesz porozmawiać? - zapytała chwytając mnie za rękę i lekko ściskając. Nie miałam teraz ochoty na rozmowę z moją mamą. Wiem, że kazałaby mi jechać do Louisa i z nim porozmawiać, a tego nie chcę słuchać. W ogóle nie chce z nikim rozmawiać. No dobra może z Harrym, on jest wyjątkiem.
- Nie chcę rozmawiać. Mogę już pójść do siebie? - zapytałam odsuwając od siebie pusty już talerz i zabierając na górę kubek z resztką herbaty.
- Oczywiście. - odpowiedziała mama smutno. Widziałam, że było jej źle z tym, że nie może do mnie dotrzeć ani nie może mi pomóc. Ale ja sama nawet sobie nie potrafię pomóc, a co dopiero ktoś inny.
- Jo! - krzyknęła za mną mama, gdy ja już byłam przy końcu schodów.
- Tak? - zapytałam.
- Zaraz Max z tatą przyjadą i będziemy ubierać choinkę. Dołączysz do nas?
- Pewnie. - odpowiedziałam tylko i weszłam do swojego pokoju.
Nie mam ochoty ubierać głupiej choinki, nie czuję świąt w ogóle. Najlepiej by było jakbym opatuliła się kołdrą i spędziła całe święta w łóżku. To byłyby moje najlepsze święta ze wszystkich.
Jutro Wigilia, a to oznacza że jedziemy do dziadków. Nie raz próbowałam przekonać rodziców, abym została sama w domu w tym czasie, ale oni się nie zgodzili. Może i to jest głupie, że nie chcę spędzić świąt z najblizszymi, a sama w łóżku. Ale nie potrafię odnaleźć się w tej beznadziejnej sytuacji. Nie umiem dać sobie rady z całym tym bólem ogarniającym moje ciało. Nie chcę z nikim rozmawiać, nie mam na to ochoty.
Mój pokój wygląda jak śmietnik. Ciuchy walają się po podłodze, książki byle jak położone na biurku, szafa otwarta a z jej wnętrza wysypują się ubrania. Brudne naczynia stoją obok łóżka, a moja pościel dziwnie pachnie, jakby coś w niej zdechło. Chyba czas najwyższy wziąść się za siebie i posprzątać pokój. Ale nie mam na to siły. Gdybym mogła przespałabym cały dzień.
Odłożyłam kubek na szafkę nocną stojąca obok łóżka i wzięłam do ręki telefon. Chciałam do kogoś zadzwonić, aby... no właśnie aby pogadać? Przecież ja nie chcę z nikim gadać. Odłożyłam, więc telefon na poprzednie miejsce. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit myśląc o wszystkim i o niczym.
Perspektywa Louisa
Minął tydzień odkąd ostatni raz widziałem Jo. I przez te siedem cholernie długich dni jedyne co robiłem to myślałem o niej. Zaprzątała moją głowę i w dzień i w nocy. Nie mogłem spać. Gdy tylko zamykałem powieki obraz Jo pojawiał mi się przed oczami. Staram się o niej nie myśleć, ale to wcale nie jest takie proste, jakby się mogło komuś wydawać.
Kocham ją bardzo mocno i chcę abyśmy do siebie wrócili. Ale Jo chciała czasu, a ja jej go dam. Bo wiem, że jak ona sobie coś przemyśli to potem oboje na tym zyskujemy.
Często wybierałem jej numer telefonu, chciałem do niej zadzwonić. Ale po chwili orientowałem się, że to nie ten czas i nie powinienem. Chciała czasu to będzie go miała.
Jutro Wigilia, a co za tym idzie - moje urodziny. Zawsze lubiłem ten dzień, bo zjeżdżała się do nas cała rodzina i mogliśmy się pośmiać i porozmawiać w swoim towarzystwie. Ale wiem, że ten dzień nie będzie taki jak co roku. Dla mnie będzie beznadziejny, bo nie będzie przy mnie Jo.
To byłyby nasze, pierwsze wspólne święta. Magiczny czas, w którym moja ukochana dziewczyna byłaby przy mnie, a ja cieszyłbym się każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie.
Moja mama przez ostatni czas szaleje. Co znaczy szaleje? Sprząta, gotuje, piecze i robi miliony innych rzeczy naraz. Rozumiem, że chce aby wszystko było perfekcyjnie przygotowane na przyjazd naszej rodziny, ale moim zdaniem to lekka przesada. I tak nikt nie będzie patrzył na to czy nie ma chociaż grama kurzu na meblach, czy dywan jest perfekcyjnie odkurzony. Bo najważniejszy jest czas spędzony z rodziną. Ale mojej mamie nie da się przetłumaczyć i ona zawsze robi co ona uważa za najlepsze. Nigdy nie zrozumiem kobiet, nigdy.
- Louis. Pomożesz nam? - zapytała Daisy jednocześnie wyrywając mnie z zadumy. Popatrzyłem na nią, gdy stała przed kanapą na której obecnie siedziałem.
- W czym?
- W ubieraniu choinki. - odpowiedziała wskazując dłonią na zielone drzewko. - Jesteśmy za małe, aby dosięgnąć czubka. - dodała smutno łapiąc mnie za rękę, gdy tylko wstałem z kanapy.
Popatrzyłem na choinkę i faktycznie miały rację. Nie dały by rady same założyć gwiazdy na czubek drzewka. Ale od czego ma się starszego brata, co nie?
- Wskakuj. - nakazałem bliźniaczce pochylając się do przodu, a ta ochoczo wskoczyła mi na plecy z ozdobą w jednej ręce, a drugą trzymając mnie za szyję, aby nie spaść.
Po chwili choinka była cała ubrana, od góry do dołu, a dziewczynki zadowolone i uśmiechnięte od ucha do ucha. A mi również ich radość się udzieliła, co było miłą odskocznią od smutku i przygnębienia przez ostatnie dni.
- Louis? - zawróciła się do mnie Phoebe, gdy usiadłem na kanapie, a dziewczynka obok mnie.
- Hmm? - mruknąłem odwracając głowę w jej stronę i przyglądając się jej jak waha się czy zadać mi pytanie.
- Przyjedzie jutro do nas Jo? - zapytała cicho. Widziałem jak bardzo bała się czy zadać mi to pytanie. Natomiast mnie zatkało. nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Chyba domyślała się, że między mną, a Jo już nie jest tak jak wcześniej. Że nie jesteśmy już razem, mam nadzieję, że na niedługi okres czasu.
- Chyba nie. Jedzie do dziadków na Wigilię. - odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą. Z tego co wiedziałem z opowieści Jo tak robili co roku, więc myślę że w tym będzie tak samo.
- Szkoda, bo stęskniłam się za Maxem. - odpowiedziała i chwilę później już jej nie było, a jej drobne ciało zniknęło za drzwiami kuchni.
Też tęskniłem, głównie za Jo. Wróciłem wzrokiem na choinkę. Wyobraziłem sobie jak Jo siedzi obok drzewka i otwiera prezent ode mnie. Jak uśmiecha się, gdy wyjmuje srebrną bransoletkę z pudełka. Ile ja bym oddał, aby zobaczyć teraz ten obraz.
Tak bardzo za nią tęsknie, że nie wyobrażam sobie dalszego życia bez niej. Ona musi być przy moim boku, bo inaczej...
- Louis! - mama krzyknęła na mnie z kuchni.
- Tak? - odkrzyknąłem.
- Chodź do mnie. - przewróciłem tylko oczami, ale wstałem i poszedłem do mojej rodzicielki. Zastanawiałem się, co się znowu stało?
- Stało się coś? - zapytałem wstawiając tylko głowę do kuchni i czekając na odpowiedź mamy.
- Właściwie to nic. Chciałam cię tylko zobaczyć. - odpowiedziała mama uśmiechając się do mnie.
- Oj mamo, mamo. Jesteś szalona, wiesz? - zapytałem wchodząc do pomieszczenia i obejmując mamę w pasie, i całując ją w policzek.
- Zdaję sobie z tego sprawę synu. - odpowiedziała uśmiechając się do mnie łagodnie.
- Jak się czujesz? - zapytała po chwili siadając przy stole naprzeciwko mnie.
- Bywało lepiej. - odpowiedziałem wymuszając uśmiech.
- Zobaczysz Jo wszystko sobie przemyśli i jeszcze będziecie razem. - powiedziała mama mieszając jakąś dziwną masę w misce.
- Mam taką nadzieję mamo, bo jak nie to nie wiem jak będę dalej żył. Chciałbym, aby jutro Jo do nas przyjechała. Żeby spędziła ten dzień ze mną. Byłyby to nasze pierwsze, wspólne święta. - wyjaśniłem obserwując skupioną twarz mojej mamy. Nie wiem czy mi się to wydawało, czy tak było naprawdę, ale chyba przez chwilę na jej ustach zagościł mały uśmiech, ale chwilę później zniknął. Czyżby coś oznaczał? Albo ona coś wie, tylko co to jest?
Perspektywa Jo
- Jesteś gotowa? - zapytała mama wchodząc do mojego pokoju, gdy ja kończyłam robienie makijażu.
- Chwileczkę. - odpowiedziałam przejeżdżając ostatni raz błyszczykiem po ustach.
- Jaki tutaj porządek. - zachwycała się. Wczoraj ostatecznie zebrałam się w sobie i sprzątnęłam w pokoju. W końcu zmianę życia od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Uśmiechnęłam się do kobiety i chwytając jeszcze torebkę w dłoń wyszłyśmy z pokoju.
W salonie czekali na nas tata z Maxem bawiącym się samochodzikami obok choinki. Muszę przyznać, że drzewko bardzo ładnie się prezentowało. Granatowe i białe bombki zdobiły zielone gałązki, a kolorowe światełka dopełniały efekt końcowy. Mały, gdy tylko mnie zobaczył szybko wstał i pobiegł w moją stronę, a ja kucnęłam i złapałam malca w objęcia całując w obydwa, pulchne policzki.
- Ślicznie wyglądasz. - skomentował tata, gdy ubieraliśmy zimowe płaszcze.
- Dziękuję. - odpowiedziałam cicho oczywiście się przy tym czerwieniąc. Byłam ubrana w czarną, prostą sukienkę nad kolano. Jej rękawy były całe z koronki, co mi się najbardziej w niej podobało.
- Chodźcie, bo się spóźnimy do Toml... - powiedziała mama, ale co było dziwne w połowie przerywając i odchrząkując. - To znaczy do taty i mamy. - poprawiła się, a mi do myślenia dała ta dziwna pomyłka. albo to nie była pomyłka, tylko mama zapomniała się przy nas.
- Chodźmy, chodźmy. - poganiał nas tata patrząc gniewnie na mamę, która z miną niewiniątka wzruszyła tylko ramionami.
Wyszliśmy na podjazd i wsiedliśmy do samochodu. Mały usadowił się w foteliku, a ja obok niego pomagając mu zapiąć pasy.
Przez całą drogę do domu dziadków patrzyłam za szybę. Niby się cieszyłam, że ich zobaczę ale z drugiej strony nie byłam za szczęśliwa. Siedzenie i słuchanie jak dziadek z tatą rozmawiają o samochodach, albo o innych bzdetach, a mama i babcia o gotowaniu i innych takich czasem doprowadzało mnie do szału. A wiem, że dziś będzie jeszcze gorzej, bo nie mam ochoty na siedzenie tam.
Gdzieś w połowie drogi zorientowałam się, że jedziemy całkiem inną drogą niż ta, która powinna prowadzić do domu dziadków. Wiedziałam to mimo, że było ciemno.
- Tato, ale to nie jest droga do dziadków. - powiedziałam patrząc raz na mamę, raz na tatę, którzy gdy tylko usłyszeli co im powiedziałam popatrzyli na siebie znacząco.
- Bo właśnie kochanie, my nie jedziemy do dziadków. - odpowiedziała mama, a tata włączył kierunkowskaz wjeżdżając na dobrze mi znaną ulicę.
_________________________________________________________________________________
I gdzie ta nasza rodzinka zajechała? Domyślacie się, gdzie ich wywiało?
Przez ostatnie dwa rozdziały większość z Was w komentarzach pisze, a raczej prosi, aby Jo była z Harrym. A ja się zastanawiam, dlaczego? Zawsze lubiliście Louisa, a teraz Harry'ego.
Wiem, że fajny z niego chłopak i w ogóle, ale dajcie szansę Lou. On nie jest wcale taki zły, prawda?
Nie wiem kiedy następny, możliwe że we wtorek ale nie chcę obiecywać. Wiem, że pisałam kiedyś że wstawiam co dwa dni, ale miałam napisanych kilka w przód. A teraz nie mam kiedy pisać, bo egzaminy za niedługo i muszę się uczyć. Ale postaram się coś wyskrobać :)
Jeśli macie jakieś pytania do mnie, to chętnie odpowiem :)
Do następnego, miejmy nadzieję, że szybkiego :)
Moim zdaniem Jo powinna być z Louisem, Harry do niej nie pasuję. Gdzie mogli pojechać jak nie do domu Louisa? Czekam na kolejny pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że coś się stanie, że znowu się spotkają
OdpowiedzUsuń@claudialech
przeczuwałam od sytuacji z dziadkami Jo że do nich nie pojadą tylko do Louisa i jego rodziny. Fajnie bo Lou ,,dostanie'' taki prezencik. czekam na kolejny xD super piszesz
OdpowiedzUsuńohoho , ciekawe jak Jo i Louis zareagują jak się zobaczą
OdpowiedzUsuńCzekam na next x
Jemioła zawiśnie nsd drzwiami, a pod nią atmosfera gorąca choć grudzień. Buahahahahaha! Każdy kocha wkręcać innych. Cóż, p. Tomlinson jednak nie jest do tego stworzona. Ale tak serio... tam musi być jemioła i zero Harrego.
OdpowiedzUsuń___ ___
/ \/ \
\ /
\ /
\ /
V
Ola
Genialny :) Czekam na next :) :)
OdpowiedzUsuńczyli Harry nie będzie z Jo ? ;(
OdpowiedzUsuńTu środek lata, a ty z Gwiazdką wyjeżdżasz XD a na serio to genialne rozdziały, Tommo dostanie świetny prezent. Czekam na next, Irex ;3
OdpowiedzUsuń