Kupiliśmy sobie lody w pobliskim sklepie i usiedliśmy niedaleko na ławce. Dziewczynki były zadowolone z zakupu, dowiedziałam się od Louisa, że ich mama nie pozwala im jeść słodyczy, bo mają jakieś bardzo poważne problemy z zębami. Nie ukrywam, że ja również mam takie problemy, ale jeśli chodzi o słodycze to nie potrafię sobie odmówić. Mój tata zawsze się ze mnie śmieje, że jak mam ochotę na coś to po prostu idę do sklepu i sobie to kupuję, no ale on jest taki sam, więc po kimś to muszę mieć. Taka okazja może się nie powtórzyć i postanowiliśmy, że jednak kupimy im te lody, w końcu są tylko dziećmi i mają swoje potrzeby. Ja kupiłam sobie o smaku waniliowo-kawowym, Louis miętowo-czekoladowym, a dziewczynki owocowym. Gdy zajadaliśmy się naszymi przepysznymi lodami zorientowałam się, że Max się obudził. Dokończyłam, więc swojego loda i wzięłam brata na ręce. Przytulił się do mnie i popatrzył na resztę towarzystwa swoimi małymi, zaspanymi oczkami, wyglądał tak słodko. Zauważyłam, że wszyscy już zjedli, więc zaproponowałam, żebyśmy wrócili do domu.
- Jasne, że tak. Dziewczynki, idziemy. - powiedział Louis i uśmiechnął się do mnie szczerze.
- Weźmiesz wózek, a ja Maxa,bo on zawsze jak się budzi, to musi się do kogoś przytulić, aby się rozbudzić. - zapytałam.
- Pewnie, nie ma problemu.
Zebraliśmy się i ruszyliśmy w stronę powrotną do domu.
Po jakiś 30 minutach staliśmy przed bramką prowadzącą do drzwi wejściowych. Całą drogę rozmawiałam z Louisem o różnych rzeczach, czasem nawet dziewczynki mówiły coś na dany temat. Zauważyłam, że są tak samo rozgadane jak ich brat, gadają aż im się buzia nie zamyka. U nich chyba to rodzinne, bo pani Jay i pan Mark również dużo mówią, a zwłaszcza jak coś opowiadają, to gestykulują rękami i trzeba uważać, żeby kogoś nie uderzyli. Nie no żartuje, ale tak naprawdę to bardzo śmiesznie wygląda.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa, który przepuszczał mnie w drzwiach mówiąc panie przodem, prawdziwy z niego gentleman. Podziękowałam grzecznie i weszłam pierwsza. Zaraz koło mnie pojawił się chłopak i razem skierowaliśmy się do salonu, w którym siedzieli wszyscy i popijali sobie kawę.
- I jak było na spacerze? - zapytała pani Jay.
- Bardzo dobrze. Byliśmy na placu zabaw, spotkaliśmy Stana naszego starego kolegę z dzieciństwa, rozmawialiśmy z nim chwilę, bo musiał uciekać. Dziewczynki świetnie się bawiły, a Max usnął nam po drodze i niedawno się obudził. - odpowiedziałam i podałam małego mamie. Postanowiliśmy, że lepiej będzie jak nie powiemy nic pani Jay o lodach, lepiej żeby nie wiedziała. Gorzej jak dziewczynki się wygadają, to będziemy z Louisem mieli problem. Miejmy nadzieję, że nic nie powiedzą. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
- Jo pomożesz mi?
- Oczywiście. - odpowiedziałam grzecznie i udałam się z mamą na górę. Wchodząc po schodach już wiedziałam o co mojej mamuśce chodziło. Będzie mnie wypytywać o Louisa i o to jak się mają nasze stosunki, przyjacielskie stosunki, oczywiście.
- Jo jak twoje stosunki z Louisem? - wiedziałam, że od razu przejdzie do sedna sprawy. Moja mama nie umie owijać w bawełnę, zawsze wali prosto z mostu.
- Dobrze, dogadujemy się, a to jest najważniejsze. - odpowiedziałam, ale widziałam, że jej ta odpowiedź nie wystarczy i będzie zadawać dalsze pytania.
- Ale dla mnie nie jest to zaskoczeniem, że się dogadujecie, wy zawsze się dogadywaliście. Chodzi mi o to czy ty coś do niego czujesz, bo ja jako obserwator widzę, że on patrzy na ciebie w taki sposób.
- W jaki niby sposób? Ja go traktuję jako przyjaciela, tylko i wyłącznie jako przyjaciela.
- To w jaki sposób on na ciebie patrzy. Jest w tym coś innego i nie powiedziałabym, że to jest tylko przyjaźń. Może z twojej strony, ale na pewno nie z jego.
- Co? Że niby Louis się we mnie zakochał? Mamuś ja go nie widziałam 11 lat, on przez ten czas pewnie mnie nie pamiętał. Może tylko tak mówił, że pamięta,tylko po to, żeby nie zrobić mi przykrości.
- Oj kochanie, żebyś wiedziała, że on cię bardzo dobrze pamiętał. Jay mi mówiła, że jak tylko wyjechaliśmy po wakacjach do Polski, to Louis bardzo płakał. Gdy Jay zapytała się go dlaczego płacze, czy może go coś boli, czy coś w tym stylu, to wiesz co odpowiedział ? - ostatnie zdanie bardzo mnie zaciekawiło, więc wystarczy tylko zapytać mamę.
- Nie wiem, a co powiedział? - odpowiedziałam.
- Powiedział, że bardzo za tobą tęskni i chciałby żebyś cały czas mieszkała w Doncaster, żebyście się mogli codziennie spotykać. - tą odpowiedzią, mnie dobiła. Nie spodziewałam się, że coś takiego usłyszę. W sumie Lou jest ode mnie o dwa lata starszy i powinien więcej pamiętać z tamtego okresu. Ja dużo pamiętam, no może nie wszystko i nie dokładnie, ale zawsze coś - I co o tym myślisz? - mama znów wyrwała mnie z zamyślenia.
- Już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, chyba za dużo tego jak na ten jeden weekend. - uśmiechnęłam się słabo. Przez te dwa dni, naprawdę dużo się wydarzyło. Odwiedziliśmy dziadków, których nie widziałam przez pół roku,a u których spędzałam najlepsze wakacje w życiu. Spotkałam drugiego przyjaciela z dzieciństwa - Stana. Odświeżyłam swoją przyjaźń z Louisem, a do tego wszystkiego dowiedziałam się, że może do mnie coś czuć, nie naprawdę to jest za dużo jak na mój mały mózg. Muszę od tego odpocząć, dobrze że dzisiaj wyjeżdżamy i będę mogła sobie to jakoś spokojnie przemyśleć w zaciszu swojego pokoju. Zaraz, dzisiaj wyjeżdżamy? Ale jak to? Czemu ten czas tak szybko leci? Chciałbym tutaj zostać na zawsze. Tu jest tak ładnie, takie czyste powietrze, nie zanieczyszczone spalinami samochodów. Ale zaraz, zaraz przecież ja za około dwa miesiące będę tutaj mieszkać. Nie powiedziałam Louisowi jeszcze o tym, ciekawa jestem jak zareaguje. Mam nadzieję, że się ucieszy.
- Oj tak za dużo wrażeń, masz rację. A teraz chodź na dół, bo pewnie wszyscy zastanawiają się co my tutaj tak długo robimy. - mama zaśmiała się i wyszła z Maxem z pokoju. Gdy ja tak rozmyślałam nad tym wszystkim mama zdążyła przewinąć i przebrać małego. Ruszyłam za nią na dół. Dziewczynki, Louis oraz pani Jay siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Zastanawiałam się gdzie jest mój tata i pan Mark. Starsze dziewczyny wzięły Maxa od mojej mamy i zabrały go na górę do pokoju w celu, jak się mogę domyślać zabawy. Młodsze również poszły z nimi i w taki oto sposób została nas czwórka w salonie. Usiadłam obok Louisa na kanapie, a ten uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam uśmiech i zapytałam.
- Gdzie jest mój i twój tata?
- Pojechali gdzieś razem. Nie wiem gdzie, bo jak ty z mamą poszłyście na górę ja poszedłem do ubikacji, a gdy wróciłem to już ich nie było.
- Aha. Ciekawe gdzie pojechali. - powiedziałam raczej sama do siebie.
- Nie wiem, ale też jestem ciekawy. Co powiesz na to, abyśmy usiedli sobie w ogrodzie? Jest taka ładna pogoda, że szkoda by ją marnować. - zapytał głosem pełnym nadziei.
- Pewnie, chodźmy. - powiedziałam i wstaliśmy z kanapy. Popatrzyłam na moją mamę, która w tym samym momencie odwróciła głowę w moją stronę i puściła mi oczko. Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam z Louisem do ogrodu. Usiedliśmy sobie na huśtawce stojącej w cieniu. Przez kilka minut żadne z nas się nie odzywało, panowała niezręczna cisza. W końcu postanowiłam się przełamać i odezwać się.
- Lou? - chłopak popatrzył na mnie. - Ja właściwie to nie wiem co ty teraz robisz. Studiujesz? Pracujesz? Nie było jakoś okazji, żeby się zapytać, przepraszam że cię tak wypytuje, ale jestem ciekawa. - powiedziałam.
- Nic nie szkodzi, ja też chciałem się ciebie o to zapytać. Tak, więc studiuję architekturę na uniwersytecie w Londynie. Nie pracuję, bo nie mam na to czasu. Studia zabierają mi cały czas. A ty matura w tym roku tak? - zapytał.
- Wow, architektura to naprawdę ciężki kierunek, wiem to bo mam kuzyna w Polsce, który studiuje architekturę. Mówi, że jest strasznie trudno się dostać, a ile nauki jest to czasem nie ma siły na nic. A jeśli chodzi o mnie to, tak mam maturę za miesiąc, boję się trochę. Z resztą jak każdy maturzysta. - uśmiechnęłam się słabo.
- A jakie plany po maturze? - widać było, że go to interesuje, uśmiechnęłam się, a Lou trochę zdezorientowany zapytał. - Co się tak śmiejesz?
- Bo chciałabym pójść na studia, bardzo. I już nawet wiem gdzie i na jaki kierunek. - powiedziałam lekko rozbawiona.
- Z czego ty się tak dzisiaj śmiejesz? - zapytał już nieźle wkurzony, bo nie wiedział o co chodzi. - A tak na serio to jaka uczelnia i jaki kierunek?
- Hmm, uczelnia w Doncaster, ekonomia. Ja to taki bardziej ścisły umysł. - powiedziałam i niepewnie popatrzyłam na Louisa. Chłopak siedział z otwartymi ustami i nic nie mógł powiedzieć. Chyba go zatkało. Po chwili dopiero się odezwał.
- A nie lepiej ci iść na uniwersytet w Londynie?
- Myślałam nad tym, ale miałabym za daleko od domu.
- Jak za daleko? Przecież mieszkasz niedaleko centrum Londynu.
- No właśnie, chodzi o to, że przeprowadzam się z rodzicami do Doncaster. - wytłumaczyłam. Chłopaka jakby zatkało, bo nic nie powiedział, tylko patrzył na mnie. - Louis? Co się dzieje? - naprawdę się przestraszyłam, nie wiedziałam co się dzieje, ani co mam zrobić.
- Umm, nic się nie dzieje. Zaskoczyłaś mnie. - uśmiech - Naprawdę tutaj się przeprowadzacie? - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Tak, naprawdę. Tata dostał lepszą ofertę pracy tutaj. Po za tym ja i tak bym tutaj studiowała, zawsze o tym marzyłam. Nie byłoby z tym problemu, mogłabym mieszkać z dziadkami, a rodzice też często by mogli tutaj przyjeżdżać. Ale kiedy mama mi powiedziała, że zmieniamy miejsce zamieszkania, a gdy się dowiedziałam, że to będzie Doncaster, to nie mogłam uwierzyć. - popatrzyłam na Louisa, jego pięknego uśmiechu już nie było. - Lou? Co jest?
- Bo chodzi o to, że jak ty będziesz tutaj mieszkać i studiować, to nie będziemy się zbyt często widywali. Bo wiesz, że ja mieszkam w Londynie, co wiąże się z tym, że nie ma mnie w domu cały tydzień. Przyjeżdżam co dwa, góra trzy tygodnie tylko na weekend. - to mnie teraz zamurowało. Tym razem ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. Miałam się spotykać z przyjacielem tylko raz albo dwa razy w miesiącu? To niemożliwe, wiedziałam że chłopak studiuje, ale myślałam też, że przyjeżdża co tydzień, albo mieszka w domu na okres studiów, a tu takie rozczarowanie. - Myślałem, że będziesz studiować w Londynie, to byśmy się mogli częściej widywać.
- No wiem Lou, wiem. Co na to poradzisz? Nic nie poradzisz takie jest życie, ale wiesz co ci powiem? - popatrzył się na mnie swoimi niebieskimi, hipnotyzującymi tęczówkami, że prawie zapomniałam co miałam powiedzieć. - Umm, dobrze że chociaż będziesz przyjeżdżał co dwa tygodnie. - uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam.
- Postaram się co tydzień, dobra? - naprawdę zrobisz to dla mnie, kochany jesteś, pomyślałam sobie.
- To zależy tylko od ciebie, czy dasz radę i czy ci się to uda, ale byłoby miło. Mamy dużo do nadrobienia, muszę odnowić moje wszystkie kontakty, a ty mi w tym pomożesz.
- Dobra, nie ma problemu. - uśmiechnął się do mnie pokazując swoje bielutkie zęby. - Co tylko będziesz chciała.
Porozmawialiśmy jeszcze o różnych głupotach, jak to na nas przystało, ale nie wracaliśmy do tematu studiów, ani do mojego rychłego wyjazdu, który nastąpi za kilka godzin.
- Jasne, że tak. Dziewczynki, idziemy. - powiedział Louis i uśmiechnął się do mnie szczerze.
- Weźmiesz wózek, a ja Maxa,bo on zawsze jak się budzi, to musi się do kogoś przytulić, aby się rozbudzić. - zapytałam.
- Pewnie, nie ma problemu.
Zebraliśmy się i ruszyliśmy w stronę powrotną do domu.
Po jakiś 30 minutach staliśmy przed bramką prowadzącą do drzwi wejściowych. Całą drogę rozmawiałam z Louisem o różnych rzeczach, czasem nawet dziewczynki mówiły coś na dany temat. Zauważyłam, że są tak samo rozgadane jak ich brat, gadają aż im się buzia nie zamyka. U nich chyba to rodzinne, bo pani Jay i pan Mark również dużo mówią, a zwłaszcza jak coś opowiadają, to gestykulują rękami i trzeba uważać, żeby kogoś nie uderzyli. Nie no żartuje, ale tak naprawdę to bardzo śmiesznie wygląda.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa, który przepuszczał mnie w drzwiach mówiąc panie przodem, prawdziwy z niego gentleman. Podziękowałam grzecznie i weszłam pierwsza. Zaraz koło mnie pojawił się chłopak i razem skierowaliśmy się do salonu, w którym siedzieli wszyscy i popijali sobie kawę.
- I jak było na spacerze? - zapytała pani Jay.
- Bardzo dobrze. Byliśmy na placu zabaw, spotkaliśmy Stana naszego starego kolegę z dzieciństwa, rozmawialiśmy z nim chwilę, bo musiał uciekać. Dziewczynki świetnie się bawiły, a Max usnął nam po drodze i niedawno się obudził. - odpowiedziałam i podałam małego mamie. Postanowiliśmy, że lepiej będzie jak nie powiemy nic pani Jay o lodach, lepiej żeby nie wiedziała. Gorzej jak dziewczynki się wygadają, to będziemy z Louisem mieli problem. Miejmy nadzieję, że nic nie powiedzą. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
- Jo pomożesz mi?
- Oczywiście. - odpowiedziałam grzecznie i udałam się z mamą na górę. Wchodząc po schodach już wiedziałam o co mojej mamuśce chodziło. Będzie mnie wypytywać o Louisa i o to jak się mają nasze stosunki, przyjacielskie stosunki, oczywiście.
- Jo jak twoje stosunki z Louisem? - wiedziałam, że od razu przejdzie do sedna sprawy. Moja mama nie umie owijać w bawełnę, zawsze wali prosto z mostu.
- Dobrze, dogadujemy się, a to jest najważniejsze. - odpowiedziałam, ale widziałam, że jej ta odpowiedź nie wystarczy i będzie zadawać dalsze pytania.
- Ale dla mnie nie jest to zaskoczeniem, że się dogadujecie, wy zawsze się dogadywaliście. Chodzi mi o to czy ty coś do niego czujesz, bo ja jako obserwator widzę, że on patrzy na ciebie w taki sposób.
- W jaki niby sposób? Ja go traktuję jako przyjaciela, tylko i wyłącznie jako przyjaciela.
- To w jaki sposób on na ciebie patrzy. Jest w tym coś innego i nie powiedziałabym, że to jest tylko przyjaźń. Może z twojej strony, ale na pewno nie z jego.
- Co? Że niby Louis się we mnie zakochał? Mamuś ja go nie widziałam 11 lat, on przez ten czas pewnie mnie nie pamiętał. Może tylko tak mówił, że pamięta,tylko po to, żeby nie zrobić mi przykrości.
- Oj kochanie, żebyś wiedziała, że on cię bardzo dobrze pamiętał. Jay mi mówiła, że jak tylko wyjechaliśmy po wakacjach do Polski, to Louis bardzo płakał. Gdy Jay zapytała się go dlaczego płacze, czy może go coś boli, czy coś w tym stylu, to wiesz co odpowiedział ? - ostatnie zdanie bardzo mnie zaciekawiło, więc wystarczy tylko zapytać mamę.
- Nie wiem, a co powiedział? - odpowiedziałam.
- Powiedział, że bardzo za tobą tęskni i chciałby żebyś cały czas mieszkała w Doncaster, żebyście się mogli codziennie spotykać. - tą odpowiedzią, mnie dobiła. Nie spodziewałam się, że coś takiego usłyszę. W sumie Lou jest ode mnie o dwa lata starszy i powinien więcej pamiętać z tamtego okresu. Ja dużo pamiętam, no może nie wszystko i nie dokładnie, ale zawsze coś - I co o tym myślisz? - mama znów wyrwała mnie z zamyślenia.
- Już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, chyba za dużo tego jak na ten jeden weekend. - uśmiechnęłam się słabo. Przez te dwa dni, naprawdę dużo się wydarzyło. Odwiedziliśmy dziadków, których nie widziałam przez pół roku,a u których spędzałam najlepsze wakacje w życiu. Spotkałam drugiego przyjaciela z dzieciństwa - Stana. Odświeżyłam swoją przyjaźń z Louisem, a do tego wszystkiego dowiedziałam się, że może do mnie coś czuć, nie naprawdę to jest za dużo jak na mój mały mózg. Muszę od tego odpocząć, dobrze że dzisiaj wyjeżdżamy i będę mogła sobie to jakoś spokojnie przemyśleć w zaciszu swojego pokoju. Zaraz, dzisiaj wyjeżdżamy? Ale jak to? Czemu ten czas tak szybko leci? Chciałbym tutaj zostać na zawsze. Tu jest tak ładnie, takie czyste powietrze, nie zanieczyszczone spalinami samochodów. Ale zaraz, zaraz przecież ja za około dwa miesiące będę tutaj mieszkać. Nie powiedziałam Louisowi jeszcze o tym, ciekawa jestem jak zareaguje. Mam nadzieję, że się ucieszy.
- Oj tak za dużo wrażeń, masz rację. A teraz chodź na dół, bo pewnie wszyscy zastanawiają się co my tutaj tak długo robimy. - mama zaśmiała się i wyszła z Maxem z pokoju. Gdy ja tak rozmyślałam nad tym wszystkim mama zdążyła przewinąć i przebrać małego. Ruszyłam za nią na dół. Dziewczynki, Louis oraz pani Jay siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Zastanawiałam się gdzie jest mój tata i pan Mark. Starsze dziewczyny wzięły Maxa od mojej mamy i zabrały go na górę do pokoju w celu, jak się mogę domyślać zabawy. Młodsze również poszły z nimi i w taki oto sposób została nas czwórka w salonie. Usiadłam obok Louisa na kanapie, a ten uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam uśmiech i zapytałam.
- Gdzie jest mój i twój tata?
- Pojechali gdzieś razem. Nie wiem gdzie, bo jak ty z mamą poszłyście na górę ja poszedłem do ubikacji, a gdy wróciłem to już ich nie było.
- Aha. Ciekawe gdzie pojechali. - powiedziałam raczej sama do siebie.
- Nie wiem, ale też jestem ciekawy. Co powiesz na to, abyśmy usiedli sobie w ogrodzie? Jest taka ładna pogoda, że szkoda by ją marnować. - zapytał głosem pełnym nadziei.
- Pewnie, chodźmy. - powiedziałam i wstaliśmy z kanapy. Popatrzyłam na moją mamę, która w tym samym momencie odwróciła głowę w moją stronę i puściła mi oczko. Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam z Louisem do ogrodu. Usiedliśmy sobie na huśtawce stojącej w cieniu. Przez kilka minut żadne z nas się nie odzywało, panowała niezręczna cisza. W końcu postanowiłam się przełamać i odezwać się.
- Lou? - chłopak popatrzył na mnie. - Ja właściwie to nie wiem co ty teraz robisz. Studiujesz? Pracujesz? Nie było jakoś okazji, żeby się zapytać, przepraszam że cię tak wypytuje, ale jestem ciekawa. - powiedziałam.
- Nic nie szkodzi, ja też chciałem się ciebie o to zapytać. Tak, więc studiuję architekturę na uniwersytecie w Londynie. Nie pracuję, bo nie mam na to czasu. Studia zabierają mi cały czas. A ty matura w tym roku tak? - zapytał.
- Wow, architektura to naprawdę ciężki kierunek, wiem to bo mam kuzyna w Polsce, który studiuje architekturę. Mówi, że jest strasznie trudno się dostać, a ile nauki jest to czasem nie ma siły na nic. A jeśli chodzi o mnie to, tak mam maturę za miesiąc, boję się trochę. Z resztą jak każdy maturzysta. - uśmiechnęłam się słabo.
- A jakie plany po maturze? - widać było, że go to interesuje, uśmiechnęłam się, a Lou trochę zdezorientowany zapytał. - Co się tak śmiejesz?
- Bo chciałabym pójść na studia, bardzo. I już nawet wiem gdzie i na jaki kierunek. - powiedziałam lekko rozbawiona.
- Z czego ty się tak dzisiaj śmiejesz? - zapytał już nieźle wkurzony, bo nie wiedział o co chodzi. - A tak na serio to jaka uczelnia i jaki kierunek?
- Hmm, uczelnia w Doncaster, ekonomia. Ja to taki bardziej ścisły umysł. - powiedziałam i niepewnie popatrzyłam na Louisa. Chłopak siedział z otwartymi ustami i nic nie mógł powiedzieć. Chyba go zatkało. Po chwili dopiero się odezwał.
- A nie lepiej ci iść na uniwersytet w Londynie?
- Myślałam nad tym, ale miałabym za daleko od domu.
- Jak za daleko? Przecież mieszkasz niedaleko centrum Londynu.
- No właśnie, chodzi o to, że przeprowadzam się z rodzicami do Doncaster. - wytłumaczyłam. Chłopaka jakby zatkało, bo nic nie powiedział, tylko patrzył na mnie. - Louis? Co się dzieje? - naprawdę się przestraszyłam, nie wiedziałam co się dzieje, ani co mam zrobić.
- Umm, nic się nie dzieje. Zaskoczyłaś mnie. - uśmiech - Naprawdę tutaj się przeprowadzacie? - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Tak, naprawdę. Tata dostał lepszą ofertę pracy tutaj. Po za tym ja i tak bym tutaj studiowała, zawsze o tym marzyłam. Nie byłoby z tym problemu, mogłabym mieszkać z dziadkami, a rodzice też często by mogli tutaj przyjeżdżać. Ale kiedy mama mi powiedziała, że zmieniamy miejsce zamieszkania, a gdy się dowiedziałam, że to będzie Doncaster, to nie mogłam uwierzyć. - popatrzyłam na Louisa, jego pięknego uśmiechu już nie było. - Lou? Co jest?
- Bo chodzi o to, że jak ty będziesz tutaj mieszkać i studiować, to nie będziemy się zbyt często widywali. Bo wiesz, że ja mieszkam w Londynie, co wiąże się z tym, że nie ma mnie w domu cały tydzień. Przyjeżdżam co dwa, góra trzy tygodnie tylko na weekend. - to mnie teraz zamurowało. Tym razem ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. Miałam się spotykać z przyjacielem tylko raz albo dwa razy w miesiącu? To niemożliwe, wiedziałam że chłopak studiuje, ale myślałam też, że przyjeżdża co tydzień, albo mieszka w domu na okres studiów, a tu takie rozczarowanie. - Myślałem, że będziesz studiować w Londynie, to byśmy się mogli częściej widywać.
- No wiem Lou, wiem. Co na to poradzisz? Nic nie poradzisz takie jest życie, ale wiesz co ci powiem? - popatrzył się na mnie swoimi niebieskimi, hipnotyzującymi tęczówkami, że prawie zapomniałam co miałam powiedzieć. - Umm, dobrze że chociaż będziesz przyjeżdżał co dwa tygodnie. - uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam.
- Postaram się co tydzień, dobra? - naprawdę zrobisz to dla mnie, kochany jesteś, pomyślałam sobie.
- To zależy tylko od ciebie, czy dasz radę i czy ci się to uda, ale byłoby miło. Mamy dużo do nadrobienia, muszę odnowić moje wszystkie kontakty, a ty mi w tym pomożesz.
- Dobra, nie ma problemu. - uśmiechnął się do mnie pokazując swoje bielutkie zęby. - Co tylko będziesz chciała.
Porozmawialiśmy jeszcze o różnych głupotach, jak to na nas przystało, ale nie wracaliśmy do tematu studiów, ani do mojego rychłego wyjazdu, który nastąpi za kilka godzin.
______________________________________________________________________________
Heeeej! Mamy 8 rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodoba i będziecie komentować :)
Cieszy mnie to, że tyle osób odwiedza mojego bloga (bo jest ponad 900 wejść, dziękuję), ale też jestem smutna z tego powodu, że jest tak mało komentarzy. Dlatego proszę Was, abyście komentowali, bo to daje mi dodatkową motywację i myślę sobie wtedy, że to co piszę może się komuś podobać.
Miłego weekendu :)
Heejo!.
OdpowiedzUsuńNa wstępie chcialalbym cię przeprosić za to ze nie napisałam komentarza pod poprzednim rozdziałem, bo po prostu nie zdążyłam. :)
Hehe, szybka jesteś. Ja jeszcze nie napisałam komentarza do rozdziału 7 ,a ty już z ósmym wyskakujesz. oczywiście nie mówię ,ze mi to przeszkadza. ależ skądże. ja sie bardzo cieszę ,ze tak szybko i sprawnie idzie ci pisanie rozdziałów. Heh.
a wlasnie!. Rozdział 8 - jak ty to robisz ,ze ci tak świetnie wyszedł? Hmmm?. Poważnie, bardzo mi sie podoba, jak wszystkie pozostałe oczywiście . ale tak na serio to zauroczyl mnie twój styl pisania. Jest on taki lekki, spójny, swobodnie sie czyta twoje teksty. tylko pozazdrościć takiego talentu.
jeszcze raz chciałam cię przeprosić ,ze nie dodalam komentarza pod poprzednim rozdziałem, ale poważnie nie zdążyłam. myślałam wlasnie ,ze sobie teraz wejdę i spokojnie napisze komentarz do rozdziału 7, a tu taka miła niespodzianka!. Wracając do sedna sprawy, nie mogłam napisać bo jestem teraz na węgrzech z rodzinka i odbieram sobie internet przez WiFi u takich państwa u których wynajmujemy pokoje,a ten internet strasznie zamula. całe szczęście zaladowala mi sie twoja stronka. :)
także jeszcze raz cię przepraszam.
a, i wybacz za jakiekolwiek błędy ortograficzne i interpunkcyjne z mojej strony ale pisze przez komórkę ,więc sama rozumiesz.
no to już ci nie przynudzam.
pozdrawiam i życzę dużo weny, oleńka. :3
PS. mam takie pytanko. czy jeśli będę miała do cb jakąś sprawę to moge pytać na asku, bo nie mam tweetera?.
Przepraszam, że dopiero teraz odpisuje, ale nie widziałam Twojego komentarza, bo był w zakładce spam, nie wiem dlaczego, dopiero dzisiaj zorientowałam się wchodząc na pocztę, że mam jeszcze jeden komentarz, ale mi go nie wyświetla na blogu. Ale jak widać doszłam do tego co się stało. A wracając do komentarza to bardzo dziękuję Ci za miłe słowa :) Wiesz jak się uśmiechałam sama do siebie, gdy czytałam Twój komentarz. No nie mogę uwierzyć, że jest ktoś kto to czyta i do tego podoba mu się to co robię. Jeszcze raz dziękuję :) Ha ha to miałaś niespodziankę, co nie ? Ale tak na serio to miałam rozdział już napisany, to pomyślałam, że wstawię wcześniej :) I widzę, że dobrze zrobiłam :) A co do pytań na asku, to pewnie pytaj, nie krępuj się, odpowiem z miłą chęcią :) Pozdrawiam ;)
UsuńŚwietne. Dziewczyno, ty piszesz cudownie. To było naprawdę genialne! Prosze daj szybko nexta po nie wytrzymam. Mam nadzieje ze cos zaiskrzy miedzy Jo a Louisem...
OdpowiedzUsuńŚwietny blog ! Pisz szybko następny !
OdpowiedzUsuń