Ledwo co wstałam, a już musiałam wychodzić z domu. Nie zaspałam, całe szczęście.
Gdy tylko budzik zadzwonił wyskoczyłam z łóżka jak petarda. Wzięłam szybki prysznic, a potem ubrałam na siebie czarne dżinsy i granatową koszulkę z długim rękawem. Włosy wysuszyłam szybko i związałam w kucyka. Postawiłam na minimalny makijaż i wybiegłam z łazienki. Louis cały czas spał, bo później zaczyna zajęcia.
Wzięłam swoją dużą torbę i wpakowałam do niej wszystkie potrzebne podręczniki i zeszyty i długopisy, które podkradłam Louisowi. Mam nadzieję, że się nie będzie na mnie gniewał za to. Cmoknęłam go jeszcze w policzek zanim całkiem wyszłam z sypialni. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i odwrócił się na drugi bok.
W kuchni zaczęłam sprawdzać czy wszystko mam spakowane. Książki, zeszyty, dokumenty, pieniądze bo przecież muszę kupić sobie coś do jedzenia, gdyż lodówka świeci pustkami. Muszę zrobić zakupy po zajęciach. Koniecznie, bo jak nie to nie wiem czym będziemy się żywić dzisiaj.
Dobra mam wszystko, mogę wychodzić. Z miseczki porwałam klucze od samochodu Louisa. Nie pomyliłam się, taki był mój zamiar. Pomyślałam, a co mi tam raz można się przejechać nie swoim autem. A Lou tak bardzo kocha mojego garbusa, że pewnie się ucieszy gdy zobaczy, że tylko klucze od niego leżą w miseczce. Może nie będzie zły na mnie za to, ale szczerze na co ma być zły? Że zabrałam jego samochód? Serio? Przecież to tylko kupa złomu, ale za facetami nie nadążysz i jak im coś odbije to uciekaj gdzie pieprz rośnie. Zaśmiałam się z moich głupich myśli i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam na parking. Auto Louisa łatwo było znaleźć. Jako jedyne czarne BMW stojące na parkingu. A obok niego mój, mały, niebieski garbusek. Pogłaskałam czule jego maskę, mówiąc cicho że go przepraszam i że Louis się nim zajmie. Serio, musiało to wyglądać idiotycznie.
Wspięłam się na siedzenie kierowcy i przekręcając kluczyk w stacyjce wycofałam z parkingu i ruszyłam w stronę uczelni.
Perspektywa Louisa
Poczułem jak coś dotyka mojego policzka. A potem szybkie kroki i cisza. Pewnie Jo szykowała się do wyjścia na uczelnię. Mnie się szczerze nie chce tam jechać i siedzieć na zajęciach, ale muszę. Przy życiu trzyma mnie myśl, że już jutro piątek i weekend. Dwa dni wolnego, w czasie których będę robił projekt od którego zależy ocena na koniec semestru z jednego z przedmiotów.
Za każdym razem, gdy oddaje jakikolwiek projekt profesor ma do niego zastrzeżenia, a ja siedzę po nocach starając się jakoś go poprawić, a i tak ostatecznie dostaję piątkę. Ale wtedy zdaje sobie sprawę, że wiem iż to zasłużona ocena dla mnie, bo siedziałem tak długo nad tym i tak bardzo się starałem..
Postanowiłem, że jeszcze na chwilę zamknę oczy. Ale nie minęło pięć minut, a mój budzik zaczął dzwonić. Cholera, a tak mi się fajnie dziś spało. Całą noc tuliłem do siebie Jo. Była zziębnięta naszym nocnym powrotem, czułem jak cała się trzęsła z zimna, a ja starałem się dać jej trochę ciepła, dzięki swojemu ciału. I myślę, że to zadziałało bo dziewczyna usnęła przytulona do mojego torsu, a nasze nogi były ze sobą splątane. Ale gdy obudziłem się dziś rano poczułem nagły chłód. Jakby kogoś brakowało mi w łóżku - nie było w nim Jo. Uciekła i zostawiła mnie samego. Ale oczywiście wiedziałem, że pojechała na uczelnię. Miałem taką cichą nadzieję, że zostaniemy dziś w domu i poleżymy sobie w łóżku do południa. Ale nic z tego. Już nawet chciałem wyłączyć jej budzik w nocy, ale wiem że podpadłbym jej tym, a nie chcę się znowu kłócić. Dopiero co się pogodziliśmy, a ja nie zniósłbym jeszcze raz tej pustki w sercu.
Trzasnąłem telefonem w pościel i wzdychając głośno opadłem jeszcze na chwilę na poduszki.
Niech mnie ktoś kopnie w tyłek, abym wstał. Dlaczego Jo już poszła? Ona potrafi mnie zmotywować do wstania.
Chyba już dojechała na uczelnię, więc mogę do niej zadzwonić. Wybrałem jej numer i po dwóch sygnałach odebrała.
- Louis jestem na uczelni, za pięć minut zaczynam zajęcia. Co jest? - mówiła tak szybko, że ledwo mogłem ją zrozumieć.
- Dzień dobry. Chciałem się z tobą przywitać i prosić abyś mnie zmotywowała do wstania z łóżka. - usłyszałem tylko jej chichot, a po chwili odezwała się.
- Jeśli chcesz motywację, to lepiej wstań i idź do sklepu po kawę bo nie ma. A wiem, że ty rano bez kawy nie funkcjonujesz dobrze. - odpowiedziała.
- Jak to nie ma kawy? - zapytałem od razu pobudzony i wyskoczyłem z łóżka potykając się o własne nogi. Pobiegłem do kuchni. Znalazłem interesującą mnie puszkę, a tam pustki. Nie ma nawet jednego ziarenka.
- Idę dziś na zakupy po zajęciach, więc pewnie jak wrócisz to już wszystko będzie. A i lodówka też jest pusta. - powiedziała, a ja otworzyłem szeroko oczy. Mój brzuch zaburczał domagając się jedzenia. Trudno będę musiał dziś wyjechać wcześniej, aby coś sobie kupić.
- A poczekasz na mnie, to pójdziemy razem. A kup tylko te najpotrzebniejsze na obiad, co ty na to? - zaproponowałem wracając do sypialni i wyjmując z szafy czyste spodnie i koszulkę.
- Pewnie. Muszę już kończyć, bo profesor właśnie przyszedł, ale jeszcze jedno ci powiem. Zabrałam twoje auto. Do zobaczenia w domu. - powiedziała i rozłączyła się. Co? Wzięła moje BMW? Zwariowała. Aby się upewnić pobiegłem (znowu) do kuchni, aby wyjrzeć przez okno i sprawdzić czy faktycznie zabrała mój samochód. I tak, to prawda. Bo nie ma go na parkingu. No wiecie co? I co ja mam z nią zrobić? Czasem jest nieobliczalna, serio. Mam tylko nadzieję, że mi go nie zarysuje, bo inaczej się wkurzę.
Wziąłem szybki prysznic i przeszedłem do kuchni. No nic zostaje mi zrobienie sobie tostów i zjedzenie ich z... otworzyłem lodówkę i dostrzegłem dżem. Serio? Tylko to nam zostało do jedzenia? Trzeba jak najszybciej zrobić zakupy. A taką mam ochotę na coś dobrego dzisiaj. Jestem głodny jak wilk.
Wyłączyłem toster, gdy do głowy przyszła mi pewna myśl. Zrobię Jo niespodziankę i po drodze na uczelnię kupię jej drożdżówkę i kawę. Idealny pomysł, a i przy okazji może odzyskam swój samochód?
Przewiesiłem torbę przez ramię i zabierając klucze do garbusa z miseczki wyszedłem z mieszkania, wcześniej ciepło się ubierając.
Perspektywa Jo
Po skończonych zajęciach byłam lekko zagubiona i zdenerwowana. Właśnie profesor zapowiedział nam pierwsze kolokwium. Jestem przerażona. Moje pierwsze w życiu kolokwium, na które muszę się idealnie przygotować. Nie ma innego wyjścia.
Wyszłam z sali szukając telefonu w torebce. Chciałam zadzwonić do Louisa, bo wcześniej nie rozmawialiśmy za długo.
Wybrałam numer chłopaka, ale usłyszałam coś dziwnego. Jakby dźwięk jego telefonu. Stanęłam i odwróciłam się za siebie i wtedy go zobaczyłam. Stał obok parapetu z telefonem w ręce i uśmiechał się do mnie promiennie. Włosy sterczały mu we wszystkie strony świata, a pod oczami miał ciemne kręgi. Chyba z niewyspania. Ale to i tak był najpiękniejszy widok, jaki dane mi było w życiu zobaczyć.
Podeszłam do niego i stając na palcach cmoknęłam go w policzek.
- Proszę. - powiedział wręczając mi papierowy kubek z kawą i pączka z lukrem. Od razu oczy mi się zaświeciły, bo nie zdążyłam rano niczego zjeść, ani nawet kupić sobie kawy, bo były straszne korki.
- Louis wiesz, że cię kocham. Prawda? - zapytałam wgryzając się w przepysznego pączka z dżemem.
- Wiem i ja ciebie też kocham. - odpowiedział upijając łyk kawy. Tego mi właśnie dzisiaj trzeba było. Dawki kofeiny i cukru. Może to mnie jakoś pobudzi, bo jeśli nie, to usnę na następnych zajęciach.
- Odprowadzisz mnie pod salę? - zapytałam ruszając w stronę schodów.
- Pewnie. - odpowiedział chwytając moją dłoń i splatając nasze palce ze sobą. Popatrzyłam najpierw na nasze dłonie, a później na twarz chłopaka. Uśmiechnął się do mnie i puścił oczko.
- Fajnie ci się prowadziło? - zapytał, gdy wyszliśmy na drugie piętro i kierowaliśmy się w stronę sali 237. Na początku nie wiedziałam o co mu chodziło, ale po chwili moje szare komórki styknęły się i zorientowałam się o co mu chodzi. O samochód.
- Masz świetne auto Louis. Tak lekko zmienia się biegi, a kierownica jak leciutko chodzi. - zachwycałam się nad wyposażeniem jego samochodu kątem oka obserwując jak mi się przygląda.
- To dobrze, bo chciałbym je odzyskać z powrotem. - powiedział wyciągając dłoń w moją stronę, gdy staliśmy przed otwartymi drzwiami do sali.
- A mogę jeszcze dziś sobie nim pojeździć? Proszę. - poprosiłam wydymając dolną wargę i mrugając powiekami. Widać było, że Louis przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią, bo zrobił minę myśliciela drapiąc się jednocześnie po brodzie.
- No dobra. - odezwał się po chwili, a ja aż podskoczyłam w miejscu ze szczęścia.
- Dzięki, a teraz już muszę iść. Spotkamy się po zajęciach na parkingu, tak? - zapytałam wchodząc do sali za profesorem.
- Tak. Do zobaczenia. - odpowiedział posyłając mi w powietrzu buziaka. Uśmiechnęłam się tylko i weszłam do sali.
Zajęcia ciągnęły się bez końca, a kiedy w końcu profesor oznajmił nam, że na dziś koniec wszyscy wydali z siebie dźwięki oznaczające radość. Ruszyłam za tłumem w stronę drzwi, gdy poczułam jak ktoś puka mnie w ramię. Zdezorientowana i pewnie z dziwną miną odwróciłam się za siebie.
- To chyba twoje. - powiedział brunet z burzą loków na głowie.
- Proszę. - dodał wręczając mi długopis, który jeszcze rano ukradłam Louisowi. Popatrzyłam w dół i odebrałam od niego przedmiot cicho dziękując.
- Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Jestem Harry. - powiedział grzecznie wyjmując swoją dłoń w moją stronę, a do mnie po chwili dotarło, aby zrobić jakikolwiek ruch. W końcu zebrałam się w sobie i wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
- Jestem Jo. - odpowiedziałam ściskając jego ogromnych rozmiarów rękę. Dziwna sprawa, nawet Louis nie ma takich dużych dłoni. O Boże, Louis! Pewnie na mnie czeka na parkingu. Kurde!
- Przepraszam cię Harry, ale ja już muszę iść. Śpieszę się. - powiedziałam i to było najdłuższe wypowiedziane przez mnie zdanie przy tym chłopaku.
- Oczywiście. Mogę cię odprowadzić jak chcesz. Wiesz, mogę dopilnować abyś czegoś jeszcze po drodze nie zgubiła. - zaśmiał się, gdy zaczęliśmy kierować się do wyjścia z sali.
- Nie spałam za dobrze dziś w nocy i to pewnie dlatego. - wyjaśniłam, gdy chłopak przepuścił mnie w drzwiach.
- Impreza? - zapytał spoglądając na mnie, gdy ja miałam spuszczoną głowę, ale i tak czułam na sobie jego wzrok.
- Można tak powiedzieć. - odpowiedziałam w końcu spoglądając na niego. Nie to jest niemożliwe, jak człowiek może być taki atrakcyjny.
- Jo? - usłyszałam jakiś głos za sobą, bardzo znany mi głos, należący do Louisa. O kurde wkurzy się widząc mnie z innym chłopakiem. Ale ja przynajmniej nie trzymam go za rękę. Odwróciłam się za siebie i aby jakoś załagodzić sytuację uśmiechnęłam się do chłopaka. Lou szybkim krokiem podszedł do mnie i stanął przede mną i przed Harry z widoczną na twarzy irytacją. Czyli wkurzył się, norma.
- Cześć, jestem Harry. - powiedział do niego brunet wyciągając dłoń w jego kierunku, ale Louis najpierw popatrzył na jego rękę, a potem na twarz i odpowiedział.
- I co z tego?
- Louis. - zbeształam go. Popatrzyłam na twarz Harry'ego, a po jego uśmiechu nie było ani śladu.
- Kto to jest? - zapytał wskazując palcem na smutnego chłopaka.
- Mój kolega z zajęć. Pomógł mi odzyskać długopis, który mi spadł. - wyjaśniłam patrząc cały czas w oczy Louisa, który był skoncentrowany na Harrym.
- Więc dziękuję za pomoc, a teraz możesz już iść. - powiedział Louis patrząc na Harry'ego.
- Lou przestań. - upomniałam go.
- Przepraszam cię za niego. - powiedziałam w stronę Harry'ego, a ten tylko posłał mi zbolały uśmiech i sobie odszedł.
- Normalny jesteś? Co narobiłeś? On jako jedyny się do mnie odezwał w ciągu trzech tygodni nauki, a ty takie cyrki odstawiasz. Walnij się w głowę. - powiedziałam pukając się w czoło i szybkim krokiem odchodząc.
- Ja jestem całkowicie normalny w porównaniu do ciebie. - odpowiedział idąc za mną. Skręciłam więc w lewo, mając nadzieję go zgubić i weszłam do damskiej toalety. A wiecie co zrobił Louis? Oczywiście, że wszedł za mną. Bo on wstydu nie ma i nawet nie wie, że damska toaleta oznacza, że w niej mogą przebywać tylko i wyłącznie kobiety.
- Ej to damska toaleta, męska jest obok. - zajęczała jakaś dziewczyna, gdy tylko zobaczyła Louisa. Ten popatrzył na nią groźnym wzrokiem, a ta od razu się podkuliła i zabierając swoją torebkę uciekła z łazienki.
- Nie możesz tu przebywać. - powiedziałam do niego stając przed lustrem i poprawiając swojego kucyka.
- Kim był ten koleś? - zapytał stając obok mnie opierając się biodrem o umywalkę i zakładając ręce na piersiach.
- Mówiłam ci, kolega z zajęć. - wyjaśniłam.
- A dlaczego za tobą szedł? - zapytał. Odwróciłam się do niego twarzą i stanęłam w podobnej pozycji co on.
- Nie szedł za mną, a koło mnie. Chciał mnie odprowadzić na parking, to wszystko. - wyjaśniłam.
- Czyżby?
- Tak. Ja w porównaniu do ciebie nie szłam z nim trzymając się za rękę. - powiedziałam mijając go i wychodząc z łazienki, ale nie było mi to dane, bo Louis chwycił moje ramię i odwrócił mnie w swoją stronę.
- Przesadziłaś w tym momencie. - powiedział przez zaciśnięte zęby. Jak on śmie?
- Co? Ja przesadziłam? Bo co, bo powiedziałam ci prawdę prosto w oczy? Wiesz, co Louis jesteś śmieszny. Idź do tej swojej Abby, może ona ci pomoże z doprowadzeniem siebie do porządku. - wyrwałam się mu z uścisku i jak najszybciej potrafiłam wyszłam z pomieszczenia. Wiem, że przesadziłam mówiąc ostatnie zdanie, ale też chciałam go urazić, tak jak on to zrobił mnie.
Zbiegłam schodami w dół, gdy tylko usłyszałam za sobą ciężkie kroki i wiedziałam, że to Louis. Nie, nie teraz. Zostaw mnie w spokoju, mówiłam sobie w myślach.
- Jo przepraszam. - usłyszałam jego głos za sobą. Czułam, że był blisko. W końcu udało mu się złapać mnie za ramię i odwrócić przodem do siebie.
- Przepraszam cię, nie chciałem tak zareagować, ale...
- Tak właśnie zareagowałeś Lou. - przerwałam mu. - Nie wiem co w ciebie wstąpiło. Przecież ja go nawet nie znam. To była pierwsza osoba, która się do mnie odezwała, więc nie widzę sensu w twojej zazdrości tutaj Louis.
- Wiem kochanie, przepraszam. Sam nie wiem co we mnie wstapiło. Jestem o ciebie zazdrosny, bo cię kocham. - powiedział podchodząc bliżej mnie.
- Wiem, że mnie kochasz, ja ciebie również, ale nie widzę powodów do zazdrości. Gdybym się z nim obściskiwała, albo całowała to rozumiem twój wybuch, ale ja tylko szłam obok niego. - powiedziałam, a Louis cały się spiął, gdy usłyszał wątek o obściskaniu i całowaniu.
- Rozumiem i przepraszam. - powiedział podnosząc rękę i głaszcząc nią mój policzek.
- Nie. - wydusiłam tylko i odsunęłam się od niego. Nie chciałam, aby mnie dotykał, bo wiedziałam że gdy tylko to zrobi ja ulegnę i padnę w jego ramiona.
- Dlaczego? - zapytał urażony.
- Daj mi trochę przestrzeni. Muszę jechać na zakupy, bo nie ma nic w lodówce. - powiedziałam odwracając się do niego, ale po zrobieniu kilku kroków przypomniało mi się, że przecież mam jego samochód. A wolałabym jechać swoim, bo w jego czuję perfumy chłopaka i to mnie najbardziej rozprasza.
Wyciągnęłam z torebki klucze z breloczkiem w kształcie biało-czarnej piłki i wręczyłam je chłopakowi, a następnie powiedziałam.
- Oddasz mi moje klucze? - nie czekałam długo, aż w mojej dłoni znalazły się klucze do garbusa.
- Dzięki.
- Mogę jechać z tobą? - zapytał wybijając mnie tym z rytmu.
- Nie. - odpowiedziałam stanowczo. - Chcę być sama. - dodałam odwracając się i szybkim krokiem ruszając w stronę parkingu. Nie chciałam się przy nim rozpłakać, nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że znowu mnie uraził. Że znowu to zrobił, że moje łzy są wynikiem jego głupiego zachowania, jego głupiej zazdrości o mnie.
Perspektywa Louisa
Znowu ode mnie odeszła. Dlaczego ja jestem taki głupi? Przecież wiem, że Jo nigdy by mi tego nie zrobiła. A ten cały Harry? Kto to w ogóle jest? Kolega z zajęć? Dobre sobie, on coś musi czuć do mojej Jo. Inaczej by do niej nie zagadał. Muszę go znaleźć. Skoro Jo jest na mnie zła i sama pojechała na zakupy, to ja mam chwilę czasu, aby znaleźć tego kolesia i mu nagadać, a może nawet obić mu tę jego śliczną buźkę. Tak, aż mnie ręce świerzbią, gdy tylko o tym pomyślę.
Zacząłem chodzić wszędzie, po wszystkich piętrach. Nawet zaglądałem do wszystkich sal po kolei, które mijałem, ale ani śladu po dzieciaku.
I w tym momencie do mnie dotarło, że przecież jego grupa już skończyła, a chłopak pewnie jest w drodze do domu, bo pewnie mieszka z rodzicami. Przynajmnije na takiego mi wygląda. Dobrze ułożony i wychowany.
Trudno, poddałem się. Może kiedy indziej uda mi się go dorwać i wtedy rozprawię się z nim raz, a dobrze.
Udałem się na parking do swojego samochodu. Gdy tylko wsiadłem na przednie siedzenie poczułem zapach perfum Jo. Dlaczego ja jestem takim dupkiem i muszę zniszczyć to co jest dla mnie najważniejsze?
Jo jest jedyną osobą, którą kocham najbardziej na świecie. Wiem, że na pierwszym miejscu zawsze powinna być matka, ale dla mnie najważniejsza jest właśnie ta dziewczyna.
Siedziałem w samochodzie i rozmyślałem w jaki sposób mam pogodzić się z Jo patrząc na jej zdjęcie w telefonie. Była wtedy taka uśmiechnięta i szczęśliwa a to wszystko dzięki mnie. A ja wszystko potrafię zepsuć, nawet uśmiech na twarzy mojej dziewczyny. Muszę coś z tym zrobić, aby to zmienić. Chcę widzieć cały czas Jo uśmiechniętą i pełną życia. Bo jest ona najważniejsza dla mnie i koniec kropka.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wyjechałem z parkingu. Cały czas w głowie siedziała mi jedna myśl: Co zrobić, aby Jo mi przebaczyła moje głupie zachowanie?
Przejeżdżałem obok jednej, potem drugiej galerii aż w końcu moim oczom ukazał się duży, błyszczący napis: JUBILER. I już wiem co zrobię, aby Jo była cała moja.
Gdy tylko budzik zadzwonił wyskoczyłam z łóżka jak petarda. Wzięłam szybki prysznic, a potem ubrałam na siebie czarne dżinsy i granatową koszulkę z długim rękawem. Włosy wysuszyłam szybko i związałam w kucyka. Postawiłam na minimalny makijaż i wybiegłam z łazienki. Louis cały czas spał, bo później zaczyna zajęcia.
Wzięłam swoją dużą torbę i wpakowałam do niej wszystkie potrzebne podręczniki i zeszyty i długopisy, które podkradłam Louisowi. Mam nadzieję, że się nie będzie na mnie gniewał za to. Cmoknęłam go jeszcze w policzek zanim całkiem wyszłam z sypialni. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i odwrócił się na drugi bok.
W kuchni zaczęłam sprawdzać czy wszystko mam spakowane. Książki, zeszyty, dokumenty, pieniądze bo przecież muszę kupić sobie coś do jedzenia, gdyż lodówka świeci pustkami. Muszę zrobić zakupy po zajęciach. Koniecznie, bo jak nie to nie wiem czym będziemy się żywić dzisiaj.
Dobra mam wszystko, mogę wychodzić. Z miseczki porwałam klucze od samochodu Louisa. Nie pomyliłam się, taki był mój zamiar. Pomyślałam, a co mi tam raz można się przejechać nie swoim autem. A Lou tak bardzo kocha mojego garbusa, że pewnie się ucieszy gdy zobaczy, że tylko klucze od niego leżą w miseczce. Może nie będzie zły na mnie za to, ale szczerze na co ma być zły? Że zabrałam jego samochód? Serio? Przecież to tylko kupa złomu, ale za facetami nie nadążysz i jak im coś odbije to uciekaj gdzie pieprz rośnie. Zaśmiałam się z moich głupich myśli i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam na parking. Auto Louisa łatwo było znaleźć. Jako jedyne czarne BMW stojące na parkingu. A obok niego mój, mały, niebieski garbusek. Pogłaskałam czule jego maskę, mówiąc cicho że go przepraszam i że Louis się nim zajmie. Serio, musiało to wyglądać idiotycznie.
Wspięłam się na siedzenie kierowcy i przekręcając kluczyk w stacyjce wycofałam z parkingu i ruszyłam w stronę uczelni.
Perspektywa Louisa
Poczułem jak coś dotyka mojego policzka. A potem szybkie kroki i cisza. Pewnie Jo szykowała się do wyjścia na uczelnię. Mnie się szczerze nie chce tam jechać i siedzieć na zajęciach, ale muszę. Przy życiu trzyma mnie myśl, że już jutro piątek i weekend. Dwa dni wolnego, w czasie których będę robił projekt od którego zależy ocena na koniec semestru z jednego z przedmiotów.
Za każdym razem, gdy oddaje jakikolwiek projekt profesor ma do niego zastrzeżenia, a ja siedzę po nocach starając się jakoś go poprawić, a i tak ostatecznie dostaję piątkę. Ale wtedy zdaje sobie sprawę, że wiem iż to zasłużona ocena dla mnie, bo siedziałem tak długo nad tym i tak bardzo się starałem..
Postanowiłem, że jeszcze na chwilę zamknę oczy. Ale nie minęło pięć minut, a mój budzik zaczął dzwonić. Cholera, a tak mi się fajnie dziś spało. Całą noc tuliłem do siebie Jo. Była zziębnięta naszym nocnym powrotem, czułem jak cała się trzęsła z zimna, a ja starałem się dać jej trochę ciepła, dzięki swojemu ciału. I myślę, że to zadziałało bo dziewczyna usnęła przytulona do mojego torsu, a nasze nogi były ze sobą splątane. Ale gdy obudziłem się dziś rano poczułem nagły chłód. Jakby kogoś brakowało mi w łóżku - nie było w nim Jo. Uciekła i zostawiła mnie samego. Ale oczywiście wiedziałem, że pojechała na uczelnię. Miałem taką cichą nadzieję, że zostaniemy dziś w domu i poleżymy sobie w łóżku do południa. Ale nic z tego. Już nawet chciałem wyłączyć jej budzik w nocy, ale wiem że podpadłbym jej tym, a nie chcę się znowu kłócić. Dopiero co się pogodziliśmy, a ja nie zniósłbym jeszcze raz tej pustki w sercu.
Trzasnąłem telefonem w pościel i wzdychając głośno opadłem jeszcze na chwilę na poduszki.
Niech mnie ktoś kopnie w tyłek, abym wstał. Dlaczego Jo już poszła? Ona potrafi mnie zmotywować do wstania.
Chyba już dojechała na uczelnię, więc mogę do niej zadzwonić. Wybrałem jej numer i po dwóch sygnałach odebrała.
- Louis jestem na uczelni, za pięć minut zaczynam zajęcia. Co jest? - mówiła tak szybko, że ledwo mogłem ją zrozumieć.
- Dzień dobry. Chciałem się z tobą przywitać i prosić abyś mnie zmotywowała do wstania z łóżka. - usłyszałem tylko jej chichot, a po chwili odezwała się.
- Jeśli chcesz motywację, to lepiej wstań i idź do sklepu po kawę bo nie ma. A wiem, że ty rano bez kawy nie funkcjonujesz dobrze. - odpowiedziała.
- Jak to nie ma kawy? - zapytałem od razu pobudzony i wyskoczyłem z łóżka potykając się o własne nogi. Pobiegłem do kuchni. Znalazłem interesującą mnie puszkę, a tam pustki. Nie ma nawet jednego ziarenka.
- Idę dziś na zakupy po zajęciach, więc pewnie jak wrócisz to już wszystko będzie. A i lodówka też jest pusta. - powiedziała, a ja otworzyłem szeroko oczy. Mój brzuch zaburczał domagając się jedzenia. Trudno będę musiał dziś wyjechać wcześniej, aby coś sobie kupić.
- A poczekasz na mnie, to pójdziemy razem. A kup tylko te najpotrzebniejsze na obiad, co ty na to? - zaproponowałem wracając do sypialni i wyjmując z szafy czyste spodnie i koszulkę.
- Pewnie. Muszę już kończyć, bo profesor właśnie przyszedł, ale jeszcze jedno ci powiem. Zabrałam twoje auto. Do zobaczenia w domu. - powiedziała i rozłączyła się. Co? Wzięła moje BMW? Zwariowała. Aby się upewnić pobiegłem (znowu) do kuchni, aby wyjrzeć przez okno i sprawdzić czy faktycznie zabrała mój samochód. I tak, to prawda. Bo nie ma go na parkingu. No wiecie co? I co ja mam z nią zrobić? Czasem jest nieobliczalna, serio. Mam tylko nadzieję, że mi go nie zarysuje, bo inaczej się wkurzę.
Wziąłem szybki prysznic i przeszedłem do kuchni. No nic zostaje mi zrobienie sobie tostów i zjedzenie ich z... otworzyłem lodówkę i dostrzegłem dżem. Serio? Tylko to nam zostało do jedzenia? Trzeba jak najszybciej zrobić zakupy. A taką mam ochotę na coś dobrego dzisiaj. Jestem głodny jak wilk.
Wyłączyłem toster, gdy do głowy przyszła mi pewna myśl. Zrobię Jo niespodziankę i po drodze na uczelnię kupię jej drożdżówkę i kawę. Idealny pomysł, a i przy okazji może odzyskam swój samochód?
Przewiesiłem torbę przez ramię i zabierając klucze do garbusa z miseczki wyszedłem z mieszkania, wcześniej ciepło się ubierając.
Perspektywa Jo
Po skończonych zajęciach byłam lekko zagubiona i zdenerwowana. Właśnie profesor zapowiedział nam pierwsze kolokwium. Jestem przerażona. Moje pierwsze w życiu kolokwium, na które muszę się idealnie przygotować. Nie ma innego wyjścia.
Wyszłam z sali szukając telefonu w torebce. Chciałam zadzwonić do Louisa, bo wcześniej nie rozmawialiśmy za długo.
Wybrałam numer chłopaka, ale usłyszałam coś dziwnego. Jakby dźwięk jego telefonu. Stanęłam i odwróciłam się za siebie i wtedy go zobaczyłam. Stał obok parapetu z telefonem w ręce i uśmiechał się do mnie promiennie. Włosy sterczały mu we wszystkie strony świata, a pod oczami miał ciemne kręgi. Chyba z niewyspania. Ale to i tak był najpiękniejszy widok, jaki dane mi było w życiu zobaczyć.
Podeszłam do niego i stając na palcach cmoknęłam go w policzek.
- Proszę. - powiedział wręczając mi papierowy kubek z kawą i pączka z lukrem. Od razu oczy mi się zaświeciły, bo nie zdążyłam rano niczego zjeść, ani nawet kupić sobie kawy, bo były straszne korki.
- Louis wiesz, że cię kocham. Prawda? - zapytałam wgryzając się w przepysznego pączka z dżemem.
- Wiem i ja ciebie też kocham. - odpowiedział upijając łyk kawy. Tego mi właśnie dzisiaj trzeba było. Dawki kofeiny i cukru. Może to mnie jakoś pobudzi, bo jeśli nie, to usnę na następnych zajęciach.
- Odprowadzisz mnie pod salę? - zapytałam ruszając w stronę schodów.
- Pewnie. - odpowiedział chwytając moją dłoń i splatając nasze palce ze sobą. Popatrzyłam najpierw na nasze dłonie, a później na twarz chłopaka. Uśmiechnął się do mnie i puścił oczko.
- Fajnie ci się prowadziło? - zapytał, gdy wyszliśmy na drugie piętro i kierowaliśmy się w stronę sali 237. Na początku nie wiedziałam o co mu chodziło, ale po chwili moje szare komórki styknęły się i zorientowałam się o co mu chodzi. O samochód.
- Masz świetne auto Louis. Tak lekko zmienia się biegi, a kierownica jak leciutko chodzi. - zachwycałam się nad wyposażeniem jego samochodu kątem oka obserwując jak mi się przygląda.
- To dobrze, bo chciałbym je odzyskać z powrotem. - powiedział wyciągając dłoń w moją stronę, gdy staliśmy przed otwartymi drzwiami do sali.
- A mogę jeszcze dziś sobie nim pojeździć? Proszę. - poprosiłam wydymając dolną wargę i mrugając powiekami. Widać było, że Louis przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią, bo zrobił minę myśliciela drapiąc się jednocześnie po brodzie.
- No dobra. - odezwał się po chwili, a ja aż podskoczyłam w miejscu ze szczęścia.
- Dzięki, a teraz już muszę iść. Spotkamy się po zajęciach na parkingu, tak? - zapytałam wchodząc do sali za profesorem.
- Tak. Do zobaczenia. - odpowiedział posyłając mi w powietrzu buziaka. Uśmiechnęłam się tylko i weszłam do sali.
Zajęcia ciągnęły się bez końca, a kiedy w końcu profesor oznajmił nam, że na dziś koniec wszyscy wydali z siebie dźwięki oznaczające radość. Ruszyłam za tłumem w stronę drzwi, gdy poczułam jak ktoś puka mnie w ramię. Zdezorientowana i pewnie z dziwną miną odwróciłam się za siebie.
- To chyba twoje. - powiedział brunet z burzą loków na głowie.
- Proszę. - dodał wręczając mi długopis, który jeszcze rano ukradłam Louisowi. Popatrzyłam w dół i odebrałam od niego przedmiot cicho dziękując.
- Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Jestem Harry. - powiedział grzecznie wyjmując swoją dłoń w moją stronę, a do mnie po chwili dotarło, aby zrobić jakikolwiek ruch. W końcu zebrałam się w sobie i wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
- Jestem Jo. - odpowiedziałam ściskając jego ogromnych rozmiarów rękę. Dziwna sprawa, nawet Louis nie ma takich dużych dłoni. O Boże, Louis! Pewnie na mnie czeka na parkingu. Kurde!
- Przepraszam cię Harry, ale ja już muszę iść. Śpieszę się. - powiedziałam i to było najdłuższe wypowiedziane przez mnie zdanie przy tym chłopaku.
- Oczywiście. Mogę cię odprowadzić jak chcesz. Wiesz, mogę dopilnować abyś czegoś jeszcze po drodze nie zgubiła. - zaśmiał się, gdy zaczęliśmy kierować się do wyjścia z sali.
- Nie spałam za dobrze dziś w nocy i to pewnie dlatego. - wyjaśniłam, gdy chłopak przepuścił mnie w drzwiach.
- Impreza? - zapytał spoglądając na mnie, gdy ja miałam spuszczoną głowę, ale i tak czułam na sobie jego wzrok.
- Można tak powiedzieć. - odpowiedziałam w końcu spoglądając na niego. Nie to jest niemożliwe, jak człowiek może być taki atrakcyjny.
- Jo? - usłyszałam jakiś głos za sobą, bardzo znany mi głos, należący do Louisa. O kurde wkurzy się widząc mnie z innym chłopakiem. Ale ja przynajmniej nie trzymam go za rękę. Odwróciłam się za siebie i aby jakoś załagodzić sytuację uśmiechnęłam się do chłopaka. Lou szybkim krokiem podszedł do mnie i stanął przede mną i przed Harry z widoczną na twarzy irytacją. Czyli wkurzył się, norma.
- Cześć, jestem Harry. - powiedział do niego brunet wyciągając dłoń w jego kierunku, ale Louis najpierw popatrzył na jego rękę, a potem na twarz i odpowiedział.
- I co z tego?
- Louis. - zbeształam go. Popatrzyłam na twarz Harry'ego, a po jego uśmiechu nie było ani śladu.
- Kto to jest? - zapytał wskazując palcem na smutnego chłopaka.
- Mój kolega z zajęć. Pomógł mi odzyskać długopis, który mi spadł. - wyjaśniłam patrząc cały czas w oczy Louisa, który był skoncentrowany na Harrym.
- Więc dziękuję za pomoc, a teraz możesz już iść. - powiedział Louis patrząc na Harry'ego.
- Lou przestań. - upomniałam go.
- Przepraszam cię za niego. - powiedziałam w stronę Harry'ego, a ten tylko posłał mi zbolały uśmiech i sobie odszedł.
- Normalny jesteś? Co narobiłeś? On jako jedyny się do mnie odezwał w ciągu trzech tygodni nauki, a ty takie cyrki odstawiasz. Walnij się w głowę. - powiedziałam pukając się w czoło i szybkim krokiem odchodząc.
- Ja jestem całkowicie normalny w porównaniu do ciebie. - odpowiedział idąc za mną. Skręciłam więc w lewo, mając nadzieję go zgubić i weszłam do damskiej toalety. A wiecie co zrobił Louis? Oczywiście, że wszedł za mną. Bo on wstydu nie ma i nawet nie wie, że damska toaleta oznacza, że w niej mogą przebywać tylko i wyłącznie kobiety.
- Ej to damska toaleta, męska jest obok. - zajęczała jakaś dziewczyna, gdy tylko zobaczyła Louisa. Ten popatrzył na nią groźnym wzrokiem, a ta od razu się podkuliła i zabierając swoją torebkę uciekła z łazienki.
- Nie możesz tu przebywać. - powiedziałam do niego stając przed lustrem i poprawiając swojego kucyka.
- Kim był ten koleś? - zapytał stając obok mnie opierając się biodrem o umywalkę i zakładając ręce na piersiach.
- Mówiłam ci, kolega z zajęć. - wyjaśniłam.
- A dlaczego za tobą szedł? - zapytał. Odwróciłam się do niego twarzą i stanęłam w podobnej pozycji co on.
- Nie szedł za mną, a koło mnie. Chciał mnie odprowadzić na parking, to wszystko. - wyjaśniłam.
- Czyżby?
- Tak. Ja w porównaniu do ciebie nie szłam z nim trzymając się za rękę. - powiedziałam mijając go i wychodząc z łazienki, ale nie było mi to dane, bo Louis chwycił moje ramię i odwrócił mnie w swoją stronę.
- Przesadziłaś w tym momencie. - powiedział przez zaciśnięte zęby. Jak on śmie?
- Co? Ja przesadziłam? Bo co, bo powiedziałam ci prawdę prosto w oczy? Wiesz, co Louis jesteś śmieszny. Idź do tej swojej Abby, może ona ci pomoże z doprowadzeniem siebie do porządku. - wyrwałam się mu z uścisku i jak najszybciej potrafiłam wyszłam z pomieszczenia. Wiem, że przesadziłam mówiąc ostatnie zdanie, ale też chciałam go urazić, tak jak on to zrobił mnie.
Zbiegłam schodami w dół, gdy tylko usłyszałam za sobą ciężkie kroki i wiedziałam, że to Louis. Nie, nie teraz. Zostaw mnie w spokoju, mówiłam sobie w myślach.
- Jo przepraszam. - usłyszałam jego głos za sobą. Czułam, że był blisko. W końcu udało mu się złapać mnie za ramię i odwrócić przodem do siebie.
- Przepraszam cię, nie chciałem tak zareagować, ale...
- Tak właśnie zareagowałeś Lou. - przerwałam mu. - Nie wiem co w ciebie wstąpiło. Przecież ja go nawet nie znam. To była pierwsza osoba, która się do mnie odezwała, więc nie widzę sensu w twojej zazdrości tutaj Louis.
- Wiem kochanie, przepraszam. Sam nie wiem co we mnie wstapiło. Jestem o ciebie zazdrosny, bo cię kocham. - powiedział podchodząc bliżej mnie.
- Wiem, że mnie kochasz, ja ciebie również, ale nie widzę powodów do zazdrości. Gdybym się z nim obściskiwała, albo całowała to rozumiem twój wybuch, ale ja tylko szłam obok niego. - powiedziałam, a Louis cały się spiął, gdy usłyszał wątek o obściskaniu i całowaniu.
- Rozumiem i przepraszam. - powiedział podnosząc rękę i głaszcząc nią mój policzek.
- Nie. - wydusiłam tylko i odsunęłam się od niego. Nie chciałam, aby mnie dotykał, bo wiedziałam że gdy tylko to zrobi ja ulegnę i padnę w jego ramiona.
- Dlaczego? - zapytał urażony.
- Daj mi trochę przestrzeni. Muszę jechać na zakupy, bo nie ma nic w lodówce. - powiedziałam odwracając się do niego, ale po zrobieniu kilku kroków przypomniało mi się, że przecież mam jego samochód. A wolałabym jechać swoim, bo w jego czuję perfumy chłopaka i to mnie najbardziej rozprasza.
Wyciągnęłam z torebki klucze z breloczkiem w kształcie biało-czarnej piłki i wręczyłam je chłopakowi, a następnie powiedziałam.
- Oddasz mi moje klucze? - nie czekałam długo, aż w mojej dłoni znalazły się klucze do garbusa.
- Dzięki.
- Mogę jechać z tobą? - zapytał wybijając mnie tym z rytmu.
- Nie. - odpowiedziałam stanowczo. - Chcę być sama. - dodałam odwracając się i szybkim krokiem ruszając w stronę parkingu. Nie chciałam się przy nim rozpłakać, nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że znowu mnie uraził. Że znowu to zrobił, że moje łzy są wynikiem jego głupiego zachowania, jego głupiej zazdrości o mnie.
Perspektywa Louisa
Znowu ode mnie odeszła. Dlaczego ja jestem taki głupi? Przecież wiem, że Jo nigdy by mi tego nie zrobiła. A ten cały Harry? Kto to w ogóle jest? Kolega z zajęć? Dobre sobie, on coś musi czuć do mojej Jo. Inaczej by do niej nie zagadał. Muszę go znaleźć. Skoro Jo jest na mnie zła i sama pojechała na zakupy, to ja mam chwilę czasu, aby znaleźć tego kolesia i mu nagadać, a może nawet obić mu tę jego śliczną buźkę. Tak, aż mnie ręce świerzbią, gdy tylko o tym pomyślę.
Zacząłem chodzić wszędzie, po wszystkich piętrach. Nawet zaglądałem do wszystkich sal po kolei, które mijałem, ale ani śladu po dzieciaku.
I w tym momencie do mnie dotarło, że przecież jego grupa już skończyła, a chłopak pewnie jest w drodze do domu, bo pewnie mieszka z rodzicami. Przynajmnije na takiego mi wygląda. Dobrze ułożony i wychowany.
Trudno, poddałem się. Może kiedy indziej uda mi się go dorwać i wtedy rozprawię się z nim raz, a dobrze.
Udałem się na parking do swojego samochodu. Gdy tylko wsiadłem na przednie siedzenie poczułem zapach perfum Jo. Dlaczego ja jestem takim dupkiem i muszę zniszczyć to co jest dla mnie najważniejsze?
Jo jest jedyną osobą, którą kocham najbardziej na świecie. Wiem, że na pierwszym miejscu zawsze powinna być matka, ale dla mnie najważniejsza jest właśnie ta dziewczyna.
Siedziałem w samochodzie i rozmyślałem w jaki sposób mam pogodzić się z Jo patrząc na jej zdjęcie w telefonie. Była wtedy taka uśmiechnięta i szczęśliwa a to wszystko dzięki mnie. A ja wszystko potrafię zepsuć, nawet uśmiech na twarzy mojej dziewczyny. Muszę coś z tym zrobić, aby to zmienić. Chcę widzieć cały czas Jo uśmiechniętą i pełną życia. Bo jest ona najważniejsza dla mnie i koniec kropka.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wyjechałem z parkingu. Cały czas w głowie siedziała mi jedna myśl: Co zrobić, aby Jo mi przebaczyła moje głupie zachowanie?
Przejeżdżałem obok jednej, potem drugiej galerii aż w końcu moim oczom ukazał się duży, błyszczący napis: JUBILER. I już wiem co zrobię, aby Jo była cała moja.
_________________________________________________________________________________
Louis to wariat jeden, co nie? Jak myślicie na jaki chłopak wpadł pomysł?
Jestem ciekawa Waszych pomysłów :)
Nie wiem co się stało, że nie pojawiło się 15 komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Wiem, że może dla Was to nic nie znaczy, ale dla mnie jest to ważne bo gdy widzę jak ktoś komentuje dany rozdział to wtedy daje mi tyle szczęścia i motywacji do pisania, że sobie nawet tego nie wyobrażacie.
Więc jeśli chodzi o komentarze, to nadal jest zasada 15 komentarzy=następny rozdział
Jest Was naprawdę mnóstwo, co widzę po wejściach, więc jakby tak każdy czytelnik zostawił po sobie ślad to miałabym coś około 50 komentarzy pod rozdziałami. Więc ta 15 to nie jest wcale tak dużo, jakby mogło się komuś wydawać.
Tak więc komentujcie, bo przez ten długi weekend bardzo mi się nudziło i mam już kilka rozdziałów napisanych w przód. Więc im szybciej będzie magiczna 15 tym szybciej dodam następny rozdział :)
Już będę kończyć, tylko napiszę jeszcze podziękowanie dla pewnej miłej osoby, która bardzo mnie motywuje, poprzez pisanie mi miłych rzeczy.
(Ta osoba wie o kim tutaj piszę)
Dziękuję Ci Kochana :)
Nie wiem co się stało, że nie pojawiło się 15 komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Wiem, że może dla Was to nic nie znaczy, ale dla mnie jest to ważne bo gdy widzę jak ktoś komentuje dany rozdział to wtedy daje mi tyle szczęścia i motywacji do pisania, że sobie nawet tego nie wyobrażacie.
Więc jeśli chodzi o komentarze, to nadal jest zasada 15 komentarzy=następny rozdział
Jest Was naprawdę mnóstwo, co widzę po wejściach, więc jakby tak każdy czytelnik zostawił po sobie ślad to miałabym coś około 50 komentarzy pod rozdziałami. Więc ta 15 to nie jest wcale tak dużo, jakby mogło się komuś wydawać.
Tak więc komentujcie, bo przez ten długi weekend bardzo mi się nudziło i mam już kilka rozdziałów napisanych w przód. Więc im szybciej będzie magiczna 15 tym szybciej dodam następny rozdział :)
Już będę kończyć, tylko napiszę jeszcze podziękowanie dla pewnej miłej osoby, która bardzo mnie motywuje, poprzez pisanie mi miłych rzeczy.
(Ta osoba wie o kim tutaj piszę)
Dziękuję Ci Kochana :)
piszesz coraz lepsze rozdziały :) :)
OdpowiedzUsuńFaceci...
OdpowiedzUsuńPewnie Lou będzie chciał się jej oświadczyća Jo powiedziałaby nie. Ooooo to by było :)
@claudialech
kocham cię szybko next :))
OdpowiedzUsuńps: myślę że na jakiś ciekawy pomysł
Wyczuwam pierscionek zareczynowy lub jakas bizuterie :) pisz dalej!! I ludzie szybko, nabijcie te 15 kom bo kazda z nas juz chce kolejny rozdzial!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :-):-)
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńCo raz lepsze rozdziały! :))
OdpowiedzUsuńMyślę że Louis się oświadczy Jo :D
OdpowiedzUsuńOoooo nie wierzę że to zrobi!!! Aaaa czekam na next xD
OdpowiedzUsuńOświadczy się jej xd
OdpowiedzUsuńChyba, że wymyśliłaś coś innego i wszyscy teraz będą główkować :D
Rozdział oczywiście jest idealny, nic dodać, nic ująć :3
Super :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem lou będzie chciał jo przeprosić :) czekam na następny XD XD XD
OdpowiedzUsuńszybko następny :)
OdpowiedzUsuńzajefajny rozdział , jestem ciekawa co lou zrobi .
OdpowiedzUsuńCzadowy , czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńAAAAA..... ja chcę już nexta!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, fajnie że pojawił się Harry :DDD
OdpowiedzUsuńHarry <33333 A będzie reszta ??
OdpowiedzUsuńBiała :**
Dam dam dam daaaaam.
OdpowiedzUsuńWitamy pana i pannę młodą Louisa i Jo Tomlinson [oklaski].
Ale tak serio to to może być… biżuteria.
Louis, ogarnij się trochę bo pogrąźasz się ciut.
Ola
normalnie kocham cieeeee <3 i bloga oczywiście <3
OdpowiedzUsuń