Dziś wreszcie sobota, a to oznacza tylko jedno - po raz pierwszy zobaczę Louisa w garniturze i pod krawatem. Przez ostatnie dwa dni chłopak męczył mnie i błagał na kolanach, abym chociaż odpuściła mu ten krawat, bo jak twierdzi przez niego się dusi. Ja oczywiście się na to nie zgodziłam, ze mną nie ma tak łatwo. Powiedziałam mu również, że jeśli założy krawat, który ostatnio razem kupiliśmy, z resztą tego samego koloru co moja sukienka, to wszyscy będą wiedzieć, że Louis jest ze mną i co najlepsze należy tylko i wyłącznie do mnie. Mogę się założyć, że wszystkie moje ciotki nie będą mogły oderwać od niego swojego wzroku, a to oznacza że będę musiała Louisa porządnie pilnować.
Wczoraj wieczorem przyszła do mnie Meg. Chciała pogadać o Stanie i dopytać się skąd go znam i ogólnie dowiedzieć się jakichś szczegółów dotyczących życia chłopaka. Opowiedziałam jej wszystko co wiem na jego temat. Począwszy od naszego wspólnego dzieciństwa, gdy jako dziecko przyjeżdżałam do babci na wakacje, a skończywszy na tym, że chłopak trenuje piłkę nożną razem z moim Louisem.
Dziewczyna była pod wielkim wrażeniem. Widziałam iskierki radości w jej oczach, gdy o nim mówiła. Wspomniała również o tym, że zabrał ją do kina, a po nim na jakąś kolację i spacer po parku. I jak stwierdziła Meg, że w bardzo romantycznym miejscu pocałowali się po raz pierwszy. Nie mogła się oprzeć i oczywiście musiała wspomnieć o smaku i miękkości jego ust. Aż cała się rozpływała, gdy o tym mówiła, nieźle ją wzięło, pomyślałam. Już miałam jej powiedzieć, aby darowała sobie takie fragmenty, ale pomyślałam, że nie będę jej psuć humoru, ani zabierać przyjemnych myśli dotyczących Stana. Tak więc byłam na bieżąco i w duchu cieszyłam się, że udało mi się ich sobie przedstawić. Przeczuwałam, że uda im się być razem, bo naprawdę do siebie pasują.
Przez ostatnie dwa dni chodziłam jak tykająca bomba. Wszystko i wszyscy mnie denerwowali. Nie wiem co mi się działo, miałam dziwne przeczucie, że za niedługo zdarzy się coś złego i będzie to miało poważny wpływ na moje dalsze życie.
Wstałam z łóżka i zeszłam na dół do kuchni, w której siedzieli rodzice oraz Max.
- Dzień dobry. - przywitałam się i usiadłam na stołku obok brata.
- Dzień dobry Jo, coś taka nie w sosie dziś? - zapytała mama przerzucając na drugą stronę naleśnika na patelni. - Źle się czujesz?
- Nie za dobrze spałam i tyle. - skłamałam. Nie mogłam im powiedzieć, że mam złe przeczucia co do dzisiejszego dnia, bo jeszcze by się niepotrzebnie zdenerwowali, a tego wolałabym uniknąć.
- O której jedziemy? - zapytałam tatę, który siedział naprzeciw mnie i czytał gazetę oraz wyjadał resztki czekolady ze słoika.
- Wszystko zaczyna się o piętnastej, więc powinniśmy wyjechać około trzynastej, aby na spokojnie dojechać. - odpowiedział tata.
- Louis powinien być przed pierwszą. - oznajmiłam i zaczęłam jeść naleśnika z dżemem truskawkowym. Pycha. Max tak samo jak ja jadł swoją porcję naleśników i tylko co chwila oblizywał swoje małe paluszki, na których znajdowała się resztka pysznego nadzienia.
- Przyjedzie sam czy ktoś ma go przywieźć? - zapytał tata odkładając gazetę na stół.
- Przyjedzie swoim autem i zostawi je u nas, gdy będziemy u dziadków. - wyjaśniłam, po czym dodałam. - A potem jak wrócimy pojedzie do swojego domu, przynajmniej tak mi mówił, gdy się pytałam.
- Nie lepiej, aby został u nas na noc? - zapytała mama, a ja zaniemówiłam. O tym nie pomyślałam, a może nie brałam takiej możliwości pod uwagę, skoro moi rodzice są raczej przeciwni nocowania chłopaka u nas.
- Zapytam się go jak przyjedzie do nas, a teraz idę na górę zacząć się przygotowywać, bo mało czasu mi zostało. - powiedziałam i zaczęłam wstawać. Wstawiłam swój talerz do zlewu, a gdy popatrzyłam na mamę ta spoglądała na mnie pytającym wzrokiem, jakbym powiedziała coś szokującego.
- Przecież jest dopiero dziesiąta. Masz trzy godziny do wyjścia.
- Wiem, ale chcę ładnie wyglądać ... - nie dokończyłam, bo tata się wtrącił.
- Dla Louisa. - a ja poczułam jak na moje policzki wpełza ogromny rumieniec, dlatego szybko ulotniłam się z kuchni i pobiegłam na górę.. Zanim znalazłam się na schodach usłyszałam śmiech rodziców. Oni są niemożliwi.
***
Po wyjściu z łazienki, w której spędziłam niecałą godzinę, weszłam do pokoju. Ciepłe, letnie powietrze owiało moją nagą skórę owiniętą jedynie białym, puszystym ręcznikiem. Póki jeszcze nie ubrałam sukienki, co szczerze byłoby głupie z mojej strony, bo pewnie zmięłaby mi się albo co gorsza poplamiła. Więc naciągnęłam na siebie czarne legginsy i białą, luźną koszulkę Louisa, która mimo tylu prań nadal nim pachniała.
Na początku pomyślałam, że zrobię coś z włosami. Ściągnęłam z głowy ręcznik, którym miałam owinięte mokre włosy i rzuciłam go na łóżko. Zaczęłam rozczesywać skołtunione włosy, a następnie je suszyć. Pomyślałam sobie, że je wyprostuję. Jako, że na co dzień są lekko falowane uznałam, iż dzisiejszego dnia zaszaleję.
Po piętnastu minutach suszenia moje włosy były puszyste, a ja wyglądałam jak pudel. Podłączyłam prostownicę do prądu i czekając aż się nagrzeje zastanawiałam się jaki zrobić sobie makijaż. Po kilku minutach siedzenia i patrzenia się w ścianę doszłam do wniosku, że moja mama mogłaby mi w tym pomóc, bo ma większe doświadczenie w tym niż ja.
Związałam włosy w kucyka i zeszłam na dół. Niestety tak już nikogo nie było. Wróciłam więc do siebie, a gdy złapałam za klamkę od drzwi prowadzących do mojego pokoju mama akurat wychodziła z łazienki.
- Jo co się stało? - zapytała i wskazała palcem na moją głowę. Zmarszczyłam brwi i dotknęłam dłonią włosów. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie co mama miała na myśli.
- Oh to. - powiedziałam. - Wysuszyłam włosy i jeszcze nic z nimi nie zrobiłam, ale miałabym do ciebie prośbę.
- Tak? - mama była wyraźnie zaciekawiona.
- Mogłabyś mi pomóc się pomalować? - poprosiłam. Mama uśmiechnęła się do mnie i pociągnęła do mojego pokoju.
***
Po godzinie szykowania się, razem z mamą zeszłyśmy na dół.
Wiedziałam, że Louis już przyjechał, bo gdy tylko zawitał u nas w domu, ruszył na górę i zapukał do mojego pokoju. Ja cała spanikowana z połową makijażu na twarzy nie chciałam, aby zobaczył mnie w takim stanie. Na szczęście mama była w pobliżu i grzecznie, jak na nią, wyprosiła chłopaka i poprosiła, aby dał nam jeszcze chwilkę.
Gdy mama skończyła ze mną ja pomogłam jej, aż w końcu wyglądałyśmy jak milion dolarów.
Stanęłyśmy przed wielkim lustrem, a gdy zobaczyłam siebie o mało co nie zemdlałam. Wyglądałam całkiem inaczej, niż zazwyczaj. Moje oczy wydawały się ciut większe, na powiekach miałam namalowaną cienką kreskę za pomocą eyelinera, a na twarzy miałam nałożone trochę więcej niż zazwyczaj podkładu. Mama zna się na rzeczy, pomyślałam. Włosy natomiast miałam idealnie wyprostowane i podpięte dwoma wsuwkami z tyłu głowy, także twarz była dobrze widoczna.
Efekt końcowy był oszałamiający, a do tego śliczna, granatowa sukienka, która opinała mnie w odpowiednich miejscach i była idealna. Na nogi założyłam czarne balerinki.
Gdy weszłyśmy do kuchni Louis, tata i Max, którzy rozmawiali sobie, na nasz widok zamarli. Cała trójka otworzyła usta ze zdziwienia, gdy nas dostrzegli. Przez tą krótką chwilę mogłam się im dokładniej przyjrzeć. Każdy z nich miał na sobie czarny garnitur. Tata miał założony czarny krawat, aby dopasować się do sukienki mamy. Mój brat mnie bardzo zaskoczył, ponieważ pod szyją miał czarną muszkę i wyglądał słodko.
Natomiast Louis. Och Louis, wyglądał idealnie, co tu wiele dodać. Idealnie dopasowana biała koszula, a na to zarzucona czarna marynarka i do tego granatowy krawat, który razem kupiliśmy. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Lou zawsze był, jest i będzie dla mnie idealny, pod każdym względem.
Pierwszy z transu otrząsnął się tata i wziął mamę w swoje ramiona, po czym mocno do siebie przytulił. Słyszałam jak szeptał jej do ucha czułe słówka. Oni naprawdę się bardzo mocno kochają, co widać, każdego dnia. Mama na jego słowa cała się rozpływała.
Ja natomiast podeszłam do Louisa i stanęłam przed nim. Uniosłam ręce w górę i poprawiłam mu nieco krawat.
- Przystojniak z ciebie. - skomentowałam.
- A ty wyglądasz bosko. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie, po czym czule cmoknął w usta.
- Dziękuję. - podziękowałam cicho, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Jedziemy? - zapytał tata, a my z Louisem popatrzyliśmy w jego stronę, po czym kiwnęliśmy głowami, na znak że się zgadzamy.
Tata wziął Maxa na ręce i razem z mamą poszli przodem. Ja z Louisem ruszyliśmy za nimi, ale po kilku krokach chłopak złapał mnie z ramię, jednocześnie przytrzymując mnie w miejscu.
- Mam coś dla ciebie. - powiedział, a ja posłałam mu pytające spojrzenie. - Proszę. - dodał i wręczył mi maleńki bukiecik białych stokrotek.
- Dziękuję, są śliczne. - powiedziałam i stanęłam na palcach, a następnie pocałowałam go w samiutkie usta. Louis odwzajemnił pocałunek i złapał mnie za biodra przysuwając bardzo blisko siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i nie mogłam się oderwać od jego pełnych ust.
- Jo, Louis! - krzyknął tata z korytarza, a ma od razu odskoczyliśmy się od siebie.
- Chyba nie jest nam dane dziś trochę prywatności. - skomentował chłopak, a ja wzruszyłam przepraszająco ramionami. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz.
Tata, gdy nas zobaczył uśmiechnął się do nas, po czym zamknął drzwi od domu na klucz.
Gdy byliśmy gdzieś w połowie drogi na uroczystość tata, który prowadził samochód odezwał się.
- Louis, może zostałbyś u nas na noc. Pewnie późno wrócimy i nie chciałbyś wracać po nocy do domu, a w dodatku będziesz zmęczony.
- Z miłą chęcią. - odpowiedział Louisa i popatrzył na mnie puszczając mi oczko, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Ale muszę wrócić do domu, bo na jutro mama zaplanowała jakieś wyjście. Sam nawet nie wiem o co chodzi, bo nie chciała nic mi zdradzić. Domyślam się tylko, że to jakaś niespodzianka. - dodał, a ja zasmuciłam się. Już wyobrażałam sobie jak budzę się przy jego boku, ale cóż pani Jay jest zdolna do wszystkiego i umie wymyślić wszystko, aby tylko zatrzymać syna przy sobie. Już się boją jak zamieszkamy razem w Londynie. Znając ją to będzie nas odwiedzać co drugi dzień, albo co gorsza codziennie. W takim razie ja tego nie przetrzymam.
- Szkoda. - mruknęłam pod nosem, a Louis aby dodać mi nieco otuchy złapał mnie za rękę i splótł nasze palce ze sobą. Popatrzyłam na niego, a w jego oczach dostrzegłam troskę. Posłałam mu nieśmiały uśmiech, a następnie położyłam głowę na jego ramieniu. Lou cmoknął mnie w czubek głowy i tak siedzieliśmy przez resztę drogi.
Po jakichś 30 minutach dojechaliśmy na miejsce. Zaraz po wyjściu z auta chciałam przejść jak najszybciej do środka, aby żadna z moich ciotek nie wzięła nas i zadawała milion niestosownych pytań, ale oczywiście tak się nie stało. Siostra mojej mamy, ciocia Kate przyciągnęła mnie do siebie, także prawie straciłam równowagę, na szczęście ciotka w porę mnie przytrzymała, więc nie wylądowałam na ziemi.
- A co to za przystojniak z tobą przyszedł? - zapytała, a ja przewróciłam oczami i westchnęłam, bo wiedziałam że się zaczyna.
- Ciociu to mój chłopak Louis. Lou to moja ciocia i starsza siostra mojej mamy. - przedstawiłam ich sobie, a następnie ciocia zamiast przywitać się jak cywilizowany człowiek mocno uściskała Louisa. Chłopak wydał tylko z siebie cichy jęk, bo pewnie kobieta przygniatała mu żebra. Ciocia Kate jest nieco puszystą osobą, więc nie dziwię się dlaczego Lou stękał. Biedak.
- Dobra wystarczy obmacywania mojego chłopaka. - zaprotestowałam i wyrwałam Louisa z jej objęć.
- Jo nie gorączkuj się tak. - powiedziała ciocia puszczając do mnie oko.- Niezłe z niego ciacho. - dodała, a Louis który aktualnie poprawiał swoją marynarkę wciągnął głośno powietrze.
- Dobra, my idziemy do środka. Wy róbcie co chcecie. - oznajmiłam i wzięłam Louisa za rękę i ruszyliśmy w stronę wejścia do kościoła. Z resztą rodziny przywitam się później, pomyślałam. Usiedliśmy ławce w rzędzie po prawej stronie. Nie było jeszcze dużo osób, pewnie wszyscy stoją na zewnątrz i się ze sobą witają. Ja zawsze byłam typem samotnika, nigdy nie lubiłam jakichś rodzinnych spotkań, na których każdy zachowuje się jak najlepiej potrafi i tylko chwali się co to on nie osiągnął. Dla mnie takie coś było sztuczne i zawsze omijałam tego typu "imprezy" szerokim łukiem. I jak widać, tak zostało mi do dziś.
Po 15 minutach miejsca przed nami, obok nas i za nami zaczęły się zapełniać, co by oznaczało że zaraz wszystko się zacznie.
- Gotowa? - zapytał Louis pochylając się w moją stronę.
- Pewnie. Jestem ciekawa jak babcia wygląda. - odpowiedziałam, a Lou ścisnął moje dłonie leżące na moich kolanach. Popatrzyłam najpierw w dół, a następnie na twarz chłopaka, na której malowała się miłość. Uśmiechnęłam się do niego lekko i już chciałam dać mu całusa w policzek, gdy nagle wszyscy goście zaczęli wstawać z miejsc. My tak samo wstaliśmy i jak reszta ludzi zgromadzonych wokół nas odwróciliśmy się za siebie. Dopiero teraz dostrzegłam, że rodzice i Max siedzą obok nas i uśmiechają się w stronę, w którą wszyscy są skierowani. Ja tak samo podążyłam za ich wzrokiem i wtedy myślałam, że się rozpłaczę. Babcia, jak na swój wiek wyglądała ślicznie. Biała długa sukienka bez rękawów, a we włosach biała opaska, a do tego mały bukiet białych róż. Wyglądała prześlicznie. Teraz do mnie dotarło jak ja bardzo kocham tę kobietę, jest dla mnie naprawdę ważna. Razem z dziadkiem ruszyli w stronę ołtarza. Uśmiechali się do swoich gości, a gdy babci wzrok padł na mnie posłałam jej całusa, na co ona odpowiedziała mi tym samym.
Gdy nasi "nowożeńcy" podeszli pod ołtarz wszyscy usiedliśmy na swoich miejscach. Uroczystość wreszcie się rozpoczęła, a ja prawie przez całą rozmyślałam na temat czy ja z Louisem przetrwam tak samo długo jak moi dziadkowie. Bardzo bym tego chciała i cały czas mam nadzieję, że nam się uda. Babcia kiedyś mi opowiadała, że aby być szczęśliwym w związku trzeba się mocno kochać i szanować tą drugą osobę. Bo bez tego ani rusz. W sumie babcia ma dużo racji. Popatrzyłam na Louisa, który chyba myślami był gdzie indziej, tak samo jak ja, a gdy zorientował się że bezczelnie mu się przyglądam zmarszczył brwi, a ja wróciłam do patrzenia przed siebie.
Nadeszła pora składania sobie przysięgi małżeńskiej, w przypadku dziadków to jej odnawianie. Gdy usłyszałam pierwsze słowa wypowiadane przez babcię, złapałam Louisa za rękę i splotłam nasze palce ze sobą. Chłopak popatrzył na mnie, uśmiechnął się, a następnie odwzajemnił uścisk i wróciliśmy do obserwowania głównej pary tego dnia. Oczywiście jak to ja musiałam się popłakać, bo przy niektórych momentach nie dało się nie uronić kilku łez. Lou otarł moje mokre policzki kciukiem, a następnie dał mi soczystego całusa.
Po skończonej uroczystości wszyscy goście ruszyli za "młodą" parą na zewnątrz, aby złożyć im życzenia. Stanęliśmy z Louisem w kolejce, a gdy nadeszła nasza kolej wycałowałam i babcię i dziadka, po czym życzyłam im jeszcze więcej miłości i dużo szczęścia. Oboje byli pod wrażeniem, że przyjechałam z Louisem, bo gdy ostatni raz się widzieliśmy rozstałam się z chłopakiem, a oni widząc go stojącego obok mnie cieszyli się razem ze mną, że jednak udało nam się pogodzić.
Po jakże męczących życzeniach wszyscy udaliśmy się do pobliskiej restauracji, aby się zabawić i coś zjeść.
Po około dwudziestu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Restauracja nie była duża, ale wystarczająca aby pomieścić wszystkich gości. Na każdym stoliku stały malutkie stojaki z imieniem i nazwiskiem gości. Szybko znalazłam nasz stolik, okazało się że siedzimy razem z moim kuzynostwem. Dwoma kuzynkami i dwoma kuzynami. Coś czuję, że będzie ciekawie.
- Cześć Jo. - powiedziała Ruby, córka cioci Kate, która jest w moim wieku. Nie lubię jej za bardzo. Zawsze jak ją widzę to mi dogryza, bo nie pochodzę z Wielkiej Brytanii jako ona, a z Polski. Nie wiem co ja jej zrobiłam, że tak się wobec mnie zachowuje.
- Cześć Ruby. - odpowiedziałam grzecznie i usiadłam naprzeciwko niej, a Lou obok mnie.
- Jo? - usłyszałam za sobą piskliwy, dziewczęcy głos. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Lili, młodszą o 3 lata, siostrę Ruby. Wstałam z krzesła i mocno ją do siebie przytuliłam. Lili w przeciwieństwie do jej siostry uwielbiałam, była jedną z moich ulubionych kuzynek.
- Lili, cześć kochanie. - powiedziałam z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Jo jak ja cię dawno nie widziałam. Gdzie Max? - zapytała. Wiedziałam, że ja będę dla niej tylko na chwilę ważna, a za moment zapyta o mojego brata.
- Z rodzicami, o tam. - odpowiedziałam wskazując palcem na rodziców i siedzących obok nich Maxa w specjalnym foteliku.
- Idę się przywitać. - oznajmiła, a ja potaknęłam i usiadłam na swoim miejscu. Zauważyłam, że Louis ściągnął swoją marynarkę i przewiesił przez oparcie krzesła. Przewiesiłam swoją torebkę przez oparcie krzesła, a następnie popatrzyłam na siedzącą naprzeciw mnie Ruby. Wpatrywała się bezczelnie w Louisa, który niczego nie świadomy rozglądał się po sali. Odchrząknęłam głośno, ale dziewczyna ani się nie poruszyła. Odchrząknęłam po raz drugi, tym razem nieco głośniej i wtedy otrząsnęła się z transu w którym tkwiła i pewnie myślała, że nikt tego nie zauważy.
Po chwili do naszego stolika dosiedli się moi dwaj kuzyni: David i jego brat Arthur, bliźniacy. Przywitali się ze mną całusem w policzek, a z Louisem uściskiem ręki.
Gdy kelnerzy zaczęli przynosić posiłki do stolika wróciła Lili, która była tak zafascynowana Maxem, że co chwilę coś o nim mówiła. A najczęściej było to typu: Jaki on słodki. Wiem, że Max jest słodki, a w dodatku w tej muszce pod szyją to już w ogóle.
Po zjedzonym obiedzie nadszedł czas na deser, a mianowicie ogromny tort, który został teraz pokrojony na mniejsze kawałeczki przez kelnerów. Wiem, że babcia z dziadkiem nie byliby w stanie sami go pokroić, bo już nie te lata, ani nie ten wzrok, więc poprosili ekipę specjalnie do tego wynajętą.
Jeszcze takiego dobrego ciastka to nie jadłam. Było przepyszne.
Gdy wkładałam ostatni kawałek tortu do ust na parkiecie, który znajdował się przed nami, usłyszałam jakieś trzaski, a za chwilę puszczona została wolna muzyka. Wszyscy ze zdziwieniem wymalowanym na twarzach zaczęli iść w tamtą stronę. Ja z Louisem również wstaliśmy i podążyliśmy za tłumem. Gdy zobaczyłam co tam się dzieje prawie zaniemówiłam. Babcia z dziadkiem tańczyli do ich ulubionej piosenki. Nie spoglądali nigdzie indziej, a tylko na siebie. Biła od nich ogromna miłość, której można im tylko pozazdrościć. W sumie ja nie mam czego im zazdrościć, bo sama mam obok siebie miłość mojego życia. Popatrzyłam w górę na twarz Louisa, który zafascynowany był tańcem moich dziadków, ale za chwilę się zorientował że mu się przyglądam i spuścił głowę patrząc na mnie. Uśmiech zagościł na jego ustach, a następnie przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem. Ja natomiast objęłam go obiema rękami w talii i tak staliśmy do końca pierwszego tańca.
Po chwili ktoś puścił jakąś szybszą muzykę, a Louis od razu porwał mnie do tańca. Co chwila obracał mnie, a ja myślałam, że się przewrócę, ale na szczęście chłopak w porę mnie łapał, więc moje bliższe spotkanie z podłogą odeszło na dalszy plan. Za każdym razem, gdy przyciągał mnie do siebie i na moich i na jego ustach pojawiał się ogromnych rozmiarów uśmiech, a ja chociaż na chwilę wyluzowałam się i zapomniałam o nieprzyjemnym uczuciu, które dręczyło mnie od kilku dni. Gdy piosenka się skończyła, mężczyzna którego dopiero teraz zauważyłam na podeście, a raczej DJ, puścił jakąś powolną piosenkę. Lou przyciągnął mnie bliżej siebie, po czym objął ramionami w pasie, a głowę oparł na moim ramieniu. Czule cmoknął miejsce między szyją, a ramieniem, a ja objęłam go w pasie. Kołysaliśmy się powoli, można powiedzieć że byliśmy w swoim świecie. W tamtym momencie inni dla nas się nie liczyli. Byliśmy tylko ja i on. Dwójka bardzo mocno kochających się osób.
- Kocham cię. - szepnął Lou, gdy odsunął się ode mnie, a ja nie myśląc długo pocałowałam go w usta. Odwzajemnił pocałunek i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
- Odbijany. - krzyknął głos obok nas, gdy akurat odsunęliśmy się od siebie. Popatrzyłam na źródło, z którego dochodził znajomy głos i zobaczyłam Ruby uśmiechającą się do mnie fałszywie. Choć według niej pewnie to najlepszy uśmiech na jaki było ją stać. Podeszła do Louisa i złapała go za obie dłonie i przyciągnęła do siebie. Lou nie wiedział co ma zrobić, więc aby nie wyjść na wredną kuzynkę ruchem głowy pokazałam, aby zatańczył z nią. Co miałam zrobić? Wyrwać jej te blond kudły z głowy, aby chociaż raz mi nie przeszkodziła? Nie chciałam psuć imprezy dziadkom, więc wzięłam głęboki oddech, po czym odwróciłam się do poprzedniego partnera dziewczyny i zaczęliśmy tańczyć. Nie znałam tego chłopaka, ale muszę przyznać że nieźle tańczy. Po skończonym tańcu ruszyłam w stronę naszego stolika, gdzie myślałam że znajdę Louisa, ale nikogo tam nie było. Upiłam łyk wody znajdującej się na stoliku i odwróciłam się w stronę parkietu. I w tamtym momencie myślałam, że padnę ze śmiechu. Louis tańczył z moją babcią, która jest o niego i wiele, wiele niższa, więc chłopak aby jej dorównać musiał się schylić. Kiedy nasze oczy się spotkały, posłałam mu współczujący uśmiech i wskazałam palcem na toalety znajdujące się zaraz przy wejściu. Chłopak kiwnął głową i wrócił do jak się domyślam rozmawiania z moją babcią, która jest niezłą gadułą, więc Lou się nasłucha różnych i zarazem dziwnych sytuacji z jej życia.
Po skorzystaniu z toalety wyszłam z kabiny, aby umyć ręce. Niestety nie byłam sama. Obok mnie stanęła Ruby i obserwowała mnie w dużym lustrze wiszącym nad umywalkami.
- Fajny ten twój kolega. - powiedziała, gdy skończyła myć swoje ręce.
- Chłopak. Louis to mój chłopak, nie kolega. - wyjaśniłam, a ta zaśmiała się, po czym wyrzuciła do kosza mokry papier, którym przed chwilą wysuszyła mokre dłonie.
- Gdzie ty go znalazłaś? W ogóle co on w tobie widzi? Powinien spotykać się z prawdziwymi kobietami, takimi jak ja. - odpowiedziała wskazując dumnie na siebie. - A nie takimi jak ty. - dodała i zeskanowała moje ciało z góry do dołu.
- Co? O co ci chodzi Ruby? - zapytałam stając naprzeciwko niej.
- Mi? O co mi chodzi? A raczej o co tobie chodzi? Zachowujesz się jakbyś była najlepsza. Bo co, bo masz chłopaka? Bo masz kochających rodziców i młodszego brata? Tak? - zaczęła krzyczeć na mnie.
- Boże Ruby o co ci znowu chodzi? Co ja ci takiego zrobiłam, że tak bardzo mnie nienawidzisz? - ja również zaczęłam się na nią wydzierać.
- Co ty mi zrobiłaś? Chodzi o to, że nic. Wystarczy twoja obecność tutaj, a wszystko jest zepsute. - oznajmiła. Dopiero teraz do mnie doszły jej słowa. Chodzi jej o to, że ja mam pełną rodzinę. Mam mamę i tatę, a ona ma tylko mamę. Jej ojciec odszedł od nich jakieś dwa lata temu i od tamtej pory Ruby się na mnie przez to wyżywa.
- To nie moja wina, że twój tata was zostawił. Nie musisz się przez to na mnie wyżywać, naprawdę. Rozumiem twoją złość, ale jest ona nieuzasadniona, bo ja nie mam z tym nic wspólnego. - oznajmiłam.
- Nie mów nic o moim ojcu. Nienawidzę go za to co nam zrobił. - powiedziała patrząc mi prosto w oczy. Na początku widziałam w nich złość na mnie, potem na jej ojca, a na końcu uczucie ulgi, gdy podeszła do mnie bliżej i przytuliła się do mnie, czym mnie zaskoczyła. Objęłam ją ramionami i czułam jak dziewczyna się odpręża i płacze.
- Przepraszam Jo. - szepnęła po chwili, gdy stałyśmy na środku łazienki i tuliłyśmy się do siebie. - Przepraszam za wszystko. Za to, że powiedziałam że Louis nie zasługuje na ciebie, przepraszam. Po prostu tak bardzo ci zazdroszczę. Jesteś szczęściarą. - dodała, a ja otarłam kciukiem łzy płynące po jej policzkach.
- Też znajdziesz kogoś kto cię pokocha, zobaczysz. - odpowiedziałam, a ta uśmiechnęła się do mnie niepewnie.
- Dziękuję Jo. I jeszcze raz przepraszam za wszystkie okropne rzeczy, które ci zrobiłam lub powiedziałam.
- Nie przejmuj się już tym. Było minęło, zapomnijmy o tym i cieszmy się dzisiejszym dniem. - powiedziałam.
- Masz rację, chodźmy na górę. - odpowiedziała pociągając mnie za rękę.
- Ale Ruby, chyba nie chcesz iść tam w takim stanie. - powiedziałam.
- A co jest ze mną nie tak? - zapytała stając naprzeciwko mnie i bacznie mi się przyglądając.
- To. - powiedziałam i obróciłam ją w stronę lustra. Gdy zobaczyła swoje odbicie przeraziła się i zaczęła grzebać w torebce.
- Pomożesz mi? - poprosiła, a ja kiwnęłam głową. Nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam, aby wyszła w takim stanie na górę i aby reszta gości ją taką zobaczyła.
- Pewnie. - odpowiedziałam i wzięłam się za poprawianie jej makijażu.
- Tak lepiej. - oznajmiłam kończąc. Ruby odwróciła się w stronę lustra i zaczęła przyglądać swojemu odbiciu.
- Jest super, dziękuję. - podsumowała i na koniec przytuliła się do mnie. - Jesteś najlepszą kuzynką jaką mam. - dodała, a ja dostałam od niej całusa w policzek.
- Nie ma za co. Chodźmy. - nakazałam i razem z uśmiechami na ustach wyszłyśmy na górę. Na szczycie schodów stał Louis, oparty o przeciwległą ścianę. Gdy nas zobaczył na jego twarzy wymalowała się ulga.
- Jo gdzieś ty była tyle czasu? Zaczynałem się martwić o ciebie wariatko. - powiedział i porwał mnie w objęcia.
- Przepraszam, musiałyśmy sobie z Ruby wszystko wyjaśnić. - odpowiedziałam i popatrzyłam na dziewczynę, która mruknęła do mnie okiem.
- Opiekuj się nią Louis. Bo jak się dowiem, że coś jest nie tak. Znajdę cię i ukatrupię. - powiedziała i poklepała lekko Louisa po policzku, po czym odeszła. Chłopak zdezorientowany patrzył na mnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami i pocałowałam go w policzek.
- Co jej się stało? Dlaczego była dla ciebie taka miła? Coś ty jej zrobiła? - pytania wylatywały z jego ust jak torpedy.
- A czy to ważne? Chodźmy tańczyć. - powiedziałam i pociągnęłam Louisa za sobą na parkiet.
Przez resztę wieczoru zmieniałam partnerów do tańca co chwila. Tak dobrze się bawiłam, że nie zauważyłam iż jest już druga w nocy i czas najwyższy wracać do domu. Max spał w ramionach taty, który z resztą też nie za dobrze wyglądał. Zmęczenie wymalowane było na jego twarzy było bardzo widoczne. Mama tak samo nie pałała radością.
- Jedziemy? - zapytałam rodziców. Mama kiwnęła głową i zaczęła wstawać. Szybko się zebraliśmy, po czym pożegnaliśmy się z dziadkami oraz innymi gośćmi i wyszliśmy. Nigdzie nie mogłam znaleźć Ruby, ale myślę, że wyjaśniłyśmy sobie wszystko wcześniej i od teraz wszystko będzie między nami dobrze.
Wzięłam od taty kluczyki, bo on nie miał jak prowadzić, gdyż trzymał śpiącego Maxa na rękach. Lou usiadł obok mnie, a rodzice z młodym z tyłu.
Po pół godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Oczywiście nie obeszło się bez pouczań mojego taty, że mam jechać powoli i tak dalej, na co ja za każdym razem wywracałam oczami. Na szczęście dojechaliśmy na miejsce cali i zdrowi. Zaparkowałam obok samochodu Louisa, a rodzice poszli do domu, gdy ja żegnałam się z Louisem.
- Czyli jutro, a w zasadzie dziś się nie spotkamy? - zapytałam smutna.
- Prawdopodobnie nie, no może wieczorem. - odpowiedział i podszedł bliżej mnie. Położył swoje dłonie na moich biodrach i schylił się, aby mnie pocałować. Zarzuciłam swoje dłonie na jego szyi przyciągając go bliżej siebie. Chciałam zatrzymać tą chwilę na zawsze. Czuć jak mnie dotyka swoimi miękkimi ustami oraz czuć się bezpieczną w jego objęciach. Tego mi właśnie trzeba było po ostatnich dziwnych dniach, gdy wszystko mnie irytowało oraz byłam przeczulona na wszystko.
- Muszę iść. - oznajmił, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Dobrze. Zadzwoń do mnie jak dojedziesz, bo będę się martwić. - powiedziałam i na koniec cmoknęłam go w policzek.
- Tak jest. - odpowiedział i dał mi buziaka w usta, a następnie wsiadł do auta i odjechał. Stałam na drodze i machałam mu dopóki nie zniknął za zakrętem, a następnie weszłam do domu.
- Czemu jeszcze nie śpisz? - zapytałam tatę, który siedział w kuchni popijając wodę ze szklanki.
- Czekałem na ciebie. - odpowiedział i włożył pustą już szklankę do zlewu.
- Dobrze, w takim razie możesz już iść spać. Dobranoc. - powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów.
- Jo zaczekaj. - powiedział, a ja odwróciłam się na pięcie i popatrzyłam na niego.
- Tak?
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa z Louisem. Wydaje się fajnym facetem i widać, że cię kocha. - wyjaśnił, a ja zaczerwieniłam się na te słowa.
- Ja też go kocham tato. - oznajmiłam i popatrzyłam na niego.
- Wiem kochanie i dlatego się cieszę, że znalazłaś sobie kogoś takiego. - powiedział i złapał mnie za dłonie.
- Wiesz, że cię kocham prawda? I chcę dla ciebie jak najlepiej, bo jesteś moją jedyną córką. - oznajmił, a mi prawie szczęka opadła na podłogę. Zeskoczyłam z krzesła i szybko podbiegłam z drugiej strony wysepki kuchennej i mocno uściskałam tatę. Jest on jedną z osób, które kocham i szanuję najbardziej na świecie. Nagle poczułam jak w mojej torebce dzwoni telefon. Odsunęłam się od taty i wyciągnęłam go z torebki. Spodziewałam się, że to będzie Louis, ale gdy na ekranie wyświetlił mi się numer pani Jay, coś we mnie w środku się ruszyło. Albo będzie miała pretensje, że Louis tak późno wrócił, albo przeciwnie.
- Tak? - powiedziałam niepewnie. Ale zamiast jakichś krzyków czy normalnego głosu pani Jay usłyszałam szloch.
- Jo? - zapytała.
- Tak to ja. Pani Jay, co się dzieje? Stało się coś? - zapytałam cała spanikowana. Tata patrzył na mnie niepewnie nie wiedząc co się dzieje.
- Jo ... Louis miał wypadek. - tylko tyle usłyszałam zanim telefon spadł na podłogę. Louis, mój Louis. Mój Lou. Nie!
________________________________________________________________________________
Chciałam Was przeprosić, że tak długo mnie nie było, ale naprawdę nie umiałam się na niczym skupić, aby cokolwiek tutaj napisać. Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli za to.
Poprosiłam Was pod ostatnim rozdziałem, abyście dali mi znać czy mam skończyć tego bloga czy może go kontynuować. Większość z Was napisała żebym kontynuowała go, czym bardzo pozytywnie mnie zaskoczyliście, bo spodziewałam się, że napiszecie żebym jak najszybciej go skończyła, bo jest nudny itd.
Dziękuję za miłe słowa, bo dzięki temu mam motywację do pisania. Przy niektórych nawet mi łezka poleciała, co ja piszę? Przy wszystkich. Jesteście niesamowici! DZIĘKUJĘ!!!
Gdyby ktoś chciał zobaczyć jak wygląda Stan, a raczej jak ja go sobie wyobrażam to zapraszam TU
A teraz moje pytanie do Was: Jak myślicie co będzie dalej? Co z Louisem? Co z Jo? Jestem ciekawa Waszych pomysłów.
Do następnego (mam nadzieję, że szybszego)
Wczoraj wieczorem przyszła do mnie Meg. Chciała pogadać o Stanie i dopytać się skąd go znam i ogólnie dowiedzieć się jakichś szczegółów dotyczących życia chłopaka. Opowiedziałam jej wszystko co wiem na jego temat. Począwszy od naszego wspólnego dzieciństwa, gdy jako dziecko przyjeżdżałam do babci na wakacje, a skończywszy na tym, że chłopak trenuje piłkę nożną razem z moim Louisem.
Dziewczyna była pod wielkim wrażeniem. Widziałam iskierki radości w jej oczach, gdy o nim mówiła. Wspomniała również o tym, że zabrał ją do kina, a po nim na jakąś kolację i spacer po parku. I jak stwierdziła Meg, że w bardzo romantycznym miejscu pocałowali się po raz pierwszy. Nie mogła się oprzeć i oczywiście musiała wspomnieć o smaku i miękkości jego ust. Aż cała się rozpływała, gdy o tym mówiła, nieźle ją wzięło, pomyślałam. Już miałam jej powiedzieć, aby darowała sobie takie fragmenty, ale pomyślałam, że nie będę jej psuć humoru, ani zabierać przyjemnych myśli dotyczących Stana. Tak więc byłam na bieżąco i w duchu cieszyłam się, że udało mi się ich sobie przedstawić. Przeczuwałam, że uda im się być razem, bo naprawdę do siebie pasują.
Przez ostatnie dwa dni chodziłam jak tykająca bomba. Wszystko i wszyscy mnie denerwowali. Nie wiem co mi się działo, miałam dziwne przeczucie, że za niedługo zdarzy się coś złego i będzie to miało poważny wpływ na moje dalsze życie.
Wstałam z łóżka i zeszłam na dół do kuchni, w której siedzieli rodzice oraz Max.
- Dzień dobry. - przywitałam się i usiadłam na stołku obok brata.
- Dzień dobry Jo, coś taka nie w sosie dziś? - zapytała mama przerzucając na drugą stronę naleśnika na patelni. - Źle się czujesz?
- Nie za dobrze spałam i tyle. - skłamałam. Nie mogłam im powiedzieć, że mam złe przeczucia co do dzisiejszego dnia, bo jeszcze by się niepotrzebnie zdenerwowali, a tego wolałabym uniknąć.
- O której jedziemy? - zapytałam tatę, który siedział naprzeciw mnie i czytał gazetę oraz wyjadał resztki czekolady ze słoika.
- Wszystko zaczyna się o piętnastej, więc powinniśmy wyjechać około trzynastej, aby na spokojnie dojechać. - odpowiedział tata.
- Louis powinien być przed pierwszą. - oznajmiłam i zaczęłam jeść naleśnika z dżemem truskawkowym. Pycha. Max tak samo jak ja jadł swoją porcję naleśników i tylko co chwila oblizywał swoje małe paluszki, na których znajdowała się resztka pysznego nadzienia.
- Przyjedzie sam czy ktoś ma go przywieźć? - zapytał tata odkładając gazetę na stół.
- Przyjedzie swoim autem i zostawi je u nas, gdy będziemy u dziadków. - wyjaśniłam, po czym dodałam. - A potem jak wrócimy pojedzie do swojego domu, przynajmniej tak mi mówił, gdy się pytałam.
- Nie lepiej, aby został u nas na noc? - zapytała mama, a ja zaniemówiłam. O tym nie pomyślałam, a może nie brałam takiej możliwości pod uwagę, skoro moi rodzice są raczej przeciwni nocowania chłopaka u nas.
- Zapytam się go jak przyjedzie do nas, a teraz idę na górę zacząć się przygotowywać, bo mało czasu mi zostało. - powiedziałam i zaczęłam wstawać. Wstawiłam swój talerz do zlewu, a gdy popatrzyłam na mamę ta spoglądała na mnie pytającym wzrokiem, jakbym powiedziała coś szokującego.
- Przecież jest dopiero dziesiąta. Masz trzy godziny do wyjścia.
- Wiem, ale chcę ładnie wyglądać ... - nie dokończyłam, bo tata się wtrącił.
- Dla Louisa. - a ja poczułam jak na moje policzki wpełza ogromny rumieniec, dlatego szybko ulotniłam się z kuchni i pobiegłam na górę.. Zanim znalazłam się na schodach usłyszałam śmiech rodziców. Oni są niemożliwi.
***
Po wyjściu z łazienki, w której spędziłam niecałą godzinę, weszłam do pokoju. Ciepłe, letnie powietrze owiało moją nagą skórę owiniętą jedynie białym, puszystym ręcznikiem. Póki jeszcze nie ubrałam sukienki, co szczerze byłoby głupie z mojej strony, bo pewnie zmięłaby mi się albo co gorsza poplamiła. Więc naciągnęłam na siebie czarne legginsy i białą, luźną koszulkę Louisa, która mimo tylu prań nadal nim pachniała.
Na początku pomyślałam, że zrobię coś z włosami. Ściągnęłam z głowy ręcznik, którym miałam owinięte mokre włosy i rzuciłam go na łóżko. Zaczęłam rozczesywać skołtunione włosy, a następnie je suszyć. Pomyślałam sobie, że je wyprostuję. Jako, że na co dzień są lekko falowane uznałam, iż dzisiejszego dnia zaszaleję.
Po piętnastu minutach suszenia moje włosy były puszyste, a ja wyglądałam jak pudel. Podłączyłam prostownicę do prądu i czekając aż się nagrzeje zastanawiałam się jaki zrobić sobie makijaż. Po kilku minutach siedzenia i patrzenia się w ścianę doszłam do wniosku, że moja mama mogłaby mi w tym pomóc, bo ma większe doświadczenie w tym niż ja.
Związałam włosy w kucyka i zeszłam na dół. Niestety tak już nikogo nie było. Wróciłam więc do siebie, a gdy złapałam za klamkę od drzwi prowadzących do mojego pokoju mama akurat wychodziła z łazienki.
- Jo co się stało? - zapytała i wskazała palcem na moją głowę. Zmarszczyłam brwi i dotknęłam dłonią włosów. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie co mama miała na myśli.
- Oh to. - powiedziałam. - Wysuszyłam włosy i jeszcze nic z nimi nie zrobiłam, ale miałabym do ciebie prośbę.
- Tak? - mama była wyraźnie zaciekawiona.
- Mogłabyś mi pomóc się pomalować? - poprosiłam. Mama uśmiechnęła się do mnie i pociągnęła do mojego pokoju.
***
Po godzinie szykowania się, razem z mamą zeszłyśmy na dół.
Wiedziałam, że Louis już przyjechał, bo gdy tylko zawitał u nas w domu, ruszył na górę i zapukał do mojego pokoju. Ja cała spanikowana z połową makijażu na twarzy nie chciałam, aby zobaczył mnie w takim stanie. Na szczęście mama była w pobliżu i grzecznie, jak na nią, wyprosiła chłopaka i poprosiła, aby dał nam jeszcze chwilkę.
Gdy mama skończyła ze mną ja pomogłam jej, aż w końcu wyglądałyśmy jak milion dolarów.
Stanęłyśmy przed wielkim lustrem, a gdy zobaczyłam siebie o mało co nie zemdlałam. Wyglądałam całkiem inaczej, niż zazwyczaj. Moje oczy wydawały się ciut większe, na powiekach miałam namalowaną cienką kreskę za pomocą eyelinera, a na twarzy miałam nałożone trochę więcej niż zazwyczaj podkładu. Mama zna się na rzeczy, pomyślałam. Włosy natomiast miałam idealnie wyprostowane i podpięte dwoma wsuwkami z tyłu głowy, także twarz była dobrze widoczna.
Efekt końcowy był oszałamiający, a do tego śliczna, granatowa sukienka, która opinała mnie w odpowiednich miejscach i była idealna. Na nogi założyłam czarne balerinki.
Gdy weszłyśmy do kuchni Louis, tata i Max, którzy rozmawiali sobie, na nasz widok zamarli. Cała trójka otworzyła usta ze zdziwienia, gdy nas dostrzegli. Przez tą krótką chwilę mogłam się im dokładniej przyjrzeć. Każdy z nich miał na sobie czarny garnitur. Tata miał założony czarny krawat, aby dopasować się do sukienki mamy. Mój brat mnie bardzo zaskoczył, ponieważ pod szyją miał czarną muszkę i wyglądał słodko.
Natomiast Louis. Och Louis, wyglądał idealnie, co tu wiele dodać. Idealnie dopasowana biała koszula, a na to zarzucona czarna marynarka i do tego granatowy krawat, który razem kupiliśmy. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Lou zawsze był, jest i będzie dla mnie idealny, pod każdym względem.
Pierwszy z transu otrząsnął się tata i wziął mamę w swoje ramiona, po czym mocno do siebie przytulił. Słyszałam jak szeptał jej do ucha czułe słówka. Oni naprawdę się bardzo mocno kochają, co widać, każdego dnia. Mama na jego słowa cała się rozpływała.
Ja natomiast podeszłam do Louisa i stanęłam przed nim. Uniosłam ręce w górę i poprawiłam mu nieco krawat.
- Przystojniak z ciebie. - skomentowałam.
- A ty wyglądasz bosko. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie, po czym czule cmoknął w usta.
- Dziękuję. - podziękowałam cicho, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Jedziemy? - zapytał tata, a my z Louisem popatrzyliśmy w jego stronę, po czym kiwnęliśmy głowami, na znak że się zgadzamy.
Tata wziął Maxa na ręce i razem z mamą poszli przodem. Ja z Louisem ruszyliśmy za nimi, ale po kilku krokach chłopak złapał mnie z ramię, jednocześnie przytrzymując mnie w miejscu.
- Mam coś dla ciebie. - powiedział, a ja posłałam mu pytające spojrzenie. - Proszę. - dodał i wręczył mi maleńki bukiecik białych stokrotek.
- Dziękuję, są śliczne. - powiedziałam i stanęłam na palcach, a następnie pocałowałam go w samiutkie usta. Louis odwzajemnił pocałunek i złapał mnie za biodra przysuwając bardzo blisko siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i nie mogłam się oderwać od jego pełnych ust.
- Jo, Louis! - krzyknął tata z korytarza, a ma od razu odskoczyliśmy się od siebie.
- Chyba nie jest nam dane dziś trochę prywatności. - skomentował chłopak, a ja wzruszyłam przepraszająco ramionami. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz.
Tata, gdy nas zobaczył uśmiechnął się do nas, po czym zamknął drzwi od domu na klucz.
Gdy byliśmy gdzieś w połowie drogi na uroczystość tata, który prowadził samochód odezwał się.
- Louis, może zostałbyś u nas na noc. Pewnie późno wrócimy i nie chciałbyś wracać po nocy do domu, a w dodatku będziesz zmęczony.
- Z miłą chęcią. - odpowiedział Louisa i popatrzył na mnie puszczając mi oczko, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Ale muszę wrócić do domu, bo na jutro mama zaplanowała jakieś wyjście. Sam nawet nie wiem o co chodzi, bo nie chciała nic mi zdradzić. Domyślam się tylko, że to jakaś niespodzianka. - dodał, a ja zasmuciłam się. Już wyobrażałam sobie jak budzę się przy jego boku, ale cóż pani Jay jest zdolna do wszystkiego i umie wymyślić wszystko, aby tylko zatrzymać syna przy sobie. Już się boją jak zamieszkamy razem w Londynie. Znając ją to będzie nas odwiedzać co drugi dzień, albo co gorsza codziennie. W takim razie ja tego nie przetrzymam.
- Szkoda. - mruknęłam pod nosem, a Louis aby dodać mi nieco otuchy złapał mnie za rękę i splótł nasze palce ze sobą. Popatrzyłam na niego, a w jego oczach dostrzegłam troskę. Posłałam mu nieśmiały uśmiech, a następnie położyłam głowę na jego ramieniu. Lou cmoknął mnie w czubek głowy i tak siedzieliśmy przez resztę drogi.
Po jakichś 30 minutach dojechaliśmy na miejsce. Zaraz po wyjściu z auta chciałam przejść jak najszybciej do środka, aby żadna z moich ciotek nie wzięła nas i zadawała milion niestosownych pytań, ale oczywiście tak się nie stało. Siostra mojej mamy, ciocia Kate przyciągnęła mnie do siebie, także prawie straciłam równowagę, na szczęście ciotka w porę mnie przytrzymała, więc nie wylądowałam na ziemi.
- A co to za przystojniak z tobą przyszedł? - zapytała, a ja przewróciłam oczami i westchnęłam, bo wiedziałam że się zaczyna.
- Ciociu to mój chłopak Louis. Lou to moja ciocia i starsza siostra mojej mamy. - przedstawiłam ich sobie, a następnie ciocia zamiast przywitać się jak cywilizowany człowiek mocno uściskała Louisa. Chłopak wydał tylko z siebie cichy jęk, bo pewnie kobieta przygniatała mu żebra. Ciocia Kate jest nieco puszystą osobą, więc nie dziwię się dlaczego Lou stękał. Biedak.
- Dobra wystarczy obmacywania mojego chłopaka. - zaprotestowałam i wyrwałam Louisa z jej objęć.
- Jo nie gorączkuj się tak. - powiedziała ciocia puszczając do mnie oko.- Niezłe z niego ciacho. - dodała, a Louis który aktualnie poprawiał swoją marynarkę wciągnął głośno powietrze.
- Dobra, my idziemy do środka. Wy róbcie co chcecie. - oznajmiłam i wzięłam Louisa za rękę i ruszyliśmy w stronę wejścia do kościoła. Z resztą rodziny przywitam się później, pomyślałam. Usiedliśmy ławce w rzędzie po prawej stronie. Nie było jeszcze dużo osób, pewnie wszyscy stoją na zewnątrz i się ze sobą witają. Ja zawsze byłam typem samotnika, nigdy nie lubiłam jakichś rodzinnych spotkań, na których każdy zachowuje się jak najlepiej potrafi i tylko chwali się co to on nie osiągnął. Dla mnie takie coś było sztuczne i zawsze omijałam tego typu "imprezy" szerokim łukiem. I jak widać, tak zostało mi do dziś.
Po 15 minutach miejsca przed nami, obok nas i za nami zaczęły się zapełniać, co by oznaczało że zaraz wszystko się zacznie.
- Gotowa? - zapytał Louis pochylając się w moją stronę.
- Pewnie. Jestem ciekawa jak babcia wygląda. - odpowiedziałam, a Lou ścisnął moje dłonie leżące na moich kolanach. Popatrzyłam najpierw w dół, a następnie na twarz chłopaka, na której malowała się miłość. Uśmiechnęłam się do niego lekko i już chciałam dać mu całusa w policzek, gdy nagle wszyscy goście zaczęli wstawać z miejsc. My tak samo wstaliśmy i jak reszta ludzi zgromadzonych wokół nas odwróciliśmy się za siebie. Dopiero teraz dostrzegłam, że rodzice i Max siedzą obok nas i uśmiechają się w stronę, w którą wszyscy są skierowani. Ja tak samo podążyłam za ich wzrokiem i wtedy myślałam, że się rozpłaczę. Babcia, jak na swój wiek wyglądała ślicznie. Biała długa sukienka bez rękawów, a we włosach biała opaska, a do tego mały bukiet białych róż. Wyglądała prześlicznie. Teraz do mnie dotarło jak ja bardzo kocham tę kobietę, jest dla mnie naprawdę ważna. Razem z dziadkiem ruszyli w stronę ołtarza. Uśmiechali się do swoich gości, a gdy babci wzrok padł na mnie posłałam jej całusa, na co ona odpowiedziała mi tym samym.
Gdy nasi "nowożeńcy" podeszli pod ołtarz wszyscy usiedliśmy na swoich miejscach. Uroczystość wreszcie się rozpoczęła, a ja prawie przez całą rozmyślałam na temat czy ja z Louisem przetrwam tak samo długo jak moi dziadkowie. Bardzo bym tego chciała i cały czas mam nadzieję, że nam się uda. Babcia kiedyś mi opowiadała, że aby być szczęśliwym w związku trzeba się mocno kochać i szanować tą drugą osobę. Bo bez tego ani rusz. W sumie babcia ma dużo racji. Popatrzyłam na Louisa, który chyba myślami był gdzie indziej, tak samo jak ja, a gdy zorientował się że bezczelnie mu się przyglądam zmarszczył brwi, a ja wróciłam do patrzenia przed siebie.
Nadeszła pora składania sobie przysięgi małżeńskiej, w przypadku dziadków to jej odnawianie. Gdy usłyszałam pierwsze słowa wypowiadane przez babcię, złapałam Louisa za rękę i splotłam nasze palce ze sobą. Chłopak popatrzył na mnie, uśmiechnął się, a następnie odwzajemnił uścisk i wróciliśmy do obserwowania głównej pary tego dnia. Oczywiście jak to ja musiałam się popłakać, bo przy niektórych momentach nie dało się nie uronić kilku łez. Lou otarł moje mokre policzki kciukiem, a następnie dał mi soczystego całusa.
Po skończonej uroczystości wszyscy goście ruszyli za "młodą" parą na zewnątrz, aby złożyć im życzenia. Stanęliśmy z Louisem w kolejce, a gdy nadeszła nasza kolej wycałowałam i babcię i dziadka, po czym życzyłam im jeszcze więcej miłości i dużo szczęścia. Oboje byli pod wrażeniem, że przyjechałam z Louisem, bo gdy ostatni raz się widzieliśmy rozstałam się z chłopakiem, a oni widząc go stojącego obok mnie cieszyli się razem ze mną, że jednak udało nam się pogodzić.
Po jakże męczących życzeniach wszyscy udaliśmy się do pobliskiej restauracji, aby się zabawić i coś zjeść.
Po około dwudziestu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Restauracja nie była duża, ale wystarczająca aby pomieścić wszystkich gości. Na każdym stoliku stały malutkie stojaki z imieniem i nazwiskiem gości. Szybko znalazłam nasz stolik, okazało się że siedzimy razem z moim kuzynostwem. Dwoma kuzynkami i dwoma kuzynami. Coś czuję, że będzie ciekawie.
- Cześć Jo. - powiedziała Ruby, córka cioci Kate, która jest w moim wieku. Nie lubię jej za bardzo. Zawsze jak ją widzę to mi dogryza, bo nie pochodzę z Wielkiej Brytanii jako ona, a z Polski. Nie wiem co ja jej zrobiłam, że tak się wobec mnie zachowuje.
- Cześć Ruby. - odpowiedziałam grzecznie i usiadłam naprzeciwko niej, a Lou obok mnie.
- Jo? - usłyszałam za sobą piskliwy, dziewczęcy głos. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Lili, młodszą o 3 lata, siostrę Ruby. Wstałam z krzesła i mocno ją do siebie przytuliłam. Lili w przeciwieństwie do jej siostry uwielbiałam, była jedną z moich ulubionych kuzynek.
- Lili, cześć kochanie. - powiedziałam z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Jo jak ja cię dawno nie widziałam. Gdzie Max? - zapytała. Wiedziałam, że ja będę dla niej tylko na chwilę ważna, a za moment zapyta o mojego brata.
- Z rodzicami, o tam. - odpowiedziałam wskazując palcem na rodziców i siedzących obok nich Maxa w specjalnym foteliku.
- Idę się przywitać. - oznajmiła, a ja potaknęłam i usiadłam na swoim miejscu. Zauważyłam, że Louis ściągnął swoją marynarkę i przewiesił przez oparcie krzesła. Przewiesiłam swoją torebkę przez oparcie krzesła, a następnie popatrzyłam na siedzącą naprzeciw mnie Ruby. Wpatrywała się bezczelnie w Louisa, który niczego nie świadomy rozglądał się po sali. Odchrząknęłam głośno, ale dziewczyna ani się nie poruszyła. Odchrząknęłam po raz drugi, tym razem nieco głośniej i wtedy otrząsnęła się z transu w którym tkwiła i pewnie myślała, że nikt tego nie zauważy.
Po chwili do naszego stolika dosiedli się moi dwaj kuzyni: David i jego brat Arthur, bliźniacy. Przywitali się ze mną całusem w policzek, a z Louisem uściskiem ręki.
Gdy kelnerzy zaczęli przynosić posiłki do stolika wróciła Lili, która była tak zafascynowana Maxem, że co chwilę coś o nim mówiła. A najczęściej było to typu: Jaki on słodki. Wiem, że Max jest słodki, a w dodatku w tej muszce pod szyją to już w ogóle.
Po zjedzonym obiedzie nadszedł czas na deser, a mianowicie ogromny tort, który został teraz pokrojony na mniejsze kawałeczki przez kelnerów. Wiem, że babcia z dziadkiem nie byliby w stanie sami go pokroić, bo już nie te lata, ani nie ten wzrok, więc poprosili ekipę specjalnie do tego wynajętą.
Jeszcze takiego dobrego ciastka to nie jadłam. Było przepyszne.
Gdy wkładałam ostatni kawałek tortu do ust na parkiecie, który znajdował się przed nami, usłyszałam jakieś trzaski, a za chwilę puszczona została wolna muzyka. Wszyscy ze zdziwieniem wymalowanym na twarzach zaczęli iść w tamtą stronę. Ja z Louisem również wstaliśmy i podążyliśmy za tłumem. Gdy zobaczyłam co tam się dzieje prawie zaniemówiłam. Babcia z dziadkiem tańczyli do ich ulubionej piosenki. Nie spoglądali nigdzie indziej, a tylko na siebie. Biła od nich ogromna miłość, której można im tylko pozazdrościć. W sumie ja nie mam czego im zazdrościć, bo sama mam obok siebie miłość mojego życia. Popatrzyłam w górę na twarz Louisa, który zafascynowany był tańcem moich dziadków, ale za chwilę się zorientował że mu się przyglądam i spuścił głowę patrząc na mnie. Uśmiech zagościł na jego ustach, a następnie przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem. Ja natomiast objęłam go obiema rękami w talii i tak staliśmy do końca pierwszego tańca.
Po chwili ktoś puścił jakąś szybszą muzykę, a Louis od razu porwał mnie do tańca. Co chwila obracał mnie, a ja myślałam, że się przewrócę, ale na szczęście chłopak w porę mnie łapał, więc moje bliższe spotkanie z podłogą odeszło na dalszy plan. Za każdym razem, gdy przyciągał mnie do siebie i na moich i na jego ustach pojawiał się ogromnych rozmiarów uśmiech, a ja chociaż na chwilę wyluzowałam się i zapomniałam o nieprzyjemnym uczuciu, które dręczyło mnie od kilku dni. Gdy piosenka się skończyła, mężczyzna którego dopiero teraz zauważyłam na podeście, a raczej DJ, puścił jakąś powolną piosenkę. Lou przyciągnął mnie bliżej siebie, po czym objął ramionami w pasie, a głowę oparł na moim ramieniu. Czule cmoknął miejsce między szyją, a ramieniem, a ja objęłam go w pasie. Kołysaliśmy się powoli, można powiedzieć że byliśmy w swoim świecie. W tamtym momencie inni dla nas się nie liczyli. Byliśmy tylko ja i on. Dwójka bardzo mocno kochających się osób.
- Kocham cię. - szepnął Lou, gdy odsunął się ode mnie, a ja nie myśląc długo pocałowałam go w usta. Odwzajemnił pocałunek i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
- Odbijany. - krzyknął głos obok nas, gdy akurat odsunęliśmy się od siebie. Popatrzyłam na źródło, z którego dochodził znajomy głos i zobaczyłam Ruby uśmiechającą się do mnie fałszywie. Choć według niej pewnie to najlepszy uśmiech na jaki było ją stać. Podeszła do Louisa i złapała go za obie dłonie i przyciągnęła do siebie. Lou nie wiedział co ma zrobić, więc aby nie wyjść na wredną kuzynkę ruchem głowy pokazałam, aby zatańczył z nią. Co miałam zrobić? Wyrwać jej te blond kudły z głowy, aby chociaż raz mi nie przeszkodziła? Nie chciałam psuć imprezy dziadkom, więc wzięłam głęboki oddech, po czym odwróciłam się do poprzedniego partnera dziewczyny i zaczęliśmy tańczyć. Nie znałam tego chłopaka, ale muszę przyznać że nieźle tańczy. Po skończonym tańcu ruszyłam w stronę naszego stolika, gdzie myślałam że znajdę Louisa, ale nikogo tam nie było. Upiłam łyk wody znajdującej się na stoliku i odwróciłam się w stronę parkietu. I w tamtym momencie myślałam, że padnę ze śmiechu. Louis tańczył z moją babcią, która jest o niego i wiele, wiele niższa, więc chłopak aby jej dorównać musiał się schylić. Kiedy nasze oczy się spotkały, posłałam mu współczujący uśmiech i wskazałam palcem na toalety znajdujące się zaraz przy wejściu. Chłopak kiwnął głową i wrócił do jak się domyślam rozmawiania z moją babcią, która jest niezłą gadułą, więc Lou się nasłucha różnych i zarazem dziwnych sytuacji z jej życia.
Po skorzystaniu z toalety wyszłam z kabiny, aby umyć ręce. Niestety nie byłam sama. Obok mnie stanęła Ruby i obserwowała mnie w dużym lustrze wiszącym nad umywalkami.
- Fajny ten twój kolega. - powiedziała, gdy skończyła myć swoje ręce.
- Chłopak. Louis to mój chłopak, nie kolega. - wyjaśniłam, a ta zaśmiała się, po czym wyrzuciła do kosza mokry papier, którym przed chwilą wysuszyła mokre dłonie.
- Gdzie ty go znalazłaś? W ogóle co on w tobie widzi? Powinien spotykać się z prawdziwymi kobietami, takimi jak ja. - odpowiedziała wskazując dumnie na siebie. - A nie takimi jak ty. - dodała i zeskanowała moje ciało z góry do dołu.
- Co? O co ci chodzi Ruby? - zapytałam stając naprzeciwko niej.
- Mi? O co mi chodzi? A raczej o co tobie chodzi? Zachowujesz się jakbyś była najlepsza. Bo co, bo masz chłopaka? Bo masz kochających rodziców i młodszego brata? Tak? - zaczęła krzyczeć na mnie.
- Boże Ruby o co ci znowu chodzi? Co ja ci takiego zrobiłam, że tak bardzo mnie nienawidzisz? - ja również zaczęłam się na nią wydzierać.
- Co ty mi zrobiłaś? Chodzi o to, że nic. Wystarczy twoja obecność tutaj, a wszystko jest zepsute. - oznajmiła. Dopiero teraz do mnie doszły jej słowa. Chodzi jej o to, że ja mam pełną rodzinę. Mam mamę i tatę, a ona ma tylko mamę. Jej ojciec odszedł od nich jakieś dwa lata temu i od tamtej pory Ruby się na mnie przez to wyżywa.
- To nie moja wina, że twój tata was zostawił. Nie musisz się przez to na mnie wyżywać, naprawdę. Rozumiem twoją złość, ale jest ona nieuzasadniona, bo ja nie mam z tym nic wspólnego. - oznajmiłam.
- Nie mów nic o moim ojcu. Nienawidzę go za to co nam zrobił. - powiedziała patrząc mi prosto w oczy. Na początku widziałam w nich złość na mnie, potem na jej ojca, a na końcu uczucie ulgi, gdy podeszła do mnie bliżej i przytuliła się do mnie, czym mnie zaskoczyła. Objęłam ją ramionami i czułam jak dziewczyna się odpręża i płacze.
- Przepraszam Jo. - szepnęła po chwili, gdy stałyśmy na środku łazienki i tuliłyśmy się do siebie. - Przepraszam za wszystko. Za to, że powiedziałam że Louis nie zasługuje na ciebie, przepraszam. Po prostu tak bardzo ci zazdroszczę. Jesteś szczęściarą. - dodała, a ja otarłam kciukiem łzy płynące po jej policzkach.
- Też znajdziesz kogoś kto cię pokocha, zobaczysz. - odpowiedziałam, a ta uśmiechnęła się do mnie niepewnie.
- Dziękuję Jo. I jeszcze raz przepraszam za wszystkie okropne rzeczy, które ci zrobiłam lub powiedziałam.
- Nie przejmuj się już tym. Było minęło, zapomnijmy o tym i cieszmy się dzisiejszym dniem. - powiedziałam.
- Masz rację, chodźmy na górę. - odpowiedziała pociągając mnie za rękę.
- Ale Ruby, chyba nie chcesz iść tam w takim stanie. - powiedziałam.
- A co jest ze mną nie tak? - zapytała stając naprzeciwko mnie i bacznie mi się przyglądając.
- To. - powiedziałam i obróciłam ją w stronę lustra. Gdy zobaczyła swoje odbicie przeraziła się i zaczęła grzebać w torebce.
- Pomożesz mi? - poprosiła, a ja kiwnęłam głową. Nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam, aby wyszła w takim stanie na górę i aby reszta gości ją taką zobaczyła.
- Pewnie. - odpowiedziałam i wzięłam się za poprawianie jej makijażu.
- Tak lepiej. - oznajmiłam kończąc. Ruby odwróciła się w stronę lustra i zaczęła przyglądać swojemu odbiciu.
- Jest super, dziękuję. - podsumowała i na koniec przytuliła się do mnie. - Jesteś najlepszą kuzynką jaką mam. - dodała, a ja dostałam od niej całusa w policzek.
- Nie ma za co. Chodźmy. - nakazałam i razem z uśmiechami na ustach wyszłyśmy na górę. Na szczycie schodów stał Louis, oparty o przeciwległą ścianę. Gdy nas zobaczył na jego twarzy wymalowała się ulga.
- Jo gdzieś ty była tyle czasu? Zaczynałem się martwić o ciebie wariatko. - powiedział i porwał mnie w objęcia.
- Przepraszam, musiałyśmy sobie z Ruby wszystko wyjaśnić. - odpowiedziałam i popatrzyłam na dziewczynę, która mruknęła do mnie okiem.
- Opiekuj się nią Louis. Bo jak się dowiem, że coś jest nie tak. Znajdę cię i ukatrupię. - powiedziała i poklepała lekko Louisa po policzku, po czym odeszła. Chłopak zdezorientowany patrzył na mnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami i pocałowałam go w policzek.
- Co jej się stało? Dlaczego była dla ciebie taka miła? Coś ty jej zrobiła? - pytania wylatywały z jego ust jak torpedy.
- A czy to ważne? Chodźmy tańczyć. - powiedziałam i pociągnęłam Louisa za sobą na parkiet.
Przez resztę wieczoru zmieniałam partnerów do tańca co chwila. Tak dobrze się bawiłam, że nie zauważyłam iż jest już druga w nocy i czas najwyższy wracać do domu. Max spał w ramionach taty, który z resztą też nie za dobrze wyglądał. Zmęczenie wymalowane było na jego twarzy było bardzo widoczne. Mama tak samo nie pałała radością.
- Jedziemy? - zapytałam rodziców. Mama kiwnęła głową i zaczęła wstawać. Szybko się zebraliśmy, po czym pożegnaliśmy się z dziadkami oraz innymi gośćmi i wyszliśmy. Nigdzie nie mogłam znaleźć Ruby, ale myślę, że wyjaśniłyśmy sobie wszystko wcześniej i od teraz wszystko będzie między nami dobrze.
Wzięłam od taty kluczyki, bo on nie miał jak prowadzić, gdyż trzymał śpiącego Maxa na rękach. Lou usiadł obok mnie, a rodzice z młodym z tyłu.
Po pół godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Oczywiście nie obeszło się bez pouczań mojego taty, że mam jechać powoli i tak dalej, na co ja za każdym razem wywracałam oczami. Na szczęście dojechaliśmy na miejsce cali i zdrowi. Zaparkowałam obok samochodu Louisa, a rodzice poszli do domu, gdy ja żegnałam się z Louisem.
- Czyli jutro, a w zasadzie dziś się nie spotkamy? - zapytałam smutna.
- Prawdopodobnie nie, no może wieczorem. - odpowiedział i podszedł bliżej mnie. Położył swoje dłonie na moich biodrach i schylił się, aby mnie pocałować. Zarzuciłam swoje dłonie na jego szyi przyciągając go bliżej siebie. Chciałam zatrzymać tą chwilę na zawsze. Czuć jak mnie dotyka swoimi miękkimi ustami oraz czuć się bezpieczną w jego objęciach. Tego mi właśnie trzeba było po ostatnich dziwnych dniach, gdy wszystko mnie irytowało oraz byłam przeczulona na wszystko.
- Muszę iść. - oznajmił, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Dobrze. Zadzwoń do mnie jak dojedziesz, bo będę się martwić. - powiedziałam i na koniec cmoknęłam go w policzek.
- Tak jest. - odpowiedział i dał mi buziaka w usta, a następnie wsiadł do auta i odjechał. Stałam na drodze i machałam mu dopóki nie zniknął za zakrętem, a następnie weszłam do domu.
- Czemu jeszcze nie śpisz? - zapytałam tatę, który siedział w kuchni popijając wodę ze szklanki.
- Czekałem na ciebie. - odpowiedział i włożył pustą już szklankę do zlewu.
- Dobrze, w takim razie możesz już iść spać. Dobranoc. - powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów.
- Jo zaczekaj. - powiedział, a ja odwróciłam się na pięcie i popatrzyłam na niego.
- Tak?
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa z Louisem. Wydaje się fajnym facetem i widać, że cię kocha. - wyjaśnił, a ja zaczerwieniłam się na te słowa.
- Ja też go kocham tato. - oznajmiłam i popatrzyłam na niego.
- Wiem kochanie i dlatego się cieszę, że znalazłaś sobie kogoś takiego. - powiedział i złapał mnie za dłonie.
- Wiesz, że cię kocham prawda? I chcę dla ciebie jak najlepiej, bo jesteś moją jedyną córką. - oznajmił, a mi prawie szczęka opadła na podłogę. Zeskoczyłam z krzesła i szybko podbiegłam z drugiej strony wysepki kuchennej i mocno uściskałam tatę. Jest on jedną z osób, które kocham i szanuję najbardziej na świecie. Nagle poczułam jak w mojej torebce dzwoni telefon. Odsunęłam się od taty i wyciągnęłam go z torebki. Spodziewałam się, że to będzie Louis, ale gdy na ekranie wyświetlił mi się numer pani Jay, coś we mnie w środku się ruszyło. Albo będzie miała pretensje, że Louis tak późno wrócił, albo przeciwnie.
- Tak? - powiedziałam niepewnie. Ale zamiast jakichś krzyków czy normalnego głosu pani Jay usłyszałam szloch.
- Jo? - zapytała.
- Tak to ja. Pani Jay, co się dzieje? Stało się coś? - zapytałam cała spanikowana. Tata patrzył na mnie niepewnie nie wiedząc co się dzieje.
- Jo ... Louis miał wypadek. - tylko tyle usłyszałam zanim telefon spadł na podłogę. Louis, mój Louis. Mój Lou. Nie!
________________________________________________________________________________
Chciałam Was przeprosić, że tak długo mnie nie było, ale naprawdę nie umiałam się na niczym skupić, aby cokolwiek tutaj napisać. Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli za to.
Poprosiłam Was pod ostatnim rozdziałem, abyście dali mi znać czy mam skończyć tego bloga czy może go kontynuować. Większość z Was napisała żebym kontynuowała go, czym bardzo pozytywnie mnie zaskoczyliście, bo spodziewałam się, że napiszecie żebym jak najszybciej go skończyła, bo jest nudny itd.
Dziękuję za miłe słowa, bo dzięki temu mam motywację do pisania. Przy niektórych nawet mi łezka poleciała, co ja piszę? Przy wszystkich. Jesteście niesamowici! DZIĘKUJĘ!!!
Gdyby ktoś chciał zobaczyć jak wygląda Stan, a raczej jak ja go sobie wyobrażam to zapraszam TU
A teraz moje pytanie do Was: Jak myślicie co będzie dalej? Co z Louisem? Co z Jo? Jestem ciekawa Waszych pomysłów.
Do następnego (mam nadzieję, że szybszego)
Grunt to rodzinka :)
OdpowiedzUsuńA co do Lou na pewno wszystko bd dobrze, bo to silny chłopak :)
@claudialech
Super rozdział mam nadzieję na nowe rozdziały bo naprawdę masz talent podoba mi się jak piszesz. Oby louisowi nic się nie stało nie kończ opowiadania bo jest cudowne tylko nie zrób z tego nudnej telenoweli^^ kocham, pozdrawiam i życzę weny xoxo ~ Misia
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
OdpowiedzUsuńEeeej, noo jak mogłaś?! Moj LouLou miał wypadek?! Aaaaaa tylko nie to! Foch forever na 5 minut!! Ale, rozdzial zajebity!! :))
OdpowiedzUsuń#Verkki
[SPAM]
OdpowiedzUsuńSześcioro młodych przyjaciół wraca do miasta, gdzie wszystko się zaczęło. Niektórzy z nich szukają odpowiedzi na pytania związane z ich życiem, inni próbują w spokoju dożyć swoich ostatnich dni. Opowiadanie pełne tajemnic z przeszłości, żądzy miłości, próby odzyskania siebie. Jak potoczy się dalsza historia Niny, Piotra, Ani, Artura, Daniela i Luizy? Czy zdobędą to czego szukają?
Wszystko na: http://wszystko-ma-swoj-poczatek-i-koniec.blogspot.com
Zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=roIV_nmTSWE
Zapraszam.