środa, 4 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 42.

Na miejsce dojechałyśmy w około godzinę. Podjeżdżając pod budynek zauważyłam, że samochód Łukasza stoi na parkingu. Błagam tylko, żeby mnie nie zauważył. Ale chyba nie będzie tak dobrze, bo będę musiała iść z babcią do środka, coś takiego mi bąknęła w czasie jazdy. Myślałam, że pójdę sobie do sklepu, który widziałam niedaleko, ale nie będzie mi to dzisiaj dane. Zaparkowałam na wolnym miejscu. Niestety wolne miejsce było tylko obok samochodu Łukasza. Jeszcze to, pomyślałam. Jak będzie mnie dzisiaj znowu podrywał to nie ręczę za siebie. Mam tak zepsuty humor przez ten głupkowaty sen, który z resztą mam nadzieję, że nigdy się nie spełni. Bardzo się tego boję, bo moje sny czasami się spełniają. Nawet te złe i te które nie chcę, aby się spełniały. Pamiętam jak kiedyś śniło mi się, że pani z matematyki weźmie mnie do odpowiedzi. I co się stało kilka dni później? Oczywiście, że wzięła mnie do odpowiedzi. I gdy tak stałam przy tej tablicy miałam wrażenie jakby to już kiedyś się zdarzyło. Jak to się nazywa? Deja vu?
- Jo, idziesz? - głos babci wyrwał mnie z zamyślenia.
- A mogę iść do tego sklepu, który ci pokazywałam po drodze? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Już ci mówiłam, że nie. Powiedziałam Łukaszowi, że mnie podwieziesz, a on nalegał, żebym cię przyprowadziła do środka, bo ma do ciebie jakąś sprawę. - fuknęłam pod nosem i wysiadłam z samochodu. Ciekawe jaką to ma do mnie sprawę ten cały Łukaszek. Kolesia poznałam dwa dni temu, a już mam go dość. Jest strasznie dziwny i irytujący. Bo, który normalny i kochający swoją dziewczynę, chłopak chce umówić się z inną, której w ogóle nie zna i nigdy nie widział na oczy? Myślę, że żaden. No chyba, że Łukasz lubi mieć kilka dziewczyn na raz i każdej kupować różne rzeczy i mówić jak to ją kocha. Dla mnie to jest chory koleś i ta cała sytuacja jest chora. A może on ma coś nie tak z główką? Kto wie?
Nim się spostrzegłam siedziałyśmy z babcią w poczekalni. No nie powiem, ale klinika robi wrażenie nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Wygląda na dopiero co wyremontowaną. Białe ściany, na których wiszą różnej wielkości antyramy, a w nich obrazki przedstawiające różne schorzenia kręgosłupa i nie tylko. Na przeciw drzwi wejściowych znajdowała się ogromna recepcja, a za ladą miła kobieta. Tak na moje oko mogła mieć około trzydzieści lat. Blond włosy spięte w warkocza, niebieskie oczy, która aktualnie patrzą na mnie, a na ustach trochę za dużo błyszczyku. Kobieta uśmiechnęła się do mnie, gdy babcia mnie jej przedstawiła. Pokazała nam na krzesła stojące na przeciwko recepcji, abyśmy sobie usiadły i poczekały, aż pan Łukasz skończy z jednym klientem. Pan Łukasz? Serio? Przecież on ma dwadzieścia dwa lata, a ta babka ze trzydzieści. Widzę, że Łukasz bardzo siebie ceni. A może on i ona mają romans? Nie, stop. Gdzie moje myśli krążą? Wokół związków chłopaka, który uważa się za nie wiadomo kogo. A co mi do tego? Niech sobie robi co mu się tylko podoba i trzyma ręce z dala ode mnie. Babcia powiedziała, że Łukasz chciał ze mną pogadać, tylko o czym? Przecież my nie mamy wspólnych tematów do rozmów, to nie rozumiem o czym chciałby ze mną gadać?
Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich starszy pan, a zaraz za nim "pan" Łukasz. Na początku mnie nie zauważył, był tak pochłonięty rozmowa ze swoim pacjentem, że nie zauważył jak się mu bezczelnie przyglądam. Nie mówię, że nie ma na czym oka zawiesić, ale odrzuca mnie od niego, gdy pomyślę sobie tylko jaki to on jest zakochany w samym sobie, jak to mówią - narcyz. Gdy chłopak skończył rozmawiać z panem, jak usłyszałam podczas ich rozmowy, Kowalskim popatrzył w naszą stronę. Kiedy mnie zobaczył uśmiech wkradł mu się na usta, po czym podszedł do nas.
- Dzień dobry pani Monk. Jak się dzisiaj pani czuje? - zapytał moją babcię i złapał ją za dłonie, gdy razem z babcią wstałyśmy z krzeseł.
- Dziękuję Łukaszku, bardzo dobrze. - odpowiedziała. Łukaszku, co to do cholery jest?
- Cześć Jo. Jak twój chłopak doleciał spokojnie? - tym razem zwrócił się do mnie.
- Cześć Łukasz. Tak, dziękuję. - nie chciałam wyjść na jakąś niewychowaną czy coś, więc grzecznie mu odpowiedziałam.
- Pani Monk, może pani wejść do gabinetu, ja zaraz przyjdę. Moja asystentka na razie się panią zajmie i pomoże się przygotować. - powiedział do mojej babci, a ona jak zahipnotyzowana wykonała jego polecenie, po czym weszła do gabinetu.
- Jo, co robisz w sobotę? - przeszedł od razu do tematu i nieco się do mnie zbliżył. Popatrzyłam w stronę recepcji, ale tej miłej pani tam nie było, a babcia dopiero co weszła za drzwi, więc zostałam sam na sam z panem Łukaszem.
- Nie wiem jeszcze, a co? - zapytałam i zrobiłam krok do tyłu.
- Bo wiesz idę w sobotę na wesele mojej dalszej kuzynki Julii. I chciałbym się ciebie spytać czy nie poszłabyś tam ze mną, jako osoba towarzysząca. - co? On mówi serio? Nie, to się nie dzieje naprawdę.
- Łukasz z całym szacunkiem, ale ja mam chłopaka. - odpowiedziałam. Nie chciałam tam iść, ani nie miałam nawet na to ochoty.
- I co z tego? Przecież jego tutaj nie ma. - oznajmił i znowu się do mnie przysunął, a ja zrobiłam duży krok w tył.
- Ale jest tutaj i to wystarczy. - powiedziałam i popukałam palcem miejsce po lewej stronie mojej klatki piersiowej.
- Ale on się o niczym nie dowie. - nie, tego jest już za wiele. Nie chcę okłamywać Louisa. Przyrzekliśmy sobie kiedyś, że nie będziemy kłamać i będziemy mówić sobie prawdę, nawet tą najgorszą. I jak ja miałabym teraz powiedzieć Louisowi, że idę na wesele z obcym chłopakiem. I w dodatku Louis jest o niego śmiertelnie zazdrosny. Nie to nie wchodzi w grę.
- Łukasz wybacz, ale ja z tobą tam nie pójdę. A z resztą nie możesz iść ze swoją dziewczyną? - gdy zadałam to pytanie widziałam, jak wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. W jego oczach widziałam złość. Tak mi się zdaje, że jeszcze żadna dziewczyna mu nie odmówiła spotkania. No, cóż musi byś ten pierwszy raz.
- Z jaką dziewczyną? Ja nie mam dziewczyny. - odpowiedział i przeczesał palcami swoje krótkie, blond włosy. Chyba się chłopak zdenerwował.
- Aha spoko, ale ja z tobą nie pójdę. - co? Nie ma dziewczyny? A ta laska wczoraj ze sklepu, do której powiedział kochanie ?
- Dlaczego? Będziemy się świetnie bawić, a potem odwiozę cię do domu. - oznajmił i lekko się do mnie uśmiechnął.
- Bo nie znamy się na tyle dobrze, aby gdziekolwiek razem iść. Po za tym jak już ci mówiłam mam chłopaka którego nie chcę okłamywać i robić coś za jego plecami. - powiedziałam i popatrzyłam, w jego oczy.
- No dobrze, skoro tak mówisz, to nie będę naciskał. Ale jakbyś zmieniła zdanie to zadzwoń do mnie, dobrze? - nie ma takiej opcji, w tej sprawie na pewno nie zmienię zdania, oj nie.
- Panie Łukaszu, pacjentka jest gotowa. - naszą rozmowę przerwała asystentka chłopaka wychodząca z jego gabinetu.
- Pamiętaj, jakbyś zmieniła zdanie. Zadzwoń. - powiedział i wręczył mi swoją wizytówkę. Ja popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, a on się odwrócił i wszedł do gabinetu. Co to się stało przed chwilą? Jestem lekko zdezorientowana. Muszę stąd jak najszybciej wyjść, nie wytrzymam. Szybkim krokiem udałam się w stronę głównych drzwi. Pchnęłam je i wyszłam na zewnątrz. Ciepłe, letnie  powietrze owiało moją twarz, a słońce lekko oślepiło. Co się właściwie dzieje? Nie rozumiem. Koleś mówi, że nie ma dziewczyny, a ja wczoraj widziałam go w centrum handlowym z jakąś laską. To jest niemożliwe, żeby to była jego siostra, albo chociaż kuzynka. Jak on do niej powiedział? Muszę sobie przypomnieć - "kochanie". Raczej rodzeństwo czy nawet kuzyni nie odzywają się do siebie w ten sposób. Moim zdaniem to jest dziwne, tak jak i on jest mega dziwny. Ja już serio nie rozumiem o co tu chodzi. I jeszcze to pytanie czy nie poszłabym z nim na wesele jego kuzynki, dalszej kuzynki. No z gościem jest coś nie tak.Widział mnie dwa razy w życiu i od razu chce się ze mną umawiać, choć wie, że mam chłopaka, którego bardzo kocham. Ale zaraz coś mi świta w głowie. Domi mówiła, że też idzie na wesele swojej kuzynki w sobotę. Nawet powiedziała mi jej imię, zaraz jak to było? Julita? Julia? Jola? Julia!? O matko czyli, że Łukasz idzie na to samo wesele co Domi. Gorzej być nie może. A co jak ona go zna? No ba jak może go nie znać, skoro są rodziną, co prawda dalszą. Muszę do niej zadzwonić i dopytać się czy go zna. W sumie wczoraj nie widziała go, bo nie chciałyśmy ryzykować, aby chłopak nas zobaczył. Ale jestem pewna, że jakby go zobaczyła to by go poznała i potwierdziła moje dzisiejsze przypuszczenia. Wyciągnęłam telefon z torebki i drżącym palcami wystukałam numer przyjaciółki.

_________________________________________________________________________________
Jestem ciekawa Waszych reakcji na ten rozdział :) Jak myślicie co robi Jo? Pójdzie z panem Łukaszem na wesele, czy nie? A jak zareaguje Dominika? Piszcie w komentarzach :)
Czekam na 16 komentarzy, ponieważ tyle osób zagłosowało w ankiecie.
A i jeszcze chciałabym podziękować pewnej, miłej osobie, która jest ze mną od początku i zawsze komentuje rozdziały. Cantina, tak o Tobie mówię. Chciałabym Ci bardzo, bardzo podziękować, że zawsze pod każdym rozdziałem mogę przeczytać Twój wspaniały komentarz. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy i wywołuje uśmiechu na mojej twarzy. Dziękuję Ci Kochana :)
Również chciałabym podziękować wszystkim osobom, które komentują. Jesteście niesamowici. Ola, Anonimek i wiele, wiele innych których nazw teraz nie pamiętam. Dziękuję Wam, gdyby nie Wy już dawno by mnie tu nie było :)

3 komentarze:

  1. Rozdział przecudowny <3
    Oby Jo nie poszła na ślub z Łukaszem
    Ale jestem ciekawa co napiszesz

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Jestem ciekawa czy Łukasz jest spokrewniony z Domi. Mam nadzieję, że Jo szybko z nią porozmawia. Yhm… nwm co jeszcze napisać. No rozdział był cudowny i wszystko było idealnie. Może będę Ci już tylko życzyć weny i czekam na nn.
    Ola

    OdpowiedzUsuń