środa, 26 marca 2014

ROZDZIAŁ 81.

Dzisiaj jadę z Louisem na rehabilitację. Czuję się już dobrze i myślę, że to najlepsza pora na wyjście z domu. Lou nalegał, abym z nim tam pojechała, bo jak twierdzi lepiej będzie się czuł wiedząc, że jestem blisko.
Tak więc nie miałam innego wyjścia jak wstać i się ubrać.
Wybrałam dżinsy i białą koszulkę z krótkim rękawem. Do tego jeszcze założę czarny sweter, który będzie się bardzo dobrze komponował z takim zestawem.
W łazience umyłam zęby i pomalowałam sobie rzęsy, a na usta nałożyłam błyszczyk. Włosy związałam w niechlujny koczek i mogłam zejść na dół. Wstąpiłam jeszcze do mojego pokoju po torebkę i telefon i zeszłam na dół.
W kuchni zastałam tylko tatę jedzącego śniadanie i czytającego jednocześnie gazetę. Siedział do mnie tyłem, więc po cichu podeszłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję. Ten wzdrygnął się, a ja z uśmiechem na ustach odsunęłam się od niego.
- Jo, ale mnie wystraszyłaś. - powiedział i złapał się za serce. Cmoknęłam go tylko w policzek i ruszyłam w stronę dzbanka z kawą.
- Gdzie ty dzisiaj idziesz? - zapytał składając gazetę w kostkę i upijając ostatni łyk kawy z kubka.
- Jadę z Louisem na jego rehabilitację. - wyjaśniłam i usiadłam na kuchennym blacie mieszając łyżeczką w kubku.
- A jak tam mu idzie? Ostatnio mówił, że nawet dobrze. Chyba wszystko powraca do normy, bo może już samochodem jeździć i robić inne rzeczy sprzed wypadku. - powiedział tata wstając i podchodząc do zlewu, umieszczając tam brudny kubek.
- Dobrze, dobrze. Przynajmniej widać, że przynosi mu to radość, bo widać niesamowite postępy. - odpowiedziałam upijając łyk przepysznej kawy.
- To bardzo się cieszę. - dodał tata i cmoknął mnie w czoło. - Zjedz coś. Jesteś strasznie chuda.
- Nie jestem głodna. Potem z Lou pójdziemy do jakiejś knajpki coś zjeść, więc się o mnie nie martw. - poprosiłam, a tata tylko kiwnął głową, że się zgadza.
- A gdzie mama z Maxem? - zapytałam.
- Pojechała do babci. Ja też zaraz jadę, kolega z pracy ma po mnie przyjechać i mnie zabrać do szkoły. Bo mamy jakieś zebranie zanim zacznie się nowy rok szkolny. Wiesz, a ja jestem tam nowy i muszę się ze wszystkim obeznać. - uśmiechnął się do mnie tata, a po chwili usłyszeliśmy dźwięk klaksonu. Pewnie to ten kolega. - Nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz. - krzyknął tata z korytarza, a ja usłyszałam zatrzaskujące się drzwi i zostałam sama.
Dokończyłam picie kawy i umyłam naczynia, a gdy wszystko było już czyste i znajdujące się na swoim miejscu zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z domu. Umówiłam się z Louisem na jedenastą, a jest dopiero dziesięć po dziesiątej. Trudno będę wcześniej.
Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi na klucz, tak jak tata mi nakazał, po czym sprawdziłam jeszcze kilka razy i ruszyłam w stronę mojego kochanego garbuska. Trzeba będzie go umyć, bo niezły z niego brudas. Nawet na dachu mam błoto. Ciekawe kto tym autem jeździł, że jest takie brudne? Zastanówmy się - ja. Sama do tego doszłam, nikt nie musiał mi wypominać, że jeżdżę brudasem. Ale cóż sama nim jeżdżę to sama go umyję, proste i logiczne.
- Jo! - ktoś za mną krzyknął, gdy otwierałam drzwi. Obróciłam się i dostrzegłam postać Meg stojącą po drugiej stronie ulicy.
- Cześć. - powiedziałam, gdy podbiegła w moją stronę. Miała na sobie sportowe ciuchy. - Biegałaś? - zapytałam i dałam jej całusa w policzek.
- Tak, jakoś trzeba trzymać formę. - wyjaśniła. - No wiesz dla chłopaka. - dodała podekscytowana, a ja widziałam jak oczy się jej zaświeciły, gdy wspomniała o Stanie.
- Serio? Jesteście razem? Od kiedy? - zapytałam głośniej niż zawsze, ale to dlatego że bardzo się z tego powodu cieszyłam.
- Od kilku dni. Zabrał mnie na romantyczną kolację i wtedy się spytał czy chce, żebym z nim była. Jo, jaka jestem szczęśliwa. - wyjaśniła i nagle mnie przytuliła. Było mi tak strasznie głupio, że nie miałam dla niej ostatnio czasu. Ale ten wypadek Louisa, potem moja nieszczęsna choroba i wiele innych rzeczy złożyło się w tym samym czasie.
- Bardzo się cieszę. Musisz mi wszystko opowiedzieć ze szczegółami. - powiedziałam, gdy Meg oderwała się ode mnie.
- Koniecznie. - odpowiedziała wskazując na mnie palcem. - Co powiesz na dzisiaj wieczór? Tylko ty i ja, pidżamy, dużo czekolady i cała noc dla nas. Hmm? - zaproponowała, a ja ochoczo skinęłam głową.
- Pewnie. Teraz jadę z Louisem na rehabilitację, potem pewnie gdzieś pójdziemy, ale później jestem cała do twojej dyspozycji. - zaśmiałam się, a dziewczyna to odwzajemniła.
- Dobra to o siódmej. - dodała, po czym uściskała mnie na pożegnanie i truchtem pobiegła w stronę swojego domu. Cieszę się, że w końcu sobie razem pogadamy. Tak dawno tego nie robiłyśmy, że aż mi wstyd iż zaniedbałam moją znajomość z Meg. Ale dzisiaj wszystko się zmieni, musimy nadrobić kilka ważnych tygodni.
Wsiadłam do samochodu i odjechałam w stronę domu Louisa.


- Dzień dobry? - zapytałam głośno wchodząc do domu państwa Tomlinson. Nikogo nie było na dole, gdy dzwoniłam i pukałam do drzwi. Trochę to dziwne, bo przecież zawsze pani Jay była na dole. I gdy wiedziała, że przyjadę wypatrywała mnie w oknie kuchennym, ale dzisiaj nie.
- Louis? - zapytałam ściągając buty i wchodząc do kuchni. Nikogo tam nie było, naprawdę bardzo dziwne. Przestraszyłam się, a jak coś się stało? I ktoś ich porwał? Jo uspokój się, myśl logicznie, nakazałam sobie w myślach. Chyba naprawdę panikuję.
- Jo? - odezwał się ktoś za mną, a ja aż podskoczyłam. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Stana. Co on tutaj robi?
- Hej. Co ty tu robisz? - zapytałam chłopaka, a ten tylko wzruszył ramionami i podszedł bliżej mnie. Uścisnął mnie na powitanie i zanim odsunął się ode mnie odpowiedział.
- Wstąpiłem do Louisa na chwilę, chciałem pogadać. No wiesz takie męskie sprawy. - mrugnął do mnie okiem, gdy wypowiadał ostatnie zdanie.
- Och rozumiem, a gdzie Louis? - zapytałam rozglądając się za moim chłopakiem, ale nigdzie nie mogłam go dojrzeć.
- Na górze, zaraz zejdzie. - wyjaśnił i nie minęło pięć sekund, a Louis zbiegał po schodach. Moje serce podskoczyło radośnie w klatce piersiowej, gdy go zobaczyłam. Czarna koszulka z krótkim rękawem opinała idealnie jego tors, a ciemne dżinsy zwisały na jego biodrach w taki sposób, że ...
- Cześć Jo. - przywitał się ze mną całusem w policzek, wyrywając mnie z zadumy na temat jego ciała. Gdyby nie Stan stojący obok i przyglądający się nam z uśmieszkiem, wiem że rzuciłabym się na niego i nic, ani nikt by mnie nie powstrzymał.
- Hej. - pisnęłam zbyt głośno. O czym ja dziś myślę? Chyba powinnam zamiast tej kawy rano wypić jakieś ziółka na uspokojenie, bo źle dziś ze mną.
- Jedziemy? - zapytał, a ja potaknęłam głową. - Coś nie tak? - zapytał ponownie, gdy znaleźliśmy się na ganku, a Lou zamykał drzwi od domu na klucz.
- Nie, wszystko jest dobrze. Cieszę się, że cię widzę. - wyjaśniłam uśmiechając się.
- Wyglądasz dziś strasznie dziwnie, jak nie ty. - dodał odwracając się do mnie, po czym złapał mnie za biodra przysuwając blisko siebie. Och no wiesz, po prostu chciałabym cię rozebrać i scałować każdy fragment twojego ciała. Boję się gdzie moje myśli podążają. Faktycznie jestem dziś jakaś dziwna, przecież ja się nigdy tak nie zachowuje.
- Wszystko jest dobrze, jedziemy? - zapytałam wyrywając się z uścisku chłopaka i idąc schodkami w dół i potem stronę mojego auta.
- Mogę zabrać się z wami? - zapytał Stan z nadzieją w głosie. - Wysadzicie mnie koło szpitala, a dalej dam sobie jakoś radę. - dodał uśmiechając się do nas.
- Pewnie, wskakuj. - odpowiedziałam rzucając Louisowie kluczyki. Ja nie byłam w stanie prowadzić, chyba każdy wie dlaczego. Jakbym się tak zapomniała po drodze, to kto wie gdzie byśmy wylądowali. Pewnie na drzewie albo w jakimś przydrożnym rowie.
- A co ci się stało z autem? - zapytał Stan, gdy Lou nawracał na małym podjeździe jego domu i ruszył w stronę centrum.
- A co miało się stać? - zapytałam chłopaka odwracając się na przednim siedzeniu do tyłu.
- Dlaczego jest takie brudne?
- Bo możesz nie wiedzieć, ale jak się samochodem jeździ na okrągło to on się brudzi. - wyjaśniłam, a Louis prychnął na moje słowa. Widziałam tylko jak patrzy w lusterko wsteczne, aby zobaczyć Stana.
- Wow Jo, nie wiedziałem o tym. Dziękuję za wyjaśnienie mi tej kwestii. - odpowiedział przewracając oczami, po czym za chwilę cała nasza trójka wybuchnęła głośnym śmiechem, który wypełnił wnętrze mojego małego i brudnego samochodu.


- Dzięki za podwózkę. - powiedział Stan, gdy Lou zaparkował pod szpitalem. - I serio powinnaś umyć to auto, bo wstyd takim brudasem jeździć. - dodał, gdy wysiedliśmy z auta, a ja uderzyłam go w ramie.
- Jak chcesz to możesz je umyć. Naprawdę się nie pogniewam. - odpowiedziałam, a ten zaśmiał się sarkastycznie.
- Dzięki, ale nie. - powiedział i spojrzał na Louisa, który za chwilę zmaterializował się przy moim boku obejmując mnie ramieniem w pasie. - Dzięki stary za pomoc. - odezwał się do Lou, a ten pokiwał głową i uścisnął wyciągniętą dłoń przyjaciela. - Do zobaczenia Jo. - powiedział do mnie i cmoknął w policzek na pożegnanie.
- Cześć Stan. - krzyknęłam za nim, gdy oddalał się, a my z Louisem ruszyliśmy w stronę wejścia do szpitala.
- Za co ci dziękował? - zapytałam, gdy wspinaliśmy się po schodach.
- Za nic. - odpowiedział, po czym otworzył dla nas drzwi i przepuścił mnie w nich pierwszą.
- Ale o coś mu chodziło, gdy ci podziękował. Poza tym wcześniej mi mówił, że macie jakieś męskie sprawy. - wyjaśniłam, a Lou zachłysnął się powietrzem na moje słowa. Czyżby coś przede mną ukrywał?
- Właśnie męskie sprawy Jo. Daj spokój, co? - wyjęczał, a ja wiedziałam że nie mam co go wypytywać o to. Męskie sprawy to męskie sprawy i nic mi do tego.
- Myślałam, że jesteś ze mną szczery Lou. - szepnęłam do niego, gdy usiedliśmy na ławce obok gabinetu.
- Bo jestem.
- Wcale, że nie. Powiedz mi o co chodziło ze Stanem.
- Nie. To jest nasza tajemnica, a ja jej dotrzymam tak jak obiecałem Stanowi. - wypowiedział te słowa tak pewnie, nawet nie patrząc mi w oczy.
- Ok skoro tak chcesz. - szepnęłam do siebie niż do niego.
- Jo nie gniewaj się na mnie. Po prostu on mnie prosił, abym nikomu się nie wygadał.
- Nawet swojej dziewczynie? - zapytałam krzyżując swoje ręce na piersiach.
- Tak, bo jestem pewien że ona wygadałaby to wszystko jego dziewczynie i nie byłoby tajemnicy, że chłopak planuje coś związanego z nią. - dodał i nagle zakrył sobie usta dłonią, jakby bał się że zaraz może wyznać mi jakiś swój mroczny sekret, który cóż nie ukrywajmy ale wyznał. Mam cię, pomyślałam.
- O kurwa. - jęknął tylko i zamknął oczy. Zachichotałam cicho i uniosłam swoje kolana do góry kopiąc nogami w powietrzu.
- Dziękuję. - szepnęłam w jego stronę całując go w odkryte ramie.
- Nie mów nic Meg, proszę. - poprosił patrząc na mnie z góry. Ja uspokoiłam się i usiadłam prosto zakładając nogę na nogę.
- Czyli rozmawialiście o nas? - zapytałam, choć i tak już znałam odpowiedź na to jakże skomplikowane pytanie. Lou tylko kiwnął głową na potwierdzenie, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- To o czym szczególnie mówiliście? - zapytałam.
- O was. - odpowiedział bez zająknięcia się patrząc przed siebie i zagryzając dolną wargę.
- O czym konkretnie. Nie powiem o tym Meg, jeśli zdradzisz mi jakieś szczegóły tej rozmowy. - zaproponowałam, a Lou na mnie spojrzał.
- Stan pytał gdzie może zabrać Meg na randkę. - wyjaśnił patrząc mi prosto w oczy.
- I? - ponagliłam go, aby zdradził mi więcej szczegółów.
- Coś ty taka dociekliwa dzisiaj? - zapytał przeczesując swoje włosy.
- Jak zawsze. - odpowiedziałam podnosząc głowę do góry.
- Och tak zapomniałem. - podrapał się po brodzie.
- To jak będzie? Wyjawisz mi coś jeszcze?
- Nie. - zaśmiał się wystawiając mi język, a ja fuknęłam pod nosem. - Pewnie dowiesz się od Meg, gdy do tego dojdzie. - powiedział bardzo blisko mojego ucha i całując mnie w policzek.
- Chyba moja kolej. - dodał wstając, gdy jakiś pacjent wyszedł z gabinetu. - Poczekasz tutaj?
- Chyba pójdę do galerii obok. Może kupię coś fajnego? - powiedziałam wstając i posyłając mu oczko.
- Na przykład coś takiego jak ten czerwony stanik. - mruknął w moją stronę, a ja wywróciłam oczami i powiedziałam bezgłośnie.
- Zboczeniec. - a Lou złapał się za serce udając, że został urażony. Popukałam się palcem wskazującym po skroni, dając mu do zrozumienia że jest nienormalny i z uśmiechem na ustach ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala.


Spacerowałam sobie po ogromnej galerii handlowej, chodząc od jednego sklepu do drugiego. Zastanawiałam się nad słowami Louisa mówiącego mi o tych ich sekretach ze Stanem. Ciekawa jestem co chłopak szykuje dla Meg, chociaż w sumie pewnie niedługo się dowiem o co tak naprawdę chodziło.
W pewnym momencie, gdy przymierzałam balerinki w jednym ze sklepów obuwniczych jakaś znajoma postać mignęła mi na korytarzu. Stan. Szybko zdjęłam z siebie buta, wpakowałam go do pudełka i podskakując na jednej nodze odłożyłam pudełko na swoje miejsce i prawie wybiegłam ze sklepu. Chyba wzbudziłam jakieś podejrzenia w oczach ekspedientek, bo przyglądały mi się dziwnym wzrokiem. Pewnie myślały, że coś ukradłam i dlatego wybiegam szybko ze sklepu, ale na szczęście bramki nie zapiszczały gdy przeszłam pomiędzy nimi, więc byłam "czysta".
Szybkim krokiem udałam się za Stanem, śledząc go miałam nadzieję, że tylko się nie odwróci, bo inaczej byłoby po mnie. Nagle chłopak skręcił w lewo i wszedł do jakiegoś sklepu. Podeszłam bliżej i na samej górze, nad wejściem przeczytałam napis: Jubiler. Stanęłam z boku, tak aby chłopak nie mógł mnie zobaczyć i przyglądałam mu się jak chodzi między szklanymi gablotami i przygląda się ich wnętrzu. Czyżby szukał czegoś dla Meg? Jakie to słodkie. Chłopak kupujący biżuterię swojej dziewczynie. Może Louis mu to polecił, gdy rozmawiali dzisiaj rano? Bo Lou przecież "zna" się na tych rzeczach, w końcu nie raz dostałam od niego tego typu rzeczy, więc kto wie?
Pomyślałam, że już nie będę go śledzić. Prędzej czy później i tak się dowiem o tym od Meg.
Wyjęłam telefon z torby i zrobiłam wielkie oczy. Za pięć minut kończy się rehabilitacja Louisa, a mi potrzeba co najmniej dziesięciu minut na dotarcie tam. Szybko wyszłam z galerii i truchtem ruszyłam w stronę szpitala. Gdy byłam już w miarę blisko wejścia, drzwi się otworzyły, a w nich stanął Lou trzymając telefon w ręce, a następnie przykładając go sobie do ucha. Nagle poczułam jak telefon w mojej dłoni zaczyna wibrować, a na wyświetlaczu miga zdjęcie chłopaka. Przejechałam palcem po ekranie i przyłożyłam sobie urządzenie do ucha.
- Helloł? - zapytałam z uśmiechem. Stanęłam na chodniku i przyglądałam się mojemu przystojnemu chłopakowi.
- Gdzie jesteś? - zaśmiał się z mojego powitania.
- Spójrz w prawo. - nakazałam cały czas go obserwując.
- Co? - zapytał drapiąc się po głowie.
- Odwróć głowę w prawą stronę. - powtórzyłam. Chłopak powoli odwrócił się w moją stronę i zaczął rozglądać, a gdy mnie w końcu zobaczył na jego twarzy zawitał przepiękny uśmiech.
- Nie ruszaj się, idę do ciebie. - powiedział i rozłączył się. Ja stałam cały czas w jednym miejscu i patrzyłam na niego jak zbliża się do mnie. Obydwoje uśmiechaliśmy się do siebie jak głupki, zakochane w sobie po uszy głupki.
- No cześć. - powiedziałam, gdy Lou znalazł się na tyle blisko mnie, aby mógł mnie usłyszeć.
- No cześć. - powtórzył moje słowa i objął mnie ramionami w talii przysuwając blisko siebie.
- Gdzie byłaś? - zapytał i pocałował mnie w policzek.
- W galerii. - odpowiedziałam wskazując palcem za siebie.
- I kupiłaś coś? - zapytał ruszając zabawnie brwiami.
- Lou. - zajęczałam, a chłopak zaśmiał się ze mnie. Chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę samochodu.
- No co? Pytam tylko czy kupiłaś coś ciekawego. - wyjaśnił, gdy siedzieliśmy już w środku samochodu, a chłopak odpalał silnik.
- Nie, nie kupiłam niczego. Za mało czasu. - odpowiedziałam zapinając swój pas.
- Szkoda, bo chętnie bym obejrzał jakiś pokaz czy coś. - dodał, a ja aż zakaszlałam. Popatrzyłam na niego spod przymrużonych powiek, a ten wybuchnął śmiechem.
- To gdzie teraz jedziemy? Może coś zjeść, bo strasznie głodny jestem. - powiedział, a mi na jego słowa od razu zaczęło burczeć w brzuchu.
- Czyli odpowiedź jest oczywista. - zaśmiał się, a ja za chwilę do niego dołączyłam.


- Jestem pełna. - powiedziałam odkładając sztućce na talerz. - Więcej już nie zmieszczę. - dodałam przecierając usta białą chusteczką. Popatrzyłam na Louisa, a ten przyglądał mi się z niemałym uśmieszkiem na ustach.
- Co? - zapytałam zirytowana.
- Nic. Po prostu pierwszy raz odkąd jemy razem zjadłaś, aż tak dużo. - wyjaśnił, a mnie zatkało. Faktycznie dużo dziś zjadłam, jak nie ja.
- Przez ostatnie kilka dni wcale nie jadłam, więc sam rozumiesz. - powiedziałam na swoją obronę. - I nie jadłam dziś śniadania. - dodałam.
- Teraz to rozumiem. - powiedział i zawołał kelnerkę, aby przyniosła nam rachunek.
- Może faktycznie umyjmy ten twój samochód, bo aż wstyd nim jeździć. - zaśmiał się Lou, gdy wyszliśmy z restauracji i ruszyliśmy w stronę garbusa.
- Ej nie mów tak. Aż tak strasznie nie wygląda. - powiedziałam na obronę mojego auta, ale podchodząc bliżej niego musiałam przyznać Louisowi rację. Zamiast granatowego lakieru widać było tylko brudne, brązowe plamy błota.
- Dobra, masz rację. Jedźmy na myjnię. - zaproponowałam, po czym wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy w stronę najbliższej myjni samoobsługowej.
Lou zaoferował się, że zajmie się myciem mojego auta. Więc ja aby się nie nudzić wysiadłam z niego i podeszłam do murka znajdującego się naprzeciwko kilku stoisk myjni i usiadłam na nim. Teraz na spokojnie mogłam przyglądać się mojemu chłopakowi, który zręcznie radził sobie z myciem garbusa. Muszę powiedzieć, że wyglądał niesamowicie seksownie w potarganym włosach, czarnym obcisłym podkoszulku i spodniach nisko zwisających mu z bioder. Gdy tylko unosił ręce w górę było widać tasiemkę czarnych bokserek wystających zza paska dżinsów. To takie intymne patrzeć na niego takiego, ale też jakie interesujące.
- Jo! - krzyknął chłopak wyrywając mnie z erotycznych myśli z nim w roli głównej. - Chodź! - machnął na mnie ręką, a ja zwinnie zeskoczyłam z murku i pobiegłam w jego stronę. Zanim jeszcze wsiadłam na miejsce pasażera podbiegłam do Louisa i dałam mu całusa w usta. Chłopak był zaskoczony takim obrotem sprawy, ale uśmiechnął się w moje usta, jednocześnie przyciągając mnie bliżej siebie. Musiałam go pocałować, taką miałam ochotę i to właśnie zrobiłam.
- Jo. - mruknął, gdy oderwałam się od niego i przeszłam na swoją stronę, a następnie wślizgnęłam się do wnętrza auta.
- Co to było? - zapytał, gdy wyjechaliśmy z myjni i kierowaliśmy się w stronę domu chłopaka.
- Pocałunek. Zasłużony pocałunek. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Dziękuję. - powiedział z uśmiechem na ustach i całą swoją uwagę zwrócił na drogę przed nami.
Pół godziny później parkowaliśmy pod domem chłopaka. Samochód jego mamy stoi na podwórku, więc są już w domu.
- Dziękuję ci, że ze mną tam pojechałaś. - powiedział Lou, gdy zgasił silnik i odpiął swój pas bezpieczeństwa.
- Ja też się cieszę, przynajmniej mogłam spędzić z tobą trochę czasu. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Mimo, że nie miałam go dzisiaj cały czas przy sobie to i tak ogromnie się cieszyłam, że jakąś tam część czasu spędziliśmy ze sobą, razem.
- Wejdziesz? - zapytał, gdy wysiedliśmy z samochodu i staliśmy obok niego.
- Chętnie, ale nie dziś. Umówiłam się na wieczór z Meg. Mam u niej zostać na noc. No wiesz taki damski wieczór. Filmy, rozmowy i góra lodów do pochłonięcia. - powiedziałam, a Lou zaśmiał się ze mnie.
- Szkoda, ale cieszę się że masz taką bliższą koleżankę tutaj.
- Ja też się cieszę, że wprowadziła się obok nas, bo inaczej zanudziłabym się na śmierć. - odpowiedziałam przewracając oczami.
- Fakt. Ale ze mną się chyba nie nudzisz, co nie? - zapytał, a ja od razu zaprzeczyłam to potrząsając głową na prawo i lewo.
- No co ty. Zawsze świetnie się bawię w twoim towarzystwie. Nie zamieniłabym tego na nic innego, ale dobrze też spędzić trochę czasu z koleżanką. - dodałam podchodząc bliżej chłopaka i opierając dłonie na jego klatce piersiowej, gdy ten oparty był o bok samochodu.
- Masz rację, ja też lubię spędzać czas ze Stanem. Wiesz przez ostatnie tygodnie, gdy leżałem w szpitalu bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Codziennie przychodził do mnie i opowiadał mi o różnych i nie raz dziwnych rzeczach. Ale wiesz co? Podnosiło mnie to na duchu. Gdy dowiedziałem się, że czeka mnie trudna i męcząca rehabilitacja, to można powiedzieć że się lekko załamałem. - powiedział.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? - zapytałam dotykając jego kochanej twarzy.
- Nie chciałem cię martwić, bo wiedziałem że miałaś więcej problemów ze mną. - wyjaśnił.
- Ale ja jestem twoją dziewczyną Lou i powinieneś się ze mną wszystkim dzielić. Tym co cie trapi, albo denerwuje. - powiedziałam spokojnie i poczułam jego dłonie w dole moich pleców.
- Wiem kochanie, powinienem ci o tym powiedzieć. - szepnął cicho.
- Nic się przecież nie stało. Rozumiem, że wolałeś pogadać z kimś twojego pokroju, z twoim najlepszym kumplem. Rozumiem i nawet popieram to, więc nie przejmuj się tym. - odpowiedziałam spokojnym głosem głaskając chłopaka po policzku.
- Nie jesteś na mnie zła? - zapytał z niedowierzaniem w głosie.
- No co ty, na ciebie? Skąd. - uśmiechnęłam się i przeczesałam jego włosy.
- To dobrze, bo już myślałem, że ... - nie dokończył, bo go pocałowałam. Nie dałam mu dojść do słowa.
- A to za co? - zapytał oblizując swoje usta, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Za to, że jesteś. - odpowiedziałam i cmoknęłam go ostatni raz w policzek. Obeszłam samochód i wsiadłam do środka. Zapięłam pas i odpaliłam silnik. Lou stuknął palcem w okno po drugiej stronie, a ja nacisnęłam guzik i szyba się zniżyła.
- Jedź ostrożnie. - nakazał, a ja z uśmiechem na ustach potaknęłam i posłałam mu całusa w powietrzu.
- Kocham cię. - powiedziałam.
- Ja ciebie też kocham. - odpowiedział i odsunął się od samochodu, a ja ruszyłam. Widziałam w lusterku wstecznym jak jeszcze mi macha, więc otworzyłam okno po mojej stronie, wystawiłam rękę przez nie i pomachałam.
Po około pół godzinie byłam pod swoim domem, zaparkowałam garbusa na przeznaczonym dla niego miejscu obok samochodu rodziców. Wysiadłam z niego, po czym zamknęłam na klucz i szybkim krokiem poszłam w stronę wejścia do domu.
- Cześć. - krzyknęłam z korytarza ściągając jednocześnie buty.
- Jo! - krzyknął za mną Max, gdy tylko przekroczyłam próg kuchni.
- Cześć maleństwo. - zwróciłam się do brata i czochrając mu włosy na głowie. Wiem, że nie lubi jak się tak mu robi, ale lubię go tym wkurzać. Wyrwał się z mojego dotyku i wszedł do kuchni. - Jak było u dziadków? - zapytałam i usiadłam przy stole. Mama krzątała się po kuchni, a gdy tylko mnie zauważyła uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Robiliśmy ciasteczka. Chcesz spróbować? - zapytał Max przysuwając do mnie miskę z różnokolorowymi ciastkami.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i wzięłam ciastko z zieloną uśmiechniętą minką namalowaną na górze ciasteczka.
- Masz jakieś plany na wieczór? - zapytała mama po chwili ciszy, gdy ja zdążyłam zjeść chyba z dziesięć tych przepysznych ciastek.
- Idę do Meg. - odpowiedziałam, a mama uniosła brwi z zaskoczenia. - Na noc. - dodałam nieco ciszej, ale na szczęście moja rodzicielka usłyszała.
- Na noc? - zapytała, a ja niepewnie kiwnęłam głową. - I co będziecie tam robić?
- Oglądać filmy, rozmawiać, jeść. To co zazwyczaj się robi jak się nocuje u koleżanki. - powiedziałam, a mama pokiwała głową w zamyśleniu. Chyba zastanawiała się nad moimi słowami.
- Mogę iść? - zapytałam z nadzieją w głosie, a mama kiwnęła głową.
- Myślę, że możesz pójść. Tylko bez żadnych głupot ok?
- Pewnie mamo. Przecież mnie znasz. - powiedziałam i uściskałam ją mocno. - Dziękuję. Lece się spakować. - dodałam i pobiegłam na górę do pokoju, aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Pidżamę, szczoteczkę do zębów, jakieś ciuchy na jutro i co najważniejsze laptopa.
Dziesięć minut później byłam już na dole. Dochodzi siódma, więc myślę że powinnam już wyjść.
- Wychodzę. - krzyknęłam do mamy, która siedziała w ogrodzie razem z Maxem. Ciekawe jak tam tata, czy udało się to zebranie i czy zaakceptował swoją nową pracę. Myślę, że tak. Tata uwielbia swoją pracę, więc myślę że nie będzie miał jakichś większych problemów z tym związanych.
- Dobranoc Jo. - odkrzyknęła mama z podwórka, a ja prawie wybuchnęłam śmiechem. Nie zamierzam przecież spać. Zabrałam jeszcze z kuchni całą miskę ciastek. Myślę, że mama się na mnie za to nie pogniewa, w końcu została im jeszcze jedna, ta którą Max mnie częstował.
Z uśmiechem na ustach wyszłam z domu i od razu skierowałam się do domu Meg. Zadzwoniłam dwa razy dzwonkiem, aż w końcu w drzwiach ujrzałam jej mamę. Kobieta poinstruowała mnie jak dotrzeć do pokoju dziewczyny i po kilku minutach byłam na górze. Zapukałam do drzwi i usłyszałam ciche proszę.
- Jo. - powiedziała dziewczyna, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. Leżała na łóżku z laptopem przed sobą i słuchawkami w uszach.
- Cześć. - odpowiedziałam podchodząc bliżej niej. - To jak gotowa na nieprzespaną noc pełną wrażeń? - zapytałam siadając na skraju łóżka.
- Pewnie. Mam nawet coś dla nas. - powiedziała wstając i podchodząc do szafy. Uklęknęła przed nią i za chwilę zobaczyłam, że trzyma w dłoniach dwie butelki brązowego napoju.
- Zwariowałaś? Myślałam, że nie będziemy pić. - powiedziałam podchodząc do niej i wyrywając jej alkohol z rąk.
- Przestań, będziemy się świetnie bawić. - powiedziała, a ja musiałam jej przytaknąć. W sumie tego mi było trzeba po tych wszystkich stresach z ostatnich tygodni.
- Dawaj szkło. - nakazałam jej, a ta podskoczyła w miejscu i wyciągnęła z dna szafy dwie szklaneczki.
- Widzę, że na wszystko jesteś gotowa. - podsumowałam ją, a ta zachichotała i przytaknęła.
- Wiesz ile się namęczyłam, aby zdobyć to cudeńko? - zapytała podnosząc w górę butelkę i potrząsając nią.
- Domyślam się. - powiedziałam, a Meg wręczyła mi jedną ze szklanek.
- Za studia. - wzniosła toast.
- I za naszych chłopaków. - dodałam zanim upiłyśmy łyk.
- Tak. Za najprzystojniejszych i najlepszych chłopaków na całej planecie. - sprostowała i upiłyśmy łyk palącej alkoholu.
- Wooow. Dobre. - pokiwałam głową z uznaniem.
- Meg? - usłyszałyśmy głos mamy dziewczyny zza drzwi. Popatrzyłyśmy na siebie przestraszone i szybko schowałyśmy butelki i szklanki pod łóżko. Meg poszła otworzyć, a ja usiadłam na łóżku dziewczyny aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
- Mam dla was kanapki i jakieś soki. Pomyślałam, że się przydadzą. - powiedziała i wręczyła Meg tacę.
- Dziękujemy. - odpowiedziałam za nas obie.
- Dzięki mamuś, jesteś najlepsza. - powiedziała Meg i ucałowała swoją mamę w policzek. Chyba chciała tym pokazać, aby kobieta szybko wyszła z jej pokoju i zostawiła nas same, abyśmy mogły powrócić do poprzedniej czynności.
Kobieta po kilku minutach wyszła, a my wróciłyśmy do nalewania sobie nawzajem trunku do szklanek i picia go za jednym razem. Coś czuję, że tą noc zaliczę do udanych, ale boję się że nie będę z niej nic pamiętać, a głowa będzie mnie nieźle po tym boleć. Ale co tam jak szaleć to szaleć.

_________________________________________________________________________________
Hello! Jak tam u Was robaczki? Cieszycie się z nowego rozdziału? Domyślam się, że tak :)
Ogromne dzięki za 8 komentarzy pod ostatnim rozdziale, widać że jest jakaś poprawa.
Mam nadzieję, że pod tym będzie jeszcze więcej, a ja będę się szczerzyć do ekranu komputera jak idiotka czytając Wasze słowa skierowane do mnie.
Wiecie, że Was kocham co nie? Dlatego mam nadzieję, że mnie tym razem nie zawiedziecie i napiszecie tam na dole co myślicie o tym rozdziale. Czy się podobał, czy nie? Albo jak myślicie co będzie dalej?

Przypominam o zakładce informowani. Wpisujcie tam swoje nicki tt, jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach.
Jeśli ktoś ma jakieś pytania ask lub twitter (zakładka kontakt)
Na dziś to chyba tyle, do następnego :)

7 komentarzy:

  1. Ahh te myśli Jo. No ładnie hahaha Stan powininien napisać jej "brudasek" na samochodzie, przynajmniej ja bym tak zrobiła xd

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  2. Supperowy . Czekam na następny .
    Życzę weny :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww.. spoko rodział :)))) czek na nexta. I weny zycze
    ~Veri

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwwwwwww so sweet ;) lubię twoje opowiadania :3 pozdrawiam i życzę weny ~ Misia

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudne opowiadanie <3
    Czekam z niecierpliwością na next <3
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju.. wczoraj zaczełam czytac tego bloga, bo kochana Verii mi go poleciła<33 i nie załuje ze przeczytałam.. jej dziękuj za nastepną czytelniczke -> verii

    ~ollyy

    OdpowiedzUsuń