czwartek, 14 listopada 2013

ROZDZIAŁ 35.

- To teraz możesz mi wyjaśnić o co chodziło. - powiedział Louis, gdy usiedliśmy na kanapie.
- Chodzi o to, że Kacper nie jest rodzonym bratem Domi. Jej tata i jego mama pobrali się kilka lat po śmierci jej mamy. A Kacper nie może nadal tego zaakceptować i na każdym kroku odgryza się na biednej dziewczynie. - wyjaśniłam.
- Teraz rozumiem. Ale dlaczego się na tobie wyżywa, czemu ty jesteś winna? - zapytał Dominikę.
- Bo mój tata go nie akceptuje. To znaczy jeśli miałby wybierać między mną, a Kacprem wybierze mnie, bo to ja jestem jego prawdziwym dzieckiem. A Kacper nie może tego zrozumieć i w każdy możliwy sposób się na mnie odgrywa.
-  Dobrze, że ojciec zawsze stoi po twojej stronie. A twoja macocha co na to?
- Ona mnie w pełni akceptuje, powiedziała mi kiedyś, że zawsze chciała mieć córkę. Kiedyś nawet mnie obroniła przed Kacprem i za to jestem jej wdzięczna. - odpowiedziała. - Ale skończmy temat mojego przyrodniego brata i napijmy się czegoś mocniejszego, co wy na to ? - dodała i wstała z fotela.
- Pewnie. - uśmiechnęłam się, a przyjaciółka udała się do kuchni. Popatrzyłam na Louisa, a on przyglądał mi się dziwnym wzrokiem. - No co? - zapytałam.
- Nic, tylko nie poznaję cię. Sprzeciwiasz się bratu swojej przyjaciółki, potem jesteś chętna do picia alkoholu, co się stało z moją Jo? - zapytał.
- Nadal tu jest i chce się trochę zabawić. - powiedziałam.
- Tak jak wczoraj? Nie radzę. - odpowiedział i odwrócił ode mnie wzrok.
- Przecież nie będziemy mieszać wszystkiego ze sobą, wczoraj nie mieszałyśmy i jakoś żyjemy. - wyjaśniłam.
- Ale chciałyście. Widziałem co było w torbie. - powiedział, ale nadal na mnie nie patrzył.
- Chciałyśmy, ale tego nie zrobiłyśmy. A teraz wrzuć na luz i się odpręż dziadzie. - powiedziałam, na co Lou od razu odwrócił głowę i zmierzył mnie swoim wzrokiem.
- Coś ty powiedziała?
- To co słyszałeś. - odgryzłam się.
- Ja ci zaraz dam dziada. - i nagle znalazłam się pod nim, a jego palce wbijały się w mój brzuch łaskocząc mnie. - Przeproś, natychmiast. - rozkazał.
- Nie. - wysapałam. Louis jeszcze bardziej zaczął mi wbijać paluchy. - Przepraszam. - poddałam się, ile można znieść łaskotania. Chłopak pocałował mnie tak jak kilka godzin wcześniej w moim pokoju. Odepchnęłam go od siebie, na co usiadł, a ja mogłam spokojnie wstać z kanapy i poprawić bluzkę, która podniosła się do góry i teraz odkrywała cały mój brzuch.
- Nie mówiłaś, że masz tatuaż. - zauważył.
- Nie było się czym chwalić. - odpowiedziałam i pociągnęłam bluzkę w dół.
- Pokaż.
- Nie.
- Proszę. - wydął usta i już wiedziałam, że nie mogę mu się dalej opierać. Podeszłam bliżej, stanęłam między jego nogami i podniosłam bluzkę. Lou swoimi palcami dotykał znaku na moim lewym biodrze.
- Co on oznacza? - zapytał po chwili.
- Przyjaźń na zawsze. - odpowiedziałam i popatrzyłam na niego.
- A ta litera "D"? - nie dawał za wygraną, wszystko musiał wiedzieć.
- D jak Dominika. - wyjaśniłam. - Domi ma taki sam, tylko, że jej literka to "J". - dodałam.
- Rozumiem. Musimy pomyśleć nad L.
- Co?
- No L jak Louis.- wytłumaczył i pociągnął mnie w swoją stronę siebie, tak że teraz siedziałam na jego kolanach.
- Może kiedyś w przyszłości. - uśmiechnęłam się i pocałowałam chłopaka w czubek nosa. - A ty masz jakiś tatuaż? - zapytałam.
- Mam.
- I się nim nie chwalisz?
- Mógłbym zapytać ciebie o to samo. - stwierdził.
- Oj tam oj tam. Pokaż. - byłam ciekawa co jego tatuaż przedstawia, a przede wszystkim gdzie się znajduje. Louis wyprostował swoją rękę w bok, a ja dostrzegłam mały, czarny znaczek w miejscu z którego zazwyczaj pobiera się krew.
- "J"? - zapytałam i spojrzałam w jego oczy. Kiwnął głową, a następnie wytłumaczył.
- J jak Jay, moja mama. Ten tatuaż bardzo wiele dla mnie znaczy, tak samo jak moja mama.
- Rozumiem. Ale patrz J jak Jo. - zauważyłam.
- Faktycznie, nie pomyślałem o tym. - zaśmiał się i położył rękę na poduszkach leżących obok nas.
- A co to za przesiadywanie komuś na kolanach? Nie ma miejsca, że musicie aż tak bardzo się do siebie kleić? Już proszę się od siebie odsunąć. - naszą uwagę odwróciła Domi wchodząca do salonu z kilkoma butelkami w rękach.- Louis ja wiem, że bardzo tęsknisz za Jo, ale bez przesady. - powiedziała i położyła butelki na stole. My z Louisem tylko zaśmialiśmy się z jej komentarza, a następnie Lou popchnął mnie tak że teraz siedziałam obok niego na kanapie, a on obejmował mnie swoim ramieniem. Domi tylko pokręciła głową i zaczęła rozlewać alkohol do szklanek.


Po jakichś trzech szklankach nieźle mi już szumiało w głowie, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Świetnie się czułam i bawiłam. Cieszę się, że moja przyjaciółka i mój chłopak się polubili. Od początku wiedziałam, że tak będzie.
- Co powiecie na karaoke? - zapytała Domi i wstała z fotela.
- Pewnie. - odpowiedział Louis, który nadal trzymał mnie blisko siebie. Chciał tak jakby pokazać Domi, że mnie nie opuści nawet na jeden krok.
- Jo? - przyjaciółka zwróciła się w moja stronę. Kiwnęłam tylko głową, a następnie wstałam.
- To wy wszystko przygotujcie, a ja skoczę do kibelka. - powiedziałam i kilka sekund później już mnie nie było. Podróż z salonu do łazienki była nieco wyzwaniem dla mnie, a w dodatku jeszcze musiałam pokonać ogromne schody. Wszystko mi się kręciło, tak jakbym znajdowała się na jakiejś łodzi, musiałam przytrzymać się balustrady, aby się nie przewrócić. W końcu dotarłam do łazienki i mogłam dać upust swojej potrzebie. Po wykonanej czynności umyłam ręce i zeszłam na dół. Już na schodach słyszałam jakieś dźwięki, to był początek piosenki, bardzo pięknej piosenki. Jej tytuł to "You are so beautiful to me" . Zatrzymałam się w pół kroku na środku korytarza i wsłuchałam w melodię. Nagle ktoś zaczął śpiewać, a tym kimś był nie kto inny jak Louis. Jaki on ma piękny głos. Nie wiedziałam, że potrafi śpiewać i to jak śpiewać! W końcu się odważyłam i weszłam do salonu, gdy Lou mnie zauważył podszedł do mnie, złapał za dłoń i popatrzył w oczy, po czym kontynuował. Ta piosenka tak dokładnie opisywała nasz związek, że w pewnym momencie uświadomiłam sobie jak ja bardzo kocham tego chłopaka. Jaka jestem z nim szczęśliwa i wreszcie jestem sobą, nie muszę nikogo udawać i się wstydzić, bo wiem że on mnie kocha mimo tego jaka jestem czy co robię. Nawet nie poczułam kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Louis to zauważył i kciukiem otarł samotnie spływającą łzę z mojego policzka. Przechyliłam głowę próbując bardziej wtulić się w jego dłoń. Gdy skończył śpiewać przysunął się do mnie i bardzo mocno mnie przytulił. Cały alkohol z mojego organizmu w jednej chwili wyparował, a ja byłam w pełni świadoma co się dzieje.
- Kocham cię. - szepnął.
- Ja ciebie też. - odsunęłam się od niego i stając na palcach pocałowałam go w usta.
- Nie płacz głuptasie. - powiedział i jeszcze raz mnie przytulił.
- Wzruszyłam się, bo uświadomiłam sobie jak bardzo cię kocham Lou. - powiedziałam i objęłam go obiema rękami w pasie.
- Jesteś wszystkim czego oczekiwałem. Jesteś wszystkim czego potrzebuję. - zacytował słowa piosenki. Ja tylko się uśmiechnęłam. Teraz jestem pewna, że on mnie naprawdę kocha i przyleciał do mnie tysiące kilometrów, aby mnie zobaczyć. Mimo tego, że w ogóle nie zna języka zdecydował się do mnie przylecieć, bo mnie kocha.
Nie mogłam się od niego oderwać, nie chciałam żeby mnie puszczał, a co dopiero zostawiał. Chciałam być jak najbliżej niego, dosłownie wszędzie. Ale to co najgorsze musi nastąpić, już jutro Lou wyjeżdża, a ja zostanę tutaj sama. No nie do końca sama, bo mam babcię i przyjaciółkę, więc myślę, że jakoś to będzie. Na razie staram się o tym nie myśleć. Odsunęliśmy się od siebie i popatrzyliśmy w stronę Dominiki, która przypatrywała się nam. Patrzyła raz na mnie, raz na Louisa.
- Jesteście dla siebie stworzeni. - stwierdziła, gdy usiedliśmy obok niej na kanapie. Ja się tylko zarumieniłam, a Lou uśmiechnął.
Pośpiewaliśmy, a raczej powydzieraliśmy się, współczuję Kacprowi, jeśli musiał to słyszeć, ale trudno to jego problem. On nie akceptuje mojej przyjaciółki, ja nie będę akceptować jego.
Około 23 stwierdziliśmy z Louisem, że będziemy już szli. Domi chciała nas zatrzymać u siebie na noc, ale powiedziałam jej, że babcia będzie się martwić jak jutro rano wstanie, a nas nie będzie. Wolę jej zaoszczędzić nerwów i dotrzymać danego słowa.
W drodze powrotnej do domu Louis objął mnie ramieniem, a ja go w pasie. Na szczęście nie spotkało nas nic złego po drodze i spokojnie dotarliśmy pod dom. Weszliśmy cicho do środka, ściągnęliśmy buty i wdrapaliśmy się na górę.
- Dobranoc. - powiedziałam do Louisa, gdy każde z nas stało przy swoich drzwiach prowadzących do pokoju.
- Dobranoc. - odpowiedział i posłał mi buziaka. Weszłam szybko do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Przebrałam się w pidżamę, po czym wstąpiłam jeszcze do łazienki, aby umyć zęby i już leżałam w swoim łóżku.
Przekręcałam się z boku na bok, nie mogłam zasnąć, choć byłam nieźle wykończona. Czułam, że czegoś mi brakuje, a raczej kogoś. Musiałam coś zrobić, a pierwszą moją myślą było to czy Louis śpi, czy nie. Mam nadzieję, że jeszcze nie. Zeszłam z łóżka i udałam się do pokoju zajmowanego przez chłopaka. Otworzyłam cicho drzwi i wślizgnęłam się do środka. Chłopak leżał na plecach, a głowę miał odwróconą w stronę okna znajdującego się na przeciwko drzwi.
- Lou? - zapytałam szeptem i podeszłam bliżej łóżka. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę.
- Jo? Dlaczego jeszcze nie śpisz? - zapytał.
- Nie mogę zasnąć. Mogę spać z tobą? - zapytałam.
- Pewnie, wskakuj. - powiedział i odsunął kołdrę na bok, tak abym mogła wskoczyć obok niego. Pocałowałam go w policzek i przytuliłam do jego torsu. Teraz już wiedziałam czego mi brakuje - jego bliskości i poczucia bezpieczeństwa, bo przy nim czuję się naprawdę bezpieczna.

_________________________________________________________________________________
Chciałabym podziękować tym 7 osobom, które skomentowały ostatni rozdział. Teraz wiem, że mam dla kogo pisać.
Oczywiście wiem, że jest o wiele więcej osób które tutaj wchodzą i czytają, ale nie komentują. Ale czy ja je zmuszę do tego, aby komentowały? Wątpię.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział i podzielicie się ze mną swoimi odczuciami co do niego.
Chciałam jeszcze odnieść się do jednego komentarza, który bardzo mnie rozśmieszył, ale również trochę przestraszył. Wiem pewnie zastanawiacie się, jak to możliwe, ale jednak.
Autorką tego "strasznego" komentarza jest Ola. Kochana wiesz jak mnie przestraszyłaś tym widelcem? Liam boi się łyżeczek, a ja od tamtej pory boję się widelców, naprawdę  :) Haha coś ze mną jest nie tak :)

Myślę, że następny rozdział pojawi się w niedzielę lub poniedziałek. Zobaczymy jak się wyrobię.
Liczę na 7 komentarzy, bo tyle osób zagłosowało w ankiecie. Cieszyłabym się, gdyby było więcej, ale tak jak pisałam nie zmuszę Was do tego.
Miłego dnia i weekendu :)

6 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo fajny :)
    Napisałabym dłuższy komentarz, ale nie mam pomysłu co napisać, więc dzisiaj tak krótko :3
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekstra rozdział niemogę się doczekać kolejnego rodziału Louis i Jo są taką słodką parą
    Ditectioner1 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No elo. Jak miło że o mnie wspomniałaś. Miałam nadzieję, że nie będę musiała ostrzyć tego widelca i nie muszę. Rozdział jest cudowny. A to jak Louis śpiewał do Jo… awww. Niby nic, ale człowieka cieszy. Oni są dla siebie stworzeni, ale coś tak czuję że dużo będzie się między nimi działo. Mam nadzieję, że szybko będzie kolejny rozdział. Pozdrawiam
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku... Brak mi słów aby opisać ten rozdział. To jest takie cudne... A gdy poszła do niego bo nie mogła spać..Awwwww słodziaśnie.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. *podekscytowanie xddds*
    to pozdrawiam i wenki życzę <3 ily

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju ja też chce mieć takiego chłopaka zazdroszcze jej. Świetny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny.... To było takie słodkie, piękne i kxncdzijdbhdbvzbsdlkhbfdlk, rozumiesz.
    Pozdrowionka i życzę weny , Anonimek <3

    OdpowiedzUsuń