5 dni później
To już koniec. Wreszcie koniec moich męczarni, koniec szkoły, koniec egzaminów. Teraz wakacje. Został mi jeszcze tydzień do wyjazdu do Polski. Dokładnie za tydzień, w piątek będę się żegnać z Louisem i rodzicami. Jak sobie tylko o tym pomyślę to płakać mi się chce. Ale staram się o tym po prostu nie myśleć i na razie mi się to udaje.
Teraz wsiadłam do samochodu i jadę do domu. Muszę się przebrać i zacząć pakować resztę rzeczy, bo dzisiaj przewozimy je do naszego nowego domu, a jutro no może i jeszcze dzisiaj zabieramy się za ich rozpakowywanie. Louis zaoferował się, że nam pomoże, a rodzice z chęcią na to przystanęli. Nie wiem czy z mojego powodu, czy po prostu stwierdzili, że przyda nam się dodatkowa para rąk. Lou ma do nas przyjechać około godziny 14, jak tylko skończy zajęcia. Jest dopiero 12, więc mam spokojnie dwie godziny na spakowanie wszystkich rzeczy do pudeł stojących w moim pokoju od dwóch tygodni. Nie miałam zbytnio czasu, ani głowy do tego, a dużo działo się ostatnio w moim życiu.
Pół godziny później parkowałam na podjeździe pod domem. Pewnie byłabym szybciej, gdyby nie te przeklęte, londyńskie korki. Nie spodziewałam się korków o tej porze, jakoś nigdy mi się to nie przytrafiło.
Zabrałam swoją torebkę i wyszłam z samochodu. Zamknęłam go na klucz, po czym udałam się w stronę domu. Stojąc pod drzwiami i szukając kluczy usłyszałam dźwięk klaksonu. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam czarny samochód parkujący obok mojego. Wiedziałam kto to, bardzo dobrze wiedziałam kto to. Uśmiech od razu zagościł na moich ustach. Gdy "ten ktoś" wyszedł z auta, rzuciłam torebkę na wycieraczkę leżącą przed drzwiami wejściowymi i pobiegłam w jego stronę. Rzuciłam się na niego, tak że nogami objęłam go w pasie, a chłopak trzymał mnie za uda. Zaczęłam go całować, a on to odwzajemnił.
- Cześć. - powiedział Lou. - Widzę, że bardzo się za mną stęskniłaś. - uśmiechnął się.
- Aż tak to widać? - zapytałam i stanęłam na ziemi.
- No wiesz, jeszcze nigdy z nikim się tak nie witałem. - stwierdził po chwili.
- Ja też, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie? - oznajmiłam i dałam mu szybkiego buziaka w usta. - Fajna czapka. - powiedziałam, gdy Lou zamykał samochód.
- Dzięki. - odpowiedział i uśmiechnął się. Nad daszkiem widniało logo jakiejś drużyny piłkarskiej.
- Co to za drużyna? - spytałam i wskazałam palcem na górę czapki.
- To drużyna, w której gram ja i moi koledzy z uczelni. - a to mi nowość.
- Nie wiedziałam, że grasz w piłkę nożną. Nic mi nie mówiłeś.
- Bo nie pytałaś, a mi jakoś to wyleciało z głowy.
- A może zaprosisz mnie kiedyś na swój mecz? - zaproponowałam.
- Pewnie. W środę gramy, może chcesz wpaść?
- Z miłą chęcią. Wyjeżdżam dopiero w piątek, więc mam czas. - odpowiedziałam, a Louis jakby posmutniał.
- Ej nie smutaj. To tylko dwa miesiące. Szybko zleci, zobaczysz.
- Wiem, ale i tak jest mi smutno, że wyjeżdżasz.
- Kochanie, ja wszystko rozumiem, ale dwa miesiące to nie wieczność. Po za tym ty masz teraz dużo nauki i musisz się skoncentrować na egzaminach.
- No tak, a jak człowiek się uczy to czas szybko leci.
- No widzisz i nie smuć się już, bo nie mogę patrzeć na ciebie jak jesteś przygnębiony. - powiedziałam i pociągnęłam chłopaka za rękę w stronę domu. Podniosłam torebkę z ziemi i znowu zaczęłam szukać kluczy. Gdy w końcu je znalazłam mogliśmy spokojnie wejść do domu i pierwsze co zrobiliśmy to skierowaliśmy się do kuchni. Nalałam nam soku do szklanek i usiedliśmy przy stole.
- Miałeś być dopiero o 14 u mnie, a jesteś wcześniej. Co się stało? - zapytałam i upiłam łyk soku.
- Odwołali nam ostatnie zajęcia, bo wykładowca się rozchorował. - odpowiedział.
- To dobrze, bo już myślałam, że zrobiłeś sobie wagary. - uśmiechnęłam się.
- W sumie to nie byłby taki zły pomysł. - stwierdził drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.
- Ani mi się waż. Masz nie zawalać studiów z mojego powodu, rozumiesz ? - powiedziałam surowym tonem.
- Tak jest. - zasalutował Lou.
- Ty mi się tutaj nie wygłupiaj, tylko obiecaj, że nie będziesz chodził na wagary.
- No dobra, obiecuję. - powiedział i wypił ostatek soku.
- A teraz skoro tutaj jesteś zwarty i gotowy do pracy, to mogę cię wykorzystać. - powiedziałam i wstałam od stołu, Lou również.
- A co konkretnie masz na myśli? - zapytał, podszedł do mnie i objął mnie w talii. Czy facetom zawsze chodzi o jedno?
- Na pewno nie to co tobie chodzi po głowie. - odpowiedziałam. - Chciałam żebyś mi pomógł się spakować.
- Oczywiście, nie ma problemu. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - powiedział, dał mi szybkiego buziaka w usta i pociągnął na górę.
- Tutaj są pudła. - wskazałam na kilka pudeł stojących pod ścianą, gdy weszliśmy do mojego pokoju. - Możesz zacząć pakować książki, a ja w tym czasie się przebiorę. - powiedziałam i wzięłam wcześniej przygotowane ubrania i poszłam do łazienki się przebrać. Wyszłam z pokoju i szybko weszłam do łazienki. Ściągnęłam białą elegancką bluzkę, a zamiast niej założyłam zwykły, szary T-shirt. Ściągnęłam również czarne spodnie i założyłam stare, zdarte dżinsy, które noszę, gdy sprzątam, albo siedzę w domu. Na nogi założyłam czarne trampki, włosy związałam w kucyka i tak gotowa mogłam wyjść z łazienki.
Nie było mnie dosłownie 5 minut, a tu już prawie cały pokój spakowany. Ze zdziwieniem na twarzy weszłam w głąb pokoju. Dostrzegłam Louisa siedzącego na krześle przy biurku i patrzącego na moją tablicę korkową wisząca nad nim. Było przywieszone tam nasze zdjęcie, które Lou mi podarował kilka tygodni temu, gdy jeszcze nie byliśmy razem. Podeszłam bliżej chłopaka i usiadłam mu na kolanach. Oboje wpatrywaliśmy się w to zdjęcie z uśmiechami na twarzach. Dwójka małych dzieci kochająca się jak rodzeństwo. Ale to było dawno temu, a my zmieniliśmy się i nasze stosunki również. Kocham go, a on kocha mnie. Po tylu latach znajomości i tylu latach nie widzenia się, jesteśmy razem. Spotykamy się nie jako przyjaciele, czy znajomi, ale jako para. Jestem tak szczęśliwa, że nie umiem tego opisać słowami.
- Ile to czasu minęło od zrobienia tego zdjęcia? - Lou odezwał się po chwili jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dużo. - odpowiedziałam. - Całe 11 lat.
- Kupa czasu, a my nadal młodzi i piękni. - stwierdził, a ja zaczęłam się śmiać.
- Oj LouLou. - powiedziałam, gdy się uspokoiłam. Ale gdy tylko wypowiedziałam LouLou, zaczęliśmy się śmiać. Max tak mówi na Louisa, to stwierdziłam, że co mi tam, jak on może to ja też.
- Dość tego dobrego, zaraz powinien przyjechać mój tata z kierowcą dużego, dostawczego samochodu, specjalnie wynajętego przez moich rodziców, aby przewiózł nasze rzeczy, wiec musimy się szybko uwinąć z resztą rzeczy. - wskazałam na pokój i wstałam z jego kolan.
- Rozumiem, ale nie tak szybko. - powiedział i odwrócił moją głowę w swoja stronę i pocałował w samiutkie usta. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i szczerzyliśmy do siebie jak głupki. Tym razem Louis pozwolił mi zejść z jego kolan i mogliśmy powrócić do poprzedniej czynności.
Pół godziny później ktoś zaczął dzwonić do drzwi, akurat z Louisem siedzieliśmy w kuchni i popijaliśmy herbatę. Pobiegłam do drzwi, aby je otworzyć. Pewnie to tata, pomyślałam na wstępie. Nie myliłam się. Otworzyłam szerzej drzwi, aby mógł wejść. Przywitałam się z nim całusem w policzek. Zauważyłam, że za nim idzie młody chłopak. Rozpoznałam w nim syna kolegi mojego taty z pracy.
- Jo, nie wiem czy poznajesz. To jest Tom. - powiedział tata.
- Tak, tato poznaję. - odpowiedziałam i uścisnęłam chłopakowi dłoń. - Miło cię znowu widzieć.
- Mnie ciebie również. - uśmiechnął się do mnie i puścił moją dłoń.
- Jo, a gdzie Louis? Widziałem jego samochód na podjeździe. - zapytał tata.
- W kuchni. - odpowiedziałam i gdy tylko skończyłam to zdanie z kuchni wyłonił się Louis.
- Dzień dobry panie Monk. - przywitał się z moim tatą.
- Dzień dobry Louis. - odpowiedział tata i uścisnęli sobie dłonie, po czym tata zniknął w kuchni.
- Lou, to jest Tom, pomoże nam przy przeprowadzce. Tom, to jest mój chłopak Louis.- przedstawiłam sobie chłopaków również uścisnęli sobie dłonie. Widziałam wzrok Louisa, jakim patrzył na Toma. Gdy tak staliśmy, a mój chłopak zabijał wzrokiem biednego Toma poczułam na swoim biodrze czyjąś rękę. Jej właścicielem był Louis, przyciągnął mnie bliżej siebie, pewnie dlatego aby pokazać Tomowi, że jestem jego dziewczyną.
- Jo spakowałaś wszystkie rzeczy ze swojego pokoju? - zapytał tata wychodząc z kuchni. Uff dzięki ci tatku, że wróciłeś. Przynajmniej odwrócił uwagę Louisa od biednego Toma.
- Tak. - odpowiedziałam.
- Ok, to w takim razie ja i Tom. - wskazał na chłopaka. - Pakujemy pudła z salonu do samochodu, a wy. - tutaj wskazał na mnie i Louisa. - Możecie znosić te pudła z góry. - powiedział tata i wszedł do salonu, a zaraz za nim Tom. Kiwnęłam głową i pociągnęłam Louisa w stronę schodów. Gdy w końcu znaleźliśmy się w moim pokoju odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Oj Louis, Louis. - westchnęłam i podeszłam bliżej niego, stanęłam za nim i objęłam go w pasie.
- Tak? - zapytał, jakby nie wiedział o co mi chodzi.
- Czy ty jesteś o mnie zazdrosny? - zapytałam. Chłopak od razu odwrócił się twarzą do mnie i popatrzył na mnie.
- Co? - był zaskoczony, chyba nie spodziewał się takiego pytania.
- Pytam czy jesteś o mnie zazdrosny, bo tak patrzyłeś na Toma jakbyś chciał go wzrokiem zabić. - wytłumaczyłam.
- Tak, jestem o ciebie zazdrosny. To takie dziwne?
- Nie, to nie jest dziwne, ale to ja powinnam być o ciebie zazdrosna i to naprawdę zazdrosna.
- Co? O co chodzi? Nie rozumiem dlaczego to ty miałabyś być o mnie zazdrosna. - tym zdaniem wytrąciłam go z równowagi, na pewno się go nie spodziewał.
- Dlatego, że Tom jest gejem. - powiedziałam. Lou znieruchomiał.
- Naprawdę?
- Tak. - kiwnęłam głową.
- Nie wygląda. - stwierdził, a ja zaczęłam się śmiać. - To w takim razie muszę się go strzec. - powiedział po chwili.
- Zdecydowanie tak. A teraz bierzmy się za te pudła, bo nie wiadomo co sobie mój tata pomyśli, że nas tak długo nie ma. - zaczęłam znosić pudła na dół. Lou powiedział, że on weźmie te cięższe, a ja mam wziąć te lżejsze. Zgodziłam się od razu. Nie mówiłam Louisowi, że mam chory kręgosłup i nie mogę dźwigać ciężkich rzeczy. Nawet to lepiej, że mu nie mówiłam, bo jeszcze by się niepotrzebnie martwił.
Znieśliśmy wszystkie pudła na dół. Mijaliśmy się co chwilę z tatą i Tomem, posyłałam im tylko uśmiechy i zaraz znikałam na górze. Widziałam jak Louis unikał Toma, gdy tylko ten pojawiał się w okolicy Louis od razu uciekał. Czyżby bał się Toma? Mogę śmiało powiedzieć, że tak.
Po nie całej godzinie znoszenia i pakowania pudeł do samochodu, byłam nieźle wykończona. Lou, tata i Tom pakowali jeszcze jakieś drobiazgi, które zostały w reszcie domu, a ja weszłam jeszcze na chwilę do salonu. Zrobiło mi się smutno, bardzo smutno, gdy wchodząc do pokoju nie zobaczyłam naszych zdjęć stojących nad kominkiem lub przywieszonych w antyramach na ścianie, które sama robiłam. Poczułam, że łzy spływają mi po policzkach, nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. W sumie to powinnam się cieszyć, bo zaczynam nowe życie. Nowe miasto, nowy dom, studia, wspaniały chłopak, czego chcieć więcej? Nie wiem, chyba niczego, bo wszystko co najlepsze już mam. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę, gdy tylko dostrzegł, że płaczę od razu mnie przytulił.
- Kochanie czemu płaczesz? Boli cię coś? Coś z kręgosłupem? - zapytał zdenerwowany.
- Wszystko jest dobrze tato, nic mnie nie boli nie denerwuj się. Po prostu trudno mi się rozstawać z tym domem.
- Oh Jo. Mnie również, uwierz mi, ale tam będzie nam lepiej. Będziesz bliżej dziadków i twojego Louisa. - uśmiechnęłam się na ostatnie zdanie, tata również.
- Wiem tatku. W każdej sytuacji trzeba dostrzegać same pozytywne strony, zawsze tak mówisz. I za to cię kocham. - powiedziałam i przytuliłam mocno do niego.
- Ale mam nadzieję, że nie tylko za to, co?
- Pewnie, że nie tylko za to. Kocham cię przede wszystkim za to, że jesteś.
- Ja ciebie też kochanie. A teraz chodź, bo chłopaki czekają na nas przed domem,a Louis chyba się trochę denerwuje w towarzystwie Toma. Powiedziałaś mu, no wiesz o czym? - zapytał tata.
- Powiedziałam, pewnie że powiedziałam. - tata zaczął się śmiać, objął mnie ramieniem i wyszliśmy z domu.
- To teraz już rozumiem dlaczego Louis uciekał tak przed Tomem. - tata zaczął się śmiać, a ja tylko uśmiechnęłam się do niego.
Gdy wyszliśmy z domu i podeszliśmy bliżej samochodu Louis od razu do mnie podbiegł.
- Jo? Co się dzieje? Dlaczego płaczesz?
- Nic się nie dzieje Lou. Wspomnienia i tyle. - uśmiechnęłam słabo. Chłopak przytulił mnie mocno do siebie.
- Jo i Louis jedźcie za nami. - powiedział tata i wsiadł do auta Toma. Ja i Lou również wsiedliśmy do samochodu chłopaka i ruszyliśmy znaną mi już drogą do nowego domu.
To już koniec. Wreszcie koniec moich męczarni, koniec szkoły, koniec egzaminów. Teraz wakacje. Został mi jeszcze tydzień do wyjazdu do Polski. Dokładnie za tydzień, w piątek będę się żegnać z Louisem i rodzicami. Jak sobie tylko o tym pomyślę to płakać mi się chce. Ale staram się o tym po prostu nie myśleć i na razie mi się to udaje.
Teraz wsiadłam do samochodu i jadę do domu. Muszę się przebrać i zacząć pakować resztę rzeczy, bo dzisiaj przewozimy je do naszego nowego domu, a jutro no może i jeszcze dzisiaj zabieramy się za ich rozpakowywanie. Louis zaoferował się, że nam pomoże, a rodzice z chęcią na to przystanęli. Nie wiem czy z mojego powodu, czy po prostu stwierdzili, że przyda nam się dodatkowa para rąk. Lou ma do nas przyjechać około godziny 14, jak tylko skończy zajęcia. Jest dopiero 12, więc mam spokojnie dwie godziny na spakowanie wszystkich rzeczy do pudeł stojących w moim pokoju od dwóch tygodni. Nie miałam zbytnio czasu, ani głowy do tego, a dużo działo się ostatnio w moim życiu.
Pół godziny później parkowałam na podjeździe pod domem. Pewnie byłabym szybciej, gdyby nie te przeklęte, londyńskie korki. Nie spodziewałam się korków o tej porze, jakoś nigdy mi się to nie przytrafiło.
Zabrałam swoją torebkę i wyszłam z samochodu. Zamknęłam go na klucz, po czym udałam się w stronę domu. Stojąc pod drzwiami i szukając kluczy usłyszałam dźwięk klaksonu. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam czarny samochód parkujący obok mojego. Wiedziałam kto to, bardzo dobrze wiedziałam kto to. Uśmiech od razu zagościł na moich ustach. Gdy "ten ktoś" wyszedł z auta, rzuciłam torebkę na wycieraczkę leżącą przed drzwiami wejściowymi i pobiegłam w jego stronę. Rzuciłam się na niego, tak że nogami objęłam go w pasie, a chłopak trzymał mnie za uda. Zaczęłam go całować, a on to odwzajemnił.
- Cześć. - powiedział Lou. - Widzę, że bardzo się za mną stęskniłaś. - uśmiechnął się.
- Aż tak to widać? - zapytałam i stanęłam na ziemi.
- No wiesz, jeszcze nigdy z nikim się tak nie witałem. - stwierdził po chwili.
- Ja też, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie? - oznajmiłam i dałam mu szybkiego buziaka w usta. - Fajna czapka. - powiedziałam, gdy Lou zamykał samochód.
- Dzięki. - odpowiedział i uśmiechnął się. Nad daszkiem widniało logo jakiejś drużyny piłkarskiej.
- Co to za drużyna? - spytałam i wskazałam palcem na górę czapki.
- To drużyna, w której gram ja i moi koledzy z uczelni. - a to mi nowość.
- Nie wiedziałam, że grasz w piłkę nożną. Nic mi nie mówiłeś.
- Bo nie pytałaś, a mi jakoś to wyleciało z głowy.
- A może zaprosisz mnie kiedyś na swój mecz? - zaproponowałam.
- Pewnie. W środę gramy, może chcesz wpaść?
- Z miłą chęcią. Wyjeżdżam dopiero w piątek, więc mam czas. - odpowiedziałam, a Louis jakby posmutniał.
- Ej nie smutaj. To tylko dwa miesiące. Szybko zleci, zobaczysz.
- Wiem, ale i tak jest mi smutno, że wyjeżdżasz.
- Kochanie, ja wszystko rozumiem, ale dwa miesiące to nie wieczność. Po za tym ty masz teraz dużo nauki i musisz się skoncentrować na egzaminach.
- No tak, a jak człowiek się uczy to czas szybko leci.
- No widzisz i nie smuć się już, bo nie mogę patrzeć na ciebie jak jesteś przygnębiony. - powiedziałam i pociągnęłam chłopaka za rękę w stronę domu. Podniosłam torebkę z ziemi i znowu zaczęłam szukać kluczy. Gdy w końcu je znalazłam mogliśmy spokojnie wejść do domu i pierwsze co zrobiliśmy to skierowaliśmy się do kuchni. Nalałam nam soku do szklanek i usiedliśmy przy stole.
- Miałeś być dopiero o 14 u mnie, a jesteś wcześniej. Co się stało? - zapytałam i upiłam łyk soku.
- Odwołali nam ostatnie zajęcia, bo wykładowca się rozchorował. - odpowiedział.
- To dobrze, bo już myślałam, że zrobiłeś sobie wagary. - uśmiechnęłam się.
- W sumie to nie byłby taki zły pomysł. - stwierdził drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.
- Ani mi się waż. Masz nie zawalać studiów z mojego powodu, rozumiesz ? - powiedziałam surowym tonem.
- Tak jest. - zasalutował Lou.
- Ty mi się tutaj nie wygłupiaj, tylko obiecaj, że nie będziesz chodził na wagary.
- No dobra, obiecuję. - powiedział i wypił ostatek soku.
- A teraz skoro tutaj jesteś zwarty i gotowy do pracy, to mogę cię wykorzystać. - powiedziałam i wstałam od stołu, Lou również.
- A co konkretnie masz na myśli? - zapytał, podszedł do mnie i objął mnie w talii. Czy facetom zawsze chodzi o jedno?
- Na pewno nie to co tobie chodzi po głowie. - odpowiedziałam. - Chciałam żebyś mi pomógł się spakować.
- Oczywiście, nie ma problemu. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - powiedział, dał mi szybkiego buziaka w usta i pociągnął na górę.
- Tutaj są pudła. - wskazałam na kilka pudeł stojących pod ścianą, gdy weszliśmy do mojego pokoju. - Możesz zacząć pakować książki, a ja w tym czasie się przebiorę. - powiedziałam i wzięłam wcześniej przygotowane ubrania i poszłam do łazienki się przebrać. Wyszłam z pokoju i szybko weszłam do łazienki. Ściągnęłam białą elegancką bluzkę, a zamiast niej założyłam zwykły, szary T-shirt. Ściągnęłam również czarne spodnie i założyłam stare, zdarte dżinsy, które noszę, gdy sprzątam, albo siedzę w domu. Na nogi założyłam czarne trampki, włosy związałam w kucyka i tak gotowa mogłam wyjść z łazienki.
Nie było mnie dosłownie 5 minut, a tu już prawie cały pokój spakowany. Ze zdziwieniem na twarzy weszłam w głąb pokoju. Dostrzegłam Louisa siedzącego na krześle przy biurku i patrzącego na moją tablicę korkową wisząca nad nim. Było przywieszone tam nasze zdjęcie, które Lou mi podarował kilka tygodni temu, gdy jeszcze nie byliśmy razem. Podeszłam bliżej chłopaka i usiadłam mu na kolanach. Oboje wpatrywaliśmy się w to zdjęcie z uśmiechami na twarzach. Dwójka małych dzieci kochająca się jak rodzeństwo. Ale to było dawno temu, a my zmieniliśmy się i nasze stosunki również. Kocham go, a on kocha mnie. Po tylu latach znajomości i tylu latach nie widzenia się, jesteśmy razem. Spotykamy się nie jako przyjaciele, czy znajomi, ale jako para. Jestem tak szczęśliwa, że nie umiem tego opisać słowami.
- Ile to czasu minęło od zrobienia tego zdjęcia? - Lou odezwał się po chwili jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dużo. - odpowiedziałam. - Całe 11 lat.
- Kupa czasu, a my nadal młodzi i piękni. - stwierdził, a ja zaczęłam się śmiać.
- Oj LouLou. - powiedziałam, gdy się uspokoiłam. Ale gdy tylko wypowiedziałam LouLou, zaczęliśmy się śmiać. Max tak mówi na Louisa, to stwierdziłam, że co mi tam, jak on może to ja też.
- Dość tego dobrego, zaraz powinien przyjechać mój tata z kierowcą dużego, dostawczego samochodu, specjalnie wynajętego przez moich rodziców, aby przewiózł nasze rzeczy, wiec musimy się szybko uwinąć z resztą rzeczy. - wskazałam na pokój i wstałam z jego kolan.
- Rozumiem, ale nie tak szybko. - powiedział i odwrócił moją głowę w swoja stronę i pocałował w samiutkie usta. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i szczerzyliśmy do siebie jak głupki. Tym razem Louis pozwolił mi zejść z jego kolan i mogliśmy powrócić do poprzedniej czynności.
Pół godziny później ktoś zaczął dzwonić do drzwi, akurat z Louisem siedzieliśmy w kuchni i popijaliśmy herbatę. Pobiegłam do drzwi, aby je otworzyć. Pewnie to tata, pomyślałam na wstępie. Nie myliłam się. Otworzyłam szerzej drzwi, aby mógł wejść. Przywitałam się z nim całusem w policzek. Zauważyłam, że za nim idzie młody chłopak. Rozpoznałam w nim syna kolegi mojego taty z pracy.
- Jo, nie wiem czy poznajesz. To jest Tom. - powiedział tata.
- Tak, tato poznaję. - odpowiedziałam i uścisnęłam chłopakowi dłoń. - Miło cię znowu widzieć.
- Mnie ciebie również. - uśmiechnął się do mnie i puścił moją dłoń.
- Jo, a gdzie Louis? Widziałem jego samochód na podjeździe. - zapytał tata.
- W kuchni. - odpowiedziałam i gdy tylko skończyłam to zdanie z kuchni wyłonił się Louis.
- Dzień dobry panie Monk. - przywitał się z moim tatą.
- Dzień dobry Louis. - odpowiedział tata i uścisnęli sobie dłonie, po czym tata zniknął w kuchni.
- Lou, to jest Tom, pomoże nam przy przeprowadzce. Tom, to jest mój chłopak Louis.- przedstawiłam sobie chłopaków również uścisnęli sobie dłonie. Widziałam wzrok Louisa, jakim patrzył na Toma. Gdy tak staliśmy, a mój chłopak zabijał wzrokiem biednego Toma poczułam na swoim biodrze czyjąś rękę. Jej właścicielem był Louis, przyciągnął mnie bliżej siebie, pewnie dlatego aby pokazać Tomowi, że jestem jego dziewczyną.
- Jo spakowałaś wszystkie rzeczy ze swojego pokoju? - zapytał tata wychodząc z kuchni. Uff dzięki ci tatku, że wróciłeś. Przynajmniej odwrócił uwagę Louisa od biednego Toma.
- Tak. - odpowiedziałam.
- Ok, to w takim razie ja i Tom. - wskazał na chłopaka. - Pakujemy pudła z salonu do samochodu, a wy. - tutaj wskazał na mnie i Louisa. - Możecie znosić te pudła z góry. - powiedział tata i wszedł do salonu, a zaraz za nim Tom. Kiwnęłam głową i pociągnęłam Louisa w stronę schodów. Gdy w końcu znaleźliśmy się w moim pokoju odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Oj Louis, Louis. - westchnęłam i podeszłam bliżej niego, stanęłam za nim i objęłam go w pasie.
- Tak? - zapytał, jakby nie wiedział o co mi chodzi.
- Czy ty jesteś o mnie zazdrosny? - zapytałam. Chłopak od razu odwrócił się twarzą do mnie i popatrzył na mnie.
- Co? - był zaskoczony, chyba nie spodziewał się takiego pytania.
- Pytam czy jesteś o mnie zazdrosny, bo tak patrzyłeś na Toma jakbyś chciał go wzrokiem zabić. - wytłumaczyłam.
- Tak, jestem o ciebie zazdrosny. To takie dziwne?
- Nie, to nie jest dziwne, ale to ja powinnam być o ciebie zazdrosna i to naprawdę zazdrosna.
- Co? O co chodzi? Nie rozumiem dlaczego to ty miałabyś być o mnie zazdrosna. - tym zdaniem wytrąciłam go z równowagi, na pewno się go nie spodziewał.
- Dlatego, że Tom jest gejem. - powiedziałam. Lou znieruchomiał.
- Naprawdę?
- Tak. - kiwnęłam głową.
- Nie wygląda. - stwierdził, a ja zaczęłam się śmiać. - To w takim razie muszę się go strzec. - powiedział po chwili.
- Zdecydowanie tak. A teraz bierzmy się za te pudła, bo nie wiadomo co sobie mój tata pomyśli, że nas tak długo nie ma. - zaczęłam znosić pudła na dół. Lou powiedział, że on weźmie te cięższe, a ja mam wziąć te lżejsze. Zgodziłam się od razu. Nie mówiłam Louisowi, że mam chory kręgosłup i nie mogę dźwigać ciężkich rzeczy. Nawet to lepiej, że mu nie mówiłam, bo jeszcze by się niepotrzebnie martwił.
Znieśliśmy wszystkie pudła na dół. Mijaliśmy się co chwilę z tatą i Tomem, posyłałam im tylko uśmiechy i zaraz znikałam na górze. Widziałam jak Louis unikał Toma, gdy tylko ten pojawiał się w okolicy Louis od razu uciekał. Czyżby bał się Toma? Mogę śmiało powiedzieć, że tak.
Po nie całej godzinie znoszenia i pakowania pudeł do samochodu, byłam nieźle wykończona. Lou, tata i Tom pakowali jeszcze jakieś drobiazgi, które zostały w reszcie domu, a ja weszłam jeszcze na chwilę do salonu. Zrobiło mi się smutno, bardzo smutno, gdy wchodząc do pokoju nie zobaczyłam naszych zdjęć stojących nad kominkiem lub przywieszonych w antyramach na ścianie, które sama robiłam. Poczułam, że łzy spływają mi po policzkach, nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. W sumie to powinnam się cieszyć, bo zaczynam nowe życie. Nowe miasto, nowy dom, studia, wspaniały chłopak, czego chcieć więcej? Nie wiem, chyba niczego, bo wszystko co najlepsze już mam. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę, gdy tylko dostrzegł, że płaczę od razu mnie przytulił.
- Kochanie czemu płaczesz? Boli cię coś? Coś z kręgosłupem? - zapytał zdenerwowany.
- Wszystko jest dobrze tato, nic mnie nie boli nie denerwuj się. Po prostu trudno mi się rozstawać z tym domem.
- Oh Jo. Mnie również, uwierz mi, ale tam będzie nam lepiej. Będziesz bliżej dziadków i twojego Louisa. - uśmiechnęłam się na ostatnie zdanie, tata również.
- Wiem tatku. W każdej sytuacji trzeba dostrzegać same pozytywne strony, zawsze tak mówisz. I za to cię kocham. - powiedziałam i przytuliłam mocno do niego.
- Ale mam nadzieję, że nie tylko za to, co?
- Pewnie, że nie tylko za to. Kocham cię przede wszystkim za to, że jesteś.
- Ja ciebie też kochanie. A teraz chodź, bo chłopaki czekają na nas przed domem,a Louis chyba się trochę denerwuje w towarzystwie Toma. Powiedziałaś mu, no wiesz o czym? - zapytał tata.
- Powiedziałam, pewnie że powiedziałam. - tata zaczął się śmiać, objął mnie ramieniem i wyszliśmy z domu.
- To teraz już rozumiem dlaczego Louis uciekał tak przed Tomem. - tata zaczął się śmiać, a ja tylko uśmiechnęłam się do niego.
Gdy wyszliśmy z domu i podeszliśmy bliżej samochodu Louis od razu do mnie podbiegł.
- Jo? Co się dzieje? Dlaczego płaczesz?
- Nic się nie dzieje Lou. Wspomnienia i tyle. - uśmiechnęłam słabo. Chłopak przytulił mnie mocno do siebie.
- Jo i Louis jedźcie za nami. - powiedział tata i wsiadł do auta Toma. Ja i Lou również wsiedliśmy do samochodu chłopaka i ruszyliśmy znaną mi już drogą do nowego domu.
________________________________________________________________________________
Cześć :)
Oto nowy rozdział. Pisałam go 6 godzin. Mam nadzieję, że mnie docenicie i skomentujecie. Pod ostatnim rozdziałem były 2 komentarze, za co ogromnie dziękuję tym dwóm osobom za skomentowanie KOCHAM WAS :) A wiecie ile jest dziennie wejść na bloga? Około 40. Więc ja nie wiem czy nie chce się Wam komentować, czy może myślicie sobie niech inni to zrobią. I tak mi się zdaje, że wszyscy co tutaj wchodzą i czytają, tak myślą, a mi jest po prostu smutno. Staram się jak mogę, aby te rozdziały były dość długie i dużo się w nich działo, ale jak widzę że nikt nie docenia mojej pracy to nie wiem czy jest sens ciągnąć to dalej i myślę nad usunięciem tego bloga. Ale gdy to rozważam to przypominają mi się osoby, które polubiły to opowiadanie. I takim oto sposobem jestem między młotem, a kowadłem, bo nie wiem co mam zrobić.
Mam nadzieję, że dotrą do Was moje słowa i prośby i pod tym rozdziałem pojawi się więcej niż 2 komentarze. Liczę na Was :)
Przypominam o ankiecie znajdującej się u góry po prawej stronie.
EDIT: Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach na twitterze odsyłam do zakładki INFORMOWANI na samej górze. Wystarczy, że wpiszecie swoje nicki twitterów w komentarzu.
Pierwsza, acha bejbe!
OdpowiedzUsuńRozdział... cud, miód i malina.
Świetnie piszesz.
Troche denerwuje mnie to, że tyle dziewczyn.ma tylko bloga o 1D i marnują swój talent. Ty jesteś w tym gronie kochana. Więc nie przerywaj pisać tego bloga, bo jest świetny, ale może kiedyś napiszesz jakąś książkę. Taki talent nie może się zmarnować.
To brzmi jakbyś była duchem i widziała wszystko.
To jest takie naturalne opowiadanie.
Spodziewam się, że akcja z zespołem piłkarskim jakoś suę rozkręci.
Czekam na next i pozdrawiam
Och dodawaj szybko kolejny rozdzial kochana :* i niech sie zacznie jakis dramat czy cos :p moze byc nawet tak ze ten Tom pocaluje Louisa czy cos w tym stylu hehe :3 powodzenia :*
OdpowiedzUsuńNawet nie waż się usuwać tego bloga. Wiem jak ciężko jest napisać notkę, więc staram się pod każdym rozdziałem napisać chociaż jedno pozytywne słowo. :-) Już nie mogę doczekać się następnego, a co do tego to powiem, że jest świetny. Jeszcze ten wątek z Tomem. Hahaha. Naprawdę boski. :-)
OdpowiedzUsuńCantina
Loui jest tutaj taki słodki :* Awwwww ♥
OdpowiedzUsuńrozdział jak zawsze boski :)