Obudziłam się z ogromnym bólem głowy, znowu. Czy ja zawsze jak się napiję trochę alkoholu to rano mam problem z bólem głowy? Nie wiem czy to kac, mam nadzieję że mi przejdzie. Wszystko mnie boli, dosłownie. Zaczynając od głowy kończąc na palcach u stóp. To pewnie przez te wczorajsze tańce. Ale muszę przyznać, że mimo bólu było super. Wybawiłam się za wszystkie czasy. Pamiętam jak Max ruszał tymi swoimi bioderkami w rytm muzyki, jak tata z mamą tańczyli, jakby końca nie było, tak samo pan Mark z panią Jay. Fajnie widzieć rodziców uśmiechniętych od ucha do ucha i świetnie się bawiących w swoim towarzystwie. Pamiętam też długie pożegnanie z Louisem, przy którym oczywiście się popłakałam, bo musiałam się z nim rozstać. Po trzech dniach nie odstępowania siebie na krok, mogło to być trudne i szczerze to było. Nienawidzę pożegnań, ale kto je lubi?
Oczywiście rodzice nie byli w stanie prowadzić samochodu, więc padło na mnie. Cieszę się, że nie mamy daleko od domu Louisa, bo to zaledwie pół godziny jazdy. Max nam zasnął po drodze, więc potem był problem aby go wyjąć z fotelika, ale tata dał sobie z nim radę. W domu usiadłam jeszcze na chwilę z rodzicami w salonie, aby opowiedzieć im o wyjeździe, nie zdradzając niektórych pikantnych szczegółów. Tata stwierdził, że musimy uczcić mój przyjazd do domu, więc wyjął z barku jakiś drogo wyglądający alkohol i nalał nam do szklanek. Pamiętam, że wypiliśmy w trójkę całą butelkę, a potem jakimś cudem doczołgałam się do mojego łóżka i zasnęłam w ubraniach. A teraz siedzę na jego środku z ogromnym bólem głowy i nie wiem czy mam iść pierwsze pod prysznic czy na dół po jakąś tabletkę przeciwbólową. Chyba najpierw pójdę do łazienki, bo nie chciałabym aby Max zobaczył mnie w takim stanie. A widzę, że dochodzi godzina jedenasta, więc mały na pewno już nie śpi. Ześlizgnęłam się z łóżka i bardzo powoli podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej czarne legginsy i luźny szary podkoszulek. Wzięłam jeszcze czystą bieliznę i poszłam do łazienki. Stojąc pod ciepłym strumieniem wody przypomniałam sobie o mojej wczorajszej rozmowie z panem Markiem. Myślałam, że ten człowiek za mną nie przepada. Za każdym razem, gdy do nich przyjeżdżałam trzymał między nami dystans, nie odzywał się do mnie. Po prostu stwierdziłam, że mnie nie lubi i co gorsza nie akceptuje mnie jako dziewczyny swojego syna. Ale wczoraj mnie bardzo mile zaskoczył. W ogóle tyle mi zdradził na temat Louisa, nie spodziewałabym się że był aż tak zamknięty w sobie, a dzięki mnie się tak bardzo zmienił. To chyba dobrze, co nie? Mam świadomość tego, że dobrze wpływam na ludzi. I dzięki mnie zmieniają się na lepsze i przechodzą na jaśniejszą stronę mocy. Przykładem tego może być Louis.
Spłukałam szampon z włosów, owinęłam mokre włosy ręcznikiem, a drugim ciało i wyszłam z kabiny. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i stanęłam przed wielkim lusterkiem zawieszonym nad umywalką. Przetarłam dłonią zaparowaną powłokę i przyjrzałam się sobie dokładnie w odbiciu. Duże niebieskie oczy, malinowe usta i prosty nos. Tak, to cała ja. Często zastanawiam się co Louis we mnie widzi. Zadaje sobie też pytanie: Dlaczego akurat mnie wybrał na tą jedyną? Dlaczego ja? Nie mam pojęcia, co mam takiego w sobie, że to ja jestem tą szczęściarą stojącą u jego boku, a nie inna dziewczyna. W sumie cieszę się że to właśnie ja nią jestem. Bo dzięki temu chłopakowi z brązowymi włosami czuję się wyjątkowo i wiem, że jest ktoś kto mnie kocha, oprócz rodziców, brata czy dziadków. W szkole byłam typem samotnika. Oczywiście pomijając Polskę, bo tam miałam Domi, ale w Wielkiej Brytanii, nie miałam żadnej bliższej przyjaciółki, takiej z którą mogłabym porozmawiać o wszystkim, zwierzyć się jej z moich problemów czy pośmiać się z głupot. A jeszcze moje przeniesienie w ostatniej klasie spowodowało, że już całkowicie byłam sama jak palec. Jakoś zawsze wolałam swoje towarzystwo, niż czyjeś. Nie lubię przebywać wokół innych ludzi. Dlatego też nie chodzę na imprezy do klubów czy na jakieś domówki. Lubię siedzieć w domu, w swoim pokoju i czytać książki albo po prostu leżeć na łóżku i patrzeć w ścianę. Rodzice nawet mówili kiedyś, że chcą mnie wysłać do psychologa, bo twierdzą że ze mną dzieje się coś złego i co najgorsze zamykam się w sobie, ale ja twierdziłam inaczej. Mi to nie przeszkadzało, że nie mam przyjaciół. Po co mi oni? Mam rodzinę i ona jest dla mnie najważniejsza. Oczywiście wiem, że czasem przyjaciele też są potrzebni, ale przecież mam Domi, która jest dla mnie najważniejsza i nie zamieniłabym jej na nikogo innego. Może na studiach poznam jakąś fajną dziewczynę, z którą się zaprzyjaźnię.
Wysuszyłam szybko włosy i wyszłam z łazienki, wstąpiłam jeszcze na moment aby pościelić łóżko i zeszłam na dół. Głowa mniej mnie już bolała, ale nadal czułam pulsujący ból w czaszce.
- Mamooooo. - wyjęczałam, gdy zeszłam ze schodów i weszłam do kuchni. A wtedy doznałam szoku. Na stołku barowym siedziała młoda dziewczyna z blond włosami i grzywką na czole. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a ja aby nie wyjść na jakąś niewychowaną osobę odwzajemniłam się tym samym gestem i powiedziałam.
- Yyy cześć.
- Cześć. - odpowiedziała. - Jestem Meg, mieszkam naprzeciwko. A ty jesteś Jo? - zapytała i uściskała mi dłoń.
- Tak. Przepraszam, że się nie przedstawiłam. Zaskoczyłaś mnie. - odpowiedziałam i zaśmiałam się. - Jesteś naszą sąsiadką? - zapytałam i tym razem Meg zaśmiała się.
- Tak. Wprowadziliśmy się tydzień przed wami. - wyjaśniła i posłała mi swój uśmiech. Muszę stwierdzić, że jest bardzo ładna.
- Ooo Jo, wstałaś już. - powiedziała mama wchodząc do kuchni z doniczką z kwiatkami w rękach.
- Cześć mamuś. - odpowiedziałam i podeszłam bliżej niej i dałam całusa w policzek.
- Joooo! - krzyknął Max, który szedł za mamą. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie i kucnęłam aby przywitać się z nim.
- Cześć szkrabie. - powiedziałam i poczochrałam mu włosy na głowie. Mały skrzywił się i wyswobodził z mojego uścisku. Wstałam i podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam tabletki przeciwbólowe i od razu łyknęłam dwie. Mam nadzieję, że mi pomogą i chociaż trochę uśmierzą ból.
- Widzę, że poznałaś już naszą sąsiadkę. - powiedziała mama i wzięła Maxa na ręce.
- Tak, poznałyśmy się. - odpowiedziałam.
- Meg przyszła przynieść nam pocztę, bo listonosz się pomylił i wrzucił im do skrzynki naszą.
- Oo to miłe z twojej strony. - powiedziałam do Meg, a ta tylko posłała mi swój uśmiech i wróciła do patrzenia na moją mamę i Maxa.
- Pomyślałam, że chciałabyś poznać Meg więc zaproponowałam żeby zaczekała na ciebie, a ja pójdę zobaczyć czy już wstałaś. I widziałam, że brałaś prysznic więc uznałam, że pewnie za chwilę zejdziesz na dół. - wyjaśniła mama i upiła łyk wody, którą akurat sobie nalałam.
- To dobrze. Fajnie wiedzieć, że obok nas mieszka osoba mniej więcej w moim wieku. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do dziewczyny siedzącej naprzeciwko mnie.
- Spotykasz się dziś z Louisem? - zapytała mama i dała mi Maxa na ręce, a ten od razu wtulił się we mnie. Czyżby chciało mu się spać?
- Nie umawialiśmy się na dziś, ale znając Louisa to może mnie zaskoczyć i wstąpić do nas. - odpowiedziałam.
- Oj tak po Louisie można się wszystkiego spodziewać. - zaśmiała się mama, a ja popatrzyłam na Meg. Siedziała przy blacie i obracała w palcach pustą już szklankę.
- A może chciałabyś się ze mną wybrać na spacer, albo plac zabaw z tym oto tutaj młodym mężczyzną? - zapytałam dziewczyny i wskazałam palcem na brata, który gdy usłyszał moje słowa rozbudził się i patrzył to na mnie to na mamę swoimi niebieskimi oczkami.
- Z miłą chęcią. - odpowiedziała i znowu zobaczyłam jej śliczny uśmiech. Naprawdę jest ładna.
- Ok to za pół godziny przed domem. Muszę jeszcze zjeść jakieś śniadanie i doprowadzić się do porządku. - zaproponowałam, a Meg tylko przytaknęła, po czym się odezwała.
- To ja idę do domu. Powiadomię rodziców i spotykamy się za trzydzieści minut przed twoim domem.
- Dobra, to do zobaczenia. - powiedziałam i odprowadziłam dziewczynę do drzwi.
- To bardzo miłe z twojej strony. - powiedziała mama, gdy wróciłam do kuchni.
- Też tak sądzę. - odpowiedziałam i usiadłam na wcześniej zajmowanym miejscu przez Meg i czekałam, aż mama zrobi mi coś dobrego do jedzenia.
***
Pół godziny później wychodząc z domu Meg już na mnie czekała. W krótkich dżinsowych spodenkach i białej bluzce na ramiączkach wyglądała bardzo ładnie. Włosy spięła w wysokiego kucyka, a na czubku głowy miała okulary przeciwsłoneczne. Ja natomiast przebrałam się w czarne, krótkie spodenki i białą bluzkę na ramiączkach. Włosy spięłam tak jak Meg w kucyka i też miałam okulary, no przynajmniej taką miałam nadzieję, że gdzieś w torebce sobie spokojnie leżą.
- Mogłabyś go przez chwilę popilnować? A ja pójdę tylko po wózek do samochodu. - poprosiłam, a dziewczyna skinęła głową. Szybko poszłam do garbusa i z bagażnika wyciągnęłam pojazd małego. Coś mi się zdaje, że jak mnie nie było mama jeździła moim samochodzikiem. Zatrzasnęłam pokrywę bagażnika i rozłożyłam wózek. Pchając go wróciłam do czekających na mnie brata i Meg. Posadziłam małego w wózku, zapięłam pasami, na co oczywiście protestował, ale jakoś udało mi się go zapiąć i mogliśmy ruszać w stronę placu zabaw. Postanowiłyśmy, że pójdziemy nie na ten najbliższy tylko trochę dalej, bo jak obie stwierdziłyśmy chcemy pogadać ze sobą i może trochę lepiej się poznać. W sumie to lepiej, bo po tym co ostatnio się tam stało, nie chciałabym znowu zaryzykować i spotkać kogoś, za kim nie przepadam albo za kimś kto zrobił mi ogromną krzywdę.
- Louis to twój brat? - zapytała dziewczyna, gdy szłyśmy wzdłuż chodnika. Wybuchłam śmiechem, a Meg zrobiła zdziwioną minę. Opanowałam się i wyjaśniłam.
- Nie. Mam tylko jednego brata. A Lou to mój chłopak. - Meg zrobiła wielkie oczy i zaczęła mnie przepraszać za swoje głupie pytanie.
- Nic się przecież nie stało. To ja powinnam przeprosić, że tak zareagowałam na twoje pytanie. - powiedziałam.
- Nic nie szkodzi. Po prostu myślałam, że masz jeszcze jednego brata. Stąd moje pytanie. - zaśmiała się cicho, a ja poszłam w jej ślady.
- A tak w ogóle jak to się stało, że się tutaj przeprowadziliście? - zapytałam. Coś tam mi mama kiedyś opowiadała, że mamy nowych sąsiadów, ale ja jakoś nie zwróciłam na to większej uwagi. Pamiętam, że byłam wtedy w Polsce, u babci i miałam na głowie jeden, poważny problem, a mianowicie Łukasza. A właśnie ciekawa jestem co u niego ? Czy dalej rehabilituje moją babcię ? A z resztą co mnie to obchodzi ? Mam to gdzieś, po prostu.
- A ty? - zapytała dziewczyna, gdy stanęłyśmy na czerwonym świetle.
- Co? - popatrzyłam na nią. Nie słyszałam jak opowiada mi o sobie. - Przepraszam, zamyśliłam się. - dodałam. Kurde głupio mi było, ona pewnie gadała długo, a ja myślami byłam przy Łukaszu. To wszystko przez niego, on jest wszystkiemu winien.
- Zapytałam jak to się stało, że przeprowadziliście się tutaj. Twoja mama mi mówiła, że wcześniej mieszkaliście w Londynie. - wyjaśniła, a ja przytaknęłam i ruszyłyśmy przed siebie, gdy zapaliło się zielone światło.
- No tak. Dokładnie to pod Londynem, kilka kilometrów od centrum. - powiedziałam i kontynuowałam. - Tata dostał tutaj lepszą ofertę pracy i rodzice postanowili, że się tutaj przeprowadzimy.
- To fajnie. - odpowiedziała Meg. - U mnie można powiedzieć, że było tak samo. Lubię to miasteczko, jest takie ciche, czasem nawet za ciche, ale może to i lepiej.
- Oj tak. To w nim jest i najfajniejsze. W sumie Londyn nie jest taki zły, ciągle się coś tam dzieje, ale czasem fajnie tak posiedzieć w ciszy. - powiedziałam, po czym weszłyśmy na teren placu zabaw. Zaczęłyśmy szukać jakiegoś miejsca w miarę w cieniu, aby nas słońce nie raziło. Po kilku minutach rozglądania się znalazłyśmy ławkę blisko piaskownicy, więc pewnym krokiem podeszłyśmy do niej. Wyjęłam brata z wózka, a ten od razu wskoczył do piaskownicy i usiadł na jej środku. Wysypałam z reklamówki plastikowe zabawki, a gdy zobaczyłam że mały jest bezpieczny i może się bawić wróciłam do czekającej na mnie Meg na ławce i zaczęłyśmy żywo rozmawiać na praktycznie każdy temat. Muszę powiedzieć, że fajna i miła z niej dziewczyna. Mamy dużo ze sobą wspólnego. Jesteśmy w tym samym wieku, fajnie wiedzieć że mam kogoś w swoim wieku obok siebie i to wystarczy zaledwie przejść prze ulicę. Lubimy też czytać książki, obie mamy młodsze rodzeństwo. No ona ma o trzy lata młodszą siostrę, a nie tak jak ja o szesnaście lat, ale to też można zaliczyć do wspólnych faktów. Co chwila spoglądałam w stronę Maxa czy aby wszystko z nim w porządku, ale za każdym razem czułam się spokojnie, gdy widziałam jak bawi się z innymi dziećmi. Co mnie bardzo radowało, bo on nie za bardzo lubi dzielić się swoimi zabawkami z innymi, ale widzę że dziś zrobił wyjątek.
- Twoja siostra nie chciała z nami iść? - zapytałam dziewczyny.
- Pytałam się jej, ale powiedziała że nie chce się jej. Więc nie będę nalegać i prosić. - odpowiedziała i wzruszyła ramionami.
- Szkoda, bo chętnie bym ją poznała. - powiedziałam z lekko słyszalnym smutkiem w głosie.
- Pewnie kiedyś ją poznasz. Ale szczerze nie liczyłabym na wiele z jej strony.
- To znaczy? Co masz przez to na myśli? - zapytałam marszcząc brwi.
- Ona jest bardziej zamknięta w sobie. Nie lubi poznawać nowych ludzi, raczej woli swoje towarzystwo. - wyjaśniła.
- Rozumiem, ale może dla mnie zrobi wyjątek. - powiedziałam uśmiechając się przyjaźnie.
- Spróbuję ją przekonać. - dodała i posłała mi swój uśmiech.
Siedziałyśmy na ławce i długo, długo rozmawiałyśmy dopóki Max nam nie przerwał informując, że jest głodny i chce mu się pić. Takim oto sposobem musiałam przerwać konwersację z Meg i dać bratu to o co prosił. Gdy już się najadł i napił wrócił do piaskownicy, a mi telefon zaczął dzwonić. Byłam pewna, że to moja mama dzwoni, abyśmy wracali do domu, ale jakie było moje zdziwienie gdy na wyświetlaczu zobaczyłam nieznany mi numer. Meg posłała mi pytające spojrzenie, a ja tylko wzruszyłam ramionami i odebrałam telefon.
- Dzień dobry Jo. Z tej strony Jay Tomlinson. - powiedziała kobieta, a mi kamień spadł z serca, bo bałam się że ktoś znowu sobie robi ze mnie żarty. Odetchnęłam z ulgą zanim odpowiedziałam.
- Dzień dobry pani Jay. Co u pani słychać? - zapytałam pogodnym głosem, nie chciałam aby coś mnie zdradziło, że za bardzo nie mam ochoty z nią rozmawiać. A domyślam się po co do mnie dzwoni i czego chce.
- U mnie wszystko dobrze. Louis dał mi twój numer. Na początku nie chciał się na to zgodzić, ale po moich błaganiach i prośbach w końcu mi go dał. - zachichotałam w miarę cicho, bo wyobraziłam sobie minę Louisa, gdy jego mama prosiła go o mój numer. Jestem pewna, że na jego twarzy utworzył się grymas niezadowolenia i był trochę wkurzony taką prośbą.
- To dobrze, ale jestem pewna że niechętnie to zrobił, prawda? - zapytałam, choć i tak znałam prawdę.
- Jo jak ty go dobrze znasz. - zaśmiała się pani Jay, a ja jej zawtórowałam.
- Nawet za dobrze bym powiedziała. - szepnęłam, bardziej do siebie niż do niej, ale oczywiście nie uszło to jej uwadze i musiała to usłyszeć.
- Mogłabyś powtórzyć, bo nie zrozumiałam wszystkiego. - poprosiła, a ja otrząsnęłam się z zamyślenia nad naszą wspólną nocą w Brighton, kiedy to Lou mnie dotykał i ... oh!
- Nic, nic pani Jay. Po prostu powiedziałam, że znam Louisa bardzo dobrze. - wyjaśniłam i poczułam jak moje policzki przybierają kolor czerwony. Meg popatrzyła na mnie, a ja poprosiłam ją ruchem ręki aby pilnowała małego, gdy ja odeszłam nieco dalej od naszego siedziska.
- To dobrze Jo. Bo widać, że Louis cię bardzo kocha, a ty oczywiście jego. I jestem ci z tego powodu bardzo wdzięczna, bo gdyby nie ty Lou całkiem zamknął by się w sobie i nie chciał z nikim rozmawiać. - tego to się po niej nie spodziewałam. Nie wiedziałam, że z Louisem było aż tak źle. To znaczy wiedziałam, że Lou jest nieco zamknięty w sobie i nie skory do rozmowy, ale nie wiedziałam że aż tak. A pani Jay, jako jego matka wiedziała o tym najlepiej.
- Miło z pani strony, że pani tak sądzi. Ale ja nic takiego nie zrobiłam. - powiedziałam, ale gdy chciałam coś dodać pani Jay mi przerwała.
- Jak to nic nie zrobiłaś? Zrobiłaś dużo, bardzo dużo. Nawet nie wiem jak mam ci dziękować. Cieszę się, że zjawiłaś się w moim domu i wyciągnęłaś Louisa z dołka. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Niech pani nie płacze, proszę pani Jay. Ja się tylko zakochałam i nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. - odpowiedziałam.
- Wzruszyłam się, bo tak bardzo się cieszę, że jesteś przy jego boku. - szepnęła i mogłam usłyszeć jak pociąga nosem. - Wiem, że kłócicie się, ale to jest normalne. W każdym związku są wzloty i upadki, więc ja to w pełni rozumiem. - dodała. - Ale nie dzwonię do ciebie, aby gadać czy omawiać wasze kłótnie, bo to wy musicie przez to przejść. Tak więc gdzie teraz jesteś? - zapytała, a ja stałam na środku asfaltowej ścieżki z otwartą buzią i byłam w szoku. Czyżby Louis powiedział swojej mamie o naszych ostatnich kłótniach ? Nie, to niemożliwe, nie zrobiłby tego. Ale może to wina pani Jay, bo jak mogłam się już przekonać sprytna jest w wyciąganiu niektórych informacji z chłopaka, a on nie umie utrzymać języka za zębami.
- Jo? Jesteś tam? - zapytała jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.
- Tak, tak jestem. Chyba jakieś zakłócenia na linii były. Jestem aktualnie na placu zabaw z Maxem, ale zaraz będziemy wracać do domu. - wyjaśniłam, a kobieta westchnęła.
- A co byś powiedziała na wspólne zakupy ? Obiecałaś mi to gdy ostatnim razem rozmawiałyśmy przez telefon, pamiętasz? - zapytała, a ja już miałam nadzieję, że zapomniała o tym.
- Oczywiście, że pamiętam. - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem na ustach.
- To co powiesz na jutro, a może dzisiaj? - zaproponowała. Nie miałam ochoty na zakupy z nią, ale co mogłam zrobić. Przecież obiecałam, a Louis miał rację. Będzie się o wszystko wypytywać.
- Dziś nie dam rady. - powiedziałam i popatrzyłam w stronę Meg, która teraz bawiła się z moim bratem w piaskownicy i robili razem babki z piasku. Odwróciłam się do nich plecami i kontynuowałam. - Ale jutro z miłą chęcią się wybiorę. - trudno może jakoś to przeżyję. Mam nadzieję, że Louis się zgodzi z nami pojechać, bo jak nie to cóż, po prostu będzie ciekawie.
- To super, bardzo się cieszę. - wyobraziłam sobie jak kobieta właśnie podskakuje w miejscu ze szczęścia, ale mi nie było do śmiechu. Denerwowałam się jak przed egzaminami. Chociaż matura przy spotkaniu z matką Louisa to pikuś. - Dałabyś radę przyjechać do nas jutro około dziesiątej rano? - zapytała, jak się dobrze domyślam z uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, będę punktualnie. - odpowiedziałam.
- Cieszę się bardzo, do zobaczenia jutro. Pozdrów rodziców. - powiedziała i zanim chciałam odpowiedzieć na jej jakże czułe pożegnanie rozłączyła się, a ja poczułam jak z twarzy odpływa mi cała krew. I co ja mam teraz zrobić ? Muszę tam z nią pójść, mam tylko nadzieję, że Louis zgodzi się z nami iść, po jak nie to będzie po mnie.
***
- Mamuś już jesteśmy. - oznajmiłam, gdy z na wpół śpiącym Maxem na rękach weszłam do domu.
- To dobrze, bo obiad już gotowy. - odpowiedziała mama, a gdy zobaczyła małego zaśmiała się, po czym wzięła go ode mnie i poszła na górę. Ja w tym czasie poszłam do łazienki.
Meg okazała się bardzo pomocna i z miłą chęcią pomogła mi zapakować małego na placu zabaw do wózka, a następnie spacerkiem udałyśmy się tą samą droga do domu. Żywo rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się, że dziewczyna idzie na studia na tą samą uczelnię co ja, ale na inny kierunek - wychowanie fizyczne. Dziewczyna lubi sporty i przyznała mi się, że trenuje piłkę siatkową. Ja uwielbiam siatkę, a gdy jej o tym powiedziałam to zaproponowała, że kiedyś możemy pójść sobie gdzieś zagrać. Nawet na stadionie, na którym ostatnio byliśmy z Maxem na treningu Louisa można rozłożyć sobie siatkę i zagrać. Jestem pewna, że Lou byłby bardziej niż chętny na mały meczyk. Pod domem pożegnałam się z dziewczyną i życząc jej miłego dnia weszłam do domu. W międzyczasie naszej małej podróży wymieniłyśmy się numerami telefonów. Fajna z niej dziewczyna i myślę, że spokojnie mogę się z nią zaprzyjaźnić.
Muszę też zadzwonić do Louisa, by go nieźle opieprzyć za rozpowszechnianie mojego numeru telefonu. No co jak co, ale myślałam że on jest przeciwny moim zakupom z jego mamą. Ale chyba się myliłam, bo nie wiem czy z miłą chęcią dał jej mój numer telefonu czy może pod jakąś groźbą.
Wyszłam z łazienki i zastałam akurat mamę nakładającą zupę na talerze. Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam.
- Zjemy w ogrodzie? - mama kiwnęła głową i razem wyszłyśmy na zewnątrz. Usiadłyśmy przy drewnianym stole na przeciw siebie i zaczęłyśmy jeść przepyszną zupę jarzynową autorstwa mojej mamy.
- Jestem pełna. - oznajmiłam, gdy odłożyłam łyżkę obok talerza.
- Ja też. - powiedziała mama i oparła się o krzesło, po czym głęboko odetchnęła.- Ale wykończyłaś Maxa. Gdy ściągałam mu spodnie zasnął. - dodała mama, a ja zaczęłam się śmiać.
- Był wykończony, gdy wracałyśmy już z Mego do domu prawie nam zasypiał, ale po chwili się budził. Więc nie dziwię się, że padł. - powiedziałam i zaśmiałam się. Oparłam się o oparcie krzesła, położyłam sobie ręce na brzuchu, zamknęłam oczy i próbowałam choć przez chwilę się zrelaksować.
- Co myślisz o Meg? Wydaje mi się fajną dziewczyną, taka miła, pomocna i do tego bardzo ładna. - zapytała mama jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.
- Jest naprawdę miła. W ogóle pomogła mi z Maxem na placu zabaw, gdy ja rozmawiałam z panią Jay. - osz kurde wygadałam się. Miałam mamie tego dziś nie mówić. Chciałam postawić ją przed faktem dokonanym i powiedzieć o moim wypadzie z mamą Louisa dopiero jutro rano, aby nie miała szans zaproponować żeby ona również z nami poszła. Ale gapa ze mnie, zawsze walnę coś w nieodpowiednim czasie i miejscu.
- Jay do ciebie dzwoniła? Co chciała? - oho zaczyna się. Przesłuchanie pani Anny Monk we własnej osobie.
- Chciała zapytać o takie różne sprawy. - odpowiedziałam z przekonaniem. - Nic specjalnego. - dodałam. Mam nadzieję, że to jej wystarczy i nie będzie wałkować dalej tego tematu.
- To znaczy? Powiedz mi. - nakazała, a ja wiem że przepadłam i nie ma szans ukryć przed nią niczego.
- No dobra. Chce mnie wziąć jutro na zakupy. - oznajmiłam.
- To świetnie. - powiedziała z zadowoleniem na ustach. Moja mama coś knuje. - Mogę jechać z wami? Przyda mi się kilka nowych ciuchów do pracy. - zapytała, a ja wiedziałam że nie mam szans aby jej odmówić.
- Dobra, ale to ty zadzwoń do pani Jay i jej o wszystkim powiedz. - powiedziałam, a mama zerwała się z krzesła i pobiegła do domu, a następnie wróciła do mnie z telefonem w ręce i niesamowicie wielkim uśmiechem na ustach.
Nie chciałam słuchać jak się umawiają, więc całkowicie się odłączyłam. Myślami byłam w bardziej przyjemnym miejscu. Wyobraziłam sobie siebie i Louisa jak pływamy w morzu. Jak chłopak mnie do siebie przytula, a ja oplatam go nogami w pasie i nurkujemy pod wodą. Wtedy było fajnie, nie musiałam się niczym przejmować. A teraz wróciłam do rzeczywistości i od razu wpadam w tarapaty, a to dzięki mamie mojego kochanego chłopaka. Gorzej już być nie może. A może by tak ... Gwałtownie zerwałam się z krzesła, aż stół się zakołysał.
- Jo? Wszystko w porządku? -zapytała mama przerywając swoją jakże ożywioną rozmowę z panią Jay.
- Taa, myślę że tak. - oznajmiłam i opadłam z powrotem na krzesło.
- Na pewno? - spytała ponownie uważnie mi się przyglądając. Kiwnęłam tylko, a w głowie już układałam sobie plan. Jeśli on nie wypali to będzie ze mną źle.
***
- Czyś to ogłupiał? Dlaczego dałeś jej mój numer telefonu? - zapytałam Louisa nieźle wkurzona. - Sam byłeś przeciwny naszym wspólnym zakupom, a dajesz jej mój numer. Jesteś niemądry Lou. - dodałam i opadłam na krzesło stojące przy biurku w moim pokoju.
- Jo ona mnie torturowała. Nie miałem wyjścia. - wyjaśnił zdenerwowanym głosem.
- Jak to cię torturowała? Własna matka cie torturowała? To jest niemożliwe. - oznajmiłam i usiadłam z powrotem na łóżku, po czym skrzyżowałam nogi.
- No nawet nie wiesz co ona jeszcze potrafi. - powiedział. - Zagroziła, że jeśli nie dam jej twojego numeru telefonu to nie dostanę obiadu, rozumiesz? - zapytał z powagą w głosie, a ja ryknęłam śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać.
- Jo, to nie jest śmieszne. - powiedział zirytowany, a ja wyobraziłam sobie jak marszczy brwi przestępując z nogi na nogę. - Wiesz jak w całym domu ładnie pachniało, aż ślinka leciała. - dodał.
- To trzeba było nie dawać jej numeru, a może byś schudł. - powiedziałam ze śmiechem, a Lou wciągnął głośno powietrze, co było bardzo dobrze słyszalne przez telefon.
- Czyli uważasz, że jestem gruby? - zapytał, ale w jego głosie można było dostrzec nutkę rozbawienia niż zirytowania.
- Troszeczkę. - oznajmiłam.
- Kochanie to tylko mięśnie. - powiedział, a ja wyobraziłam sobie jak teraz stoi przed lustrem w swoim pokoju i napina swoje "mięśnie" i robi przy tym dziwne miny.
- Taa jasne, uważaj bo już ci uwierzę. - powiedziałam z powagą w głosie i ze zmarszczonymi brwiami pokiwałam głową. - A te fałdki po bokach twojej talii to niby co? Też mięśnie? Ja bym powiedziała, że to tłuszczyk.
- Oj tam oj tam. Nie czepiaj się szczegółów.
- Ha! - wykrzyknęłam. - Czyli się przyznajesz? - zapytałam i wyprostowałam nogi przed sobą, bo mi nieco ścierpły.
- Nie kochana, ja stwierdzam fakty.
- No właśnie, przyznajesz się Lou. To bardzo ładnie z twojej strony, że zgadzasz się ze swoją dziewczyną. Zawsze tak powinno być, wiesz? A teraz wracając do tematu jutrzejszych zakupów. Idziesz ze mną. Nie będę znosić krępujących pytań dotyczących nas. - podkreśliłam słowo "nas" w tym zdaniu i kontynuowałam. - Bo to też dotyczy się ciebie. Więc czy ci się to podoba czy nie idziesz ze mną. - oznajmiłam z przekonaniem w głosie, a Lou chyba zamarł na chwilę. Czyli albo nie spodziewał się takiego obrotu sprawy albo coś było na rzeczy, coś co wcale nie było przyjemnie i wiem, że głównie dla mnie.
- Jo, bo właśnie tu jest problem. - powiedział ściszonym głosem. - Wiesz, że ja zawsze z tobą chętnie pójdę. Gdziekolwiek będziesz chciała, ale ... - urwał, bo ktoś wszedł mu do pokoju. - Nie wiem Daisy, gdzie są twoje lalki. Rozmawiam przez telefon możesz wyjść? Proszę. - poprosił i słuchał. - Tak z Jo, możesz wyjść z mojego pokoju? Dziękuję. - dodał i usłyszałam w słuchawce jakieś szmery, a potem normalny głos Louisa. - Jestem. Przepraszam Daisy wpadła mi do pokoju, nawet nie pukając. - odetchnął z ulgą i kontynuował. - Masz od niej pozdrowienia.
- Ojejku dziękuję. Ucałuj wszystkie dziewczynki ode mnie. - powiedziałam.
- Dobrze, tak zrobię. Ale wracając nie mogę jutro z tobą iść na te zakupy, choć nie ukrywam bardzo bym chciał, bo nie widziałem cię dziś cały dzień. - oznajmił, a ja poczułam jak drugi raz dzisiejszego dnia cała krew odpływa mi z twarzy, a podłoga pode mną się ugina.
- Dlaczego? - zapytałam i przesunęłam się na skraj łóżka, nogami dotykając podłogi.
- Mam trening jutro rano, a trener byłby nieźle na mnie wkurwiony. - wciągnęłam głośno powietrze słysząc takie słowa wypadające z jego ust, ale po chwili usłyszałam. - Yyy przepraszam zdenerwował by się na mnie bardzo za to, że mnie nie ma. - dodał.
- No dobra rozumiem, ale nie można tego jakoś przesunąć? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Wątpię. A z trenerem nie ma uproś. Masz być na treningu i koniec. - wyjaśnił. - Przepraszam Jo, możemy później gdzieś pójść. Tylko razem. Mogę przyjechać po ciebie do galerii czy gdzie tam pójdziecie. - dodał, a mi cała złość na niego z dzisiejszego dnia przeszła. Nie byłam już tak bardzo na niego zła, bo to przecież nie jego wina że trenuje. A ja bardzo się cieszę, że się rusza i coś ze sobą robi niż siedzi w domu.
- O może to i lepiej, przynajmniej schudniesz. - zaśmiałam się, a Lou poszedł w moje ślady.
- Oj maleńka ty chyba nie widziałaś prawdziwych mięśni. - powiedział między napadami śmiechu.
- No jakoś nie miałam okazji ich u ciebie zobaczyć. - zaśmiałam się raz jeszcze.
- Ha ha. Jakież to było śmieszne. - dodał ze słyszalnym sarkazmem w głosie.
- Żartowałam. Nie gniewaj się na mnie. Lubię sobie z tobą czasem pożartować. - powiedziałam, a Lou odpowiedział.
- Ja też. To co, do zobaczenia jutro? Napiszesz mi smsa co i jak? - zapytał, a ja potwierdziłam i na koniec szepnęłam.
- Kocham cię grubasku i miłych snów. - Lou zaśmiał się z mojego komentarza skierowanego w jego stronę i odpowiedział.
- Kocham cię pączusiu i śpij dobrze. Śnij o mnie. - zanim zdążyłam jakoś zareagować na tego pączusia, jak to mnie nazwał chłopak się rozłączył. Położyłam telefon na szafce nocnej stojącej obok mojego łóżka, po czym padłam na pościel. Wiem, że jutro będzie bardzo ciekawy dzień. Zaczynając od zakupów i jestem pewna, że nieprzyjemnych pytań skierowanych w moją stronę. Zapomniałam Louisowi powiedzieć o moim planie, ale on już chyba nie ma znaczenia. Skoro umówiłam się z nim na później to moja udawana choroba odpada. Może to i lepiej, bo nie lubię udawać, ani oszukiwać rodziców. Popatrzyłam na zegarek wiszący nad biurkiem i stwierdziłam, że najwyższa pora iść już spać. Dochodzi jedenasta, a ja jestem padnięta. Poza tym jutro czeka mnie dzień pełen wrażeń, więc pasuje abym była wyspana i pełna energii, aby stawić czoło swoim wrogom. No może przesadziłam, ale cóż jakaś część się zgadza. Zaśmiałam się z moich niestosownych myśli, po czym zgasiłam lampkę, przykryłam się kołdrą i odleciałam do krainy snów.
_________________________________________________________________________________
Ten rozdział dedykuję wszystkim osobom, które komentują rozdziały. Bez Was nie byłoby mnie tutaj, a ten blog zostałby usunięty albo zawieszony. Dziękuję Wam, że jesteście :)
Jeśli macie jakieś pytania dotyczące mnie, bloga albo czegokolwiek innego zapraszam na ASKA lub TWITTERA
Za aktualizowałam bohaterów bloga, więc jeśli ktoś chce zobaczyć jak wygląda Meg, niech kliknie TU
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach na tt, zapraszam TUTAJ
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał :)
Do następnego :)
Oczywiście rodzice nie byli w stanie prowadzić samochodu, więc padło na mnie. Cieszę się, że nie mamy daleko od domu Louisa, bo to zaledwie pół godziny jazdy. Max nam zasnął po drodze, więc potem był problem aby go wyjąć z fotelika, ale tata dał sobie z nim radę. W domu usiadłam jeszcze na chwilę z rodzicami w salonie, aby opowiedzieć im o wyjeździe, nie zdradzając niektórych pikantnych szczegółów. Tata stwierdził, że musimy uczcić mój przyjazd do domu, więc wyjął z barku jakiś drogo wyglądający alkohol i nalał nam do szklanek. Pamiętam, że wypiliśmy w trójkę całą butelkę, a potem jakimś cudem doczołgałam się do mojego łóżka i zasnęłam w ubraniach. A teraz siedzę na jego środku z ogromnym bólem głowy i nie wiem czy mam iść pierwsze pod prysznic czy na dół po jakąś tabletkę przeciwbólową. Chyba najpierw pójdę do łazienki, bo nie chciałabym aby Max zobaczył mnie w takim stanie. A widzę, że dochodzi godzina jedenasta, więc mały na pewno już nie śpi. Ześlizgnęłam się z łóżka i bardzo powoli podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej czarne legginsy i luźny szary podkoszulek. Wzięłam jeszcze czystą bieliznę i poszłam do łazienki. Stojąc pod ciepłym strumieniem wody przypomniałam sobie o mojej wczorajszej rozmowie z panem Markiem. Myślałam, że ten człowiek za mną nie przepada. Za każdym razem, gdy do nich przyjeżdżałam trzymał między nami dystans, nie odzywał się do mnie. Po prostu stwierdziłam, że mnie nie lubi i co gorsza nie akceptuje mnie jako dziewczyny swojego syna. Ale wczoraj mnie bardzo mile zaskoczył. W ogóle tyle mi zdradził na temat Louisa, nie spodziewałabym się że był aż tak zamknięty w sobie, a dzięki mnie się tak bardzo zmienił. To chyba dobrze, co nie? Mam świadomość tego, że dobrze wpływam na ludzi. I dzięki mnie zmieniają się na lepsze i przechodzą na jaśniejszą stronę mocy. Przykładem tego może być Louis.
Spłukałam szampon z włosów, owinęłam mokre włosy ręcznikiem, a drugim ciało i wyszłam z kabiny. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i stanęłam przed wielkim lusterkiem zawieszonym nad umywalką. Przetarłam dłonią zaparowaną powłokę i przyjrzałam się sobie dokładnie w odbiciu. Duże niebieskie oczy, malinowe usta i prosty nos. Tak, to cała ja. Często zastanawiam się co Louis we mnie widzi. Zadaje sobie też pytanie: Dlaczego akurat mnie wybrał na tą jedyną? Dlaczego ja? Nie mam pojęcia, co mam takiego w sobie, że to ja jestem tą szczęściarą stojącą u jego boku, a nie inna dziewczyna. W sumie cieszę się że to właśnie ja nią jestem. Bo dzięki temu chłopakowi z brązowymi włosami czuję się wyjątkowo i wiem, że jest ktoś kto mnie kocha, oprócz rodziców, brata czy dziadków. W szkole byłam typem samotnika. Oczywiście pomijając Polskę, bo tam miałam Domi, ale w Wielkiej Brytanii, nie miałam żadnej bliższej przyjaciółki, takiej z którą mogłabym porozmawiać o wszystkim, zwierzyć się jej z moich problemów czy pośmiać się z głupot. A jeszcze moje przeniesienie w ostatniej klasie spowodowało, że już całkowicie byłam sama jak palec. Jakoś zawsze wolałam swoje towarzystwo, niż czyjeś. Nie lubię przebywać wokół innych ludzi. Dlatego też nie chodzę na imprezy do klubów czy na jakieś domówki. Lubię siedzieć w domu, w swoim pokoju i czytać książki albo po prostu leżeć na łóżku i patrzeć w ścianę. Rodzice nawet mówili kiedyś, że chcą mnie wysłać do psychologa, bo twierdzą że ze mną dzieje się coś złego i co najgorsze zamykam się w sobie, ale ja twierdziłam inaczej. Mi to nie przeszkadzało, że nie mam przyjaciół. Po co mi oni? Mam rodzinę i ona jest dla mnie najważniejsza. Oczywiście wiem, że czasem przyjaciele też są potrzebni, ale przecież mam Domi, która jest dla mnie najważniejsza i nie zamieniłabym jej na nikogo innego. Może na studiach poznam jakąś fajną dziewczynę, z którą się zaprzyjaźnię.
Wysuszyłam szybko włosy i wyszłam z łazienki, wstąpiłam jeszcze na moment aby pościelić łóżko i zeszłam na dół. Głowa mniej mnie już bolała, ale nadal czułam pulsujący ból w czaszce.
- Mamooooo. - wyjęczałam, gdy zeszłam ze schodów i weszłam do kuchni. A wtedy doznałam szoku. Na stołku barowym siedziała młoda dziewczyna z blond włosami i grzywką na czole. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a ja aby nie wyjść na jakąś niewychowaną osobę odwzajemniłam się tym samym gestem i powiedziałam.
- Yyy cześć.
- Cześć. - odpowiedziała. - Jestem Meg, mieszkam naprzeciwko. A ty jesteś Jo? - zapytała i uściskała mi dłoń.
- Tak. Przepraszam, że się nie przedstawiłam. Zaskoczyłaś mnie. - odpowiedziałam i zaśmiałam się. - Jesteś naszą sąsiadką? - zapytałam i tym razem Meg zaśmiała się.
- Tak. Wprowadziliśmy się tydzień przed wami. - wyjaśniła i posłała mi swój uśmiech. Muszę stwierdzić, że jest bardzo ładna.
- Ooo Jo, wstałaś już. - powiedziała mama wchodząc do kuchni z doniczką z kwiatkami w rękach.
- Cześć mamuś. - odpowiedziałam i podeszłam bliżej niej i dałam całusa w policzek.
- Joooo! - krzyknął Max, który szedł za mamą. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie i kucnęłam aby przywitać się z nim.
- Cześć szkrabie. - powiedziałam i poczochrałam mu włosy na głowie. Mały skrzywił się i wyswobodził z mojego uścisku. Wstałam i podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam tabletki przeciwbólowe i od razu łyknęłam dwie. Mam nadzieję, że mi pomogą i chociaż trochę uśmierzą ból.
- Widzę, że poznałaś już naszą sąsiadkę. - powiedziała mama i wzięła Maxa na ręce.
- Tak, poznałyśmy się. - odpowiedziałam.
- Meg przyszła przynieść nam pocztę, bo listonosz się pomylił i wrzucił im do skrzynki naszą.
- Oo to miłe z twojej strony. - powiedziałam do Meg, a ta tylko posłała mi swój uśmiech i wróciła do patrzenia na moją mamę i Maxa.
- Pomyślałam, że chciałabyś poznać Meg więc zaproponowałam żeby zaczekała na ciebie, a ja pójdę zobaczyć czy już wstałaś. I widziałam, że brałaś prysznic więc uznałam, że pewnie za chwilę zejdziesz na dół. - wyjaśniła mama i upiła łyk wody, którą akurat sobie nalałam.
- To dobrze. Fajnie wiedzieć, że obok nas mieszka osoba mniej więcej w moim wieku. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do dziewczyny siedzącej naprzeciwko mnie.
- Spotykasz się dziś z Louisem? - zapytała mama i dała mi Maxa na ręce, a ten od razu wtulił się we mnie. Czyżby chciało mu się spać?
- Nie umawialiśmy się na dziś, ale znając Louisa to może mnie zaskoczyć i wstąpić do nas. - odpowiedziałam.
- Oj tak po Louisie można się wszystkiego spodziewać. - zaśmiała się mama, a ja popatrzyłam na Meg. Siedziała przy blacie i obracała w palcach pustą już szklankę.
- A może chciałabyś się ze mną wybrać na spacer, albo plac zabaw z tym oto tutaj młodym mężczyzną? - zapytałam dziewczyny i wskazałam palcem na brata, który gdy usłyszał moje słowa rozbudził się i patrzył to na mnie to na mamę swoimi niebieskimi oczkami.
- Z miłą chęcią. - odpowiedziała i znowu zobaczyłam jej śliczny uśmiech. Naprawdę jest ładna.
- Ok to za pół godziny przed domem. Muszę jeszcze zjeść jakieś śniadanie i doprowadzić się do porządku. - zaproponowałam, a Meg tylko przytaknęła, po czym się odezwała.
- To ja idę do domu. Powiadomię rodziców i spotykamy się za trzydzieści minut przed twoim domem.
- Dobra, to do zobaczenia. - powiedziałam i odprowadziłam dziewczynę do drzwi.
- To bardzo miłe z twojej strony. - powiedziała mama, gdy wróciłam do kuchni.
- Też tak sądzę. - odpowiedziałam i usiadłam na wcześniej zajmowanym miejscu przez Meg i czekałam, aż mama zrobi mi coś dobrego do jedzenia.
***
Pół godziny później wychodząc z domu Meg już na mnie czekała. W krótkich dżinsowych spodenkach i białej bluzce na ramiączkach wyglądała bardzo ładnie. Włosy spięła w wysokiego kucyka, a na czubku głowy miała okulary przeciwsłoneczne. Ja natomiast przebrałam się w czarne, krótkie spodenki i białą bluzkę na ramiączkach. Włosy spięłam tak jak Meg w kucyka i też miałam okulary, no przynajmniej taką miałam nadzieję, że gdzieś w torebce sobie spokojnie leżą.
- Mogłabyś go przez chwilę popilnować? A ja pójdę tylko po wózek do samochodu. - poprosiłam, a dziewczyna skinęła głową. Szybko poszłam do garbusa i z bagażnika wyciągnęłam pojazd małego. Coś mi się zdaje, że jak mnie nie było mama jeździła moim samochodzikiem. Zatrzasnęłam pokrywę bagażnika i rozłożyłam wózek. Pchając go wróciłam do czekających na mnie brata i Meg. Posadziłam małego w wózku, zapięłam pasami, na co oczywiście protestował, ale jakoś udało mi się go zapiąć i mogliśmy ruszać w stronę placu zabaw. Postanowiłyśmy, że pójdziemy nie na ten najbliższy tylko trochę dalej, bo jak obie stwierdziłyśmy chcemy pogadać ze sobą i może trochę lepiej się poznać. W sumie to lepiej, bo po tym co ostatnio się tam stało, nie chciałabym znowu zaryzykować i spotkać kogoś, za kim nie przepadam albo za kimś kto zrobił mi ogromną krzywdę.
- Louis to twój brat? - zapytała dziewczyna, gdy szłyśmy wzdłuż chodnika. Wybuchłam śmiechem, a Meg zrobiła zdziwioną minę. Opanowałam się i wyjaśniłam.
- Nie. Mam tylko jednego brata. A Lou to mój chłopak. - Meg zrobiła wielkie oczy i zaczęła mnie przepraszać za swoje głupie pytanie.
- Nic się przecież nie stało. To ja powinnam przeprosić, że tak zareagowałam na twoje pytanie. - powiedziałam.
- Nic nie szkodzi. Po prostu myślałam, że masz jeszcze jednego brata. Stąd moje pytanie. - zaśmiała się cicho, a ja poszłam w jej ślady.
- A tak w ogóle jak to się stało, że się tutaj przeprowadziliście? - zapytałam. Coś tam mi mama kiedyś opowiadała, że mamy nowych sąsiadów, ale ja jakoś nie zwróciłam na to większej uwagi. Pamiętam, że byłam wtedy w Polsce, u babci i miałam na głowie jeden, poważny problem, a mianowicie Łukasza. A właśnie ciekawa jestem co u niego ? Czy dalej rehabilituje moją babcię ? A z resztą co mnie to obchodzi ? Mam to gdzieś, po prostu.
- A ty? - zapytała dziewczyna, gdy stanęłyśmy na czerwonym świetle.
- Co? - popatrzyłam na nią. Nie słyszałam jak opowiada mi o sobie. - Przepraszam, zamyśliłam się. - dodałam. Kurde głupio mi było, ona pewnie gadała długo, a ja myślami byłam przy Łukaszu. To wszystko przez niego, on jest wszystkiemu winien.
- Zapytałam jak to się stało, że przeprowadziliście się tutaj. Twoja mama mi mówiła, że wcześniej mieszkaliście w Londynie. - wyjaśniła, a ja przytaknęłam i ruszyłyśmy przed siebie, gdy zapaliło się zielone światło.
- No tak. Dokładnie to pod Londynem, kilka kilometrów od centrum. - powiedziałam i kontynuowałam. - Tata dostał tutaj lepszą ofertę pracy i rodzice postanowili, że się tutaj przeprowadzimy.
- To fajnie. - odpowiedziała Meg. - U mnie można powiedzieć, że było tak samo. Lubię to miasteczko, jest takie ciche, czasem nawet za ciche, ale może to i lepiej.
- Oj tak. To w nim jest i najfajniejsze. W sumie Londyn nie jest taki zły, ciągle się coś tam dzieje, ale czasem fajnie tak posiedzieć w ciszy. - powiedziałam, po czym weszłyśmy na teren placu zabaw. Zaczęłyśmy szukać jakiegoś miejsca w miarę w cieniu, aby nas słońce nie raziło. Po kilku minutach rozglądania się znalazłyśmy ławkę blisko piaskownicy, więc pewnym krokiem podeszłyśmy do niej. Wyjęłam brata z wózka, a ten od razu wskoczył do piaskownicy i usiadł na jej środku. Wysypałam z reklamówki plastikowe zabawki, a gdy zobaczyłam że mały jest bezpieczny i może się bawić wróciłam do czekającej na mnie Meg na ławce i zaczęłyśmy żywo rozmawiać na praktycznie każdy temat. Muszę powiedzieć, że fajna i miła z niej dziewczyna. Mamy dużo ze sobą wspólnego. Jesteśmy w tym samym wieku, fajnie wiedzieć że mam kogoś w swoim wieku obok siebie i to wystarczy zaledwie przejść prze ulicę. Lubimy też czytać książki, obie mamy młodsze rodzeństwo. No ona ma o trzy lata młodszą siostrę, a nie tak jak ja o szesnaście lat, ale to też można zaliczyć do wspólnych faktów. Co chwila spoglądałam w stronę Maxa czy aby wszystko z nim w porządku, ale za każdym razem czułam się spokojnie, gdy widziałam jak bawi się z innymi dziećmi. Co mnie bardzo radowało, bo on nie za bardzo lubi dzielić się swoimi zabawkami z innymi, ale widzę że dziś zrobił wyjątek.
- Twoja siostra nie chciała z nami iść? - zapytałam dziewczyny.
- Pytałam się jej, ale powiedziała że nie chce się jej. Więc nie będę nalegać i prosić. - odpowiedziała i wzruszyła ramionami.
- Szkoda, bo chętnie bym ją poznała. - powiedziałam z lekko słyszalnym smutkiem w głosie.
- Pewnie kiedyś ją poznasz. Ale szczerze nie liczyłabym na wiele z jej strony.
- To znaczy? Co masz przez to na myśli? - zapytałam marszcząc brwi.
- Ona jest bardziej zamknięta w sobie. Nie lubi poznawać nowych ludzi, raczej woli swoje towarzystwo. - wyjaśniła.
- Rozumiem, ale może dla mnie zrobi wyjątek. - powiedziałam uśmiechając się przyjaźnie.
- Spróbuję ją przekonać. - dodała i posłała mi swój uśmiech.
Siedziałyśmy na ławce i długo, długo rozmawiałyśmy dopóki Max nam nie przerwał informując, że jest głodny i chce mu się pić. Takim oto sposobem musiałam przerwać konwersację z Meg i dać bratu to o co prosił. Gdy już się najadł i napił wrócił do piaskownicy, a mi telefon zaczął dzwonić. Byłam pewna, że to moja mama dzwoni, abyśmy wracali do domu, ale jakie było moje zdziwienie gdy na wyświetlaczu zobaczyłam nieznany mi numer. Meg posłała mi pytające spojrzenie, a ja tylko wzruszyłam ramionami i odebrałam telefon.
- Dzień dobry Jo. Z tej strony Jay Tomlinson. - powiedziała kobieta, a mi kamień spadł z serca, bo bałam się że ktoś znowu sobie robi ze mnie żarty. Odetchnęłam z ulgą zanim odpowiedziałam.
- Dzień dobry pani Jay. Co u pani słychać? - zapytałam pogodnym głosem, nie chciałam aby coś mnie zdradziło, że za bardzo nie mam ochoty z nią rozmawiać. A domyślam się po co do mnie dzwoni i czego chce.
- U mnie wszystko dobrze. Louis dał mi twój numer. Na początku nie chciał się na to zgodzić, ale po moich błaganiach i prośbach w końcu mi go dał. - zachichotałam w miarę cicho, bo wyobraziłam sobie minę Louisa, gdy jego mama prosiła go o mój numer. Jestem pewna, że na jego twarzy utworzył się grymas niezadowolenia i był trochę wkurzony taką prośbą.
- To dobrze, ale jestem pewna że niechętnie to zrobił, prawda? - zapytałam, choć i tak znałam prawdę.
- Jo jak ty go dobrze znasz. - zaśmiała się pani Jay, a ja jej zawtórowałam.
- Nawet za dobrze bym powiedziała. - szepnęłam, bardziej do siebie niż do niej, ale oczywiście nie uszło to jej uwadze i musiała to usłyszeć.
- Mogłabyś powtórzyć, bo nie zrozumiałam wszystkiego. - poprosiła, a ja otrząsnęłam się z zamyślenia nad naszą wspólną nocą w Brighton, kiedy to Lou mnie dotykał i ... oh!
- Nic, nic pani Jay. Po prostu powiedziałam, że znam Louisa bardzo dobrze. - wyjaśniłam i poczułam jak moje policzki przybierają kolor czerwony. Meg popatrzyła na mnie, a ja poprosiłam ją ruchem ręki aby pilnowała małego, gdy ja odeszłam nieco dalej od naszego siedziska.
- To dobrze Jo. Bo widać, że Louis cię bardzo kocha, a ty oczywiście jego. I jestem ci z tego powodu bardzo wdzięczna, bo gdyby nie ty Lou całkiem zamknął by się w sobie i nie chciał z nikim rozmawiać. - tego to się po niej nie spodziewałam. Nie wiedziałam, że z Louisem było aż tak źle. To znaczy wiedziałam, że Lou jest nieco zamknięty w sobie i nie skory do rozmowy, ale nie wiedziałam że aż tak. A pani Jay, jako jego matka wiedziała o tym najlepiej.
- Miło z pani strony, że pani tak sądzi. Ale ja nic takiego nie zrobiłam. - powiedziałam, ale gdy chciałam coś dodać pani Jay mi przerwała.
- Jak to nic nie zrobiłaś? Zrobiłaś dużo, bardzo dużo. Nawet nie wiem jak mam ci dziękować. Cieszę się, że zjawiłaś się w moim domu i wyciągnęłaś Louisa z dołka. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Niech pani nie płacze, proszę pani Jay. Ja się tylko zakochałam i nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. - odpowiedziałam.
- Wzruszyłam się, bo tak bardzo się cieszę, że jesteś przy jego boku. - szepnęła i mogłam usłyszeć jak pociąga nosem. - Wiem, że kłócicie się, ale to jest normalne. W każdym związku są wzloty i upadki, więc ja to w pełni rozumiem. - dodała. - Ale nie dzwonię do ciebie, aby gadać czy omawiać wasze kłótnie, bo to wy musicie przez to przejść. Tak więc gdzie teraz jesteś? - zapytała, a ja stałam na środku asfaltowej ścieżki z otwartą buzią i byłam w szoku. Czyżby Louis powiedział swojej mamie o naszych ostatnich kłótniach ? Nie, to niemożliwe, nie zrobiłby tego. Ale może to wina pani Jay, bo jak mogłam się już przekonać sprytna jest w wyciąganiu niektórych informacji z chłopaka, a on nie umie utrzymać języka za zębami.
- Jo? Jesteś tam? - zapytała jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.
- Tak, tak jestem. Chyba jakieś zakłócenia na linii były. Jestem aktualnie na placu zabaw z Maxem, ale zaraz będziemy wracać do domu. - wyjaśniłam, a kobieta westchnęła.
- A co byś powiedziała na wspólne zakupy ? Obiecałaś mi to gdy ostatnim razem rozmawiałyśmy przez telefon, pamiętasz? - zapytała, a ja już miałam nadzieję, że zapomniała o tym.
- Oczywiście, że pamiętam. - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem na ustach.
- To co powiesz na jutro, a może dzisiaj? - zaproponowała. Nie miałam ochoty na zakupy z nią, ale co mogłam zrobić. Przecież obiecałam, a Louis miał rację. Będzie się o wszystko wypytywać.
- Dziś nie dam rady. - powiedziałam i popatrzyłam w stronę Meg, która teraz bawiła się z moim bratem w piaskownicy i robili razem babki z piasku. Odwróciłam się do nich plecami i kontynuowałam. - Ale jutro z miłą chęcią się wybiorę. - trudno może jakoś to przeżyję. Mam nadzieję, że Louis się zgodzi z nami pojechać, bo jak nie to cóż, po prostu będzie ciekawie.
- To super, bardzo się cieszę. - wyobraziłam sobie jak kobieta właśnie podskakuje w miejscu ze szczęścia, ale mi nie było do śmiechu. Denerwowałam się jak przed egzaminami. Chociaż matura przy spotkaniu z matką Louisa to pikuś. - Dałabyś radę przyjechać do nas jutro około dziesiątej rano? - zapytała, jak się dobrze domyślam z uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, będę punktualnie. - odpowiedziałam.
- Cieszę się bardzo, do zobaczenia jutro. Pozdrów rodziców. - powiedziała i zanim chciałam odpowiedzieć na jej jakże czułe pożegnanie rozłączyła się, a ja poczułam jak z twarzy odpływa mi cała krew. I co ja mam teraz zrobić ? Muszę tam z nią pójść, mam tylko nadzieję, że Louis zgodzi się z nami iść, po jak nie to będzie po mnie.
***
- Mamuś już jesteśmy. - oznajmiłam, gdy z na wpół śpiącym Maxem na rękach weszłam do domu.
- To dobrze, bo obiad już gotowy. - odpowiedziała mama, a gdy zobaczyła małego zaśmiała się, po czym wzięła go ode mnie i poszła na górę. Ja w tym czasie poszłam do łazienki.
Meg okazała się bardzo pomocna i z miłą chęcią pomogła mi zapakować małego na placu zabaw do wózka, a następnie spacerkiem udałyśmy się tą samą droga do domu. Żywo rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się, że dziewczyna idzie na studia na tą samą uczelnię co ja, ale na inny kierunek - wychowanie fizyczne. Dziewczyna lubi sporty i przyznała mi się, że trenuje piłkę siatkową. Ja uwielbiam siatkę, a gdy jej o tym powiedziałam to zaproponowała, że kiedyś możemy pójść sobie gdzieś zagrać. Nawet na stadionie, na którym ostatnio byliśmy z Maxem na treningu Louisa można rozłożyć sobie siatkę i zagrać. Jestem pewna, że Lou byłby bardziej niż chętny na mały meczyk. Pod domem pożegnałam się z dziewczyną i życząc jej miłego dnia weszłam do domu. W międzyczasie naszej małej podróży wymieniłyśmy się numerami telefonów. Fajna z niej dziewczyna i myślę, że spokojnie mogę się z nią zaprzyjaźnić.
Muszę też zadzwonić do Louisa, by go nieźle opieprzyć za rozpowszechnianie mojego numeru telefonu. No co jak co, ale myślałam że on jest przeciwny moim zakupom z jego mamą. Ale chyba się myliłam, bo nie wiem czy z miłą chęcią dał jej mój numer telefonu czy może pod jakąś groźbą.
Wyszłam z łazienki i zastałam akurat mamę nakładającą zupę na talerze. Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam.
- Zjemy w ogrodzie? - mama kiwnęła głową i razem wyszłyśmy na zewnątrz. Usiadłyśmy przy drewnianym stole na przeciw siebie i zaczęłyśmy jeść przepyszną zupę jarzynową autorstwa mojej mamy.
- Jestem pełna. - oznajmiłam, gdy odłożyłam łyżkę obok talerza.
- Ja też. - powiedziała mama i oparła się o krzesło, po czym głęboko odetchnęła.- Ale wykończyłaś Maxa. Gdy ściągałam mu spodnie zasnął. - dodała mama, a ja zaczęłam się śmiać.
- Był wykończony, gdy wracałyśmy już z Mego do domu prawie nam zasypiał, ale po chwili się budził. Więc nie dziwię się, że padł. - powiedziałam i zaśmiałam się. Oparłam się o oparcie krzesła, położyłam sobie ręce na brzuchu, zamknęłam oczy i próbowałam choć przez chwilę się zrelaksować.
- Co myślisz o Meg? Wydaje mi się fajną dziewczyną, taka miła, pomocna i do tego bardzo ładna. - zapytała mama jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.
- Jest naprawdę miła. W ogóle pomogła mi z Maxem na placu zabaw, gdy ja rozmawiałam z panią Jay. - osz kurde wygadałam się. Miałam mamie tego dziś nie mówić. Chciałam postawić ją przed faktem dokonanym i powiedzieć o moim wypadzie z mamą Louisa dopiero jutro rano, aby nie miała szans zaproponować żeby ona również z nami poszła. Ale gapa ze mnie, zawsze walnę coś w nieodpowiednim czasie i miejscu.
- Jay do ciebie dzwoniła? Co chciała? - oho zaczyna się. Przesłuchanie pani Anny Monk we własnej osobie.
- Chciała zapytać o takie różne sprawy. - odpowiedziałam z przekonaniem. - Nic specjalnego. - dodałam. Mam nadzieję, że to jej wystarczy i nie będzie wałkować dalej tego tematu.
- To znaczy? Powiedz mi. - nakazała, a ja wiem że przepadłam i nie ma szans ukryć przed nią niczego.
- No dobra. Chce mnie wziąć jutro na zakupy. - oznajmiłam.
- To świetnie. - powiedziała z zadowoleniem na ustach. Moja mama coś knuje. - Mogę jechać z wami? Przyda mi się kilka nowych ciuchów do pracy. - zapytała, a ja wiedziałam że nie mam szans aby jej odmówić.
- Dobra, ale to ty zadzwoń do pani Jay i jej o wszystkim powiedz. - powiedziałam, a mama zerwała się z krzesła i pobiegła do domu, a następnie wróciła do mnie z telefonem w ręce i niesamowicie wielkim uśmiechem na ustach.
Nie chciałam słuchać jak się umawiają, więc całkowicie się odłączyłam. Myślami byłam w bardziej przyjemnym miejscu. Wyobraziłam sobie siebie i Louisa jak pływamy w morzu. Jak chłopak mnie do siebie przytula, a ja oplatam go nogami w pasie i nurkujemy pod wodą. Wtedy było fajnie, nie musiałam się niczym przejmować. A teraz wróciłam do rzeczywistości i od razu wpadam w tarapaty, a to dzięki mamie mojego kochanego chłopaka. Gorzej już być nie może. A może by tak ... Gwałtownie zerwałam się z krzesła, aż stół się zakołysał.
- Jo? Wszystko w porządku? -zapytała mama przerywając swoją jakże ożywioną rozmowę z panią Jay.
- Taa, myślę że tak. - oznajmiłam i opadłam z powrotem na krzesło.
- Na pewno? - spytała ponownie uważnie mi się przyglądając. Kiwnęłam tylko, a w głowie już układałam sobie plan. Jeśli on nie wypali to będzie ze mną źle.
***
- Czyś to ogłupiał? Dlaczego dałeś jej mój numer telefonu? - zapytałam Louisa nieźle wkurzona. - Sam byłeś przeciwny naszym wspólnym zakupom, a dajesz jej mój numer. Jesteś niemądry Lou. - dodałam i opadłam na krzesło stojące przy biurku w moim pokoju.
- Jo ona mnie torturowała. Nie miałem wyjścia. - wyjaśnił zdenerwowanym głosem.
- Jak to cię torturowała? Własna matka cie torturowała? To jest niemożliwe. - oznajmiłam i usiadłam z powrotem na łóżku, po czym skrzyżowałam nogi.
- No nawet nie wiesz co ona jeszcze potrafi. - powiedział. - Zagroziła, że jeśli nie dam jej twojego numeru telefonu to nie dostanę obiadu, rozumiesz? - zapytał z powagą w głosie, a ja ryknęłam śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać.
- Jo, to nie jest śmieszne. - powiedział zirytowany, a ja wyobraziłam sobie jak marszczy brwi przestępując z nogi na nogę. - Wiesz jak w całym domu ładnie pachniało, aż ślinka leciała. - dodał.
- To trzeba było nie dawać jej numeru, a może byś schudł. - powiedziałam ze śmiechem, a Lou wciągnął głośno powietrze, co było bardzo dobrze słyszalne przez telefon.
- Czyli uważasz, że jestem gruby? - zapytał, ale w jego głosie można było dostrzec nutkę rozbawienia niż zirytowania.
- Troszeczkę. - oznajmiłam.
- Kochanie to tylko mięśnie. - powiedział, a ja wyobraziłam sobie jak teraz stoi przed lustrem w swoim pokoju i napina swoje "mięśnie" i robi przy tym dziwne miny.
- Taa jasne, uważaj bo już ci uwierzę. - powiedziałam z powagą w głosie i ze zmarszczonymi brwiami pokiwałam głową. - A te fałdki po bokach twojej talii to niby co? Też mięśnie? Ja bym powiedziała, że to tłuszczyk.
- Oj tam oj tam. Nie czepiaj się szczegółów.
- Ha! - wykrzyknęłam. - Czyli się przyznajesz? - zapytałam i wyprostowałam nogi przed sobą, bo mi nieco ścierpły.
- Nie kochana, ja stwierdzam fakty.
- No właśnie, przyznajesz się Lou. To bardzo ładnie z twojej strony, że zgadzasz się ze swoją dziewczyną. Zawsze tak powinno być, wiesz? A teraz wracając do tematu jutrzejszych zakupów. Idziesz ze mną. Nie będę znosić krępujących pytań dotyczących nas. - podkreśliłam słowo "nas" w tym zdaniu i kontynuowałam. - Bo to też dotyczy się ciebie. Więc czy ci się to podoba czy nie idziesz ze mną. - oznajmiłam z przekonaniem w głosie, a Lou chyba zamarł na chwilę. Czyli albo nie spodziewał się takiego obrotu sprawy albo coś było na rzeczy, coś co wcale nie było przyjemnie i wiem, że głównie dla mnie.
- Jo, bo właśnie tu jest problem. - powiedział ściszonym głosem. - Wiesz, że ja zawsze z tobą chętnie pójdę. Gdziekolwiek będziesz chciała, ale ... - urwał, bo ktoś wszedł mu do pokoju. - Nie wiem Daisy, gdzie są twoje lalki. Rozmawiam przez telefon możesz wyjść? Proszę. - poprosił i słuchał. - Tak z Jo, możesz wyjść z mojego pokoju? Dziękuję. - dodał i usłyszałam w słuchawce jakieś szmery, a potem normalny głos Louisa. - Jestem. Przepraszam Daisy wpadła mi do pokoju, nawet nie pukając. - odetchnął z ulgą i kontynuował. - Masz od niej pozdrowienia.
- Ojejku dziękuję. Ucałuj wszystkie dziewczynki ode mnie. - powiedziałam.
- Dobrze, tak zrobię. Ale wracając nie mogę jutro z tobą iść na te zakupy, choć nie ukrywam bardzo bym chciał, bo nie widziałem cię dziś cały dzień. - oznajmił, a ja poczułam jak drugi raz dzisiejszego dnia cała krew odpływa mi z twarzy, a podłoga pode mną się ugina.
- Dlaczego? - zapytałam i przesunęłam się na skraj łóżka, nogami dotykając podłogi.
- Mam trening jutro rano, a trener byłby nieźle na mnie wkurwiony. - wciągnęłam głośno powietrze słysząc takie słowa wypadające z jego ust, ale po chwili usłyszałam. - Yyy przepraszam zdenerwował by się na mnie bardzo za to, że mnie nie ma. - dodał.
- No dobra rozumiem, ale nie można tego jakoś przesunąć? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Wątpię. A z trenerem nie ma uproś. Masz być na treningu i koniec. - wyjaśnił. - Przepraszam Jo, możemy później gdzieś pójść. Tylko razem. Mogę przyjechać po ciebie do galerii czy gdzie tam pójdziecie. - dodał, a mi cała złość na niego z dzisiejszego dnia przeszła. Nie byłam już tak bardzo na niego zła, bo to przecież nie jego wina że trenuje. A ja bardzo się cieszę, że się rusza i coś ze sobą robi niż siedzi w domu.
- O może to i lepiej, przynajmniej schudniesz. - zaśmiałam się, a Lou poszedł w moje ślady.
- Oj maleńka ty chyba nie widziałaś prawdziwych mięśni. - powiedział między napadami śmiechu.
- No jakoś nie miałam okazji ich u ciebie zobaczyć. - zaśmiałam się raz jeszcze.
- Ha ha. Jakież to było śmieszne. - dodał ze słyszalnym sarkazmem w głosie.
- Żartowałam. Nie gniewaj się na mnie. Lubię sobie z tobą czasem pożartować. - powiedziałam, a Lou odpowiedział.
- Ja też. To co, do zobaczenia jutro? Napiszesz mi smsa co i jak? - zapytał, a ja potwierdziłam i na koniec szepnęłam.
- Kocham cię grubasku i miłych snów. - Lou zaśmiał się z mojego komentarza skierowanego w jego stronę i odpowiedział.
- Kocham cię pączusiu i śpij dobrze. Śnij o mnie. - zanim zdążyłam jakoś zareagować na tego pączusia, jak to mnie nazwał chłopak się rozłączył. Położyłam telefon na szafce nocnej stojącej obok mojego łóżka, po czym padłam na pościel. Wiem, że jutro będzie bardzo ciekawy dzień. Zaczynając od zakupów i jestem pewna, że nieprzyjemnych pytań skierowanych w moją stronę. Zapomniałam Louisowi powiedzieć o moim planie, ale on już chyba nie ma znaczenia. Skoro umówiłam się z nim na później to moja udawana choroba odpada. Może to i lepiej, bo nie lubię udawać, ani oszukiwać rodziców. Popatrzyłam na zegarek wiszący nad biurkiem i stwierdziłam, że najwyższa pora iść już spać. Dochodzi jedenasta, a ja jestem padnięta. Poza tym jutro czeka mnie dzień pełen wrażeń, więc pasuje abym była wyspana i pełna energii, aby stawić czoło swoim wrogom. No może przesadziłam, ale cóż jakaś część się zgadza. Zaśmiałam się z moich niestosownych myśli, po czym zgasiłam lampkę, przykryłam się kołdrą i odleciałam do krainy snów.
_________________________________________________________________________________
Ten rozdział dedykuję wszystkim osobom, które komentują rozdziały. Bez Was nie byłoby mnie tutaj, a ten blog zostałby usunięty albo zawieszony. Dziękuję Wam, że jesteście :)
Jeśli macie jakieś pytania dotyczące mnie, bloga albo czegokolwiek innego zapraszam na ASKA lub TWITTERA
Za aktualizowałam bohaterów bloga, więc jeśli ktoś chce zobaczyć jak wygląda Meg, niech kliknie TU
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach na tt, zapraszam TUTAJ
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał :)
Do następnego :)
Super rozdział :) Jestem ciekawa o co pani Jay będzie sie pytać Jo :P
OdpowiedzUsuńFajna nawet ta Meg :)
Czekam na następny :)
genialny czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńGENIALNY ROZDZIAŁ czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńCzadowy a na miejscu Jo też bym miała takie wątpliwości :)
OdpowiedzUsuń@claudialech
Czadowy a na miejscu Jo też bym miała takie wątpliwości :)
OdpowiedzUsuń@claudialech
ekstra czekam na nastepny :)
OdpowiedzUsuńboski!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, rozkręciłaś się bo takiego długiego to chyba jeszcze tu nie było. Jestem ciekawa tych zakupów z pani Jay. Ta Meg wydaje się być miła.
OdpowiedzUsuńP.S. Sory że pod kilkoma wcześniejszymi nie dodałam koma ale miałam kare i dopiero teraz mogłam wejść na kompa i przeczytać zaległe rozdziały
Julcik ;*
Świetny
OdpowiedzUsuńbardzo fajny czekam na nexta
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział zekam nn <3333
OdpowiedzUsuńDrogi uzdolniony człekopodobny!
OdpowiedzUsuńCóż, przyznać ci trzeba, że piszesz cudownie. Sama zazdroszczę Ci takiej weny.
Wcześniej komentowałam anonimowo, ale postanowiłam, że będę się podpisywać, a to zaczerpnęłam od Szpinaka, którego znam osobiście (YAY) i bardzo lubię. Mogę tylko dodać, że rozdział świetny tak jak poprzednie. Czekam nn.
~mydełko.pl