- Jo no chodźże już. Ile można się szykować? - zawołała mama z dołu.
- Momencik. - odkrzyknęłam jednocześnie zakładając kolczyki i pakując najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Mama jak zawsze panikuje. Mamy przecież jeszcze pól godziny do wyjścia, więc nie rozumiem tego pospieszania mnie.
Zeszłam na dół ubrana w granatowo-białą spódniczkę nad kolano, a do tego założyłam białą bluzkę na ramiączkach, a na nogi ubrałam granatowe balerinki. Tata na mój widok prawie zakrztusił się kawą, którą akurat pił, a mama zaniemówiła.
- Coś ty się tak ładnie wystroiłaś? Idziemy tylko na zakupy. - zapytała mama, gdy odzyskała zdolność mowy.
- Wiem, ale nie mogę się ładnie ubrać do sklepu? - zapytałam i puściłam tatowi oczko.
- Oczywiście, że możesz. Poza tym ślicznie wyglądasz. - dodała mama, a ja podziękowałam.
- Piękna jesteś. - podsumował Max, a my wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Kucnęłam przed nim i mocno go do siebie przytuliłam. Nawet taki mały człowieczek wie jak mi poprawić humor w taki beznadziejny dzień jak dziś.
- Dobra, jedźmy. - oznajmiła mama, a ja porwałam tatowi kanapkę z talerza i pobiegłam za mamą w stronę samochodu. Zdążyłam jeszcze usłyszeć jęk taty, ale posłałam mu całusa w powietrzu i uciekłam z pola bitwy.
- Umówiłaś się z Louisem? - zapytała mama, gdy wsiadłyśmy do garbusa. Ja jako pasażer, mama jako kierowca. Pomyślałam sobie, niech poprowadzi, nie będę odbierać jej tej przyjemności.
- Nie. - odpowiedziałam, ale w głębi duszy cieszyłam się, że go dziś zobaczę. Nic nie mówiłam mamie na ten temat, bo tak bardzo się cieszyła, że spędzimy razem trochę czasu, więc po co miałam niszczyć jej to szczęście? Postawię ją przed faktem dokonanym.
Po trzydziestu minutach stałyśmy na podjeździe domu państwa Tomlinson. Mama mi mówiła, że dziewczynki nie jadą, bo idą na basen z panem Markiem, więc będziemy same we trójkę, co nie jest dobre. Bo będę pod ostrzałem dwóch kobiet, które są na prawdę uparte jeśli chcą się czegoś dowiedzieć.
- Dzień dobry dziewczęta. Jak dzisiejsze samopoczucia ? Gotowe na podbój sklepów ? - zapytała pani Jay wsiadając do samochodu.
- Pewnie. - odpowiedziała mama, a ja tylko uśmiechnęłam się do kobiety.
Przez całą drogę praktycznie się nie odzywałam. Co chwila sprawdzałam telefon, jednocześnie czekając na jakąś wiadomość od Louisa. Miał mi napisać kiedy skończy trening, a ja mam mu odpisać gdzie jesteśmy. Wiem, że dopiero zaczął trening, więc wątpię abym w ciągu kilku następnych minut dostała jakąś wiadomość od niego. Ale pomarzyć zawsze można, co nie?
***
Po godzinie jazdy i żywej rozmowy mojej mamy z panią Jay, której szczerze miałam po dziurki w nosie wjechałyśmy do garażu podziemnego, a ja poczułam jak cała zaczynam się trząść ze zdenerwowania. Przerzuciłam torebkę przez ramię i niepewnym krokiem ruszyłam za mamą i panią Jay w stronę schodów. Chociaż w mojej głowie przemykały myśli o jak najszybszej ucieczce, ale wiem że mama nie byłaby zadowolona z mojego zachowania i później dostałabym niezły opierz od niej, a tego wolałabym uniknąć.
***
Po dwóch godzinach buszowania po wszystkich sklepach jakie znalazły się na naszej drodze, usiadłyśmy sobie w małej i przytulnej kawiarni. Każda z nas była obładowana kilkoma torbami z ciuchami i nie tylko. Kupiłam, a właściwie to mama mi kupiła dwie pary nowych dżinsów, czarny sweterek i czarną bluzkę z rękawem do łokcia. Uwielbiam moja mamę, za to że sama zaproponowała że mi kupi ubrania. Nie musiałam jej o nic prosić ani błagać, jak to zazwyczaj bywa gdy jesteśmy razem na zakupach. Zamówiłyśmy po kawie i jakimś dobrym ciastku. Gdy kelnerka przyniosła nasze zamówienia i po chwili odeszła pani Jay przystąpiła do ataku na mnie.
- Jo opowiedz co robiliście w weekend. Lou nie chciał mi nic zbytnio powiedzieć. - powiedziała i popatrzyła w moją stronę, skoro Louis jej nie powiedział miał ku temu powody, więc nie wiem dlaczego ona pyta mnie o to. Poczułam jak moje nogi zaczynają drżeć, a ręce robią się mokre ze zdenerwowania.
- W Brighton było super, naprawdę. Magiczne miejsce i takie romantyczne. - odpowiedziałam z rozmarzeniem w głosie, ale też nie chciałam dać po sobie poznać, że coś przed nią ukrywam.
- A co robiliście ciekawego? - zapytała, a ja próbowałam się nie zaczerwienić na to pytanie i chyba mi się udało.
- Zwiedzaliśmy, pływaliśmy w morzu i ogólnie cieszyliśmy się swoim towarzystwem. - wyjaśniłam i popatrzyłam na nią. Przyglądała mi się z chytrym uśmieszkiem na ustach, a ja wiedziałam że wpadłam. I byłam przekonana, że ona domyśla się tego co ja tak bardzo pragnę ukryć.
- Tylko to? - zapytała z podniesionymi obiema brwiami.
- Tak. - odpowiedziałam pewnie patrząc kobiecie prosto w oczy.
- Chyba mnie okłamujesz Jo. Powiedz co jeszcze robiliście. - nalegała. Nie ma opcji, abym jej o tym powiedziała. To moja prywatna i najbardziej intymna rzecz, która jest moja i niczyja inna. I nie ma możliwości, abym się z obcą kobietą nią dzieliła.
- To wszystko co robiliśmy, nie wiem o co pani chodzi. A teraz przepraszam, ale muszę iść do toalety. - powiedziałam i szybko wstałam od stołu. Zabrałam ze sobą torebkę i prawie biegiem pokonałam dzielącą mnie odległość od stolika do ubikacji. Słyszałam jeszcze za plecami jak pani Jay pyta się mojej mamy co mi się stało, ale nie usłyszałam mojej mamy. Zamknęłam się w jednej z kabin i usiadłam na zamkniętej toalecie. Może ten mój pomysł z tą chorobą nie był taki najgorszy, a oszukiwanie rodziców jakoś bym przebolała. Ale ja wolałam iść na całość i oddać się pod ostrzał pani Jay, która słynie ostatnio z tego, że zdobywa to co pragnie.Wysłałam Louisowi smsa, gdzie jestem i prosiłam, żeby się pośpieszył, bo ja tu dłużej z nimi nie wytrzymam. W sumie moja mama nic takiego nie zrobiła, nawet nie wypytywała się mnie, to pani Jay najbardziej nalega na wszystko, a mama siedzi cicho. Powinna mnie jakoś wesprzeć i chociaż poprosić panią Jay, aby zaprzestała tego przesłuchania, bo to naprawdę robi się nieprzyjemne. Nagle poczułam jak mój telefon za wibrował.
Lou: Już jadę. Będę za 30 minut.
Odetchnęłam z ulgą, schowałam telefon do torebki i wyszłam z toalety. Powolnym krokiem udałam się w stronę naszego stolika. Nie byłam pewna, czy pani Jay skończyła już swoje przesłuchanie, bo jak nie to ja jej coś powiem i wiem że nie będzie to przyjemne. Usiadłam przy stoliku, a moja mama od razu zapytała.
- Jo, wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada. - przyłożyła swoją dłoń do mojego czoła, aby sprawdzić czy przypadkiem nie mam gorączki.
- Wszystko dobrze. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach, aby uspokoić mamę, ale chyba nie byłam zbytnio przekonywująca.
- Na pewno? Bo naprawdę źle wyglądasz. Może chcesz już jechać do domu? - zapytała z troską w głosie, a ja już chciałam krzyknąć aby przestała się mną tak przejmować, ale na szczęście powstrzymałam się.
- Mamuś wszystko jest ok. Po prostu trochę tu gorąco i tyle. - wyjaśniłam i popatrzyłam na panią Jay, która przyglądała mi się z ciekawskim spojrzeniem, a ja jestem pewna że wiedziała iż coś przed nimi ukrywam i wcale nie mam ochoty na powiedzenie im co to takiego. No bo z jakiej okazji mam o tym mówić, to jest moje najpiękniejsze i najbardziej intymne wspomnienie. A wiem, że jakby mama dowiedziała się o tym co zrobiłam z Louisem nie byłaby zadowolona, a wręcz wściekła na mnie za to co zrobiłam i jej o tym nie powiedziałam. Mama przyglądała mi się jeszcze przez chwilę, aż w końcu wróciła do rozmowy z panią Jay. Odetchnęłam niezauważalnie i upiłam łyk już zimnej kawy, która szczerze powiedziawszy była idealna w tamtym momencie. Pani Jay nie wypytywała mnie już o nic. Cieszę się z tego powodu, bo jakby dalej brnęła w tym temacie, to nie wiem jak bym wyszła z tej kawiarni. Nagle usłyszałam piknięcie przychodzącej wiadomości, po czym wygrzebałam telefon z dna torebki. Odblokowałam klawiaturę i po przeczytaniu wiadomości uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Lou: Gdzie jesteście ? Napisz mi nazwę kawiarni.
Mogę się założyć, że Louis się zgubił i teraz stoi na środku któregoś z pięter galerii i rozgląda się wokoło w poszukiwaniu czegoś co podpowie mu jak ruszyć dalej.
Jo: Jesteśmy w kawiarni "Owocowy ogród" na drugim piętrze.
Już nie dostałam odpowiedzi od niego, ale za to pięć minut później mogłam zobaczyć jego uśmiechnięta buźkę obserwującą mnie zza szyby. Pomachał mi i wszedł do środka. Widziałam jak większość dziewczyn siedzących w środku kawiarni patrzyły na Louisa, który idąc w moją stronę nie spuszczał ze mnie wzroku. Co mnie bardzo cieszyło, że nie zwraca uwagi na inne dziewczyny, tylko całą swoją uwagę koncentruje na mnie. Podszedł do stolika, schylił się, pocałował mnie w policzek, a następnie szepnął do ucha.
- Cześć pączusiu. - uśmiechnęłam się na te słowa, a Lou usiadł obok mnie na sąsiednim krześle, po czym złapał moją dłoń w swoją i mocno ścisnął.
- Dzień dobry paniom. - powiedział i uśmiechnął się do mojej i swojej mamy, które na jego widok otworzyły szeroko usta i przypatrywały się raz mnie, a raz jemu. To was zaskoczyłam, pomyślałam i bardzo dobrze.
- Louis? Co ty tu robisz? - pierwsza głos odzyskała pani Jay, która była nieźle zdziwiona na widok swojego syna siedzącego obok mnie i uśmiechającego się do niej promiennie.
- Przyjechałem po Jo. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie jak ją teraz porwę. - odpowiedział i popatrzył na moją mamę, aby uzyskać jakieś pozwolenie z jej strony.
- Ale miałyśmy iść na zakupy. - pani Jay prawie zajęczała. Czyli co by oznaczało, że to nie koniec przesłuchań z jej strony. Ścisnęłam mocniej dłoń Louisa, błagając o to aby nie przestawał i postawił na swoim. Bałam się, bardzo się bałam co kobieta jeszcze dla mnie przygotowała. Jaki zestaw krępujących pytań ma dla mnie.
- Z tego co widzę, byłyście już na zakupach. - wskazał palcem na pełno toreb leżących obok nas. A najwięcej było obok pani Jay, która naprawdę wzbogaciła się o kilka fajnych strojów. Trzeba przyznać, że ma kobieta gust. Zmroziła go tylko wzrokiem, a Louis zaśmiał się głośno i zaczął wstawać.
- Nie macie nic przeciwko temu, prawda? - zapytał, gdy razem stanęliśmy obok stolika.
- Oczywiście, że nie mają. - odpowiedziałam za nie szybko, nim któraś powiedziałaby jakiś kąśliwy komentarz.
- Dobrze, to w takim razie do widzenia. - zwrócił się Louis do kobiet i pociągnął mnie w stronę wyjścia, a ja tylko zdążyłam posłać uśmiech naszym mamom i ciągnięta przez chłopaka wyszłam z kawiarni.
- Wiesz, że jesteś bezczelny? - zapytałam, gdy zjeżdżaliśmy ruchomymi schodami do parkingu podziemnego.
- Ja? - zapytał i wskazał palcem na siebie. - Gdzie tam? Ja jestem tylko prawdomówny. Powiedziałem jak jest i tyle. - wyjaśnił, a ja zachichotałam.
- Ale mina twojej mamy była bezcenna. - podsumowałam z uśmiechem, a Lou głośno się zaśmiał.
- Oj tak. Widziałem, że była nieźle na mnie zła. Za to w domu mi się dostanie. - odpowiedział i nim się zorientowałam otwierał mi drzwi od strony pasażera.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, gdy wyjechaliśmy z parkingu i kierowaliśmy się w nieznaną mi stronę. Niby znam Londyn nie od dziś, ale tą drogą jeszcze nie miałam okazji jechać.
- Niespodzianka. - odpowiedział tajemniczo, a ja zajęczałam.
- Lou, wiesz że nie lubię niespodzianek. Powiedz mi, proszę. - zrobiłam maślane oczy, ale to nie podziałało. Chłopak był nieugięty.
- Nie ma takiej opcji. - odpowiedział i zasznurował sobie usta. Popatrzyłam na niego z oburzeniem wymalowanym na twarzy, po czym skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i patrzyłam przez okno.
- Nie gniewaj się na mnie. - szepnął i położył dłoń na moim udzie. Spojrzałam na niego z ukosa i zobaczyłam jak się ze mnie śmieje.
- A ty się ze mnie nie śmiej. - pogroziłam. - Gdzie jedziemy? - zapytałam ponownie.
- Pomyślałem, że spędzimy miło razem czas na świeżym powietrzu. - wyjaśnił, a mi się ten pomysł nawet spodobał, tylko nadal nie wiem gdzie on mnie wiezie. Ale raczej nie uda mi się tego z niego wyciągnąć.
Do końca drogi nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem. Cały czas w głowie siedziała mi pani Jay i ten jej dziwny wyraz twarzy, gdy przeprowadzała na mnie swoje małe śledztwo. Rozumiem, że martwi się o swojego jedynego syna, ale nie wiem dlaczego. Wczoraj jasno powiedziała, że bardzo się cieszy z tego że Lou tak się zmienił, więc myślę że nie ma powodów do zmartwień.
- A jak zakupy? Widziałem, że nieźle zaszalałyście. - powiedział, gdy staliśmy na światłach.
- Twoja mama zaszalała, serio. - odpowiedziałam.
- Widziałem, widziałem. Ona jest czasami nienormalna. Tylko błagam nie mów jej tego, że tak o niej powiedziałem. Nie będzie zadowolona. - poprosił, a ja kiwnęłam głową zgadzając się na jego prośbę.
- Myślę, że już między nami nie będzie tak jak wcześniej. - powiedziałam i popatrzyłam na Louis, który przyglądał mi się z pytającym wyrazem na twarzy.
- Co masz na myśli mówiąc "między nami"? Jo wszystko w porządku? - zapytał ze zdenerwowaniem słyszalnym bardzo dobrze w jego głosie.
- Lou, źle mnie zrozumiałeś. Nie miałam na myśli nas, a twoją mamę i mnie. - wyjaśniłam. - Po prostu myślę, że ona dzięki tym głupim zakupom mnie nie będzie już lubiła. - dodałam ciszej. Lou zaparkował przed jakimś dużym budynkiem w centrum Londynu, a ja rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że stoimy na parkingu, a obok nas znajduje się pełno samochodów.
- Przecież moja mama cię uwielbia. Zawsze mówi o tobie w samych superlatywach. Więc nie wiem o co ci teraz chodzi, mówiąc że nie będzie cię już lubiła. - powiedział, a mi normalnie szczęka opadła na samą podłogę samochodu chłopaka.
- Serio? - zapytałam, gdy odzyskałam zdolność mowy.
- Serio, serio. - odpowiedział, a ja siedziałam na miejscu pasażera i patrzyłam na chłopaka z szeroko otwartymi oczami i nie mogłam uwierzyć, że pani Jay jednak mnie lubi. No dobra wiedziałam, że pałała do mnie jakąś tak przyjaźnią, ale myślę że po tej małej, a raczej dużej konfrontacji w kawiarni i bezczelnemu przepytywaniu mnie zmieniłyśmy do siebie nastawienie. To znaczy ja zmieniłam, nie wiem jak pani Jay.
- Jo, a dlaczego myślałaś że moja mama cię teraz nie będzie lubiła? - zapytał Lou, a ja zamknęłam otwartą buzię i zamrugałam kilka razy powiekami.
- Bo ... ona ... - nie mogłam w ogóle zebrać myśli, aby wytłumaczyć mu co tak naprawdę się stało.
- Co ona? Powiedziała ci coś? Coś nieprzyjemnego? Uraziła cię? - dopytywał. Pokręciłam głową na znak, że żadne z tych pytań.
- O Boże po prostu wypytywała mnie o naszą wspólną noc. No wiesz. - odpowiedziałam i obserwowałam twarz Louisa, która w ułamku sekundy zmieniła się ze zmartwionej do zirytowanej. Wiem, że dla niego to również był szok, na który z resztą nie był przygotowany. Tak samo jak ja, ale ja przynajmniej domyślałam się do czego pani Jay zmierza.
- I co jej powiedziałaś? Mam nadzieję, że nic konkretnego nie zdradziłaś. - zapytał z przerażeniem w oczach, a ja szybko odpowiedziałam.
- Nie, no skąd. To jest nasze wspomnienie, które było, jest i będzie tylko i wyłącznie naszym najbardziej intymnym wspomnieniem. - pokreśliłam słowo "naszym" po czym złapałam Louisa z rękę. Ścisnął ją mocniej i posłał mi uspokajający uśmiech.
- Poza tym jak wiesz, moja mama tam z nami była i wolałabym, aby na razie nie dowiedziała się co tam robiliśmy. To znaczy ona domyślała się tuż przed naszym wyjazdem, że może do czegoś dojść, więc nią to się najmniej martwię. - dodałam już nieco spokojniej niż wcześniej.
- Jo przepraszam cię za moją mamę. Może gdybym tam z tobą był nie miałaby czelności zadawać ci takich pytań. - powiedział, a ja wiedziałam że bardzo żałuje, iż musiał być wtedy na treningu.
- Lou nic się przecież takiego złego nie stało. Żyję i czuję się dobrze, no może jestem lekko zdezorientowana tym wszystkim, ale jest naprawdę dobrze. - odpowiedziałam i nachyliłam się w jego stronę, aby dać mu buziaka w policzek. Ochoczo pochylił się w moją stronę i przyjął całusa, nawet poprosił o jeszcze jednego.
- No dobra, a właściwie to gdzie my jesteśmy? I co będziemy tutaj robić? - zapytałam wysiadając z samochodu, a Louis podszedł do bagażnika i wyciągnął z niego plecak, który wyglądał na ciężki. Nie mam pojęcia co on tam ma, ale jestem bardzo ciekawa. Po chwili znalazł się przy mnie i złapał za rękę, po czym splótł nasze palce ze sobą i pociągnął mnie w stronę głównej ulicy.
- Zobaczysz. - odpowiedział i puścił mi oczko a ja wiedziałam że szykuje coś co na pewno mi się spodoba. Mimo, że to była niespodzianka, których z resztą nie cierpię.
Przeszliśmy przez cały parking i wyszliśmy na ruchliwą ulicy Londynu, a następnie znaleźliśmy się na moście obok którego znajdował się najsłynniejszy zegar w Wielkiej Brytanii, a mianowicie Big Ben.
- Wow. - powiedziałam, gdy szliśmy obok niego. Nie myślałam, że jest on taki wielki. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, po prostu szłam obok Louisa i patrzyłam na "Benka" z zachwytem. Zimny podmuch wiatru podwiał mi włosy i wtedy wróciłam na ziemię. Przed nami rozciągała się bardzo ruchliwa ulica, mina mi nieco zrzedła, bo myślałam że Louis zabierze mnie bardziej w takie mniej ruchliwe miejsce, no ale cóż zawsze można sobie pomarzyć. Nagle Lou skręcił w prawo, także znaleźliśmy się w miłym i przytulnym parku. Pełno tam było drzew i różnego rodzaju krzewów, a w dodatku mnóstwo kwiatów, które wydzielały taki niesamowity zapach, że jakby można było go zbierać do flakoników to ja tak właśnie bym zrobiła i w nieprzyjemnych momentach mojego życia wąchałabym je i humor od razu by mi się poprawiał.
- I jak? - zapytał Louis, gdy weszliśmy w głąb tego bajecznego miejsca.
- Lou, tu jest pięknie. Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś. - powiedziałam i uwiesiłam mu się na szyi, po czym pocałowałam długo i namiętnie w usta.
- Naprawdę? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. Złapał mnie za biodra i odwrócił, także plecami dotykałam jego torsu. - Spójrz tam. - nakazał i palcem wskazał na rząd bloków stojącym niedaleko parku. Posłusznie zrobiłam to o co poprosił, a następnie zapytałam.
- Co to?
- To blok, w którym znajduje się nasze mieszkanie. - wyjaśnił.
- Serio? - zapytałam i odwróciłam się do niego twarzą. Kiwnął głową i czekał na moją reakcję.
- To świetnie, będziemy tutaj przychodzić, gdy będzie taka pogoda jak dziś, co ty na to ?
- Pewnie. Bardzo się cieszę, że ci się tutaj podoba. Niedawno odkryłem to miejsce, gdy wracałem z uczelni. I od razu wiedziałem, że ci się tutaj spodoba. - wyjaśnił, po czym złapał mnie za rękę i kontynuowaliśmy nasz spacer.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - powiedziałam i przytuliłam się do boku chłopaka.
- Zgadza się, ale chcę cię jeszcze lepiej poznać. - odpowiedział, po czym puścił moją dłoń i wszedł na trawnik, a ja za nim. Ściągnął plecak, kucnął i otworzył go i zaczął wyciągać z niego zawartość. Koc, plastikowe pudełka z jedzeniem i do tego dwa soki w butelkach. Wstał, rozłożył koc i podał mi rękę aby pomóc mi na nim usiąść. Usiadłam na nim i ściągnęłam buty. Torebkę położyłam obok siebie, a Lou usiadł naprzeciwko mnie. Podał mi butelkę z sokiem, a ja ją otworzyłam i upiłam łyk, Lou zrobił to samo ze swoją. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, aż Lou w końcu się odezwał.
- Jo mogę zadać ci pytanie?
- Pewnie, pytaj o co chcesz. - odpowiedziałam z uśmiechem, ale w środku czułam że coś jest z nim nie tak. Tylko trudno rozgryźć co go tak naprawdę gryzie.
- Czy gdybyśmy się wcześniej nie znali. To znaczy jako dzieci chciałabyś ze mną być? Wiem, że może nie jestem jakoś mega przystojny jak inni, czy bardzo mądry, ale staram się jak mogę, aby być lepszy. - wyjaśnił, a ja zaniemówiłam, po raz kolejny tego dnia. Myślałam, że raczej zada mi jakieś "lekkie" pytanie,a on wyskakuje z takim czymś.
- Louis oczywiście, że chciałabym z tobą być, nie wiem w ogóle co to za pytanie. - odpowiedziałam marszcząc brwi. - Poza tym jestem przystojnym i inteligentnym facetem, więc nie wiem skąd u ciebie takie zwątpienie w swoją osobę. - dodałam. - Lou uwierz w siebie, bo jeśli tak zrobisz będzie ci lepiej, naprawdę. I będziesz postrzegał świat inaczej, w kolorowych barwach. - powiedziałam i szybko zanim chłopak zorientował się podniosłam się i usiadłam między jego nogami, czym nieźle go zaskoczyłam. Chłopak objął mnie ramionami, a głowę położył na jednym z moich ramion.
- Dziękuję ci kochanie, zawsze mogę na ciebie liczyć. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
- I to samo mogę powiedzieć o tobie. - odpowiedziałam. - Dzięki tobie czuję, że żyję. Nadajesz memu życiu sens. - dodałam i popatrzyłam w bok na twarz chłopaka. Patrzył cały czas przed siebie, cmoknęłam go szybko w policzek i wróciłam do patrzenia się na jego profil. Po chwili na jego ustach wyrósł uśmiech od ucha do ucha, a ja sobie coś w tamtym momencie przypomniałam.
- Poznałam wczoraj nową sąsiadkę. - oznajmiłam, a Lou zmarszczył brwi i popatrzył na mnie, a ja kontynuowałam. - Ma na imię Meg i wydaje się naprawdę sympatyczną osobą, myślę że możemy się zaprzyjaźnić. - dodałam i Lou jakby zwolnił uścisk i sięgnął po butelkę z sokiem. Upił łyk, a następnie znów mnie objął.
- To chyba dobrze, co nie? - zapytał.
- Pewnie, że tak. Nie mam tu żadnej bliższej koleżanki, a myślę że z Meg mogę się spokojnie zaprzyjaźnić. - odpowiedziałam. Lou uśmiechnął się do mnie.
- Wydajesz się dziś jakiś dziwny, jakby nieobecny. Co się dzieje? - zapytałam, ale chłopak pokiwał przecząco głową. Czy on przede mną coś ukrywa?
- Nic się nie dzieje, po prostu jestem trochę zmęczony po treningu. A jeszcze moja mama i to jej przesłuchiwanie ciebie sprawiły, że nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. - wyjaśnił.
- Nie przejmuj się swoją mamą, jest jaka jest. Po prostu martwi się o ciebie i chce wiedzieć wszystko co się dzieje u jej jedynego syna, więc odpuść jej, proszę. - poprosiłam, a Lou odetchnął głośno i powiedział.
- Ok, ale zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam. - Może jedźmy już do domu. Widać, że jesteś zmęczony.- dodałam, a Lou kiwnął głową i zaczęliśmy wstawać. Spakowałam wszystko do plecaka chłopaka, właściwie to nie tknęliśmy w ogóle jedzenia, ale ani ja ani Louis nie mieliśmy na nie ochoty, więc nie dziwię się. Zamknęłam plecak, Louis wziął go ode mnie, zarzucił na swoje ramiona i wyszliśmy z parku trzymając się za ręce.
Przy bramie wejściowej zauważyłam znajomego osobnika. Klepnęłam Louisa w ramię i pokazałam mu palcem w tamtą stronę.
- To Stan. - stwierdził Louis. Faktycznie to był nasz przyjaciel z dzieciństwa.
- Podejdziemy bliżej? - poprosiłam Louisa, który z niechęcią na to przystał, ale spełnił moją prośbę.
- Cześć Stan. - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Chłopak, który aktualnie stał do nas tyłem odwrócił się i na jego zdezorientowanej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Cześć Jo. Jak miło cię widzieć. - powiedział, po czym uściskał mnie mocno. - Hej Louis. - dodał i uścisnęli sobie dłonie.
- Co tu robisz? - zapytałam, a Stan skierował swój wzrok na mnie. Był ode mnie wyższy, więc aby widzieć jego twarz musiałam podnieść nieco głowę w górę.
- Tak sobie przyszedłem na chwilę, ale zaraz spadam. A wy? - zapytał
- My tak samo. - powiedziałam i wskazałam na Louisa potem na siebie.
- Kurde, wiecie co strasznie się spieszę. Może spotkamy się jutro, co wy na to? Macie czas? - spytał i popatrzył na Louisa, tak jakby chciał zapytać go o zgodę.
- Tak, myślę że coś się znajdzie. - odpowiedział śmiało Louis i popatrzył na mnie.
- Z miłą chęcią się z tobą spotkamy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ok w takim razie jesteśmy umówieni. Napiszę Louisowi co i jak. - powiedział i na pożegnanie uściskał mnie mocno, a Louisowi podał dłoń.
- Ok, do zobaczenia jutro. - powiedziałam, a chłopak pomachał nam na odchodne i oddalił się.
A my trzymając się za ręce wróciliśmy tą samą drogą w stronę parkingu, na którym stał samochód Louisa. I wtedy do głowy wpadł mi świetny pomysł.
- Lou, a czy Stan ma dziewczynę? - zapytałam ni z tego ni z owego. Właściwie to nie wiem dlaczego zadałam mu to pytanie, byłam po prostu ciekawa.
- Z tego co się orientuję, to nie. A dlaczego pytasz? - odpowiedział, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja posłusznie wsiadłam i zapięłam pasy. Lou wrzucił plecak do bagażnika i usiadł na miejscu kierowcy, a następnie tak jak i ja zapiął pasy bezpieczeństwa. Myślałam, że w czasie drogi powrotnej do domu zjemy te pyszności, które miał w plecaku, ale nie chce aby znowu wysiadał i robił sobie kłopot.
- Z ciekawości. - odpowiedziałam. Lou zmarszczył tylko brwi, po czym wrzucił wsteczny bieg i wyjechał z parkingu. A ja w głowie układałam sobie plan, który według mnie jest genialny i mam nadzieję, że wypali.
________________________________________________________________________________
Wreszcie skończyłam ten rozdział. Nie mogę uwierzyć, że pisałam go prawie cały tydzień. Niby miałam pomysł i weny coś mi tam zostało, ale i tak trudno było mi się skupić na czymkolwiek. Ale spięłam pośladki i dzisiaj go dokończyłam.
Jak myślicie co będzie dalej ? Co Jo takiego kombinuje?
Jeśli ktoś chce być informowany na tt o nowych rozdziałach zapraszam do zakładki INFORMOWANI, na samej górze po prawej stronie.
Dziękuję za wszystkie komentarze i mam jedną prośbę. Czy anonimki mogłyby się podpisywać? Proszę, bo wtedy Was mniej więcej kojarzę :) Dziękuję :)
Miłej reszty weekendu i do następnego :)
- Momencik. - odkrzyknęłam jednocześnie zakładając kolczyki i pakując najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Mama jak zawsze panikuje. Mamy przecież jeszcze pól godziny do wyjścia, więc nie rozumiem tego pospieszania mnie.
Zeszłam na dół ubrana w granatowo-białą spódniczkę nad kolano, a do tego założyłam białą bluzkę na ramiączkach, a na nogi ubrałam granatowe balerinki. Tata na mój widok prawie zakrztusił się kawą, którą akurat pił, a mama zaniemówiła.
- Coś ty się tak ładnie wystroiłaś? Idziemy tylko na zakupy. - zapytała mama, gdy odzyskała zdolność mowy.
- Wiem, ale nie mogę się ładnie ubrać do sklepu? - zapytałam i puściłam tatowi oczko.
- Oczywiście, że możesz. Poza tym ślicznie wyglądasz. - dodała mama, a ja podziękowałam.
- Piękna jesteś. - podsumował Max, a my wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Kucnęłam przed nim i mocno go do siebie przytuliłam. Nawet taki mały człowieczek wie jak mi poprawić humor w taki beznadziejny dzień jak dziś.
- Dobra, jedźmy. - oznajmiła mama, a ja porwałam tatowi kanapkę z talerza i pobiegłam za mamą w stronę samochodu. Zdążyłam jeszcze usłyszeć jęk taty, ale posłałam mu całusa w powietrzu i uciekłam z pola bitwy.
- Umówiłaś się z Louisem? - zapytała mama, gdy wsiadłyśmy do garbusa. Ja jako pasażer, mama jako kierowca. Pomyślałam sobie, niech poprowadzi, nie będę odbierać jej tej przyjemności.
- Nie. - odpowiedziałam, ale w głębi duszy cieszyłam się, że go dziś zobaczę. Nic nie mówiłam mamie na ten temat, bo tak bardzo się cieszyła, że spędzimy razem trochę czasu, więc po co miałam niszczyć jej to szczęście? Postawię ją przed faktem dokonanym.
Po trzydziestu minutach stałyśmy na podjeździe domu państwa Tomlinson. Mama mi mówiła, że dziewczynki nie jadą, bo idą na basen z panem Markiem, więc będziemy same we trójkę, co nie jest dobre. Bo będę pod ostrzałem dwóch kobiet, które są na prawdę uparte jeśli chcą się czegoś dowiedzieć.
- Dzień dobry dziewczęta. Jak dzisiejsze samopoczucia ? Gotowe na podbój sklepów ? - zapytała pani Jay wsiadając do samochodu.
- Pewnie. - odpowiedziała mama, a ja tylko uśmiechnęłam się do kobiety.
Przez całą drogę praktycznie się nie odzywałam. Co chwila sprawdzałam telefon, jednocześnie czekając na jakąś wiadomość od Louisa. Miał mi napisać kiedy skończy trening, a ja mam mu odpisać gdzie jesteśmy. Wiem, że dopiero zaczął trening, więc wątpię abym w ciągu kilku następnych minut dostała jakąś wiadomość od niego. Ale pomarzyć zawsze można, co nie?
***
Po godzinie jazdy i żywej rozmowy mojej mamy z panią Jay, której szczerze miałam po dziurki w nosie wjechałyśmy do garażu podziemnego, a ja poczułam jak cała zaczynam się trząść ze zdenerwowania. Przerzuciłam torebkę przez ramię i niepewnym krokiem ruszyłam za mamą i panią Jay w stronę schodów. Chociaż w mojej głowie przemykały myśli o jak najszybszej ucieczce, ale wiem że mama nie byłaby zadowolona z mojego zachowania i później dostałabym niezły opierz od niej, a tego wolałabym uniknąć.
***
Po dwóch godzinach buszowania po wszystkich sklepach jakie znalazły się na naszej drodze, usiadłyśmy sobie w małej i przytulnej kawiarni. Każda z nas była obładowana kilkoma torbami z ciuchami i nie tylko. Kupiłam, a właściwie to mama mi kupiła dwie pary nowych dżinsów, czarny sweterek i czarną bluzkę z rękawem do łokcia. Uwielbiam moja mamę, za to że sama zaproponowała że mi kupi ubrania. Nie musiałam jej o nic prosić ani błagać, jak to zazwyczaj bywa gdy jesteśmy razem na zakupach. Zamówiłyśmy po kawie i jakimś dobrym ciastku. Gdy kelnerka przyniosła nasze zamówienia i po chwili odeszła pani Jay przystąpiła do ataku na mnie.
- Jo opowiedz co robiliście w weekend. Lou nie chciał mi nic zbytnio powiedzieć. - powiedziała i popatrzyła w moją stronę, skoro Louis jej nie powiedział miał ku temu powody, więc nie wiem dlaczego ona pyta mnie o to. Poczułam jak moje nogi zaczynają drżeć, a ręce robią się mokre ze zdenerwowania.
- W Brighton było super, naprawdę. Magiczne miejsce i takie romantyczne. - odpowiedziałam z rozmarzeniem w głosie, ale też nie chciałam dać po sobie poznać, że coś przed nią ukrywam.
- A co robiliście ciekawego? - zapytała, a ja próbowałam się nie zaczerwienić na to pytanie i chyba mi się udało.
- Zwiedzaliśmy, pływaliśmy w morzu i ogólnie cieszyliśmy się swoim towarzystwem. - wyjaśniłam i popatrzyłam na nią. Przyglądała mi się z chytrym uśmieszkiem na ustach, a ja wiedziałam że wpadłam. I byłam przekonana, że ona domyśla się tego co ja tak bardzo pragnę ukryć.
- Tylko to? - zapytała z podniesionymi obiema brwiami.
- Tak. - odpowiedziałam pewnie patrząc kobiecie prosto w oczy.
- Chyba mnie okłamujesz Jo. Powiedz co jeszcze robiliście. - nalegała. Nie ma opcji, abym jej o tym powiedziała. To moja prywatna i najbardziej intymna rzecz, która jest moja i niczyja inna. I nie ma możliwości, abym się z obcą kobietą nią dzieliła.
- To wszystko co robiliśmy, nie wiem o co pani chodzi. A teraz przepraszam, ale muszę iść do toalety. - powiedziałam i szybko wstałam od stołu. Zabrałam ze sobą torebkę i prawie biegiem pokonałam dzielącą mnie odległość od stolika do ubikacji. Słyszałam jeszcze za plecami jak pani Jay pyta się mojej mamy co mi się stało, ale nie usłyszałam mojej mamy. Zamknęłam się w jednej z kabin i usiadłam na zamkniętej toalecie. Może ten mój pomysł z tą chorobą nie był taki najgorszy, a oszukiwanie rodziców jakoś bym przebolała. Ale ja wolałam iść na całość i oddać się pod ostrzał pani Jay, która słynie ostatnio z tego, że zdobywa to co pragnie.Wysłałam Louisowi smsa, gdzie jestem i prosiłam, żeby się pośpieszył, bo ja tu dłużej z nimi nie wytrzymam. W sumie moja mama nic takiego nie zrobiła, nawet nie wypytywała się mnie, to pani Jay najbardziej nalega na wszystko, a mama siedzi cicho. Powinna mnie jakoś wesprzeć i chociaż poprosić panią Jay, aby zaprzestała tego przesłuchania, bo to naprawdę robi się nieprzyjemne. Nagle poczułam jak mój telefon za wibrował.
Lou: Już jadę. Będę za 30 minut.
Odetchnęłam z ulgą, schowałam telefon do torebki i wyszłam z toalety. Powolnym krokiem udałam się w stronę naszego stolika. Nie byłam pewna, czy pani Jay skończyła już swoje przesłuchanie, bo jak nie to ja jej coś powiem i wiem że nie będzie to przyjemne. Usiadłam przy stoliku, a moja mama od razu zapytała.
- Jo, wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada. - przyłożyła swoją dłoń do mojego czoła, aby sprawdzić czy przypadkiem nie mam gorączki.
- Wszystko dobrze. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach, aby uspokoić mamę, ale chyba nie byłam zbytnio przekonywująca.
- Na pewno? Bo naprawdę źle wyglądasz. Może chcesz już jechać do domu? - zapytała z troską w głosie, a ja już chciałam krzyknąć aby przestała się mną tak przejmować, ale na szczęście powstrzymałam się.
- Mamuś wszystko jest ok. Po prostu trochę tu gorąco i tyle. - wyjaśniłam i popatrzyłam na panią Jay, która przyglądała mi się z ciekawskim spojrzeniem, a ja jestem pewna że wiedziała iż coś przed nimi ukrywam i wcale nie mam ochoty na powiedzenie im co to takiego. No bo z jakiej okazji mam o tym mówić, to jest moje najpiękniejsze i najbardziej intymne wspomnienie. A wiem, że jakby mama dowiedziała się o tym co zrobiłam z Louisem nie byłaby zadowolona, a wręcz wściekła na mnie za to co zrobiłam i jej o tym nie powiedziałam. Mama przyglądała mi się jeszcze przez chwilę, aż w końcu wróciła do rozmowy z panią Jay. Odetchnęłam niezauważalnie i upiłam łyk już zimnej kawy, która szczerze powiedziawszy była idealna w tamtym momencie. Pani Jay nie wypytywała mnie już o nic. Cieszę się z tego powodu, bo jakby dalej brnęła w tym temacie, to nie wiem jak bym wyszła z tej kawiarni. Nagle usłyszałam piknięcie przychodzącej wiadomości, po czym wygrzebałam telefon z dna torebki. Odblokowałam klawiaturę i po przeczytaniu wiadomości uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Lou: Gdzie jesteście ? Napisz mi nazwę kawiarni.
Mogę się założyć, że Louis się zgubił i teraz stoi na środku któregoś z pięter galerii i rozgląda się wokoło w poszukiwaniu czegoś co podpowie mu jak ruszyć dalej.
Jo: Jesteśmy w kawiarni "Owocowy ogród" na drugim piętrze.
Już nie dostałam odpowiedzi od niego, ale za to pięć minut później mogłam zobaczyć jego uśmiechnięta buźkę obserwującą mnie zza szyby. Pomachał mi i wszedł do środka. Widziałam jak większość dziewczyn siedzących w środku kawiarni patrzyły na Louisa, który idąc w moją stronę nie spuszczał ze mnie wzroku. Co mnie bardzo cieszyło, że nie zwraca uwagi na inne dziewczyny, tylko całą swoją uwagę koncentruje na mnie. Podszedł do stolika, schylił się, pocałował mnie w policzek, a następnie szepnął do ucha.
- Cześć pączusiu. - uśmiechnęłam się na te słowa, a Lou usiadł obok mnie na sąsiednim krześle, po czym złapał moją dłoń w swoją i mocno ścisnął.
- Dzień dobry paniom. - powiedział i uśmiechnął się do mojej i swojej mamy, które na jego widok otworzyły szeroko usta i przypatrywały się raz mnie, a raz jemu. To was zaskoczyłam, pomyślałam i bardzo dobrze.
- Louis? Co ty tu robisz? - pierwsza głos odzyskała pani Jay, która była nieźle zdziwiona na widok swojego syna siedzącego obok mnie i uśmiechającego się do niej promiennie.
- Przyjechałem po Jo. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie jak ją teraz porwę. - odpowiedział i popatrzył na moją mamę, aby uzyskać jakieś pozwolenie z jej strony.
- Ale miałyśmy iść na zakupy. - pani Jay prawie zajęczała. Czyli co by oznaczało, że to nie koniec przesłuchań z jej strony. Ścisnęłam mocniej dłoń Louisa, błagając o to aby nie przestawał i postawił na swoim. Bałam się, bardzo się bałam co kobieta jeszcze dla mnie przygotowała. Jaki zestaw krępujących pytań ma dla mnie.
- Z tego co widzę, byłyście już na zakupach. - wskazał palcem na pełno toreb leżących obok nas. A najwięcej było obok pani Jay, która naprawdę wzbogaciła się o kilka fajnych strojów. Trzeba przyznać, że ma kobieta gust. Zmroziła go tylko wzrokiem, a Louis zaśmiał się głośno i zaczął wstawać.
- Nie macie nic przeciwko temu, prawda? - zapytał, gdy razem stanęliśmy obok stolika.
- Oczywiście, że nie mają. - odpowiedziałam za nie szybko, nim któraś powiedziałaby jakiś kąśliwy komentarz.
- Dobrze, to w takim razie do widzenia. - zwrócił się Louis do kobiet i pociągnął mnie w stronę wyjścia, a ja tylko zdążyłam posłać uśmiech naszym mamom i ciągnięta przez chłopaka wyszłam z kawiarni.
- Wiesz, że jesteś bezczelny? - zapytałam, gdy zjeżdżaliśmy ruchomymi schodami do parkingu podziemnego.
- Ja? - zapytał i wskazał palcem na siebie. - Gdzie tam? Ja jestem tylko prawdomówny. Powiedziałem jak jest i tyle. - wyjaśnił, a ja zachichotałam.
- Ale mina twojej mamy była bezcenna. - podsumowałam z uśmiechem, a Lou głośno się zaśmiał.
- Oj tak. Widziałem, że była nieźle na mnie zła. Za to w domu mi się dostanie. - odpowiedział i nim się zorientowałam otwierał mi drzwi od strony pasażera.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, gdy wyjechaliśmy z parkingu i kierowaliśmy się w nieznaną mi stronę. Niby znam Londyn nie od dziś, ale tą drogą jeszcze nie miałam okazji jechać.
- Niespodzianka. - odpowiedział tajemniczo, a ja zajęczałam.
- Lou, wiesz że nie lubię niespodzianek. Powiedz mi, proszę. - zrobiłam maślane oczy, ale to nie podziałało. Chłopak był nieugięty.
- Nie ma takiej opcji. - odpowiedział i zasznurował sobie usta. Popatrzyłam na niego z oburzeniem wymalowanym na twarzy, po czym skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i patrzyłam przez okno.
- Nie gniewaj się na mnie. - szepnął i położył dłoń na moim udzie. Spojrzałam na niego z ukosa i zobaczyłam jak się ze mnie śmieje.
- A ty się ze mnie nie śmiej. - pogroziłam. - Gdzie jedziemy? - zapytałam ponownie.
- Pomyślałem, że spędzimy miło razem czas na świeżym powietrzu. - wyjaśnił, a mi się ten pomysł nawet spodobał, tylko nadal nie wiem gdzie on mnie wiezie. Ale raczej nie uda mi się tego z niego wyciągnąć.
Do końca drogi nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem. Cały czas w głowie siedziała mi pani Jay i ten jej dziwny wyraz twarzy, gdy przeprowadzała na mnie swoje małe śledztwo. Rozumiem, że martwi się o swojego jedynego syna, ale nie wiem dlaczego. Wczoraj jasno powiedziała, że bardzo się cieszy z tego że Lou tak się zmienił, więc myślę że nie ma powodów do zmartwień.
- A jak zakupy? Widziałem, że nieźle zaszalałyście. - powiedział, gdy staliśmy na światłach.
- Twoja mama zaszalała, serio. - odpowiedziałam.
- Widziałem, widziałem. Ona jest czasami nienormalna. Tylko błagam nie mów jej tego, że tak o niej powiedziałem. Nie będzie zadowolona. - poprosił, a ja kiwnęłam głową zgadzając się na jego prośbę.
- Myślę, że już między nami nie będzie tak jak wcześniej. - powiedziałam i popatrzyłam na Louis, który przyglądał mi się z pytającym wyrazem na twarzy.
- Co masz na myśli mówiąc "między nami"? Jo wszystko w porządku? - zapytał ze zdenerwowaniem słyszalnym bardzo dobrze w jego głosie.
- Lou, źle mnie zrozumiałeś. Nie miałam na myśli nas, a twoją mamę i mnie. - wyjaśniłam. - Po prostu myślę, że ona dzięki tym głupim zakupom mnie nie będzie już lubiła. - dodałam ciszej. Lou zaparkował przed jakimś dużym budynkiem w centrum Londynu, a ja rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że stoimy na parkingu, a obok nas znajduje się pełno samochodów.
- Przecież moja mama cię uwielbia. Zawsze mówi o tobie w samych superlatywach. Więc nie wiem o co ci teraz chodzi, mówiąc że nie będzie cię już lubiła. - powiedział, a mi normalnie szczęka opadła na samą podłogę samochodu chłopaka.
- Serio? - zapytałam, gdy odzyskałam zdolność mowy.
- Serio, serio. - odpowiedział, a ja siedziałam na miejscu pasażera i patrzyłam na chłopaka z szeroko otwartymi oczami i nie mogłam uwierzyć, że pani Jay jednak mnie lubi. No dobra wiedziałam, że pałała do mnie jakąś tak przyjaźnią, ale myślę że po tej małej, a raczej dużej konfrontacji w kawiarni i bezczelnemu przepytywaniu mnie zmieniłyśmy do siebie nastawienie. To znaczy ja zmieniłam, nie wiem jak pani Jay.
- Jo, a dlaczego myślałaś że moja mama cię teraz nie będzie lubiła? - zapytał Lou, a ja zamknęłam otwartą buzię i zamrugałam kilka razy powiekami.
- Bo ... ona ... - nie mogłam w ogóle zebrać myśli, aby wytłumaczyć mu co tak naprawdę się stało.
- Co ona? Powiedziała ci coś? Coś nieprzyjemnego? Uraziła cię? - dopytywał. Pokręciłam głową na znak, że żadne z tych pytań.
- O Boże po prostu wypytywała mnie o naszą wspólną noc. No wiesz. - odpowiedziałam i obserwowałam twarz Louisa, która w ułamku sekundy zmieniła się ze zmartwionej do zirytowanej. Wiem, że dla niego to również był szok, na który z resztą nie był przygotowany. Tak samo jak ja, ale ja przynajmniej domyślałam się do czego pani Jay zmierza.
- I co jej powiedziałaś? Mam nadzieję, że nic konkretnego nie zdradziłaś. - zapytał z przerażeniem w oczach, a ja szybko odpowiedziałam.
- Nie, no skąd. To jest nasze wspomnienie, które było, jest i będzie tylko i wyłącznie naszym najbardziej intymnym wspomnieniem. - pokreśliłam słowo "naszym" po czym złapałam Louisa z rękę. Ścisnął ją mocniej i posłał mi uspokajający uśmiech.
- Poza tym jak wiesz, moja mama tam z nami była i wolałabym, aby na razie nie dowiedziała się co tam robiliśmy. To znaczy ona domyślała się tuż przed naszym wyjazdem, że może do czegoś dojść, więc nią to się najmniej martwię. - dodałam już nieco spokojniej niż wcześniej.
- Jo przepraszam cię za moją mamę. Może gdybym tam z tobą był nie miałaby czelności zadawać ci takich pytań. - powiedział, a ja wiedziałam że bardzo żałuje, iż musiał być wtedy na treningu.
- Lou nic się przecież takiego złego nie stało. Żyję i czuję się dobrze, no może jestem lekko zdezorientowana tym wszystkim, ale jest naprawdę dobrze. - odpowiedziałam i nachyliłam się w jego stronę, aby dać mu buziaka w policzek. Ochoczo pochylił się w moją stronę i przyjął całusa, nawet poprosił o jeszcze jednego.
- No dobra, a właściwie to gdzie my jesteśmy? I co będziemy tutaj robić? - zapytałam wysiadając z samochodu, a Louis podszedł do bagażnika i wyciągnął z niego plecak, który wyglądał na ciężki. Nie mam pojęcia co on tam ma, ale jestem bardzo ciekawa. Po chwili znalazł się przy mnie i złapał za rękę, po czym splótł nasze palce ze sobą i pociągnął mnie w stronę głównej ulicy.
- Zobaczysz. - odpowiedział i puścił mi oczko a ja wiedziałam że szykuje coś co na pewno mi się spodoba. Mimo, że to była niespodzianka, których z resztą nie cierpię.
Przeszliśmy przez cały parking i wyszliśmy na ruchliwą ulicy Londynu, a następnie znaleźliśmy się na moście obok którego znajdował się najsłynniejszy zegar w Wielkiej Brytanii, a mianowicie Big Ben.
- Wow. - powiedziałam, gdy szliśmy obok niego. Nie myślałam, że jest on taki wielki. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, po prostu szłam obok Louisa i patrzyłam na "Benka" z zachwytem. Zimny podmuch wiatru podwiał mi włosy i wtedy wróciłam na ziemię. Przed nami rozciągała się bardzo ruchliwa ulica, mina mi nieco zrzedła, bo myślałam że Louis zabierze mnie bardziej w takie mniej ruchliwe miejsce, no ale cóż zawsze można sobie pomarzyć. Nagle Lou skręcił w prawo, także znaleźliśmy się w miłym i przytulnym parku. Pełno tam było drzew i różnego rodzaju krzewów, a w dodatku mnóstwo kwiatów, które wydzielały taki niesamowity zapach, że jakby można było go zbierać do flakoników to ja tak właśnie bym zrobiła i w nieprzyjemnych momentach mojego życia wąchałabym je i humor od razu by mi się poprawiał.
- I jak? - zapytał Louis, gdy weszliśmy w głąb tego bajecznego miejsca.
- Lou, tu jest pięknie. Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś. - powiedziałam i uwiesiłam mu się na szyi, po czym pocałowałam długo i namiętnie w usta.
- Naprawdę? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. Złapał mnie za biodra i odwrócił, także plecami dotykałam jego torsu. - Spójrz tam. - nakazał i palcem wskazał na rząd bloków stojącym niedaleko parku. Posłusznie zrobiłam to o co poprosił, a następnie zapytałam.
- Co to?
- To blok, w którym znajduje się nasze mieszkanie. - wyjaśnił.
- Serio? - zapytałam i odwróciłam się do niego twarzą. Kiwnął głową i czekał na moją reakcję.
- To świetnie, będziemy tutaj przychodzić, gdy będzie taka pogoda jak dziś, co ty na to ?
- Pewnie. Bardzo się cieszę, że ci się tutaj podoba. Niedawno odkryłem to miejsce, gdy wracałem z uczelni. I od razu wiedziałem, że ci się tutaj spodoba. - wyjaśnił, po czym złapał mnie za rękę i kontynuowaliśmy nasz spacer.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - powiedziałam i przytuliłam się do boku chłopaka.
- Zgadza się, ale chcę cię jeszcze lepiej poznać. - odpowiedział, po czym puścił moją dłoń i wszedł na trawnik, a ja za nim. Ściągnął plecak, kucnął i otworzył go i zaczął wyciągać z niego zawartość. Koc, plastikowe pudełka z jedzeniem i do tego dwa soki w butelkach. Wstał, rozłożył koc i podał mi rękę aby pomóc mi na nim usiąść. Usiadłam na nim i ściągnęłam buty. Torebkę położyłam obok siebie, a Lou usiadł naprzeciwko mnie. Podał mi butelkę z sokiem, a ja ją otworzyłam i upiłam łyk, Lou zrobił to samo ze swoją. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, aż Lou w końcu się odezwał.
- Jo mogę zadać ci pytanie?
- Pewnie, pytaj o co chcesz. - odpowiedziałam z uśmiechem, ale w środku czułam że coś jest z nim nie tak. Tylko trudno rozgryźć co go tak naprawdę gryzie.
- Czy gdybyśmy się wcześniej nie znali. To znaczy jako dzieci chciałabyś ze mną być? Wiem, że może nie jestem jakoś mega przystojny jak inni, czy bardzo mądry, ale staram się jak mogę, aby być lepszy. - wyjaśnił, a ja zaniemówiłam, po raz kolejny tego dnia. Myślałam, że raczej zada mi jakieś "lekkie" pytanie,a on wyskakuje z takim czymś.
- Louis oczywiście, że chciałabym z tobą być, nie wiem w ogóle co to za pytanie. - odpowiedziałam marszcząc brwi. - Poza tym jestem przystojnym i inteligentnym facetem, więc nie wiem skąd u ciebie takie zwątpienie w swoją osobę. - dodałam. - Lou uwierz w siebie, bo jeśli tak zrobisz będzie ci lepiej, naprawdę. I będziesz postrzegał świat inaczej, w kolorowych barwach. - powiedziałam i szybko zanim chłopak zorientował się podniosłam się i usiadłam między jego nogami, czym nieźle go zaskoczyłam. Chłopak objął mnie ramionami, a głowę położył na jednym z moich ramion.
- Dziękuję ci kochanie, zawsze mogę na ciebie liczyć. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
- I to samo mogę powiedzieć o tobie. - odpowiedziałam. - Dzięki tobie czuję, że żyję. Nadajesz memu życiu sens. - dodałam i popatrzyłam w bok na twarz chłopaka. Patrzył cały czas przed siebie, cmoknęłam go szybko w policzek i wróciłam do patrzenia się na jego profil. Po chwili na jego ustach wyrósł uśmiech od ucha do ucha, a ja sobie coś w tamtym momencie przypomniałam.
- Poznałam wczoraj nową sąsiadkę. - oznajmiłam, a Lou zmarszczył brwi i popatrzył na mnie, a ja kontynuowałam. - Ma na imię Meg i wydaje się naprawdę sympatyczną osobą, myślę że możemy się zaprzyjaźnić. - dodałam i Lou jakby zwolnił uścisk i sięgnął po butelkę z sokiem. Upił łyk, a następnie znów mnie objął.
- To chyba dobrze, co nie? - zapytał.
- Pewnie, że tak. Nie mam tu żadnej bliższej koleżanki, a myślę że z Meg mogę się spokojnie zaprzyjaźnić. - odpowiedziałam. Lou uśmiechnął się do mnie.
- Wydajesz się dziś jakiś dziwny, jakby nieobecny. Co się dzieje? - zapytałam, ale chłopak pokiwał przecząco głową. Czy on przede mną coś ukrywa?
- Nic się nie dzieje, po prostu jestem trochę zmęczony po treningu. A jeszcze moja mama i to jej przesłuchiwanie ciebie sprawiły, że nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. - wyjaśnił.
- Nie przejmuj się swoją mamą, jest jaka jest. Po prostu martwi się o ciebie i chce wiedzieć wszystko co się dzieje u jej jedynego syna, więc odpuść jej, proszę. - poprosiłam, a Lou odetchnął głośno i powiedział.
- Ok, ale zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam. - Może jedźmy już do domu. Widać, że jesteś zmęczony.- dodałam, a Lou kiwnął głową i zaczęliśmy wstawać. Spakowałam wszystko do plecaka chłopaka, właściwie to nie tknęliśmy w ogóle jedzenia, ale ani ja ani Louis nie mieliśmy na nie ochoty, więc nie dziwię się. Zamknęłam plecak, Louis wziął go ode mnie, zarzucił na swoje ramiona i wyszliśmy z parku trzymając się za ręce.
Przy bramie wejściowej zauważyłam znajomego osobnika. Klepnęłam Louisa w ramię i pokazałam mu palcem w tamtą stronę.
- To Stan. - stwierdził Louis. Faktycznie to był nasz przyjaciel z dzieciństwa.
- Podejdziemy bliżej? - poprosiłam Louisa, który z niechęcią na to przystał, ale spełnił moją prośbę.
- Cześć Stan. - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Chłopak, który aktualnie stał do nas tyłem odwrócił się i na jego zdezorientowanej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Cześć Jo. Jak miło cię widzieć. - powiedział, po czym uściskał mnie mocno. - Hej Louis. - dodał i uścisnęli sobie dłonie.
- Co tu robisz? - zapytałam, a Stan skierował swój wzrok na mnie. Był ode mnie wyższy, więc aby widzieć jego twarz musiałam podnieść nieco głowę w górę.
- Tak sobie przyszedłem na chwilę, ale zaraz spadam. A wy? - zapytał
- My tak samo. - powiedziałam i wskazałam na Louisa potem na siebie.
- Kurde, wiecie co strasznie się spieszę. Może spotkamy się jutro, co wy na to? Macie czas? - spytał i popatrzył na Louisa, tak jakby chciał zapytać go o zgodę.
- Tak, myślę że coś się znajdzie. - odpowiedział śmiało Louis i popatrzył na mnie.
- Z miłą chęcią się z tobą spotkamy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ok w takim razie jesteśmy umówieni. Napiszę Louisowi co i jak. - powiedział i na pożegnanie uściskał mnie mocno, a Louisowi podał dłoń.
- Ok, do zobaczenia jutro. - powiedziałam, a chłopak pomachał nam na odchodne i oddalił się.
A my trzymając się za ręce wróciliśmy tą samą drogą w stronę parkingu, na którym stał samochód Louisa. I wtedy do głowy wpadł mi świetny pomysł.
- Lou, a czy Stan ma dziewczynę? - zapytałam ni z tego ni z owego. Właściwie to nie wiem dlaczego zadałam mu to pytanie, byłam po prostu ciekawa.
- Z tego co się orientuję, to nie. A dlaczego pytasz? - odpowiedział, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja posłusznie wsiadłam i zapięłam pasy. Lou wrzucił plecak do bagażnika i usiadł na miejscu kierowcy, a następnie tak jak i ja zapiął pasy bezpieczeństwa. Myślałam, że w czasie drogi powrotnej do domu zjemy te pyszności, które miał w plecaku, ale nie chce aby znowu wysiadał i robił sobie kłopot.
- Z ciekawości. - odpowiedziałam. Lou zmarszczył tylko brwi, po czym wrzucił wsteczny bieg i wyjechał z parkingu. A ja w głowie układałam sobie plan, który według mnie jest genialny i mam nadzieję, że wypali.
________________________________________________________________________________
Wreszcie skończyłam ten rozdział. Nie mogę uwierzyć, że pisałam go prawie cały tydzień. Niby miałam pomysł i weny coś mi tam zostało, ale i tak trudno było mi się skupić na czymkolwiek. Ale spięłam pośladki i dzisiaj go dokończyłam.
Jak myślicie co będzie dalej ? Co Jo takiego kombinuje?
Jeśli ktoś chce być informowany na tt o nowych rozdziałach zapraszam do zakładki INFORMOWANI, na samej górze po prawej stronie.
Dziękuję za wszystkie komentarze i mam jedną prośbę. Czy anonimki mogłyby się podpisywać? Proszę, bo wtedy Was mniej więcej kojarzę :) Dziękuję :)
Miłej reszty weekendu i do następnego :)
super super super i jeszcze raz super :) te "przesłuchanie" genialne i myślę że Meg i Stan coś ten teges :P
OdpowiedzUsuńAhhh ten boski Londyn <3 ile ja bym dała, żeby znów się w nim znaleźć ...
OdpowiedzUsuńCo do Jo to myślę, że chce pobawić się w swatkę i połączyć Stana i Meg. :)
@claudialech
Świetny rozdział myślę że Jo chce spiknąc meg i stana
OdpowiedzUsuńJulcik ;*
Super. Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńDrogi człowieku!
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł super. Myślałam, że Jo wygada się przed panią Jay, ale na szczęście nic takiego się nie stało. I osobiście sądzę, że Jo będzie chciała zeswatać Meg ze Stanem (nioch nioch :D )
Pisałaś, że zostało Ci trochę weny, więc daję Ci jej dużego kopa, żeby rozdziały były takie fajne jak do teraz, a może i lepsze ;).
~mydełko.pl