sobota, 6 lipca 2013

PROLOG

Nazywam się Joanna Monk, ale mówią na mnie Jo. Mam osiemnaście lat. Pochodzę z Polski, ale od dwóch lat mieszkam w Wielkiej Brytanii. Moja mama jest angielką, a tata polakiem. Rodzice zaraz po ślubie postanowili zamieszkać w Polsce, w rodzinnym mieście mojego taty - Krakowie. Tato chciał, aby jego dzieci wychowywały się w Polsce, bo to kraj starych obyczajów i stwierdził, że w Polsce żyje się lepiej. Rok po przeprowadzce urodziłam się ja. Na początku mieszkaliśmy z moją babcią Krysią - mamą taty. Gdy miałam cztery lata kupiliśmy duży dom z ogrodem i wyprowadziliśmy się od babci. Mama dość dobrze mówiła po polsku, więc mogła zacząć pracować w szkole podstawowej i uczyć języka angielskiego. Tata również zaczął pracować w szkole, a dokładniej w liceum. Mnie musieli zapisać do przedszkola. Pamiętam jak babcia mówiła, żeby zawozić mnie do niej, ale rodzice nie zgodzili się, twierdząc iż będzie lepiej jak zapiszą mnie do przedszkola. Do dziś im dziękuję, że mnie jednak tam zapisali , bo poznałam wspaniałych przyjaciół, z którymi kontakt utrzymuję do dziś, nawet jak już nie mieszkam w Polsce. Często ze sobą piszemy i rozmawiamy przez internet.
W przedszkolu poznałam jedyną osobę, która jest dla mnie bardzo ważna, a jest nią Dominika - moja najlepsza przyjaciółka. Razem chodziłyśmy do podstawówki, gimnazjum i liceum. Z Dominiką jesteśmy w stałym kontakcie. Gdy tylko przyjeżdżam do Polski na wakacje od razu się z nią spotykam. Jesteśmy jak papużki nierozłączki, nie odstępujemy siebie na krok. Kocham ją jak siostrę, której niestety nie mam.
Gdy miałam szesnaście lat rodzice postanowili, że przeprowadzimy się do Wielkiej Brytanii. Ponieważ tata dostał ofertę pracy w jakiejś prestiżowej szkole w Londynie i jest to dla niego ogromna szansa zawodowa, jak twierdzi. Mama oczywiście popiera ojca w 100 %, dlatego ja nie miałam wyboru, jak nie jechać z nimi. Nawet moje prośby i błagania, żebym została z babcią ich nie przekonywały, masz jechać i już mówili. Po tygodniu załatwiania biletów, pakowaniu się i sprzedaży domu, nadszedł czas na najgorsze, a mianowicie pożegnanie. Jak ja nienawidzę pożegnań, ale szczerze kto je lubi? Myślę, że nikt. Razem z Dominiką płakałyśmy jak bobry. Ale nawet to nie przekonało moich rodziców do zmiany zdania. Obiecali mi jedno - że w każde wakacje będę mogła przyjeżdżać do Polski.
Gdy przylecieliśmy do Londynu było mi się bardzo smutno. Tak naprawdę to wtedy zdałam sobie sprawę, że wszystko co miałam najlepsze zostawiłam tysiące kilometrów stąd - w Krakowie. Początki zawsze są trudne, zwłaszcza dla mnie, ja nie potrafię nagle zmienić miejsca zamieszkania i żyć tak jakby nic się nie stało. Dopiero po kilku miesiącach zaczęłam zauważać plusy mieszkania w Londynie. Mam większe możliwości, mogę podszkolić język angielski, nie mówię, że jest on w złym stanie, bo w Polsce często rozmawialiśmy z rodzicami po angielsku i nie widziałam w tym nic dziwnego, ani przerażającego, ale jednak będąc w otoczeniu ludzi, którzy mówią tylko i wyłącznie po angielsku stwierdziłam, że mój angielski nie jest taki zły, ale muszę go jeszcze trochę podszkolić. Języki obce zawsze przychodziły mi z łatwością, może odziedziczyłam to w genach po rodzicach? Kto wie, może. Po pół roku mieszkania w Londynie, moi rodzice oznajmili mi wspaniałą wiadomość - będziesz miała rodzeństwo. Ta informacja mnie rozwaliła, będę miała młodszą siostrę, albo młodszego brata. Nie powiem, żebym się nie cieszyła, bo zawsze chciałam mieć rodzeństwo, a szczególnie starszego brata, ale wiem że to było niemożliwe do zrealizowania. Niestety. Pamiętam, że nie wiedziałam, co mam im wtedy powiedzieć czy dziękuję, czy może moje gratulację, naprawdę się cieszę. Na początku to zawsze jest szok dla każdego. Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się już, że nie będę sama w domu, nie będę córusią tatusia i mamusi, że będę musiała się wszystkim dzielić z nim lub z nią.
Po 6 miesiącach urodził się Max. Tak, mój brat. Tata był w siódmym niebie, mama również, można powiedzieć, że ja też. Cieszyłam, nawet bardzo pomimo tylu nieprzespanych nocy, ale gdy brałam go na ręce i uśmiechał się do mnie to cała złość przechodziła, jak w mgnieniu oka.
Teraz Max ma dwa latka i ja nie widzę świata poza nim, jest moim oczkiem w głowie i małym przyjacielem, pomijając Dominikę, oczywiście. Do tej pory nie znalazłam w Anglii nikogo kto mógłby mi ją tutaj zastąpić, poza tym jednym chłopakiem z Doncaster ...

_________________________________________________________________________________      Jest prolog. Myślę, że się spodoba. Proszę komentujcie, bo to bardzo ważne dla mnie i chciałabym się dowiedzieć co myślicie na temat tego bloga :)
Pierwszy rozdział prawdopodobnie pojawi się w poniedziałek lub we wtorek. Enjoy!   

2 komentarze:

  1. świetny prolog, fajnie się zapowiada :) zapraszam do mnie http://no-matter-hard-i-try.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest super, całkiem inny niż zazwyczaj czytałam ale właśnie taki mi się podoba bo dobrze wiedzieć coś o życiu głównego/ej bohatera/rki. :*

    OdpowiedzUsuń