środa, 31 lipca 2013

ROZDZIAŁ 7.

Gdy moja mama weszła do środka, ja jeszcze chwilę postałam w ogrodzie, chciałam się trochę uspokoić. Po chwili, która według mnie trwała długo,a tak naprawdę kilka minut, weszłam do kuchni i zastałam tak wszystkich. Uśmiechnęłam się do Louisa i usiadłam koło niego przy stole. Przeprosiłam chłopaka, że zignorowałam go, gdy schodziłam po schodach. Powiedział, że nic nie szkodzi i że widać było po mojej minie, że mam jakąś ważną sprawę do załatwienia. Wyczułam, że chciał się zapytać o co chodziło, ale tak szybko zamknął usta jak je otworzył.
- Kochani zapraszam do jadalni, śniadanie gotowe. - powiedziała pani Jay. Wszyscy udaliśmy się do pomieszczenia obok. Ja i Louis szliśmy koło siebie, przed nami był mój tata z Maxem na rękach. Mały tak się wiercił, że tata nie mógł go utrzymać, w pewnym momencie młody odwrócił się i mnie zauważył.
- Jo! - krzyknął, aż tata podskoczył. Tata automatycznie się odwrócił, uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
- Jo, jak dobrze, że jesteś. Weźmiesz go, bo nie mogę sobie dać z nim rady. - poprosił mnie tata, widziałam, że błagał mnie wzrokiem.
- Jasne, że tak. Dawaj go. - powiedziałam, po czym tata od razu oddał mi Małego, a ten przytulił się do mojej szyi. Louis zaczął do niego coś mówić, a ten tylko patrzył na niego tymi swoimi wielkimi oczami, nawet się nie poruszył. Max jest straszną przylepą, jeśli już się do ciebie przyklei to nie da się go odciągnąć. Jest to miłe, a zwłaszcza gdy mam zły humor lub jakiś problem, to chyba to wyczuwa i przychodzi do mnie, po czym siada na moich kolanach i po prostu się przytula, jest to strasznie słodkie.
Gdy wreszcie doszliśmy do jadalni, usiadłam z Maxem między moją mamą, a Lou. Mały w ogóle nie chciał mnie puścić, gdy mama chciała go wziąć to zaczynał płakać, tak więc razem stwierdziłyśmy, że lepiej będzie, jak Młody będzie siedział u mnie na kolanach do końca śniadania, aby wszyscy mogli spokojnie zjeść.
Jadłam właśnie płatki z mlekiem, jednocześnie karmiąc Maxa, gdy Louis zbliżył się do mojego ucha i szepnął.
- Co będziemy robić po śniadaniu? - nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, ale po chwili zastanowienia wpadłam na świetny pomysł.
- Może pójdziemy na spacer? Co ty na to? Możemy wziąć Maxa i dziewczynki, jest taka ładna pogoda, że szkoda ją marnować na siedzenie w domu.
- Dobry pomysł, ale wolałbym żebyśmy poszli tam tylko ty i ja. - odpowiedział. Popatrzyłam na niego, a on na mnie, nie mogłam oderwać wzroku od tych jego pięknych niebieskich tęczówek. Wpatrywałabym się w niego cały czas, ale moją uwagę odwróciła moja mama, która zapytała.
- Jo, Louis co będziecie teraz robić?
Gwałtownie odwróciłam głowę w stronę mamy, która wpatrywała się we mnie z tym swoim uśmieszkiem.
- Ymm myśleliśmy, żeby pójść na spacer. - popatrzyłam na Louisa, który mi przytaknął.
- Sami? - mama dalej drążyła temat.
- Mamo! Nie sami, chcielibyśmy wziąć dzieciaki, jeśli się zgodzicie. - odpowiedziałam i popatrzyłam na panią Jay w nadziei, że się zgodzi.
- Oczywiście, że tak. Dziewczynki na pewno będą chciały pójść, prawda? - powiedziała pani Jay i popatrzyła na swoje córki.
- Tak, tak, tak! - krzyknęły chórkiem bliźniaczki i zaczęły wstawać od stołu. Ja i Louis również wstaliśmy, odnieśliśmy brudne naczynia do kuchni. Max nie chciał mnie puścić, ale gdy powiedziałam mu, że idziemy na spacer to ucieszył się, a ja wykorzystałam sytuację i dałam go mamie, żeby go ubrała. Gdy wszyscy byliśmy gotowi do wyjścia, a mały zapięty w wózku wyszliśmy z domu.
- To gdzie idziemy? - zapytałam, gdy Louis zamknął furtkę.
- Co powiecie na plac zabaw? -  chłopak popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Dziewczynki szły przed nami, bo chyba wiedziały, o który plac Louisowi chodziło.
- Naprawdę? - zapytałam, na co Lou uśmiechnął się najszczerzej jak tylko potrafił, zorientował się o co mi chodzi. - Naprawdę idziemy na plac zabaw na którym potrafiliśmy spędzić cały dzień bawiąc się i wygłupiając?
- Tak, właśnie ten plac miałem na myśli. - odpowiedział i zabrał mi wózek z Maxem. Po chwili dołączyłam do niego i szliśmy obok siebie.

Do parku nie było daleko, około 30 minut piechotą. W międzyczasie mały nam zasnął, przykryłam go tylko kocykiem, żeby nie było mu zimno. Gdy znaleźliśmy się przed bramą wejściową dziewczynki i Louis weszli do środka, ja nie mogłam, po prostu stałam przed tym wejściem i nie mogłam się ruszyć, za dużo rzeczy się tam wydarzyło, tam po raz pierwszy się pocałowaliśmy. Wiem, że to było 11 lat temu i Louis może tego nie pamiętać, ale mi ciągle to siedzi w głowie.
Lou zauważył, że nie ma mnie koło niego, odwrócił się i zaczął iść w moim kierunku.
- Jo? Co się dzieje, czemu nie idziesz? - zapytał z troską w głosie. Popatrzyłam na niego, nie mogłam dłużej wytrzymać i rozpłakałam się, chłopak automatycznie mnie przytulił do swojego torsu, a ja go objęłam. - Głuptasie czemu płaczesz? Stało się coś?
- Nie, nic się nie stało, to tylko wspomnienia. - popatrzyłam na niego z dołu, a on kciukiem przejechał po moich policzkach zbierając łzy, uśmiechnęłam się słabo. - Nie było mnie tutaj 11 lat i nic się nie zmieniło, czuję się jakbym miała znowu 8 lat. Dziękuję ci Lou, że zaproponowałeś, żebyśmy tutaj, dzisiaj przyszli. - powiedziałam i pocałowałam chłopaka w policzek, po czym ruszyłam w stronę wejścia. Widziałam, że stał w tym samym miejscu dopóki go nie zawołałam. Kiedy dołączył do mnie, wziął wózek i dalej szliśmy wzdłuż alejki. Zauważyłam, że dziewczynki huśtają się na huśtawkach. Postanowiliśmy z Louisem, że siądziemy sobie na ławce, z której mogliśmy widzieć cały plac.
- A pamiętasz jak wspinaliśmy się na tej ściance wspinaczkowej? - zapytał Louis i wskazał palcem na ten obiekt.
- Pewnie, że pamiętam. Założyliśmy się o to kto szybciej znajdzie się na górze. I ja wygrałam. - podniosłam ręce w górę i wskazałam na siebie.
- Tak, muszę ci powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie wtedy, myślałem że nie podołasz temu wyzwaniu.
- No wiesz? Ja bym nie dała rady? Jak mogłeś we mnie nie wierzyć? - zapytałam i udawałam, że zaczynam płakać.
- Ja wierzyłem w ciebie, cały czas wierzę i będę wierzył. - powiedział, a ja popatrzyłam na niego i znowu się zapomniałam, gdy patrzył na mnie tymi swoimi przepięknymi, hipnotyzującymi, niebieskimi tęczówkami. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, nasze twarze zbliżały się do siebie, były coraz bliżej, gdy nagle ktoś nad nami odezwał się.
- Jo? Louis? - odezwał się głos nad naszymi głowami. Odsunęliśmy się od siebie tak szybko i popatrzyliśmy w górę. Na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech, gdy zobaczył kto to.
- Stan! - prawie krzyknęłam, stanęłam naprzeciw niego i zaczęłam go ściskać. Gdy oderwaliśmy się od siebie, chłopak przywitał się z Louisem.
- Miło was znowu widzieć. Razem. - powiedział i wymownie poruszył brwiami, za co został przeze mnie uderzony w ramię.              
Stan był moim drugim, oczywiście zaraz po Louisie, przyjacielem z dzieciństwa. Mieszkał niedaleko Louisa, co wiązało się z tym, że jak gdzieś szliśmy to zabieraliśmy go ze sobą i było o wiele więcej śmiechu.
- Ciebie również. - uśmiechnęłam się do niego.
- A co wy tutaj właściwie robicie? - zapytał i usiadł koło nas na ławce.
- Przyszliśmy na plac zabaw z naszym rodzeństwem. - powiedziałam i wskazałam ręką na dziewczynki bawiące się w oddali na zjeżdżalni i na Maxa smacznie śpiącego w wózku. - Mój brat usnął, więc siedzimy sobie na ławce i spokojnie rozmawiamy, a ty co tutaj robisz?
- Idę po zakupy dla mamy. Przechodziłem właśnie obok i zauważyłem dziewczynki, więc pomyślałem, że ich brat musi tutaj gdzieś być, więc wszedłem do środka i od razu was zauważyłem. Nie wiedziałem tylko z kim Louis siedzi i rozmawia, więc postanowiłem, że podejdę bliżej i zobaczę, ale nie przypuszczałem, że to będziesz ty, Jo. - odpowiedział.
- No to już wiesz, że to ja. - zaśmiałam się. - Ale fajnie cię widzieć po tylu latach.
- Ciebie też kochana.
 Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, bo chłopak musiał iść do sklepu. Umówiliśmy się, że jak następnym razem przyjadę do Doncaster to zadzwonię do niego i zrobimy jakąś małą imprezkę. Pożegnaliśmy się ze Stanem. Fajnie było go zobaczyć po tylu latach, pomyślałam.
- To na czym skończyliśmy naszą rozmowę? - zapytałam Louisa.
- Hmm, pomyślmy. Zakończyliśmy na tym, że mówiłem, że wierzę w ciebie i zawsze będę wierzył. - uśmiechnął się do mnie.
- Ah no tak. Przypomniała mi się jeszcze jedna ciekawa sytuacja, ale ze Stanem.
- Dajesz.
- Pamiętasz jak wspinaliśmy się po drzewach?
- No jasne, że tak. Ty byłaś w tym najlepsza.
- Dzięki. - zawstydziłam się. - O czym ja to? A no i pamiętasz ja i ty siedzieliśmy już na drzewie, a Stan był w połowie drogi do nas i spadł.
- Pamiętam, to była jego ostatnia wspinaczka po drzewach.
- Tak, biedaczek złamał sobie rękę. Ale jego mama zamiast go pocieszyć, czy nawet przytulić to zaczęła się na niego wydzierać, a on zaczął jeszcze bardziej płakać. To były czasy, ale masz rację to była jego ostatnia wspinaczka po drzewach, potem nie chciał nawet patrzeć na nie, a co dopiero mówić o zabawie na nich.
- Bo jego mama zawsze była jakaś dziwna. Nie pozwalała mu nawet pobawić się z nami w piaskownicy, a co dopiero pojechać gdzieś na rowerach.
Naszą  rozmowę przerwały dziewczynki, które chciały pójść na lody. Z Louisem chętnie na to przystaliśmy. Wyszliśmy  z placu zabaw i skierowaliśmy się do sklepu. Popatrzyłam za siebie i już wiedziałam, że będę przychodzić tutaj bardzo często, jak tylko się przeprowadzimy.

_________________________________________________________________________________
Hej :) Jest 7 rozdział, mam taką cichą nadzieję, że pod nim pojawi się więcej niż 2 komentarze.
Uwierzcie mi, że to naprawdę mnie motywuje do pisania kolejnych i jest bardzo ważne, bo wiem, że ktoś to czyta :)

Przypominam, że jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach na twitterze, wystarczy że napisze swój nick w komentarzu, a na pewno będę go powiadamiać :)

2 komentarze:

  1. Naprawdę świetne opowiadanie. Dziewczyno, szybko pisz i wstawiaj next' a bo ja tu eksploduje!

    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bomba lecę na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń