poniedziałek, 30 września 2013

ROZDZIAŁ 23.

Słońce przedzierające się przez okno w moim pokoju i padające prosto na moją twarz spowodowało, że się obudziłam. Było mi bardzo gorąco, prawie się dusiłam, jeszcze promienie słoneczne to potęgowały. Czułam, że coś przygniata moją klatkę piersiową. Podniosłam głowę i zobaczyłam czyjąś rękę przewieszoną przez moją klatkę piersiową. Odchyliłam kołdrę i zobaczyłam śpiącego Louisa przytulonego do mojego boku. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo obok mnie spał mój ukochany chłopak.
Ale zaraz... Czy my coś... O nie, nie, nie krzyczę sobie w myślach. Na mojej twarzy widać przerażenie. Podnoszę kołdrę i dostrzegam, że jestem ubrana w za duży T-shirt i krótkie, dresowe spodenki. Czyli nie jest najgorzej. Ale nie pamiętam jak znalazłam się w łóżku. Pamiętam tylko, że tańczyliśmy z Louisem, potem wróciliśmy do stołu i wypiliśmy trochę. Potem tańczyłam z tatą do jakiejś szybkiej piosenki, następnie pan Mark wziął mnie w obroty do również szybkiej piosenki. Po tych szybkich tańcach poszłam do łazienki za potrzebą. Wróciłam do ogrodu i dosiadłam się do mamusiek i zaczęłyśmy się głośno śmiać i jak to baby narzekać na swoich facetów. W sumie ja nie miałam na co jeszcze narzekać, bo jestem z Louisem od niecałych 24 godzin, więc z resztą na co miałabym narzekać. Ja go kocham, on kocha mnie, więc nie widzę żadnych powodów do narzekania. Pamiętam też, że moja mama powiedziała, żeby Louis spał ze mną w moim pokoju. A, że pod wpływem procentów zgadza się na wszystko to ja byłam szczęśliwa. Pamiętam, że gdy tylko weszliśmy do pokoju, a był to nie lada wyczyn wyjść po schodach w naszym stanie, Louis od razu padł na łóżko i zasnął. Ja przebrałam się w pidżamę, grzecznie położyłam się obok niego i zasnęłam.
A teraz leże w tym wielkim łóżku, obok mnie Lou i jest mi gorąco, bardzo gorąco. Starałam się odsunąć kołdrę, aby wstać. Udało mi się, teraz tylko muszę usunąć obiekt uciskający moją klatkę piersiową przez, który nie mogę oddychać i czuję jakbym miała na sobie kamień ważący sto kilogramów. Powoli i ostrożnie starałam się podnieść rękę Louisa. Już prawie mi się udało, gdy chłopak otwiera oczy i patrzy na mnie malutkimi, zaspanymi, niebieskimi oczami.
- Cześć. - powiedział. Moje starania wydostania się poszły na marne.
- Hej. - odpowiedziałam. - Jak się spało?
- Trochę niewygodnie, ale pewnie to przez to, że spałem w ubraniach. A tak w ogóle to bardzo dobrze.
- To dobrze, mi również. - uśmiechnęłam się do niego. Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej, ja tak samo. Objął mnie w talii i przysunął do siebie. W tym samym momencie poczułam coś twardego, dotykającego mojego uda.
- Yyy, Louis?
- Tak? - popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Co to jest? - zapytałam, choć wiedziałam co to, bardzo dobrze wiedziałam co to jest. Chłopak również wiedział, bo zrobił wielkie oczy.
- Przepraszam jest rano. - widziałam, że się uśmiecha. Tylko nie wiedziałam czy śmieje się ze mnie, czy z siebie.
- Ty się tak nie śmiej, bo to nie jest śmieszne i mnie puść, muszę siku. - powiedziałam i zaczęłam wstawać. Taki był przynajmniej mój zamiar.
- Puszczę cię, jak mnie pocałujesz. - trzymał mnie mocno w swoich ramionach.
- Czy to jest szantaż?
- Nie no co ty. Ja chcę tylko dostać całusa od mojej pięknej dziewczyny. - zarumieniłam się na to ostatnie zdanie. Dałam mu buziaka w policzek, odwróciłam się i chciałam wstać. Nie tym razem, pomyślałam. Louis zwinnym ruchem sprawił, że leżałam na jego klatce piersiowej tak, że dotykaliśmy się nosami. Uśmiechnął się do mnie i pocałował, tak zachłannie, z takim uczuciem jakby nigdy miał mnie już nie dotknąć, czy zobaczyć. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i patrzyliśmy prosto w oczy. Nie mogłam oderwać od niego swojego wzroku.
- Lou ja naprawdę muszę do ubikacji. - powiedziałam cały czas patrząc mu w oczy.
- No dobrze, to idź. - odpowiedziała zrezygnowanym głosem i mnie puścił. Wstałam i stanęłam obok łóżka.
- A ty doprowadź się do porządku. - uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju, wcześniej zabierając czyste rzeczy do przebrania z torby stojącej obok łóżka.
Nie przywieźliśmy jeszcze wszystkich rzeczy ze starego domu. Zrobimy to pod koniec przyszłego tygodnia, tak zadecydowała mama. Szybko skorzystałam z toalety, po czym wzięłam bardzo szybki prysznic. Ubrałam się w dżinsy i niebieską bluzkę. Włosów nie myłam, więc związałam je w kucyka, umyłam jeszcze zęby i tak gotowa udałam się do mojego pokoju. Wchodząc zauważyłam puste łóżko, nie było w nim Louisa. Weszłam więc w głąb pomieszczenia. Nagle poczułam czyjeś dłonie na mojej talii, odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka. Uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Gdzie byłeś? - zapytałam, gdy mnie puścił.
- Na dole. Chciałem wziąć czyste ubrania z torby, aby się przebrać. - odpowiedział.
- Pewnie chcesz się odświeżyć, co nie?  - kiwnął głową. - Dam ci czysty ręcznik. - wyszłam z pokoju, wyciągnęłam czysty ręcznik z szafy stojącej obok łazienki i wręczyłam go Louisowi.
- To ty idź się umyj, a ja tu trochę ogarnę. - powiedziałam. Lou dał mi całusa w policzek i poszedł do łazienki. Szybko posprzątałam w pokoju, pościeliłam łóżko i wyrzuciłam śmieci, szczerze to nawet nie wiem skąd one się tak wzięły, ale mniejsza z tym. I takim oto sposobem pokój wyglądał znacznie lepiej niż przed naszym wejściem do niego. Ja nie wiem, a raczej nie pamiętam co myśmy robili ubiegłej nocy, ale na pewno nic złego. Zaczęłam szukać mojego telefonu, a jak to ja zawsze położę go gdzieś, a potem nie mogę znaleźć. Wreszcie go znalazłam, leżał na półce. Zobaczyłam, która godzina, dochodziła dopiero 10. Muszę powiedzieć, że jak na mnie to bardzo wcześnie wstałam, aż sama jestem w szoku, że potrafiłam wstać przed 10 w weekend. Bo prawda jest taka, że gdyby nie było mi gorąco spałabym dalej, a Lou razem ze mną. Wyszłam z pokoju i skierowałam się jeszcze do pokoju Maxa, aby zobaczyć czy przypadkiem się nie obudził. Weszłam cicho, najbardziej jak potrafiłam i zobaczyłam chyba najsłodszy widok jaki kiedykolwiek mogłam zobaczyć. A mianowicie Max spał na środku wielkiego materaca, bo jeszcze nie przywieźliśmy łóżeczka młodego, a tata zapomniał wziąć to turystyczne, a po jego jednej i drugiej stronie spały dziewczynki. Były tak przytulone do Maxa, że nie było go wcale widać. On to ma powodzenie u dziewczyn, każda go uwielbia i kocha. No, ale jak tu nie kochać takiego słodkiego malucha. Szybko wyszłam z pokoju, aby ich nie obudzić i zeszłam na dół do kuchni, aby zjeść śniadanie i napić się kawy.
- Dzień dobry. - powiedziałam przekraczając próg.
- Dzień dobry, Jo. - odpowiedzieli mi wszyscy chórkiem. A kto dokładnie? Mama, tata i państwo Tomlinson.
- Widzę, że nieźle wczoraj zabalowaliście. - stwierdziłam nalewając sobie kawy do kubka i chwytając jedną z kanapek leżących na talerzu.
- Trochę nas poniosło z alkoholem wczoraj. - powiedział tata krzywiąc się trochę przy tym.
- Chyba nie trochę, co? - odpowiedziałam i upiłam łyk ciepłej kawy. Tata popatrzył na mnie gniewnym spojrzeniem, a ja wzruszyłam ramionami w obronnym geście. - Może dam wam aspirynę, powinna wam pomóc. - dodałam po chwili.
- Taaaaak. - znowu godnie odpowiedzieli i popatrzyli na mnie błagalnym wzrokiem. Wstałam od stołu i poszłam do mojego pokoju po torebkę. Szybko znalazłam aspirynę i skierowałam się w stronę schodów. Przechodząc obok łazienki usłyszałam dźwięk przekręcającego się zamka i popatrzyłam w tamtą stronę. Zobaczyłam Louisa w samym ręczniku owiniętym wokół bioder i z mokrymi włosami. Pierwszy raz od tylu lat widzę go prawie, że nagiego. Stanęłam naprzeciwko niego i po prostu bezczelnie się patrzyłam. Błądziłam wzrokiem w górę i w dół, aż w końcu Lou chwycił mój podbródek i pocałował mnie prosto w usta, aby odwrócić moją uwagę od jego nagiego ciała.
- Czemu się nie ubrałeś? - nie żebym coś miała do tego, ale mogłabym tak patrzeć na niego cały czas.
- Nie wziąłem ubrań z pokoju, zapomniałem. Ale widzę, że niektórym się to podoba. - oh tak, bardzo.
- Yyy, co mówiłeś? Z resztą nie ważne. - ocknęłam się. - Idź się ubrać, bo się przeziębisz, a potem zejdź na dół. - powiedziałam i uciekłam na dół. Słyszałam jak chłopak parsknął śmiechem i wszedł do pokoju. Szybko pokonałam odległość od schodów do kuchni. Podeszłam do szafek i wyciągnęłam z nich cztery szklanki i nalałam do nich wody. Postawiłam przed każdym szklankę i tabletkę, po czym usiadłam do stołu i kontynuowałam śniadanie. Po jakiś 10 minutach w kuchni pojawił się Louis i gdy tylko zobaczył towarzystwo zaczął się śmiać i usiadł koło mnie, wcześniej nalewając sobie kawy do kubka. Chwycił jedną z kanapek i zaczął jeść. Po skończonym posiłku i narzekaniu naszych rodziców jak to ich wszystko boli z Louisem zaczęliśmy sprzątać ze stołu. W międzyczasie na dół zeszły Lottie i Fizzy, które też nieźle były wykończone. Dowiedziałam się, że spały w sypialni moich rodziców, a oni na dole na kanapach w salonie. Zjadły śniadanie i poszły na górę trochę się ogarnąć. Powiedziałam im, gdzie są czyste ręczniki, jakby chciały się wykąpać i żeby zachowywały się cicho, bo Max i dziewczynki jeszcze śpią. Przytaknęły i pobiegły na górę. Postanowiliśmy z Louisem, że posprzątamy w ogrodzie. Szczerze to bałam się tam wchodzić, bo nie wiedziałam co mogę tam zastać. Lou zobaczył moją niepewność, dlatego też złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
- W sumie to nie jest tak źle, jak sobie wyobrażałam. - powiedziałam. - Myślałam, że będzie gorzej. Zaczęliśmy sprzątać. Niezła była imprezka, pomyślałam. Świetnie się wszyscy bawiliśmy , wyluzowaliśmy i zapomnieliśmy o kłopotach i problemach. O to chyba w tym wszystkim chodzi, aby choć na chwilę zapomnieć o tym co nas stresuje. Nim się obejrzałam cały ogród był posprzątany i wszystkie rzeczy na swoim miejscu. Ciesze się, że nie musiałam tego sama robić, że miałam pomoc i to jaką pomoc. Wyrzuciliśmy worki ze śmieciami do kosza stojącego za domem i wróciliśmy do kuchni. Moja mama już się lepiej czuła, chyba tabletki zaczęły działać, bo przygotowywała obiad, a dokładniej to przyprawiała kurczaka, którego później wstawi do piekarnika, aby się upiekł. Natomiast pani Jay robiła śniadanie dla Daisy i Phoebe, które siedziały przy stole. Były ładnie ubrane, obie w różowe sukienki, wyglądały bardzo słodko.
- Cześć Jo, cześć Louis. - krzyknęły, gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia.
- Cześć kochane, ale ślicznie wyglądacie. - odpowiedziałam. Uśmiechnęły się do mnie i zaczęły jeść swoje śniadanie.
- Smacznego. - powiedziałam i wyszłam z Louisem z kuchni. Zastanawiam się gdzie jest Max.
- Lou ja idę na górę zobaczyć czy Max jeszcze śpi.
- Ok, to idź. - odpowiedział i usiadł na kanapie w salonie obok swojego taty i sióstr. Ja szybko wspięłam się po schodach i cicho weszłam do pokoju brata. Zobaczyłam, że Max siedzi na podłodze w pidżamie i bawi się klockami.
- Cześć Szkrabie. A ty już nie śpisz? - zapytałam i podeszłam bliżej niego.
- Jo! - krzyknął i podbiegł do mnie. Wzięłam go na ręce i usiadłam z nim na podłodze. - Kocham cię, Jo. - powiedział i przytulił się do mnie. Gdy usłyszałam to jedno, krótkie zdanie od razu miałam łzy w oczach. Przytuliłam go mocno do siebie i powiedziałam.
- Ja też cię kocham Misiu. - młody odsunął się ode mnie i popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i cmoknął w policzek. Ja, aby się jeszcze bardziej nie rozczulić wstałam i podeszłam do torby i wyjęłam z niej ubrania. Gdy już był ubrany w ogrodniczki, biały podkoszulek i małe białe conversy mogliśmy zejść na dół. Gdy dziewczynki go zobaczyły od razu mi go wyrwały i zaczęły się z nim bawić. Ja w tym czasie zrobiłam śniadanie - płatki z mlekiem, które mały uwielbia. Poprosiłam dziewczynki, aby go nakarmiły, na co one od razu się zgodziły. Zostawiłam je w kuchni, a sama udałam się do salonu i usiadłam obok Louisa.
- Wiesz co Max mi powiedział, gdy weszłam do jego pokoju?
- Co? - zapytał nie odrywając wzroku od telewizora.
- Powiedział, że mnie kocha. - Lou od razu popatrzył na mnie z otwartą buzią.
- Naprawdę? - spytał. Kiwnęłam głową. - To super. Teraz już dwie osoby cię kochają. tyle, że twój brat kocha cię jak siostrę, bo w końcu jesteś najwspanialszą siostrą na świecie. A ja kocham cię bardzo, bardzo mocno jak moją dziewczynę, najwspanialszą dziewczynę na świecie. - zarumieniłam się i spuściłam głowę. Chłopak uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
- Dzięki. - odpowiedziałam.
- Nie masz za co dziękować, taka prawda. - powiedział i pogładził mnie po policzku. Objęłam go w pasie i mocno przytuliłam.
Około godziny 15 mama podała obiad. Było tak słonecznie i ciepło, że postanowiliśmy zjeść w ogrodzie. Po posiłku razem z mamą podałyśmy gościom szarlotkę z lodami, a do tego obowiązkowo kawa.
Koło godziny 17 państwo Tomlinson zaczęli się zbierać do domu. Pomogłam dziewczynkom się spakować i znieść na dół torby. Pan Mark zaniósł rzeczy do samochodu stojącego na podwórku. I znowu nadszedł znienawidzony przeze mnie moment - rozstanie. Pożegnałam się z panią Jay i panem Markiem oraz ze wszystkimi dziewczynkami. Moi rodzice i Max również. Wszyscy wyszli przed dom, a ja z Louisem zostaliśmy w domu. Łzy zaczęły mi płynąć po policzkach, nawet nie wiem kiedy. Lou otarł je kciukiem i mocno do siebie przytulił.
- Nie płacz. Przecież nie rozstajemy się na zawsze. Obiecuję, że pod koniec tygodnia przyjadę do ciebie i pomogę w przeprowadzce. - powiedział.
- Naprawdę? - zapytałam.
- Naprawdę, naprawdę. - zaśmiał się.
- Wiesz, że cię kocham? - popatrzyłam w jego oczy.
- Wiem, ja ciebie też i nie płacz już proszę.
- Dobrze już nie płaczę, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Że mnie przytulisz, bardzo, bardzo mocno. - Louis wykonał moją prośbę od razu.  Wtuliłam się w niego. Kiedy usłyszeliśmy dźwięk klaksonu odsunęliśmy się od siebie.
- Czas iść. - powiedział. Wziął za rękę i wyszliśmy przed dom. Wszyscy już siedzieli w samochodzie, a mój tata rozmawiał z panem Markiem. Lou ostatni raz dał mi buziaka i wsiadł do auta. Pan Mark pożegnał się z tatą uściskiem dłoni i odjechali. Ja wyszłam na drogę i zaczęłam machać do nich na pożegnanie. Widziałam jak Louis odwrócił się i odwzajemnił mój gest. Uśmiechnęłam się do niego i posłałam buziaka. Po kilku minutach weszłam do domu i poszłam do swojego pokoju w celu spakowana się. Gdy wkładałam ostatnią rzecz do torby usłyszałam znajome piknięcie przychodzącego smsa. Zapięłam torbę i wzięłam telefon do ręki.

Lou: Kocham Cię :)

Momentalnie się uśmiechnęłam do ekranu i odpisałam.

Jo: Ja Ciebie też Skarbie :)

Włożyłam telefon do kieszeni spodni, wzięłam torbę i zeszłam na dół. Tata spakował wszystkie rzeczy do bagażnika, mama zapięła Maxa w foteliku, a ja usiadłam obok niego na tylnej kanapie. Gdy wszyscy już siedzieliśmy w samochodzie, tata odpalił silnik i odjechaliśmy.

_______________________________________________________________________________
Rozdział jest dość długi, a to za to, że tak długo musieliście na niego czekać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i skomentujecie.

Przypominam o ankiecie w prawym górnym rogu.

Pytania ? Zapraszam na aska lub twittera. Link po prawej stronie.

Ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach. Proszę niech napisze swój nick w komentarzu, na asku lub na twitterze.


3 komentarze:

  1. Świetne, tak niesamowicie się to czyta. Mam taką dugestię (nie musisz jej słuchać i spoko i tak będę czytała to zajebiste opowiadanie) może wprowadzisz coś o one direction i różne zwroty akcji z tym związane?

    To opowiadanie i tak jest czadowe i błagam: napisz jeszcze wiele rozdziałów.

    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeeejku jest niesamowity <3 już nie mogę doczekać się następnego rozdziału :-)

    Cantina

    OdpowiedzUsuń
  3. Och uwielbiam twoj blog ! Masz talent dzieczyno ;** trzymaj tak dalej ^^

    OdpowiedzUsuń