piątek, 11 października 2013

ROZDZIAŁ 26.

To już dzisiaj. Dzisiaj zobaczę Louisa. Wczoraj przez cały dzień myślałam tylko o tym, nie mogłam się na niczym skupić. Zastanawiałam się również co mam na siebie włożyć. Raczej coś takiego aby mi było wygodnie. Oczywiście nie ubiorę dresów, w sumie to nie byłby taki zły pomysł, bo byłoby mi wygodnie, ale jednak nie. Ostatecznie zdecydowałam się na ciemne rurki, a do tego białą bluzkę z rękawami 3/4.
Stwierdziłam, że tak będzie najlepiej i najwygodniej.
Wczorajszy dzień minął mi bardzo szybko. Odwiozłam Maxa do przedszkola, bo rodzice nie dali rady. Panie przedszkolanki zdziwiły się, że to ja go przyprowadziłam, a nie któreś z rodziców. Zazwyczaj było tak, że ja go odbierałam, a mama je oczywiście powiadamiała, a tutaj taka niespodzianka.
Jak przyjechaliśmy pod przedszkole i wyjęłam małego z fotelika to poszliśmy do środka budynku. Zaprowadziłam go do jego sali i pożegnałam się z nim, a Max jak na zawołanie zaczął krzyczeć za mną, że on chce, abym została z nim w przedszkolu i do tego się z nim tam bawiła. Przytuliłam go i obiecałam, że przyjadę po niego po południu. Ale on jest tak uparty, że nie dał się przekonać. Dopiero jak obiecałam, że kupię mu nową zabawkę, to wtedy zgodził się zostać. Wiem, że przekupywanie dziecka to nie jest nic dobrego, ale co ja mogłam zrobić. Miałam go zabrać ze sobą?  Wykluczone. Musiałam zrobić zakupy, dostałam nawet długą listę produktów, które mam kupić. Bo moja mama stwierdziła, że skoro siedzę w domu, to mogę jechać i zrobić zakupy. Przecież to jest takie proste, wysługiwać się kimś. Nie mogłam mamie odmówić, a i tak miałam jechać do miasta, żeby kupić sobie jakieś ciuchy na wyjazd. Obiecałam też Domi, że jej coś kupię, a ja wolę dotrzymywać słowa. Tak więc, gdy zostawiłam Maxa poszłam do samochodu i ruszyłam w stronę sklepu. Pomyślałam, że najpierw pojadę po zakupy spożywcze, a później do innego sklepu z ciuchami. Z takim więc zamiarem ruszyłam w drogę. Włączyłam sobie radio w samochodzie, akurat leciała jakaś fajna piosenka więc dałam głośniej. Jadąc i podśpiewując zobaczyłam, że ktoś macha do mnie dziwnym przedmiotem. Gdy podjechałam bliżej zobaczyłam pana policjanta. Od razu się zestresowałam i zastanawiałam dlaczego mnie zatrzymał. Przecież jechałam zgodnie z przepisami i nie przekroczyłam ograniczonej prędkości. Włączyłam kierunkowskaz i zjechałam na bok. Wyłączyłam radio i czekałam. Po chwili podszedł do mnie, otworzyłam okno, a on wykonał rutynowe czynności: poproszę pani prawo jazdy i dowód rejestracyjny pojazdu. Ja trzęsącymi się rękami wyjęłam te rzeczy z torebki i mu je podałam. On oglądnął je przez chwilę, następnie poprosił mnie, żebym wysiadła z samochodu i udała się za nim. Odpięłam pasy i wyszłam z samochodu. Czułam, że zaraz się przewrócę, nogi miałam jak z waty. Powoli podeszłam do radiowozu, policjant siedział już za kierownicą i dokładnie oglądał moje dokumenty. Podeszłam bliżej niego, a on do mnie, żebym się nie stresowała tak, bo to rutynowe zatrzymanie. Od razu się uspokoiłam. To moje pierwsze zatrzymanie przez policję, prawo jazdy mam od niecałych dwóch miesięcy, a mnie już policja zatrzymuje. Na szczęście nie dostałam, ani mandatu, ani punktów karnych. To było tylko rutynowe zatrzymanie. Policjant życzył mi szerokiej drogi i abym zbytnio nie szalała na drodze, na co ja przytaknęłam. Odebrałam od niego swoje dokumenty, wsiadłam do samochodu i odjechałam. Jak ja powiem o tym tatowi, to nie wiem czy będzie się ze mnie śmiał, czy złościł. Mam nadzieję, że to pierwsze, bo przecież w końcu nic złego nie zrobiłam. Szybko odjechałam stamtąd, a gdy popatrzyłam we wsteczne lusterko zobaczyłam, że pan policjant zatrzymuje kolejnego kierowcę. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wcisnęłam gaz do ziemi. Chciałam jak najszybciej zniknąć z pola widzenia policjantów. Włączyłam radio i jechałam spokojnie.
Pierwszym moim przystankiem było TESCO. Zrobiłam tam najpotrzebniejsze zakupy, a raczej produkty z listy sporządzonej przez moją mamuśkę. Gdy wszystko było już w koszyku udałam się w stronę kasy. Bardzo miła pani skasowała mi rzeczy, a ja spakowałam je do toreb na zakupy. Podziękowałam i odeszłam. Włożyłam wszystko do bagażnika i pojechałam do galerii handlowej. Chciałam sobie kupić coś na mecz, coś w czym zaskoczę Louisa. Zaparkowałam na parkingu podziemnym i ruchomymi schodami wjechałam na górę. Chodząc tak pomiędzy sklepami zobaczyłam na wystawie śliczną beżową sukienkę, zawsze o takiej marzyłam. Przymierzyłam ją, obejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że ją biorę. Udałam się do kasy, ale po drodze zobaczyłam bardzo ładny sweterek. Podeszłam bliżej i pomyślałam, że kupię go Domi, ona uwielbia takie rzeczy, w dodatku jest w jej ulubionym, zielonym kolorze. Z tymi dwoma rzeczami udałam się do kasy. Wyszłam ze sklepu z wielką torbą i poszłam dalej. Pomyślałam, że do tej sukienki przydadzą się jakieś ładne buty, weszłam więc do sklepu obuwniczego i na wystawie zauważyłam buty w identycznym kolorze co moja sukienka. Przymierzyłam je i stwierdziłam, że je kupuję.  Nim się obejrzałam minęła już 14 i musiałam wracać po Maxa. Smutno mi było, że musiałam już jechać, bo chętnie bym jeszcze pochodziła po sklepach. W sumie na dzisiaj już wystarczy, oprócz sukienki, sweterka i butów kupiłam dwie pary dżinsów, kilka koszulek, bluzkę, którą dzisiaj włożę na mecz oraz jedną ciepła bluzę. Mogę śmiało powiedzieć, że zakupy na wyjazd mam już z głowy. Teraz wystarczy, że się spakuję i jestem gotowa. Pół godziny później byłam pod przedszkolem. Odebrałam Maxa i pojechaliśmy do domu. Zrobiłam obiad, a mały mi pomagał. Oczywiście, jak obiecałam kupiłam mu nową zabawkę. Bardzo się ucieszył i nie mógł od niej wzroku oderwać. Około godziny 17 przyjechali rodzice, odgrzałam im obiad, a sama poszłam pobiegać. Przebrałam się w sportowe rzeczy i wyszłam z domu. Biegałam dwie godziny, aż w końcu stwierdziłam, że mam dość i wróciłam do domu. Ukąpałam się i poszłam spać.
Gdy dzisiaj rano się obudziłam i przypomniałam sobie, że to już dzisiaj jest ten dzień, w którym zobaczę Louisa, jak nigdy wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Mama miała zawieźć Maxa do przedszkola, nie zawracała mi tym  głowy, bo wiedziała że dzisiaj jest bardzo ważny dzień dla mnie. Powiedziała mi również, że babcia odbierze młodego z przedszkola, więc nie musiałam się niczym przejmować, że muszę go
odebrać.  Mam jeszcze trochę czasu więc zajmę się zrobieniem obiadu, przynajmniej mamie będzie miło, gdy przyjdzie do domu i wszystko będzie gotowe. Przygotowanie wszystkiego zajęło mi około dwie godziny. Więc zjadłam obiad i poszłam do góry, aby się przygotować. Było po godzinie 14, a ja mam być dopiero o 16 pod stadionem, więc powinnam wyjechać o 15, aby spokojnie zdążyć i się nie spieszyć, bo może na mnie czekać znowu policja i wtedy to już na pewno dadzą mi mandat. A jak wczoraj wieczorem powiedziałam rodzicom, że mnie policja zatrzymała to mama zaczęła się śmiać, szczerze to nie wiem dlaczego, a tata miał minę jakby ducha zobaczył. Zapytał tylko ile, a gdy mu powiedziałam, że nic to na początku w ogóle nie chciał mi uwierzyć, ale gdy utwierdziłam go w tym, że nie dostałam żadnego mandatu to widziałam jakby kamień spadł mu z serca. Gdy weszłam do swojego pokoju zabrałam ubrania i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Z ręcznikiem na głowie i w samej bieliźnie wyszłam z łazienki do pokoju po kosmetyczkę. Wróciłam do łazienki i zaczęłam suszyć włosy. Gdy były już suche użyłam lokówki, aby je trochę podkręcić. Kiedy skończyłam z włosami, wzięłam się za makijaż. Nałożyłam podkład, wytuszowałam rzęsy i dodałam trochę różu na policzki.  Muszę przyznać, ze efekt końcowy jest oszałamiający, wyglądam bosko. Ubrałam się we wcześniej wybrane ubrania i tak gotowa mogłam wyjść z łazienki. Weszłam jeszcze na chwilę do pokoju, wzięłam torebkę do której włożyłam dokumenty, portfel i telefon. Zabrałam granatową marynarkę leżącą na krześle i tak gotowa mogłam jechać. Na dole założyłam białe conversy, zamknęłam drzwi na klucz, po czym włożyłam je do torebki i ruszyłam w stronę samochodu stojącego na podwórku. Wsiadłam do środka, zapięłam pasy, odpaliłam silnik i mogłam ruszać.
Na miejscu byłam 50 minut później. Nie było korków, ani policja mnie nie zatrzymała, z czego bardzo się cieszyłam. Gdy wjechałam na parking od razu znalazłam miejsce blisko wejścia. Zaparkowałam i wysiadłam z samochodu. Założyłam na siebie marynarkę, bo zimno mi się zrobiło i rozglądałam się za Louisem. Schyliłam się jeszcze po torebkę leżącą na siedzeniu pasażera i gdy stanęłam poczułam czyjeś dłonie na swojej talii. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa.
- Cześć skarbie. - powiedział. Jak ja kocham, gdy on się ze mną tak wita.
- Cześć. - odpowiedziałam i go pocałowałam. Chłopak odwzajemnił pocałunek, objął mnie mocniej w talii i przysunął bliżej siebie. Złapałam go za szyję, gdy oderwaliśmy się od siebie Lou powiedział:
- Jo, wyglądasz bosko. - zaczerwieniłam się na te słowa i cicho podziękowałam.
- Widzę, że dużo ludzi będzie na meczu. - powiedziałam, gdy szliśmy w stronę wejścia na stadion.
- No trochę będzie. - odpowiedział. Skierowaliśmy się w stronę wejścia na stadion, ale ostatecznie nie weszliśmy głównym wejściem.
- Lou, a gdzie ty mnie właściwie prowadzisz? - zapytałam lekko przestraszona.
- Nie bój się, wejdziemy wejściem dla piłkarzy. - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Dlaczego?
- Chcę, abyś poznała moich kolegów z drużyny, a oni chcą poznać ciebie.
- Co? - tego już za wiele, jego kumple chcą mnie poznać ? Ciekawe co on im o mnie naopowiadał, już się boję. Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się w stronę szatni. Już na korytarzu było słychać krzyki chłopaków. Zastanawiałam się czy ja mogę tutaj przebywać skoro nie jestem zawodnikiem i nie należę do żadnej z drużyny. Dotarliśmy w końcu do ich szatni. Stanęliśmy przed drzwiami, Lou odwrócił mnie, tak że teraz staliśmy twarzą w twarz. Ujął moją twarz w swoje dłonie, przyciągnął bliżej siebie i pocałował, tak namiętnie, z takim uczuciem, że mogłabym tam tak stać i go całować. W końcu oderwaliśmy się od siebie i ciężko oddychaliśmy.
- Kiedyś umrę na zawał serca przez ciebie. - powiedział i uśmiechnął się.
- Ja także. - odpowiedziałam i dałam szybkiego całusa w policzek. Lou otworzył drzwi i nagle wszystkie głosy ucichły, a głowy zostały skierowane w naszą stronę. Wszyscy nam się przypatrywali.
- Chłopaki to jest moja dziewczyna, Jo. - Lou mnie przedstawił.
- Cześć. - powiedziałam i machnęłam ręką.
- Ta Jo? - zapytał jeden z nich. Lou tylko kiwnął głową i na jego twarzy zagościł wielki uśmiech. Wiedziałam, że im o mnie opowiadał, ale nie wiedziałam co. Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. Louis pokazywał na poszczególnych chłopaków i mówił ich imiona, niestety nie zapamiętałam ich wszystkich, bo było ich za dużo. Na samym tyle dostrzegłam Stana, gdy nasze oczy się spotkały chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja do niego. Nagle zrobiło się wielkie zamieszanie i do szatni wszedł, jak się domyślam, trener. Zawołał wszystkich chłopaków i mówił jak mają grać, czy coś takiego. Ja za bardzo nie przysłuchiwałam się temu co on mówi. Usiadłam sobie na jednej z ławek stojących na samym środku pomieszczenia i czekałam na Louisa, aż wróci. Po jakiś 15 minutach trener oznajmił, że trybuny się zapełniają i jest coraz więcej ludzi. Widziałam, jak wszyscy chłopcy się denerwują, a najbardziej widziałam to na twarzy Louisa, może dlatego, że jego znam najdłużej i jest moim chłopakiem i potrafię wyczytać z jego twarzy różne uczucia. Trener wyszedł z szatni, mnie nawet nie zauważył, bo nie popatrzył w moją stronę, ani raz. Wstałam z ławki i podeszłam bliżej Louisa, który stał teraz do mnie tyłem. Nie miał na sobie koszulki, więc mogłam zobaczyć jego mięśnie. Objęłam go w pasie, dłonie położyłam na jego brzuchu i przytuliłam się do jego pleców. Chłopak nie spodziewał się tego i lekko się wzdrygnął. Poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają, dzięki mojemu dotykowi. Odłożył koszulkę do szafki i odwrócił się do mnie twarzą.
- Denerwujesz się? - zapytałam po chwili.
- Bardzo. - odpowiedział i przytulił mnie.
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze. - powiedziałam. Chciałam go trochę uspokoić i chyba mi się to udało, bo dostrzegłam lekki uśmiech na jego pięknej twarzy.
- Ja wiem, że będzie dobrze. Bo jak ty jesteś obok to wszystko jest w porządku. - nie spodziewałam się takiego wyznania z jego strony.  Pochylił się nade mną i cmoknął mnie w usta. Nagle drzwi od szatni się otworzyły i ujrzeliśmy trenera.
- Louis dziennikarze chcą z tobą porozmawiać przed meczem, czekają na korytarzu. - powiedział trener i popatrzył na mnie.
- A ty pewnie jesteś Jo, dziewczyna Louisa? - zapytał i podszedł bliżej nas.
- Tak. - odpowiedziałam automatycznie.
- Bardzo mi miło, jestem trenerem drużyny w której gra Louis, nazywam się Albert McLevis. - powiedział i podał mi dłoń, którą uścisnęłam. Przeniósł swój wzrok na Louisa, jakby chciał powiedzieć, pospiesz się dziennikarze czekają.
- Trenerze odprowadzę tylko Jo na trybuny i wrócę, dobrze ?  - zapytał Louis.
- Dobrze, tylko się pospiesz. - odpowiedział i zwrócił się do mnie: - Miło było poznać kobietę, która w końcu usidliła naszego Louisa. - i wyszedł z szatni. Że co? O co mu chodziło? Popatrzyłam na chłopaka, który zakładał swoje korki.  Dostrzegłam również, że jesteśmy sami w tym wielkim pomieszczeniu. Lou wstał, złapał mnie za rękę i wyszliśmy z szatni. Staraliśmy tak przejść obok dziennikarzy, aby nas nie zauważyli. Niestety jeden z nich nas dostrzegł, ale na "ratunek" przyszedł nam trener, który od razu odwrócił jego uwagę.
- Lou co to znaczy, że cię usidliłam? - zapytałam, gdy byliśmy w drodze na stadion. Chłopak cały się spiął.
- Ja ci nie mówiłem, ale zanim zaczęliśmy ze sobą chodzić miałem kilka dziewczyn przed tobą. - wytłumaczył.
- Ok, rozumiem. Ja też miałam chłopaka przed tobą. - na samo to wspomnienie robi mi się niedobrze. - Ale nadal nie rozumiem co to znaczy, że cię usidliłam.  - dodałam.
- No dobrze i tak w końcu musiałbym ci o tym powiedzieć. Miałem kilka dziewczyn przed tobą, które zmieniałem jak rękawiczki. - co? to mnie zaskoczył. Patrzyłam na niego pytającym wzrokiem. - Ale skończyłem z tym odkąd odświeżyliśmy naszą przyjaźń i zaczęliśmy się spotykać na nowo jako przyjaciele. A potem zakochałem się w tobie i teraz wiem, że to ty jesteś tą jedyną, którą kocham i zawsze będę kochał, do końca mojego życia. - wyjaśnił, patrzył na mnie i czekał na moją reakcję. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Bo z jednej strony powiedział mi prawdę i co tak naprawdę robił zanim zaczęliśmy się naprawdę spotykać, a z drugiej strony wyznał mi miłość.
- Jo, powiesz coś? - zapytał po chwili. Staliśmy przed głównym wejściem na stadion.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć, ale cieszę się że mi powiedziałeś. Po za tym to nie jest rozmowa na tą chwilę, zaraz wchodzisz na murawę i grasz ważny mecz. Pogadamy o tym później, dobrze? - kiwnął głową i widziałam, że mu ulżyło. - A i jeszcze jedno, na pewno  z tym skończyłeś?
- Tak. - odpowiedział i przyłożył prawą rękę na piersi.
- To dobrze.
- Ale nie odejdziesz? Będziesz na meczu? - zapytał smutnym głosem.
- Dlaczego miałabym odejść? Obiecałam ci, że będę na meczu to będę, ale wiedz, że czeka nas poważna rozmowa. - kiwnął głową i pochylił się w moją stronę, jego zamiarem było pocałowanie mnie, ale ostatecznie odsunął się ode mnie. Widziałam ból w jego oczach, dlatego przejęłam inicjatywę i chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i pocałowałam najlepiej jak umiałam. Chciałam przez to pokazać mu, że bardzo go kocham. Nie zdziwiłam się, gdy odwzajemnił mój pocałunek. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Odwróć się. - nakazałam. Lou zrobił zdziwioną minę, nie wiedział o co mi chodzi, ale grzecznie wykonał moje polecenie. Podniosłam kolano i uderzyłam go w tyłek.
- Kopniak na szczęście. - dodałam. Chłopak odwrócił się do mnie i cmoknął jeszcze w policzek. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam w stronę trybun. Odwróciłam się jeszcze na moment i popatrzyłam na oddalającego się Louisa.
- Lou! - krzyknęłam. Chłopak stanął i odwrócił się w moją stronę. - Seksownie wyglądasz w tym stroju. - powiedziałam i udawałam, że mdleję. Louis zaczął biec w moją stronę. Gdy był blisko mnie pocałował mnie w usta. Gdy skończyliśmy klepnęłam Louisa jeszcze w tyłek i powiedziałam:
- Daj z siebie wszystko i skopcie im tyłki. - chłopak tylko uśmiechnął się do mnie i pobiegł w stronę szatni, gdzie czekali na niego dziennikarze. Mój chłopak będzie znany, dzięki temu, że gra w najsłynniejszej uczelnianej drużynie. Czytałam w internecie, że jego drużyna jest jedną z najlepszych drużyn w całym Londynie.  Ja wiem, że Louis jest skromnym człowiekiem i nie chwali się swoimi osiągnięciami, czasami dziwię się dlaczego, ja go chyba nigdy nie zrozumiem, jeśli chodzi o tą sytuację.
Gdy znalazłam swoje miejsce na trybunach, a okazało się, że siedzę bardzo blisko murawy zaledwie w drugim rzędzie. Dostrzegłam, że stadion szybko się zapełnia. Było bardzo dużo młodych osób, pewnie studenci z uczelni przyszli oglądać swoich kolegów w akcji. Gdy tak przyglądałam się wszystkim tutaj zgromadzonym ludziom, przypomniałam sobie słowa trenera. Muszę o tym pogadać z Louisem, musi mi to wszystko wytłumaczyć i opowiedzieć jak to było. Nim się spostrzegłam zawodnicy wchodzili na murawę. Gdy zobaczyłam drużynę Louisa wstałam i zaczęłam krzyczeć. Na szczęście nie byłam sama, słyszałam, że dużo osób krzyczy imiona chłopaków. Mecz w końcu się zaczął. Całą pierwszą połowę przesiedziałam i patrzyłam na mojego chłopaka, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Naprawdę wyglądał seksownie w tym stroju. Te spodenki  tak opinały jego tyłek, że żal by było na niego nie spojrzeć. Po 30 minutach przerwy zawodnicy wrócili na boisko. Widziałam jak Louis szukał mnie wzrokiem, gdy w końcu mnie dostrzegł pomachał mi i posłał całusa, po czym pobiegł na swoje miejsce na boisku. Nagle usłyszałam jakieś dźwięki dochodzące zza moich pleców. Coś w stylu: "Widziałaś? Louis do mnie pomachał i posłał buziaka", "Jaki on jest piękny i ten jego tyłek, miodzio". No nie tego to już było za wiele. To jest mój chłopak i tylko ja mogę obserwować jego tyłek. Odwróciłam się gwałtownie do tyłu i zobaczyłam dwie dziewczyny, które to mówiły. Popatrzyłam na nie, zmroziłam je wzrokiem i powróciłam do poprzedniej pozycji. Na szczęście do końca meczu już się nie odezwały. Mecz się skończył, końcowy wynik to 2:0 dla drużyny Louisa. Wstałam z miejsca i zaczęłam bić brawo. Byłam tak szczęśliwa, że udało im się wygrać, a gdy widziałam ogromny uśmiech na jego twarzy, to zrobiło mi się tak miło na duszy. Zawodnicy obu grup gratulowali sobie, a potem rozeszli się do swoich szatni. Ruszyłam w stronę wyjścia. Nagle poczułam, że coś mi wibruje w torebce. Dostałam smsa od Louisa. Stanęłam i odblokowałam telefon.

Lou: Zaczekaj na mnie na trybunach.

Od razu odpisałam.

Jo: Ok.

15 minut później zobaczyłam Louisa biegnącego w moją stronę.
- Przepraszam, że tak długo, ale zatrzymali mnie jeszcze dziennikarze. - powiedział.
- Ok rozumiem. Dlaczego chciałeś, abym zaczekała na ciebie tutaj ? - zapytałam i wskazałam ręką na trybuny.
- Bo chciałem pobyć sam na sam z tobą. - powiedział i spuścił głowę.
- Oj Lou. - westchnęłam, złapałam jego brodę i uniosłam do góry, po czym pocałowałam. - Ja wiem, że trudno ci to przeżyć, że za dwa dni wyjeżdżam. Ja to wszystko rozumiem, mi też jest smutno z tego powodu, ale damy radę co nie?
- Yhm. - mruknął ledwie słyszalnie.
- Louis, weź się w garść. To nie koniec świata, wiele par się rozstaje i to na znacznie dłużej. Dwa miesiące to nie wieczność, ile razy mam ci to powtarzać ?
- Nie musisz, już rozumiem. - odpowiedział. Wstał i poszedł w stronę szatni, a ja siedziałam na ławce i patrzyłam jak się oddala. Przesadziłam wiem o tym bardzo dobrze, ale on również przesadza. Chce we mnie wzbudzić poczucie winy, żebym nie wyjeżdżała i została na całe wakacje w Doncaster. Ale ja też mam prawo do odpoczynku i wakacji. Ale jednocześnie go rozumiem, że będzie za mną tęsknił, ja za nim.
 Nim się zorientowałam Louis wchodził już do budynku. Pobiegłam szybko za nim i gdy go dogoniłam złapałam za ramię.
- Louis przepraszam, poniosło mnie. Mi też będzie smutno się z tobą rozstawać, ale musisz mnie zrozumieć. Ja chcę jechać do Polski, do babci, spotkać się ze starą paczką ze szkoły. Potrzebuję tego, naprawdę.
- Ale mnie nie potrzebujesz. - rzekł smutnym głosem.
- Jak nie potrzebuję? - zapytałam już nieźle wkurzona, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać, bo by się jeszcze na mnie bardziej obraził i co by wtedy było. - Oczywiście, że cię potrzebuję. Co ty za głupoty gadasz?
- Głupoty? To w takim razie głupotą też jest to, że cię kocham i potrzebuję, bo dajesz mi szczęście? - popatrzył na mnie smutnymi oczami.
- Nie, to nie jest głupota Louis. Ja po prostu chcę jechać do Polski, aby sobie odpocząć i nabrać sił. A ty  możesz do mnie przyjechać w każdej chwili, nie widzę w tym problemu. - powiedziałam. Ale gdy na niego patrzyłam to samej chciało mi się płakać. Teraz wiem na pewno, że on mnie kocha i to na prawdę kocha. Gdy znowu popatrzyłam w te jego niebieskie oczy nie mogłam już dłużej wytrzymać i rozpłakałam się. Nie wiem co mi się stało, po prostu to wszystko mnie już przerasta, szkoła, matura, przeprowadzka, kłótnia z Louisem o mój wyjazd. Kiedy Lou zobaczył, że ja płaczę to od razu podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Jo, nie płacz proszę. Ja przepraszam, nie chciałem. Tylko też mnie zrozum ja...-  nie dokończył tego zdania, bo mu przerwałam i wyrwałam się z jego uścisku.
- Ty tylko ja, ja i ja. A gdzie w tym wszystkim jestem ja? - krzyknęłam. - Tylko liczysz się ty i twoje uczucia, a ja? - popatrzyłam na niego, stał nieruchomo i patrzył na mnie, nie wiedział co ma zrobić, ani co powiedzieć. Po prostu stał i się patrzył.
- Przepraszam, nie wiedziałem ...
- Co nie wiedziałeś, że ja też mam uczucia? Lou rozumiem, że trudno jest ci to przeżyć, że wyjeżdżam, ale ja tego potrzebuję, po za tym miałam to już od dawna zaplanowane, zanim zaczęliśmy się spotykać, rozumiesz? I chcę jechać, mam już bilet kupiony jestem prawie spakowana, ja tego pragnę. A teraz przepraszam, ale muszę już iść. A i jeszcze jedno gratulacje z powodu wygranej. - powiedziałam i poszłam w stronę wyjścia. Nie patrzyłam nawet do tyłu, nie mogłam. Łzy same zaczęły mi płynąć z oczu, jeżeli on tego nie rozumie, to ja nie wiem jak mam do niego dotrzeć i mu to wytłumaczyć.
Gdy znalazłam się na parkingu, szybko odnalazłam swoje auto, wsiadłam i trzęsącymi się rękoma odpaliłam silnik i odjechałam do domu. Gdy wjechałam na główną drogę docisnęłam pedał gazu do podłogi i odjechałam.

________________________________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Bardzo Was przepraszam rozdział miał się pojawić już wczoraj, ale wypadł mi nagły wyjazd i do domu wróciłam o 22. Dlatego dzisiaj od rana wzięłam się za ten rozdział i go dla Was skończyłam :

 9 komentarzy = następny rozdział



9 komentarzy, myślę że dacie radę :) Liczę na Was.


Zakładka informowani, pamiętacie, co nie?

Dziękuję za ponad 3000 wejść na bloga, jesteście niesamowici. Cieszę się, że jest ktoś kto to czyta i mu się podoba.

Nie wiem co mogę jeszcze napisać, dlatego życzę Wam miłego weekendu :)

9 komentarzy:

  1. pierwsza kłótnia :(
    rozdział fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :)
    świetnie piszesz :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Sorki, że pisze dopiero teraz. Mały szantarzyk tak? Ja źeby mieć kolejny rozdział napisałabym jeszcze 3 komentarze, ale to nie fair i obiecuje że tak nie zrobie.
    A propos rozdziału zajebisty ;)
    Życze duuuużo weny

    OdpowiedzUsuń
  4. mam nadzieję że ci ci nie komentują może w końcu zaczną żeby rozdział był jak najszybciej no nic ode mnie tyle rozdział genialny.. ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny :)
    czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń