poniedziałek, 28 października 2013

ROZDZIAŁ 30.

Gdy szłam za tłumem na pokład samolotu byłam i szczęśliwa i smutna. Szczęśliwa dlatego, że pogodziłam się z Louisem i wszystko między nami sobie wyjaśniliśmy, ale również dlatego że za kilka godzin zobaczę Domi i babcię. Może i nie było po mnie tego widać, ale naprawdę się cieszyłam. A dlaczego byłam smutna? Bo musiałam się rozstać z Louisem na dwa długie miesiące. Wiem, że sama mówiłam, że to nie jest wieczność i szybko zleci, ale gdy sobie teraz uzmysłowiłam, że to na serio jest długi okres czasu to myślałam, że się popłaczę. Mam tylko nadzieję, że przetrwamy to i nasz związek również. Wiem, że tak będzie bo jesteśmy silni i się kochamy, a to jest najważniejsze. Z bukietem kwiatów w jednej ręce i biletem w drugiej oraz torebce na ramieniu przemierzałam pokład samolotu w celu znalezienia swojego miejsca. Gdy w końcu je znalazłam okazało się, że obok mnie siedzi miła, starsza pani. Uśmiechnęłam się do niej i usiadłam na siedzeniu obok okna. Schowałam swój bilet do torebki, bo nie będzie mi już potrzebny, a torbę położyłam sobie na kolanach. Kwiaty położyłam na specjalnej podkładce znajdującej się z tyłu siedzenia stojącego przede mną. Zapięłam pas i czekałam, aż będziemy startować. W pewnym momencie, gdy patrzyłam przez okno poczułam wibrację w torebce. Otworzyłam ją i znalazłam telefon. Odblokowałam klawiaturę i odczytałam wiadomość.

Lou: Kocham Cię. Miłej podróży. Odezwij się do mnie jak wylądujesz.

Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu i szybko odpisałam, póki jeszcze nie ruszaliśmy.

Jo: Ja też Cię kocham. Oczywiście, że się odezwę jak wyląduję.

Już nic nie odpisał, na wszelki wypadek wyłączyłam telefon. Wolałam chuchać na zimne, gdyby coś miało się stać i moglibyśmy mieć jakąś awarię. Spojrzałam jeszcze raz przez okno i dostrzegłam ludzi stojących na tarasie widokowym przylegającym do budynku lotniska. Zobaczyłam na nim nie kogo innego jak mamę, tatę, Maxa i oczywiście Louisa. Nie wiem czy mnie widzieli, ale zaczęłam im machać. Max tak się zaangażował w machanie, że prawie uderzył tatę w twarz, ten na szczęście się odsunął w porę i nie otrzymał ciosu. Gdy samolot wjechał na odpowiedni pas przeżegnałam się i zamknęłam oczy. Nie lubiłam startować i lądować, okropne uczucie. Uszy ci się zatykają i wszystko się trzęsie. Po kilku minutach było po wszystkim. Odpięłam pasy i mogłam spokojnie  rozsiąść się w miękkim fotelu. Wyjęłam z torebki białą kopertę i wyciągnęłam z niej bilety. Zaczęłam się im dokładnie przyglądać. Głupek z tego mojego Louisa, ale jaki słodki głupek, pomyślałam sobie. Tak bardzo się wykosztował na mnie, ale przecież ja go o to nie prosiłam. Coś tam kiedyś bąknęłam, że chciałabym pójść na ten koncert, ale do sobie mówiłam. Myślałam, że Lou mnie wtedy nie słuchał. On jest naprawdę wyjątkowy i przy nim czuję się inaczej. Czuję, że żyję, czuję, że ktoś mnie potrzebuje i mnie kocha. Przez ostatnie dni tak nie było, czułam się nikomu nie potrzebna. Zamykałam się w swoim świecie myśląc o tym wszystkim, o tym co się stało, a co się jeszcze wydarzy. O tym co przyniesie przyszłość, czy dostanę się na wymarzone studia. Jedna myśl również przemknęła mi przez głowę. Może złożyłabym papiery na uczelnię, gdzie Louis się uczy. Tak wiem, marzę o czymś co jest nie możliwe i nie do osiągnięcia, ale wiem, że trzeba wierzyć w siebie, bo wiara czyni cuda. Jakby mi się udało, to moglibyśmy zamieszkać razem. Wiem, że moi rodzice nie byliby szczęśliwi jakby dowiedzieli się o tym, ale myślę że po kilku rozmowach i kłótniach zarazem, zgodziliby się. Mają do mnie zaufanie, a Louisa znają i wiedzą jaki jest, więc myślę, że nie było by problemu z tym. Ale jak na razie to są moje marzenia, możliwe że się spełnią, ale muszę poczekać na wyniki z matury i dowiedzieć się czy ją w ogóle zdałam. Wyniki będą ogłaszane w internecie. Każdy z uczniów dostał specjalny kod i hasło oraz stronę gdzie ma się zalogować, aby sprawdzić wyniki. Ja w tym czasie będę w Polsce i tak samo jak kilka lat temu w wakacje przed liceum siedziałyśmy z Dominiką przed laptopem i bardzo się denerwowałyśmy. Na szczęście obie zdałyśmy i dostałyśmy się do tej samej klasy. Pamiętam jak skakałam wtedy po pokoju przyjaciółki i krzyczałam, jak to się cieszę. Mam nadzieję, że tym razem będzie tak samo i tak samo będę mogła krzyczeć z radości.
Nim się spostrzegłam stewardessa informowała nas o zapinaniu pasów, bo przygotowujemy się do lądowania. Posłusznie zapięłam pasy i znowu zamknęłam oczy. Nienawidzę lądować, wtedy tak trzepie wszystkim. Gdy już było po wszystkim ludzie zaczynali wstawać i iść do wyjścia. Ja poczekałam chwilę, aż nie będzie takiego dużego tłumu i razem ze starszą panią, siedzącą obok mnie wstałyśmy i wyszłyśmy. Podziękowałam miło stewardessom, gdy zbliżałam się do wyjścia i udałam się w stronę schodów prowadzących do budynku lotniska. Kiedy byłam już w środku znalazłam swoją torbę. Gdy ją podnosiłam usłyszałam jakieś krzyki za sobą. Odwróciłam się i dostrzegłam moją przyjaciółkę trzymaną prze ochroniarzy. Nie wiedziałam o co chodzi, Domi zawsze była walnięta, ale do tego stopnia, żeby wdawać się w bójkę z ochroną? Wzięłam szybko swoją torbę i przeszłam przez drzwi prowadzące do miejsca, gdzie stoją ludzie którzy żegnają się ze swoimi bliskimi. Gdy dochodziłam do przyjaciółki, ta zrobiła dziwny myk i wyrwała się z objęć ochroniarza i pobiegła w moją stronę. Upuściłam torbę, gdy rzuciła się na mnie i zaczęła mnie tulić. Umięśniony mężczyzna szybkim krokiem podszedł w naszą stronę i już chciał złapać Domi za ramię, gdy ja mu powiedziałam, że wszystko jest w porządku. Uśmiechnął się i odszedł.
- Co ty wyprawiasz? - zapytałam, gdy przyjaciółka odkleiła się ode mnie. - Ja tu wychodzę, a ciebie trzyma jakiś fajny, umięśniony przystojniak i nagle okazuje się, że to ochroniarz.
- Nic, nie wyprawiam po prostu chciałam się z tobą przywitać już wcześniej, ale on mi powiedział, że nie mogę tam wejść. - wskazała ręką w stronę skąd właśnie wyszłam. - Bo to jest wejście, gdzie mogą przebywać tylko pasażerowie samolotów. - wytłumaczyła.
- No ja rozumiem, ale żeby od razu się z nim obściskiwać? - powiedziałam i puściłam oczko w jej kierunku.
- No wiesz co, Jo. Ja taka nie jestem. - odpowiedziała.
- Właśnie widziałam. - uśmiechnęłam się do niej. Ta tylko zgromiła mnie wzrokiem i razem ze mną wzięła torbę.
- A gdzie babcia? - zapytałam, gdy ruszyłyśmy.
- Stoi tam. - wskazała ręką w stronę, gdzie stała moja babcia. Podeszłyśmy szybkim krokiem do niej, a gdy byłyśmy już bardzo blisko puściłam torbę, a na niej położyłam kwiaty. Podbiegłam do babci i rzuciłam się jej na szyję, dosłownie. Łzy zaczęły mi płynąć po policzkach, nie mogłam się powstrzymać. Po chwili babcia odsunęła mnie od siebie i otarła moje łzy.
- Nie płacz, kochanie.
- To łzy szczęścia babciu. Tak się cieszę, że was w końcu widzę. - uśmiechnęłam się słabo.
- Więc chodźmy do domu, bo już ludzie na nas dziwnie patrzą przez twoją przyjaciółkę. - powiedziała babcia i znacząco popatrzyła się na Dominikę. Ta tylko uśmiechnęła się do niej i razem wzięłyśmy moją torbę. Wsiadłyśmy do samochodu i odjechałyśmy w stronę domu babci. Domi prowadziła, babcia siedziała obok, a ja z tyłu. Nie mogę się przyzwyczaić, że jedziemy prawą stroną. W Anglii jeździ się lewą stroną i mi było się trudno do tego przyzwyczaić, ale jakoś dałam radę.
- Jo? - zapytała babcia.
- Tak?
- Od kogo masz takie piękne kwiaty? - widziałam, jak Dominika patrzy na mnie w lusterku wstecznym i uśmiecha się.
- Od Louisa. - odpowiedziałam. Oczy przyjaciółki zrobiły się tak duże, że aż nienaturalne.
- Od twojego Louisa? - zapytała Domi.
- Tak, od mojego Louisa. Ja znam tylko jednego Louisa, a ty tym bardziej, co nie?
- No tak, ale podobno się pokłóciliście. - dodała.
- Jak to się pokłóciliście? - zapytała babcia, ona o niczym nie wiedziała.
- Już wszystko jest dobrze. - złapałam babcię za ramię, nie chciałam żeby się denerwowała.
- Na pewno?  - zapytała Domi. Kiwnęłam głową na znak zgody.
Po 30 minutach byłyśmy już pod domem. W między czasie, gdy babcia z Domi gadały sobie na przodzie, ja wysłałam smsa do rodziców i Louisa, że jestem już w Polsce i jadę do domu razem z babcią. Rodzice odpisali mi, że się cieszą, że wylądowałam szczęśliwie i , że Max mnie pozdrawia. A Lou napisał krótkie tęsknię. Dominika zaoferowała się, że pomoże mi się rozpakować, a potem pojedzie do swojego domu, który w sumie jest niedaleko zaledwie kilka ulic dalej, po czym wróci i zostanie u mnie na noc. Tak już ustaliłyśmy wcześniej, gdy ze sobą rozmawiałyśmy. Wchodząc do domu pierwsze co poczułam to ten niesamowity zapach, który przypomina i dzieciństwo. Babcia poszła do kuchni, aby przygotować dla nas obiad. Powiedziała, że miała już wszystko wcześniej przygotowane, wystarczy teraz tylko podgrzać i jeść. Natomiast ja z przyjaciółką udałyśmy się na górę, do mojego starego pokoju. Otworzyłam drzwi i zamarłam. Nic się w nim nie zmieniło. Wszystko było tak jak przed moim wyjazdem. No może po za tym, że kurze były perfekcyjnie starte. Babcia jest niesamowita. Zaczęłam się rozpakowywać. Domi mi w tym pomagała.
- To powiedz jak to było z tą waszą kłótnią? - zapytała z tym swoim przebiegłym uśmieszkiem. Oj zaczyna się.
- No była kłótnia, ale udało nam się dojść do porozumienia. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
- To dobrze. Widzę, że dał ci piękne kwiaty i to w dodatku twoje ulubione. - pokazała ręką na kwiaty włożone do wazonu, który zabrałam po drodze z kuchni.
- I nie tylko.
- Co? Dał ci coś jeszcze? - była nieźle zaskoczona. Kiwnęłam głową i podeszłam do mojej torebki. Wyjęłam z niej białą kopertę i wręczyłam przyjaciółce.Otworzyła ją i wyjęła z niej bilety. Gdy dotarło do niej co to jest otworzyła buzię ze zdziwienia.
- Niesamowity jest co nie? - zapytałam.
- Noooo. Powiem jedno, wow. Nie spodziewałam się czegoś takiego z jego strony. - powiedziała.
- A co ja mam powiedzieć? Wiesz jak mnie tym zaskoczył?
- Czyli kryzys zażegnany, a w dodatku idziecie na koncert Olly'ego. Jak ja wam zazdroszczę. - rzekła smutnym głosem.
- Możesz iść z nami jak chcesz. - odpowiedziałam wkładając spodnie do szafy.
- W Londynie? - zapytała wysokim głosem. Kiwnęłam głową.
- Możesz jechać ze mną. Poznasz Louisa osobiście, pokaże ci Londyn i nie tylko i pójdziemy razem na koncert naszego idola. Co ty na to?
- Świetny pomysł. Bardzo bym chciała poznać twojego Louisa i zwiedzić Londyn, ale nie wiem czy mi rodzice pozwolą. - rzekła smutnym głosem.
- To się ich przekona, a poza tym jest jeszcze mnóstwo czasu. - odpowiedziałam wkładając ostatnią rzecz do szafy.
- A to dla ciebie. - powiedziałam i wręczyłam przyjaciółce pięknie zapakowany pakunek, w którym znajdował się sweterek. Popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem, a ja bezgłośnie powiedziałam otwórz. Rozpakowała podarunek i zaniemówiła.
- Dziękuję Jo, śliczny jest. - powiedziała po chwili i mnie przytuliła.
- Nie ma za co. - odpowiedziałam. - Jak ja za tobą tęskniłam i za tym twoim przytulaniem. - dodałam.
- Ja też. - odpowiedziała i przymierzyła sweter. Pasował idealnie, dobrze jej w zielonym.
- Mam nadzieję, że będziesz mi go czasem pożyczać, co?
- Pewnie. - uśmiechnęła się.
- Jo! - krzyknęła babcia z dołu. - Obiad gotowy.
- Już idziemy. - odkrzyknęłam i razem z przyjaciółką udałyśmy się w stronę drzwi. Gdy znalazłyśmy się  w kuchni zobaczyłyśmy pięknie nakryty stół i moją ukochaną potrawę, czyli pierogi ruskie. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo przypomniał mi się wczorajszy dzień i mina mojej mamy, gdy zobaczyła co dla niej przygotowałam.
- Dominika zjesz z nami? - zapytała babcia.
- Bardzo chętnie, ale nie mogę. Rodzicom potrzebny jest samochód, więc muszę wracać do domu. Ale przyjadę wieczorem, dobrze? - odpowiedziała.
- Oczywiście.
- To ja cię odprowadzę. - powiedziałam i udałyśmy się do wyjścia. -Widzimy się za trzy godziny? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedziała i pocałowała w policzek. Pomachałam jej na pożegnanie i poszłam do kuchni, gdzie babcia siedziała już za stołem i czekała na mnie. Zjadłyśmy posiłek i porozmawiałyśmy jak za starych, dobrych czasów. Opowiedziałam jej o Maxie, jaki z niego mały, nieznośny szkrab, którego kocham nad życie. Babcia pytała się mnie o Louisa. Jak się poznaliśmy i jak to było z naszą kłótnią. Wytłumaczyłam jej wszystko od początku. Zrozumiała i dała mi jeszcze kilka dobrych rad dotyczących mężczyzn. Myślę, że mi się kiedyś przydadzą.
Około 19 przyjechała Domi. Była ubrana w dżinsy, białą bluzkę i zielony sweter, który dostała ode mnie. Muszę przyznać, że wygląda oszałamiająco w takim zestawie. W ręku trzymała wielką torbę. Pomyślałam, że ma tam pewnie ciuchy i kosmetyki, ale gdy znalazłyśmy się w moim pokoju i ją otworzyła to myślałam, że dostanę zawału.
- Co to jest? - zapytałam.
- Myślałaś, że będziemy tak siedzieć i tylko gadać. Trzeba się jakoś wzmocnić przed całonocną rozmową o ile wcześniej nie padniemy. - uśmiechnęła się do mnie i puściła oczko. Wyjaśniło się po co była jej taka wielka torba, na różnego rodzaju alkohole.Gdyby babcia wiedziała co my tu mamy to nie byłoby za ciekawie. Pobiegłam do kuchni po jakieś szklanki i przekąski. Z ogromną tacą udałam się na górę. Wchodząc do pokoju usłyszałam jak babcia woła do mnie dobranoc. Odpowiedziałam jej tym samym i weszłam do środka.
- To co oglądamy jakiś filmy czy gadamy? - zapytałam.
- Może najpierw się napijmy, a potem oglądniemy jakąś komedię, co ty na to?
- Pewnie. - usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa.
Po około trzech drinkach kręciło mi się w głowie. Mam bardzo słabą głowę, stwierdziłam.
- Domi?
- No.
- Wiesz co, jak ostatni raz się opiłam to wylądowałam w łóżku z Louisem. - powiedziałam i zaczęłam się chichrać. Przyjaciółka zrobiła wielkie oczy.
- Ale wy nic ten teges? - zapytała.
- No pewnie, że nie. Ja nie pamiętam nawet jak ja się znalazłam w łóżku. Na szczęście byłam ubrana, więc nic się nie stało. - odpowiedziałam.
- To dobrze. - odetchnęła z ulgą. - To co jeszcze  po jednym? - uśmiechnęła się i uniosła w górę butelkę z przeźroczystym płynem.
- Dawaj. - machnęłam ręką w jej stronę. Musimy zachowywać się cicho, ba za ścianą śpi babcia, a nie chciałabym, żeby weszła do pokoju i zobaczyła co my tak na prawdę robimy. Gdy odbierałam od niej szklankę usłyszałam znajomy dźwięk przychodzącego połączenia nadchodzący z komputera. Popatrzyłam w stronę biurka, gdzie aktualnie stał laptop i zobaczyłam na środku ekranu napis: " Louis dzwoni". Podniosłam się z podłogi, podeszłam bliżej, usiadłam na krześle i kliknęłam na zieloną słuchawkę. Po chwili ukazała mi się uśmiechnięta twarz mojego chłopaka.
- Cześć skarbie. - przywitał się.
- Cześć. - starałam się być poważna i nie dać po sobie poznać, że jestem lekko wstawiona. - Co słychać, gdzie jesteś? - zapytałam i odłożyłam szklankę na bok, tak aby nie widział.
- Nic ciekawego, tęsknię za tobą. Gdy zobaczyłem, że jesteś dostępna pomyślałem sobie, że zadzwonię. Aktualnie jestem w domu u rodziców. A co u ciebie? Jak babcia? Ucieszyła się, że przyjechałaś? - chyba nic nie zauważył, to dobrze niech tak zostanie. Uśmiechnęłam się do niego i odpowiedziałam:
- Ja też za tobą tęsknię. Fajnie, że dzwonisz, bo ktoś chciałby cię poznać. Babcia bardzo się ucieszyła, nawet rozpłakałam się na jej widok. A i powiedziała, że mam bardzo ładne kwiaty. - widziałam jak się lekko uśmiecha, gdy usłyszał ostatnie zdanie.
- A kto chce mnie poznać? - zapytał. Był ciekawy, kto to taki.
- Już momencik. - odpowiedziałam. Popatrzyłam w stronę przyjaciółki, która uśmiechała się do mnie. Kurde po niej bardziej widać, że jest pijana. Jak Louis się zorientuje to już po mnie. Może to nie najlepszy moment, aby ich sobie przedstawiać, ale zanim odwołałam wszystko Domi znalazła się przy moim boku.
- Hej Louis. - powiedziała. - Miło mi cię w końcu poznać. - dodała i zaczęła się chichrać, po czym usiadła na moich kolanach.
- Cześć Dominika. - w jego ustach tak fajnie to słyszeć, ten jego akcent. - Mnie też jest miło. - oczywiście rozmawiali po angielsku. Jak na to, że Domi jest nieźle pijana, to jej angielski nie jest zły.
- Jo? - zapytał, a ja wyłoniłam się zza pleców przyjaciółki. Kiwnęłam w jego stronę, po czym dodał: - Czy ona jest pijana?  - ojoj wpadłyśmy. Domi to wyczuła i zeszła z moich kolan.
- Dobranoc Louis. - powiedziała, po czym położyła się na łóżku i od razu zasnęła.
- Dobranoc. - odpowiedział i wrócił wzrokiem na moją twarz. - To jak?
- No troszeczkę wypiłyśmy.
- Troszeczkę? Ty też piłaś? - zapytał lekko podniesionym głosem. Znowu kłótnia? Nie, nie zniosę więcej kłótni.
- Trochę. Lou błagam nie kłóćmy się. Dawno się z nią nie widziałam i tak jakoś wyszło. - wytłumaczyłam.
- Ja nie chcę się z tobą kłócić, kochanie. - a wiec wracamy do kochanie. - Ale gdy widzę ukochaną osobę w takim stanie, to wiesz jak się czuję? - w tym momencie wytrzeźwiałam.
- Jak się czujesz? - czy na pewno chcę to wiedzieć?
- Bezradny, bo nie mogę nic zrobić w tej sytuacji.
- Ale co miałbyś zrobić? Jestem w domu, nie w jakimś klubie. Nie ma powodów, żebyś musiał się o mnie martwić. Babcia śpi za ścianą, więc jestem bezpieczna. - chciałam go jakoś uspokoić i chyba mi się to udało, bo nie patrzył już na mnie tym swoim zatroskanym wzrokiem.
- Nie wiem co miałbym zrobić, ale się o ciebie martwię, czy to takie dziwne?
- Nie to nie jest dziwne Louis. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej. Ale uwierz mi jestem cała i zdrowa. A, że się upiłam z przyjaciółką, to nic nie znaczy. Po prostu dawno się nie widziałyśmy i wypiłyśmy kilka drinków, nic się nie dzieje. I nie martw się, dobrze? - powiedziałam spokojnie.
- Dobrze. A teraz idź spać, jesteś zmęczona podróżą, a alkohol to jeszcze spotęgował.
- Ale nie gniewasz się na mnie prawda? - zapytałam.
- Nie, no pewnie, że nie. A teraz idź spać. Dobranoc kochanie. - powiedział i posłał mi buziaka.
- Dobranoc Louis. Kocham cię. - uwielbiam mu to mówić.
- Kocham cię. - odpowiedział. Rozłączyłam się. Uff, już myślałam, że będzie następna kłótnia. Na szczęście udało nam się przez to przejść bez krzyków. Zamknęłam komputer i odwróciłam się w stronę łóżka. Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Dominika leżała po środku łóżka. Nogi zwisały jej na podłogę. Podeszłam bliżej i podniosłam jej nogi i położyłam wzdłuż łóżka. Coś zaczęła gadać, ale nie zwracałam na to uwagi. Położyłam się obok niej, zgasiłam lampkę i zasnęłam.

_________________________________________________________________________________
Witajcie!
Tak wiem długo mnie tu nie było. Ale to z powodu, że nie mogłam się ostatnio na niczym skupić, bo miałam kilka problemów na głowie. Niestety nie jest za dobrze, ale nie będę się tutaj rozpisywać.
A po drugie, bo czekałam na 10 komentarzy. Długo Wam to zajęło, aby je uzbierać, na szczęście się udało i oto nowy rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i każdy kto go przeczyta skomentuje. Nie wiecie ile mi przyjemności sprawia czytanie Waszych miłych słów skierowanych do mnie. Dziękuję :)
Wszyscy się cieszycie, że nasza kochana parka wreszcie się pogodziła. Ja również :)
Większość z Was również pisze, że Louis poleci za Jo do Polski. Nie zdradzę Wam co się stanie, to będzie niespodzianka. Ale zachęcam do czytania, a wszystko się wyjaśni :)
Jeszcze jedno. Spodobał mi się komentarz pewnej osoby, a mianowicie Amore. Cała prawda zawarta w tych kilku zdaniach. Każda z nas by chciała takiego faceta :) Dzięki za komentarz :)
Dziękuję oczywiście wszystkim, którzy komentują. Tak wiem powtarzam się, ale to dzięki Wam mam motywacje do pisania, a przede wszystkim chęci, których ostatnio mi brakuje do robienia czegokolwiek.
Oczywiście jak zawsze 10 komentarzy = następny rozdział 
Mam nadzieję, że tym razem szybko je uzbieracie. A i pamiętajcie! Cieszę się z każdego nawet najmniejszego komentarza :)

Przypominam o zakładce INFORMOWANI znajdującej się na samej górze.
Jak macie jakieś pytania, niekonieczne o bloga, a na przykład o mnie to z miłą chęcią odpowiem :)
ASK lub TWITTER

Do napisania! Mam nadzieję, że szybkiego :)

10 komentarzy:

  1. PIERWSZA!!!
    nie będę się rozpisywać w tym komentarzu, bo tak powtarzałabym cały czas to sami. Blog jest świetny i podoba mi się coraz bardziej. A Louis jest naprawdę takim facetem, jakiego chciałaby każda.
    Zostaje mi tylko trzymać kciuki za 10 komentarzy.

    Xx Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa boski :)

    Cantina

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyobrażam sobie jak one musiały wyglądać pijane XD Rozdział bardzo fajny i już się nie mogę doczekać następnego Kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam nadzieję że tym razem szybciej uzbieramy te 10 komentarzy ! Hihi :D myślałam że się znowu pokłócą ale na szczęście nie uffff :)
    Życzę weny ♥
    Kinia

    OdpowiedzUsuń
  5. Awwww ^^ Jaram się tym opowiadaniem, zajebiste jest !
    Loui jest tu taki bardzo obrażalski :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Śmiesznie będzie jak sie obudzą z kacem hihi ;)

    Jula

    OdpowiedzUsuń
  7. Słodko nie moge doczekać się następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Hehe Jo pijana jaki zgon OMG.. Czekam na nn XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Zyczę wenyyyy.. Nie mogę się doczekać kolejnego wspaniałego rozdziału mam nadzieję że bedze dłuższy niż ten :) Ludzie spinajcie tyłki i komentujcie nooo bo ja chcę next XD

    OdpowiedzUsuń