poniedziałek, 25 listopada 2013

ROZDZIAŁ 39.

Gdy Louis poszedł na pokład samolotu i drzwi zostały zamknięte ja cały czas stałam i patrzyłam na nie. Nie mogłam uwierzyć, że poszedł i mnie tutaj samą zostawił. Już za nim tęsknię, a co dopiero będzie jak wrócę do domu i wejdę do pokoju, w którym spał i przypomnę sobie jak oboje leżeliśmy na łóżku, a ja mu się przypatrywałam. Nim się spostrzegłam łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, szybko otarłam je dłonią. Nie chciałam, aby ktokolwiek z ludzi znajdujących się na lotnisku zobaczył jak płaczę. Jeszcze by się pytali co się stało, a ja naprawdę nie chciałam mówić o tym, że chłopak którego bardzo mocno kocham właśnie mnie opuścił. Tok moich myśli przerwało buczenie w torebce. Szybko odnalazłam urządzenie, które wywołało tę wibrację. Odblokowałam klawiaturę w telefonie i odczytałam przychodzącą wiadomość.

Lou: Już tęsknię. Kocham Cię.  L.

Ja też za tobą tęsknie Lou i zaraz się znowu popłaczę jak będę bardziej o tobie myśleć. Schowałam telefon do torebki, nie chciałam odpisywać, bo wiem, że jakbym zaczęła pisać to nie mogłabym nic widzieć przez głupie łzy napływające do moich oczu. Zamknęłam torebkę na suwak i poszłam w stronę parkingu, a następnie do samochodu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i przytulić do poduszki, która pachniała nim. Po kilku minutach siedziałam już w samochodzie. Nie wiedziałam co mam następnie zrobić, byłam tak rozbita, że nie myślałam logicznie. Wiem, że nie powinnam w takim stanie prowadzić auta, ale jak miałam wrócić do domu? Nie miałam wyjścia. Powoli zaczęłam się uspokajać, wzięłam głęboki oddech i przekręciłam kluczyk w stacyjce, a silnik ryknął. Zapięłam pas bezpieczeństwa i w tym momencie zobaczyłam jak jakiś samolot wzbija się w powietrze. Pomyślałam, że to może być samolot, w którym siedzi Louis.
Kocham cię, szepnęłam do siebie, po czym wrzuciłam wsteczny bieg i wycofałam samochód, aby następnie wyjechać z parkingu.
O tej porze nie powinno być dużych korków, więc powinnam spokojnie w godzinkę dojechać do domu. Oczywiście był lekki korek, ale to przy wyjeździe z miasta i gdy zbliżałam się do świateł. Ale to normalne. Radio spokojnie grało, a ja cały czas myślałam o Louisie. Wiem, nie powinnam się rozpraszać, gdy jadę samochodem ale to było silniejsze ode mnie. Wyobrażałam sobie jego niebieskie oczy, piękny uśmiech i to z jaką miłością patrzył na mnie, gdy wyznawał że mi miłość. Im więcej o nim myślę, tym bardziej mi go brakuje i tęsknię coraz mocniej. Jestem twardą babką, jak to Lou powiedział i wiem że dam radę. On we mnie wierzy to ja powinnam uwierzyć w siebie.
Jechałam sobie spokojnie, byłam gdzieś w połowie drogi gdy nagle poczułam lekkie szarpnięcie. Popatrzyłam we wsteczne lusterko, ale nikogo w nim nie zobaczyłam. Pomyślałam, że może ktoś we mnie wjechał, ale tam nikogo nie było. Byłam sama na drodze, nawet z przeciwka nikt nie jechał. Po chwili znowu poczułam, tym razem mocniejsze szarpnięcie. Nie wiedziałam co się dzieje. Nagle znowu szarpnęło, po czym silnik zgasł. Zjechałam na bok i zatrzymałam się. Próbowałam go zapalić, ale się nie dało. I w tym momencie popatrzyłam na kontrolki, jedna z nim świeciła się na czerwono, a była to kontrolka wskazująca zbiornik z paliwem. Czyli mi się paliwo skończyło.
- Super. - powiedziałam do siebie. Włączyłam światła awaryjne, chociaż nie wiem po co jak i tak nikt nie przejeżdżał tą drogą, ale lepiej być ubezpieczonym. Wyjęłam telefon z torebki i zastanawiałam się do kogo tu najpierw zadzwonić. Babcia? Nie chcę jej martwić, po za tym jak ona miałaby mi pomóc? Przecież nie ma drugiego samochodu, aby po mnie przyjechać. Dominika? Tak Domi. Mam nadzieję, że jej tata jest w domu. No ale jak go może nie być skoro jest niedziela, a w niedzielę nie pracuje. Szybko wystukałam numer przyjaciółki, ale zamiast ona odebrać włączyła się poczta głosowa. Czyli Domi albo jest poza zasięgiem, albo telefon jej się rozładował. Znając moją przyjaciółkę to spodziewałabym się, że to drugie. Ona zawsze zapomina naładować telefon. Spróbuję na stacjonarny, jak tym razem nie odbierze to ja nie wiem co ja zrobię. Chyba pójdę na nogach do domu. Chociaż nie wyobrażam sobie, bo to przecież około dwadzieścia kilometrów. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam, aż któryś z domowników odbierze. Ale nic takiego nie nastąpiło. Nie ma ich w domu, czy jak? Może pojechali gdzieś odpocząć, albo coś? Nie wiem. I co ja ma teraz zrobić? Nie mam, ani kanistra żeby pójść na najbliższą stację benzynową po paliwo, ani nie ma mi kto pomóc. Wysiadłam z samochodu i stanęłam obok maski. Może ktoś będzie przejeżdżał i mnie zobaczy i mi pomoże, miejmy taką nadzieję. Przez 15 minut czekania na jakiegokolwiek kierowcę nikt taki się nie pojawił. Wkurzona wsiadłam do samochodu i czekałam, aż może mnie ktoś zje, albo porwie. Wtedy nie musiałbym się martwić jak dotrę do domu. Podciągnęłam nogi do góry, tak że stopy miałam na siedzeniu, a kolana oparte o kierownice. Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam jak ktoś podjeżdża i staje przed moim autem. Po chwili dopiero zorientowałam się, że jakiś kierowca zlitował się nade mną i mi pomoże. Podniosłam głowę i patrzyłam na tego kogoś jak wysiada z samochodu. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, tym kimś był Łukasz, rehabilitant mojej babci. Gdy mnie dostrzegł uśmiech zagościł na jego ustach. Wysiadłam z samochodu, a on podszedł do mnie.
- Cześć Jo. Jak miło cię znów widzieć. - powiedział.
- Cześć Łukasz, mi ciebie również. - odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
- Coś się stało, że siedzisz w samochodzie, który stoi na poboczu i ma włączone światła awaryjne? - zapytał.
- Zabrakło mi benzyny i nie mogę dodzwonić się do przyjaciółki, aby przyjechała i mi pomogła. - wyjaśniłam.
- Ja ci mogę pomóc. - zaoferował.
- Nie będę ci głowy zawracać. Pewnie spieszysz się do pacjenta.
- Już skończyłem pracę i chętnie ci pomogę. Mam w bagażniku kanister, możemy podjechać na stację. Nalejemy do niego paliwa, a potem wrócimy i przelejemy do baku w twoim samochodzie. - powiedział.
- No dobrze, ale ja naprawdę nie chce ci robić kłopotu Łukasz. - odpowiedziałam.
-To żaden kłopot, wręcz przyjemność. - powiedział i puścił mi oczko. Ja udając, że tego nie widziałam poszłam po torebkę leżącą na siedzeniu pasażera. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, po czym zamknęłam samochód i klucze wrzuciłam do torby. Łukasz czekał na mnie przy drzwiach od strony pasażera. Otworzył je, a ja podziękowałam cicho i wsiadłam do środka. Szybko przeszedł na drugą stronę i wślizgnął się do środka. Zapięłam pasy, a torebkę położyłam sobie na kolanach. Chłopak zrobił to samo, po czym odpalił silnik i włączył się do ruchu. Musieliśmy zawrócić, gdyż stacja benzynowa znajdowała się wcześniej.
- Jeśli mogę spytać to co robiłaś na środku drogi? Jechałaś gdzieś czy wracałaś skądś? - Łukasz wyrwał mnie z zamyślenia.
- Odwoziłam mojego chłopaka na lotnisko. - odpowiedziałam i popatrzyłam na niego. Zauważyłam jak się przebiegle uśmiechnął. Czy mam czuć się zagrożona? Wątpię, on mi nie wygląda na takiego faceta, który chciałby mi coś zrobić. Jest miły i uprzejmy, a przede wszystkim pomocny, więc wątpię aby zrobił mi coś z tych rzeczy. Ale tak siedząc i patrząc z boku na niego mogłam mu się teraz spokojnie przyjrzeć. Krótkie blond włosy zaczesane do góry. Prosty nos, pełne usta, lekki zarost. Gdybym nie miała chłopaka mogłabym spokojnie powiedzieć, że niezłe z niego ciacho. Ale jako, że kocham Louisa to tak nie powiem, bo to on jest moich jedynym, ukochanym chłopakiem.
- Myślałem, że zostanie z tobą do końca twojego pobytu tutaj. - powiedział i jednocześnie wyrwał mnie tym z zamyślenia.
- Nie, nie mógł. Wiesz studia, egzaminy i w ogóle. - wyjaśniłam i popatrzyłam przez okno.
- A co studiuje? - zapytał, a ja odwróciłam głowę i popatrzyłam na niego, przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, gdy staliśmy na światłach.
- Architekturę na uniwersytecie w Londynie. - odpowiedziałam.
- Wow. Nieźle. A planuje przyjechać tutaj jeszcze? - nie wiem o co mu chodzi, że mnie tak o Louisa wypytuje, ale coś musi być na rzeczy.
- Planuje, ale co z tego wyjdzie to nie wiem. Na razie powiedziałam mu, żeby zajął się egzaminami. A potem zobaczymy. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Chłopak wrzucił pierwszy bieg i ruszyliśmy ze skrzyżowania. Do końca naszej podróży na stację nie zapytał mnie już o Louisa, z resztą już o nic nie pytał. Siedział cicho i był skupiony na drodze. Myślę, że przetwarzał informacje, które właśnie mu przekazałam. Nie wiem po co mu one, ale jeśli coś kombinuje to ja już się boję. Chcę jak najszybciej zatankować samochód i wrócić do domu. Dowiedzieć się, że Louis doleciał cały i zdrowy i porozmawiać z rodzicami na skype.
Po dziesięciu minutach dojechaliśmy na stację. Łukasz zaparkował na boku i wysiadł z samochodu. Ja odpięłam pasy i już miałam otwierać drzwi, ale chłopak mnie ubiegł. Podziękowałam cicho i wysiadłam z samochodu. Podszedł do bagażnika i wyjął z niego duży kanister i razem ze mną poszedł zatankować go do pełna. Po drodze chciał mnie złapać za rękę, ale ja udając, że szukam czegoś w torebce nie pozwoliłam mu tego zrobić. Czy on myśli, że jak mój chłopak wyjechał i jestem sama to mogę chodzić z innymi za rękę ? Jest tak to się grubo myli, bo ja nie jestem taka. Doszliśmy do stanowiska i miły pan z obsługi napełnił nam zbiornik. Podziękowałam i poszłam do kasy, aby zapłacić. Łukasz w tym czasie wrócił do samochodu i włożył kanister na poprzednie miejsce. Po kilku minutach wróciłam do auta. Łukasz gdy zobaczył, że idę wyskoczył z niego i pobiegł otworzyć mi drzwi. Nie mówię, że to nie jest miłe czy coś, ale bez przesady umiem sobie otworzyć drzwi, nie jestem małym dzieckiem. Znowu podziękowałam cicho i wsiadłam do środka. Chłopak usiadł obok, odpalił silnik i wróciliśmy tą samą drogą do mojego samochodu.
- Nie musisz tego robić. - powiedziałam po kilku minutach ciszy panującej między nami, a przerywanej jedynie przez grającą muzykę w radiu.
- Ale czego nie muszę robić? - zapytał.
- Otwierać mi drzwi. Potrafię to zrobić. - odpowiedziałam.
- Ale dla mnie to sama przyjemność. - powiedział.
- Skoro tak to nie będę ci jej odbierać. - uśmiechnęłam się i wróciłam do patrzenia przez okno.
Po mniej niż piętnastu minutach jazdy byliśmy już na miejscu. Łukasz stanął na wcześniejszym miejscu. Odpięłam pasy i szybko wysiadłam z samochodu. Nie chciałam, aby znowu otworzył mi drzwi. Nie to, że mi to nie pasuje tylko, że nie jestem przyzwyczajona do takiego czegoś. Uśmiechnęłam się do niego, gdy podszedł bliżej mnie. Zamknął za mną drzwi i poszedł po kanister, a ja w tym czasie podeszłam do samochodu  i otworzyłam go. Wrzuciłam torebkę do środka i poszłam otworzyć bak. Przyłożyłam lejek, który Łukasz przyniósł i nalaliśmy paliwa. Gdy skończyliśmy pomogłam Łukaszowi zapakować wszystko do bagażnika.
- Dziękuję za wszystko. Nie wiem co bym zrobiła, gdybyś mi nie pomógł. Pewnie poszłabym do domu na nogach. - zaśmiałam się.
- Pewnie tak. Dobrze, że akurat tędy przejeżdżałem. - odpowiedział, po czym zamknął bagażnik.
- Super. Dziękuję jeszcze raz. - powiedziałam i skierowałam się w stronę samochodu.
- Nie ma za co. A może dałabyś mi swój numer telefonu? Może moglibyśmy się spotkać przy kawie i pogadać, co ty na to? - zapytał i podszedł bliżej mnie. Dzieliły nas tylko drzwi od strony kierowcy.
- Nie wiem czy znajdę czas na kawę w tym tygodniu. - odpowiedziałam. Nie chciałam dawać mu mojego numeru telefonu, bo nie dałby mi spokoju. A gdyby Louis się o tym dowiedział to ... nawet nie chcę o tym myśleć co mógłby zrobić. A Lou jak jest zazdrosny, to jest do wszystkiego zdolny, dosłownie.
- Jak nie w tym tygodniu to w następnym może znajdziesz czas. - nalegał.
- Wątpię. Po za tym jak wiesz ja mam chłopaka. - powiedziałam.
- No i co z tego, że masz chłopaka? - zapytał. Co? Tego już za wiele.
- To, że nie będę się umawiać z innymi. - wyjaśniłam i już miałam wsiadać do samochodu, gdy Łukasz ponownie się odezwał.
- Ale to tylko kawa. A tak po za tym, to twojego chłopaka tutaj nie ma.
- Wiem, ale jest tutaj i zawsze będzie. - powiedziałam i poklepałam miejsce po lewej stronie klatki piersiowej. - Dziękuję ci jeszcze raz i do widzenia. - dodałam z wymuszonym uśmiechem i wsiadłam do auta. Łukasz stał w miejscu z otwartą buzią i przyglądał mi się dziwnym wzrokiem. Nie mógł uwierzyć, że kocham Louisa? To jest, aż tak bardzo trudne do zrozumienia, że się kogoś kocha? A może był zdziwiony, że mu odmówiłam spotkania? Zdaje mi się, że się tego nie spodziewał. Wygląda na to, że każdą dziewczynę którą poprosił o spotkanie ta się zgadzała. To tłumaczy skąd taka jego mina. Odpaliłam silnik, po czym zapięłam pasy. Wyłączyłam światła awaryjne, uśmiechnęłam się do chłopaka, który odsunął się na bok i odjechałam. Popatrzyłam jeszcze w lusterko wsteczne i zobaczyłam, że wsiada do swojego auta, ale nie rusza z miejsca tylko podnosi dłoń do ucha, a w niej trzyma telefon. Dziwne. Skupiłam się na drodze, aby bezpiecznie dojechać do domu. Gdy skręcałam na osiedle domków jednorodzinnych usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Nie mam na razie czasu, aby odebrać. Oddzwonię jak dojadę na miejsce. Po chwili wjeżdżałam już do garażu. Wysiadłam z auta i udałam się do środka.
- Jo? To ty? - zapytała babcia, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi i ściągnęłam buty.
- Tak babciu to ja. - odpowiedziałam.
- Gdzieś ty była tyle czasu? - zapytała, gdy weszłam do salonu i usiadłam obok niej na kanapie.
- Małe problemy z samochodem. - wyjaśniłam i upiłam łyk soku pomarańczowego stojącego na stoliku.
- Coś poważnego?
- Nie, tylko brakło mi paliwa. Na szczęście, lub nieszczęście ni stąd ni zowąd pojawił się Łukasz i mi pomógł.
- To raczej szczęście. - uśmiechnęła się babcia. - A czemu nieszczęście? - dodała po chwili.
- Bo chciał mnie zaprosić na kawę.
- I co w tym takiego złego?
- To, że mam chłopaka? - zapytałam ironicznie.
- To, że masz chłopaka to nie znaczy, że nie możesz wyjść na kawę z kolegą. - powiedziała.
- Daj spokój babciu, jestem wierna Louisowi i nie będę się spotykać z innymi. Możemy skończyć ten temat? - zaproponowałam.
- Ale... - chciała jeszcze coś dodać, ale ja jej przerwałam.
- Żadnego ale babciu, nie chce o tym mówić. Idę do siebie do pokoju, zaraz pewnie będą dzwonić rodzice. - powiedziałam, po czym wstałam z kanapy. Dałam babci jeszcze całusa w policzek, żeby się nie gniewała i poszłam do siebie.
Wchodząc do pokoju od razu odpaliłam komputer. Czekając, aż urządzenie się włączy znalazłam telefon w torebce i sprawdziłam kto się do mnie przed chwilą dobijał. Pierwszą moją myślą, był Łukasz, ale w sumie skąd miałby mój numer telefonu? Chociaż wszystko jest możliwe. Odblokowałam ekran i od razu na ekranie wyskoczył mi numer osoby, która do mnie dzwoniła. Okazało się, że to nie Łukasz, co mnie bardzo ucieszyło, a Dominika. Pewnie widziała, że ja do niej dzwoniłam i teraz oddzwaniała. Wcisnęłam zieloną słuchawkę. Czekałam kilka sekund, aż usłyszałam głos przyjaciółki.
- Jo? Co się dzieje? - zapytała z niepokojem.
- A może najpierw cześć Jo, co? Nic się nie dzieje, wszystko jest ok. - odpowiedziałam i jednocześnie wpisałam hasło dostępu w komputerze.
- Ale dzwoniłaś przedtem, a ja nie odbierałam bo byłam z rodzicami u babci i telefon mi się rozładował. Co chciałaś?
- Dzwoniłam, bo mi się samochód rozkraczył na środku ulicy i myślałam, że przyjedziesz i mi pomożesz.
- Jak to ci się samochód rozkraczył? To coś poważnego? - jakbym słyszała własną babcię.
- Paliwa brakło. Ale dałam radę. - odpowiedziałam i zalogowałam się na skype.
- O to dobrze. Przepraszam, że nie odbierałam ale wiesz, że ja zawsze mam problem z naładowaniem baterii. Ale chyba nie wróciłaś na piechotę, co nie? - zapytała i słyszałam, że coś zaczęła jeść.
- Łukasz mi pomógł. - odpowiedziałam.
- Jaki Łukasz? - ah tak zapomniałam, że przyjaciółka nic nie wie o tajemniczym blondynie.
- Przyjdź do mnie na noc to wszystko ci opowiem. - zaproponowałam, bo to nie jest rozmowa na telefon, a po za tym rodzice zaraz będą dzwonić.
- Będę za piętnaście minut. - odpowiedziała. - Ale jestem ciekawa kto to taki. - no tak Domi jest najbardziej dociekliwą osobą, jaką było mi dane poznać.
- Spoko. - zgodziłam się, najwyżej poczeka, aż skończę gadać z rodzicami. Już nie chciałam kombinować.
- Pa.
- Pa. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Nie dane mi było ochłonąć po rozmowie z przyjaciółką, gdy zobaczyłam, że na ekranie komputera widnieje napis "Mama dzwoni". Uśmiechnęłam się do monitora i kliknęłam zieloną słuchawkę.
- Cześć mamuś. - prawie krzyknęłam. Taka byłam podekscytowana tą rozmową, gdy już za kilka sekund miałam zobaczyć moich rodziców i brata.
- Cześć kochanie. - odpowiedziała mi. Po chwili ich zobaczyłam. Całą trójkę. Max dumnie siedział na kolanach u taty i jak mogę się domyślać po jego brudnej buzi jadł jogurt.
- JO! - krzyknął i zaczął wiercić się na kolanach taty. Na szczęście ojciec utrzymał go w miejscu.
- Cześć szkrabie. Co tam masz? - wskazałam palcem na jego rączkę, w której trzymał kubeczek z jogurtem.
- Jogurt, chcesz trochę ? - zapytał i podsunął go bliżej ekranu. A ja już wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam i się rozpłakałam. Wiem, że ostatnio często płaczę, ale co mam na to poradzić? Początki zawsze są najtrudniejsze. Otarłam łzę spływającą po moim policzku i uśmiechnęłam się do mojej kochanej trójki.
- Pewnie. - odpowiedziałam i widziałam, że mama też miała łzy w oczach. Uśmiechnęła się tylko słabo do mnie i zapytała.
- Jak ci jest u babci?
- Dobrze. Babcia jest kochana i świetnie się mną opiekuje. - odpowiedziałam. - A u was co słychać? - zapytałam jednocześnie odwracając uwagę od siebie. Nie chciałam opowiadać o tym co się działo tutaj w ciągu trzech ostatnich dni. Mam na myśli naszą pijacką noc z Domi, przylot Louisa, jego próby na, sami wiecie na co, i nachalny rehabilitant.
- U nas też wszystko dobrze.Bardzo za tobą tęsknimy i nam ciebie brakuje. - powiedział tata.
- Mi was również. Jeszcze dzisiaj odwiozłam Louisa na lotnisko i czuję się naprawdę samotna.
- A właśnie spodobała ci się niespodzianka?
- Masz na myśli przylot Louisa? - wolałam się upewnić czy aby na pewno o to mamie chodzi.
- Tak.
- Bardzo. Chciałabym zobaczyć swoją minę, gdy weszłam do kuchni. - uśmiechnęłam się, gdy przypomniałam sobie jak weszłam tamtego ranka do kuchni i go zobaczyłam rozmawiającego z moją babcią. - Ale zaraz skąd wy wiecie o tym? - zapytałam.
- Od babci. - wyjaśnił tata. Oh tak, przecież babcia nie potrafi utrzymać swojego języka za zębami.
- Jo? A co ty masz na szyi ? - zapytała mama. Ona to zawsze musi zauważyć nawet najmniejsze szczegóły.
- Naszyjnik od Louisa. - odpowiedziałam z dumą i przysunęłam go bliżej kamerki, aby rodzice mogli mu się dokładniej przyjrzeć.
- Śliczny. - podsumowała mama.
- Zgadza się. A Lou ma taki sam, tylko że z moim imieniem. - dodałam.
- On cię naprawdę kocha Jo.
- Wiem mamuś, wiem. Ja jego również. - odpowiedziałam i się lekko zarumieniłam. Tym razem tata chciał odwrócić mamy uwagę od mojego związku, bo znając ją to jeszcze zaczęłaby się mnie wypytywać o różne sprawy.
- A wiesz, że Maxa przenieśli do innej grupy?
- Dlaczego? - zapytałam, a Max jakby wiedział, że o nim mowa zsunął się z kolan taty i poszedł się bawić samochodzikami.
- Pobił chłopczyka. - wyjaśniła mama.
- Ale jak to pobił? Dwuletnie dziecko pobiło inne dziecko? - nie mogłam tego zrozumieć, od czego są przedszkolanki?
- Podobno ten drugi chłopiec zabrał jednej dziewczynce zabawkę, a Max jak przystało na bohatera wkroczył do akcji. - powiedział tata i puścił mi oczko.
- Aaa rozumiem, czyli że Maxowi spodobała się ta niewiasta. - zaczęłam się szczerzyć do ekranu komputera. - Oj Maksio, Maksio. Nie ma mnie zaledwie trzy dni, a ty już szalejesz. - dodałam.
- Bardzo ją polubił, nawet jak jedzą to muszą siedzieć obok siebie.
- To aż tak go wzięło? Huhu.
- Na to wygląda. - odpowiedziała mama.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Dowiedziałam się, że obok nas wprowadzili się nowi sąsiedzi z córką. Rodzice powiedzieli, że jest ona w moim wieku. Nawet mnie to ucieszyło, bo przynajmniej będę miała koleżankę i może nawet się z nią bardziej zaprzyjaźnię? Kto wie? Nasza rozmowa nie trwała zbytnio długo, bo rodzice jechali jeszcze do dziadków. Nie wiem po co nie pytałam. W międzyczasie przyszła Domi. Rodzice w ogóle jej nie poznali, a Max zawstydził się i uciekł do swojego pokoju.
- Fajną masz rodzinkę. - stwierdziła przyjaciółka, gdy zakończyłam rozmowę.
- Wiem, ale trochę są zakręceni. - odpowiedziałam i wyłączyłam komputer.
- To teraz opowiedz mi kim jest ten cały Łukasz i skąd on się wziął.
Opowiedziałam jej o tym jak to wszystko się zaczęło. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że moja babcia miała wypadek. A gdy kończyłam jej opowiadać o pomocy chłopaka to podsumowała go jednym zdaniem.
- Dupek z niego.
- Dokładnie.
- Ale wiesz co? Żeby podrywać dziewczynę, której chłopak kilka minut wcześniej wyleciał do innego państwa to według mnie jest głupie i pokazuje jaki on jest pusty i zakochany w sobie.
- Zakochany w sobie? - zapytałam z uśmiechem na ustach.
- No tak. Bo pomyślał sobie pewnie, że on jest nie wiadomo kim i że polecisz na jego piękną buźkę. - wyjaśniła. A ja w tym momencie wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- A Louis co na to? Mówiłaś mu o tym? - zapytała przyjaciółka. Właśnie Louis. Powinien już wylądować w Londynie, ale dlaczego do mnie nie zadzwonił, obiecał przecież. I w tym momencie, gdy sobie o nim pomyślałam zadzwonił telefon, a na ekranie zobaczyłam uśmiechniętą buźkę mojego ukochanego.
- Cześć Lou. - przywitałam się z nim.
- Cześć skarbie. Przepraszam, że dopiero teraz dzwonię, ale najzwyczajniej w świecie zapomniałem.
- Nic się nie dzieje. To musiało być coś poważnego skoro zapomniałeś. - powiedziałam.
- To wszystko przez dziewczynki. Nie dały mi spokoju i musiałem im wszystko opowiedzieć. A teraz jestem już w domu, w swoim pokoju i mogę spokojnie zadzwonić do mojej kochanej dziewczyny. - odpowiedział. A ja, gdy usłyszałam jak mnie nazwał to normalnie się rozpłynęłam. Domi tylko przyglądała mi się z pytającym wyrazem twarzy. Pewnie zastanawiała się co takiego usłyszałam.
- To dobrze, że doleciałeś cały i zdrowy. - stwierdziłam.
- A ty dojechałaś szczęśliwie do domu? - zapytał. Już miałam mu powiedzieć, co mi się przytrafiło, ale w porę ugryzłam się w język. Nie chciałam go martwić.
- Tak.
- To dobrze. Ja już będę kończył, jestem wykończony. Położę się spać, bo muszę jutro wcześniej wstać i dojechać do Londynu na zajęcia. Kocham cię i śpij dobrze.
- Ok. Też cię kocham. Dobranoc LouLou. - powiedziałam i się rozłączyłam. Teraz, gdy wiem że Louis jest cały i zdrowy i że spokojnie doleciał, beż żadnych problemów mogę być spokojna.

_________________________________________________________________________________

Witajcie ! Oto 39 rozdział. Powiem szczerze, że nawet mi się podoba i jestem z niego zadowolona, co bardzo rzadko się zdarza. Myślę, że Wam się spodoba i skomentujecie.
Tak sobie ostatnio myślałam czy by nie założyć zakładki "Pytania do bohaterów". Mielibyście wtedy szanse zadawać pytania naszym bohaterom. Co Wy na to ? Piszcie co myślicie. A jak będzie dużo głosów na tak to zrobię taką zakładkę.
Przypominam o zakładce informowani. Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam do zakładki kontakt.
Oczywiście dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa skierowane do mnie. To mnie jeszcze bardziej motywuje do pisania kolejnych rozdziałów.

5 komentarzy:

  1. Zdjęcia niczym postarzone, w dodatku te, jakby rysy. I... bardzo ładna wieża zegarowa. A, że trafiłam tu z innego bloga. Zapraszam do siebie na bloga i wiersze filmowe

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że w tym rozdziale pojawi się Łukasz. Nie lubię gościa, ale fajnie, że wprowadzasz trochę więcej akcji w opowiadanie. Lou i Jo już za sobą tęsknią, awww....:* Ogółem, rozdział jest good i czekam NN.
    Anonimek <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaa. Jest nowy rozdział! Nie lubię łukasza, on coś knuje. A poza tym to Jo i Louis są cudownie tak jak Twój blogspot. :)))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Znałam kiedyś pewnego Łukasza i nie bardzo go lubiłam. Był nawet podobny do tego rechabilitanta.
    Rozdział jest interesujący. Jakby się nad nim dłużej zastanowić to można stwierdzić, że się rozkręcasz z pisaniem tego opowiadania. Idzie Ci coraz lepiej, co jest niesamowite bo na początku już było świetnie.
    Co do tej zakładki to nwm jakie ja bym zadała pytanie, ale może niektórzy byliby ciekawi. Oczywiście nie skreślam tego pomysłu.
    Czekam na next
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooooo jak słodkoo, ale ten Łukasz... hahahah

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń