poniedziałek, 2 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 41.

Rano obudziło mnie jakieś brzęczenie. Niechętnie otworzyłam oczy i zaczęłam szukać buczącego urządzenia. Kiedy w końcu je znalazłam przyłożyłam sobie je przed twarz. Światło bijące z niego lekko mnie oślepiło, ale gdy się przyzwyczaiłam zobaczyłam, że dzwoni do mnie pani Jay. Co ona ode mnie chce we wtorkowy poranek, pomyślałam. Mam nadzieję, że nic się nie stało. Usiadłam na łóżku, plecami oparłam się o ścianę i zanim wcisnęłam zieloną słuchawkę odchrząknęłam.
- Halo. - powiedziałam cicho do telefonu.
- Dzień dobry Jo, pewnie cię obudziłam. - odpowiedziała smutnym głosem, a ja wiedziałam że coś jest nie tak. Pani Jay nigdy nie ma takiego głosu, zawsze jest uśmiechnięta i wesoła.
- Nie, skąd już nie spałam. - nie ma to jak okłamywać matkę swojego chłopaka.
- Bo wiesz dzwonię, aby ci coś powiedzieć, coś bardzo ważnego, tylko proszę nie denerwuj się dobrze? - jak już tak zaczęła to wiedziałam, że coś się stało, coś złego.
- Pani Jay, proszę niech pani powie co się stało. - byłam coraz bardziej zdenerwowana, dłonie zaczęły mi się pocić, a skóra na głowie zaczynała mnie swędzieć.
- Jo, tylko spokojnie. - powiedziała. - Louis miał wypadek. - dodała szeptem. Czułam, że tracę grunt pod nogami, dobrze, że siedziałam na łóżku, jakbym stała to jestem pewna żebym się przewróciła. Co? Mój Louis? Mój LouLou miał wypadek? Nim się zorientowałam łzy zaczęły lecieć mi po policzkach.
- Ale jak to? Kiedy? Jak? - pytania wylatywały z moich ust jak petardy.
- Dzisiaj rano. Jechał na zajęcia i jakiś pijany idiota, przepraszam za słownictwo, wjechał w niego. - wytłumaczyła, a ja słyszałam jak głos jej się łamie.
- Ale żyje? - ledwie słyszalnie zapytałam.
- Tak, na szczęście tak, ale jego stan jest krytyczny.
- To w takim razie już tam jadę. - powiedziałam i zaczęłam wstawać z łóżka.
- Dziękuję ci Jo, Louis na pewno by chciał abyś była przy nim. - już na dobre się rozpłakała, a w słuchawce było słychać jej szloch.
- Przylecę jak najszybciej się da pani Jay. - odpowiedziałam.
- Dziękuję ci kochana. - szepnęła i  rozłączyła się. I co ja ma teraz zrobić? To jest pewne, że muszę tam lecieć, nie ma innej opcji. Muszę mieć jakiś plan. Ubrać się, dojechać na lotnisko, tylko kto mnie tam zawiezie. Moją pierwszą myślą była Domi. Nie mam czasu teraz do niej dzwonić, jak będę gotowa to do niej pobiegnę. Na razie muszę się spakować.
Wstałam szybko z łóżka, zakręciło mi się w głowie w efekcie czego upadłam z powrotem na łóżko, wylądowałam na tyłku. Po chwili udało mi się uspokoić, wstałam powoli i gdy zrobiłam krok w przód nie zauważyłam stojącego przede mną krzesła i uderzyłam w nie nogą, po czym krzesło upadło i narobiło niesamowitego hałasu.
- Jo? Co się dzieje? - zapytała babcia. Kurcze, jeszcze ją obudziłam.
- Nic babciu, przewróciłam krzesło. - odpowiedziałam i nagle babcia znalazła się w moim pokoju.
- Co ty dziecko kombinujesz? - zapytała, gdy poprawiałam krzesło do pozycji pionowej.
- Babciu, tylko się nie denerwuj dobrze?
- Mówże co się stało i dlaczego obudziłaś się tak wcześnie, jest dopiero piąta rano. - faktycznie jest jeszcze wcześnie, a za oknami już widać jak dzień budzi się do życia. Nawet tego nie zauważyłam, nie pomyślałam aby popatrzeć na zegarek, który aktualnie wskazywał 5:20.
- Dostałam telefon od mamy Louisa, że Lou miał wypadek i leży w szpitalu w stanie krytycznym. - babcia, aż musiała sobie zakryć dłonią usta. - I jadę do Anglii, teraz zaraz. - dodałam i zaczęłam się pakować.
- Ale jak to? Nie masz biletu, ani transportu aby dotrzeć na lotnisko. Usiądźmy i uspokój się w nerwach niczego dobrego nie zrobisz. - powiedziała babcia. Chciała mnie uspokoić, ale sama była zdenerwowana.
- Babciu, jak ja mam być spokojna? Mój chłopak leży w szpitalu i walczy o życie, a ja jestem tutaj zamiast być przy nim.
- Wiem kochanie, nie musisz krzyczeć. Ja wszystko rozumiem. - powiedziała spokojnie.
- Przepraszam, nie chciałam krzyczeć. - babcia podeszła do mnie i mnie mocno do siebie przytuliłam.
- Jo, obudź się. - ktoś zaczął mną potrząsać. Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą zmartwioną twarz babci. Rozejrzałam się po pokoju, wszystko było na swoim miejscu. dlaczego czuję się jakby czegoś mi brakowało? I w tym momencie przypomniałam sobie swój sen, który był taki rzeczywisty.
- Co się stało? - zapytałam i zaczęłam płakać, nie wiem dlaczego. Może dlatego, że myślałam, że to prawda? A może dlatego, że jakby coś takiego się faktycznie wydarzyło to jakaś cząstka mnie umarłaby?
- Csii, spokojnie, to tylko sen. Zły sen. - powtarzała babcia spokojnym głosem i zaczęła mnie gładzić po włosach. Otworzyłam mokre od łez oczy i faktycznie to był tylko głupi i zły sen. Popatrzyłam na babcię, która przyglądała mi się z troską wymalowaną na twarzy.
- Co się stało? - wychrypiałam ponownie i otarłam oczy dłonią.
- Krzyczałaś przez sen, a gdy wpadłam do pokoju ty rzucałaś się na łóżku. Co ci się śniło? - zapytała babcia i otarła kciukiem moje spływające po policzkach łzy.
- Ten sen był taki rzeczywisty babciu. Śniło mi się, że Louis miał wypadek i leży nieprzytomny w szpitalu w Londynie. - babcia, aż wciągnęła głośno powietrze i zaczęła mnie jeszcze mocniej do siebie tulić.
- Wszystko dobrze, to tylko zły sen kochanie. Połóż się jeszcze i spróbuj zasnąć jeszcze wcześnie. Przyniosę ci coś do picia dobrze? - zapytała babcia i wstała z mojego łóżka.
- Nie idź. Nie zostawiaj mnie tutaj samej proszę. - powiedziałam głosem nie głośniejszym od szeptu i trzymałam ją mocno za rękę nie chcąc puścić.
- Wracam za dwie minuty. - dodała, po czym wstała z łóżka i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi. Po chwili zjawiła się w moim pokoju ze szklanką wody i tabletką na uspokojenie.
- Zażyj to i popij dużą ilością wody. - nakazała. - Zostanę tutaj z tobą dopóki nie zaśniesz. Wzięłam od niej obie rzeczy trzęsącymi dłońmi, po czym połknęłam pastylkę i wypiłam całą szklankę wody. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, a babcia obok mnie, przytuliła mnie do siebie, a ja czułam, że jestem bezpieczna, gdy wiem że jest przy mnie. Zamknęłam oczy i po kilku minutach zasnęłam.


***

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. I wtedy sobie przypomniałam co się zdarzyło w nocy. Momentalnie się rozbudziłam. Szybko usiadłam na łóżku, aż głowa dała o sobie znać i poczułam pulsujący ból w całej czaszce. Złapałam się z głowę i powoli, kulistymi ruchami zaczęłam masować skronie. Pamiętam jak mama mówiła mi, żebym zawsze tak robiła, gdy czuję taki właśnie ból. Ale wracając, gdy głowa przestała mnie mniej więcej boleć, odnalazłam telefon, który leżał na biurku znajdującym się na drugim końcu pokoju. Więc, aby go dosięgnąć musiałam wstać z łóżka. Gdy stanęłam zakręciło mi się w głowie i usiadłam na łóżku. Po chwili, gdy byłam w stanie normalnie robić cokolwiek, podeszłam do biurka i usiadłam na krześle stojącym obok. Wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer do Louisa. Chciałam po prostu sprawdzić czy z nim wszytko dobrze. Gdy chciałam przyłożyć sobie telefon do ucha kątem oka spojrzałam na zegarek w telefonie. Była dopiero 9:02, więc u Louisa jest po ósmej. Mam nadzieję, że go nie obudzę, a może jest w tej chwili na zajęciach? Trudno, ja muszę do niego zadzwonić i się dowiedzieć czy wszystko jest w jak najlepszym porządku.Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Jo? - odebrał po dwóch sygnałach. Gdy usłyszałam jego zaspany głos, odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że chłopak jest cały i zdrowy.
- Cześć Louis. - odpowiedziałam cicho.
- Coś się stało, że tak wcześnie dzwonisz? Jest dopiero. - odsunął od siebie telefon. - Ósma. - dodał.
- Miałam zły sen. - szepnęłam. Wolałabym, aby się nie dowiedział o nim, ale on jest taki ciekawski, że nic się przed nim nie ukryje.
- Co ci się śniło? - zapytał już rozbudzonym głosem. Wiedziałam, że go zaciekawiłam ostatnim zdaniem, które wypowiedziałam.
- Nic strasznego. - odpowiedziałam. Taa jasne, nic strasznego. Gdyby to nie było nic strasznego to nie bałabym się spać sama w nocy i nie krzyczała przez sen. A właśnie gdzie jest babcia? Pamiętam, że spała ze mną, a teraz jej nie ma w moim pokoju ?
- Jo? Jesteś tam? - zapytał Lou i jednocześnie wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jestem, jestem. I przepraszam, że cię obudziłam.
- Nie przepraszaj i tak miałem już wstawać. To powiesz mi co ci się śniło?
- Nic straszn... - nie dane mi było skończyć zdania, bo chłopak przerwał mi i krzyknął.
- Mów!
- Śniło mi się, że miałeś wypadek i leżałeś w szpitalu w Londynie w stanie krytycznym. - wyjaśniłam i w tym momencie przypomniałam sobie ten okropny sen. Jak może się coś takiego człowiekowi śnić ? Nie wiem czy to wynika z przeżyć w ciągu dnia czy z naszych myśli czy jeszcze z czego innego.
- O matko Jo. Nic mi nie jest kochanie, jestem bezpieczny. Nie musisz się o mnie martwić. Nie wiem co się stało, że coś takiego ci się śniło, ale jest ok. - powiedział i jednocześnie trochę mnie uspokoił. Nim się zorientowałam łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Pociągnęłam nosem, a Louis od razu się odezwał.
- Nie płacz, proszę cię. Wiesz jak nie lubię, gdy płaczesz.
- Wiem przepraszam Lou. To po prostu emocje, a gdy teraz wiem, że wszystko z tobą ok, to jestem już spokojna. - odpowiedziałam i wytarłam oczy chusteczką leżącą na biurku.
- Spokojnie mała, wszystko jest dobrze. - powiedział, a ja się zaśmiałam na jego komentarz.
- Mała? - zapytałam z uśmiechem.
- Co się ze mnie śmiejesz? - zapytał i słychać było w jego głosie śmiech.
- Oj LouLou kocham cię. - szepnęłam.
- Ja też cię kocham Jo. A co tam u was słychać? - zapytał i już wiedziałam, że mam się nie martwić moim głupim snem. Opowiedziałam Louisowi o naszych wczorajszych zakupach z Dominiką. Zastanawiałam się czy wspomnieć mu o tym, że widziałyśmy Łukasza. Ostatecznie postanowiłam, że mu o tym powiem, bo nie chcę mieć przed nim żadnych tajemnic i niczego przed nim ukrywać. Nie chcę go też okłamywać, bo wiem że tego nie lubi i ja tak samo o czym on oczywiście wie. Dowiedziałam się, że zdał już jeden egzamin na piątkę. Powiedziałam mu, że jestem z niego bardzo dumna, na co odrzekł, że chyba się zarumienił. Sama się na to zarumieniłam a gdy co chwila powtarzał, że mnie kocha to wiedziałam, że jestem już tak czerwona jak pomidor, który babcia ostatnio kroiła do sałatki. Lou oczywiście zapytał się mnie kiedy będę mieć wyniki z matury na co odpowiedziałam, że w przyszłym tygodniu. Dodałam, że bardzo się boję na co chłopak mnie nieco uspokoił i poprosił mnie, że gdy tylko będę sprawdzać je na internecie mam do niego zadzwonić na skype, bo jak powiedział chce zobaczyć moją reakcję i cieszyć się ze mną z mojego sukcesu.
Gdy nasza rozmowa dobiegła końca Lou na sam koniec cmoknął w słuchawkę, co miało oznaczać, że przesyła mi buziaka i to jak bardzo mnie kocha. Odpowiedziałam mu tym samym i rozłączyłam się. Dobrze było z nim z samego rana porozmawiać i trochę się pośmiać. Wiem, że mój dzisiejszy dzień nie będzie idealny, bo po takim początku żaden dzień nie jest fajny, ale późniejsza rozmowa i zapewnienie Louisa, że wszystko gra uspokoiło mnie.
Gdy skończyłam rozmawiać z chłopakiem wzięłam kosmetyczkę i czyste rzeczy, po czym udałam się do łazienki. Nie wiem jak to się stało, że spałam w ciuchach z poprzedniego dnia. Nie wiem dlaczego się nie przebrałam wczoraj wieczorem, ani dlaczego się nie umyłam. Zasnęłam nie wiem kiedy i takie są tego skutki. Szybko umyłam całe ciało oraz włosy i wyszłam spod prysznica. Ubrałam się we wcześniej przygotowane rzeczy, a mianowicie szare, dresowe, krótkie spodenki i czarną bluzkę. Włosy wysuszyłam i postanowiłam, że zostawię je dzisiaj rozpuszczone. Wróciłam do pokoju, odłożyłam kosmetyczkę na swoje miejsce, otworzyłam jeszcze okno i pościeliłam łóżko. Następnie udałam się do kuchni, gdzie babcia już siedziała przy stole i popijała herbatę.
- Dzień dobry. - powiedziałam, po czym nalałam sobie do kubka kawy i usiadłam przy stole, obok babci.
- Dzień dobry Jo, a ty nic nie jesz? - zapytała i popatrzyła na mnie.
- Jakoś nie jestem głodna. - odpowiedziałam i pociągnęłam łyk czarnego płynu.
- Musisz coś zjeść, co ci przygotować? - powiedziała i zaczęła wstawać od stołu.
- Babciu nie wstawaj. Dobrze zjem coś, ale sama sobie zrobię. - odpowiedziałam, a babcia usiadła na swoim poprzednim miejscu i przytaknęła głową. Niechętnie wstałam i podeszłam do lodówki, z której wyciągnęłam karton z mlekiem, a z górnej szafki miskę i płatki. Nasypałam trochę płatków do miseczki i zalałam je zimnym mlekiem, muszę powiedzieć że takie są najlepsze. Wzięłam naczynie i usiadłam na swoim miejscu.
- I to mi się podoba. - stwierdziła babcia, gdy włożyłam pierwszą łyżkę do ust. Uśmiechnęłam się tylko, a babcia kontynuowała.
- Dzisiaj mam rehabilitację i miałabym do ciebie małą prośbę. - zanim coś odpowiedziałam przełknęłam resztę płatków znajdujących się w mojej buzi.
- Tak? - nie musiała dokończać, bo i tak wiedziałam o co chciała mnie poprosić.
- Mogłabyś mnie tam zawieźć? Zrozumiem jeśli odmówisz, bo możesz czuć się nie najlepiej po dzisiejszej nocy.
- Wszystko jest w porządku babciu. Rozmawiałam z Louisem i on mnie uspokoił, więc czuję się dobrze. Trochę boli mnie głowa, ale to tylko i wyłącznie z niewyspania. Napiję się kawy i mi przejdzie. - odpowiedziałam i wróciłam do jedzenia.
- To dobrze, dziękuję ci kochanie. - dodała babcia i wstała, po czym zaczęła sprzątać w kuchni.
- Babciu, a mogę cię o coś zapytać?
- Oczywiście.
- Dlaczego Łukasz nie może po ciebie wstąpić i dlaczego masz dzisiaj rehabilitację, a nie w sobotę? - oj jestem ciekawa dlaczego to Łukasz nie może wziąć po drodze babci.
- Łukasz przełożył wszystkich swoich pacjentów z soboty na dzisiaj. Powiedział, że w sobotę nie da rady, a dlaczego nie może po mnie podjechać to nie wiem, nie podał jakiegoś konkretnego powodu.
- Aha. - tylko tyle odpowiedziałam. Ciekawe dlaczego, co ma być w sobotę, że chłopak nie da rady. A może idzie gdzieś ze swoją dziewczyną? A z resztą co mnie to obchodzi? Niech sobie robi co chce, jest dorosły, tak?
Po zjedzonym śniadaniu i oczywiście narzekaniu babci, że tak mało zjadłam i moim zapewnieniu, że to w zupełności mi starczy, pobiegłam na górę do łazienki, aby umyć zęby i pomalować się. Wyglądałam strasznie, a gdyby ludzie na ulicy zobaczyli mnie w takim stanie to jestem pewna, że uciekaliby gdzie pieprz rośnie. Pomalowałam się i jeszcze przebrałam spodnie na dżinsowe, krótkie spodenki. Założyłam jeszcze trampki i tak gotowa zeszłam na dół, gdzie babcia już na mnie czekała. Wzięłam torebkę i mogłyśmy wyjść z domu. Wsiadłyśmy do samochodu stojącego na podjeździe i odjechałyśmy w stronę, którą wskazała mi babcia.


_________________________________________________________________________________
Przepraszam za taki krótki i beznadziejny rozdział, i że tak długo musieliście na niego czekać.

4 komentarze:

  1. Beznadziejny? Czemu? Jak dla mnie fajny. Strasznie mi się dłużyło czekanie na kolejny rozdział, ale dzięki temu jestem jeszcze bardziej nim podniecona :).

    Bosz...Prawie spadłam z krzesła, jak przeczytałam, że Lou miał wypadek. Na szczęście, to był tylko zły sen (uffff). No i znowu Łukasz. Btw, z mojego bardzo inteligentnego rozumowania wynika, że Łukasz miał coś ważnego, może...hmmm.... jakieś spotkanie (tak, w tym sensie :) )
    No i oczywiście czekam NN.
    Anonimek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten sen. Matko nie chciałabym mieć takiego.
    Rozdział jest świetny i nie mam pojęcia dlaczego dla Ciebie jest on beznadziejny.

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział jest świetny! Nwm czemu myślisz że jest beznadziejny i krótki. Moim zdaniem interesujący a długość odpowiednia.
    Louis i Jo są uroczy i tworzą niesamowitą parę. Mam nadzieję, że rozwiniesz myśl związaną z Łukaszem.
    Przepraszam za mój ostatni komentarz.
    Czekam na next i pozdrawiam
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest przecudowny <3 czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń