niedziela, 16 marca 2014

ROZDZIAŁ 77.

Kiedy z tatą dojechaliśmy do domu, szybko wzięłam prysznic i przebrałam się w bardziej luźne rzeczy. Miałam jeszcze lekkie zawroty głowy, po wcześniejszym pobieraniu krwi, ale to nie liczyło się w tamtej chwili. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Louisie, aby móc coś zrobić jakby coś się z nim działo. Jestem pewna, że wybudzi się z tej cholernej śpiączki, bo wiem że nie zostawiłby mnie tutaj samej, nie jest egoistą. Najbardziej szkoda mi było pani Jay. Mimo, że nie przepadałam za tą kobietą, bo wtrącała się w nasze sprawy to widziałam, że bardzo kocha Louisa i się o niego martwi. No ale pewnie każda matka, by tak zareagowała, jakby dowiedziała się, że jej dziecko miało wypadek i nie wiadomo co z nim dalej będzie. Moja mama to pewnie wyrywałaby sobie włosy z głowy, aby tylko dowiedzieć się co się ze mną, albo Maxem dzieje. To nazywa się właśnie matczyna miłość, która jest silniejsza od czegokolwiek innego.
Schodząc na dół w kuchni zastałam rodziców cicho o czymś rozmawiających. Dziwiłam się, że mama nie śpi, ale albo tata ją obudził, żeby przekonała mnie abym nie jechała o tej porze do szpitala, albo może sama się obudziła, a powodem tego byliśmy my i  nasze nocne wchodzenie do domu, jak jacyś włamywacze. Myślę, że bardziej prawdopodobna będzie ta druga wersja.
Gdy tylko rodzice mnie zobaczyli to podskoczyli z zaskoczenia. Chyba nie spodziewali się mnie w kuchni zwłaszcza o tej porze.
- Jo? Czemu ty nie śpisz dziecko? - zapytała mama wstając z krzesła barowego i podchodząc bliżej mnie.
- Jadę do szpitala. - oznajmiłam im i już chciałam wziąć kluczyki z koszyczka stojącego na blacie, ale tata mnie ubiegł zabierając je i chowając do tylnej kieszeni swoich spodni.
- Nigdzie nie jedziesz. Na pewno nie o tej porze. - powiedział tata, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Popatrzyłam na mamę, mając nadzieję na to, że chociaż ona będzie po mojej stronie i postawi się ojcu, ale się myliłam.
- Jo odpocznij. Jesteś strasznie blada. Cały dzień na nogach, do tego to wesele i jeszcze pobrali ci mnóstwo krwi. Chyba nie chcesz znaleźć się z Louisem na jednej sali, co nie? - zapytała mama. W sumie to miała racje, ale ja chciałam jechać do Louisa. Wiedziałam, że moje miejsce w tamtym momencie jest przy nim, a nie bezczynnie siedzenie w domu.
- Nie. - odpowiedziałam po chwili. - Dasz mi kluczyki, albo idę na nogach. - zwróciłam się do taty, a ten popatrzył na mnie groźnym wzrokiem, który szczerze wcale mnie nie przeraził. Powiedziałabym, że nawet dodał mi odwagi, aby mu się przeciwstawić, co wiem że nie było na miejscu, ale inaczej z nie wygram.
- Nie ma takiej opcji. - odpowiedział tata i upił łyk wody ze szklanki stojącej przed nim. Patrzyłam na niego spod przymrużonych powiek, dopóki mama nie podeszła do mnie i nie złapała mnie za ramiona. Podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Widziałam w jej oczach ból i współczucie. Wiedziałam, że zauważyła to jak ja bardzo przeżywam wypadek Louisa i to co może się z nim stać. Tego bałam się najbardziej. Bałam się, że już nigdy go nie zobaczę. Że nigdy nie spojrzę w te niebieskie tęczówki, nie usłyszę jak mówi że mnie kocha, nie będę mogła go dotknąć, nie poczuję jak jego ramiona oplatają moją talię w ciasnym uścisku. Nawet nie zorientowałam się, gdy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy i znalazłam się w ramionach mamy, która lekko mną kołysała na boki. Wtuliłam się w nią jeszcze bardziej i zaczęłam szlochać, jak małe dziecko gdy nie dostanie upragnionej zabawki.
- Wszystko będzie dobrze. Louis się obudzi ja to wiem. - szepnęła mama i ucałowała mnie w czubek głowy.
- Skąd możesz to wiedzieć? A jak się nie obudzi? - wyszeptałam między napadami płaczu.
- Obudzi się uwierz mi. Ma do kogo wracać. - mama uśmiechnęła się do mnie lekko i otarła moje mokre policzki.
- Och mamo, ja tak bardzo się boję, że go stracę.
- Nie stracisz, obiecuję ci to. - odpowiedziała i mocniej mnie objęła. Tego mi właśnie było trzeba. Matczynych ramion, w których mogłabym się skryć przed całym złem otaczającego mnie świata, który był okrutny. Po chwili poczułam jak tata obejmuje mnie z drugiej strony i wtedy poczułam się już bezpiecznie i wiem, że nic mi nie grozi. Kilka łez spłynęło po moich policzkach, ale to się nie liczyło. Ważne było to, że rodzice są zawsze obok mnie, gdy najbardziej ich potrzebuję.

***

Obudziłam się zdezorientowana. Po chwili do mojej głowy wlały się wydarzenia z poprzedniej nocy, a w zasadzie z dzisiejszej nocy. Poczułam jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy, które mimo mojego zakazu wydostały się na zewnątrz. Po kilku minutach płaczu popatrzyłam na zegarek. Dochodziła godzina 9. Kurde! Powinnam być już w szpitalu, co najmniej być tam kilka dobrych godzin, ale ja wolałam sobie smacznie spać. Nawet nie pamiętam jak dostałam się do łóżka, chyba tata mnie zaniósł po tym jak wypłakałam się rodzicom w rękaw, ale ręki nie dam sobie uciąć.
Szybko wyskoczyłam z łóżka po drodze zabierając torebkę i zaglądając jeszcze na chwilę do łazienki. I tak mimo moich prób poprawienia czegokolwiek na twarzy nie dało się nic zaradzić, więc szybko zeszłam na dół. W kuchni zastałam wszystkich członków rodziny z Maxem na czele.
- Gdzie są klucze od garbusa? - zapytałam, gdy mama chciała mnie powitać ciepłym dzień dobry.
- Sama nigdzie nie jedziesz. Na pewno nie w tym stanie. - oznajmił tata i wrócił do czytania gazety.
- Dlaczego? Dobrze się czuję i mogę prowadzić samochód, więc oddaj mi klucze do mojego auta. - starałam się nie krzyczeć ze względu na Maxa, ale im dłużej tata będzie mi czegoś zabraniał tym bardziej ja będę się denerwować i atmosfera między nami zmieni się diametralnie, więc lepiej ze mną nie zadzierać. Nie w tym momencie.
- Powtarzam, sama nie pojedziesz. - powiedział tata spokojnym głosem.
- To mnie tam zawieź. - oznajmiłam. Tata tylko wychylił głowę zza gazety i przyjrzał mi się dokładnie.
- Dobra, ale doprowadź się do porządku. - zażądał i wrócił do czytania. Co? O co mu znowu chodzi? Przecież dobrze wyglądam.
- Jo, tata ma rację Idź na górę się przebierz. - dodała mama, a ja wtedy dopiero popatrzyłam w dół, na swój ubiór. Faktycznie rodzice mieli rację, nie wyglądałam za dobrze. Poplamione spodnie jakimś nieznanym mi czymś, a do tego za duża i nieco rozciągnięta koszulka. Nie prezentowałam się za ciekawie.
- Ok za pięć minut jestem z powrotem i jedziemy. - oznajmiłam i na odchodnym pocałowałam brata w czoło, żeby sobie nie pomyślał iż o nim zapomniałam albo go ignoruję. Ten posłał mi tylko swój najpiękniejszy uśmiech na świecie. Odwzajemniłam go i pobiegłam szybko na górę.
Po dwóch minutach byłam z powrotem. Tata nie ruszył się z miejsca, a mamy nigdzie nie mogłam znaleźć.
- Gdzie mama? - zapytałam zirytowana. Myślałam, że tata będzie gotowy do jazdy ze mną do szpitala, ale widzę że nic z tego.
- W aucie, czeka na ciebie. - oznajmił nawet na mnie nie patrząc.
- Dzięki. - bąknęłam i szybkim krokiem wyszłam z domu. Mama czekała na mnie w samochodzie gotowa do jazdy. Wsiadłam do auta, zapięłam pas, a po chwili mknęłyśmy przez miasto.
Pół godziny później stałam już pod salą Louis. Mama została na korytarzu, stwierdziła że tak będzie lepiej, a ja będę mogła pobyć z Louisem sam na sam. Zaraz po przekroczeniu progu pokoju usłyszałam pikanie jakiejś aparatury. Mam tylko nadzieję, że ona nie podtrzymuje życie Louisa, a chłopak oddycha samodzielnie. Podeszłam bliżej łóżka i usiadłam na krześle stojącym obok. Wzięłam w swoje ręce dłoń Louisa i lekko ścisnęłam. Jego dłoń była dziwnie zimna, jakby nie jego. Jego dłonie zawsze były takie ciepłe, a czasem nawet gorące, gdy mnie nimi dotykał.
- Cześć Lou. - odezwałam się cichym głosem. - Jestem tutaj. Przepraszam, że wcześniej nie przyjechałam, ale miałam małe problemy z transportem, ale już jestem. - dodałam i uśmiechnęłam się. Dziwne uczucie uśmiechać się mimo całej tej tragedii, która nas spotkała. Ale wiem, że Louis by tego chciał. Chciał abym była szczęśliwa mimo, że jego przy mnie nie ma. Ale ja wiem, że jest, czuję to.
Nagle za plecami usłyszałam jak drzwi się otwierają. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam, że to pielęgniarka.
- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. - powiedziała, gdy zobaczyła moją wystraszoną minę.
- Nic nie szkodzi. - posłałam jej słaby uśmiech.
- Chciałam tylko zmienić kroplówkę pacjentowi. Możesz zostać jeśli chcesz. To nie potrwa długo. - powiedziała i zabrała się za swoją pracę.
- Oczywiście. - odpowiedziałam i wróciłam wzrokiem na twarz Louisa. Wyglądał jakby spał, jakby był pochłonięty jakimś ciekawym snem, mimo tych wszystkich rurek wystających dookoła niego.
- Czy on mnie słyszy? - zapytałam pielęgniarkę.
- Myślę, że tak. Podobno mówienie do nich bardzo pomaga im w wybudzaniu się ze śpiączek. - odpowiedziała, a ja przytaknęłam głową. Miałam zamiar do niego mówić, dużo mówić. A skoro to na serio pomaga to wiem, że warto.
- W nocy, gdy pojechałaś ze swoim tatą do domu. Louis zaczął ruszać palcami u rąk. Wszyscy myśleliśmy, że się wybudza, ale po chwili przestał. I od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Jak na razie parametry życiowe są w normie. - to mnie zaskoczyła. Czyli, że z Louisem już wszystko dobrze i chce do nas wracać. No przynajmniej mi się tak zdaje, ale co ja tam mogę wiedzieć.
- A wiadomo kiedy może się obudzić? - zapytałam.
- Nie wiadomo. Może nawet dziś, a może za tydzień. Obudzi się kiedy będzie gotowy. - oznajmiła pielęgniarka. Zabrała wszystkie rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia.
- Dziękuje. - powiedziałam, gdy była już przy drzwiach.
- Nie ma za co. Mów do niego. - wskazała na chłopaka, po czym uśmiechnęła się do mnie i wyszła. Wróciłam wzrokiem na Louisa i w myślach powtarzałam jedno zdanie: Wróć do mnie, błagam.
Skoro mam do niego dużo mówić, więc postanowiłam że tak będzie. Zaczęłam opowiadać o jakichś bzdurach, o tym co mi aktualnie przyszło na myśl. Gdzieniegdzie koloryzowałam, ale co tam. Liczyło się, że mówię do niego, a on prawdopodobnie mnie słyszy. Niekiedy nawet wybuchałam śmiechem, a gdy patrzyłam w tym momencie na twarz Louisa, wydawało mi się, że kąciki jego ust nieco się podnoszą ku górze, ale to może tylko moja wyobraźnia, albo tak bardzo chciałam żeby się obudził, że aż mi się przewidziało, co jest bardziej niż prawdopodobne. W końcu poddałam się i dałam na chwilę odpocząć moim strunom głosowym, ale tylko na chwilę. Nie skończyłam nawijać, zamierzałam jeszcze dłużej gadać do niego. Tylko na chwilę oparłam głowę o moje skrzyżowane ręce dotykając ich czołem. Tylko na chwilę zamknęłam oczy i chyba odpłynęłam.
Nagle poczułam jak ktoś głaszcze mnie po włosach. Był to znajomy dotyk. O Boże Louis! Szybko podniosłam głowę i popatrzyłam na jego twarz, ale nadal miał zamknięte oczy. Odwróciłam się za siebie, ale nikogo tam nie było, byłam sama w sali z chłopakiem, więc skąd ten dotyk? Mogłam przysiąc, że to był dotyk Louisa, byłam tego pewna. A może ja dalej śpię? Wróciłam więc do swojej poprzedniej pozycji, a w myślach cały czas powtarzałam sobie, aby Louis się obudził i wrócił do mnie. Zamknęłam na chwilę oczy, dosłownie na chwilę, ale zaraz znowu poczułam ten znany mi dotyk. Co do cholery się ze mną dzieje? Gwałtownie podniosłam głowę i wtedy dostrzegłam te niebieskie tęczówki patrzące na mnie.
- Louis! - krzyknęłam i zerwałam się z krzesła.
- Jo. - wychrypiał.
- Louis. - szepnęłam i przywarłam do niego ustami. - Mój Lou. - powtórzyłam ze łzami w oczach.
- Wody, daj mi wody proszę. - szepnął ledwo słyszalnym głosem w moją stronę.
- Oczywiście Lou, już idę po pielęgniarkę. - powiedziałam i puściłam jego dłoń, którą cały czas trzymałam w mocnym uścisku.
- Nie zostawiaj mnie.
- Zaraz wracam. - cmoknęłam go szybko w policzek i pobiegłam do pokoju pielęgniarek.
- Louis się obudził. - powiedziałam, gdy wpadłam jak burza do ich pokoju. - I chce wody. - dodałam. Młoda pielęgniarka, która kilka godzin wcześniej zmieniała Louisowi kroplówkę wstała zza biurka i szybkim krokiem poszła razem ze mną do sali chłopaka. Po drodze poprosiła swoją koleżankę, aby wezwała lekarza prowadzącego.
- Dobry wieczór, jak się czujesz? - zapytała chłopaka zaraz po tym jak weszłyśmy do sali.
- Pić mi się chce. - odpowiedział Louis, już mnie skrzeczącym głosem niż wcześniej i wyciągnął dłoń w moją stronę. Ujęłam ją i usadowiłam się na krzesełku.
- Zaraz przyniosę ci wodę, ale pozwól że teraz sprawdzę czy wszystko z tobą dobrze. - powiedziała, a Louis pokiwał głową. Przez cały ten czas nie puszczał mojej dłoni, a ja nie mogłam napatrzeć się na niego. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda, a nie sen. Louis żyje.
- Niech mnie ktoś uszczypnie, bo inaczej nie uwierzę. - powiedziałam, gdy pielęgniarka wyszła po wodę dla chłopaka. Lou puścił moją dłoń i uszczypnął mnie w nadgarstek. Podskoczyłam lekko na krześle, a na mojej skórze zaczęła formować się gęsia skórka.
- Jo żyję i nic mi nie jest. Jak widzisz mam tylko złamaną nogę  i rękę, ale ogólnie czuję się świetnie, naprawdę. - powiedział, a ja nie mogłam dłużej się powstrzymać. Wstałam z krzesła, po czym nachyliłam się nad nim i pocałowałam w samiutkie usta. Jak ja bardzo za nim tęskniłam.
- Widzę, że nasz pacjent czuje się już znacznie lepiej. - powiedział lekarz wchodząc do sali, a my z Louisem od razu od siebie odskoczyliśmy. Ja lekko zaczerwieniona, a on w ogóle nie speszony całą tą sytuacją i nawet powiedziałabym, że rozbawiony.
- Bardzo dobrze. Fajnie jest wrócić do żywych. - powiedział Louis, a lekarz zaśmiał się na jego komentarz. Podczas, gdy doktor badał Louisa. Zadawał mu jakieś dziwne i nietypowe pytania, ja siedziałam cicho i przypatrywałam się im. W międzyczasie pielęgniarka przyniosła wodę w dzbanku. Nalała trochę do szklanki i podała ją Louisowi, po czym wyszła. Gdy doktor skończył badanie chłopaka nakazał mu się teraz trochę przespać patrząc przy tym na mnie. Chyba przez to spojrzenie chciał powiedzieć, abym również poszła się przespać, albo chociaż wróciła do domu, gdy Lou będzie spał. Ale nie ma takiej opcji, żebym go teraz zostawiła. Za bardzo się bałam, że go stracę, żebym go teraz tak po prostu zostawiła. Po kilku minutach od wyjścia lekarza do sali wparowała pani Jay z moją mamą. Właśnie, gdzie one wcześniej były? Nie widziałam ich.
- Louis, kochanie. - powiedziała pani Jay i podeszła bliżej łóżka syna. Przytuliła go do siebie, a on objął ją zdrową ręką i gładził powoli plecy. - Tak bardzo się bałam. - zaszlochała.
- Wszystko ze mną dobrze mamo. - odpowiedział, gdy pani Jay odsunęła się od niego.
- Tak bardzo się bałam. - powtórzyła kobieta i usiadła na krześle po drugiej stronie łóżka.
- Wiem. Ale patrz na mnie żyję. - powiedział z uśmiechem, ale w jego oczach widziałam łzy, łzy szczęścia.
- Widzę kochanie. Tak bardzo wszyscy się o ciebie baliśmy. Jo, ja, tata. Nawet sobie nie wyobrażasz. - powiedziała pani Jay, a ja przytaknęłam gdy Lou popatrzył na mnie.
- Wiesz, że nawet oddała dla ciebie mnóstwo krwi? - dodała pani Jay, a Louis otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Naprawdę? - zapytał i spojrzał najpierw na swoją mamę, a potem na mnie.
- Tak. Straciłeś dużo krwi, a gdy lekarz nam o tym powiedział Jo zaoferowała się, że odda ci trochę swojej. A okazało się, że akurat macie tą samą grupę krwi. - wyjaśniła pani Jay, a Lou wyciągnął do mnie rękę, a gdy chwyciłam ją w swoją przyciągnął mnie do siebie, nachylił się w moją stronę i długo pocałował.
- Dziękuję. - powiedział wprost do moich ust, gdy oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnęłam się i lekko zarumieniłam, bo pocałowaliśmy się na oczach naszych mam. Cmoknęłam go ostatni raz w usta i odsunęłam się od niego. Popatrzyłam niepewnie na moją mamę i panią Jay, a te miały łzy w oczach i co najlepsze ogromne uśmiechy na ustach. Miło jest widzieć je takie, a nie całe zapłakane i smutne.
- Powinieneś się przespać Louis. - powiedziała pani Jay wstając z krzesła. Nachyliła się nad synem i cmoknęła go w czoło.
- Nie idźcie jeszcze proszę. - poprosił chłopak, ale pani Jay powiedziała za nas wszystkie.
- Musisz odpocząć Lou. Przyjedziemy jutro rano, poza tym musisz się przygotować na odwiedziny twoich sióstr.
- I Maxa. - dodała moja mama, a ja uśmiechnęłam się na wspomnienie mojego brata, gdy tylko zobaczy Louisa.
- Właśnie i tego małego wariata Maxa, więc lepiej się wyśpij. - powiedziała i jeszcze raz cmoknęła go w czoło i skierowała się do wyjścia razem z moją mamą. Ja jeszcze chwilę zostałam w sali, aby pożegnać się chłopakiem. Nie chciałam iść, ale wiedziałam że nic tu po mnie jak Louis będzie spał, a ja sama padam na twarz i przyda mi się trochę snu.
- Dziękuję ci Jo. - powiedział Lou, gdy zostaliśmy sami.
- Ależ nie ma za co. Dla ciebie wszystko. - odpowiedziałam.
- Ile spałaś w nocy? - zapytał ni stąd ni zowąd.
- Nie wiem, ale krótko. Aż tak to widać?  - pokiwał tylko głową, po czym powiedział.
- Powinnaś jechać do domu i się przespać.
- Nie chce. - odpowiedziałam.
- Ale ja chcę, zrób to dla mnie. - poprosił, a ja nie chciałam się z nim dłużej spierać i tylko kiwnęłam głową, na znak że się zgadzam. Ostatni raz dałam mu buziaka w usta, po czym odwróciłam się ruszyłam w stronę drzwi.
- Jo? - zapytał Louis, gdy już miałam otwierać drzwi.
- Tak?
- Kocham cię. - powiedział, a mi prawie serce wyskoczyło z piersi.
- Ja ciebie też Lou. Dobranoc. - odpowiedziałam, posłałam mu jeszcze całusa w powietrzu i wyszłam z sali. Nie myślałam, że Louis się dziś obudzi. Spodziewałabym się, że nastąpi to za jakieś kilka dni, a tu proszę tak mnie zaskoczył. Jestem bardzo szczęśliwa, choć nie widać tego po mnie. Ale też zmęczona. Chyba Louis miał rację, muszę się przespać i to koniecznie. Wiem, że wrócę tu jutro. Wiem to.

_________________________________________________________________________________
Nie wiem co mi się dziś stało, ale usiadłam do komputera włączyłam bloggera i zaczęłam pisać rozdział. Czy to aby powrót weny? Chyba tak, poproszę więcej takich dni jak dziś :)
W ogóle to co u Was? U mnie tak wieje, że boję się że mnie porwie jak wyjdę z domu. Na szczęście nie ma śniegu z czego się cieszę, bo go nie znoszę. Nie ma to jak lato, albo chociaż wiosna. Kocham wiosnę, bo wszystko budzi się do życia. A Wy jaką porę roku uwielbiacie i dlaczego? Wiem głupie pytanie, ale nie mam o czym tu napisać, więc zadaję głupie pytania :) Pewnie pomyślicie sobie o mnie, że jestem jakaś nienormalna pytając Was o to, ale przysięgam nic nie brałam, ani nie piłam. Ostatnio mam dobry humor, bo wreszcie mi się wszystko w życiu układa i czuję się świetnie :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba i go skomentujecie, bo uwielbiam czytać Wasze komentarze :)
To co życzę wszystkim miłego tygodnia i do następnego :)

8 komentarzy:

  1. Awwww...megaa .. i teraz tylko czekac co tam na wymyslasz xd jaa tam wiosne lubie najbardziej

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że się obudzi :)

    A tak ogólnie to wariatka z Ciebie, na pewno nic nie brałaś ? Hahaha
    Jeżeli chodzi o porę roku to zdecydowanie lato. <3 Słońce, plaża i te sprawy :)
    U mnie też mega wieje, wczoraj to nawet prądu przez pół dnia nie miałam :c

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział awwwwww Louis się obudził <3 fajnie piszesz czekam na więcej pozdrawiam i życzę weny xoxo ~ Misia

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział oby tak dalej bo u mnie brak weny do pisania.Dobrze,że mam trzy rozdziały w zapasie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny jak zawsze . Czekam na następny :) .

    OdpowiedzUsuń
  6. W sobotę koleżanka przesłała mi linka do twojego bloga . Mogę powiedzieć że jest jednym z lepszych które czytam :)
    Życzę weny :) :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak to się mówi: nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Ja uwielbiam lato, bo jest ciepło, można odpocząć i korzystać ze zbiorowej głupawki.
    Co do rozdziału to cieszę się że Lou teraz się obudził, bo byłoby ciut nudne słuchanie (czytanie), że Jo się o niego martwi i że śpi i takie rzeczy. Troche to smutne, że ma złamane 2 kończyny, ale lepiej z wypadku to by się chyba wyjść nie dało.
    Weny weny and again weny
    Ola

    OdpowiedzUsuń