piątek, 21 marca 2014

ROZDZIAŁ 79.

Dwa tygodnie później 


Dziś jadę z Louisem do lekarza, aby ściągnęli mu gips. Chłopak cieszy się z tego, bo jak mówi "w końcu pozbędę się tego cholerstwa". W sumie mu się nie dziwię, bo musi być to uciążliwe noszenie na sobie kilku kilogramów więcej.
Cała rodzina i najbliżsi znajomi podpisali się mu na nim, więc jeśli lekarz pozwoli Lou weźmie sobie "kolorowy" gips na pamiątkę.
Podjechałam pod dom chłopaka i gdy tylko zamknęłam samochód drzwi od domu się otworzyły, a w nich stanęłam uśmiechnięta, z resztą jak zawsze na mój widok, pani Jay. Coś mi się zdaje, że wypatrywała mnie przez kuchenne okienko.
- Dzień dobry słonko. - przywitała się ze mną, na co ja uśmiechnęłam się do niej promiennie i uściskałam ją.
Weszłam za kobietą do domu, po czym skierowałyśmy się do kuchni. Za stołem siedział Louis. Ubrany cały na czarno, a zamiast swoich nieodłącznych dżinsów założył krótkie, dresowe spodnie do kolana.
- Hej. - przywitałam się z nim i usiadłam obok.
-Cześć. - odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
- Dziękuje, że po mnie przyjechałaś. - powiedział.
- Nie ma za co. Ale wiesz co? - zapytałam, a chłopak pokazał brodą, abym kontynuowała. - Myślę, że powinieneś się ogolić, bo kłujesz. - dodałam i potarłam sobie policzek dłonią.
- Właśnie mówiłam mu to samo, bo wygląda okropnie. - wtrąciła pani Jay stojąca przy blacie kuchennym i coś przygotowująca.
- Dzięki mamo, właśnie mnie kompromitujesz przy mojej dziewczynie.
- Jo napijesz się czegoś? - zapytała pani Jay ignorując chłopaka.
- Właśnie słuchaj swojej mamy, bo dobrze gada. - powiedziałam i szturchnęłam Louisa w ramię. Ten tylko przewrócił oczami, a ja odpowiedziałam. - Chętnie. - pani Jay zachichotała, po czym zabrała się za przygotowywanie dla mnie napoju.
- Zdenerwowany? - zapytałam, gdy zostaliśmy sami w kuchni, bo mama chłopaka poszła na górę.
- Trochę. - odpowiedział i złapał mnie za rękę spoczywającą na moim udzie.
- Nie denerwuj się, będę cię trzymać za rękę. - zapewniłam go, a ten od razu się uśmiechnął.


30 minut później byliśmy w drodze do szpitala. Widziałam jak Louis się denerwuje. W sumie nie było czym, przecież to tylko ściągnięcie gipsu. To nie będzie bolało. Gdy staliśmy na skrzyżowaniu w małym korku spowodowanym przez sygnalizację świetlną zapytałam.
- Co ty na to, abyśmy pojechali dziś do naszego mieszkania? Zobaczyłbyś jak wszystko urządziłam. - Lou odwrócił głowę w moją stronę i popatrzył na mnie zamyślonym wzrokiem. Kiwnął głową i wrócił do obserwowania innych przez okno.
- Lou co jest? - zapytałam, gdy ruszyliśmy. - Powiedz mi, proszę. - poprosiłam.
- Po prostu się boję Jo. Nigdy w życiu nic nie miałem złamanego, a teraz mam dwie kończyny złamane. A w dodatku będę musiał chodzić na rehabilitację. Wiesz jakie to jest straszne? Nie będę mógł grać w piłkę nożną, nie będę mógł jeździć samochodem, ani nawet bawić się z moimi siostrami. - wyjaśnił, a ja już wiedziałam co go tak trapi. Odkąd pamiętam Louis zawsze coś robił. On nienawidzi siedzieć bezczynnie na tyłku i nic nie robić. Dla niego nawet oglądanie filmu jest nudne, bo tylko siedzisz i patrzysz w ekran.
- Ale to tylko kilka tygodni, później wrócisz do formy i wszystko będzie w normie. - powiedziałam spokojnym głosem, aby nieco go do tego przekonać i dodać otuchy.
- Wiem Jo, ale pomyśl ile wysiłku będę musiał w to włożyć aby wrócić do normalnego stanu przed wypadkiem. - powiedział i popatrzył na mnie smutnymi oczami. A mi się serce krajało.
- To wszystko moja wina. - szepnęłam, gdy zaparkowałam na wolnym miejscu pod szpitalem.
- Co? To nie twoja wina Jo.
- Moja. Gdybyś ze mną nie pojechał na ten ślub nic by się nie stało. - powiedziałam i spuściłam głowę.
- Hej, popatrz na mnie. - szepnął Lou i wziął mój podbródek i odwrócił głowę w swoją stronę. - To nie twoja wina. Świetnie się bawiłem i naprawdę bym to powtórzył, ale jakbyś była tam ze mną. - dodał.
- Och Louis. Nawet nie wiesz co ja potem przeżywałam. - powiedziałam cicho, a Lou odpiął swój i mój pas i przytulił mnie do siebie.
- Cicho maleńka. Już wszystko jest dobrze. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram. - nie wiem jak, ale te słowa mnie uspokoiły. Naprawdę nie wiem co bym zrobiła jakby Louisa zabrakło.
- Chodźmy już do tego szpitala, bo inni nie będą na mnie czekać. - powiedziałam, gdy odkleiłam się od chłopaka, a ten tylko zaśmiał się ze mnie i otworzył drzwi. Wyjęłam z bagażnika kulę i podałam ją Louisowi. Pomogłam mu również wysiąść z auta, na co usłyszałam niezadowolone jęknięcie z jego strony, oznaczające że on sam sobie poradzi. Wiem, że to trudne dla niego, bo zawsze był samowystarczalny i nie potrzebował pomocy, ale są w życiu takie sytuacje gdy musisz się poddać chwili i ją po prostu przyjąć.
Weszliśmy do szpitala i od razu udaliśmy się do pokoju lekarza Louisa. Chłopak miał umówioną wcześniej wizytę, więc nie musieliśmy długo czekać, bo praktycznie nikogo nie było na korytarzu, co jest nieco dziwne bo to przecież szpital.
- Dzień dobry Louis. - powiedział lekarz, gdy wyszedł ze swojego gabinetu, a my akurat usiedliśmy na ławce stojącej przed nim.
- Dzień dobry panie doktorze. - zwrócił się do niego Lou i uścisnął mu dłoń.
- Gotowy? - zapytał z uśmiechem, a Lou kiwnął tylko głową. Denerwował się, widziałam to. - Zaraz przyjdzie pielęgniarka i przygotuje cię do zabiegu. - dodał, po czym zwrócił się do mnie. - Ty również możesz wejść, jeśli będziesz chciała. - kiwnęłam tylko głową, że się zgadzam i że zrozumiałam.
Po kilku minutach przyszła młoda i bardzo ładna pielęgniarka. Na moje oko miała około 22 lat. Pewnie dopiero co skończyła studia.
- Dzień dobry jestem Abby, proszę możesz wejść ze mną do gabinetu. - powiedziała, po czym otworzyła drzwi i czekała, aż Louis się tam "wtoczy". Ja oczywiście jak obiecałam chłopakowi ruszyłam za nim, ale pielęgniarka zatrzymała mnie w progu.
- Niestety siostra nie może wejść. - co?
- Ja jestem jego dziewczyną. - sprostowałam.
- W takim razie dziewczyna nie może wejść. Pacjent czułby się nieswojo, gdyby ktoś jeszcze był z nami w pokoju. - oznajmiła i już chciała mi zamknąć drzwi przed nosem, ale zatrzymałam je jedną ręką.
- Lekarz powiedział, że mogę wejść więc proszę mnie wpuścić. - powiedziałam nieco głośniej. - Poza tym Lou na pewno by chciał abym była, prawda? - zapytałam chłopaka jak patrzył na nas dwie i nic się nie odezwał. Obie popatrzyłyśmy na niego, a on tylko kiwnął głową.
- Dobrze w takim razie proszę bardzo. - powiedziała Abby z niechęcią i wpuściła mnie do środka. No to jest już szczyt chamstwa, mówisz jej że lekarz pozwolił ci wejść, a ta jeszcze coś takiego robi. No chora kobieta po prostu. Idź się lecz, nie masz daleko. Na drugim piętrze jest zakład dla obłąkanych, myślę że znalazłoby się miejsce dla ciebie. Boże o czym ja myślę?
Usiadłam na krześle stojącym naprzeciw biurka lekarza, a Louis na łóżku zakrytym białą, cienką płachtą. Przez cały czas, gdy pielęgniarka zajmowała się Louisem ja przypatrywałam się jej z uwagą.Chciałam dać jej do zrozumienia, że cały czas tutaj jestem i jej najmniej stosowny ruch wymierzony w stronę Louisa będzie oznaczał mój atak na jej osobę. Więc niech się mnie obawia, jakby tak przez przypadek...
- Witam ponownie. - moje myśli na tema,t jakby tu pokonać tą kobietę przerwał lekarz wchodzący właśnie do gabinetu. Zmarszczył brwi na mój widok. Mam nadzieję, że nie zastanawiał się co ja tutaj robię, tylko zdziwił go mój wyraz twarzy.
- To co, do roboty. - oznajmił lekarz i potarł dłonie.
- Jo? - zapytał spanikowanym głosem Louis. Szybko wstałam z krzesła i podeszłam do niego. Pielęgniarka popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, jakby chciała zapytać: "Co ty robisz głupia dziewczyno?". Ale ja zignorowałam ją i usiadłam obok chłopaka na kozetce. Złapał mnie szybko za rękę i ścisnął.
Po 20 minutach było po. Nie polała się ani kropla krwi, a Louis był "wolny" od ciążących kilogramów.
- No widzisz? Nie było, aż tak źle. - zaśmiałam się z Louisa, gdy zostaliśmy sami z lekarzem w gabinecie. Okropna pielęgniarka sobie gdzieś poszła, myślę że musi być nieźle zmęczona swoją p racą skoro tak odnosi się do swoich pacjentów, ale nie wnikam w to. Dobrze, że sobie gdzieś poszła, a ja nie muszę na nią patrzeć i przebywać w jej towarzystwie.
Lekarz wystawił Louisowi receptę na jakieś leki i specjalne maści. Ustalili też wizyty rehabilitacji. Dwa razy w tygodniu przez cztery tygodnie. Więc myślę, że aż tak strasznie nie będzie, to tylko miesiąc. A jak rehabilitacja przez ten czas nie pomoże to dodadzą jeszcze kilka wizyt. Doktor Sight ma się zając Louisem. Lekarz nie powiedział imienia tej osoby, ale mam nadzieję że to będzie jakiś starszy mężczyzna, bo młodej i atrakcyjnej pani doktor bym chyba nie zniosła. Jakby tak miała dotykać mojego Louisa. Nie wiem co bym wtedy zrobiła. Pewnie siedziałabym jak na szpilkach przed gabinetem i obgryzała paznokcie z nerwów albo co gorsza...
- Jo możemy w końcu jechać? - zapytał Louis, a ja dopiero teraz zorientowałam się że siedzimy w aucie. Nawet nie wiem jak się tutaj znaleźliśmy, byłam tak zamroczona że robiłam wszystko automatycznie.
- Wszystko w porządku? - zapytał Lou.
- Taa, jest ok. - mruknęłam i odpaliłam samochód. Zapięłam pas i wyjechałam z parkingu.
- O czym myślałaś? Słowem się do mnie nie odezwałaś odkąd wyszliśmy z gabinetu. Co jest? - zapytał.
- Po prostu myślałam o tym czy spodoba ci się to zrobiłam w naszym mieszkaniu i tyle. - odpowiedziałam i wyjechałam na główną ulicę.
- Nie kłam. Znam cię na tyle dobrze, aby zorientować się kiedy kłamiesz. Więc mów prawdę. - powiedział, a mnie zatkało. Dobry jest.
- Daj spokój, próbuję skupić się na drodze. Chyba nie chcesz znowu mieć czegoś w gipsie, co nie? - zaśmiałam się nerwowo, ale mam nadzieję, że to zakończy ten niezręczny temat, którego nie chciałabym dalej ciągnąć.
- Nie chcesz to nie mów i tak to z ciebie wyciągnę. - dodał i wrócił do patrzenia się przez okno. Już się boje pomyśleć co on tym razem wymyśli.
Po drodze wstąpiliśmy do apteki po leki i maść, a potem od razu do mieszkania. Louis nieco kuśtykał, ale na szczęście mógł już chodzić sam. Widziałam uśmiech na jego ustach, gdy wysiadł sam z auta, bez mojej pomocy i mógł sam ustać, bez pomocy kuli. Jestem z niego taka dumna, że dał radę.
Zamknęłam garbusa i podeszłam do chłopaka. Złapałam go w talii, nie dlatego żeby mu pomóc, no dobra może troszeczkę, ale też żeby być jak najbliżej niego. Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym weszliśmy do środka. Znalazłam w torebce klucze i otworzyłam drzwi. Lou przepuścił mnie w drzwiach, a następnie wszedł za mną.
W salonie nic nie zmieniłam, zostawiłam go takim jaki był wcześniej, bo mi się podobał, a w zasadzie nie było co w nim zmieniać. W kuchni tak samo, no może w szafkach przybyło kilka kubków, czy talerzy, a w szufladach sztućców, więc za dużo się nie zmieniło.
- Bardzo ładnie tu urządziłaś. - skomentował Louis, gdy weszliśmy i zaczął rozglądać się po wnętrzu.
- Tylko, że ja tu nic nie zmieniłam. - odpowiedziałam smutno.
- Och, ale mówiłaś że ... - nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Tak, ale chodziło mi o takie drobne rzeczy, a nie że od razu będę przemeblowywać czy malować ściany.
- Rozumiem, więc co pozmieniałaś?
- Jezu nic nie pozmieniałam. Kupiłam kilka najpotrzebniejszych rzeczy. - odpowiedziałam wymachując rękoma.
- Dobra nie gorączkuj się tak. Co się z tobą dziś dzieje? Raz jesteś wesoła, potem zamknięta w sobie, a teraz poddenerwowana. - powiedział, a ja nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
- Bo ty jesteś taki ... nie wiem jak to powiedzieć. Taki inny.
- Inny? - zapytał i stanął naprzeciw mnie.
- No tak. U lekarza byłeś taki zdenerwowany, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Zawsze jesteś taki uśmiechnięty i pełen życia, a tam to byłeś taki dziwny i nie swój. Jakby nie ty Lou. - wyjaśniłam, a on położył obie dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie, także nasze klatki piersiowe się dotykały.
- Bo byłem zestresowany. Myślałem, że to będzie bolało, a jednak się myliłem. Nie przejmuj się tym, proszę. Jesteśmy tutaj teraz. A w dodatku sami. Nikt nam nie przeszkodzi, więc co ty na to abyśmy zwiedzili sypialnię? - zapytał uwodzicielskim głosem i zaczął podciągać moją koszulkę w górę, a ja przypomniałam sobie coś w tamtej chwili.
- Właśnie, muszę ci pokazać naszą nową pościel. Kupiłam taką jasną fioletową, ale jak ci się nie spodoba mogę oddać ja moim rodzicom i możemy kupić nową. - powiedziałam szybko jednocześnie wyrywając się z jego objęć i poszłam w stronę sypialni. Lou za chwilę do mnie dołączył. Wyjęłam trzęsącymi się rękoma z komody zapakowany jeszcze komplet pościeli i podeszłam do chłopaka stojącego w progu.
- Podoba ci się? - zapytałam i uniosłam dłonie w górę.
- Bardzo. - odpowiedział patrząc mi cały czas prosto w oczy.
- Lou, ale nawet nie spojrzałeś. - zamarudziłam. - Myślałam, że będziesz się cie... - nie dokończyłam, bo Lou zamknął moje usta pocałunkiem. Wyrwał mi pakunek z rąk i rzucił na ziemię. Odbił się od podłogi z wielkim hukiem, aż podskoczyłam. Chłopak objął mnie w talii i zaczął iść przed siebie prowadząc mnie ostrożnie w tył.  Nagle poczułam brzeg łóżka, a Lou odsunął się ode mnie. Ściągnął ze mnie koszulkę i swoją również, po czym rzucił je na podłogę.
- Lou? Co ty robisz? - zapytałam pomiędzy pocałunkami.
- Ciii. - mruknął tylko, po czym wziął mnie na ręce i położył na łóżku i za chwilę do mnie dołączył. Oparł się łokciami po obu stronach mojej głowy i zaczął mnie całować. Zjeżdżał pocałunkami niżej, a ja zaczęłam się pod nim wić. Sprawiał, że czułam się tak dobrze, czułam że jestem kochana i chciana. Wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam ciągnąć. Z gardła chłopaka wyleciał niski, gardłowy jęk na co się uśmiechnęłam i nie przestawałam wykonywać swoich ruchów. Poczułam jak palce chłopaka znajdują się przy moim rozporku. Podniósł się, popatrzył na mnie, posłał uśmiech, a następnie wrócił wzrokiem na dolne partie mojego ciała. Ściągnął ze mnie spodnie, a te dołączyły do naszych koszulek leżących na podłodze. I takim oto sposobem leżałam na łóżku w samej bieliźnie. Nie wstydziłam się, ani trochę, nie Louisa. Po chwili nasze oczy się spotkały, a chłopak patrzył na mnie i niemo pytał o zgodę. Kiwnęłam głową i po chwili poczułam jak wsuwa za tasiemkę moich majtek swój palec i dotyka mojego najbardziej wrażliwego miejsca w całym moim ciele. Wygięłam plecy w łuk na to nieznane i obce mi dotąd uczucie. Aż myślami wróciłam do naszych pierwszych intymnych chwil w domku na plaży. Wtedy było tak idealnie, pomijając ten cały ból było świetnie.
Nagle wróciłam do rzeczywistości, gdy Lou odsunął się ode mnie i patrzył wprost w moje oczy.
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Taaa. - mruknęłam, a Lou uśmiechnął się szeroko i wstał z łóżka. Ściągnął spodnie razem z bielizną i wrócił do mnie. Obracał w palcach małe opakowanie. Zmarszczyłam brwi i wskazałam palcem na zapakunek.
- Zawsze trzeba być gotowym, bo nie wiadomo kiedy nadejdzie okazja. - wytłumaczył, a ja zaśmiałam się głośno zakrywając sobie oczy rękoma.
- Zboczeniec. - stwierdziłam, gdy zawisł nade mną zwarty i gotowy do działania.
- Ale twój. - powiedział i powoli i ostrożnie wszedł we mnie. Poczułam uczucie rozciągania, mniej bolesne niż ostatnim razem, a bardziej przyjemne. Lou zatrzymał się w połowie i popatrzył na mnie z góry.
- Jeszcze. - szepnęłam i uniosłam głowę, aby dać mu całusa. Uśmiechnął się do mnie i ponowił swoje ruchy. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tym uczuciem. Poruszał się we mnie w ustalonym i powolnym rytmie. Gdy wykonał jeszcze kilka głębszych pchnięć poczułam jak moje nogi zaczynają się trząść. Lou chyba to wyczuł, bo objął mnie ramionami i mocno przytulił. I w tym momencie oboje osiągnęliśmy swój szczyt krzycząc nawzajem swoje imiona.
- To było ... - nie wiem jakich słów mam użyć, aby opisać to co właśnie się stało. Jestem zamurowana i niezdolna do mówienia.
- Boskie. - dokończył za mnie chłopak.
- Tak. Myślisz, że powinniśmy się już zbierać? - zapytałam, gdy leżeliśmy w swoich objęciach przykryci jedynie kocem.
- Nie, ale kto wie co nasi rodzice będą wymyślać. Zwłaszcza moja mama, już się boję. Pewnie będzie miała jakieś niestworzone pomysły co do naszego późnego powrotu, ale nie powinniśmy się nią przejmować. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Powinieneś do niej zadzwonić, żeby się nie niepokoiła. Ja tak samo do swojej powinnam zadzwonić. - oznajmiłam.
- Nie ma takiej potrzeby. Poza tym co im powiemy? - zapytał. Dziwię się, że Lou nie przejmuje się swoją mamą. Przecież ona może się o niego martwić.
- Masz rację to nie jest najlepszy pomysł. Lepiej nie dzwońmy, bo znając twoją mamę wyciągnie z ciebie wszystko.
- Ja jej się nie dam, ale jakby chciała z tobą rozmawiać to wtedy.
- Wygadałabym się jej. Masz rację, nie dzwońmy. - powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać. Było mi tak dobrze w jego objęciach. Cieszę się, że tutaj przyjechaliśmy, było nam potrzebne takie odseparowanie się od innych. Tylko Lou i ja. Tylko my i nasz mały świat, w którym to my odgrywamy główne role.

_________________________________________________________________________________
Krótki ten rozdział mi wyszedł. Zorientowałam się dopiero, gdy poprawiałam błędy.
Ta końcówka przyszła mi tak niespodziewanie do głowy :)
Mam nadzieję, że Wam się rozdział spodoba :)
Och i zapomniałabym dziękuję za ponad 30 tysięcy wyświetleń bloga!!!!
Miłego weekendu i do następnego :)

4 komentarze:

  1. Łiiiii pierwsza!!!! super rozdział podoba mi się jak piszesz ;3 fajnie że Jo już nie boli jak się kochają xdd dobrze że lou nie ma już gipsu. czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam i życzę weny ~ Misia

    OdpowiedzUsuń
  2. Lou jest niesamowity dopiero co zdjęli mu gips a już mu w głowie tylko jedno cieszę się że teraz było im (a zwłaszcza Jo) lepiej
    Julcik ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh te chłopaki, tylko jedno im w głowie :)

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super , tego się nie spodziewałam :)
    Życzę weny :) :)

    OdpowiedzUsuń