poniedziałek, 24 marca 2014

ROZDZIAŁ 80.

Ostatnie kilka dni siedziałam w domu, bo nie za dobrze się czułam. Głowa mnie strasznie bolała, do tego gardło i katar. Mama powiedziała, że jestem przeziębiona i to chyba będzie to, bo czuję się okropnie. Nigdzie nie wychodziłam, ani do Louisa ani do Meg, która tak bardzo chciała się ze mną spotkać, aby pogadać. Ale ja nie byłam w stanie się z łóżka ruszyć, więc dziewczyna przyszła do mnie. W trakcie rozmowy ja zasnęłam. Wiem, że to było nieuprzejme z mojej strony, ale choroba mnie wykończyła. Louis przyjeżdżał do mnie tak często jak tylko mógł, bo ze względu na rehabilitację nie miał za dużo czasu, poza tym bez samochodu chłopakowi było się trudno ruszyć gdziekolwiek. Dzięki rehabilitacji Lou może już normalnie się poruszać, już nie kuleje tak jak wcześniej.
Właśnie leżę w łóżku z zamkniętymi oczami i skulona pod kocem. Mimo, że na zewnątrz jest trzydzieści stopni ja mam na sobie grube dresowe spodnie i grubą bluzę Louisa, a do tego i co najśmieszniejsze grube, bawełniane skarpetki, które dostałam od babci na święta w tamtym roku. Jest mi tak strasznie zimno, że czuję iż zamiast lata mamy zimę. Mama co chwila do mnie zagląda, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Robi dla mnie co rusz nowe smakołyki, których ja nie przełknę ze względu na bolące gardło, ale też niechęć do jedzenia.
Właściwie to nie wiem jak, ani kiedy się przeziębiłam. Byłam z Louisem kilka razy na basenie, ale to tyle. Wątpię żebym wtedy zachorowała, chociaż wszystko jest prawdopodobne. Zawsze byłam podatna na jakiekolwiek urazy czy choroby. Więc jeśli panował jakiś wirus ja go od razu łapałam, a moja mama miała ze mną przekichane. Natomiast Max jest zdrowy jak ryba, on nie łapie nawet przeziębienia, nawet nie ma kataru co jest dziwne, bo ja łapię wszystko, a on nic.
Usłyszałam jak ktoś puka do moich drzwi, więc powiedziałam ciche proszę. Odwróciłam się na łóżku, a w drzwiach zobaczyłam Louisa.
- Cześć skarbie. - powiedział, po czym zamknął drzwi i wszedł głębiej.
- Cześć. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, ale to nie trwało długo, bo dopadł mnie kaszel. Lou szybko do mnie podbiegł i podał mi chusteczki ze stolika nocnego.
- Dzięki. - szepnęłam i zakryłam usta chusteczką.
- Jak się czujesz? - zapytał, gdy kaszel ustał, a ja podciągnęłam się na łóżku do pozycji siedzącej. Chłopak usiadł na przeciwko mnie i rozłożył sobie nogi obok.
- A jak wyglądam? - odpowiedziałam pytaniem.
- Szczerze? Pięknie.
- Nie żartuj sobie ze mnie.
- Nie żartuję. - powiedział poważnie patrząc mi prosto w oczy. Czy on serio mówi prawdę? Pewnie wyglądam jak zombi, z podkrążonymi oczami i czerwonym nosem od kataru. Okropieństwo, nienawidzę chorować.
- Przestań kłamać i powiedz mi co ty tu robisz? - zapytałam i sięgnęłam po herbatę, którą moja mama postawiła tutaj jakiś czas temu.
- Przyjechałem do ciebie skarbie. - wyjaśnił, a moje serce na słowo "skarbie" radośnie zakołatało w piersi. Uwielbiam jak tak do mnie mówi.
- To się cieszę skarbie. - odpowiedziałam i odstawiłam kubek na stolik i podciągnęłam kołdrę pod samą szyję.
- Słyszałem od twojej mamy, że nic nie jesz. - powiedział uważnie mi się przyglądając.
- Nie mogę nic przełknąć, poza tym ja naprawdę nie jestem głodna. - wyjaśniłam.
- Jo musisz jeść. Inaczej nie wyzdrowiejesz, a wtedy nie będziemy mogli nigdzie wyjść.
- Ale ja nie mogę jeść. - powiedziałam na swoją obronę.
- Mam cię pokarmić? - zapytał, a ja w żartach kiwnęłam głową. Myślałam, że Lou odbierze to jako żarty, ale on wziął to na serio i już stał przy drzwiach i wołał moją mamę.
- Tak? - mama za kilka sekund pojawiła się na górze, a Lou wytłumaczył jej że mam ochotę coś zjeść. Mama aż podskoczyła w miejscu ze szczęścia i wróciła szybko na dół.
- Jesteś niemożliwy. - skomentowałam, gdy chłopak usiadł obok mnie i położył swoją dłoń na moim czole, aby sprawdzić czy nie mam gorączki.
- Wiem, ale to wszystko dla twojego dobra. - powiedział, a ja złapałam jego nadgarstek i przyciągnęłam do swojego policzka i zamknęłam oczy.
- Oj Jo. - wyszeptał Lou i za chwilę poczułam jego usta na swoich. Szybko się odsunęłam i pokręciłam głową.
- Zarazisz się ode mnie. - szepnęłam będąc blisko jego twarzy.
- To co? - zapytał.
- Ok to chodź tutaj. - skoro mu nie zależy na tym czy będzie chory czy zdrowy to dobra. Przyciągnęłam go do siebie i następnie wpiłam się w usta chłopaka. Lou położył się obok mnie, a następnie złapał mnie za biodra i położył na swojej klatce piersiowej. Przerzuciłam nogi po obu stronach jego talii, a następnie położyłam dłonie na torsie chłopaka i pochyliłam się, aby go pocałować. Moje włosy otuliły nas kasztanowym welonem, a ręce chłopaka powędrowały pod moją, a właściwie to jego bluzę.
- Fajna bluza. - skomentował chłopak, gdy oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza.
- Ale właściciel fajniejszy. - odpowiedziałam i znowu zaatakowałam jego usta. Lou uśmiechnął się, a ja wplotłam palce w jego włosy.
- Louis otworzysz mi drzwi? - krzyknęła mama z korytarza. Szybko odsunęliśmy się od siebie, Lou jednym ruchem posadził mnie na łóżku, a sam przeczesał swoje włosy i poszedł otworzyć drzwi mojej mamie, która stała za nimi z tacą z jedzeniem. Ja natomiast wpełzłam pod kołdrę, aby nie wzbudzać jakichś podejrzeń mamy. Szybko poprawiłam włosy, a po chwili ujrzałam moją mamę nad sobą jak kładzie tacę z jedzeniem na biurku.
- Jak się czujesz? - zapytała i usiadła obok mnie.
- Dobrze. - odpowiedziałam. Mama dotknęła mojego czoła.
- Jo jaka ty jesteś rozpalona. - powiedziała przejętym głosem. Popatrzyłam na Louisa, a ten ledwo, ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. To wszystko jego wina, gdyby mnie nie prowokował i nie chciał się całować mama, by się tak mną nie przejmowała w tym momencie.
- Nic mi nie jest. Po prostu trochę tu gorąco. - wyjaśniłam i uśmiechnęłam się do mamy najładniej jak tylko potrafiłam. Chyba w to uwierzyła, bo po chwili przyglądania mi się wstała i wyszła z pokoju, wcześniej nakazując Louisowi, aby dopilnował mnie żebym zjadła wszystko.
- O Boże. - powiedziałam i skuliłam się. Zasłoniłam sobie pół twarzy kołdrą, także tylko oczy było mi widać. Louis w końcu wybuchł śmiechem i usiadł na podłodze, po czym skrzyżował nogi.
- Myślisz, że się domyśliła? - zapytałam.
- Pewnie tak.
- O Boże! - zajęczałam i już całkiem schowałam się pod kołdrą. Po chwili poczułam jak materac pode mną się ugina, a kołdra odsuwa się ode mnie. Przez cały ten czas miałam zamknięte oczy, ale gdy poczułam miękkie usta chłopaka na swoim policzku otwarłam je i zobaczyłam Louisa uśmiechającego się do mnie.
- To co, jemy? - zapytał, po czym wstał z łóżka i poszedł po tacę.
- Ja sama. - powiedziałam i chciałam odebrać od niego miskę z zupą, ale Lou odsunął ją na tyle że nie mogłam jej dosięgnąć.
- Ja cię pokarmię. - oznajmił, a ja skrzyżowałam ręce na piersiach i siedziałam wkurzona. No co jak co, ale ja sama potrafię zjeść miskę zupy.
- Lou, ale ja nie jestem małym dzieckiem. - powiedziałam, gdy ten nabierał pierwszą łyżkę zupy.
- Wiem, ale jesteś chora i nie czujesz się na siłach aby sama jeść. Więc teraz otwórz buzię, bo leci samolocik. - powiedział i uniósł łyżkę w górę, a następnie skierował ją w moją stronę. Ostatecznie się poddałam i otworzyłam usta, a pyszna i ciepła zupa wylądowała w mojej buzi.
- Pycha. - skomentowałam i wytarłam sobie usta ściereczką. Lou uśmiechnął się i widziałam, że był zadowolony z tego iż jem. Tak dawno nie miałam nic w ustach, że to było naprawdę przyjemne w końcu poczuć coś tak pysznego.
- No widzisz nie było tak źle. - skomentował Louis, gdy połknęłam ostatnią łyżkę zupy.
- Dziękuję. - powiedziałam i podciągnęłam kołdrę pod szyję.
- Ależ nie ma za co, kochana. - odpowiedział chłopak i usiadł obok mnie, wcześniej odkładając miskę na biurko.
- Masz na tyle sił, aby zejść na dół? Otworzymy okno, aby się tutaj przewietrzyło, bo naprawdę jest duszno. - zaproponował Lou, a ja w głowie rozważałam tę oto propozycję. Ostatecznie zgodziłam się. Miałam na tyle sił, aby wyjść na zewnątrz.
- Tak. - skinęłam głową i odrzuciłam kołdrę. Lou pomógł mi wstać, a gdy zobaczył moje grube skarpetki zaśmiał się głośno, ale nie skomentował tego. Ściągnęłam je z nóg i założyłam zwykłe, białe skarpetki, aby chłopak nie miał już powodów do śmiechu.
- Muszę jeszcze do łazienki wstąpić. - powiedziałam, gdy Lou podtrzymywał mnie, abym się przypadkiem nie przewróciła, co w moim przypadku jest bardziej niż możliwe.
- Ok, pójdę z tobą. - oznajmił, a ja popatrzyłam na niego. Mówił poważnie, chyba zwariował.
- Nie ma takiej opcji. - odpowiedziałam i otworzyłam drzwi od łazienki.
- Jest. Nie chce abyś się przewróciła i coś sobie zrobiła. Wchodzę z tobą. - powiedział stanowczo.
- Dobra, ale nie patrzysz na mnie. - powiedziałam. Chłopak przez chwilę się zawahał, ale w końcu kiwnął głową i zamknął za nami drzwi.

- Jo!!!  krzyknął Max, gdy tylko przekroczyłam próg drzwi prowadzących do ogrodu. W łazience doprowadziłam się do porządku. Umyłam zęby, obmyłam twarz, a włosy związałam w kucyka. Można powiedzieć, że naprawdę dobrze się prezentowałam. Ale i tak nie czułam się w swoim ciele tak dobrze jak kilka dni wcześniej. Lou cały czas mnie trzymał przy sobie. Chyba faktycznie bał się, że coś sobie zrobię, albo się przewrócę. Ale on się o nie troszczy, jak prawdziwy chłopak.
- Cześć mały. - powiedziałam i schyliłam się, aby wziąć brata na ręce. Mały objął mnie za szyję i mocno do siebie przytulił. Mama nie pozwalała mu do mnie do pokoju wchodzić, bo chciała abym miała chwilę spokoju i abym odpoczęła. A jak wiadomo przy Maxie się nie da.
- Jo powoli. - powiedział Louis, gdy ja zaczęłam łaskotać brata pod pachami.
- Lou uspokój się. Dobrze się przecież czuję. - odpowiedziałam i kontynuowałam atak na brata.
- Daj mi go, ja się nim zajmę, a ty sobie usiądź. - nakazał, a ja przewróciłam oczami. No tego już było za dużo, żebym nie mogła się pobawić z własnym bratem. Wyrwałam Maxa z objęć chłopaka i ruszyłam po kilku schodkach w dół, aby za chwilę znaleźć się przy drewnianej ławce stojącej obok stołu.
- Jo? - tata odezwał się wchodząc do ogrodu przez drzwi.
- Cześć tatku. - powiedziałam. Tata z uśmiechem na ustach przywitał się z Louisem, który dołączył do mnie na ławce, a mnie obdarował soczystym całusem w czoło.
- Jak się czujesz? - zapytał i usiadł na krześle na przeciwko nas.
- Już lepiej. - odpowiedziałam, a następnie wypuściłam Maxa z moich objęć, a ten poszedł do piaskownicy bawić się. Przysunęłam się bliżej Louisa, ale ten ani drgnął. Nie chciał nawet mnie objąć ramieniem, co było dziwne, bo zawsze tak robił gdy siedzieliśmy na tej ławce. dyskretnie, aby tata nie widział położyłam swoją dłoń na udzie chłopaka, ale ten nawet się nie poruszył na mój dotyk. Co jest? Popatrzyłam na jego twarz, ale on wpatrzony był w drzewa stojące naprzeciwko nas.
- Przypilnujecie Maxa? Ja pójdę się przebrać. - poprosił tata, a ja kiwnęłam głową i za chwilę już go nie było. Postanowiłam, że nie będę się odzywać. Na pewno pierwsza nie zacznę rozmowy, bo ja nic złego nie zrobiłam. To Louisowi odwala. To, że wzięłam brata na ręce to oznacza tylko jedno - że się za nim stęskniłam i chciałam go do siebie przytulić.
Po kilku minutach odkąd tata zniknął we wnętrzu domu, a my zostaliśmy sami poczułam na swoim ramieniu dłoń chłopaka. Odwróciłam głowę w jego stronę, a za chwilę na moich ustach poczułam usta chłopaka.
- Lou. - wysapałam i wskazałam głową w stronę Maxa.
- Nie patrzy. - odpowiedział i znowu mnie pocałował.
- Ale może się odwrócić. - powiedziałam i lekko odepchnęłam Louisa od siebie. Wiem, że jakby tak dalej się potoczyło nie opamiętałabym się i aż boję się pomyśleć co by się stało, a co Max mógłby zobaczyć.
- Poza tym nie jesteś już na mnie zły? - zapytałam ponownie, a ten pokręcił głową na nie. - Nagle ci przeszło? - zadałam kolejne pytanie. Lou tym razem kiwnął na tak. Ja za nim nie nadążam. Raz jest zły, potem znowu mu przechodzi. O co tutaj chodzi?
- Max, co ty tam tworzysz? - zapytała mama wchodząc do ogrodu, a w rękach trzymając dwa talerze z jedzeniem. Za nią zauważyłam tatę, który tak samo jak mama trzymał w dłoniach następne dwa talerze.
- Obiad. - oznajmiła mama i postawiła przed nami talerze. Mi na sam widok ślinka pociekła, a w żołądku się zakręciło.
- Dziękuję. - powiedział Lou i uśmiechnął się do mojej mamy. Tata wziął Maxa na kolana i razem zaczęli jeść, ja jakoś nie mogłam zabrać się za jedzenie.
- Jedz. - powiedziała mama i wskazała palcem na talerz.
- Yhm. - mruknęłam i wzięłam do ręki widelec. Pierwszy kęs nie był taki prosty, za to kolejne ...
- Było pyszne, dziękuję. - powiedziałam po zjedzonym posiłku i oparłam się plecami o ławkę. Lou pochylił się nade mną i pocałował mnie w skroń.
- Grzeczna dziewczynka. - szepnął do mojego ucha, a ja popatrzyłam na niego marszcząc brwi. Ten tylko wzruszył ramionami i zaczął rozmowę z moim tatą, jednocześnie trzymając dłoń na moim udzie. Położyłam swoją rękę na jego, o wiele większej i lekko ścisnęłam. Chłopak uśmiechnął się nadal prowadząc rozmowę z moim tatą.
- Jo pobawisz się ze mną? - poprosił Max i zrobił maślane oczka. I jakże takiemu odmówić? Wstałam od stołu, ale chyba za szybko to zrobiłam, bo zakręciło mi się w głowie i musiałam się podtrzymać ramienia Louisa.
- Jo, wszystko w porządku? - zapytał spanikowany i pomógł mi usiąść.
- Tak. Tylko lekko mi się w głowie zakręciło. - wyjaśniłam posyłając mu uśmiech. Nie odwzajemnił go, z oczywistych przyczyn - nie był zadowolony. Popatrzyłam na tatę, a ten przyglądał mi się uważnie.
- Wszystko dobrze. - powiedziałam uspokajająco i pogłaskałam Louisa po głowie. Przeszłam obok chłopaka i ruszyłam w stronę brata. Cały czas czułam na sobie jego wzrok, co nie było komfortowe. Raczej powiedziałabym, że było denerwujące i dezorientujące, ponieważ nie mogłam się na niczym skupić.
- LouLou! - krzyknął Max w stronę chłopaka, który siedział przy stole i rozmawiał z moim tatą. Mama gdzieś zniknęła, myślę że przygotowuje deser dla nas wszystkich. Pomogłabym jej, ale nie chcę znowu wstawać, bo pewnie znowu mi się w głowie zakręci, a po drugie to nie mam jak. Muszę bawić się z Maxem, bo inaczej to obrazi się na mnie. Nie no żartuję, ale nie byłby zadowolony jakbym go teraz zostawiła.
Louis podszedł do nas i usiadł obok mnie. Mały dał mu różne kolorowe foremki do robienia babek z piasku. Każdy z nas miał inny kształt do zrobienia, więc zabraliśmy się do roboty. Genialnie nam to wszystko wyszło. Ja miałam delfina, Louis kaczkę, a Max psa. Każde zwierze z innej beczki, ale to było w tym wszystkim najfajniejsze.
- Lody! - zawołała mama, a Max pierwszy z naszej trójki wstał i pobiegł w stronę łakoci. Popatrzyliśmy z Louisem na siebie, a chwilę później wybuchnęliśmy śmiechem. Lou pomógł mi wstać i cały czas trzymając mnie przy sobie poprowadził do stołu. Usiedliśmy na swoich poprzednich miejscach.
- Dla ciebie Jo przyniosłam ciasto, które babcia upiekła. Bo gardło cie jeszcze boli, co nie? - powiedziała mama i wręczyła mi talerzyk z szarlotką oraz łyżeczkę. Ja tylko kiwnęłam głową.
- Dziękuję. - odpowiedziałam.
- Ej ja też chcę ciastko. - zaprotestował Max.
- Ty masz lody Maksiu. - wyjaśniła mu mama, ale ten nadal się upierał przy swoim. Chciał ciacho i tyle, koniec tematu.
- Ale ja chcę ciastko. - coś czuję, że ja nie wygram w tej wojnie.
- Masz. - powiedziałam i postawiłam przed nim talerz.
- Nie Jo, to twoje. - powiedziała mama i odsunęła naczynie z zasięgu małych rączek brata.
- Anka dajże mu to ciastko, bo inaczej się rozpłacze. - wtrącił się tata. Mama ostatecznie, po posłaniu ojcu piorunującego spojrzenia, oddała Maxowi moje ciastko, a ten zadowolony z takiego obrotu sytuacji uśmiechnął się do nas wszystkich i zaczął wcinać ciacho.
- Jo nie można tak. Trzeba mu pokazać, że krzykiem się nic nie osiągnie i jak powie, że on to chce nie dostanie tego. - powiedziała mama, gdy tata zabrał Maxa i razem z Louisem poszli na podwórko zobaczyć coś przy samochodzie.
- Wiem, ale co miałam dziecku żałować? - zapytałam pomagając mamie sprzątać ze stołu.
- W sumie masz rację.
- Mamo to tylko dziecko. On ma dwa lata, daj mu trochę swobody a nie wiecznie czegoś mu zakazujesz. Poza tym ja i tak nie zjadłabym tego ciastka. - odpowiedziałam, a mama pokiwała głową. Chyba zastanawiała się nad moimi słowami.
- Jak ty się czujesz? - zapytała zmywając naczynia, a ja pomagałam jej i wycierałam je.
- Dobrze. Fajnie, że Louis dziś przyjechał. Bo gdyby nie on pewnie siedziałabym cały dzień w pokoju. - odpowiedziałam, a mama zaśmiała się.
- Tak Louis jest niesamowity. Też się cieszę, że przyjechał bo przynajmniej widzę jak moja córka się uśmiecha. - dodała mama, a mi się łezka w oku zakręciła. Nie myślałam, że to aż tak widać.
- Och mamo. - załkałam i padłam w jej objęcia.
- A co to za uściski? My też chcemy, co nie chłopaki? - zapytał tata i za chwilę cała nasza piątka obejmowała się w grupowym uścisku. Tak bardzo się cieszę, że Louis namówił mnie do wyjścia z domu. Pooddychałam świeżym powietrzem, ale też zarobiłam darmowego przytulaska od całej rodzinki. Co nie zdarza się za często.
- To co robimy? - zapytał Louis, gdy znaleźliśmy się moim pokoju, a ja od razu padłam na łóżko. Mimo, że nie zrobiłam dzisiaj dużo, to byłam bardzo zmęczona. Myślę, że choroba powoli opuszcza mój organizm, bo mam ochotę na jedzenie, na zabawę z bratem, ale również na śmianie się co ostatnim czasem nie było na pierwszym miejscu na mojej liście zadań do zrobienia.
- Co powiesz na film? - zaproponowałam, a Louis usiadł obok mnie na łóżku.
- Ja bym porobił coś ciekawszego. - odpowiedział i zaczął całować moją szyję. Zorientowałam się o co mu chodzi i odepchnęłam go od siebie, popukałam się palcem po głowie, po czym wstałam z łóżka.
- To co powiesz na jakąś komedie? - zapytałam włączając laptopa.
- Z nami w roli głównej? Zawsze. - powiedział i zaczął jechać swoją dłonią w górę mojego uda.
- Co ty taki niewyżyty dzisiaj jesteś? - zapytałam odpychając jego rękę.
- Stęskniłem się za tobą. - wyjaśnił i przyciągnął mnie bliżej siebie także ostatecznie wylądowałam na jego kolanach, a Lou zaczął całować moją szyję.
- Ale ja jestem chora. I raczej nie chciałbyś się ode mnie zarazić. - powiedziałam odsuwając się od chłopaka, aby zobaczyć jego twarz.
- Już ci mówiłem, że to mi nie przeszkadza. - odpowiedział i ponowił poprzednie ruchy.
- Ale mi przeszkadza. - powiedziałam i wstałam z jego kolan i usiadłam obok na łóżku. - Co powiesz o "Titanicu"?
- Świetny wybór. - skomentował chłopak wywracając oczami, a ja zaśmiałam się na ten widok.
- Powinieneś pamiętać, że to był nasz pierwszy film, który oglądaliśmy razem.
- Oczywiście, że pamiętam to. Jakże mógłbym zapomnieć. - zaśmiał się, a następnie zaczęliśmy oboje układać poduszki pod ścianą jak to było za naszym pierwszym razem.
- Pamiętam też, że zasnęłaś na mnie. To było słodkie, mógłbym patrzeć na ciebie całą noc jak śpisz. - dodał, gdy usiedliśmy na łóżku.
- Nie na tobie, a na twoim ramieniu głupku. I nie mów takich rzeczy, bo ja się wstydzę. - poczułam jak się zarumieniłam.
- Nie wstydź się, nie masz czego. - chłopak pogładził mnie po policzku, a ja po chwili położyłam głowę na jego ramieniu i włączyłam film. Tak mogłabym spędzać wszystkie wieczory. Z Louisem, w łóżku i przy dobrym filmie. Takie życie mi pasuje.

________________________________________________________________________________
Hejoooooo!!! Jak samopoczucie? Moje do d..., bo zamiast słońca mamy ... deszcz :(  Nie lubię takiej pogody. Nic mi się wtedy nie chce, ani nie mam na nic ochoty, a tu tyle do roboty jest, że głowa boli.
Dobra wracając, bo zaraz się rozpiszę jakie to życie jest beznadziejne i takie tam. A takie wcale nie jest,bo no cóż nie jest haha :)
Dobra teraz na serio. Pod ostatnim rozdziałem pojawiły się tylko 4 komentarze. Dlaczego? Tego nie wiem. Dziennie jest około 200 wejść na bloga. Wiem, że nie powinnam na to patrzeć, bo ktoś może odświeżać stronę aby sprawdzić czy jest nowy rozdział, ale to jest dziwne. Bo np. podam kolejny przykład. Gdy tylko dodam nowy rozdział od razu wejścia rosną, a komentarzy brak. Co się dzieje? Wiem, że znowu marudzę ale po prostu chciałabym się dowiedzieć czy rozdział Wam się podobał i jakie są Wasze odczucia po jego przeczytaniu. Naprawdę wystarczy mi kilka słów. Nie potrzebuję jakiś wypracowań czy coś takiego, po prostu kilka zdań, to tyle. Nie jest to takie trudne, co nie? Więc proszę Was, żebyście skomentowali, bo to dla mnie ważne. Z góry dziękuję.
Jeśli macie jakieś pytania to możecie pytać tutaj (w komentarzach), albo na asku www.ask.fm/nutellaenutella   lub twitterze   www.twitter.com/nutellaenutella
Nie wiem co mogę jeszcze napisać, więc cóż udanego tygodnia, poprawy pogody i dobrego nastroju :)

8 komentarzy:

  1. Jejku ten Lou jest za bardzo kochany :) nigdzie takiego chłopaka nie znajdziesz hahaha

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW to już 80 rozdział , jak zawsze genialny
    Życzę weny :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział nie rozpisuję się tylko życzę weny i pozdrawiam ;) ~ Misia

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki kochaniutki <3 słodki ten rozdział ;) ~veri

    OdpowiedzUsuń
  5. niewyżyty Lou, no no.... :D Świetne ;) czekam nn <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super . Czekam na następny :-):-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku :o najlepszy chlopak ever ! <3
    Super opowiadanie czekam z niecierpliwoscia na dalsza czesc :)
    + zycze weny i czasu ! :)

    OdpowiedzUsuń