sobota, 17 maja 2014

ROZDZIAŁ 100.

Trzy tygodnie później



Dzisiaj mam wf. Właściwie to nie wiem co będziemy na nim robić, bo nikt nie określił nam jakie zajęcia będą obowiązywać. Myślę, że będziemy ćwiczyć wszystkiego po trochu. Chociaż obawiam się piłki nożnej. Nigdy nie umiałam w nią grać, nigdy. Ani nawet nie znałam zasad tego, jakże skomplikowanego sportu. W przeciwieństwie do Louisa. On jest królem boiska.
Wczoraj byłam na jego pierwszym meczu w tym roku akademickim i muszę przyznać, że gdy tylko on był przy piłce trybuny szalały - dosłownie. Nawet kilka dziewczyn zemdlało, czego później się dowiedziałam.
Nie byłam jakoś specjalnie zazdrosna o to, że damska część tak reaguje na widok mojego narzeczonego, jeju jak to brzmi. Narzeczony, czuję się jakbym miała dwadzieścia kilka lat, ale wcale się tym nie przejmuję. Najważniejsze jest to, że oboje jesteśmy szczęśliwi i tylko to się liczy.
Ale wracając to na całe szczęście przydzielili mnie do grupy z Meg. Właściwie to nie wiem dlaczego, bo przecież dziewczyna studiuje wychowanie fizyczne, więc powinna być w zaawansowanej grupie. Może to jakaś pomyłka, ale cały czas mam nadzieje, że jednak nikt się nie pomylił i wszystko jest tak jak powinno być i jestem w grupie z moją przyjaciółką.
Długo się z nią nie widziałam. Moje dni przez ostatnie tygodnie wyglądały dość nietypowo.
Wstawanie rano, siedzenie na uczelni do późna, a potem powrót do domu i zasypianie w najmniej komfortowych warunkach, czyli na kanapie z książkami na brzuchu. Czasem Louis przenosił mnie do sypialni, ale to wtedy gdy zorientował się, że nie ma mnie obok niego w łóżku, gdy oczywiście sam wcześniej nie padł.
Treningi, do tego pisanie pracy semestralnej i jeszcze projekty, które musiał robić na kilka zajęć pod rząd, totalnie go wykańczały. I nie dziwię się mu dlaczego padał wcześniej ode mnie.
Ja ostatnimi czasy źle sypiam, nie mam teraz tutaj na myśli tego, że zasypiam na kanapie. Bo nawet jeśli kładę się do łóżka normalnie, to i tak nie mogę zasnąć, a potem chodzę nieprzytomna.
Nie wiem co się ze mną dzieje. Brzuch mnie strasznie boli, ogólnie całe ciało mam jakieś inne. Wyczulone na dotyk. Gdy Lou mnie dotknie, w obojętnie jakim miejscu to od razu mam ciarki i odsuwam go od siebie. Nie chcę żeby sobie pomyślał, że go odpycham i nic już do niego nie czuję, bo wcale tak nie jest. Kocham go bardzo mocno, ale coś się dzieje z moim ciałem dziwnego, że jest tak bardzo wyczulone na jakikolwiek dotyk.
Myślę, że Louis domyśla się ze coś jest ze mną nie tak, ale nie daje tego po sobie poznać. Udaje, że tego nie zauważa, co wcale mi nie pomaga. Ja sama nie wiem co się ze mną dzieje, ale nie jestem dobrej myśli.
- Panienki zapraszam na salę. - powiedziała nasza pani od wf-u - profesor King, gdy wszystkie przebrane w wygodne, dresowe stroje siedziałyśmy w szatni.
Nasza grupa liczy dwadzieścia osób, ale znając życie to jeszcze kilka osób do nas dołączy.
Popatrzyłam na Meg, a ta uśmiechnęła się do mnie słabo i chwyciła mnie za rękę pociągając w stronę wyjścia z szatni.
Weszłyśmy na ogromną salę gimnastyczną, która odgrodzona była przez dwie kurtyny, więc sala podzielona była na trzy sektory, w których każda grupa trenowała coś innego.
Niestety, albo i stety na zewnątrz zrobiło się już tak zimno, że nie nadawało się tam ćwiczyć, bo byśmy zamarzli.
Przez cały czas szłam obok Meg, nie chciałam się jeszcze gdzieś zgubić, a przy moim szczęściu mogłoby tak się stać.
Przez pierwsze dziesięć minut profesorka od zajęć sprawdzała obecność, która o dziwo musiała być obowiązkowa.
Przewróciłam oczami, gdy kazała nam usiąść na podłodze i przez ponad dwadzieścia minut słuchać regulaminu jaki będzie nas wszystkich obowiązywał.
Na początku pomyślałam, że wytrzymam, ale po upływie dziesięciu minut, tyłek mnie już tak bolał, że nie mogłam wytrzymać. Co chwila zmieniałam tylko swoją pozycję.
- Co ty tak się ruszasz? Masz pchły? - zapytała szeptem Meg spoglądając ukradkiem w stronę pani profesor, czy aby nas nie przyłapała na gadaniu.
- Tyłek mnie boli. - odpowiedziałam również szeptem, aby przypadkiem nie przeszkadzać naszej pani profesor w czytaniu durnego regulaminu. Po co to komu? Chyba każdy wie jak ma się zachowywać na sali, co nie? Nie jesteśmy w liceum przecież.
- Za długo to trwa. Powinnyśmy już się rozgrzewać, a nie siedzieć na zimnej ziemi i słuchać tych wszystkich...
- Panno Sky, czy chce pani coś powiedzieć? - zapytała profesorka, a Meg od razu przybrała minę niewiniątka i pokręciła głową.
- To dobrze, w takim razie przejdźmy do tego jakie stroje mogą obowiązywać na moich zajęciach. - powiedziała, a ja przewróciłam oczami po raz drugi. Naprawdę mnie już tyłek bolał od tej niewygodnej dla mnie pozycji. Nie mogłam dłużej wytrzymać. W końcu usiadłam na piętach kładąc dłonie na kolanach i odetchnęłam głośno i z zadowoleniem. Posłałam tylko Meg uśmiech oznaczający, że w końcu znalazłam odpowiednią dla siebie pozycję i że w końcu jest mi wygodnie. Meg zaśmiała się, na co profesorka znowu ją skarciła. Na szczęście tylko wzrokiem, nic jej nie mówiąc. Meg tylko cicho przeprosiła i usadowiła się obok mnie w takiej samej pozycji.
I tak obie do końca wstępu z zajęć siedziałyśmy, nawet słowem się do siebie nie odezwałyśmy, co jest do nas nie podobne, a zwłaszcza do Meg, bo ona potrafi nadawać jak radio, gdy się spotykamy. A w dodatku pewnie chciała  mi opowiedzieć co nieco o Stanie, jak jej z nim jest i w ogóle. Widać, że jest szczęśliwa, nawet bardzo szczęśliwa, bo gdy tylko przyjrzę się jej z boku ona uśmiecha się od ucha do ucha, nie zdając sobie sprawy, że ja się jej przyglądam.
Po jakichś piętnastu minutach w końcu mogłyśmy wstać i zacząć się rozgrzewać. Ledwo stanęłam na nogach, które całe mi zdrętwiały, a już musiałam ruszać przed siebie.
- Jo, chodź. - zawołała za mną Meg z końca boiska, ja uśmiechnęłam się do niej i robiąc pierwszy krok potknęłam się o swoje nogi i upadłam na kolana.
- Wszystko dobrze? - zapytała Meg podbiegając do mnie. Pomogła mi wstać na równe nogi, a gdy już byłam w pozycji pionowej zakręciło mi się w głowie, a przed oczami miałam czarne plamy. Musiałam przytrzymać się ramienia przyjaciółki, aby znowu nie upaść.
- Źle się czujesz? - zapytała prowadząc mnie do najbliższej ławki i podając butelkę z wodą.
- Wszystko dobrze, zakręciło mi się tylko w głowie. - odpowiedziałam uspokajająco, choć wiedziałam że coś nie gra. Nigdy w życiu nie mialam takiej sytaucji. Coś jest ze mną nie tak, coś złego.
- Może powinnaś pójść do pielęgniarki? - zapytała, widziałam jak się denerwowała.
- Nie, nie trzeba. Zaraz mi przejdzie. - mam taką nadzieję, dodałam w myślach nie chcąc denerwować bardziej Meg.
- Napij się wody. - powiedziała do mnie odkręcając korek i podając mi butelkę wody mineralnej. Upiłam łyk zamykając na chwilę oczy, czułam że na moim czole pojawiają się kropelki potu. Bałam się, bałam się, że coś złego się ze mną dzieje.
- Co się dzieje tutaj? Dlaczego nie biegacie? - zapytała profesorka stając naprzeciwko nas z rękami położonymi na biodrach.
- Koleżanka zasłabła. - wyjaśniła Meg wstając z ławki i stając obok nauczycielki. Kobieta od razu popatrzyła na mnie i klękając przed mną położyła mi dłoń na czole.
- Wszystko dobrze? - zapytała z troską w głosie. Nie przypuszczałabym, że ta kobieta może być taka miła dla nas. Wydawało mi się, że jest taka surowa i bez serca.
- Teraz już tak. Po prostu za szybko wstałam i mi się w głowie zakręciło. Myślę, że mogę już dołączyć do reszty dziewczyn. - powiedziałam odkładając na bok butelkę z wodą i wstając. Na szczęście tym razem obeszło się bez czarnych plamek przed oczami i w końcu mogłam ruszyć przed siebie i dogonić moją grupę.
Robiłyśmy różne i przedziwne ćwiczenia na rozciąganie, rozgrzewanie mięśni i tak dalej. Myślałam, że pod koniec rozgrzewki wyzionę ducha, już nie dawałam rady, ale za to Meg skończyła bez zadyszki. W końcu dziewczyna jest na wychowaniu fizycznym, wiec musi być wysportowana, prawda?
Dawno nie ćwiczyłam, ani w nic nie grałam, więc stąd taka moja mała niedyspozycja dzisiaj. Ale mam nadzieję, że to kiedyś się zmieni i będę mogła dorównać Meg.
W pewnym momencie, gdy profesorka zawołała nas aby podzielić nas na kilka mniejszych grupek, w których miałyśmy robić różne ćwiczenia, zrobił się ogromny szum spowodowany wejściem grupy chłopaków.
Na początku nie zwróciłam na to uwagi, ale gdy ktoś krzyknął jego imię, wiedziałam o co chodziło.


Perspektywa Louisa


Jeszcze tylko trening i do domu. Właściwie to sam nie wiem dlaczego nie zrezygnuję z tych męczących mnie zajęć. Ach tak, przecież ja kocham piłkę nożną.
W ciągu ostatnich trzech tygodni, w moim życiu dużo się działo. Miałem do zrobienia kilka projektów, z których nie byłem zadowolony, bo uzbierało się ich tyle, że myślałem iż nie ogarnę i zawalę przedmioty. Ale na szczęście dałem radę, siedząc po nocach i starając się aby coś z tego wyszło.
Przez cały ten czas Jo była jakaś nieobecna, nie dawała mi się dotykać, a gdy już ją dotknąłem odpychała mnie. Widziałem, że coś jest z nią nie tak, bo wcześniej taka nie była. Zawsze wpadała w moje ramiona, gdy tylko otworzyłem je w geście mówiącym, że chciałbym ją przytulić.
Nie próbowałem z nią rozmawiać, gdyby chciała pewnie zwróciłaby się do mnie z pomocą, ale tego niestety nie zrobiła.
Z moją Jo coś jest nie tak, a ja nie wiem jak mam jej pomóc przez to przejść.
Gdy tylko weszliśmy na salę zrobił się jeden wielki szum. Dziewczyny zaczęły głośno rozmawiać między sobą. Niektóre brzmiały jakby ktoś im robił jakąś krzywdę, potrafiły tak głośno wrzeszczeć, że aż robiło mi się niedobrze na sam ten dźwięk.
Stanąłem obok Stana, który skakał w miejscu. Nie wiem co chciał tym pokazać, może rozruszać się? Albo rozgrzać? Nie mam pojęcia, ale muszę przyznać że dość dziwnie to wyglądało.
- Louis!- trener krzyknął w moją stronę, a ja jak na komendę podszedłem bliżej niego chcąc dowiedzieć się o co chodzi.
- Tak?
- Pójdziesz tam. - wskazał palcem na sektor obok nas, gdzie jakieś dziewczyny stały w kilku osobnych grupkach i słuchały swojej nauczycielki. Niektóre z nich patrzyły w naszą stronę, a niektóre wręcz przeciwnie - uważnie słuchały pani profesor. - I przyniesiesz siatkę z piłkami, która leży pod ścianą. Zrozumiano? - kiwnąłem tylko głową i pobiegłem w tamtą stronę. Starałem się zrobić to jak najszybciej potrafiłem, bo nasz trener nie lubił jak się ociągamy i nie wykonujemy jego poleceń w ekspresowym tempie.
- A ty czego tu? - zapytała profesor King podpierając ręce na biodrach i do tego tupiąc nogą w miejscu.
- Przyszedłem po piłki, bo trener mnie poprosił. - wyjaśniłem, dźwigając ogromną siatę z piłkami i patrząc przy tym na profesorkę.
- Dobrze, rozumiem. - kobieta lekko uśmiechnęła się do mnie o wróciła do dziewczyn stojących nieco dalej ode mnie. Gdy popatrzyłem w ich stronę wszystkie gapiły na mnie z rozmarzonym wzrokiem. Co do cholery?
Uśmiechnąłem się do nich, jak to Jo mówi - seksownie, a następnie zarzuciłem siatkę na swoje plecy i już chciałem odchodzić, gdy coś przykuło moją uwagę. A mianowicie wysoka, brązowowłosa istota stała nieco dalej, a co najlepsze obok niej stała Meg i żywo o czymś rozmawiały, bo obie gestykulowały. I wtedy zorientowałem się, że to przecież jest moja Jo. Naprawdę jej nie poznałem w takim stroju. Czarnym, luźnym podkoszulku i dresowych, czarnych spodniach. Wyglądała tak chudziutko, taka moja mała chudzinka. Chciałem do niej podejść i ukraść choć jednego małego buziaka. Popatrzyłem na trenera, który krzyczał teraz na chłopaków, a jego głos niósł się przez całą salę gimnastyczną. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym jaki będzie wściekły, gdy zaraz nie wrócę z tymi piłkami, ale szczerze mam to gdzieś. Jeszcze tylko małe zerknięcie na panią King, która stała do mnie tyłem i rozmawiała z grupką dziewczyn i mogłem spokojnie ruszyć na przód.
Dziewczyny prawie śliniły się na mój widok, gdy obok nich przechodziłem. Okropieństwo.
Podszedłem bliżej Jo, a ta niczego nieświadoma że stoję tuż za nią nadal rozmawiała z Meg, aż zdziwiłem się, że Meg mnie nie zauważyła. No przecież aż taki mały to nie jestem.
Nachyliłem się w stronę Jo i złożyłem szybki pocałunek na jej policzku. Dziewczyna wzdrygnęła się i szybko odwróciła w moją stronę.
- Louis. - wyszeptała tylko i kładąc obie dłonie po stronie serca odetchnęła głośno. - Wystraszyłeś mnie idioto. - dodała, a na jej bladej twarzy pojawił się mały uśmiech.
- Przepraszam, nie chciałem. - odpowiedziałem ze smutną miną.
- Nic nie szkodzi, fajnie cię widzieć. - powiedziała podchodząc bliżej mnie i składając w kącikach moich ust delikatny pocałunek.
- Ciebie też. - odpowiedziałem jej. - Ale zaraz muszę spadać, bo jak trener zobaczy że romansuję z własną narzeczoną nie będzie zadowolony.
- Jakoś to wyjaśnisz. - odpowiedziała wzruszając ramionami i spoglądając za mnie.
- Jo? Co jest? - odwróciłem się za siebie i dostrzegłem wkurzone twarze dziewczyn, które jeszcze przed chwilą wlepiały we mnie swoje śliczne oczęta.
- Dlaczego one patrzą na mnie jakby chciały mnie zabić? - zapytała wracając wzrokiem na moją twarz.
- Nie mam pojęcia. Może ci zazdroszczą takiego przystojnego, wysportowanego i atrakcyjnego narzeczonego, co? - zapytałem ruszając zabawnie brwiami. Jo odsunęła się ode mnie i zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu kręcąc przy tym głową.
- Wątpię. - odpowiedziała przykładając sobie obie dłonie do ust i próbując tym nie wybuchnąć śmiechem.
- Jesteś niemożliwa, wiesz o tym? - zapytałem.
- Może? - odpowiedziała z uśmiechem, którego tak dawno nie widziałem. Ale wiecie co? Warto było zaryzykować, aby w końcu go zobaczyć.
- A ty co tu jeszcze robisz? - zapytała krzycząc profesor King.
- O kurwa. - szepnąłem tylko w stronę Jo i szybko zmyłem się stamtąd cmokając jeszcze dziewczynę w policzek. Ta zaśmiała się i na pożegnanie pomachała mi ręką, a King stała z założonymi rękami na biodrach i kręciła głową w prawo i lewo uśmiechając się, co do niej w ogóle nie było podobne.


Perspektywa Jo


Czy ja kiedykolwiek mówiłam, że Louis jest nienormalny? Przyszedł wariat do nas i tak mnie zaskoczył, że myślałam iż zaraz mi serce z piersi wyskoczy.
A potem jeszcze te dziewczyny chcące mnie zabić wzrokiem, mówię wam nieprzyjemna sprawa. Gdy jakieś laski patrzą na mnie jakbym im coś zrobiła, albo kogoś zabiła.
A profesor King przeszła samą siebie dziś. Na początku była dla nas taka surowa, a gdy zobaczyła co Louis wyprawia uśmiechnęła się do nas, co nie było w ogóle do niej podobne. Fajnie wiedzieć, że nasz widok tak bardzo potrafi zmienić nastawienie innych ludzi.
- Panie Tomlinson, proszę już iść na swoje zajęcia, a nie rozpraszać mi tutaj dziewczęta. - zaśmiała się pani King i podeszła do Louisa wypychając go z naszego sektora. Louis jeszcze tylko posłał mi całusa za pomocą dłoni, którego ja odwzajemniłam i pobiegł do kolegów i wkurzonego trenera, który na widok tego co się działo przed chwilą uśmiechnął, ale Louis i tak dostał ochrzan, który było bardzo dobrze słychać przez donośny głos trenera.
Meg śmiała się z Louisa tak bardzo, aż z jej oczu poleciały łzy.
- Ten twój Louis jest niemożliwy, serio. - skomentowała zachowanie chłopaka, gdy wychodziłyśmy z sali po skończonych zajęciach i kierowałyśmy się do szatni. Louis pokazał, żebym na niego zaczekała przed wejściem, bo za dziesięć minut kończą. Pokiwałam tylko głową i ruszyłam za Meg do szatni.
Przez cały czas, gdy się przebierałam grupka dziewczyn szeptała coś między sobą i co chwila któraś z nich spoglądała w moją stronę.
-Nie przejmuj się nimi. - uspokoiła mnie Meg. Popatrzyłam na nią marszcząc brwi.
- Jak mam niby tego nie robić, jak cały czas się na mnie gapią? - zapytałam głośniej niż zamierzałam, chciałam żeby te idiotki mnie usłyszały. Idiotki? Ja naprawdę tak pomyślałam?
- Jo uspokój się. Niech się gapią. - odpowiedziała Meg spoglądając w tamtą stronę.
- A widziałaś jak patrzyły na Louisa? Przecież to jest chore, jestem pewna że gdyby mnie tam nie było wszystkie rzuciłyby się na niego jak na jakąś zwierzynę. - powiedziałam ton ciszej. Wiem, że w tym momencie zachowuję się głupio, ale jestem zazdrosna. To chyba normalna reakcja. Wiem, że Louis nie jest moją własnością, a ja nie mogę nic zrobić aby go jakoś ukryć przed światem, aby nikt inny go nie oglądał tylko ja.
- Jo, błagam cię uspokój się dziewczyno. Nic się takiego nie stało. - uspokajała mnie Meg, ale ja i tak wiedziałam swoje. Byłam zazdrosna, cholernie zazdrosna, że inne dziewczyny tak patrzyły na mojego Louisa. Wiem, że jego to wcale nie rusza, ani nie zwraca na to zbytniej uwagi, ale mnie to rusza i mi to daje powody aby wydłubać tym dziewczynom oczy.
- Weź głęboki, uspokajający oddech i dokończ ubieranie się. - powiedziała spokojnie przyjaciółka, a ja zamknęłam na chwilę oczy i poszłam za jej radą. Wzięłam głęboki, oczyszczający oddech i było mi lepiej, o wiele lepiej, bo gdy otworzyłam oczy tych dziewczyn już tam nie było, a ja w spokoju mogłam się ubrać.

***

- Cześć Jo. - przywitał się ze mną Stan.
- Hej Stan. - odpowiedziałam przytulając chłopaka, ale za chwilę zostałam przyciągnięta przez Louisa. Meg stanęła obok Stana obejmując go w pasie. Popatrzyłam tylko na chłopaka, a ten prawie zabijał Stana wzrokiem. Aby jakoś złagodzić jego atak stanęłam na palcach i złożyłam krótki, lecz czuły pocałunek na policzku Louisa, który od razu uśmiechnął się, a rysy jego twarzy diametralnie złagodniały.
- Idziemy coś zjeść. Idziecie z nami? - zapytała Meg, gdy wyszliśmy na zewnątrz na zimne londyńskie powietrze, które zawiało prosto w moją twarz, a przez moje ciało przeszedł mały dreszcz.
Popatrzyłam na Louisa, który tylko kiwnął głową w moją stronę dając znak, że jak najbardziej jest za tym.
- No to chodźmy. - powiedziałam i całą czwórką ruszyliśmy do samochodu Louisa.

______________________________________________________________________________
JA NADAL W TO NIE WIERZĘ!!! 
NAPISAŁAM 100 ROZDZIAŁÓW!!! 
 ZARAZ SIĘ POPŁACZĘ ZE SZCZĘŚCIA!!!

DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ!!!

ZA TO, ŻE JESTEŚCIE ZE MNĄ, ZA TO ŻE DAJECIE MI MNÓSTWO MOTYWACJI DO PISANIA, ZA WASZE KOMENTARZE.
DZIĘKUJĘ!!!

TO DZIĘKI WAM JESTEM TUTAJ. TO DZIĘKI WAM POKOCHAŁAM PISANIE. 
TO DZIĘKI WAM KONTYNUUJĘ TĄ HISTORIĘ.

                          KOCHAM WAS ZA TO, ŻE JESTEŚCIE NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE

            A I MAM PROŚBĘ. CZY WSZYSCY, KTÓRZY CZYTAJĄ TEGO BLOGA MOGLIBY                                                      DAĆ JAKIŚ MAŁY KOMENTARZ? 
           CHOCIAŻ JEDNO SŁOWO, ŻEBYM WIEDZIAŁA ILE OSÓB JEST TUTAJ ZE MNĄ?                                                     BARDZO WAS O TO PROSZĘ :)











P.S. Jeśli macie jakieś pytania zapraszam do zakładki kontakt. Tam znajdziecie wszystkie potrzebne linki :)

13 komentarzy:

  1. Czytam :) @I_am_Crazy_M

    OdpowiedzUsuń
  2. czytam, rozdział fajny :) coś mi się wydaje że Jo będzie w ciąży! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW 100 rozdział :) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo w końcu jest 100! Boski boski boski, ale powiedz, że Jo nie jest w ciąży bo chyba tego nie zniosę :)

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  5. Yeahh 100!!! Ale zlecialo ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Juz 100 ?! :o szybko ..
    Swietny rodzial <3 ciekawe co jest z Jo :/
    Czekam next :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam, czytam i czytać będę :)
    Co do Jo to myślę że jest w ciąży albo jest na coś chora.
    Czekam na nexta :******

    OdpowiedzUsuń
  8. Joooo bęęędzieeee miaaaaałaaa dzieeeeeeeckoooo. Świiięęęęęętuuuuujeeeemyyyy!¡!¡!¡!
    OH YEAH BABY!
    (tak tylko mówię, że od wt-pt nie będę komentować bo wyjeżdżam)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej ale super rozdział . Czytam , sory że nie komentowałam ale dużo miałam nauki . Ale teraz będę komentować :)

    OdpowiedzUsuń