sobota, 24 maja 2014

ROZDZIAŁ 104.

Czułam jak ból rozrywa moje serce. Dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego mnie zostawił? Dlaczego zachował się jak egoista? Zadawałam sobie te pytania stojąc w drzwiach klatki schodowej i patrząc jak samochód Louisa znika za zakrętem. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czy wrócić do mieszkania? Czy zostać na dole i zamarznąć na śmierć? Chociaż w tej sytuacji druga opcja byłaby właściwa. Sprzątaczka zapewne znalazłaby mnie martwą, leżącą na podłodze w korytarzu. Po długim namyśle, jednak wróciłam do mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i poszłam do sypialni. Położyłam się na łóżku i zaczęłam głośno płakać. Cały ból był we mnie. Nie mogłam sobie z nim poradzić, obezwładnił mnie. Czułam jak jakaś część opuszcza mnie. Na zawsze. Dlaczego? Może da się to jakoś naprawić? Może dojdziemy do porozumienia? Może potrzeba nam czasu? Tak, czas. Potrzeba nam go bardzo dużo. Tylko ile? Tydzień, miesiąc, rok? Boję się, że im dłużej będę zwlekać z rozmową z Louisem on się mną znudzi i znajdzie sobie inną. A co jeśli to będzie Abby? Nie wiem czy moje biedne, smutne i rozerwane na drobne kawałeczki serce to wytrzyma.
Leżąc na łóżku przykryta kołdrą pod samą brodę zastanawiałam się czy jechać w weekend, czyli jutro do rodziców. Dawno nie byłam w domu, więc to chyba najlepszy moment. Porozmawiać z nimi, zapytać co oni o tym wszystkim sądzą, co oni by zrobili na moim miejscu.
Nie wiem jeszcze na ile tam zostanę, bo nie za bardzo chcę opuszczać zajęcia. Ale pani doktor powiedziała mi, że jakbym źle się czuła to zawsze może mi napisać zwolnienie. Tak właśnie zrobię. Wszyscy się ucieszą, przynajmniej oni będą zadowoleni z mojego towarzystwa.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, a gdy rano się obudziłam, głowa strasznie mnie bolała, to pewnie przez te wczorajsze tragiczne w skutkach wydarzenia, których nawet mojemu wrogowi bym nie życzyła.
Wstałam z ciężką głową i od razu przeszłam do łazienki, po tabletki przeciwbólowe. Już chciałam je łykać, gdy przypomniałam sobie że przecież jestem w ciąży i pastylki mogą zaszkodzić dziecku. Odłożyłam je więc na półkę i przeszłam do kuchni. Kubek, z którego wczoraj Louis pił cały czas stał na stole. Na jego widok w moich czach pojawiły się łzy. Ale po chwili zorientowałam się, że nie warto płakać. Skoro on mnie nie chce to ja nie będę się nad tym rozczulać. Jestem twardą kobietą i dam sobie radę. Sama.
Nastawiłam wodę na kawę, ale zaraz. Przecież ja nie mogę pić kawy, prawda?
Więc nie zostało mi nic innego jak iść pod prysznic i wziąć gorący prysznic.
Piętnaście minut później stałam już na korytarzu i zakładałam na siebie buty i kurtkę. W międzyczasie, gdy robiłam tosty spakowałam się. Postanowiłam, że od razu po zajęciach pojadę do domu. Niema sensu wracać do mieszkania po torbę. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu, w ramionach mamy i opowiedzieć jej o wszystkim. Wczoraj wieczorem, gdy emocje nieco opadły chciałam do niej zadzwonić. Ale przekazanie wiadomości, że zostanie babcią przez telefon nie byłoby dobre, i boję się pomyśleć co mama by zrobiła. Dlatego powiem jej dzisiaj, gdy razem z tatą będą siedzieć w salonie i jak co piątek oglądać stare filmy na dvd.
Sprawdziłam jeszcze torebkę, czy aby na pewno wszystko mam. Dokumenty, pieniądze, klucze od auta i mieszkania.
Zamknęłam za sobą drzwi i sprawdzając chyba z pięć razy czy aby na pewno je zatrzasnęłam przewiesiłam torbę na ramieniu i zeszłam na dół do samochodu. Naciągnęłam czapkę na głowę i ruszyłam w stronę samochodu. Wrzuciłam torbę do bagażnika i wślizgując się na miejsce kierowcy odjechałam w stronę uczelni.
- Cześć Jo. - przywitał się ze mną Harry, gdy czekaliśmy z innymi studentami na profesora.
- Hej Harry. Jak tam ćwiczenia? - zapytałam, gdy chłopak usiadł obok mnie na parapecie.
- Świetnie. Zorientowałem się o co chodzi, ale to wszystko dzięki tobie. - powiedział uśmiechając się szeroko do mnie. Harry jest taki miły dla mnie. Jest zawsze, gdy go potrzebuję. Chciałabym  mu powiedzieć o swoich problemach, o ciąży, o rozstaniu z Louisem, ale nie mogłam. Nie byłam w stanie, za dużo mnie to kosztowało abym roztrząsała znowu ten temat. Nie wiem czy dam radę opowiedzieć o wszystkim rodzicom. Więc wolę zatrzymać siły na konfrontację z nimi.
- Niebyły takie trudne, prawda? - zapytałam również się uśmiechając. Chciałam pokazać, że nic mi nie jest. Że sobie radzę. Że czuję się świetnie, pomimo palącego bólu w klatce piersiowej.
- Pewnie, jeszcze raz dzięki. - odpowiedział spoglądając za siebie, gdzie właśnie profesor otwierał drzwi do sali i wszyscy ruszyli ku nim.
- Chodź. - zeskoczył z parapetu i podając mi dłoń, pomógł zejść z naszego dotychczasowego siedziska.
I ruszyliśmy w stronę wejścia.
Praktycznie przez cały wykład nie mogłam się na nim skupić. Co chwila Harry przywoływał mnie do rzeczywistości. Pewnie widział jak odlatuję i za każdym takim razem lekko mną potrząsał. Myślę, że to przez brak kofeiny w moim organizmie nie potrafię skupić się na zajęciach.
Ale też moje myśli błądziły przy Louisie. Zastanawiałam się co się z nim dzieje. Gdzie się zatrzymał, co teraz robi. Wiem, że między nami już koniec, ale nie potrafię tak po prostu o nim zapomnieć. Za bardzo go kocham, aby tak z dnia na dzień o nim zapomnieć.


Perspektywa Louisa



Zaraz po tym jak wczoraj wieczorem opuściłem mieszkanie pojechałem do mieszkania Stana. Chciałem go prosić, abym mógł się u niego zatrzymać kilka nocy, dopóki nie znajdę sobie czegoś taniego i małego.
Na szczęście przyjaciel się zgodził, bo stwierdził, że zawsze pomaga potrzebującym.
Ochoczo mnie przyjął, ale gdy Meg zobaczyła mnie stojącego i obładowanego przez torbę i pudło z projektami w progu oraz gdy skojarzyła fakty, chciała mnie stamtąd wyrzucić. Krzyczała na mnie, wyklinała mnie od najgorszych, a mi wcale dobrze się przez to nie zrobiło. Czułem ból w klatce piersiowej, owszem. Bo nie powinienem tak postępować. Powinienem zostać w mieszkaniu wziąć Jo w ramiona i zapewnić jej że damy sobie radę. Że dojdziemy do porozumienia, że znajdziemy wyjście z tej pokręconej sytuacji. Ale oczywiście ja, jak to ja zawaliłem po całości. Nawet nie chcę myśleć, jak Jo musi się teraz czuć. Mam tylko nadzieję, że będzie dziś na uczelni i uda mi się z nią porozmawiać.
Wiem, że przesadziłem oskarżając Jo o romans z Harrym. Ale poniosło mnie na samą myśl, że ten kretyn przebywa blisko mojej kobiety. Nidy nie tolerowałem innych facetów wokół kogoś kogo kocham. Zawsze chciałem to ja być na pierwszym miejscu i w centrum uwagi. Ale gdy pojawiał się jakiś osobnik płci przeciwnej, to wiedziałem że muszę go zniszczyć. Ale Harry jest jak ta pchła. Nie chce się odczepić i trzyma się kurczowo, więc potrzeba zastosować jakieś radykalne sposoby, aby się gada pozbyć.
Pamiętałem z planu zajęć Jo, że dziewczyna kończy zajęcia w południe, a dodatkowo wiedziałem w jakiej sali. Taki ze mnie agent FBI, a co!
Dlatego postanowiłem, że zaczekam na nią przed salą i zapytam czy zechciałabym ze mną porozmawiać. Wiem, że odmówi, ale postaram się zrobić wszystko aby zamieniła ze mną chociaż dwa słowa.
Za pięć dwunasta czekałem przed salą 217. Denerwowałem się jak cholera, ręce mi się strasznie trzęsły, co chwila przeczesywałem włosy z nerwów, a jakby tego było mało mocno się pociłem. Od kiedy ja się denerwuję rozmową z własną narzeczoną?
Nagle białe drzwi się otworzyły i tłum studentów zaczął wysypywać się na korytarz. Wszyscy zajęci rozmową między sobą, nawet na mnie nie zwracali uwagi. Natomiast ja obserwowałem uważnie każdą osobę po kolei. Nie chciałem przeoczyć Jo. Wiedziałem, że jest dziś na zajęciach, bo jej samochód stał w tym samym miejscu co zwykle, czyli naprzeciwko mojego.
Gdy większa część osób w końcu wydostała się z sali na samym końcu zobaczyłem ją. Ubrana cała na czarno, włosy związane w kucyka, praktycznie zero makijażu. Taka najbardziej mi się podobała, bez ton pudru - naturalna. Serce krajało mi się na jej widok, gdy stała obok biurka profesora i rozmawiała z nim. Co chwila wybuchała śmiechem, a na moich ustach od razu występował uśmiech od ucha do uch. Jeśli nawet nie wiedziałem o czym gadają to i tak domyślałem się, że Jo ma jakieś swoje uwagi, czy zastrzeżenia do zadań domowych czy twierdzeń.
Spuściłem wzrok tylko na jedną, jedyną sekundkę, a obok Jo znalazł się Harry. Czułem jak krew zaczyna mi się gotować w żyłach. Chciałem podejść do niego złapać go za kołnierzyk koszuli i wytargać na zewnątrz, aby w końcu mu przypieprzyć, ale nie mogłem. Wiedziałem, ze gdy tak zrobię Jo już nigdy więcej się do mnie nie odezwie, a tego bym chyba nie zniósł.
Więc czekałem spokojnie przed salą i obserwowałem Jo. Czekałem aż w końcu wyjdą abym mógł z nią porozmawiać. Ale wtedy coś przykuło moją uwagę. Duża dłoń Harry'ego znalazła się na dole jej pleców. Czy jego całkiem powaliło? Zauważyłem jak Jo wzdryga się. To pewnie przez jego nagły dotyk. Już chciałem ruszyć naprzód, aby mu wpieprzyć, ale oboje się odwrócili i ruszyli w stronę wyjścia. Na szczęście zrobiłem szybki unik i schowałem się za otwartymi drzwiami i obserwowałem ich z ukrycia.
- Co chcesz teraz robić? - zapytał ją Harry, gdy oboje stali na korytarzu, a Jo pakowała swoje zeszyty do torebki.
- Jadę na weekend do domu. - odpowiedziała mu wyjmując telefon z bocznej kieszonki i sprawdzając która godzina.
- Naprawdę? To świetnie. Należy ci się odpoczynek po całym tygodniu zmagań. - powiedział wesoło Harry, a ja myślałem że zaraz mu przywalę.
- Wiem dlatego jadę do rodziców. A ty co będziesz robił? - zapytała. Widziałem jak siadła na ławce stojącej obok niej i zawiązywała sznurówki butów. Zawsze jej powtarzałem, żeby patrzyła czy aby się jej nie rozwiązały, bo jak będzie szła przewróci się i powybija sobie wszystkie zęby, ale Jo jak to Jo jest strasznie uparta i sama wie co dla niej jest najlepsze.
- Nie wiem. Pewnie pójdę do biblioteki i wypożyczę sobie jakąś książkę. - odpowiedział, a wtedy Jo podniosła na niego wzrok i trzasnęła się z otwartej dłoni w czoło.
- Właśnie Harry, dziękuje ci, że mi przypomniałeś. Muszę wstąpić jeszcze do biblioteki po książkę. Dziękuję ci. - powiedziała i wstając z ławki stanęła naprzeciwko chłopaka i, czym mnie zaskoczyła i wkurzyła, pocałowała go w policzek.
- Och nie ma za co Jo. - wyjąkał tylko Harry, gdy Jo zabrała swoją torbę i przewiesiła ją na ramieniu, a następnie ruszyła w stronę schodów.
Czy ja to widziałem naprawdę? Czy to był tylko wymysł mojej wyobraźni? A może ja mam koszmar senny? Dlaczego Jo mi to zrobiła? Dlaczego pocałowała innego faceta? I to na moich oczach. Tyle, że ona nie była świadoma, iż ja ich obserwuję.
Ale z Harrym to ja sobie jeszcze pogadam. W poniedziałek na treningu i wtedy to koleś mnie popamięta. Raz na zawsze.
Nie chciałem ich śledzić. Nie mogłem patrzeć na to jaka Jo jest szczęśliwa w towarzystwie innego chłopaka. Nie mogłem na niego patrzeć. Odbierał mi to co należało do mnie.
Dowiedziałem się, że Jo jedzie dziś do domu, wiec pewnie zaraz po odwiedzeniu biblioteki przyjdzie do samochodu. Dlatego udałem się na parking i postanowiłem poczekać na Jo i spróbować z nią porozmawiać.
Takie miałem plany dopóki nie zobaczyłem Abby na parkingu, a w dodatku idącej w moją stronę. No to super. Mam tylko nadzieję, że pójdzie sobie dopóki Jo nie przyjdzie.


Perspektywa Jo


- Co chcesz teraz robić?  zapytał Harry, gdy oboje staliśmy na korytarzu, a ja pakowałam swoje zeszyty do torby. Właśnie skończyłam rozmawiać z profesorem i usprawiedliwiłam się dlaczego nie było mnie na ostatnich zajęciach. Wyjaśniłam mu, że się czymś zatrułam i nie dałam rady przyjść. Na szczęście mój profesor to dobry człowiek i w pełni mnie zrozumiał. Nawet opowiedział mi jak to kiedyś przez kilka dni nie mógł wstać z łóżka przez jakąś chorobę, której nazwy teraz nie pamiętam. Ale opowiadał to tak śmiesznie, że zaczęłam sama się z niego śmiać. Ale jemu wcale to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Był zadowolony, że wywołał u mnie taką reakcję.
- Jadę na weekend do domu. - odpowiedziałam wyjmując telefon z bocznej kieszonki i sprawdzając godzinę.
- Naprawdę? To świetnie. Należy ci się odpoczynek, bo całym tygodniu zmagań. - powiedział wesoło Harry, a jego policzkach pojawiły się prze słodkie dołeczki.
- Wiem dlatego jadę do rodziców. A ty co będziesz robił? - zapytałam spuszczając wzrok na swoje stopy. Zauważyłam, że sznurówki mi się rozwiązały, więc usiadłam na ławce stojącej obok nas i podciągając nogę pod brodę zawiązałam ją.
- Nie wiem. Pewnie pójdę do biblioteki i wypożyczę sobie jakąś książkę. - odpowiedział, a ja podniosłam głowę w jednej chwili trzasnęłam się w czoło.
- Właśnie Harry, dziękuje ci, że mi przypomniałeś. Muszę wstąpić jeszcze do biblioteki po książkę. Dziękuję ci. - powiedziałam wstając z ławki i stając naprzeciwko chłopaka. Nie wiem co mnie podkusiło, może brak dotyku przez kogokolwiek przez ostatnie godziny, ale pocałowałam Harry'ego w policzek. Wiem, że Louisowi by się to nie spodobało, ale w końcu nie ma go tutaj, prawda?
- Och nie ma za co Jo. - wyjąkał tylko, gdy zabrałam swoją torbę i przewiesiłam ją sobie na ramieniu, a następnie oboje ruszyliśmy w stronę schodów.
Biblioteka mieściła się w budynku obok. Była o wiele mniejsza niż główna siedziba.
Weszliśmy z Harrym do środka, gdzie miła i starsza kobieta powitała nas ogromnym uśmiechem na ustach. Pomogła nam nawet szukać potrzebnych książek, a co najlepsze oboje z chłopakiem myśleliśmy o tej samej lekturze. Zaśmialiśmy się z naszego dogrania i poprosiliśmy o dwa egzemplarze. Nadal nie mogę uwierzyć, że mam takiego wspaniałego kolegę ze studiów. Zawsze myślałam, ze jak pójdę na studia znajdę sobie jakąś koleżankę, z którą będę się uczyć, chodzić razem na zajęcia. Ale jakbym teraz miała wybierać pomiędzy dziewczyną, a Harrym wiem że wybrałabym Harry'ego. Jest on moim jedynym przyjacielem, pomijając Louisa, ale to było dawno temu, gdy jeszcze zachowywał się normalnie w stosunku do mnie.
- Teraz do domu? - zapytał Harry, a ja potaknęłam chowając książkę do torby. Coś czuję, że ten weekend będzie i dobry i zły. Dobry, bo mam super ciekawą książkę do przeczytania, a zły bo czeka mnie rozmowa z rodzicami o moim problemie zamieszkującym mój brzuch. Mam tylko nadzieję, że nie wyrzucą mnie za to z domu i nie będę musiała szwendać się po mieście w celu znalezienia sobie tymczasowego lokum.
- Podrzucić cię? - zapytałam, gdy wyszliśmy na zewnątrz, a ja założyłam na siebie czarną czapkę.
- Nie dzięki.
- Ale naprawdę to dla mnie przyjemność Harry. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Nie trzeba. Poza tym to po drugiej stronie miasta. - odpowiedział przerzucając swoją torbę na drugie ramię.
- Dobra skoro nie chcesz. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. - To do zobaczenia, może w poniedziałek. - dodałam odwracając się do niego tyłem i idąc w stronę parkingu.
- Jak to może w poniedziałek? - zapytał podbiegając w moją stronę i łapiąc mnie za ramię, a następnie odwracając w swoją stronę.
- Tak mi się powiedziało. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
- To dobrze, bo już myślałem że zamierzasz gdzieś uciec, albo zrezygnować ze studiów. - wyjaśnił, a ja pokiwałam głową na znak że rozumiem.
- Nie martw się. Zobaczymy się w poniedziałek prawda? - zapytałam głaskając go czule po policzku. Właściwie sama nie wiem czemu to zrobiłam, chyba tego bardzo mocno potrzebowałam. Czyjeś bliskości i czułego dotyku.
- P-pewnie. - zająknął się Harry, a następnie szybko się odwrócił i odszedł w stronę przystanku.
Chciałam go podrzucić pod jego dom. Przynajmniej wiedziałabym gdzie mieszka, a po drugie chciałam spędzić z nim więcej czasu. Wiem, że takim zachowaniem mogę dać mu nadzieję, że może coś być między nami, ale ja po prostu potrzebowałam czyjeś bliskości, a akurat Harry był blisko.
Potrząsnęłam głową i z głupim uśmieszkiem na ustach ruszyłam w stronę swojego samochodu. Gdy byłam w miarę blisko auta zaczęłam szukać kluczy w torbie. I jak na złość nie mogłam ich znaleźć, aż w końcu coś zabrzęczało pod moimi palcami i wyjęłam plik kluczy.
Gdy tylko włożyłam kluczyk do zamka w drzwiach z drugiej strony parkingu dobiegł mnie jakiś śmiech. Odwróciłam głowę, a to co tam zobaczyłam całkiem mną wstrząsnęło. Louis obejmował Abby w pasie, a ta położyła swoje dłonie na jego klatce piersiowej i nachylając się do jego ucha szeptała mu coś na nie. Ale to nie było takie strasznie. Okropne było to, gdy zobaczyłam jak nachyla się w jego stronę i całuje go w usta. A Louis jej nie odpycha, tylko odwzajemnia pocałunek.
Stałam tam przez ten cały czas i obserwowałam ich intymne poczynania. Czułam jak łzy gromadzą się w kącikach moich oczu, ale nie chcą wypłynąć. To było trudniejsze ode mnie. Dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego? Dlaczego z nią? Nie mógł znaleźć sobie innej dziewczyny tylko Abby? Wiedział jaki mam do niej stosunek.
Nim się zorientowałam siedziałam w aucie i drżącymi rękoma próbowałam odpalić samochód. Za trzecim razem udało mi się i nacisnęłam gaz do samej podłogi. Samochód wydał tylko z siebie głośny ryk, ale nadal stał w miejscu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie wrzuciłam biegu, dlatego samochód się nie poruszył. Popatrzyłam przed siebie, a tam Louis stał i patrzył wprost na mnie. Usta i oczy miał szeroko otwarte, a z moich oczu w końcu poleciały łzy. I tak patrzyliśmy na siebie dopóki nie odepchnął Abby na bok i nie ruszył w moją stronę. Dziewczyna zaczęła na niego wrzeszczeć, a on pokazał jej tylko środkowy palec i biegiem ruszył w moją stronę.
Gdy dotarło do mnie co się tak naprawdę dzieje wrzuciłam szybko pierwszy bieg i nie patrząc na nic z piskiem opon wyjechałam z parkingu. Przejechałam obok Louisa, który tylko krzyknął moje imię, ale było już za późno. Uciekłam. Po raz drugi, gdy w grę wchodziła Abby.


Perspektywa Louisa


- Gdzie ta twoja dziewczyna, co Lou? - zapytała mnie Abby, gdy staliśmy na parkingu obok mojego samochodu A ja modliłem się tylko, żeby Jo przypadkiem teraz nie wyszła zza zakrętu i nas nie zobaczyła. Złamałoby to jej serce, jeśli już nie ma złamanego.
- Co cię to obchodzi? Nie powinnaś być teraz na zajęciach? - zapytałem odpychając ją, gdy przysunęła się blisko mnie.
- Powinnam, ale wiesz że ja nie lubię siedzieć bezczynnie i gapić się w ścianę. - odpowiedziała kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej.
- I co z tego? Powinnaś być w sali tak jak inni i uczyć się. - powiedziałem chwytając jej nadgarstki i odpychając od siebie. Czego ona ode mnie chce? Zaśmiała się tylko głośno, aż mnie uszy zaczęły boleć.
- Ty też powinieneś siedzieć na zajęciach i uczyć się. - zaczęła mnie przedrzeźniać, na co spiorunowałem ją wzrokiem. Niech ona sobie już pójdzie, pewnie zaraz Jo się pojawi, a gdy nas zobaczy to nawet nie chcę myśleć co sobie pomyśli.
- Oj Louis daj spokój. - zajęczała Abby do mojego ucha i po chwili przycisnęła usta do moich. Chciałem ją odepchnąć, ale przytrzymała mi tył głowy także nie mogłem wykonać żadnego ruchu.
Nagle usłyszałem ryk jakiegoś samochodu. Na początku pomyślałem, że to może ktoś zatrzymał się, bo jakiś inny kierowca zajechał mu drogę, ale nie. Popatrzyłem na źródło tego hałasu i wtedy zobaczyłem Jo. Siedziała w samochodzie ze łzami spływającymi po policzkach. Patrzyliśmy się na siebie przez dłuższą chwilę. Otworzyłem oczy szeroko ze zdziwienia, bo miałem nadzieję że Jo przyjdzie później i nie zobaczy Abby obok mnie. A ja miałem obserwować każdą stronę parkingu i patrzeć z której strony dziewczyna nadchodzi. Ale oczywiście Abby i te jej głupie gierki doprowadziły, że zaprzepaściłem swoją jedyną szansę na porozmawianie z Jo.
Odepchnąłem więc Abby i ruszyłem w stronę Jo. Abby zaczęła na mnie krzyczeć, że nie podoba jej się takie traktowanie i że nie powinienem tak postępować z dziewczynami, ale ja ją miałem gdzieś pokazałem je tylko środkowy palec, na co ona fuknęła pod nosem. Ale nie przejmowałem się nią, chciałem jak najszybciej zaleźć się blisko mojej Jo i wytłumaczyć jej tą całą chorą sytuację.
Biegiem ruszyłem w jej stronę, ale Jo wrzuciła pierwszy bieg i przejechała obok mnie.
- Jo! - krzyknąłem, ale dziewczyna całkiem mnie olała i odjechała.
Szybko wróciłem do samochodu, gdzie stała Abby. Wsiadłem do środka ignorując głupie komentarze dziewczyny i z piskiem opon ruszyłem za Jo.
Nie mogłem jej nigdzie znaleźć, a do tego zrobił się korek. Chyba jakiś wypadek się zdarzył, bo widziałem karetkę i policję stojące obok.
Właśnie przejeżdżałem obok wypadku, gdy zobaczyłem totalnie zmiażdżony przód granatowego samochodu, a gdy zorientowałem się jaki to model auta gwałtownie zahamowałem. Wysiadłem z samochodu i pobiegłem w stronę karetki ignorując przekleństwa innych kierowców jadących za mną.
- Gdzie ona jest?! - wykrzyknąłem, ale nikt mi nie odpowiedział. Zacząłem rozglądać się dookoła siebie i wtedy ją zobaczyłem. Leżała na noszach, a dwóch pracowników pogotowia wsadzało na tył karetki. Podbiegłem szybko w tamtą stronę i bez żadnych ostrzeżeń wpakowałem się do środka.
- Jo, kochanie. - szepnąłem chwytając jej zimną dłoń. - Jestem tu, słyszysz? Jestem. - mówiłem do niej, ale ona nie reagowała. Wszędzie była krew, na jej dłoniach, twarzy, ubraniach. Wszędzie.
- Lou? - usłyszałem jej słaby głos.
- Jestem tu maleńka. Nic ci nie będzie, obiecuję. - powiedziałem całując jej dłoń.
- Kocham cię. - szepnęła tylko, a maszyna stojąca obok, do której Jo była przypięta zaczęła wydawać z siebie jednolity dźwięk. Jej dłoń zrobiła się ciężka, a dziewczyna przestała oddychać, bo jej klatka piersiowa się nie unosiła.
- Nie, nie zostawiaj mnie. - prosiłem, a gorące łzy spływały po moich policzkach. Ale Jo się już nie odezwała.
Odeszła.

_________________________________________________________________________________
To był ostatni rozdział tego opowiadania. 
Większość z Was pod ostatnim rozdziałem pisała, że bardzo by chciała aby Jo była z Harry'm. Natomiast druga połowa była za tym, aby Jo i Louis się pogodzili. A niestety ja Was tak zaskoczyłam.
Cóż takie życie, pełne niespodzianek i nieprzewidzianych zwrotów akcji.
Epilog będzie jakoś w najbliższych dniach.

12 komentarzy:

  1. Szkoda że to już koniec tego opowiadania :( Czemu tak smutno się skończyło :( Ale całe opowiadanie wyszło ci Super :) nawet z tym smutnym zakończeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cooo?! Już koniec??? Tak po prostu?! Jejciu nie spodziewałam się. Poza tym że jestem na ciebie strasznie zła to podoba mi się to ;) fajnie piszesz, może zaczniesz pisać kolejne opowiadanie? :3 pozdrawiam ~ Misia

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powiem, że nie płakałam bo łzy nadal spływają mi po policzkach i jestem na Ciebie tak bardzo wkurwiona... Jak to możliwe, że to koniec?! Masz coś na swoje usprawiedliwienie? Szczerze myślałam, że blog skończy się nieco inaczej chyba jak wszyscy. Po prostu jestem teraz smutna czy roztargniona. Kocham twoje bloga i bardzo chciałam abyś pisała go dalej, ale jak widać postanowiłaś zakończyć swoją pracę, która onieśmieliła mnie z pierwszym rozdziałem. Nie mogę pojąć, że to tak szybko minęło. Pamiętam jak przez mgłę gdy szukałam jakiegoś opowiadania, aż trafiłam do Ciebie. Z całego serca chce Ci podziękować za to co napisałaś. Te opowiadanie na pewno zostanie długo w mojej pamięci bo co chwilę czekałam zniecierpliwiona oczekując nowego rozdziału. Nawet lekcje mi na nich przeleciały. Nauczyły mnie wielu rzeczy. Aby dłużej się nie rozpisywać to jeszcze raz dziękuję Ci za to wszystko i życzę dalszych sukcesów w pisaniu. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Że cooooooooooooooooo?! zrobię Ci wjazd na chatę, jak mogłaś? :c Jeszcze ten tragiczny koniec lubię, jak się coś dzieje, ale bez przesady. Powiem Ci, że rozdział i tak był świetny, tylko szkoda, że to wszystko się tak szybko skończyło.. Może jeszcze raz nas zaskoczysz i jednak Jo przeżyje, bo po prostu jej serce zatrzymało się na kilka chwil...
    W każdym bądź razie wspaniałe opowiadanie i tego będę się trzymała. : )

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  5. No nieee ! Jak mogłaś uśmiercic Jo. Powiedz że to żart i nie kończysz opowiadania, a Jo przeżyje. Ale mimo takiego smutnego obrotu zdarzeń, to opowiadanie jest jednym z moich ulubionych. Będzie mi go brakowac. :( :( xx Lena.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej no! Proszę nie kończ tak tego zajebistego opowiadania!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak tak można! No ja sie pytam jak tak można! Panie no.
    Pisz 2nd opowiadanie. Jeden z moich ulubionych blogów to jest i takiej blogerki ztracić nie chcę. Tylko proszę: NIECH NIE BĘDZIE O HARRYM. Pliss.
    Smutno mi. Przykro. Louis choć do mnie i mnie rozwesel. Marzenia. Zryłaś mą psychikę jeszcze bardziej. Cóż, jednak nie jest to nie możliwe. Pisz i pisz dalej. O to Cb prosić chcę.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej nie go nie moze byc koniec opowiadania... za bardzo jest fajne... moze zrob jakas druga czesc gdzie jo reanimuja i powraca do swiata zywych ? Prosze cie tylko nie koniec...
    Jest to jedno z najlepszych opowiadan jakie czytalam. Wierze w ciebie i mam nadzieje ze tego tak nie zostawisz.. PROSZE ! :( :'( / Raisa

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozpłakałam się ;(
    Czemu to musiało się tak skończyć !
    Szkoda mi Lou ;(
    Płacze już kilkanaście godzin no prosze cię to nie może się tak skończyć.....

    OdpowiedzUsuń
  10. NIEEEEEE!!!!!!!!!! Kurwa, nie... Płacze :c
    A dzidzia? Zmarła z mamusią! Płaczeee

    OdpowiedzUsuń
  11. O japierdole ! Tego się nie spodziewałam

    OdpowiedzUsuń