poniedziałek, 26 maja 2014

ROZDZIAŁ 105.

Perspektywa Louisa


Minęły dwa tygodnie odkąd Jo trafiła do szpitala. Codziennie jestem u niej. Praktycznie można rzec, że śpię przy jej łóżku. Trzymam ją za rękę, staram się być przy niej cały czas. Czasem boję się, że jak na moment wyjdę do toalety to Jo się wybudzi i nikogo przy niej nie będzie. Dlatego staram się załatwiać swoje potrzeby jak najszybciej potrafię.
Policja przychodzi co drugi dzień do sali Jo. Chcą ją przesłuchać w sprawie wypadku, ale nie mają jak, a sprawa stoi w miejscu. Każdy czeka, aż Jo w końcu otworzy oczy. Każdy chce ją zobaczyć, każdy chce jej powiedzieć że bardzo się cieszy, iż dziewczyna żyje.
Często, gdy jestem u niej w sali, maszyna do której dziewczyna jest podpięta i która reguluje pracę serca wydaje z siebie dziwne dźwięki, jakby chciała pokazać że Jo już się wybudza, ale niestety nic z tego. Za każdy razem jak biegnę po pielęgniarkę, ona mi mówi że to fałszywy alarm i że pacjentka nie jest jeszcze gotowa na powrót do nas.
Czasem przychodzą mi do głowy głupie myśli. A co jeśli Jo się nie wybudzi? A co jeśli już nigdy nie zobaczę jak się uśmiecha? Jak mówi mi, że mnie kocha? Jak się na mnie wkurza? Ale wtedy proszę Boga o jedno, o powrót mojej ukochanej. O to, aby w końcu mi ją oddał i pomógł jej się obudzić. Czy proszę o tak wiele?
Wiem, że narobiłem dużo świństwa Jo. Nie powinienem tak reagować na wieść o ciąży. Powinienem się cieszyć, że zostaniemy rodzicami, że Bóg powierzył nam tą rolę mimo młodego wieku. Ale teraz już jest za późno. Nie ma dziecka, nie ma go, albo jej. Jo poroniła. Uderzenie było tak wielkie, że dziecko nie miało szans na przeżycie. A do tego jeszcze chwilowe zatrzymanie akcji serca w karetce spotęgowało jego odejście. Nie mam pojęcia jak Jo zareaguje na tą wieść. Wiem, że nie była zadowolona z tej ciąży, ale znam ją dość długo i wiem, że podświadomie kochała to maleństwo.
Rodzice i moi i Jo, gdy tylko dowiedzieli się co się stało od razu przyjechali do szpitala. Chcieli wiedzieć co się stało, więc opowiedziałem im w skrócie jak do tego doszło. Mama Jo od razu zaczęła płakać i chciała widzieć się z córką, ale Jo była wtedy operowana, więc nie było szans.
Moi rodzice zabrali mnie do domu. A gdy znalazłem się w swoim łóżku tama puściła i z moich oczu poleciały gorące łzy. Modliłem się o powrót Jo do zdrowia, o to aby wróciła do mnie. Żeby nic się jej strasznego nie stało i żeby była uśmiechnięta jak zawsze.
Fantazjowałem nawet o tym, że siedzimy na zielonej trawce w parku i bawimy się z małym brązowowłosym chłopcem. Uśmiechnąłem się przez łzy, ale po chwili przypomniałem sobie obraz nieprzytomnej Jo na tyłach karetki. I mój strach o to czy dziewczyna przeżyje.
Na szczęście przeżyła, ale leży na OIOM-ie podpięta do kilku maszyn podtrzymujących jej życie.
Gdy kilka godzin później wróciłem do szpitala i wjechałem na odpowiednie piętro, tata Jo od razu mnie zaatakował. Krzyczał na mnie, wyklinał mnie, a to wszystko przez to że dowiedział się o ciąży. Szczerze powiem, że spodziewałem się takiej reakcji z jego strony. Wiedziałem, że oskarży tylko mnie o to. Ale gdy mi powiedział, że Jo straciła dziecko nie mogłem w to uwierzyć. Byłem zły. Zły na siebie za to, że pozwoliłem Jo prowadzić samochód w takim stanie. Była zdenerwowana, widokiem Abby obok mnie. Wiem, że ja do tego doprowadziłem. Powinienem krzyknąć na nią, aby się ode mnie odczepiła i dała mi w końcu spokój, ale jestem tchórzem.
Wiem, jestem żałosny w tym momencie. Zamiast zrobić coś w tamtej chwili ja wolałem stać i patrzeć jak moja dziewczyna odjeżdża i ucieka przede mną.
Codziennie zaraz po przybyciu do szpitala kupowałem Jo świeże kwiaty. Chciałem, aby w jej sali było kolorowo. I, że jak się obudzi zobaczy, że ktoś o niej pamiętał
Zrobiłem sobie chwilową przerwę w studiach. Oczywiście zdam wszystkie egzaminy w pierwszych terminach, ale nie chodzę po prostu na zajęcia. Jo jest dla mnie ważniejsza, niż wykłady czy nawet treningi. Profesorowie wiedzą co się stało i bardzo mi współczują tego, ale też rozumieją moją nieobecność na zajęciach. Obiecali, że mi pomogą w zdaniu roku. Nawet jeśli będzie to trudne i spowodowane nocną nauką. Ale co mi tam, Jo jest ważniejsza.
Często Harry przyjeżdża do szpitala. Chce wiedzieć co z Jo. Próbuję go zbywać, bo nadal jestem na niego wkurzony, ale staram się po sobie tego nie pokazywać. Jo chciałaby, abym go zaakceptował jako jej najlepszego przyjaciela ze studiów. Dlatego staram się, bardzo się staram mu nie przywalić w twarz. Czasem aż mnie ręka świerzbi, gdy widzę jak siada na moim stałym miejscu przy łóżku dziewczyny i gada coś do niej. Najczęściej wtedy wychodzę z sali, bo nie jestem w stanie tego słuchać, ani na to patrzeć. Poza tym tak jak mówiłem wcześniej Jo chciałaby, abym go w końcu zaakceptował. A ja się bardzo staram. I to już jakiś krok na przód, zostawienie ich samych w sali, prawda?
Wszystkimi wstrząsnął ten wypadek. Najbardziej przeżyli go rodzice Jo i jej młodszy brat. Rodzice dziewczyny nie chcieli, aby Mały zobaczył siostrę w takim stanie. Całą posiniaczoną i w bandażach oraz plastrach poprzyklejanych na twarzy. Wiadomo, że dla takiego małego dziecka mógłby to być szok na całe życie. Dlatego postanowili wspólnie, że przyprowadzą go do szpitala jak tylko Jo się obudzi, a mamy nadzieję że będzie to prędko.
- Jo kochanie, błagam wróć do mnie. - poprosiłem, gdy siedziałem na krześle przy jej łóżku trzymając jej chudą dłoń.
- Obudź się, proszę. Tak bardzo chcę żebyś na mnie popatrzyła i powiedziała jak bardzo mnie kochasz. Błagam obudź się. - poprosiłem znowu cicho.
Pielęgniarka powtarza mi często, żebym mówił do Jo. Że to pomaga pacjentom w śpiączce. Często też przynoszę ze sobą jej ulubione książki i czytam je na głos. Mam nadzieję, że to jej pomoże i w końcu się wybudzi ze snu. A wtedy będę najszczęśliwszym facetem na ziemi.
- Louis chodź z nami do domu. - powiedziała moja mama i położyła dłoń na moim ramieniu.
- Nie, mamo. Chcę zostać z Jo. Chcę być przy niej jak się wybudzi. - odpowiedziałem całując dłoń dziewczyny.
- Prześpisz się, wykąpiesz, przebierzesz i przyjedziesz. A teraz daj spędzić trochę czasu pobyć z nią jej rodzicom. - powiedziała mama, a ja odwróciłem się za siebie i ujrzałem rodziców Jo czekających za drzwiami i rozmawiającymi z moim tatą. Popatrzyłem tylko na moją mama, a ta skinęła głową i lekko się uśmiechając zachęciła mnie do pójścia z nią do domu. Może i miała rację? Może i powinienem się trochę przespać i wrócić tutaj pełen sił?
- Dobra, ale daj mi chwilę. Tylko pożegnam się z Jo. - mama tylko skinęła głową na znak, że się zgadza i wyszła z sali.
- Chciałbym abyś wiedziała, jak bardzo cię kocham maleńka i jak strasznie za tobą tęsknie. Mam nadzieję, że się za niedługo obudzisz, bo moje życie bez ciebie nie ma sensu. Kocham cię. - powiedziałem tylko i nachylając się nad ciałem mojej ukochanej złożyłem na jej czole czuły i zarazem lekki jak piórko pocałunek. A następnie odwróciłem się i wyszedłem z sali, gdzie na korytarzu czekali rodzice moi i Jo.
- Dobry wieczór Louis. - przywitała się ze mną pani Monk ściskając mnie mocno. Odwzajemniłem ten czuły gest. Pan Monk nie był wobec mnie taki czuły. Miał do mnie urazę za to, że Jo była w ciąży. I jak to kiedyś stwierdził: zniszczyłem życie jej córki. Tyle, że ona ze mną była bardziej szczęśliwa i uśmiechnięta, niż gdy była w domu. Ale w to już nie wnikam. Pamiętam jak zareagował na wieść o naszych zaręczynach. Jaki był wtedy zły. I domyślam się, że to również na mnie był poirytowany, ale całą swoja złość wyładował na biednej Jo. Dlatego nigdy już nie zrozumiem tego człowieka. Nigdy też się z nim nie dogadam, ale zrobię wszystko, aby Jo była szczęśliwa.

***

Minął kolejny tydzień, a Jo nadal nie dała nam żadnego znaku życia. Chociaż się jeszcze nie wybudziła ze śpiączki, to mamy dobrą wiadomość. Odłączyli ją od urządzeń. Teraz Jo sama oddycha. Tak bardzo się cieszę z tego powodu. Mam świadomość, że dziewczyna jest coraz bliżej wybudzenia się. A jej wyniki badań na to wskazują.
Za dwa tygodnie święta. Ludzie już przygotowują się do ich świętowania. Ja jakoś ich nie czuję. Może dlatego, że nie ma przy moim boku Jo. Ona to by się ze wszystkiego radowała. Już kupowałaby prezenty dla najbliższych. Ciągałaby mnie ze sobą do sklepów. Pokazywała różne, dziwne i okropne rzeczy, które chciałaby kupić, a ja bym się śmiał i odradzał ich kupowania. Tęsknię za nią. Smutno mi bez niej. A w dodatku w Londynie spadł śnieg, a temperatura obniżyła się do minus dziesięciu stopni, co nie nastraja pozytywnie.
Cały czas mam nadzieję, że Jo wybudzi się ze śpiączki przed Bożym Narodzeniem i że będziemy mogli pierwsze, nasze wspólne święta spędzić razem w domu, a nie przy szpitalnym łóżku dzieląc się opłatkiem.
Chciałbym zobaczyć jak Jo otwiera prezent ode mnie. Jak bardzo się cieszy siedząc na dywanie obok choinki i rozrywając kolorową folię. Ile ja bym za to oddał, aby ją taką zobaczyć? Wszystko bym oddał, aby tylko się obudziła.
- Maleńka obudź się. Tak mi tu smutno bez ciebie. Czuję się taki samotny, bez życia. Nie daj mi się więcej męczyć. Błagam wybudź się już. - prosiłem za każdym razem, gdy przychodziłem do niej.
Dwa dni temu zdałem ostatnie egzaminy w tym semestrze i jestem wolny, aż do połowy stycznia. Dlatego będę mógł przebywać z Jo od rana do wieczora, a nawet i w nocy. Choć cały czas mam nadzieję, że Jo wybudzi się prędko i nie będę musiał tutaj więcej przebywać.
Sprawy z ojcem Jo nie uległy zmianie. Nadal mnie nienawidzi. Próbowałem z nim rozmawiać kilkakrotnie, ale on nie chce mnie w ogóle znać, ani widzieć. Dlatego ja odpuściłem. Pomyślałem, że pogadam z nim jak Jo się obudzi. Wtedy będzie szczęśliwy, że jego jedyna córka jest wśród nas i może zmieni do mnie nastawienie. Chociaż wątpię w to, bo ten człowiek rzadko zmienia nastawienie wobec innych ludzi. A zwłaszcza takich, którzy wyrządzili wielkie zło jego najbliższym. Już pominę fakt, że on sam sprawia innym przykrość, a zwłaszcza swoim bliskim.
Jak każdego dnia, gdy tylko zasiadałem w niewygodnym fotelu przy krześle Jo, łapałem ją za rękę. Na początku zawsze całowałem jej zewnętrzną część, a potem splatałem jako tako nasze palce ze sobą. Chciałem, żeby Jo poczuła mnie jako pierwszego, gdy się obudzi.
Za każdym razem miałem nadzieję, że to będzie ten dzień. Ten niesamowity i niezapomniany dzień, w którym Jo otworzy swoje powieki i ujrzy mnie jako pierwszego.
I to był właśnie on. Środa, dwa tygodnie przed świętami.
Obróciłem się tylko na momencik, aby z torby wyciągnąć książkę. Chciałem kontynuować jej czytanie, które zacząłem dosyć niedawno. Trudno mi było ją wygrzebać z dna torby jedną ręką. Ale za cholerę nie miałem zamiaru puszczać jej dłoni. Dlatego musiałem sobie jakoś poradzić z jedną kończyną. Ale gdy już trzymałem książkę w dłoni coś połaskotało moją lewą dłoń, tą za którą trzymałem Jo. Gwałtownie obróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem jak Jo powoli otwiera oczy. To było niesamowite. Siedzieć i obserwować jak twoja dziewczyna wybudza się ze śpiączki. Wiem, że nigdy nie zapomnę tego widoku. Szybko nacisnąłem czerwony guzik przy jej łóżku, aby powiadomić pielęgniarkę, że Jo się wybudza.
- Louis? - zapytała ochrypłym głosem rozglądając się po niewielkiej sali. - Gdzie ja jestem?
- Witaj kochana. W szpitalu, miałaś wypadek. Byłaś w śpiączce. - odpowiedziałem całując jej dłoń.
- Jak to wypadek? Jak to w śpiączce? Co się stało? - zapytała spanikowana rozglądając się gwałtownie po sali. Wiedziałem, że zaczyna panikować.
- Spokojnie Jo. Zaraz przyjdzie pielęgniarka. - powiedziałem, ale dziewczyna wyszarpała się z mojego uścisku i zaczęła się podnosić. Uważnie obserwowała wszystkie maszyny stojące wokoło jej łózka, a także wenflony.
- Dlaczego ja jestem w szpitalu? Co się do cholery stało? - zapytała cała spanikowana, a ja modliłem się w duchu, aby pielęgniarka jak najszybciej do nas przyszła, bo sam nie wiedziałem co mam zrobić.
- Miałaś wypadek samochodowy. Uderzyłaś w tył jakiegoś samochodu. Jo błagam cię nie ruszaj się, zaraz przyjdzie pielęgniarka i ci pomoże. - poprosiłem, ale dziewczyna za nic nie chciała się uspokoić. Była jakaś poddenerwowana i zdezorientowana.
- Boże. - szepnęła tylko dotykając swojego brzucha. Na chwilę zamarła i popatrzyła na mnie. Przez cały czas trzymała dłoń na brzuchu.
- Czy ono ...  - nie dokończyła zdania, ale ja i tak wiedziałem o co jej chodzi.
- Tak. - szepnąłem tylko spuszczając głowę w dół. Jo nic się nie odzywała, dopiero jak popatrzyłem na nią odezwała się, a po policzkach spływały jej łzy.
- To wszystko przez ciebie. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - To wszystko twoja wina. To przez ciebie już go nie ma. To ty je zabiłeś. - powiedziała dobitnie przez cały czas patrząc mi w oczy.
- Jo posłuchaj mnie... - poprosiłem.
- Nie, nie będę cię słuchać.Wyjdź stąd. Nie chcę cię znać. Nie mogę na ciebie patrzeć. Zabiłeś jedyną osobę, którą kochałam nad życie. - odpowiedziała ledwo powstrzymując szloch. - Wyjdź stąd Louis. Nie mogę  i nie chcę na ciebie patrzeć - poprosiła, a ja już chciałem wstać, gdy pielęgniarka weszła do sali.
- Dzień dobry Jo. Jak się czujesz? Mam na imię Hannah i jestem pielęgniarką. Pozwól, że cię zbadam, dobrze? - zapytała, a Jo która przez ten cały czas miała wzrok utkwiony we mnie odwróciła głowę i z wymuszonym uśmiechem popatrzyła na pielęgniarkę.
- Mam prośbę. - szepnęła Jo do Hanny.
- Wszystko co tylko chcesz. - powiedziała jej.
- Czy on mógłby stąd wyjść? - poprosiła Jo wskazując palcem na mnie. Pielęgniarka popatrzyła raz na mnie, raz na Jo, a na jej twarzy wymalowało się zdezorientowanie. Przecież widziała, że to ja codziennie odwiedzałem Jo. Że to ja zawsze byłem przy niej. Że to ja się nią opiekowałem, gdy była w śpiączce. Więc nie dziwię się dlaczego tak zareagowała na prośbę Jo.
- N-no to dobrze. Louis mógłbyś opuścić salę? - poprosiła niechętnie.Widziałem jak trudno jej to zdanie przeszło przez gardło. Kiwnąłem tylko głową dając znak, że zrozumiałem. Wstałem z krzesła zabierając swoją torbę i przerzucając ją przez ramię podszedłem do Jo. Chciałem złożyć pocałunek na jej czole, ale dziewczyna w porę zorientowała się jaki jest mój zamiar i odwróciła głowę w drugą stronę. A ja poniosłem klęskę. Popatrzyłem tylko smutnym wzrokiem na Hannę, która obserwowała całe to zdarzenie. Posłała mi tylko wymuszony uśmiech i wróciła do badania Jo. Natomiast ja wyszedłem z sali i od razu zadzwoniłem do mojej mamy.
- Jo się wybudziła. - powiedziałem tylko, a mama aż zapiszczała z radości.
- To świetnie. - odpowiedziała z entuzjazmem w głosie.
- Ale nie chce mnie widzieć, ani znać. - dodałem smutno rozłączając się.
I co ja mam teraz zrobić? Moje życie bez tej dziewczyny naprawdę nie ma sensu. Każdego dnia, przez całe trzy tygodnie siedziałem przy jej łóżku. Trzymałem ją za dłoń. Obserwowałem jak śpi, a teraz ona mnie nie chce. Co to za życie? To nie życie, to bezsens. Nie wiem jak ja teraz mam bez niej żyć. Może potrzeba jej czasu? Może dziewczyna chce to wszystko na spokojnie przemyśleć? Może zmieni do mnie nastawienie i wybaczy mi moje głupie błędy? Mam taką nadzieję, bo jak nie to będzie ze mną kiepsko.

______________________________________________________________________________
Ale Was wkręciłam, co nie? 
Uwierzyliście, że chcę tak zakończyć bloga. Wiedziałam, że taką reakcję wywołam u Was :)
Wiem, że większość z Was może mnie nie lubić teraz za taki mój mały wkręcik.
Ale mam dla Was dobrą wiadomość: 
NA RAZIE NIGDZIE SIĘ NIE WYBIERAM I ZAMIERZAM DALEJ DLA WAS PISAĆ!!!
A nawet jeślibym zakończyła tego bloga to macie zapewnione, że zakładam nowego :)
Przez mój głupi żart dużo z Was pisało mi, że płakało z powodu zakończenia bloga. Więc teraz, jak już macie moje zapewnienie, napisane czerwoną czcionką, będziecie się uśmiechać. Dobra? 
Proszę o to, bo nie lubię jak ktoś przeze mnie płacze.
Tak więc to NIE jest koniec tego bloga.
Jeszcze popiszę tu co nieco :)
Więc do następnego :)


13 komentarzy:

  1. Jezu jak ja ci kiedyś wpierdole xd Już miałam wymówić moją mowę końcową, ale nagle się tak patrzę i widzę 105 rozdział i tak myślę 'czy to nie miał epilog?' Czekam na nexta xd

    OdpowiedzUsuń
  2. To dobrze że go nie kończysz :) ale foch ;) . Rozdział jak zawsze super .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo ty!!!
    Kocham kocham to twoje dzieło!
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. No i o to mi chodziło :) przyznaj, że ta groźba wjazdu na chatę Cię tak wystraszyła.
    Rozdział jak zwykle świetny. Jeszcze ta reakcja Jo. <3

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejku ale mnie wkrecilas. Proszę niech Jo wybaczy Louisowi. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham cie za to !

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty gupia jestś wariatko. A ja od zmysłw odchodziłam. No no no. No. Noooo.
    I tak wiesz, że Cię kocham. Ohhhh Joooooooo weź mu wybacz! Strzelam, że mu wybaczy bo to prawdziwa miłość i takie srakie duperele. Do nexta
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chciała bym żeby nastepny blog byl o harrym....

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciała bym żeby nastepny blog byl o harrym....

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja tez albo najlepiej o wszystkich z 1D

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezuu, przecież on ją kocha. Ona go też, więc czemu go nienawidzi? I to nie jego wina, to ona nieuważnie jechała XD

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow już myślałam że zakończysz bloga, fajnie że piszesz dalej ;D super rozdział ~ Misia

    OdpowiedzUsuń