środa, 7 maja 2014

ROZDZIAŁ 96.

Perspektywa Louisa


Dopiero co zaczął się nowy tydzień, a my już mamy po dwie godziny treningu. Czasem zastanawiam się, gdzie nasz trener ma mózg i jak on to ustawia, że praktycznie co drugi dzień mamy męczące treningi. Nie mówię, że mi to przeszkadza, bo tak wcale nie jest, ponieważ lubię sobie pobiegać po boisku za piłką i pośmiać się z chłopakami, ale żeby tak na początku tygodnia? W dodatku do naszej drużyny dołączą jakieś pierwszoroczniaki i pewnie trzeba będzie ich nauczyć i powiedzieć co i jak. Nienawidzę tego robić, a to zawsze trener mi zleca, jako że jestem kapitanem drużyny i takie tam.
Gdy tylko po zajęciach pożegnałem się z Jo, która pojechała do domu pobiegłem do szatni, aby się przebrać i przygotować do treningu.
Nie ma to jak mieć dziewczynę w domu, która zawsze przygotuje ci strój na trening. Jo jest idealna, wiem że już o tym mówiłem, ale jeśli chodzi o te sprawy to lubię się powtarzać. Doceniam to, że Jo tak bardzo o mnie dba. Naprawdę kocham to w niej, bo jako jedyna osoba troszczy się o mnie i nie patrzy na to jak się zachowuję, po prostu mnie kocha. Wariatka moja. Lubie ją tak nazywać, bo jest lekko walnięta, ale w pozytywnym sensie rzecz jasna. Kocham ją nad życie i gdybym miał teraz raz wybierać, czy być samemu czy z nią oczywiście że wybrałbym ją. W końcu się jej oświadczyłem tak? Dlatego bardzo mi na niej zależy i wiem, że ona również mnie kocha.
Wszedłem do szatni, gdzie byli wszyscy "moi" chłopcy. Moi to znaczy, że moja drużyna i moi kumple z zespołu.
- No siema. - odezwał się Stan, gdy tylko zobaczył mnie jak wchodzę do szatni. Każdemu z chłopaków przybiłem piątkę i usiadłem na ławce postawionej na środku pomieszczenia. Torbę rzuciłem przed siebie i zacząłem po kolei wyciągać z niej spodnie, koszulkę, buty, butelkę z wodą.
- Jak tam pierwszaki? Przyjdą? - zapytałem wstając i ściągając z siebie koszulkę.
- Stoją już na boisku. - oznajmił Stan zawiązując swoje korki.
- No co ty? - zaśmiałem się. - Przecież trening zaczyna się dopiero za dziesięć minut. - dodałem zakładając krótkie spodenki.
- Wiem, ale jak im o tym powiedziałem to odpowiedzieli, że nie chcą się spóźnić. - powiedział wstając i poprawiając swoją sportowa koszulkę z logiem uczelni.
- A ilu ich jest? - zapytałem wpychając pustą torbę do szafki i zamykając ją na klucz.
- Jakaś czwórka. - odpowiedział Stan chowając swój kluczyk od szafki do spodni.
- To dobrze, bo nie chce mi się dzisiaj tłumaczyć im wszystkiego. A im ich mniej tym lepiej. - odpowiedziałem. Ruszyliśmy ze Stanem na boisko, a przed nami szła reszta chłopaków. Wszyscy pogrążeni w rozmowach i z uśmiechami na ustach wyszliśmy na boisko, gdzie słońce świeciło wysoko na niebie, a lekki wiatr dmuchał na nas. Niby już jesień przyszła, ale i tak jakoś nie było jej zbytnio czuć. Lepiej, żeby jeszcze słońce długo świeciło, niż żeby było zimno.
- Gdzie oni są? - zapytałem przyjaciela, a ten wskazał palcem na ławkę stojącą przy boisku. Siedzieli tam, cała czwórka. Wyglądali jak jakieś sieroty. Zaśmiałem się i zostawiając Stana z resztą chłopaków siedzących na zielonej trawie podszedłem do tak zwanych wcześniej przeze mnie "sierot".
- Cześć chłopaki. - przywitałem się ze wszystkimi podając im rękę, ale przy ostatnim chłopaku coś mnie ruszyło, że skądś go znam. Marszcząc brwi i przypatrując mu się uważnie, próbowałem przypomnieć sobie kim on jest i skąd go kojarzę. Chłopak zrobił podobną minę do mojej, ale chwilę później otworzył szerzej oczy, chyba mnie skojarzył, ale ja za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć skąd on jest i kiedy pierwszy raz go widziałem.
- My się chyba skądś znamy, co nie? - zapytałem bruneta.
- Tak. Jestem Harry. - odpowiedział cicho. - Twoja dziewczyna chodzi ze mną na zajęcia. - dodał wyjaśniając. Wiedziałem! Wiedziałem, że go skądś kojarzę. Teraz to ma sens.
- Narzeczona, nie dziewczyna. - odpowiedziałem z dumą w głosie. - Ale to nie ma teraz znaczenia. Przejdźmy do mniej przyjemnych spraw. - dodałem odsuwając się trochę od nich, aby mieć lepszy widok na całą czwórkę.
- Jak wiecie jestem kapitanem drużyny i do mnie należy oprowadzenie was i wyjaśnienie kilku kwestii. - powiedziałem na wstępie, a potem wyjaśniłem im wszystko. Co będziemy robić, jak wyglądają nasze treningi, co z meczami i tak dalej. Chciałem chłopakom poopowiadać wszystko co i jak u nas wygląda. Dowiedziałem się, że wszyscy z nich grali w drużynach w w swoich starych liceach, więc jakieś pojęcie mają, co mnie bardzo cieszy, bo przynajmniej wiedzą jak wyglądają treningi.
Zdążyłem wszystko im wyjaśnić zanim przyszedł trener. I zaczęliśmy nasz trening.


Perspektywa Jo



Dojechałam do domu. Wreszcie mam chwilę dla siebie. Jestem sama, bo Louis ma teraz trening, na który wcale nie chciało mu się iść. No nie dziwię mu się, mnie też by się nie chciało gdybym siedziała po kilka godzin na zajęciach, a potem pociła się na boisku biegając za piłką.
Jutro mam to nieszczęsne kolokwium, boję się jak cholera. Cały weekend się uczyłam. Miałam jechać do rodziców na te dwa dni, ale nie miałam szans. Louis całe dwa dni ślęczał nad jakimś projektem zamknięty w sypialni, a ja w salonie robiłam przeróżne zadania i czytałam jakieś dziwne i niezrozumiałe dla mnie dowody jakichś twierdzeń. Ale wykułam je na pamięć, więc myślę że jakoś zdam.
Jutro umówiłam się z Harrym, że poćwiczymy jeszcze przed zajęciami abyśmy byli na świeżo przed sprawdzianem Nie rozmawiałam z Louisem na temat Harry'ego, bo stwierdziłam, że nie ma sensu. Harry to tylko kolega, poza tym teraz nasz związek jest na wyższym poziomie, więc Lou nie jest już tak zazdrosny o mnie jak wcześniej. Nie miał jeszcze okazji tego przetestować, bo nie było sytuacji, ale myślę że dał sobie już z tym spokój, bo wie że ja nic z tych rzeczy nie zamierzam zrobić, a Harry'ego traktuję jak kolegę ze studiów i koniec.
Postanowiłam, że zrobię jakiś obiad, a potem powtórzę sobie materiał, wykąpię się i położę się do łózka i poczytam dodatkowo książkę i znając mnie usnę w trakcie czytania.
Pół godziny później siedziałam przy stole i jadłam zapiekankę według przepisu mojej mamy.
Na razie nic nie wspominałam rodzicom o oświadczynach Louisa. Postanowiliśmy, że razem im o tym powiemy w przyszły weekend. Jako, że są urodziny mamy Louisa, więc pasuje jechać do domu na weekend. Więc będziemy mieli dwie okazje do świętowania. Mam tylko nadzieję, że mój tata się nie wkurzy na nas za to. Ale on zawsze chciał, abym była szczęśliwa, więc raczej powinno być dobrze.
Skończyłam jeść i pozmywałam za sobą naczynia. Nadszedł czas na naukę, więc siadłam na kanapie w salonie i zaczęłam przeglądać moje notatki.
Nim się zorientowałam dochodziła godzina 20, a Louisa jeszcze nie było w domu. Gdzie on jest? Wzięłam telefon leżący na stole chcąc do niego zadzwonić, ale  dostałam smsa informującego mnie, że chłopak wróci do domu około 21, 22, bo musi sprawdzić projekt z jakimś kolegą. Kamień spadł mi z serca, przynajmniej wiem gdzie jest i co robi.
Wzięłam prysznic i położyłam się i tak jak wcześniej postanowiłam sobie i zaczęłam czytać książkę.
Nagle poczułam jak ktoś wyrywa mi coś z rąk. Szybko otworzyłam oczy i ujrzałam Louisa pochylającego się nade mną.
- Cześć śpiochu. - powiedział i nachylając się cmoknął mnie w usta.
- Cześć. - wychrypiałam przeciągając się na łóżku. - Która godzina? - zapytałam.
- Jedenasta. - odpowiedział. - Przepraszam, że cię obudziłem. - dodał. - Trochę mi się zeszło u Micka. Musieliśmy posprawdzać czy mamy tak samo zrobiony ten projekt i co się okazało, że ja mam dobrze a on miał mnóstwo błędów, dlatego tak długo mi zeszło u niego. - wyjaśnił, gdy zobaczył moją minę.
- Cieszę się że już jesteś. Podgrzeję ci obiad. - powiedziałam chcąc wstać, ale dłonie Louisa zatrzymały mnie w miejscu.
- Jadłem już, nie jestem głodny. - odpowiedział cmokając mnie w czubek nosa i znikając za drzwiami od łazienki. Pewnie poszedł się wykąpać. Chciałam na niego zaczekać, ale czułam jak moje powieki powoli stają się ciężkie, aż w końcu całkiem się zamknęły.
Chwilę później poczułam czyjeś ramiona oplatające mnie w talii.
- Tęskniłem za tobą. - szepnął Louis w moje włosy, gdy przytulał mnie do siebie, a ja dotykałam plecami jego torsu.
- Ja za tobą też. Jak trening? Dałeś w kość pierwszoroczniakom? - zapytałam splatając nasze palce ze sobą.
- Dobrze, nawet bardzo dobrze. Tylko czwórka chłopaków do nas dołączyła, ale nie zgadniesz kto jest wśród nich. - powiedział z zachwytem w głosie.
- Kto? Jakaś fajna i atrakcyjna dziewczyna? - zapytałam śmiejąc się.
- Nie. - Lou też się śmiał. - Harry, ten twój kolega. - dodał. Odwróciłam się do niego twarzą i przypatrywałam się mu uważnie.
- Serio? - zapytałam z niedowierzaniem. Lou tylko kiwnął głową.
- Tak myślałam, że coś trenuje. - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
- Niby skąd? - zapytał zaciekawiony.
- Można to poznać po mięśniach. - wyjaśniłam.
- Skąd wiesz, że on ma mięśnie?
- Ojeju no rzuciłam okiem raz czy dwa. - powiedziałam śmiejąc się, ale zaraz uśmiech z mojej twarzy zszedł, gdy zobaczyłam wrogą minę Louisa.
- Żartowałem. Nie jestem o ciebie zazdrosny. No przynajmniej jeśli chodzi o niego. - powiedział cmokając mnie w nos.
- To dobrze, bo to ty...
- Tylko kolega ze studiów. - dokończył za mnie. - Wiem o tym kochanie. A teraz śpij, juto ważny dzień dla ciebie i dla mnie. - dodał obejmując mnie i przytulając do swojego umięśnionego torsu zakrytego jedynie cienkim materiałem koszulki.
- Mam nadzieję, że zdam. - powiedziałam.
- Zdasz, na pewno zdasz. Dobranoc. - powiedział i ostatni raz cmoknął mnie w czubek głowy.
- Dobranoc kochanie. - odpowiedziałam i zamknęłam oczy, a następnie odleciałam do krainy snów.


Następnego dnia


- Ale się boję. - powiedziałam do Harry'ego, gdy szliśmy w stronę sali, gdzie za jej drzwiami za chwilę miała odbyć się moja egzekucja.
- Jo jesteś tak obkuta, że na pewno zdasz. - odpowiedział Harry uspokajając mnie. Uśmiechnęłam się do niego blado i chwilę później zajmowaliśmy swoje miejsca w sali.
Próbowałam jeszcze coś sobie poczytać, ale moje notatki zostały wyrwane przez chłopaka. Popatrzyłam na niego krzywo i wyciągając rękę w jego stronę nakazałam, aby oddał mi papiery. Harry tylko się zaśmiał i wsadził je pod swój zeszyt.
- Oddaj, proszę. - poprosiłam mrugając zabawnie oczami, ale chłopak ani drgnął.
- Słyszałam, że trenujesz piłkę nożną. - zagadałam go, chciałam jakoś chociaż na chwilę zapomnieć o kolokwium.
- Taa. - mruknął marszcząc swoje brwi i spoglądając w dół na zabazgrane kartki w zeszycie.
- I jak? Podoba ci się? - zachęcałam go do tego, aby coś więcej mi powiedział, ale chyba nie był skory do podzielenia się ze mną swoimi wrażeniami.
- Nawet, nawet. - odpowiedział nie patrząc na mnie.
- Harry, co się dzieje? - zapytałam kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nic się nie dzieje, denerwuję się tym kolokwium. - odpowiedział, ale ja i tak widziałam że coś jeszcze go trapi. Myślę, że to iż trenuje z Louisem, a on jest no cóż nie ukrywajmy moim narzeczonym, więc już sama sprawa jest nie za ciekawa.
- Dobra nie chcesz to nie mów. - powiedziałam gryząc końcówkę długopisu. Taki nawyk z liceum, gdy się czymś denerwowałam to gryzłam długopisy i tak właśnie wszystkie wyglądały.
Dopóki profesor nie przyszedł do sali panowała w niej cisza. Aż dziwne uczucie, bo zazwyczaj wrzało i słychać było krzyki, a teraz nagle taka cisza i spokój. Wszyscy powtarzają materiał do kolokwium, tylko ja nie, bo Harry porwał mi moje notatki i ukrył je pod zeszytem. Sam się nie uczy, to znaczy nie powtarza tylko patrzy na ścianę naprzeciwko nas.
- Jestem ciekawa o czym myślisz. - szepnęłam do niego, aby innym nie przeszkadzać. Odwrócił głowę w moją stronę i mogłam zobaczyć jego smutne oczy, które zazwyczaj miały taką iskierkę radości  i świeciły się gdy żywo o czymś mówił.
- Zastanawiam się jakie będą zadania. - odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.
- Nie kłam. Znam cię na tyle długo, aby wiedzieć kiedy kłamiesz. - powiedziałam obracając się na krześle, także siedziałam teraz twarzą do niego.
- Nie kłamię Jo. Naprawdę trochę się stresuje. - odpowiedział patrząc na mnie. Dobra nie będę wnikać co ty tam koleś przede mną ukrywasz, bo nie muszę tego wiedzieć. Byłam tylko ciekawa co go gryzie, może mogłabym jakoś mu pomóc. Ale skoro nie chce, to ok.
Chwilę po naszej wymianie zdań, a raczej próbowaniu wyciągnąć co gryzie Harry'ego przyszedł profesor. Rozdał nam arkusze i życząc powodzenia zasiadł za biurkiem.
Wystarczyło, że przeczytałam pierwsze zadanie i od razu się odprężyłam. Widziałam jak Harry też się uśmiecha, pewnie z tego samego powodu co ja, bo przecież jeszcze przed zajęciami powtarzaliśmy ten sam materiał.
Zaczęłam rozwiązywać zadania i tak mnie to pochłonęło, że nim się zorientowałam profesor stał obok mnie wyciągając dłoń w moją stroną i czekając na arkusz zapełniony moimi obliczeniami.
Oddałam mu go i z uśmiechem na ustach wyszłam z sali za Harrym.
- Widzisz nie było, aż tak źle. - skomentował nasz test.
- Jak się cieszę, że mam to już za sobą. Tak bardzo się bałam. - odpowiedziałam ucieszona.
- Jo! - ktoś krzyknął moje imię. Odwróciłam się za siebie i dostrzegłam Louisa idącego w moja stronę z wielką, czarną tubą przewieszoną na ramieniu, w której zazwyczaj trzyma swoje projekty.
- Cześć. - przywitałam się z nim całusem w usta.
- Cześć Harry. - powiedział Louis podając mu dłoń, którą chłopak uścisnął. Byłam nieco zdezorientowana widząc takie zachowanie u Louisa. Porównując je do ostatniego razu, gdy spotkał mnie z Harrym na korytarzu to już jakiś postęp.
- Ja się będę już zbierał. - powiedział Harry oddalając się i machając mi na pożegnanie. Odmachałam mu i po chwili wróciłam wzrokiem na Louisa.
- Nadal za nim nie przepadam, ale trzeba być miłym prawda? - zapytał Lou, a ja przytaknęłam głową.
- I jak ci poszło? - zapytał chwytając mnie za rękę i splatając nasze palce ze sobą.
- Świetnie, myślę że zdałam. - odpowiedziałam  ucieszona przypominając sobie o zadaniach z kolokwium.
- A ty jak? - zapytałam spoglądając na tubę na jego ramieniu.
- Dostałem piątkę. - odpowiedział uśmiechając się szeroko.
- No to gratuluję. - odpowiedziałam uwieszając mu się na szyi i całując długo w usta. - Jestem z ciebie dumna Lou. - dodałam, gdy oderwałam się od niego, a moje stopy dotknęły podłogi.
- To co robimy z tak pięknie rozpoczętym popołudniem? - zapytał.
- Chyba powinniśmy kupić coś twojej mamie na urodziny, nie sądzisz? - zapytałam.
- Och tak zupełnie o tym zapomniałem. - uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
- No to już sobie przypomniałeś. To co jedziemy? - zapytałam, a Lou tylko pokiwał głową.
Całe szczęście, że przyjechaliśmy jego autem, więc nie musielibyśmy jechać do domu, aby odwieźć jeden samochód, a potem wracać do sklepu.
Po dwóch godzinach poszukiwań, czegoś co mogłoby się spodobać pani Jay kupiliśmy ogromny zestaw do wypieków. Myślę, że to będzie idealny prezent zwłaszcza dla niej, bo kobieta uwielbia piec, gotować i ogólnie dużo czasu spędza w kuchni, bo to kocha więc myślę, że prezent będzie trafiony. Boję się tylko tego, że Louis chce wszystkich poinformować o naszych zaręczynach. Wiem, że powinnam się cieszyć, iż chce o zrobić, ale trochę się boję, bo przecież to ogromny krok, a my jesteśmy tacy młodzi i całe życie przed nami. Wiem, że nie musimy od razu brać ślubu. A jestem pewna, że jak moi rodzice się o tym dowiedzą to pierwszym pytaniem mojej mamy będzie: Jesteś w ciąży?
Wróciliśmy do domu, a ja od razu odgrzałam zapiekankę z wczoraj. Pyszna mi wyszła, więc żal byłoby jej nie zjeść.
Wieczorem, gdy oboje byliśmy wykąpani i najedzeni postanowiliśmy pooglądać telewizję. Usiedliśmy na kanapie w salonie przytuleni do siebie, a Louis przeskakiwał pilotem po kanałach, a ja wtedy postanowiłam go o coś zapytać.
- Jak myślisz jak rodzice zareagują na wieść o naszych zaręczynach? - oparłam brodę o jego ramię i patrzyłam na jego twarz.
- Pewnie powiedzą, że to za wcześnie i tak dalej, ale na mnie jakoś to nie wpłynie. Jestem z tobą szczęśliwy i nie wyobrażam sobie kogoś innego obok mnie. Nie od razu musimy brać ślub przecież. Oświadczyłem ci się, bo chciałem potwierdzić to jak bardzo cię kocham i to że chcę spędzić z tobą resztę życia. - powiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego bardzo szeroko i całując go w policzek wróciłam do oglądania filmu. Takiej właśnie odpowiedzi oczekiwałam. Teraz wiem, że wszystko będzie dobrze, bo Lou zawsze będzie przy mnie.
Do końca życia.

_______________________________________________________________________________
Hejooo!
Co u Was słychać? U mnie taka pogoda, że nie chce się w ogóle w domu siedzieć. Ciepło, słońce świeci, a człowiek czuje, że żyje :)
Co do rozdziału. To bardzo mi się podoba, w ogóle fajnie mi się go pisało. Zaliczam go do jednych z moich ulubionych :)

Chciałem też podziękować Wam za wszystkie miłe słowa pod ostatnim rozdziałem. 
Ale muszę Wam coś powiedzieć. Rozbawił mnie jeden komentarz. Ktoś napisał, że myśli iż Harry jest gejem. Nie wiem skąd mu to przyszło do głowy, ale dobra, nie wnikam :) 
Po prostu śmiałam się z tego komentarza, dobre pół godziny :)

Oczywiście 15 komentarzy=następny rozdział

Kocham Was i do następnego :)

7 komentarzy:

  1. Fajny :) czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko rozdział :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki ty masz talent kobieto. Zajebiscie piszesz :) a rozdział cuuuudny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohhh ten Harry <3 szkoda mi go :c ale rozdział boski, bardzo mi się podoba :) chciałabym tylko zobaczyć minę Lou, kiedy zobaczył Harry'ego. Ogólnie czuję, że ten mu coś nagadał, że Hazza taki smutny... no nic, ale się rozpisałam :) ale już kończe :p

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  5. Ymmmm. Ummmm. Hmmmmm. Dubdbdbdbbbb. Nwm co pisać. Nwm co robić. Wspomne tylko że czytam i rozdział as always boski.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  6. Lou i Jo są tacy słodcy i się naprawdę kochają poprostu awwwwwww *.*
    Mam nadzieje że rodzice Lou i Jo się ucieszą że nasza para jest zaręczona :)
    Do następnego kochanie ;)

    OdpowiedzUsuń