poniedziałek, 12 maja 2014

ROZDZIAŁ 98.

Ich reakcje to było coś jak oglądanie filmu w spowolnionym tempie. Wszyscy na raz otworzyli usta ze zdziwienia i patrzyli na nas jak na jakieś eksponaty muzealne.
- Żartujecie, prawda? - zapytała moja mama, a ja pokiwałam głową na nie.
- Jo dlaczego? Chyba nie jesteś no wiesz... - powiedziała po chwili wskazując dłonią na brzuch.
- Nie, oczywiście, że nie. - odpowiedziałam uspokajając ją.
- To w takim razie dlaczego? - zapytała pani Jay. Niby była spokojna, ale po oczach widziałam że aż się w niej gotuje. Mam tylko nadzieję, że zaraz nie wybuchnie.
- Bo się kochamy, bo chcemy być ze sobą do końca życia, bo...
- Dobra, wystarczy tego. Nabraliście nas. - oświadczył pan Mark z uśmiechem, a ja zaniemówiłam. Myślałam, że nasi rodzice nas w tym poprą i będą się cieszyć naszym szczęściem.
- Tato, powiesz coś? - zwróciłam się do ojca. On zawsze był po mojej stronie, zawsze mnie wspierał, zawsze popierał moje decyzje.
Pokręcił tylko głową, wstał od stołu i po prostu wyszedł.
Popatrzyłam na Louisa, a ten wzruszył tylko ramionami i usiadł na swoim miejscu pociągając mnie za sobą. Wyswobodziłam się z jego uścisku i pobiegłam za ojcem.
Znalazłam go siedzącego na schodach przed domem i palącego papierosa.
- Tato. - szepnęłam w jego stronę i usiadłam obok niego.
- Nie myślałem, że powiedziecie nam dziś coś takiego. - powiedział zaciągając się papierosem i wypuszczając powoli dym.
- Coś takiego, czyli że się zaręczyliśmy? Dlaczego tak mówisz? Myślałam, że będziesz się cieszył razem ze mną. - odpowiedziałam patrząc na jego boczny profil.
- Jesteś młoda Jo, Louis też jest młody. Po co wam to? Całe życie przed wami, nie lepiej poczekać i sprawdzić czy to ten jedyny? - zapytał. Przez cały czas odkąd dołączyłam do niego nie spojrzał na mnie. Patrzył tylko na jeden punkt przed sobą.
- Ale to jest ten jedyny tatku. To Louis jest moim księciem z bajki, to jego najbardziej na świecie kocham, to on daje mi szczęście, to przy nim czuje że żyje. Nie możesz tego zrozumieć, że to Lou jest moim więcej? - zapytałam. Nie powinnam być zła na ojca, ale w tamtym momencie byłam tak bardzo zła na niego, że myślałam że zaraz wybuchnę.
- Rozumiem Jo, że wydaje ci się ze go kochasz, ale..
- Wydaje mi się że go kocham?! - krzyknęłam.
- Jo uspokój się i nie krzycz na mnie, bo jak ja zacznę krzyczeć to naprawdę zrobi się nieprzyjemnie. - powiedział tata w miarę spokojnie, ale znam go na tyle dobrze, aby wiedzieć że w środku cały się gotuje ze złości.
- Nie, nie będę spokojna widząc jak mój tata, mój autorytet, mój bohater tak mnie właśnie traktuje i nie cieszy się z mojego szczęścia oraz uważa, że wydaje mi się że kocham Louisa. To jest śmieszne. - powiedziałam wstając z zimnych schodów.
- Siadaj Jo, porozmawiajmy jak dorośli ludzie. - odpowiedział wyrzucając papierosa i spoglądając na mnie.
- A myślałam, że rozmawiamy jak dorośli. No, ale mi się tylko wydawało. - odpowiedziałam i odwracając się na pięcie ruszyłam w stronę drzwi, ale tata zatrzymał mnie chwytając moje ramie.
- Jo, poczekaj. Wiem, że powinienem cieszyć się razem z tobą, że wreszcie znalazłaś sobie kogoś z kim chcesz spędzić resztę życia, ale żeby od razu brać ślub? Ile wy się znacie? Pół roku? - zapytał.
- Ale my nic nie mówiliśmy o ślubie. To, że przyjęłam oświadczyny Louisa to nie znaczy że mamy od razu brać ślub. - wyjaśniłam wyswobadzając się z uścisku. - Poza tym znamy się o wiele dłużej niż sześć miesięcy. - dodałam. Widziałam jak tata zastanawia się nad moimi słowami, widziałam jaki jest skupiony na tym. Może jeszcze nic nie jest stracone.
- Przemyślcie tą sprawę z Louisem jeszcze raz na spokojnie. Mam wrażenie jakby ta twoja decyzja była podjęta pod wpływem chwili i nie zastanowiłaś się nad tym choćby minuty.
- Wiesz co tato, czasem myślę że ty mnie w ogóle nie znasz. Że nie wiesz jaka naprawdę jestem, że uważasz iż jestem bardzo głupia. Ale wiesz co? Mylisz się. Kocham Louisa, on kocha mnie i powinieneś się tym pogodzić, a nie od razu stwierdzać, że to zła decyzja. Bo co? Bo mam tylko 18 lat? Jestem dorosła i mogę decydować o sobie, bo takie mam prawo. - powiedziałam i weszłam do domu.
Naprawdę myślałam, że to akurat tata będzie po naszej stronie, ale on jest przeciwny. Myślałam, że lubi Louisa, że dobrze się ze sobą dogadują, że są ze sobą blisko, ale jak ja bardzo się myliłam w tej sprawie. Ale wiecie co? Przez głowę przechodziły mi różne myśli, taka również się pojawiła. Dlatego nie chciałam im o tym mówić. Mogliśmy poczekać z przekazaniem im tej informacji jeszcze kilka tygodni, a może wtedy bardziej by się przekonali do naszego związku i wtedy było by lepiej im to przyswoić i zaakceptować.
Stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do ogrodu. Nie chciałam aby ktoś mnie teraz widział. Chciałam być sama. Dlatego zawróciłam i ruszyłam do łazienki na piętrze. Czułam jak pod powiekami zbierają się łzy, których wcale nie chciałam wypuszczać, ale przy ostatnim schodku na piętro jedna z nich uleciała, a reszta poleciała jak lawina. Weszłam do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na zimnych kafelkach, które teraz miały zbawienny wpływ na moje złamane serce.


Perspektywa Louisa


Gdy tylko Jo pobiegła za swoim tatą, chciałem ruszyć za nią, ale moja mama mnie zatrzymała i zaciągnęła w róg ogrodu.
- Louis powiedz mi skąd taka nagła decyzja? - zapytała.
- Dlaczego nagła? Od dawna już o tym myślałem. - skłamałem. Mama miała racje, to była nagła decyzja, można powiedzieć że podjęta pod wpływem chwili. Chciałem przeprosić Jo, a wtedy do głowy przyszła mi ta myśl i po prostu stąd to się wzięło. Ale nie żałuję, że ją poprosiłem o rękę. Zawsze wiedziałem, że Jo dla mnie dużo znaczy, zawsze była dla mnie ważna. Nawet gdy byliśmy małymi dzieciakami, to ona była moją najlepszą przyjaciółką, to zawsze ona była przy mnie gdy czegoś potrzebowałem. A potem nasz kontakt się urwał na pieprzone 11 lat. Aż do momentu, gdy zobaczyłem ją taką smutną i bladą wtedy, gdy przyjechali do nas. I już wtedy wiedziałem, że ta dziewczyna jeszcze namiesza  w moim życiu i to bardzo.
- Wiem Louis, że bardzo kochasz Jo, a ona kocha ciebie, co widać na kilometr. Ale powiedz mi tylko tak szczerze dla czego tak szybko, co was do tego podkusiło? - zapytała. A co ja miałem jej odpowiedzieć, że pokłóciłem się z nią, bo nie mogłem znieść obecności innego chłopaka obok niej? Bo pokłóciliśmy się kilka dni wcześniej i to w dodatku z mojej winy? Nie ma opcji, abym powiedział jej coś takiego, bo jeszcze wyprawi mi kazanie, a tego wolałbym uniknąć.
- Nic. Po prosu kochamy się i chcemy być ze sobą do końca życia. Nie widzę mojej przyszłości bez Jo, mamo. Ona jest dla mnie wszystkim.- wyjaśniłem. Mama tylko pokiwała głowa i podchodząc bliżej mocno mnie do siebie przytuliła.
- To w takim razie moje gratulacje. - powiedziała czym zbiła mnie z pantałyku. Odsunąłem ją od siebie i zauważyłem ogromne łzy na jej policzkach.
- Naprawdę? - zapytałem oniemiały. Mama tylko kiwnęła głową na znak potwierdzenia, a ja prawie podskoczyłem ze szczęścia, że przynajmniej jedna osoba jest za nami.
- Dziękuję mamo. - powiedziałem szczerze i z głębi serca. Mama ucałowała mnie tylko w oba policzki i wróciła do stołu.
Ja natomiast wszedłem do domu w poszukiwaniu Jo. Przed domem zobaczyłem tylko jej ojca siedzącego samotnie z papierosem w ręce. Widać, że był załamany. I coś mi się zdaje, że wcale nie zaakceptował naszej decyzji. Nie wiem dlaczego, myślałem że dobro jego córki jest dla niego najważniejsze, ale jak widać myliłem się.
Jo często mi powtarzała, że to z ojcem miała lepsze kontakty. To z nim dogadywała się jak najlepiej, to on zawsze ja rozumiał i wspierał ją we wszystkim, a jej mama głównie był przeciwna. A teraz siedziała przy stole i nie potrafiła nic powiedzieć tylko bezczelnie zapytała się czy Jo przypadkiem nie jest w ciąży. No nie rozumiem tej kobiety, zamiast powiedzieć coś innego to ona pyta o takie rzeczy, no chore. Raczej pilnujemy się z tym , aby się zabezpieczać i uważać, bo nigdy nic nie wiadomo. Oczywiście pomijając ostatni raz, gdy to w łazience...
Dobra nie będę kończył, bo każdy wie co się wtedy stało. Mam tylko nadzieje, że nic z tego nie wyniknie, bo wtedy dopiero by byłby kłopot z moimi i Jo rodzicami. A ja sam nie wiem jakbym zareagowała na wieść, że zostanę ojcem. Nie, nie w tak młodym wieku...
Nie wiem ile stałem przy drzwiach i rozmyślałem nad wszystkim, ale chyba dość długo. Jo tutaj nie ma, więc gdzie ona jest? Raczej nigdzie nie poszła, znając ją ukryła się gdzieś i pewnie siedzi pod ścianą i zastanawia się co tu zrobić dalej z naszym życiem. Dla mnie odpowiedź jest prosta. Będziemy żyć tak jak żyliśmy do tej pory. Dla mnie nic się nie zmieniło. Czy Jo ma na palcu pierścionek czy go nie ma. Dalej mieszkamy razem, studiujemy, ogólnie wszystko zostaje takie samo jak przed przyjazdem tutaj.
Postanowiłem, że pójdę sprawdzić górę. Może Jo tam się skryła. Co jest raczej pewne.
Zapukałem do drzwi od łazienki, ale żadnej odpowiedzi po drugiej stronie, wiec wszedłem do środka, a tam ... ani żywej duszy.
Posprawdzałem jeszcze pokoje reszty domowników, ale tam też cisza. Został mi jeszcze mój pokój.
Otworzyłem ostrożnie drzwi i wtedy ją zobaczyłem. Leżała na łóżku, skulona, z nogami pod samą brodą. Usłyszałem tylko jej ciche łkanie.
- Jo? - podszedłem bliżej dziewczyny, ale ona ani drgnęła. Usiadłem obok niej i przyciągnąłem ją bliżej siebie, także wylądowała na moich kolanach. Objąłem ja obydwoma ramionami, a ona cicho płakała mocząc mi przy tym koszulę. Nigdy nie lubiłem widzieć Jo w takim stanie. Tylko, że tym razem wiem iż to nie ja do tego doprowadziłem, a jej ojciec. Mam ochotę z nim pogadać i żałuję, że nie zrobiłem tego gdy stałem w korytarzu i patrzyłem na niego. Powiedziałbym mu kilka nieprzyjemnych słów, ale wiem że Jo by się to nie spodobało, a i sam mógłbym narobić sobie niezłego gówna i podpaść jej ojcu. Dlatego ze względu na tę kruszynkę, którą właśnie trzymam w ramionach, zrezygnowałem. Pomyślałem, że nie warto się wkurzać.
- Louis. - szepnęła Jo w moją stronę.
- Tak? - zapytałem zakładając jej zabłąkany kosmyk włosów za ucho.
- Jedźmy stąd, proszę. - poprosiła, a ja zrobiłem wielkie oczy.
- Dobrze, skarbie. Chodź. - odpowiedziałem wstając. Postawiłem Jo na podłodze i łapiąc ją za rękę zeszliśmy na dół.
- Wyglądam okropnie, prawda? - zapytała wycierając swoje policzki.
- Nie, dla mnie jesteś idealna. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Przynajmniej ty tak uważasz. - odpowiedziała pociągając nosem i ciągnąc mnie w stronę łazienki.
- Jo, posłuchaj. Twój tata na pewno przekona się do naszej decyzji, zobaczysz. I jeszcze wszyscy będziemy się śmiali z tego za jakiś czas. - powiedziałem siadając na zamkniętej toalecie i obserwując jak Jo stara się jakoś poprawić swój makijaż.
- Nie znasz go Louis. On nie zmieni zdania. - odpowiedziała obracając się do mnie twarzą. Wstałem i podszedłem bliżej i obróciłem ją w stronę lustra wiszącego przed nami.
- Zobaczysz, że zmieni. My faceci tak mamy, mówimy jedno, a potem zmieniamy zdanie na inne, ale musimy to wszystko dokładnie przemyśleć. - odpowiedziałem cały czas patrząc Jo w oczy.
- A myślałam, że to tylko kobiety mają takie zmienne humorki. - odpowiedziała lekko się uśmiechając.
- No widzisz, dowiedziałaś się czegoś przydatnego o facetach. - powiedziałem wzruszając ramionami. Chciałem ją jakoś w ten sposób rozśmieszyć, poprawić jej humor i chyba mi się to udało, bo na jej ustach zagościł malutki uśmieszek.
- Chodźmy. - powiedziała i chwyciła mnie za rękę zeszliśmy na dół i po chwili wchodziliśmy do ogrodu. Wszystkie twarze zostały skierowane w naszą stronę. Jo podeszła tylko do ławki i zabrała swoją torebkę, a następnie podeszła do Maxa, aby się z nim pożegnać. Nie słyszałem co do niego mówiła, bo stałem za daleko, ale po chwili wstała i podeszła do mnie, a na jej policzkach dostrzegłem łzy. Ona to wszystko bardzo przeżywa. Mogłem zgodzić się, abyśmy nic dzisiaj im nie mówili, a Jo byłaby uśmiechnięta, a nie chodziła ze smutną miną.
- Do widzenia i jeszcze raz wszystkiego najlepszego pani Jay. - Jo podeszła do stolika, gdzie aktualnie siedziały nasze mamy i mój tata. Dziewczyna uściskała moją mamę życząc jej jeszcze raz wszystkiego najlepszego i podeszła do mnie.
- Do widzenia. - pożegnałem się z nimi i już chcieliśmy się odwracać, aby wyjść, ale mama Jo nas zawołała.
- Jo, Louis zaczekajcie. - krzyknęła za nami, a my jak na zawołanie zatrzymaliśmy się i popatrzyliśmy na nią.
- Przepraszam was. Powinnam coś powiedzieć, jakoś skomentować waszą decyzją, ale nie wiem co mi się stało, po prostu mnie zamurowało i nie mogłam nic powiedzieć. - wyjaśniła.
- Przepraszam Jo, wiesz o tym że bardzo cię kocham, prawda? - zapytała, a Jo ze łzami w oczach kiwnęła głową. - I zawsze jestem po twojej stronie, a jeżeli ty uważasz, że tak będzie dla ciebie najlepiej to jestem z wami. - dodała, a Jo w ułamku sekundy wyrwała dłoń z mojego uścisku i zarzuciła ręce na ramiona swojej mamy i głośno zapłakała.
- Dziękuję ci mamuś, kocham cię. - prawie wykrzyknęła, gdy oderwała się od kobiety. Jej mama uśmiechnęła się poprzez łzy.
- Nadal uważam, że jesteście za młodzi na małżeństwo, ale cieszę się że jesteście szczęśliwi. - powiedziała ocierając swoje mokre policzki.
- Nie myśleliśmy jeszcze o małżeństwie. Po prostu Louis się mi oświadczył, a ja przyjęłam jego oświadczyny. Na razie chcemy żyć tak jak wcześniej, chcemy cieszyć się sobą nawzajem i zobaczymy co przyniesie przyszłość. - powiedziała Jo patrząc mi prosto w oczy, a ja potaknąłem.
- Tak. To, że się zaręczyliśmy nie zmusza nas do niczego, a przede wszystkim od razu brania ślubu. - powiedziałem potwierdzając poprzednie słowa Jo. -  Wiem, że to moja wina, ale chciałem Jo pokazać że jest dla mnie całym światem i bardzo ją kocham, stąd taka moja decyzja. - dodałem i widziałem jak mama dziewczyny znowu zanosi się płaczem. Nie chciałem spowodować, żeby znowu się rozpłakała, ale chciałem pokazać i przekonać ją do tego iż Jo jest dla mnie jedyną, ważną osobą w życiu.
- To nie twoja wina Louis. Widzę po was jak bardzo jesteście zakochani, ale pamiętajcie zawsze możecie się do mnie zwrócić o pomoc, w każdej sytuacji. - powiedziała mama Jo i bardzo mocno nas do siebie przytuliła. Nie wiedziałem w ogóle co się dzieje. Myślałem, że mama dziewczyny będzie przeciwna temu wszystkiemu, a tu proszę, jaka niespodzianka. To znaczy na początku taka się wydawała - przeciwna, ale chyba po głębszym przemyśleniu i zobaczeniu jaka Jo jest przez to smutna, jej mama zmieniła zdanie.
- Na mnie również możecie liczyć. - jakiś głos z końca ogrodu odezwał się. Cała nasza trójka jak na zawołanie odsunęła się od siebie i popatrzyliśmy w tamtą stronę. Przy wejściu zobaczyliśmy tatę Jo. Stał tam i przyglądał nam się uważnie.
- Przepraszam Jo. Nie powinienem tak zareagować, ale to wszystko tak szybko się dzieje. Dopiero co razem zamieszkaliście, a tu już zaręczyny. - powiedział, a Jo niewiele myśląc pobiegła w jego stronę i uwieszając mu się na szyi przytuliła się do niego.
- Mówię serio Jo. Zawsze wam pomożemy z mamą. - dodał przyciągając swoją żonę bliżej siebie.
- Kocham was. - powiedział tak cicho, że tylko stojąc blisko niego, można go było usłyszeć. Ciesze się, że pan Monk zmienił zdanie i zaakceptował naszą decyzję. Dzięki temu Jo jest szczęśliwa, ja jestem szczęśliwy i wszyscy wokoło są szczęśliwi.
- Zostaniecie? - zapytała moja mama podchodząc bliżej mnie i obejmując mnie ramieniem w pasie. Jo popatrzyła na mnie pytając mnie niemo, a ja ledwo zauważalnie kiwnąłem głową zgadzając się.
- Oczywiście. - odpowiedziałem, a moja mama uśmiechnęła się do mnie całując w policzek.
- Super. Przygotuję wam łóżko, chyba że wolicie spać na osobnych? - zapytała, a policzki Jo zaczerwieniły się natychmiastowo. Raczej wszyscy wiedzą, że w Londynie śpimy razem, więc myślę iż to nie jest dla nikogo dziwne.
- Może być jedno. - odpowiedziałem, a mama puszczając mi oczko zniknęła we wnętrzu domu. Ona to potrafi czasem dowalić z głupimi pytaniami.
Gdy mama zniknęła w domu, ja obserwowałem Jo jak przytula się do rodziców, a po chwili oni idą i siadają przy stole.
- Szczęśliwa? - zapytałem przyciągając ją do siebie i obejmując ramionami w talii. Ona zaś położyła swoje dłonie na mojej klatce piersiowej.
- Bardzo. - odpowiedziała.
- No widzisz? Mówiłem ci, że twój tata zmieni zdanie. - odpowiedziałem, całując dziewczynę w czoło. Po kilku sekundach Jo podniosła na mnie swój wzrok i patrzyła z szeroko otwartymi oczami.
- Ale czekaj. - coś sobie przypomniała. -  My zostajemy tutaj na noc?
- Na to wygląda. Wiesz, że moja mama jest nieobliczalna. - dodałem, a Jo zaśmiała się i wtuliła w moją klatkę piersiową.
Teraz już wszystko powinno być dobrze. Teraz wszyscy powinniśmy być szczęśliwi. Ale jaki ja byłem głupi sądząc, że wszystko jest w porządku dopóki nie dowiedziałem się o...

_______________________________________________________________________________
Hejka!
Co u Was słychać? U mnie wszystko w porządku, choć wena gdzieś zniknęła i na razie nigdzie jej nie widzę. Ale staram się coś pisać, małymi kroczkami :)
To już 98 rozdział, nadal nie mogę w to uwierzyć że jeszcze tylko dwa rozdziały i będzie okrągła 100.
Dzięki, że jesteście ze mną, bo gdyby nie Wy już dawno by mnie tutaj nie było, a opowiadanie prawdopodobnie skończyłabym na 20, albo 30 rozdziale :)
Więc jeszcze raz dzięki :)
Mam nadzieję, że wena za niedługo wróci, a ja będę się cieszyć pisaniem i publikowaniem dla Was rozdziałów.
Do następnego i pamiętajcie kocham Was !!!

8 komentarzy:

  1. Cudowne :****

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER ROZDZIAŁ :) :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe o co chodzi. Suuuper rozdział czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nwm co to może być, ale poczekam do nastepnego z jeszcze większą ciekawością niż zazwyczaj ;)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. O czym?! Przerwać w takim momencie?! Jak tak można?

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  6. CZEKAM NA NEXT

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju... co za emocje .. nwm czemu ale płakałam razem z Jo .. :(
    Ciekawe co bedzie w nastepnym ! :o weny ! <3

    OdpowiedzUsuń