środa, 11 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 113.

Czułam jak moje życie powoli zaczyna się układać. Wstając rano wiedziałam, że ten dzień będę mogła zaliczyć do udanych, a może i najlepszych dni w moim życiu, których co prawda ostatnio nie było zbyt dużo.
Zdaje sobie sprawę, że po dzisiejszej rozmowie możemy się albo jeszcze bardziej pokłócić, albo pogodzić i wrócić do siebie. Mam nadzieję, że druga opcja się spełni, bo przecież oboje tego chcemy, a dodatkowo Louis napisał do mnie pierwszy prosząc o spotkanie, więc jestem dobrej myśli.
Wstałam około dziesiątej i wyskoczyłam pośpiesznie z łóżka.
O równej 12 musiałam być na lodowisku, a moja droga tam spokojnie zajmie godzinę komunikacją miejską, bo przecież nadal nie mam samochodu, a z tego co się orientuję tata wziął drugi.
Ciekawe jak będę jeździć do Londynu na studia i w ogóle co ze sudiami? To pewnie, że chce dalej studiować mimo tego co się stało i mimo tylu nieprzyjemnych wspomnień związanych z niektórymi obiektami w całym kampusie, a zwłaszcza z parkingiem. ale na razie nie chce zapuszczać się w tamte rejony, bo moją głowę teraz wypełniają myśli o Louisie i o naszej randce. Zaraz ja pomyślałam randka? Może faktycznie to jest randka, a Lou specjalnie chciał się ze mną umówić, bo widzi jakiś cień szansy dla naszego związku? Mam nadzieję, że tak właśnie będzie i w końcu się pogodzimy, bo już nie wytrzymuję z tęsknoty za nim.
A jeśli chodzi o Harry'eo to ja naprawdę nie mam pojęcia co mam z nim zrobić. Z jednej strony jest taki kochany i słodki, ale z drugiej tak bardzo mnie wnerwia, że czasem mam ochotę powyrywać mu te jego loczki z głowy.
Nigdy bym nie przypuszczała, że ten miły i cichy Harry potrafi być taki zaborczy i wredny. Całkowite jego przeciwieństwo.
Sama nie wiem co jeszcze z nim zrobię, na pewno nie pozwolę na to aby myślał że jesteśmy razem czy coś innego. Po prostu nie widzę siebie przy jego boku, a tym bardziej w roli jego dziewczyny. Po prostu nie potrafię sobie tego wyobrazić. Zawsze myślałam, że to Louis jest moim księciem z bajki i to on jest moim przeznaczeniem i to jego najbardziej na świecie kocham. I zawsze tak jest i będzie i nic w tej sprawie się nie zmieniło, a jego wczorajszy sms mnie zaskoczył i uradował jednocześnie, bo nie spodziewałabym się że napisze do mnie coś takiego i że to on wykona ten pierwszy krok.
Ubrałam się w gruby sweter, który dostałam od babci na poprzednie święta, ciemne dżinsy i grube skarpety.
Weszłam jeszcze do łazienki umyć zęby i zrobić minimalny makijaż i kilka minut później schodziłam na dół z telefonem i portfelem w ręce.
Mama nie wiedziała, że gdzieś dziś wychodzę, bo niby skąd. Gdy wczoraj wieczorem dostałam sms od Louisa nie widziałam sensu biegnięcia do mamy i poinformowanie jej o tym.
- Dzień dobry. - przywitałam się z moją rodzicielką siedzącą samotnie w kuchni i czytającą poranną gazetę.
- Jo? Myślałam, że jeszcze śpisz. - odpowiedziała mama odkładając gazetę na stół i patrząc na mnie.
- Wstałam wcześniej, bo zaraz wychodzę. - wyjaśniłam chwytając kanapkę w dłoń i obserwując mamę. Czułam, że wywołam moją informacją niezły szok u niej, ale myślę że będzie się cieszyć, że w końcu coś dobrego dzieje się w tej sprawie.
- Idę na lodowisko. - dodałam, a mama pokręciła głową.
- Sama? - zapytała zanurzając usta w kubku z kawą.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziałam poruszając zabawnie brwiami, czym wywołałam u mamy ciekawskie spojrzenie.
- Nie trzymaj mnie w niepewności Jo. Powiedz z kim idziesz? Z Harrym? Pogodziliście się? - zapytała, a mi kanapka stanęła w gardle słysząc imię chłopaka. Przełknęłam nerwowo jedzenie, a następnie odpowiedziałam.
- Nie, nie z Harrym. W ogóle skąd ci to przyszło do głowy? - zapytałam, ale po chwili otrząsnęłam się ze zdenerwowania i dodałam. - Z Lou. Idę się spotkać z Lou. - spuściłam głowę, ale kątem oka obserwowałam jak na ustach mojej mamy pojawia się przeogromny uśmiech, który tym razem nie był wymuszony, gdy była mowa o Louisie, a naprawdę szczery.
- Tak się ciesze kochanie. - powiedziała z radością w głosie mama zeskakując z krzesła i podchodząc do mnie, po czym za chwilę znalazłam się w jej opiekuńczych ramionach.
- Ja też się cieszę, że w końcu go zobaczę. - szepnęłam ze łzami w oczach.
- Porozmawiacie i wszystko będzie dobrze. - powiedziała mama odsuwając się ode mnie i siadając na krześle obok.
- Mam taką nadzieję. - odpowiedziałam rozglądając się po kuchni i wtedy mój wzrok padł na zegarek wiszący po drugiej stronie, a ja zamarłam. Dochodziła jedenasta, a ja siedziałam sobie spokojnie w domu, gdzie już powinnam biec na autobus, aby się nie spóźnić.
- Cholerka. - szepnęłam tylko do siebie zeskakując z krzesła i w pośpiechu się ubierając. Za pięć minut miałam autobus, który miał mnie zawieźć do samego centrum Doncaster, gdzie wybudowali lodowisko. Mama przyglądała mi się z uśmiechem na ustach kręcąc przy tym tylko głową i podśpiewując radośnie jakąś nieznaną mi melodyjkę.
- Ja lece. Postaram się być na obiedzie. Pa! - krzyknęłam z korytarza. Mama zaśmiała się głośno odpowiadając mi, że nie muszę się śpieszyć. Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam na zewnątrz, gdzie mroźny, zimowy wiatr owiał moją twarz. Opatuliłam się ciaśniej szalikiem, a na głowę naciągnęłam czapkę i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Myśląc o dzisiejszym dniu i mając nadzieję, że pod wieczór będę mogła zaliczyć go do udanych.

Perspektywa Louisa

- Louisku, słyszałeś? - podekscytowana Daisy zaatakowała mnie, gdy tylko zszedłem rano do kuchni.
Złapała mnie za rękę ciągnąc w stronę jadalni, gdzie wszyscy już siedzieli i czekali na nas, gdy tylko do nich dołączymy abyśmy mogli zacząć śniadanie.
- O czym? - zapytałem siadając między bliźniaczkami przy stole i nalewając sobie kawy do kubka.
- Idziemy dzisiaj na łyżwy! - wykrzyknęła Phoebe uśmiechając się do mnie, mimo braku kilku zębów. Odwzajemniłem uśmiech spoglądając na mamę i wskazując podbródkiem na bliźniaczki. Spodziewałem się, że mama jakoś mi to wszystko wyjaśni, ale jakoś nie była skora do wyjaśnień, a wręcz przeciwnie, obserwowała tylko moją reakcje. No cóż nie ukrywajmy, byłem nieco zdezorientowany, bo naprawdę nie wiedziałem o co chodzi, a nikt nie chciał mi wytłumaczyć.
- Jak to idziemy? - zapytałem po chwili, gdy słowa siostry dotarły do mnie.
- Idziesz z dziewczynkami na łyżwy Louis. - wyjaśniła mama, a ja otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia nie dowierzając jej słowom.
- Że jak? - zapytałem patrząc wprost na mamę, która mnie ignorowała. - Nigdzie nie idę. Jest zimno, poza tym ja nie umiem jeździć na łyżwach. - dodałem zgodnie z prawdą. Zawsze wywracałem się na lodzie, czy to tym na lodowisku czy na ulicy. Nigdy nie miałem szczęścia do łyżew. A teraz będę musiał nie dość, że pilnować dziewczynek to jeszcze samego siebie, aby przypadkiem kogoś nie staranować.
- My cię nauczymy. - powiedziała Daisy puszczając mamie oczko, a za chwilę patrząc na mnie z najbardziej fałszywym uśmiechem jaki w życiu widziałem.
- Co wy kombinujecie? - zapytałem spoglądając raz na siostry, raz na mamę.
- Nic. - odpowiedziała mama ruszając głową w jedną i w drugą stronę, a dziewczynki zachichotały słodko. Gdy popatrzyłem na nie zamilkły i przybrały poważne miny.
- Mamo? Powiesz mi o co chodzi? - zapytałem wracając wzrokiem na moją rodzicielkę, która udawała że czyta teraz gazetę, a tak naprawdę koncentrowała się na tym, aby się nie uśmiechnąć. One coś kombinują, tylko sam nie wiem co to może być.
- Chcę, abyś zabrał dziewczynki na lodowisko. To jest aż takie straszne Lou? - zapytała, a ja pokręciłem głową. Coś jest na rzeczy, skoro mama tak dziwnie się zachowuje wobec mnie.
- Dobrze. - zgodziłem się i tak nie miałem wyjścia. Gdybym się nie zgodził dziewczynki zjadłyby mnie na miejscu, więc w sumie wyszło na dobre. Przynajmniej się rozerwę i pomyślę nad całą sprawą z Jo. Wczoraj wieczorem postanowiłem, że do niej zadzwonię, ale gdy tylko wstałem nie mogłem znaleźć telefonu. Dziwne, bo zawsze kładłem go na szafce nocnej, albo na biurku, a dzisiaj go nie było.
- Mamo, a nie widziałaś może mojego telefonu? Chyba go zgubiłem. - zwróciłem się do kobiety, gdy ta zmywała naczynia po śniadaniu. Widziałem jak cała się wzdryga na moje pytanie, ale po chwili wyłączyła wodę, a dłonie wytarła w ścierkę i z kieszeni fartucha wyciągnęła poszukiwane przeze mnie urządzenie
- Znalazłam go wczoraj w kuchni. - odpowiedziała nie patrząc mi w oczy, co było naprawdę dziwne i w ogóle nie podobne do mojej mamy.
- Dziękuję, już myślałem że go zgubiłem. - odpowiedziałem całując ją w policzek. - Mamo coś się dzieje? Od rana zachowujesz się strasznie dziwnie. - dodałem znacznie się od niej odsuwając.
- Nie spałam za dobrze w nocy. - odpowiedziała odwracając się do mnie plecami i kontynuując zmywanie.
- Zaraz idziemy, więc będziesz miała wolny dom i położysz się do łóżka i odpoczniesz. - powiedziałem wychodząc z kuchni. Mama mruknęła tylko coś nie zrozumiałego, chyba mówiła coś o obiedzie. Pomyślałem, że zajmę się dzisiaj cały dzień moimi młodszymi siostrami, a mama będzie miała okazję do odpoczynku.
Wróciłem do kuchni i zakręcając kurki z wodą odwróciłem mamę w swoją stronę, która najpierw zaprotestowała, ale za chwilę wysłuchała co mam jej do powiedzenia.
- Zabiorę dziewczynki na obiad, nie przejmuj się tym. Odpocznij sobie. Masz cały dzień dla siebie, rób co tylko chcesz. Tylko błagam, nie sprzątaj. Dom wygląda idealnie. - powiedziałem nachylając się nad drobnym ciałem mojej mamy, a następnie składając na jej czole czuły pocałunek.
- Dziękuję Lou. - szepnęła tylko ściągając fartuch i udając się na górę, zapewne do sypialni, aby odpocząć. Należy jej się to.
- Jesteście cały dzień pod moją opieką. - zwróciłem się do moich czterech sióstr czekających na mnie w korytarzu i ubranych od stóp do głów w ciepłe, zimowe ubrania.
- Już się boję. - odpowiedziała Lottie przewracając oczami.
- Bo jest czego. Hahaha! - zaśmiałem się złowrogo, a dziewczynki tylko wybuchnęły śmiechem, po czym otworzyły drzwi i wyszły na zewnątrz.
Kurde myślałem, że jakoś je przestraszę, ale widzę że nie jestem zbytnio przekonywujący i straszny, aby one mi uwierzyły. Trudno pomyślałem. Ubrałem się w ekspresowym tempie i chwilę później wyjeżdżałem z podjazdu i kierowałem się do centrum miasta.

***

- Tutaj jest miejsce! - krzyknęła Fizzy siedząca na przednim siedzeniu i wskazująca mi wolne miejsca na parkingu. Parking praktycznie cały był zapełniony, na szczęście niektóre miejsca były wolne, więc spokojnie mogłem zaparkować praktycznie przy samym wejściu na lodowisko.
Gdy wyłączyłem silnik bliźniaczki siedzące z tyłu wyskoczyły szybko z samochodu i biegiem ruszyły w stronę wejścia.
- Louis, chodź. - powiedziała Lottie otwierając drzwi do mojej strony. Popatrzyłem na nią, a ona uśmiechała się do mnie przyjaźnie jakby chcąc dodać mi otuchy, bo bardzo dobrze zdawała sobie sprawę, że ja nie umiem jeździć na łyżwach, a dzisiejszy wypad tam będzie katastrofą.
- Dlaczego od rana wszystkie się do mnie uśmiechacie? Czy wy coś wiecie, czego ja nie wiem? - zapytałem wysiadając z samochodu i zamykając go na klucz. Lottie pociągnęła mnie za rękę i cały czas ją trzymając udaliśmy się w stronę wejścia.
- Chcemy, żebyś czuł się dobrze, a jeśli inni się do ciebie uśmiechają ty również to zrób. - powiedziała. - Poza tym dzisiaj będzie super dzień. Zaraz się przekonasz dlaczego. - dodała otwierając drzwi i wchodząc do środka, gdzie na ławce stojącej naprzeciwko wejścia siedziały bliźniaczki, a między nimi Jo.
- Jo? - zapytałem zdezorientowany. Dziewczyna podniosła głowę i popatrzyła na mnie tak samo zdezorientowana jak i ja.
- Co ty tu robisz? - zapytałem podchodząc bliżej niej. Zauważyłem, że moje siostry gdzieś zwiały, cóż pewnie to wszystko było zaplanowane.
- Napisałeś wczoraj wieczorem do mnie, że chcesz iść ze mną na łyżwy, więc jestem. Ale nie rozumiem dlaczego teraz jesteś taki zdziwiony moją obecnością tutaj. - wyjaśniła, a wtedy wszystkie fakty z dzisiejszego ranka złożyły się w całość.
- To moja mama. - szepnąłem spuszczając głowę, a Jo wstała z ławki i stanęła naprzeciwko mnie w niedużej odległości.
- Co? - zapytała marszcząc brwi. Uniosłem głowę patrząc na nią.
- To moja mama napisała do ciebie zamiast mnie. Widocznie wzięła wczoraj mów telefon i napisała do ciebie tego smsa w moim imieniu. - wyjaśniłem obserwując Jo. Dziewczyna westchnęła tylko i odwróciwszy się za siebie zabrała z ławki czapkę i szalik i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
- Jo, co ty robisz? - zapytałem biegnąc za nią. Przed samymi drzwiami złapałem ją za ramię i odwróciłem w swoją stronę. Widziałem jak próbuje się nie rozpłakać.
- Idę sobie. Skoro już wiem, że to nie ty chciałeś się ze mną tutaj spotkać. - wyjaśniła zawiązując ciasno szalik na szyi.
- Bardzo chciałem się z tobą spotkać. - szepnąłem, gdy dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi. Zamarła, gdy usłyszała moje słowa i powoli odwróciła się do mnie twarzą.
- Naprawdę? - zapytała ocierając palcami mokre od łez policzki.
- Tak. Tęskniłem za tobą. - powiedziałem podchodząc bliżej. Jo uniosła głowę i teraz nasze oczy wpatrywały się w siebie. Widziałem, że dziewczyna ledwo powstrzymuje się od wybuchnięcia płaczem, dlatego niewiele myśląc nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w usta. Objąłem jej twarz obiema dłońmi, a ona objęła mnie w pasie.
Po chwili poczułem jak coś mokrego spływa między moimi palcami i wiedziałem, że to łzy. Łzy szczęścia.
- Kocham cię. - szepnąłem prosto w jej usta, a dziewczyna uśmiechnęła się do mnie odpowiadając mi tym samym.
A ja byłem najszczęśliwszym facetem na ziemi. Porwałem Jo w swoje objęcia i unosząc lekko w górę zacząłem kręcić się w kółka z dziewczyną w ramionach.
Niedaleko od nas usłyszałem głośne okrzyki radości. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę, gdzie wszystkie moje siostry wesoło skakały w miejscu ciesząc się naszym szczęściem.
W końcu, pomyślałem. W końcu jestem szczęśliwy mając ukochaną dziewczynę obok siebie.

_________________________________________________________________________________
Wielki powrót!!! 
Kto się cieszy? Albo inaczej: Kto jest niezadowolony? 
Myślę, że większość z Was chciała, aby Jo była z Harrym.
Natomiast reszta, pogodzenia się Jouisa :)
Więc spełniłam prośby, chyba tej mniejszej części czytelników, chcących powrotu naszych gołąbków :)
Nie mam pojęcia kiedy następny, ale postaram się zrobić tak abyście nie musieli na niego zbyt długo czekać :)
Pamiętacie, że Was uwielbiam i dziękuje że jesteście ze mną :)

10 komentarzy:

  1. A więc pytasz kto się cieszy ? Ja się nie cieszę, jestem przeszczęśliwa ! <3 Aaa Lou i Jo <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ja nie.......

    Ja chcę Harryego i Jo ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeej wrócili do siebie :) i tak ma być do końca :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem mniejszością , bo ciesze sie ze Louis i Jo do siebie wrócili ;) Dziękować mamie Lousia za takie pomysly ;) Czekam na kolejny rozdzial ;) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu są razem :) :) :) :) czekam na next :) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. I love you baby! Kocham cię za to. Jednak czasem dobrze mieć siostry.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  7. Szalona mama :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Też nie umiem jeździć na łyżwach, ale w przeciwieństwie do Lou nie wywróciłam się ani razu :)

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń