poniedziałek, 23 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 117.

Rano wstałam z uśmiechem na ustach. Czułam, że ten dzień będzie udany, a ja zadowolona z jego przebiegu. No bo cóż nie ukrywajmy - imprezy zawsze są super. Gorzej wygląda ranek na drugi dzień, ale nie mówmy o tym, ani nie myślmy.
Rodzice zawożą dzisiaj Maxa do dziadków. Młody jest tak podekscytowany tym, że będzie spał po raz pierwszy poza domem, że coś czuję iż zaraz go ta radość rozniesie.
A jego uśmiech udziela się również mnie, co sprawia że od razu czuję się lepiej.
Meg ma do mnie przyjść, gdy tylko zobaczy że rodzice odjechali. Umówiłyśmy się, że będzie obserwować mój dom z okna w kuchni i wtedy przystąpi do ataku.
Tak strasznie się cieszę, że spędzę tę noc z nią i z chłopakami. A zwłaszcza takim jednym. Planuję mu dzisiaj powiedzieć jak bardzo go kocham, bo ostatnio nie było okazji co do tego, a tylko wyzywaliśmy się od najgorszych i kłóciliśmy się bezsensu. W sumie to nie tak bezsensu, bo pocałunek można nazwać zdradą, więc każde z nas miało trochę na sumieniu.
Dlatego jako że dziś żegnamy stary rok, a witamy nowy, postanowiłam że powiem to Louisowi i obiecam że będę z nim już na zawsze i do końca swoich dni.
Chciałabym go też zapewnić, że nie będzie między nami już takich ostrych kłótni, ale niestety tego nie mogę zrobić, bo nie jestem w stanie tego zapewnić. Jak wiadomo wszystko się może zdarzyć, a ja na przykład za kilka dni mogę nie być z Louisem bo tak się posprzeczamy, że całkiem się już rozstaniemy.
Oby tak nie było, a ja będę robić wszystko aby się tak nie stało.
- Dzień doberek. - przywitałam się z moją ukochaną rodzinką siedząca na dole, w kuchni i jedzącą śniadanie. Wszystkie trzy głowy odwróciły się w moją stronę skanując mnie z góry na dół. Pewnie zastanawiali się co ja w takim dobrym humorze dziś jestem.
- Dzień dobry Jo, a coś ty taka szczęśliwa? - zapytał tata. - Wyglądasz... inaczej. - dodał tata upijając łyk z kubka.
- Inaczej? To znaczy? - zapytałam siadając obok niego.
- Na taką szczęśliwą. Z Louisem wszystko dobrze? - zapytał, a ja przytaknęłam.
- Taa. Mieliśmy małą sprzeczkę wczoraj, ale już wszystko jest dobrze.- zapewniłam, choć nie byłam tego wcale taka pewna, bo w sumie sama nie wiem jak to teraz miedzy nami jest. Louis wczoraj zapewniał mnie, że mnie kocha, nawet nie raz to powiedział, ale po tym niemiłym incydencie, to ja już sama nie wiem co mam o tym myśleć.
- Jak to sprzeczkę? Rozstaliście się? - zapytała mama siadając obok mnie i łapiąc mnie za rękę.
- Nie, no co ty mamuś. Po prostu powiedzieliśmy za dużo słów na siebie nawzajem, ale teraz jest już okey, naprawdę. Nie musisz się niczym martwic. - odpowiedziałam nachylając się w jej stronę i składając na policzku pocałunek.
- Ja się o ciebie martwię Jo, więc mi się nie dziw że tak bardzo to wszystko przeżywam. - dodała wstając od stołu.
- A tak w ogóle to jakie masz plany na dzisiejszy wieczór? - zapytał tata, gdy mama kładła przede mną talerz z jeszcze ciepłymi tostami z serem i szynką, po czym wyjęła Maxa z fotelika i postawiła na ziemi.
- Louis przychodzi. - odpowiedziałam patrząc na swoich rodziców siedzących obok siebie i obserwując bacznie ich reakcję.
- Tylko? - zapytał tata zwężając oczy. Przełknęłam głośno ślinę. Nie było wczoraj okazji, aby powiedzieć im, że znajomi do mnie przyjdą, ale myślę że nie powinni się gniewać jak im dziś o tym powiem, prawda?
- Meg ze Stanem jeszcze wpadną. - odpowiedziałam szeptem, bałam się ich reakcji, bo nie wiedziałam jak zareagują, a chciałabym aby zgodzili się na małą imprezkę u nas w domu. W końcu będzie nas tylko czwórka, więc co może się stać? Poza tym wszyscy jesteśmy dorośli, więc to już w ogóle nie ma o czym mówić.
- Nie jesteście źli? - zapytałam po chwili ciszy, gdy żadne z nich się nie odzywało, a tylko patrzyli na mnie.
- No coś ty. - odezwała się mama. - Świetnie że masz znajomych, którzy chętnie do ciebie przyjdą. Cieszę się, że nie będziesz siedzieć sama w domu. - dodała wstając i zabierając Maxa na górę. - Bawcie się dobrze, tylko z rozumem. - powiedziała na odchodnym całując mnie w czubek głowy.
Odetchnęłam z ulgą, bo jedną drugą zgody miałam. Teraz czekałam tylko na pozwolenie od taty, ale z nim to chyba nie będzie tak źle, bo zazwyczaj jest po mojej stronie.
- Dobra, to teraz powiedz mi co kombinujesz? - zapytał tata kładąc łokcie na stole i splatając ze sobą dłonie.
- Nic nie kombinuję. Po prostu chcę posiedzieć ze znajomymi, pogadać i pośmiać się. Tyle. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Tata nie musi wiedzieć o moim postanowieniu.
- Tylko, żeby z tego całego imprezowania. - powiedział kreśląc cudzysłów w powietrzu. - Ciąży znowu nie było. - dodał, a ja słysząc te słowa zamarłam. Tego bym się po nim nie spodziewała. Nie spodziewałabym się, że mi to wypomni. Że w ogóle przyjdzie mu coś takiego do głowy.
- Przesadziłeś w tym momencie tato. - powiedziałam odsuwając od siebie pusty już talerz i wstając od stołu.
- Przesadziłem? Chcę tylko żebyś znowu  nie narobiła głupot, a ty mówisz mi żebym nie przesadzał? - zapytał unosząc głos.
- Nigdy nie sądziłam, że mi to wypomnisz. Dziękuje ci za wsparcie tatusiu. - zaznaczyłam dosadnie ostatnie słowo i wyszłam z kuchni. Nie mogłam już dłużej tam stać i patrzeć na niego.
Od początku myślałam, że to mama będzie miała do mnie pretensje i będzie zła na mnie za to, że byłam w ciąży i nie dopilnowałam tego, aby się zabezpieczyć. Ale się myliłam. To tata jest taki, a nie mama. Powinnam mamie dziękować codziennie, że nie odwróciła się ode mnie w tamtym momencie i była ze mną przez cały czas, bo przecież tak powinien zachować się każdy rodzic. Byc  przy dziecku mimo tego co ono robi, czy jak się zachowuje.
Dobra, mój tata na początku był ze mną, faktycznie tak było. Ale teraz zachowuje się całkiem inaczej i inaczej mnie traktuje. Jak jakąś gówniarę, która nie potrafi się zachować i robi głupie rzeczy w życiu.
Dotarłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami, tak aby ojciec na dole mnie usłyszał i wiedział że to jego wina.
Czy ja na początku mówiłam, że coś mi się wydaje iż ten dzień i noc będą udane? Tak? To teraz zmieniam zdanie: będzie masakra, bo jaki początek dnia, taki i koniec.

Perspektywa Louisa

Stoję od kilku godzin przed lustrem i zastanawiam się co mam na siebie założyć. To Sylwester, więc pasuje jakoś wyglądać, ale też nie chcę przesadzić ze strojeniem się. Chcę, aby Jo zobaczyła, że staram się za wszelką cenę, aby wszystko między nami było dobrze i tak dalej.
Chyba poproszę jedną z sióstr, aby mi pomogła coś wybrać, bo sam to nigdy się nie zdecyduję.
Wyszedłem ze swojego pokoju i ruszyłem w stronę pokoju moich młodszych sióstr z dwoma wieszakami w rękach.
- Lottie? - zapytałem wchodząc do ich pokoju i zamykając za sobą drzwi. Zauważyłem, że dziewczyna siedziała na łóżku ze słuchawkami w uszach i czytała jakąś gazetę.
- Lottie. - powiedziałem siadając obok niej, zdziwiłem się gdy nie zareagowała na moją obecność, ale głośna muzyka wypływająca z urządzenia jej to uniemożliwiła.
Wyjąłem więc jedną ze słuchawek, i wtedy dziewczyna popatrzyła na mnie.
- Louis, chcesz mnie kiedyś przyprawić o zawał serca? - zapytała łapiąc się za serce i wyłączając dudniącą muzykę.
- Pomóż mi, błagam cię. - poprosiłem spoglądając na nią błagalnym wzrokiem.
- O co chodzi braciszku? - zapytała opierając się plecami o ramę łóżka i zakładając ramiona na swojej klatce piersiowej.
- Nie wiem co mam ubrać na tą imprezę u Jo. - wyjaśniłem jej moje przybycie do jej pokoju, a ona najpierw patrzyła na mnie z poważnym wyrazem na twarzy, a za chwilę klasnęła w ręce i uśmiechnięta zeskoczyła z łóżka.
- Pokaż co my tutaj mamy. - powiedziała wskazując na dwa wieszaki, które trzymałem w rękach.
Wstając uniosłem ręce w górę i pokazałem jej co wybrałem.
Na pierwszym wieszaku wisiały granatowe spodnie, które Jo tak bardzo uwielbia, a do tego biała bluzka na guziki, z rękawami do łokci i obowiązkowo szelki w paski. Pomyślałem, że taki zestaw będzie idealny na tą imprezę, ale też spodoba się mojej dziewczynie.
Natomiast na drugim wieszaku były czarne spodnie, a do tego czarna koszula z długim rękawem. W sumie to sam nie wiem czemu wybrałem taki zestaw. Pewnie pomyślałem, że również okaże się dobrym wyborem, ale też spodoba się Jo.
- I co sądzisz? - zapytałem spoglądając na siostrę, która była skupiona na skanowaniu dwóch zestawów.
- Myślę, że. - zaczęła mówić i jednocześnie drapała się palcem po brodzie. - Że masz niezłe wyczucie mody Louis. - dokończyła, a ja uśmiechnąłem się do niej szeroko, że mnie pochwaliła.
- Dziękuję, ale według ciebie który zestaw pasuje? - zapytałem spoglądając na ubrania, a potem na dziewczynę.
Zastanawiała się przez chwilę podchodząc bliżej i przykładając raz jeden wieszak, a raz drugi do mojego ciała.
- Myślę, że ten będzie odpowiedni. - powiedziała w końcu wybierając ten z granatowymi spodniami.
- Myślisz? Nie uważasz, że za bardzo się wystroję? - zapytałem.
- Ty zawsze się dla Jo stroisz, a to żadna nowość braciszku. - odpowiedziała wspinając się na łóżko i siadając w takiej samej pozycji co poprzednio.
- Przestań Lottie, chcę po prostu dobrze wyglądać i tyle. - fuknąłem wkurzony i wyszedłem z pokoju.
- Kochasz ją i to widać. - krzyknęła moja siostra zanim jeszcze zamknąłem za sobą drzwi. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wróciłem do swojego pokoju. Dziękowałem Bogu, że mam takie wspaniałe siostry, które gdy tylko nadejdzie okazja pomogą mi we wszystkim i doradzą gdy nie wiem co zrobić.
Wróciłem do pokoju i zacząłem się przygotowywać na najlepszą imprezę w życiu i pierwszy Sylwester, który spędzę z dziewczyną, którą kocham nad życie.

***

Dochodziła godzina osiemnasta, gdy podjechałem na podjazd domu państwa Monk. Światła świeciły się w oknach, więc pewnie wszyscy już są. W sumie nie będzie nas dużo, tylko nasza skromna czwórka. Ale pamiętam, że po ostatniej imprezie, zorganizowanej w naszym mieszkaniu w Londynie, było całkiem zabawnie.
Stan śpiący w prysznicu, Meg na podłodze. Tylko ja i Jo spaliśmy w normalnych warunkach.
Czasem nam wszystkim odbija, a co z tym idzie, sami nie wiemy co robimy, ani co robiliśmy.
Wysiadłem z auta i zabierając z przedniego siedzenia bukiet czerwonych róż ruszyłem w stronę drzwi.
O dziwo były otwarte. Co Jo nie często się zdarza, ale może zostawiła je nie zamknięte specjalnie dla mnie?
Nie łudź się Lou, że tak było, dodałem sobie w myślach. Nie najlepiej między nami ostatnio jest więc wątpię, aby tak zrobiła.
W korytarzu ściągnąłem z siebie kurtkę i buty, po czym ruszyłem do środka. Na stołach w kuchni stało mnóstwo kanapek, soków, owoców i innych niesamowitych pyszności, zapewne przygotowanych przez dziewczyny.
Zastanawiałem się, gdzie wszyscy są. Ale odpowiedź przyszła szybciej niż to, gdy rozejrzałem się po wnętrzu. A mianowicie z salonu dobiegały mnie jakieś stłumione głosy, więc podążyłem za ich hałasem.
Meg, Stan i Jo siedzieli na podłodze i majstrowali coś przy głośnikach. Myślę, że chcieli podłączyć je do ogromnej wieży stojącej obok telewizora, ale coś im nie wychodziło. Stan co chwila wyrzucał z siebie jakieś przekleństwa, a dziewczyny cicho się z niego śmiały.
- Nosz kurwa! - krzyknął, a ja razem z dziewczynami zaśmiałem się. Zwróciłem tym ich uwagę na siebie. Wszystkie trzy głowy odwróciły się w moją stronę, a ja pomachałem im na przywitanie.
Jo wstała i szybkim krokiem ruszyła w moją stronę.
Miała na sobie czerwoną sukienkę bez ramiączek nad kolano, która zakrywała jej chude ciało w taki sposób, że poczułem jak robi mi się ciasno w spodniach.
Czy ona nie zdaje sobie sprawy jak na mnie działa? Wystarczy, że zobaczę ją nawet w za dużej koszulce i wytartych spodniach dresowych, a moje ciało szaleje.
- Cześć Lou. - przywitała się ze mną całusem w policzek.
- Hej, proszę to dla ciebie. - odpowiedziałem wręczając bukiet jej ulubionych kwiatów. - Będą pasować do sukienki. - dodałem nieco ciszej.
- Dziękuję są piękne. - powiedziała wąchając czerwone pączki i zamykając na chwilę oczy. Boże była taka piękna. - Włożę je do wazonu, pomożesz mi? - zapytała patrząc mi prosto w oczy. Skinąłem tylko głową i ruszyłem za dziewczyną do kuchni.
- Sama to wszystko zrobiłaś? - zapytałem siadając na jednym z krzeseł postawionych pod ścianą i obserwując Jo krzątającą się z gracją po kuchni.
- Meg mi pomogła, a Stan podjadał tylko i ciągle musiałyśmy coś dorabiać. - zaśmiała się zakładając za ucho zbłąkany loczek, który wyleciał z jej kucyka.
- Wszystko wygląda apetycznie. - powiedziałem, a Jo popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się przechodząc obok mnie.
- Częstuj się. - zachęciła i zniknęła w salonie. Wstałem z krzesła i ruszyłem do ogromnego stołu i wziąłem pierwszą lepszą kanapkę z szynką, pomidorem i szczypiorkiem na samej górze. Pychota.
Połknąłem ostatni kęs i ruszyłem w stronę salonu. Stan nadal zmagał się ze sprzętem. To rozłączał, to podłączał, ale urządzenie nie chciało się w ogóle włączyć.
- Pomóc ci? - zapytałem siadając obok niego. Chłopak tylko wzdrygnął się, ale zgodził się ruchem głowy.
- Cholerstwo nie chce działać. Nie wiem czy jest aż tak stare, że już nic nie da się z tego zrobić czy to może ja coś źle podłączam. - powiedział, a ja uśmiechnąłem się do niego i zacząłem przyglądać się to z jednej to z drugiej strony i wtedy coś przykuło moją uwagę.
- Ej, a próbowałeś podłączyć do prądu? - zapytałem kumpla, a ten zrobił tylko wielkie oczy i strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło.
- Głupek ze mnie. Wiesz, że nie pomyślałem? - odpowiedział mi, a ja wybuchnąłem głośno śmiechem i włączyłem urządzenie do prądu. A wtedy muzyka wypełniła cały dom.
- Stary czasem na coś się przydajesz. - powiedział Stan klepiąc mnie po plecach. Wzruszyłem tylko ramionami jakby chcąc powiedzieć: "Beze mnie nie byłoby imprezy".
Oboje wstaliśmy na równe nogi, a chwilę później zza naszych pleców dobiegł nas głośny krzyk. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem dziewczyny schodzące po schodach z ogromnymi uśmiechami na ustach.
- A jednak naprawiłeś. - powiedziała Meg rzucając się na swojego chłopaka i całując go długo w same usta.
- To Louis naprawił, nie ja. - odpowiedział jej Stan wskazując na mnie. Wzruszyłem tylko ramionami i chowając ręce w tylnych kieszonkach spodni zakołysałem się na własnych stopach. Kątem oka popatrzyłem na Jo, która stała obok i patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
Czułem się dość niezręcznie, gdy tak cała trójka na mnie patrzyła.
- Nie patrzcie tak na mnie. Ja tylko włączyłem wtyczkę do prądu. - wyjaśniłem, a oni wybuchnęli śmiechem.
- Naprawdę? - zapytała Meg, a ja przytaknąłem.
- To my od dwóch bitych godzin męczyliśmy się nad podłączeniem tego dziadostwa, a ty sobie przyszedłeś i włączyłeś tylko do prądu. - powiedziała z zachwytem w głosie Jo.
- Tak się zdarza jak robi się coś o czym się nie ma pojęcia. - odpowiedziałem wskazując palcem na Stana. Chłopak tylko fuknął coś pod nosem i obejmując Meg w pasie ruszyli w stronę kanapy.
- Dziękuje. - szepnęła Jo w moją stronę i ulatniając się do kuchni.
Zrobiła to po raz drugi dzisiejszego dnia. Dlaczego ona ciągle mi ucieka? Dlaczego trzyma między nami taki dystans? Czyżbym coś zrobił? Może ma nadal do mnie uraz przez wczorajszy ranek? Nie powinienem tak robić. Dziewczyna ma rację to było za szybko.

***

Minęły cztery godziny odkąd przyjechałem.
Jo ani razu jeszcze ze mną nie zatańczyła. Świetnie bawiła się w towarzystwie Stana i Meg, ale nie moim.
Zastanawiam się teraz poco ja tu przyjechałem? Gdybym wiedział, że tak będzie, a ja będę siedział na kanapie w salonie i patrzył jak moja dziewczyna tańczy ze swoją przyjaciółką na środku "parkietu", to w ogóle bym tu nie przyjechał.
- Coś ty taki markotny? Siedzisz tutaj i tylko na nią patrzysz. Idź, poproś ją do tańca. - powiedział Stan siadając obok mnie i upijając łyk piwa ze swojego kubka.
- Nie mogę. Ona mnie nie chce. Od prawie pięciu godzin nawet na mnie nie popatrzyła. - odpowiedziałem dopijając do końca swojego drinka i wstałem aby zrobić sobie kolejnego. Nie mogę nic zrobić z własną dziewczyną to przynajmniej się upiję.
- Daj spokój. Weź sprawy w swoje ręce i działaj. Chcesz, aby wszystko było ci podane na tacy? O miłość trzeba walczyć stary. - powiedział Stan podchodząc do mnie.
- Gdyby to było takie proste. - mruknąłem upijając łyka nowego drinka.
- Podejdź do niej i zapytaj czy chce z tobą zatańczyć. - podał mi pomysł, a ja ciągle patrzyłem na Jo. Była taka uśmiechnięta tańcząc obok Meg. Śmiała się z nie wiadomo czego, dzięki czemu na moich ustach również zagościł malutki uśmieszek, Boże jak ja ją kocham. - Ja ukradkiem zmienię muzykę na jakąś powolną i będziecie mieli okazję się po obściskiwać. - dodał, a ja popatrzyłem na niego, gdy ten ruszał zabawnie brwiami. Kiwnąłem tylko głową, a Stan poklepał mnie po plecach i ruszył w stronę sprzętu muzycznego.
Dopiłem do końca swojego drinka, tak na odwagę i ruszyłem w stronę Jo.
Przełknąłem głośno ślinę i popukałem Jo po ramieniu. Dziewczyna odwróciła się do mnie ze zdezorientowaną miną, ale po chwili uśmiechnęła się lekko.
- Mogę z tobą zatańczyć? - zapytałem cicho, ale i z powagą w głosie.
Jo patrzyła na mnie przez chwilę zamyślona, ale po chwili odezwała się.
- Jasne. - przyciągnąłem ją blisko siebie. Jedną ręką objąłem w talii, a drugą dłoń złączyłem z jej. Zaczęliśmy się bujać, do powolnej piosenki puszczonej ukradkiem przez Stana. Na początku żadne z nas się nie odzywało, tak jak wczoraj gdy jechaliśmy moim samochodem.
Nie potrafimy ostatnio do siebie dotrzeć. Trudno się nam dogadać, nie wiem czym to jest spowodowane.
Jo wyglądała jakby musiała tańczyć ze mną za karę. Czułem że utrzymywała między nami dystans. Nie chciała się do mnie przytulić, jak to miała w zwyczaju robić gdy tańczyliśmy ze sobą.
- Jeśli nie masz ochoty ze mną tańczyć to nie ma problemu. - mruknąłem w jej stronę, ale dziewczyna uniosła swoją głowę i popatrzyła na mnie.
- Musimy pogadać. - szepnęła.

______________________________________________________________________________
Jak ja uwielbiam kończyć rozdziały w takim momencie :)
Kochani proszę, aby każdy kto czyta tego bloga skomentował, dobrze?
Jest Was mnóstwo, co widzę po wyświetleniach, a komentuje zaledwie garstka osób.
Sprawicie mi tym ogromną radość :)
Dziękuję :)

13 komentarzy:

  1. Aww. Kocham Cię za to opowiadanie. Jest jednym z moich ulubionych xx L.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty prawie zawsze tak kończysz :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. OO tyyy! Oo tak! Uwielbiasz tak robić ♥ haha i za to cię kocham xx
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Nienawidzę jak w takich momentach kończysz , ale uwielbiam czytać <3 wspaniały rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie i znowu to samo. Dlaczego!!!
    Taki moment ? Naprawdę ?!
    Ty serca nie masz ???

    Ale super rozdział ! Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe o czym będą gadać? :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochammm... <3 czytam każdy rozdział tylko niestety bardzo często nie mam jak komentować... czekam nn :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Louis! Walcz rycerzu! Walcz o swą miłość! A ty Jo oddalasz się od niego, a chyba tego chciałaś uniknąć! Oh c'mon baby! Czyyyyytam. Kochaaaam. Forever&always.
    Ola xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Komentuje,jestem dosyć leniwa by coś więcej napisać ;D Rozdział świetny!

    OdpowiedzUsuń
  10. I kolejny raz czytałam jednym tchem. Jest super.Nie mogę doczekać się kolejnego.Czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzięki.Dzięki.Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  12. I co daaaaaleeeej?

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdzial super. Biedny Lou, Jo trzyma go na dystans a tego przeciez nie chciala, ciekawie jak dalej sie sytuacja pociagnie :33 powodzenia ! :* /Raisa

    OdpowiedzUsuń