piątek, 20 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 47.

Szybko wróciliśmy do domu. Nie obyło się bez śmiania i wygłupiania się na ulicy. Nawet ludzie idący po przeciwnej stronie patrzyli na nas i co robili? Uśmiechali się do nas. Pewnie sobie myśleli, jak oni muszą się kochać i świetne czuć w swoim towarzystwie. Oj żebyście wiedzieli, że tak właśnie jest. Jak Louis jest blisko mnie, to wiem że dam radę przeżyć każdy kolejny dzień bez problemów, a na mojej twarzy od razu pojawia ogromnych rozmiarów uśmiech. Czasem sama się sobie dziwię, jak to możliwe, że potrafię się uśmiechać od ucha do ucha. Lou zdecydowanie ma na mnie niesamowity wpływ, sprawia że staję się innym człowiekiem. Natomiast gdy go nie ma przy mnie jestem cały czas smutna i przygnębiona, a codzienne czynności takie jak wstanie z łóżka czy zjedzenie śniadania są dla mnie ogromnym problemem, bo czuję że nie ma przy mnie jakiejś cząstki, która ma na imię Louis. Nigdy nie przypuszczałam, że aż tak bardzo się zakocham. Nie to, że nigdy o tym nie myślałam, wiedziałam że kiedyś to nadejdzie, a ja będę najszczęśliwszą osobą na ziemi. Natomiast nie wiedziałam, że to aż tak szybko to nastąpi. Przez osiemnaście lat żyłam w cudownej, kochającej się rodzinie. Czułam, że rodzice mnie kochają i robią wszystko aby mi to udowodnić. Nie chodzi mi w tym momencie o pieniądze, czy rzeczy materialne. Chodzi głównie o to niesamowite uczucie wypełniające moje serce, nazywane przez wszystkich miłością. U mnie w domu nigdy tego nie brakowało, a nawet mogę rzec, że było tego za dużo, ale to chyba dobrze co nie? Lepiej jest żyć w rodzinie, która cię kocha i na każdym kroku to pokazuje i się tego przede wszystkim nie wstydzi. Niż żyć w rodzinie, która nie potrafi tego pokazać i na każdym kroku tylko udaje, jak to jest fajnie i w ogóle. Dla mnie takie zachowanie jest najnormalniej w świecie głupie, ponieważ jeżeli kogoś szczerze kochasz to mu to pokaż, to nic trudnego i nie ma się czego wstydzić. Miłość to wspaniała rzecz, która powinna spotkać każdego człowieka na ziemi, a najlepiej jakby towarzyszyła mu od samych narodzin do późnej starości.
Weszliśmy z Louisem do domu, a zaraz po przekroczeniu progu do naszych nozdrzy wleciał zapach polskich specjałów. Jestem ciekawa czy Louisowi będą one smakowały. Jestem pewna, że jeszcze nigdy w życiu nie jadł tego typu rzeczy, jak rosół, bigos czy schabowe. Weszliśmy w głąb domu i od razu skierowaliśmy się do kuchni. Mama razem z babcią przygotowywały obiad. Mimo, że matka z synową to i tak świetnie się dogadywały. Raz rozmawiały po polsku raz po angielsku. Mama świetnie radzi sobie z językiem polskim i nie sprawia to jej żadnej trudności w porozumiewaniu się nim. Stanęliśmy w kuchni i przyglądaliśmy się ich poczynaniom. Lou stanął za mną i objął mnie ramionami w talii. Kocham jak mnie obejmuje i przytula do siebie. Cmoknął mnie w miejscu pod uchem, a ja momentalnie się uśmiechnęłam. Nie chcieliśmy przeszkadzać naszym kochanym kucharkom, więc cichutko i na paluszkach przeszliśmy do ogrodu. Zastanawiałam się gdzie jest mój tata i co robi. Znając jego albo coś naprawia albo śpi. Jesteśmy strasznie do siebie podobni, ja także uwielbiam spać w każdej wolnej chwili. Wyszliśmy na zewnątrz i nie było dla mnie zdziwieniem, gdy zobaczyłam tatę śpiącego na hamaku znajdującego się pomiędzy drzewami w cieniu ogrodu. Odwróciłam się w stronę Louisa i przyłożyłam sobie palec wskazujący do ust, a drugą ręką wskazałam na miejsce gdzie znajdował się tata. Louis pokiwał głową, że w pełni mnie zrozumiał po czym przyciągnął do siebie i mocno przytulił. Jak mi tego brakowało, jego ramionach, jego uśmiechu, po prostu jego. Cieszę się, że Louis zostaje ze mną przez najbliższy tydzień, chociaż boję się przyszłego poniedziałku i konfrontacji jego z Łukaszem, wiem że nie będzie ciekawie, a nawet może dojść do rękoczynów, czego wolałabym uniknąć. Tak sobie myślę, że to jest najodpowiedniejszy moment, aby powiedzieć Louisowi o poniedziałku. Wiem, że nie zacznie krzyczeć ze względu na śpiącego tatę. Warto spróbować.
- Lou? - zapytałam, gdy usiedliśmy na huśtawce po drugiej stronie ogrodu.
- Hmm. - mruknął i zwrócił się w moją stronę.
- Bo wiesz, że jest taka sprawa. - zaczęłam.
- Tak?
- Bo w poniedziałek będę musiała zawieść babcię na rehabilitację. - dodałam i niepewnym wzrokiem popatrzyłam na niego.
- No i? - zapytał, ale dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze znaczenia moich słów.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że tam będzie Łukasz? - gdy wypowiadał to zdanie jego oczy znacznie się powiększyły.
- No raczej, w końcu to on rehabilituje moją babcię. - odpowiedziałam.
- To w takim razie ja jadę z tobą. - oznajmił, ale ja wcale nie cieszyłam się z tego powodu. No dobra, może jakaś malutka część mnie była w siódmym niebie, ale taka malusieńka. Co będzie jak się pobiją, albo ... nawet nie chcę o tym myśleć.
- Nie wiem czy to dobry pomysł Lou. - powiedziałam.
- Dlaczego? - zapytał i wyprostował się. Widziałam, że był zły mam tylko nadzieję, że nie na mnie.
- Bo nie chcę żeby coś się między wami stało.
- Obiecuję ci kochanie, że będę trzymał ręce przy sobie. - powiedział i cmoknął mnie w policzek. Po złym Louisie nie ma ani śladu.
- Serio? Bo wiesz nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Nic mi nie będzie dopóki będziesz obok. Bo jak zostanę z nim sam na sam, to będzie naprawdę nie ciekawie. - odpowiedział i objął mnie ramieniem. Czyli to oznacza, iż mam nie zostawiać ich samych, ok, zapamiętać.
- Dobrze, w takim razie będę cię cały czas pilnować. - uśmiechnęłam się i klepnęłam Louisa w udo. Cieszę się, że sam zaproponował, że pojedzie tam z nami. Boję się tego strasznie, ale co mam mu teraz powiedzieć. Pomyśli sobie, że coś łączy mnie z tym okropnym chłopakiem, a tak naprawdę nie jest.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ogrodzie dopóki moja mama nie zawołała nas na obiad. Poszłam obudzić tatę, a Louis wszedł do domu. Ruszyłam w jego stronę, a gdy byłam coraz bliżej mogłam spokojnie usłyszeć jak chrapie. Myślałam, że padnę ze śmiechu w tamtym momencie. Zaczęłam lekko klepać go po ramieniu, ale zauważyłam że to nie dawało takiego efektu jaki chciałam uzyskać.
- Tato, wstawaj. - powiedziałam w miarę głośno, ale to również nic nie dało. Skoro tak bardzo tego chcesz, pomyślałam to w takim razie zrobimy tak. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam się wydzierać.
- Pożar! Pali się! - krzyczałam coraz głośniej, aż tata gwałtownie poruszył się i prawie że wypadł z hamaka. Na szczęście wystawił jedną nogą i podparł się nią na ziemi. Zdezorientowany popatrzył na mnie i widziałam, że był zły.
- Czyli, że się nigdzie nie pali, tak? - zapytał, a ja zaczęłam się śmiać. Tata po chwili do mnie dołączył i z uśmiechem na ustach poszliśmy w stronę domu, a następnie jadalni. Wchodząc zauważyłam, że już wszyscy siedzą na swoich miejscach, nawet Max siedział dumnie w swoich krzesełku i machał ochoczo rączką w naszą stronę.
- Jo? Gdzie się paliło? - zapytała babcia, gdy usiadałam obok Louisa, a ten cmoknął mnie w policzek. Lekko się zaczerwieniłam, bo zrobił to przy wszystkich tutaj zgromadzonych, a w dodatku gdy się na nas patrzyli. Popatrzyłam na tatę, a ten na mnie i wybuchnęliśmy śmiechem. Wytłumaczyłam w skrócie co się działo w ogrodzie, na co wszyscy zaczęli się śmiać z taty, a gdy powiedziałam że prawie spadłby z hamaka to mama prawie zakrztusiła się sokiem, który właśnie piła. Popatrzyłam na nią i już miałam biec na ratunek, ale mama uśmiechnęła się do mnie i wróciła do jedzenia. Muszę przyznać, że mama plus babcia równa się niesamowite danie. Wszystko jest pyszne, nawet Maxowi smakuje, a jest bardzo wybredny.
- Babciu to jest pyszne. - powiedział Louis i nagle wszyscy się na niego popatrzyliśmy. Dlaczego? Bo powiedział to po polsku i z fajnym akcentem.
- Stało się coś? - zapytał chłopak i popatrzył na nas wszystkich po kolei. - Coś nie tak? - zapytał ponownie.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - jako pierwsza otrząsnęłam się z szoku. - Po prostu jesteśmy zaskoczeni, że potrafisz powiedzieć coś po polsku. - dodałam.
- Ah to przepraszam jakoś mi się wymsknęło. - powiedział ze skruchą.
- Nic się nie stało, nie spodziewaliśmy się, że umiesz coś powiedzieć w naszym ojczystym języku. - wyjaśnił tata.
- Kiedy się tego nauczyłeś ?- zapytałam, a chłopak popatrzył na mnie.
- Po nocach ślęczałem ze słownikiem angielsko-polskim i kułem te wasze dziwne i nie do wymówienia słowa i zwroty. - odpowiedział, a ja złapałam go za dłoń spoczywającą na jego kolanie i lekko ścisnęłam. Chciałam tym gestem dodać mu trochę otuchy. Z resztą nie wiem dlaczego czuje się taki zawstydzony, a na jego policzkach widać czerwone plamki. Czy Louis Tomlinson się czerwieni? Tak, a ja nigdy jeszcze nie widziałam, aby ten chłopak się czerwienił. W takim wydaniu tez mi się podoba. Lou również ścisnął moją dłoń, wiem że czuł co chcę mu przekazać. Pochyliłam się w jego stronę i szepnęłam na ucho, tak aby nikt inny tego nie słyszał, ale i tak na nas nie patrzyli, bo wrócili do jedzenia pozostałości na ich talerzach.
- Podoba mi się twój akcent, jest taki seksowny. - chłopak zrobił tylko wielkie oczy, a ja zadowolona z siebie wróciłam do jedzenia obiadu.  Nie puściłam dłoni Louisa do końca posiłku., nawet podczas deseru, którym były lody waniliowe z owocami. Chłopak nic nie odpowiedział na mój nietypowy komentarz, ale chyba mu się to podobało, bo do końca posiłku uśmiechał się jak głupi do sera. Mama z babcią zaczęły sprzątać ze stołu, a tata wziął Maxa i poszli pobawić się w piaskownicy. Ja również wstałam od stołu i zaczęłam pomagać, na to babcia od razu mnie zganiła, żebym zajęła się swoim chłopakiem bo na pewno bardzo się za nim stęskniłam. Babcia to niesamowita kobieta, wie wszystko i przede wszystkim to rozumie. Podbiegłam do niej i dałam szybkiego całusa w nastawiony przez nią policzek. Oczywiście mamę też ucałowałam i wróciłam do Louisa, który tylko grzecznie podziękował za obiad zanim pociągnęłam go w stronę schodów prowadzących do mojego pokoju.
- To co robimy? - zapytałam i padłam na łóżko, a Lou wszedł za mną po czym zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.
- Ja to na początku chciałbym pocałować moją kochaną dziewczynę. - odpowiedział, a ja podniosłam głowę z poduszki i popatrzyłam na niego, a na jego twarzy zagościł piękny uśmiech.
- No to chodź. - powiedziałam i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, którą od razu ujął i usiadł obok mnie. Po chwili pochylił się nade mną i cmoknął niepewnie w usta. Odchylił się w tył, a następnie popatrzył w oczy, tak jakby chciał mnie przez to zapytać o moją zgodę na dalsze działanie. Lekko kiwnęłam głową i wtedy zauważyłam na ustach chłopaka uśmiech, a następnie zaczął mnie całować. Wiem, że przez to chciał pokazać mi jak bardzo mnie kocha i to mu się udało. Włożyłam mu ręce we włosy i zaczęłam lekko za nie ciągnąć. Położyłam się na plecach, a Lou obok mnie także jego prawa noga była położona między moimi wyprostowanymi. Louis włożył prawą rękę pod moją koszulkę i zaczął kreślić kółka na skórze mojego brzucha, nie powiem ale mi się to podobało, a nawet bardzo.
- Lou to łaskocze. - szepnęłam wprost do jego ust, gdy tylko się od siebie oderwaliśmy. Chłopak ledwo zauważalnie się uśmiechnął, a następnie kontynuował atak na moje usta i jechał dłonią w górę, aż dotarł do piersi. Nie mógł się oprzeć i musiał obie ścisnąć. Usłyszałam wtedy głęboki jęk wydobywający się z jego ust. Podoba mu się ta zabawa, mnie również, ale należy coś zmienić. Podniosłam się i popchnęłam Louisa na miejsce obok mnie, tak że teraz to on leżał na plecach, a ja usiadłam na nim okrakiem. Pochyliłam się i zaczęłam całować. Chłopak włożył swoją lewą rękę pod moją koszulkę, a drugą trzymał na mojej pupie, którą od czasu do czasu mocno ściskał. Ja natomiast włożyłam swoje obie dłonie w jego włosy i tak jak poprzednio zaczęłam je tym razem trochę mocniej ciągnąć.
- Jo, co ty ze mną robisz? - zapytał chłopak i poruszył się pode mną, a ja mogłam wyczuć coś twardego. Dopiero po chwili doszło do mnie co to jest i zrobiłam wielkie oczy, a Lou zaczął się do mnie szczerzyć. Popatrzyłam na dół, na niego i wiedziałam do czego to zmierza. Nie teraz, nie dzisiaj, nie, po prostu nie. Ześlizgnęłam się z chłopaka. Usiadłam  po turecku na łóżku plecami dotykając ściany.
- Jo? Co się dzieje? - zapytał Louis i usiadł obok mnie w takiej samej pozycji.
- Nie mogę. - szepnęłam i spuściłam głowę. Chłopak podniósł mój podbródek, tak że teraz patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Czy ty myślałaś, że my coś ... no wiesz. - zapytał, a ja kiwnęłam głową.
- Już ci kiedyś mówiłem, że poczekam ile tylko będziesz chciała, dam ci tyle czasu ile tylko potrzebujesz. - powiedział i delikatnie cmoknął mnie w usta.
- Naprawdę? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Nie będę cię do niczego zmuszał, jeśli nie masz na to ochoty, ani jeśli nie jesteś gotowa. - odpowiedział.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka w policzek.
- Przepraszam jeżeli tak to odebrałaś. Chciałem cię jedynie pocałować, nic więcej.
- Rozumiem i ja również przepraszam. Pewnie pomyślałeś sobie, że chce to zrobić, ale ja nie byłabym nawet w stanie wiedząc, że na dole siedzą moi rodzice i babcia.
- Wiem kochanie. Poczekam razem z tobą, bo chcę aby to było wyjątkowe przeżycie dla ciebie, ale również i dla mnie. - powiedział i uśmiechnął się szeroko. Teraz wiem, że Louis mnie w pełni rozumie i chce dla mnie jak najlepiej. Kocham go, a on kocha mnie. Chce poczekać, dla mnie i nie naciska tak bardzo i mówi, że już musimy to zrobić, póki tutaj jest. I to jest piękne, taki chłopak to skarb. Ale też patrząc na to z drugiej strony, przecież nie będzie wiecznie czekał na mnie. Ta myśl mnie bardzo smuci, ale może w końcu się przekonam do tego wszystkiego i zrobię ten pierwszy krok.
- Może chodźmy na dół, bo twoi rodzice pomyślą sobie, że nie wiadomo co robimy. - powiedział, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia i wstał z łóżka. Przeciągnął się, a następnie podał mi rękę i pomógł wstać.
- Masz rację, chodźmy. - odpowiedziałam. Pościeliłam łóżko i wyszliśmy z pokoju.
- Muszę jeszcze iść do łazienki, poprawić włosy. - oznajmiłam i skręciłam na lewo, gdy byliśmy na korytarzu. Lou wszedł za mną i zamknął za nami drzwi. Stanęłam przed wielkim lustrem, wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam robić coś z moimi włosami. Za bardzo nie da się z nimi dużo zrobić, więc postanowiłam je tylko rozczesać. Kiedy odkładałam szczotkę na miejsce Louis stanął za mną i objął mnie ramionami w talii. Głowę położył na moim ramieniu i teraz oboje patrzyliśmy na swoje odbicia w lustrze. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham. - szepnął chłopak.
- Ciekawa jestem jak bardzo. - powiedziałam i nie spuszczałam z niego wzroku.
- Bardzo, bardzo. - odpowiedział.
- Bardzo, bardzo? Myślałam, że bardzo, bardzo, bardzo. - uśmiechnęłam się i zobaczyłam, że chłopak robi to samo.
- Tak, bardzo, bardzo, bardzo. - szepnął i cmoknął mnie w policzek.
- To dobrze, a teraz zejdźmy na dół. - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
Wchodząc do ogrodu zauważyłam, że tata bawi się z Maxem w piaskownicy, to znaczy mały się bawi, a tata siedzi obok na krześle i patrzy na poczynania swojego syna. Mama z babcia siedzą z boku ogrodu i o czymś żywo dyskutują, pewnie o gotowaniu. Gdy tylko tata nas zobaczył powiedział.
- O są nasze gołąbeczki. Moje wnuki już w drodze? - zapytał.
- Tato! - powiedziałam podniesionym i oburzonym głosem.
- No co? Ja tylko pytam, to jak było? - zapytał z uśmieszkiem na ustach.
- Nijak. - odpowiedziałam i popatrzyłam na Louisa. Ten tylko spuścił głowę i lekko się zarumienił. Drugi raz tego dnia, trzeba to będzie zapisać w kalendarzu.
- Chodź. - rzuciłam do Louisa i pociągnęłam go w stronę piaskownicy. Nie reagowaliśmy już na głupie komentarze mojego taty, tylko bawiliśmy się z Maxem. Nim się zorientowaliśmy na zewnątrz było już ciemno, a mały prawie nam zasypiał. Postanowiłam, że to ja dzisiaj położę młodego do łóżeczka. Tak dawno tego nie robiłam. Wzięłam brata na ręce, a ten od razu wtulił się w moją szyję. Louis poszedł za mną na górę i oznajmił, że mi pomoże. Zgodziłam się na jego propozycję, bardzo mi się ona spodobała, więc pomyślałam dlaczego nie? Gdy znaleźliśmy się w pokoju rodziców położyłam brata na łóżku. Oczywiście spał, więc jak najdelikatniej ściągnęłam mu ubrania i przebrałam w pidżamkę. Lou wziął go na ręce i włożył do łóżeczka.
- Więc z bajek na dobranoc dzisiaj nici. - szepnęłam w stronę chłopaka, a ten tylko się uśmiechnął i wyszliśmy z pokoju. Po drodze do naszych pokoi spotkaliśmy tatę, który tylko głupkowato się do nas uśmiechnął i powiedział.
- Wiesz Louis tą sytuację można jakoś naprawić. Cała noc przed wami.
- Tato. - próbowałam nie krzyknąć, aby nie obudzić Maxa. - Idź spać, bo gadasz głupoty. - dodałam, po czym wzięłam Louisa za rękę i skierowaliśmy się w stronę pokoi.
- Liczę na ciebie Louis. - powiedział na koniec i zniknął w pokoju. Westchnęłam tylko głośno, po czym pocałowałam Louisa na dobranoc w policzek i oboje zniknęliśmy w swoich pokojach. Szybko się przebrałam w pidżamę, czyli krótkie, dresowe spodenki i szeroka, biała bluzka. To chyba nawet jest koszulka Louisa, o ile się nie mylę. Poszłam umyć jeszcze zęby, a gdy wróciłam wskoczyłam do łóżka, zgasiłam lampkę i zamknęłam oczy. Nie mogłam zasnąć. Czułam, że czegoś mi brakuje, a tym czymś, a raczej kimś był chłopak, który aktualnie znajdował się za ścianą. Wpadłam więc na pewien pomysł.
Wzięłam do ręki telefon i szybko wystukałam wiadomość.

Jo: Śpisz?

Po chwili usłyszałam znajome piknięcie.

Lou: Nie, a Ty?

Szybko odpisałam.

Jo: Nie mogę zasnąć, brakuje mi kogoś.

Lou: Mi też.

Uśmiechnęłam się sama do siebie i wystukałam, tak mi się zdaje, ostatnią wiadomość dzisiaj.

Jo: To chodź do mnie, tylko cicho, żeby nikogo nie obudzić.

Już nie usłyszałam znajomego piknięcia, a dźwięk otwieranych drzwi. Nawet nie musiałam patrzeć w tamtą stronę, bo wiedziałam kto to. Ale ciekawość wzięła górę i musiałam. Gdy go zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Miał na sobie biały T-shirt i czarne bokserki, które opinały jego zgrabne pośladki w taki sposób, że...
- Jo, posuń się. - szepnął. Nawet się nie zorientowałam, kiedy znalazł się obok mnie. Przesunęłam się na miejsce obok i odsunęłam kołdrę. Chłopak wślizgnął się koło mnie, a ja położyłam głowę na jego torsie, a rękę przewiesiłam przez jego talię. Lou natomiast objął mnie swoimi umięśnionymi ramionami i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie tylko w czoło i powiedział.
- Dobranoc skarbie. - mruknęłam coś niezrozumiałego i odpłynęłam w świat snów. Teraz, gdy wiem, że Louis jest blisko mnie, jestem szczęśliwa i bezpieczna.

_________________________________________________________________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Rozdział miał się pojawić wczoraj, ale nie dałam rady. Wiecie święta się zbliżają i trzeba w domu pomóc. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :)
Co do rozdziału, to nie jestem z niego zadowolona, ale może Wam się spodoba :)
A jeśli chodzi o kolejny, to nie wiem kiedy będzie. Prawdopodobnie po świętach, mam nadzieję że się nie pogniewacie i nie będziecie na mnie za to źli.
Chciałabym dodać rozdział w urodziny Louisa, bo wiecie to w końcu on jest tutaj głównym bohaterem, ale nie wiem czy dam rade. No może jak coś mi się uda napisać przez weekend, to będzie, ale nie obiecuję :)
Poniżej dodałam notkę Liebster Award (tutaj), jakby ktoś nie zauważył :) W związku z tym chciałam bardzo podziękować dziewczynom, które mnie nominowały, nawet nie wiecie jak się cieszę że ktoś docenia moją pracę i przede wszystkim to mu się podoba. Dzięki :)
A tak na koniec to Wesołych Świąt :)

7 komentarzy:

  1. Lou jest taki słodki i uroczy, sama chciałabym takie fajne ciacho <3 co do rozdziału jest po prostu boski :) nic dodać nic ująć :p

    @claudialech

    OdpowiedzUsuń
  2. O ten rozdział nalezy do tych słodkich. Choc teraz przydalaby sie jakas akcja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww! Jakbym miała takiego chłopaka to bym go trzymała i nie wypuszczała. Dla Louisa i Jo każdy dzień w swoim towarzystwie to odskok od rzeczywistości.
    Rozdział jest bajeczny. Jak z bajki Disneya nie licząc niektórych fragmentów.
    WESOŁYCH ŚWIĄT
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz, dlatego nominuję Cię do Libster Award. Więcej szczegółów znajdziesz na : http://hate-you-were-my-friends.blogspot.com/p/libster-award.html
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. omggggggggg! Uwielbiam twoje opowiadanie! Masz OGROMNY talent *-* W wolnym czasie zapraszam na mój blog: http://never-be-well.blogspot.com/ i na blog mojej przyjaciółki: http://story--of-my--life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech... Przepraszam, że nie wyrabiam z komentarzami, ale przez ten BEZNADZIEJNY telefon.
    Rozdział fajny. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Lou jest znowu w Polsce. Razem z Jo są tacy słodcy...
    Wesołych Świąt,
    Anonimek
    PS. Pewnie się domyślasz, że czekam NN. :)


    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny czekam na następny
    Ps:wesołych świąt

    OdpowiedzUsuń